środa, 30 września 2015

4. When I look into your eyes, it's over

 – Proszę bardzo – Sam wpuścił Sarę do pokoju. Kobieta szybko omiotła go wzrokiem.
– Niezłe warunki – stwierdziła – Naprawdę nieźle się urządziliście.
Odwróciła się twarzą do Sama. Wpatrywali się w siebie przez chwilę.
– Nie wierzę,że tu jesteś – powiedział kręcąc z niedowierzaniem głową – Nie wierzę w to kim się stałaś.
– Ja też nie wierzę,że w końcu was odnalazłam.
Zrobiła krok do przodu zmniejszając dzielącą ich odległość. Zapomniała już, jak jest wysoki i musiała zadrzeć głowę by spojrzeć mu prosto w oczy. Wolno,z wahaniem uniosła dłoń i musnęła jego policzek opuszkami palców. Czuła,jakby prąd przepłynął przez całe jej ciało. Sam łagodnie odepchnął jej dłoń. Dziewczyna spuściła wzrok i westchnęła.
– Przepraszam,ty...wiem,że potrzebujesz czasu.
– Taaa,właśnie – odchrząknął Sam z zakłopotaniem.
– Może nie powinnam była was szukać – powiedziała z niewysłowionym bólem – Powinnam pozwolić ci odejść. Przysporzyłam ci tylko kłopotów. Nie liczyłam się z tym,że...
– Saro... – Sam chwycił ją za ramiona – Nie chodzi o to co było między nami. Ja...chciałbym tego podobnie jak ty,tylko że to nie jest właściwy czas.
Właściwy może nigdy nie nadejść – pomyślał gorzko.
– Zacznijmy od początku – zaproponował. – Pozwólmy sprawom toczyć się własnym torem. Nie patrzmy wstecz, bo to zaprowadzi nas donikąd.
– Masz rację – powiedziała po namyśle. Uśmiechnęli się do siebie, aż w końcu speszeni spuścili wzrok. Dokładnie jak kiedyś. Może i zaczynali od nowa,ale przeszłość tak łatwo nie da o sobie zapomnieć.
– To ja...ee,powinienem już iść. Dobranoc Saro.
– Dobranoc. – odparła zanim drzwi się zamknęły.


*


Tej nocy obaj bracia długo nie potrafili zasnąć. Wiercili się w łóżkach chcąc uwolnić się od natarczywych myśli i choć na chwilę pozwolić znużonym nowymi wyzwaniami umysłom odpocząć. Jednak łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. Chociaż to Sam borykał się ze zjawami przeszłości i dręczyło go, czy podjął odpowiednią decyzję pozwalając Sarze zostać,to na Deana spadło więcej utrapień. Z jego winy Kevin był martwy,a Gadriel uciekł. No i pozostawała jeszcze Imoen. Niech to szlag.
Przywołał w myślach obraz anielicy i westchnął przeciągle. Brak kobiety najwyraźniej dawał mu się we znaki. Żeby interesować się aniołem? Co do cholery jest z tobą nie tak, Dean? Już raz uległ urokowi anielicy a ona co? Chciała zabić jego brata. Drugi raz nie nie da się nabrać.
Nad ranem zasnął niespokojnym snem i obudził się po trzech godzinach snu. Dobre i tyle –pomyślał. Podszedł do umywalki i ochlapał twarz zimną wodą ostatecznie eliminując zmęczenie. Przed nim kolejny ciężki dzień, trzeba być w pełni sił.
Zmienił ubranie i wyszedł na korytarz. Jego ciężkie buty uderzające o marmurową posadzkę były jedynym dźwiękiem rozchodzącym się w bunkrze.
– Sammy?! – krzyknął łomocząc do drzwi pokoju brata – Wstawaj!
Sam otworzył drzwi. Jego mina świadczyła o tym, że brat go obudził.
– Co jest,Dean? – ziewnął opierając głowę o drzwi.
– Oh, daj spokój Sammy. Nie mamy czasu do stracenia.


*


Sarah również niezbyt dobrze spała. Obudziły ją podniesione głosy braci niosące się echem po korytarzu. Początkowo nie wiedziała gdzie jest,lecz szybko sobie przypomniała. Czym prędzej odświeżyła się i wyszła w poszukiwaniu źródła hałasu.
Głosy dobiegały z pokoju na samym końcu korytarza. Sam i Dean odwrócili w jej kierunku głowy. Na ich twarzach malował się wyraz zaskoczenia.
– Co robicie? – spytała podejrzliwie. Wciąż uważała, że przesadzają w kwestii nieufności do anielicy. Być może anioły bywały okrutne,ale wyczuwała, że ta konkretna osóbka nie stanowi żadnego zagrożenia i dlatego postawiła sobie za punkt honoru ochraniać ją.
– Kontynuujemy przesłuchanie – Dean wzruszył ramionami jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
– Okej... – powiedziała z wahaniem – Rozumiem,że wciąż musicie wybadać grunt,ale może pozwolilibyście jej chociaż się umyć i ubrać w coś stosowniejszego?
Dean parsknął a Sam spuścił wzrok zbierając myśli.
– O ile się nie mylę, Castiel prosił was,żebyście się nią zajęli. Tak wywiązujecie się z obietnic? Czuję się zawiedziona.
I chociaż jej słowa miały charakter perswazyjny, to doszukała się w nich odrobiny prawdy. Bo prawdą było to,że nieco rozczarowała się postępowaniem Winchesterów. Albo po prostu nie poznała ich od takiej strony.
Bracia milczeli, więc kontynuowała:
– Przypomnijcie sobie,jaki jest główny cel łowców. Tępić zło. Czy ona jest zła?
– Racja – westchnął Sam – Powinniśmy trochę odpuścić. Wciąż traktujemy ją jak współpracownika Metatrona,a ona przecież nie jest zagrożeniem.
– Oh,no i co w związku z tym? Mamy razem obchodzić Święto Dziękczynienia? – Dean nigdy łatwo nie ustępował. Brat popatrzył na niego z politowaniem i jak zwykle nieco go ułagodził.
– Dobra – Dean machnął lekceważąco ręką – Zrobimy to po twojemu.
– Masz – Sarah, która na moment zniknęła rzuciła Imoen kłębek ubrań. – Umyj się i przebierz. Potem do ciebie wrócimy.
Na korytarzu Dean złapał odchodzącą Sarę za ramię.
– Nie zrozum mnie źle – zaczął przepraszającym tonem – Cieszymy się,że cię widzimy. I że chcesz nam pomagać. Ale jeśli nie miałaś nigdy z czymś do czynienia,lepiej zostaw to profesjonalistom,okej?
Każde kolejne słowo wypowiadał coraz głośniej,a mimo to Sarah nie dała się zastraszyć.
– Nazywasz mnie amatorką? – warknęła – Może i nie siedzę w tym zawodzie tak długo jak ty,ale swoje przeżyłam. A już na pewno potrafię rozróżnić dobro od zła.
– Hej,hej,spokój – wtrącił się Sam. Popatrzył na brata karcąco i trącił go w ramię.
Dean i Sarah nie zwrócili na niego najmniejszej uwagi i nadal mierzyli się wzrokiem.
– Dobra – powiedziała wolno Sarah – Nie będę zabierać głosu w sprawie aniołów. Ale mam nadzieję,że wiecie co robicie.
Posłała jeszcze Samowi szybkie spojrzenie i wyminęła ich wracając do „swojego” pokoju.
Dean miał ochotę walnąć pięścią w ścianę dając upust złości, ale powstrzymał się ze względu na brata. Sarah zaczynała działać mu na nerwy,a wiedział jaką słabość ma do niej Sammy. I wciąż nie był zbyt zadowolony z jej obecności tutaj. Może i znała się na polowaniu,ale halo, od kiedy to oni zajmowali się wyłącznie polowaniem? Nie mogli jej odciągnąć od życia łowcy, ale powstrzymać przed wplątaniem się w sprawy Nieba i Piekła-owszem. I według Deana to właśnie należało zrobić. Ale jego zauroczony braciszek raczej pozostanie głuchy na głos rozsądku...


*


Niecałą godzinę później Winchesterowie siedzieli z rękoma na przedstawiającym mapę stole i wpatrywali się w Imoen. Ubrana w zwykły, biały podkoszulek i dżinsy pożyczone od Sary oraz umyta i i ze schludnie związanymi włosami kobieta w niczym nie przypominała tej przestraszonej istoty więzionej w kręgu ognia w piwnicy. Teraz była po prostu zagubiona wśród obcych.
Sam odchrząknął jako pierwszy przerywając ciężkie milczenie.
– Imoen... – zaczął spokojnie przeciągając sylaby – Opowiedz nam o swoim domu. Czym się zajmowałaś zanim...znalazłaś się tutaj.
– Z przyjemnością. – uśmiechnęła się z rozmarzeniem anielica – Mój dom to najpiękniejsze miejsce na świecie. Rośnie tam tyle drzew,że nie umiem ich policzyć,a każde z nich rodzi owoce. Trawa jest zielona i miękka,a woda w strumieniach tak czysta, że widzę swoje odbicie. Czasami chmury przepływają na wyciągniecie ręki i oh,ptaki! Śpiewają prawie przez cały czas. A ja ich słucham,chociaż nie mogę ich zrozumieć. Ale...po prostu lubię słuchać.
Nie da się chyba stwierdzić, który miał bardziej zdezorientowaną minę. Tym bardziej, że na koniec swojego wywodu Imoen posłała Deanowi uprzejmy uśmiech. Bracia wymienili wyrażające politowanie spojrzenia,a Dean spuścił wzrok i poruszył się nerwowo.


– To...cudownie – Sam uśmiechnął się sztucznie dalej brnąc w zaparte – A inne anioły? Czy one...słuchają z tobą?
– Oh,nie – zmarszczyła brwi – Odwiedza mnie tylko Gabriel. Kiedyś przychodził też Rafael,ale już od dawna się nie pokazuje a szkoda – westchnęła – Może i czasem bywał niemiły,ale lubiłam go bardziej niż Michała. Na szczęście tego widziałam tylko dwa razy.
Imoen uśmiechnęła się i zamrugała nie wiedząc,dlaczego Sam i Dean mają grobowe miny.
– Archanioły? – spytał głupio Dean – Odwiedzają cię...archanioły?
– Tak. Smutno mi czasem samej w tym ogrodzie,więc przychodzą i opowiadają mi historie o Niebie,Ziemi i Piekle.
– Jeśli dobrze zrozumiałem: Żyjesz sama w jakimś boskim ogrodzie,gdzie nie zapuszcza się żaden zwykły anioł?
– Eden – wyszeptał Sam i natychmiast odciągnął Deana na bok – Dean,to pokrywa się z wersją Casa. Nigdy wcześniej jej nie widział,bo jest wyizolowana w boskim ogrodzie! Stąd bierze się ta jej niewiedza o anielskich sprawach.
Dean potarł w zamyśleniu brodę.
– Może ona jest jakimś anielskim prorokiem?
– No...nie wiem – entuzjazm Sama nieco zmalał.
– A dlaczego nie? Pilnują jej archaniołowie. Przynajmniej na początku pilnowali. Tak jak proroków.
– Zastanów się. Po co Bogu anielski prorok?
– Jak mawiają, niezbadane są Jego wyroki. Czy jakoś tak – Dean zmarszczył brwi i spojrzał na obszerne księgozbiory z ciężkim westchnieniem – Może ci jajogłowi dadzą nam odpowiedź?
– Musimy coś z nią zrobić do tego czasu.
– Niech Sarah się nią zajmie.
– Dean...
– Co? – syknął. Następnie dodał nieco ciszej: – Skoro jest tak pewna,że Imoen nie stanowi zagrożenia i tak bardzo chce nam pomagać,to niech ma ją na oku. Tak będzie najlepiej dla wszystkich.
– Nie chcesz jej tu – skwitował Sam.
– Nie,nie chcę. A wiesz dlaczego?Bo nie chcę,żeby wdepnęła w to bagno drugą nogą.
– Ja też nie – Sam przeczesał nerwowo włosy – Ale...nie chcę jej stracić. Nie po raz kolejny.
Dean uniósł brwi i wolno pokiwał głową. Spodziewał się tego.
– Nie myślisz trzeźwo,Sam. – stwierdził – Wiesz dobrze,że w naszym przypadku jakikolwiek związek jest skazany na porażkę!
Nie chciał dodawać,że kobiety,z którymi sypiał jego brat w krótkim odstępie czasu opuszczały ziemski padół.
– Może i tak – przytaknął ponuro – Ale nie zamierzam pozwolić,by poświęcenie Sary poszło na marne.
Sam odwrócił się i zaczął odchodzić,jednak w połowie drogi zatrzymał się i zesztywniał.
– Zaraz... – zmarszczył brwi rozglądając się dookoła – Gdzie jest Imoen?
O cholera...
– Imoen?! – krzyczeli na zmianę raz jeden,raz drugi jak oparzeni ganiając z kąta w kąt aż skończyli przed wejściem do twierdzy.
– Jeśli coś jej się stanie i uwolni tą energię będziemy mieli na głowie stado pierzastych dupków!
Nie patrz tak na mnie!To nie moja wina.
– Tak,ale to tobie zebrało się na uzewnętrznianie!Sarah powinna się nią zająć,żeby nic podobnego już się nie stało!
Na dodatek rockowym brzmieniem odezwał się telefon.
– Szlag by to! – zaklął Dean. Popatrzył na wyświetlacz. Cas.
– Hej Cas – odparł siląc się na beztroski ton – Jak idą plany dokopania Metatronowi?
– Ee,szczerze mówiąc nijak. Co z Imoen?
– O,świetnie,ona jest... – odchrząknął – Dowiedzieliśmy się o niej kilku rzeczy. Sam połączył wszystko w całość w swoim nerdowskim umyśle.
Brat popatrzył na niego groźnie,lecz Dean zbył go niewinnym uśmieszkiem.
– Dobrze. Już do was jadę.
– N-nie. Nie musisz się tak spieszyć.
– Dean...
– Ucieka mi zasięg. My... – rozłączył się i schował telefon do kieszeni.
– Cas tu jedzie – oznajmił Samowi przygryzając dolną wargę.
– Co się stało? – spytała Sarah, która dosłownie przed chwilą wyłoniła się zza mosiężnych drzwi.
– Imoen uciekła – powiedział Sam ponuro – I jeśli coś jej się stanie to mamy przerąbane.
– No to na co czekamy? – Sarah rozłożyła ramiona – Szukajmy jej. Nie mogła uciec daleko.
Bunkier Ludzi Pisma znajdował się u schyłku lasu. Co prawda był on rzadki,ale rozciągał się na sporej przestrzeni, także na wzniesieniach.
– Rozdzielmy się – zaproponował Dean.
Sam poszedł na zachód,Sarah na wschód,a on na północ.
Był wczesny ranek i na przyschniętej trawie szkliły się jeszcze krople rosy sprawiając,że było ślisko. Wołanie Sary lub Sama zagłuszały niekiedy ptaki budzące się ze śpiewem na ustach. Albo raczej dziobach. Dean szedł przed siebie klnąc pod nosem na czym świat stoi.
– Imoen?! – wrzasnął na całe gardło. Buzowała w nim wściekłość. Nie wiedział na co bardziej jest zły:na to,że narazili ją i siebie przy okazji na atak aniołów czy na siebie samego za to,że nie dotrzymał słowa danego Casowi.
Teren zrobił się wyższy i już po chwili nie słyszał wołania pozostałych. Na swoje szczęście wtedy ją zobaczył. Siedziała na zwalonym pniu drzewa i rozglądała się na boki zafascynowana. Nie zauważyła go,była bowiem zajęta nasłuchiwaniem odgłosów ptaków.
– Imoen – powiedział,a raczej stwierdził tonem nie znoszącym sprzeciwu. Był podobny do tonu ojca karcącego dziecko. I takim dzieckiem poniekąd Imoen była.
Odwróciła głowę i uśmiech zamarł jej na ustach.
– Co ty wyprawiasz? – spytał podchodząc bliżej.
– Rozmawiałeś z Samem dość długo, więc pomyślałam,że...
– Że co? – warknął nie na żarty rozzłoszczony Dean – Że pójdziesz podziwiać cholerne widoki? Nie wolno ci wychodzić na zewnątrz bez któregoś z nas,rozumiemy się?
– Tak – szepnęła spuszczając głowę – Przepraszam. Nie chciałam cie zasmucić.
– Zasmucić? – prychnął – Spójrz na mnie. Ja nie jestem smutny. Ja jestem wściekły. Chodźmy już, bo nie ręczę za siebie.
Imoen posłusznie skinęła głową i wstała z pnia znajdującego się na wzniesieniu porośniętym trawą,mchem i liśćmi. Dopiero teraz Dean zauważył,że była bosa. Nagle pośliznęła się na mokrych liściach i runęła w przód. A raczej tak by się stało,gdyby jej nie złapał. W odpowiednim momencie chwycił ją za ramiona,a ona instynktownie oparła dłonie o zgięcia jego łokci.
Nieśmiało uniosła głowę do góry i spojrzała swojemu „wybawcy” w oczy. Zauważyła,że były barwy rosnącej tu trawy. Zbyt mały jednak miała jeszcze staż na Ziemi,żeby odczytać z nich troskę i ukryte gdzieś głęboko,kiełkujące pożądanie.

-----------------------------------------------------------------

Troszkę się wyjaśniło,ale to jeszcze nie koniec niespodzianek ;)

piątek, 25 września 2015

3. Can't remember to forget you


Początkowo w odzianej w obcisłe spodnie i zapiętą skórzaną kurtkę kobiecie bracia nie poznali Sary Blake. Miała zacięty wyraz twarzy i związane w kucyk włosy, z którego w przeciwieństwie do dawnych czasów nie uciekało ani jedno pasemko. Na widok Winchesterów jej oblicze złagodniało,a oczy rozszerzyły się. Teraz przypominała tą delikatną, bardzo kobiecą Sarę którą znali. I chociaż obaj stali jak wryci, nietrudno zgadnąć, że to Sam był bardziej wstrząśnięty. W jego głowie rozpoczęła się szaleńcza gonitwa myśli.
– Dean...Sam – wyszeptała Sarah rzucając się w ramiona starszemu z Winchesterów, który zamrugał oddając uścisk. Potem zaś wspięła się na palce ściskając Sama. Kiedy się odsunęła, w nikłym świetle latarki udało jej się dostrzec błysk w jego oczach.
– Nareszcie was znalazłam...


*


Impala,w przeciwieństwie do jej właściciela i jego brata, spokojnie sunęła po szosie w kierunku fortecy. Jeden z wilkołaków był martwy, a z zeznań Sary wynikało, że reszta opuściła miasto w obawie o własne życie. Życie, które odbierała im ona, Sarah Blake. Łowczyni.
Winchesterom wciąż nie mieściło się w głowie to, czego byli świadkami.
– Jak ona mogła tak po prostu zostać łowcą? – zastanawiał się rozgorączkowany Sam.
– Tak właśnie działamy na kobiety,Sammy – odparł z uśmiechem Dean.
– To nie jest śmieszne, Dean – skarcił go brat – Ktoś taki jak Sara powinien mieć normalne życie, pracę, rodzinę, prawdziwy dowód tożsamości...
– „Ktoś taki” to znaczy jaki? Sam,nie jestem zachwycony jej decyzją, ale jeśli któraś z kobiet, które spotkaliśmy polując mogłaby podołać życiu łowcy to właśnie Sara. Ma silny charakter. Odpowiedni do tej roboty. No i niezła z niej laska. – dodał po namyśle.
Sam rzucił mu groźne spojrzenie, na którego widok Dean parsknął śmiechem.
– Wyluzuj. Przecież jest twoja.
– Ona nie...
– Bla, bla,bla, mówiłeś coś?
Młodszy z braci westchnął ciężko i spojrzał przez tylną szybę, w której widać było jadący za nimi samochód Sary. Wszyscy uznali,że najlepiej będzie porozmawiać w bezpiecznym miejscu.
– Miejmy nadzieję, że wszystko się wkrótce wyjaśni.


*


– Więc to dlatego nie mogłam was odnaleźć – skwitowała Sarah omiatając wzrokiem fortecę.
Kiedy znaleźli się w środku, dodała:
– Niezła baza dla łowców.
– Dokładnie – Dean zmierzył ją spojrzeniem spode łba. – Masz nam chyba dużo do opowiedzenia.
Sarah westchnęła i zrobiła kilka nerwowych kroków. Sam wskazał jej miejsce za stołem, on zaś stanął naprzeciwko ze skrzyżowanymi ramionami. Kobieta usiłowała wyczytać cokolwiek z jego twarzy. Jak bardzo będzie zły, jeśli wyzna mu prawdę? A może, co gorsza będzie rozczarowany? Czas się wreszcie przekonać.
– Po waszym wyjeździe nie umiałam sobie znaleźć miejsca. Coś się we mnie zmieniło. To co przeżyliśmy...otworzyło mi oczy. Nie umiałam żyć tak jak dotychczas wiedząc, jakie rzeczy czają się w mroku.
– I dlatego postanowiłaś zostać łowcą – stwierdził Dean. Sam wciąż tylko patrzył, a jego spojrzenie stawało się coraz smutniejsze.
– Tak – odparła przeciągle – I postawiłam sobie za cel was znaleźć.
– Dlaczego? – wtrącił Sam z wyrzutem.
Sarah wbiła w niego wzrok i westchnęła.
– Bo nie mogłam o tobie zapomnieć.
Dean odchrząknął i powiódł wzrokiem od brata po łowczynię. Doskonale czuł narastające napięcie.
– To ja...hm, pójdę sprawdzić co się dzieje w piwnicy.
Sam odprowadził brata wzrokiem i usiadł naprzeciwko Sary. Patrzyła na niego nie wzrokiem spłoszonej sarenki, lecz kobiety-wojowniczki gotowej walczyć o swoje.
– Wyjaśnijmy sobie coś. Nie zostałaś łowczynią ze względu na potwory.
– Także ze względu na nie – sprostowała – Chciałam cię odnaleźć. Pomyślałam, że zostanie łowcą to ku temu ogromny krok. Zajęło mi to kilka lat, ale jak widzisz się udało.
Uśmiechnęła się lekko i dotknęła jego wyciągniętej na stole dłoni ostrożnie, jakby mogła ją poparzyć.
– I po tylu latach nie rezygnowałaś? – Sam pozostał obojętny, ale nie chłodny.
– Czasami bywało ciężko, ale w głębi duszy ciągle miałam nadzieję. Ona pozwalała mi przetrwać najtrudniejsze.
Młodszy Winchester przeczesał palcami włosy. W ciągu kilku godzin jego życie odwróciło się o sto osiemdziesiąt stopni, a on sam został postawiony w trudnej uczuciowej sytuacji.
– Nie pomyślałaś, że mógłbym nie żyć i twoje poświecenie poszłoby na marne? I że ty sama mogłaś zginąć?
Nagle Sarah cofnęła rękę i pochyliła się nas stołem. Z jej twarzy zniknął uśmiech i zamiast niego pojawiła się chłodna stanowczość.
– Wiele razy otarłam się o śmierć,Sam. Podobnie jak i ty. A czy pomimo tego zrezygnowałeś ze swojego celu?
– Saro, nie porównuj mnie i siebie. Nie masz pojęcia przez co przechodziłem. Może i polowałaś na duchy, wampiry, tulpy czy wilkołaki. Albo nawet i demony. Ale nie nałożono na ciebie tak wielkiego brzemienia jak na mnie i Deana.
– Zapewne nie. Zostanie łowcą było tylko i wyłącznie moją decyzją, ale jej nie żałuję. Dzięki temu odnalazłam sens swojego życia. I nie namówisz mnie do porzucenia tego zajęcia na rzecz normalności.
To mówiąc,skrzyżowała ręce patrząc na Sama wyzywająco. Będzie ciężko, pomyślała. Ale się nie poddam. Zbyt długo o niego walczyłam.
W końcu Sam westchnął.
– Okej. – zaczął – Odnalazłaś mnie i Deana. Co dalej?
– Chcę wam pomagać.
– To,uh...
– Tylko nie wciskaj mi tych gadek o tym, że nie chcesz mnie narażać.
– Nie w tym rzecz Saro. Znam cię na tyle, żeby wiedzieć, że nie odpuścisz. Po prostu...muszę sobie to wszystko przemyśleć. Zjawiasz się nagle i twierdzisz, że chcesz nam pomagać. Zwłaszcza teraz, gdy mamy na głowie...
– Sam?! Dean?!
Po kutych schodach szedł Castiel trzymając dużą papierową torbę.
– Zdobyłem wszystko, czego potrzebujemy do zaklęcia. Przynieście składniki z magazynu i możemy...
Zamilkł na widok Sama siedzącego przy stole z jakąś kobietą. Posłał Winchesterowi szybkie spojrzenie.
– Yyhm, Cas, to nasza przyjaciółka Sarah. Jest łowcą.
Ostatnie dwa słowa ledwo przeszły mu przez gardło.
– A to Castiel. Jest...
– Aniołem – dokończył.


*


Wiele można było zarzucić Deanowi Winchesterowi, ale nie to,że nie wiedział, kiedy należy się ulotnić. Od początku czuł, że relacje Sama i Sary muszą wrócić do przeszłości, jednak nie sądził, że stanie się to tak szybko. Nie wiedzieć tylko czemu,postanowił udać się do piwnicy.
Ledwo zszedł po schodach, w oczy uderzył go błysk stale palącego się ognia w kręgu. Uwięziona w nim postać siedziała na podłodze obejmując rękoma kolana. Dłonie miała zaciśnięte na brzegu podartej sukienki usiłując ją podciągnąć. Łachman był jednak zbyt krótki i wciąż odsłaniał jej bose,brudne stopy. W burzy brązowych włosów nie dostrzegł wyrazu twarzy Imoen. Podszedł bliżej i zauważyła go. Podniosła głowę i rozszerzyła już i tak przepełnione strachem brązowe oczy. Instynktownie chciała się cofnąć, ale płonący ogień jej to uniemożliwił.
Dlaczego nie mógł przyjść ten wyższy? Tamten co prawda miał surowy wyraz twarzy, ale aż tak się go nie bała. A anioł? Gdzie się podział anioł?
Ścisnęła się więc silniej ramionami i wyszeptała „Zostaw mnie”. Rzecz jasna, Dean nie mógł zrozumieć słów, ale zrozumiał sytuację.
– Nie zrobię ci krzywdy – powiedział łagodnie – Właściwie to sam nie wiem dlaczego tu jestem. Coś w tobie mnie fascynuje.
Fascynowała go pod dwoma względami. Jej późniejszy upadek, brak ludzkiego naczynia,fala energii o której mówił Cas...to było inne niż to, co dotychczas wiedzieli o aniołach. No a drugą sprawą był jej wygląd. Była po prostu piękna. Dopóki nie dowiedział się, że nie ma naczynia,powtarzał sobie, że tak naprawdę to zupełnie inna osoba. Ale teraz wszystko się skomplikowało i fascynacja z pierwszego powodu wzięła się tak naprawdę z drugiego. Im częściej przywoływał w myślach jej widok, tym częściej myślał o tajemnicy jej upadku.
Nastąpiła jedna z tych rzadkich chwil, kiedy Dean Winchester mówił prawdę o tym, co dzieje się w jego wnętrzu. Świadomość, że dziewczyna go nie rozumiała pomagała mu wyrzucić z siebie tłumione w najdalszym zakamarku umysłu problemy. Usiadł więc na podłodze i zaczął do niej mówić, a ona, początkowo przestraszona, wyzbywała się strachu. Opowiedział jej o próbach,o Samie będącym w śpiączce,o Ezekielu wewnątrz niego,który okazał się być Gadrielem. Słuchała go nie rozumiejąc, ale wiedziała, że tym go uszczęśliwi. I chociaż zawsze myślała, że nigdy nie zobaczy człowieka, uszczęśliwienie go dało jej więcej satysfakcji niż w przypadku anioła.
Powoli podniosła się i wyprostowała. Teraz Dean mógł jej się dokładniej przyjrzeć. Jej ciało nie wyglądało na więcej niż trzydzieści lat. Prosta,biała suknia była podarta i brudna z ziemi,a sięgała jej ledwo do kostek. Na twarzy Imoen także widoczne były bruzdy, ale w żadnym wypadku nie ujmowało jej to uroku. Roztrzepane brązowe włosy spływały kaskadą aż do piersi,a brązowe oczy nie spoglądały już ze strachem, lecz zainteresowaniem.
Dean, zauważając, że zaczęła mu się przyglądać, urwał wpół zdania. A ona po prostu obdarzyła go powolnym uśmiechem zawierającym w sobie jeszcze odrobinę niepewności. Odwzajemnił uśmiech i otworzył usta,aby coś powiedzieć, kiedy nagle drzwi piwnicy otworzyły się i na dół zeszli Sam,Sarah i Castiel. Uśmiech natychmiast znikł z twarzy Imoen.
– A myślałam, że widziałam już wystarczająco dużo – wymamrotała Sarah – Anioły!Z jednym się przyjaźnicie, a drugi, w dodatku cały przerażony siedzi w jakimś ognistym kręgu czekając na wasze zmiłowanie!
– To dla bezpieczeństwa – spokojnie wyjaśnił Sam – Anioły wcale nie są takie jak w opowieściach. Bywają gorsze od demonów.
– No proszę was!Nie widzicie,że ta dziewczyna w kręgu nie stanowi żadnego zagrożenia?
– Tego nie wiemy, dopóki nie zadamy jej kilku pytań. – wtrącił Dean.
– Saro, mówiłem ci, że polowania to nic przy tym, co mamy tutaj. Jeśli faktycznie chcesz nam pomagać,musisz zaakceptować nasze warunki. – oznajmił Sam twardo. Z taką samą stanowczością zwracał się do torturowanych przez siebie demonów. I chociaż kosztowało go to wiele wysiłku, zdołał wykrztusić te słowa.
Sarah zacisnęła usta i odetchnęła głęboko. Spojrzała szybko na uwięzioną i odparła:
– Zgoda.
– Wow,czekaj Sam... – powiedział Dean.
– Ty nie pytałeś mnie o zdanie,więc ja nie zapytam o twoje – uciął i skinął na Casa, który wyciągnął wszystkie składniki.
– No to do dzieła – westchnął Dean zbyt oszołomiony i zraniony ripostą brata.



*


Sarah obserwowała cały proces przygotowywania zaklęcia w milczeniu. Wciąż przetwarzała informacje poznane przed kilkunastoma minutami i w myślach wyrzucała sobie naiwność. Naprawdę była tak głupia wyobrażając sobie, że Winchesterowie przez tyle lat wciąż w kółko polują na potwory? I że przyjmą ją z otwartymi ramionami?
Zaczęła żałować nieustannej pogoni ku odnalezieniu Sama i związaniu się z nim. Już prawie była u kresu wędrówki, to zatem normalne, że pojawiają się wątpliwości. Ale nie sądziła, że będą one dotyczyć takiej sytuacji.
Anioły...logicznym było ich istnienie przy założeniu istnienia demonów ale...z żadnym z nich nie miała dotychczas do czynienia. Gdyby nie bracia, nie wiedziałaby o istnieniu duchów i innych potworów. Teraz sytuacja się powtarza i zastanawiała się, czy na jej skutek jej życie znów się odmieni. Wiedziała jedno: o ile pozwolą jej zostać, nie cofnie się przed niczym. Nawet walką z aniołami.
– Więc... – zagaił Sam pochylając się nad stołem w głębi piwnicy. – O to tyle zamieszania?
Dean rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie.
– Jeszcze tylko enochiańskie zaklęcie i gotowe – odparł Castiel chwytając w dłonie naczynie z płynem o barwie bursztynu. Mikstura wydzielała silną woń przywołującą na myśl skisłe mleko połączone z odurzającą wonią kadzidła.
– Czy te wszystkie eliksiry nie mogą pachnieć na przykład jak jabłecznik? – mruknął pod nosem Dean.
Castiel wymamrotał nad czarą zaklęcie i mikstura zawrzała. Skinął głową i Sam zgasił krąg. Uprzednio wcześniej namalowali na ścianach symbole uniemożliwiające aniołowi opuszczania danego pomieszczenia, więc nie było możliwości,aby Imoen uciekła. Lecz ona była zbyt zdezorientowana, by myśleć o ucieczce.
– Imoen... – zwrócił się do niej Cas wręczając jej naczynie – Wypij to.
– Po co?
– Wtedy być może będziemy mogli ci pomóc.
Z ufnością skinęła głową. Wzięła miksturę w swoje delikatne, przybrudzone ziemią dłonie i skrzywiła się.
Całe szczęście, że anioły nie mogą wymiotować.
Zrobiła, co jej kazał i poczuła, jak wstrząsa nią dreszcz. Jednocześnie doznała wrażenia, że umysł rozświetla jej się milionem światełek,a każde z nich pulsuje mocniej od poprzedniego i gotowe jest w każdej chwili eksplodować w jej głowie. Przytłoczona nadmiarem takiej energii, osunęła się na kamienną posadzkę dygocząc. Zebrani obserwowali scenę z zapartym tchem. W końcu przestała drżeć i uniosła głowę rozglądając się na boki.
– Czy teraz możecie mi pomóc? – spytała. Po enochiańsku.
Dean zamknął oczy. A więc wszystko na marne.
– To zależy... – odparł ostrożnie Cas.
– Mam na imię Sarah – weszła mu w słowo. Podeszła o kilka kroków bliżej i spojrzała prosto w oczy anielicy. – Nie musisz się bać. Nic ci nie zrobimy.
Imoen uśmiechnęła się szeroko,a w jej oczach pojawiły się wesołe iskierki. Wreszcie jakaś przyjazna istota na tej Ziemi! I,zaraz. Rozumiała ją!
Sama siebie zaskakując, odparła:
– Witaj Saro. Nazywam się Imoen.
Mężczyźni otworzyli usta ze zdziwienia. Jako,że nie do końca posiadał ludzkie uczucia, pierwszy otrząsnął się Cas.
– Zacznijmy od początku. Mam na imię Castiel. A to są Sam i Dean Winchesterowie.
Przeciętny anioł od razu zareagowałby jakkolwiek na nazwisko braci,lecz Imoen przeciętnym aniołem nie była.
– Jesteście ludźmi – stwierdziła po prostu.
– A ty aniołem. I to nie jakimś tam pierwszym lepszym cherubinem. Lepiej dla ciebie, jeśli powiesz nam coś ty za jedna.
W tonie głosu Deana pobrzmiewał chłód, ale pozbył się ostrości. Imoen otworzyła usta i zdezorientowana powtórzyła:
– Nazywam się...
– Wiemy jak się nazywasz! – warknął Dean. Po chwili jednak się uspokoił i dodał: – Chcemy,żebyś nam opowiedziała, jak się tu znalazłaś.
– Nie wiem – spuściła głowę jak zawstydzone dziecko. – Nagle poczułam, że spadam. Ocknęłam się tutaj. Nie wiedziałam, że jestem na Ziemi.
– A myślałaś, że gdzie? – Sam zmarszczył brwi.
Imoen wzruszyła ramionami.
– W innej części Nieba. – oblizała usta i dodała: – Takiej,gdzie siedzą złe anioły.
– Jakie złe anioły? Metatron?
– Nie wiem o kim mówisz – Imoen spojrzała przepraszająco na Sama – O tych złych słyszałam tylko z opowieści. Tak jak i o Ziemi.
Sam i Dean wymienili spojrzenia. Zanim jednak zdążyli zadać kolejne pytanie, Imoen wyrzuciła jednym tchem:
– Proszę, nie róbcie mi krzywdy. Ja nie chciałam tu trafić, nie wiem dlaczego upadłam. Chcę tylko wrócić do domu. Proszę.
Wbiła w Deana przerażone spojrzenie swoich sarnich oczu w nadziei, że ze względu na ich wcześniejsze spotkanie ujmie się za nią. Mężczyzna nie dał nic po sobie poznać, ale w głębi duszy uwierzył jej. Tyle, że w dalszym ciągu w jej historii było coś dziwnego, co nie pozwalało spocząć wątpliwościom.
Skinął na brata i Castiela.
– Co o tym sądzisz, Cas? – spytał, gdy odeszli na stronę.
– Nie jestem pewien. W dalszym ciągu nie wiemy co to za anioł, ale chyba jednak nie jest groźna.
– No to co z nią zrobimy? – spytał Sam. Był całkiem rozbity. Najpierw odnaleźli Sarę i niespodziewanie mieli ją na głowie, a teraz jeszcze anielica, z którą nie wiadomo co począć. Jak widać anielska wojna to tylko początek problemów.
– Może tu zostać – nieoczekiwanie wypalił Dean i natychmiast tego pożałował. Sam zmierzył go krytycznym wzrokiem.
– A od kiedy to bezinteresownie pomagamy aniołom? Oh, nie mówię o tobie Cas.
– Ustaliliśmy, że nie jest groźna. Może nam się przydać. Może wie, jak zatrzymać Metatrona.
– Dean, nie liczyłbym na to. Sam słyszałeś, że ona nie ma pojęcia kim on jest. Właściwie... – popatrzył przez ramię – To mało o czym ma pojęcie.
– Co oznacza, że musimy ją mieć na oku – skwitował starszy z Winchesterów uśmiechając się fałszywie.
Sam westchnął i przeczesał palcami włosy.
– Okej. Załóżmy, że tak zrobimy. Jaka jest szansa, że następnego dnia nie będziemy tu mieli anielskiego szturmu?
– Właściwie to duża – Castiel zmarszczył brwi – Dopiero teraz na to wpadłem. Anielskie radio nie działa, więc nie tak łatwo nam się porozumiewać. A poza tym,nie odczuwam obecności innego anioła. Tak jakby jej tu w ogóle nie było.
– Jak to możliwe?
– Najwyraźniej jej energia jest wyczuwalna tylko wtedy, gdy Imoen znajdzie się w sytuacji zagrożenia życia.
– Tylko że wtedy mamy do czynienia z tsunami – dokończył Dean.
– I nadal myślisz, że to taki dobry pomysł ją tu trzymać? – Sam był nieustępliwy.
– To ja ją znalazłem. I to ja powinienem się nią zająć. Bądź co bądź to jedna z moich sióstr. Ale nie masz racji, Sam. Skoro anielskie radary jej nie wyczuwają, to tutaj będzie najbezpieczniejsza.
Dean skinął głową i spojrzał wyczekująco na brata.
– Zgoda – westchnął młodszy z Winchesterów.
– W porządku. – powiedział Castiel – A co z waszą przyjaciółką?
– Przenocujemy ją dzisiaj. Jutro zastanowimy się co dalej. Na dzisiaj mam dość. – powiedział Sam odchodząc w kierunku kobiet.
Dean zmarszczył brwi. Gołym okiem widać było, jak powrót Sary wpłynął na Sama. Z jednej strony chciał ją uchronić przed wplątaniem się w ich życie, z którego nie ma już powrotu,a z drugiej nie chciał pozwolić jej odejść. Rozumiał go. Jego brat miał nadzieję na zaznanie odrobiny normalności w tym popieprzonym życiu jakie wiedli. Zwłaszcza teraz,kiedy Kevin został zamordowany i nimi obydwu to wstrząsnęło.
– Twój brat chyba nie bardzo odnajduje się w tej sytuacji.
– Brawa za spostrzegawczość, Cas. Musimy dać mu trochę czasu.
– Kpij ze mnie dalej, ale odnoszę wrażenie, że Sama i Sarę kiedyś coś łączyło.
– To przelotna znajomość. Tak naprawdę nie byli ze sobą ani...no wiesz.
– Och – Cas westchnął z zakłopotaniem. Mimo jego długiego stażu na Ziemi, Deana wciąż bawił sposób,w jaki anioł podchodził do pewnych spraw.
Nie chciałby być na jego miejscu. Ta sytuacja jest gorsza od spotkania byłej kochanki.
Imoen i Sarah zwróciły pytające spojrzenie na Sama, który nagle się pojawił przerywając im pogawędkę.
– Okej – Winchester wziął głęboki oddech. – Idziemy stąd.


*


Kiedy już pousuwali wszystkie znaki uniemożliwiające aniołom opuszczanie pomieszczenia,wyszli na wyłożony kafelkami hol,który prowadził do okazałej biblioteki,oświetlonej przez nikłe światło stojących na drewnianych stołach lamp. To wszystko był dla Imoen tak nowe, że do każdego kąta zaglądała z-co zrozumiałe-nieludzką ciekawością.
– Czy tak właśnie mieszkają ludzie? – spytała podziwiając majestatyczne kolumny podtrzymujące sklepienie w bibliotece.
– Mniej więcej – odparł niechętnie Sam.
Dean patrzył kątem oka,jak dziewczyna rozgląda się na boki z dziecinną wręcz ciekawością. Zresztą,ona cała przypominała zagubione dziecko. Nagle bez powodu znalazła się w świecie,w którym nigdy wcześniej nie była i w dodatku została uwięziona przez ludzi żądających od niej prawdy, którą i ona chciała poznać. Trochę jej współczuł,nie zapominając jednak,że anioły bywają przebieglejsze od demonów. Tak czy siak, początkowa niechęć do anielicy się ulotniła i pozostała wyłącznie ostrożność.
Zza rogu wyłoniła się Sarah.
– Chodź za mną – zwrócił się do niej Sam – Pokażę ci,gdzie możesz przenocować.
Skinęła głową pozostałym i zniknęła w korytarzu prowadzącym do kwater mieszkalnych.
– Dean... – powiedział Castiel – Ja także powinienem już iść. Mam nadzieję, że sobie poradzicie.
Obydwoje spojrzeli na oddalającą się w głąb biblioteki Imoen. Dean westchnął przeciągle. Jeszcze tego samego dnia był łowcą gotowym wycisnąć z anioła wszystko co wie,a teraz zamienił się w niańkę.
– Okej Cas. – odparł po prostu.
Anioł popatrzył na niego przenikliwie.
– I żadnych więcej tortur.
– Taa,taa...pojąłem. Ona jest niegroźna.
Dla świata owszem, ale dla niego jako mężczyzny...
– Dam ci znać, jeśli czegoś jeszcze się dowiemy.
Nieoczekiwanie po raz kolejny został z anielicą sam na sam. Policzył do dziesięciu i podszedł do niej. Stała przy jednym z regałów i oglądała książkę.
– Co to jest? – spytała wręczając mu opasły tom.
– Książka. Ludzie je czytają,żeby się czegoś dowiedzieć jak Internet nawali – spojrzał na tytuł i skrzywił się. Ludzie Pisma zgromadzili wiele książek,ale nie wszystkie były skarbnicami wiedzy.
– A Internet to...?
– Można tam znaleźć wszystko – uciął ze zniecierpliwieniem. – Koniec wycieczki na dziś. Zaprowadził ją do jednego z wolnych pokoi i nakreślił kredą na drzwiach znak uniemożliwiający aniołowi ucieczkę. Tak...na wszelki wypadek.
– Rano po ciebie wrócimy – oznajmił chwytając za klamkę. Już miał wychodzić, ale Imoen go powstrzymała.
– Dean? – zagadnęła. Jego imię pierwszy raz rozbrzmiało w jej ustach. A właściwie to przyjemnie się rozpłynęło – O czym mówiłeś mi tam na dole?
– Nieważne. Zapomnij o tym.
– Coś cię trapi...
Zamarł. Ta dziewczyna nie pochodziła z tego świata,a w dodatku wcale jej nie znał a ona martwiła się o niego? Sądząc po jej minie wydawała się szczerze zaniepokojona. Już raz opowiadał jej o swoich problemach. Wystarczy.
– To nie twoja sprawa – oznajmił ostrzej. Wiedział,że się zlęknie i przestanie dociekać – I jeśli komukolwiek o tym powiesz,to nie będę się wstrzymywał z użyciem tego.
Wyjął zza kurtki ostrze.
– Dobrze – szepnęła – Przepraszam.
Dean po prostu złapał za klamkę i wyszedł. Na korytarzu oparł się o drzwi i wziął głęboki oddech. Chyba nie tylko Sam będzie miał problem...


------------------------------------------------

No? Zajarzyli kim jest Sarah? :D
Strasznie ją lubiłam,Crowley zebrał u mnie potężnego minusa kiedy ją uśmiercił :( A tak się cieszyłam wtedy,że znowu ją pokazali...
Przepraszam,że nie dodałam rozdziału planowo w środę,ale miałam możliwości. Październik się zbliża i może się tak zdarzać częściej,ale na pewno będą co tydzień. Jeśli nie,to poinformuję wcześniej :)

środa, 16 września 2015

2. Yet we find ourselves in a less than perfect circumstance

– Sam, ile razy mam cię prosić, żebyś nie kupował samej sałaty?!
Na widok brata Dean ze zniecierpliwieniem uderzył dłonią o blat stołu, na którym leżały otwarte książki z okazałej biblioteki w bunkrze. Relacje między nimi były napięte odkąd Dean podstępem wprowadził do ciała brata anioła,który zabił Kevina.
– O ciasto nawet nie pytam – mruknął powracając do lektury.
– Nie zdążyłem kupić wszystkiego. Mamy sprawę – oznajmił Sam stawiając zakupy na pierwszej wolnej powierzchni.
– I nie mogła poczekać aż kupisz coś jadalnego?
Sam, przyzwyczajony do humorów brata, po prostu go zignorował. Wyjął z torby gazetę i rzucił ją Deanowi pod nos.
– Kilka „rytualnych” morderstw w okolicy Lebanon. Ofiary rozerwano na kawałki, wszystkim brakowało serc.
– Wilkołak – stwierdził Dean znudzonym głosem – Ile było ofiar?
– W gazecie wspomniano o ósmej...
– Cholerstwo nie próżnuje – Dean poderwał się z krzesła – W porządku, jedziemy. Ale najpierw zatrzymamy się żeby coś zjeść. Umieram z głodu.
Obaj bracia drgnęli, kiedy po otwarciu głównej bramy ujrzeli w progu Castiela trzymającego na rękach nieprzytomną kobietę.
– Cas... – Dean zmierzył go wzrokiem – Co ty tu...
– Wyjaśnię wam później. – przerwał mu stanowczo Castiel szybko wchodząc do środka.
– Hej, hej, hej, czekaj Cas, kim jest ta dziewczyna? – spytał Sam doganiając go.
– Też chciałbym wiedzieć – odparł z surową miną. – Jedyne co wiem to to, że jest aniołem.
– Szpieg Metatrona?
– Wątpię. Znalazłem ją w lesie kilka mil stąd. Emanowała bardzo silną energią. Nie wiem co to za anioł.
– Zanieś ją do piwnicy – odezwał się szorstkim głosem Dean. Powszechnie było wiadome, jak nie cierpi on aniołów, oczywiście za wyjątkiem Castiela. – Sam, poszukaj świętego oleju. Trzeba zapalić krąg zanim się obudzi.
Sam spojrzał na brata z lekkim wahaniem, ale w końcu wyszedł. Często nie zgadzał się z Deanem w kwestii należytego postępowania, ale tym razem niechętnie przyznał mu rację. Sytuacja na anielskim froncie była zbyt napięta, by pozwolić sobie na jakiekolwiek ryzyko.
Cas ułożył dziewczynę na podłodze w piwnicy. Jako że wcześniej jej głowa wspierała się na ramieniu anioła, Dean nie widział jej twarzy. Rozlewając olej przyjrzał się jej dokładniej.
Dziewczyna w każdym calu wyglądała jak anioł ze stereotypowych opowiastek. Rozrzucone brązowe włosy odsłoniły twarz w kształcie serca, wąski nos i pełne, zaróżowione usta. Surowe oblicze starszego z Winchesterów nieco złagodniało.
To przecież tylko naczynie, była zupełnie kimś innym, ale nie ukrywając,była piękna.
Rozlał już cały olej potrzebny na krąg i patrzył na nią jeszcze przez chwilę, aż ta w końcu poruszyła się. Oprzytomniał i rzucił na ciecz odpaloną zapałkę.
Zapłonął Święty Ogień.


*


Imoen wolno otworzyła oczy, które prędko się rozszerzyły na widok płomieni. Zza nich dostrzegła anioła i dwóch mężczyzn. Przypomniała sobie wszystko. Upadek, Ziemia, spotkanie z innymi aniołami. Przemianę, która kosztowała ją tyle mocy.
Powiodła wzrokiem po stojących wokół kręgu. Pamiętała tego anioła, to jego wcześniej spotkała, natomiast tych dwóch sobie nie przypominała. Wiedziała już natomiast, że muszą być ludźmi. I to samymi w sobie, nie naczyniami. Wyższy z nich miał sięgające karku brązowe włosy i pytające spojrzenie wymalowane na twarzy. Drugi był nieco niższy, miał krótkie włosy i surowe spojrzenie. Na jego widok poczuła niepewność.
– Imoen...Pamiętasz mnie? Nazywam się Castiel. – Anioł się odezwał, lecz poza swoim imieniem nic nie zrozumiała.
– Dlaczego nie mówisz w naszym języku?
Mężczyźni popatrzyli po sobie zdziwieni.
– Nie rozumiesz innego języka niż enochiański?
Pokręciła głową.
– To zrozumiałe – powiedział do braci Cas – Anioły bez naczynia umieją się porozumiewać tylko w ojczystym języku.
–Ale... przecież ona ma naczynie...prawda? – spytał niepewnie Sam.
– Niezupełnie. Kiedy ją zobaczyłem, była w swojej niebiańskiej postaci. Kazałem jej poszukać naczynia, a wtedy ona...
– Ona co? – ponaglił Dean krzyżując ramiona.
– Uprościła swą postać do ludzkiej. Nie widziałem, żeby jakiś anioł wcześniej tak robił.
– Powiedziałeś, że nazywa się Imoen...
– Nie znam jej. Jest inna niż wszystkie anioły. I zachowuje się też inaczej.
– Co znaczy, że nie możemy jej ufać – skwitował Dean wyciągając skądś enochiańskie ostrze. – Wyciągnijmy z niej wszystko.
Imoen rozszerzyła oczy na widok spojrzenia, którym obdarzył ją krótkowłosy,a na widok mieniącego się w jego dłoni ostrza, zadrżała. Gabriel opowiadał jej o broni, która może zgładzić nawet anioła, ale  nie sądziła, że kiedykolwiek będzie jej dane ją zobaczyć. Na Ziemi najwyraźniej była dość powszechna.
– Proszę...nie rób tego – wyszeptała patrząc na niego błagalnie. Wzrok mężczyzny był twardy, nieustępliwy. Bała się go.
– Spokojnie. – Anioł wyciągnął do niej rękę w uspokajającym geście, po czym spojrzał karcąco na Deana. Ten patrzył na uwięzioną w płomieniach jeszcze przez chwilę aż w końcu opuścił ostrze.
– Okej – powiedział wolno Sam obserwując brata – To co z nią zrobimy?
– Chciałem ją zmusić do mówienia, ale skoro nie...
– Trzeba będzie ją przesłuchać. Delikatnie – dodał z naciskiem.
– Genialny pomysł Sammy, ale jak zauważyłeś ona nie mówi po angielsku.
Castiel myślał przez chwilę.
– Istnieje zaklęcie pozwalające aniołowi na poznanie ludzkich języków bez posługiwania się naczyniem. Tyle, że jest trochę skomplikowane.
– Nie będzie potrzeby – stwierdził Sam – Przecież ty możesz z nią porozmawiać.
– Nie – zaprotestował ostro Dean – Wolę usłyszeć jej zeznania osobiście.
Sam i Cas popatrzyli po sobie.
– Nie ufasz mi Dean? – spytał Cas. Jego twarz stała się idealną maską.
– Nie w tym wypadku – odparł Dean mierząc go spojrzeniem swych zielonych oczu.
Zapanowało ciężkie milczenie. Nawet Imoen poczuła niepokój.
– W porządku – powiedział anioł – Zdobędę składniki do zaklęcia. Bez skrzydeł będzie trochę ciężko, ale dam radę. Zajmijcie się czymś w tym czasie.
– A co z nią? – prawie krzyknął Sam – Będzie siedzieć w ty kręgu aż nie powie wszystkiego co wie?
Dean wzruszył ramionami i spojrzał na drobną postać w podartej sukni. Serce drgnęło mu nieznacznie z żalu na ten widok. Ale przecież nie mógł tego okazać. A poza tym Niebiosa były w strzępach i musieli mieć się na baczności.
– Nie widzę problemu. Nie musi jeść ani spać. Może tu zostać.
Sam otworzył usta,ale Cas położył mu rękę na ramieniu.
– Dean ma rację. Tak będzie najbezpieczniej.
Jednocześnie posłał mu szorstkie spojrzenie informujące, że nie dotknęły go wcześniejsze wymierzone w nań słowa.
– Świetnie – Dean nawet nie mrugnął – Chodź Sammy. Zdaje się, że mieliśmy sprawę.


*


Jeszcze tego samego dnia bracia wsiedli do Impali i wyruszyli na miejsce ostatniej zbrodni. Castiel wyjawił im składniki potrzebne do zaklęcia i okazało się, że w większość z nich bunkier jest wyposażony, więc do zdobycia zostały tylko trzy. Tym samym i on niezwłocznie ruszył na poszukiwania.
Winchesterowie jako agenci FBI szybko przeniknęli do szczegółów śledztwa. W zasadzie niczym się nie różniło od poprzednich-ofiara rozerwana na kawałki i pozbawiona serca.
–To już łącznie dziewiąta ofiara. – oznajmił jeden z policjantów kręcąc z niedowierzaniem głową – Gdybym nie był sceptykiem, pomyślałbym ,że to jakaś klątwa.
Bracia wymienili szybkie spojrzenia. Może to wcale nie wilkołak tylko działanie wiedźmy?
– Czy ofiary się znały? – spytał Sam.
– Nie, każda z kobiet pochodziła z różnych części miasta, miały inne zainteresowania, każda była w innym wieku...
– Kobiet? – Dean uniósł brwi.
– Tak, to jedyna zależność między ofiarami. Kimkolwiek jest ten morderca, gustuje w paniach.
– Coś mi się wydaje, że to niekoniecznie wilkołak. – stwierdził Sam zajmując miejsce pasażera w Chevrolecie.
– Też zastanawiałem się nad wiedźmą, ale nie pasuje. Kobiety nie były ze sobą nijak powiązane. A poza tym,wiedźmy biorą pomysły na zabijanie rodem z „1000 sposobów na śmierć”. Jeden sposób? Zdecydowanie nie.
– Nie miałem na myśli wiedźmy. Raczej watahę wilkołaków.
– To ma sens – przyznał Dean – Teraz tylko pytanie, jak ją wytropić.
W tym celu przesłuchali rodzinę ostatniej ofiary. Z ich zeznań wywnioskowali, że wszystkie ofiary napadnięto w mniej więcej tej samej okolicy, ale poza czekaniem na kolejny atak, niewiele mogli zrobić.
– Okej – powiedział Sam wkraczając do głównej sali w forcie – Powiedz o co chodzi z Castielem.
Dean usiadł na najbliższym krześle i położył nogi na stole pełnym materiałów dotyczących śledztwa. Uniósł brwi w udawanym zdziwieniu.
– Nie mam pojęcia o czym mówisz.
– Dean, on mógłby po prostu wypytać tą anielicę o wszystko, co chcielibyśmy wiedzieć.
– A skąd mielibyśmy pewność, że nie przekaże nam wyłącznie bzdur typu „Jestem Aniołem Pana” ? – starszy z braci podniósł głos.
– Bo to Cas...
– Właśnie – Dean uśmiechnął się krzywo – Ten sam Cas, który kiedyś nas oszukał i współpracował z Crowleyem. Powiedział, że nigdy wcześniej nie widział takiego anioła. Co jeśli dzięki niej wpadnie na kolejny genialny pomysł zostania nowym Bogiem?
Sam parsknął i położył dłonie na oparciu krzesła.
– Nie ma zupełnie żadnego sposobu, żebyś wyzbył się nienawiści do aniołów, co?
– Nie ma – przytaknął Dean. – I nie wmawiaj mi, że nagle stali się twoimi kumplami.
– Nie. Ale ja przynajmniej daję im szansę. Widzę szarość. Ty tylko czerń i biel.
– Mylisz się,Sam. Benny był wampirem, ale też moim przyjacielem. Pomógł mi wydostać się z Czyśćca. Ciebie też uratował, jeśli nie pamiętasz. Nie wmawiaj mi więc, że zabijam każdego napotkanego potwora bez mrugnięcia okiem! Wracając do tematu: zbyt wiele aniołów spotkaliśmy, żebym je polubił. Koniec kropka.
To mówiąc, wstał i rzucił do brata na odchodnym:
– Dzisiaj w nocy zapolujemy na te wilkołaki. Co do nich mam pewność, że są stuprocentowymi potworami.
Sam westchnął. Znał swojego brata doskonale i wiedział, że właśnie tak zareaguje. Jeżeli Dean się na coś uwziął, niemożliwym niemal było przekonanie go do zmiany zdania. Właśnie dlatego był teraz tutaj zamiast dawno zwiedzać Piekło. Dean zgrywał twardego, ale w głębi duszy był bardzo wrażliwy. Jak do tej pory nie znalazła się osoba potrafiąca skutecznie i na długo odsłonić jego prawdziwe oblicze. Nawet jemu i Casowi się to nie udało.


*


Imoen siedziała obejmując rękoma kolana. Ogień wciąż płonął dookoła niej i nikt się nie pojawiał. Czuła się zagubiona i chyba nawet trochę się bała. Kiedy upadła, trwała w błogiej nieświadomości. Myślała, że jest w Niebie,o którego poznaniu zawsze marzyła, a o którym słyszała tylko od archaniołów. Najwięcej o Niebie dowiadywała się od Rafaela. To on był przy niej najczęściej. O Ziemi zaś co nieco opowiedział jej Gabriel. Dzięki jego opowieściom myślała, że ludzie to po prostu istoty, których życie to tylko spanie, jedzenie i płacenie rachunków, czymkolwiek były . Dzisiaj jednak przekonała się, jak brutalny jest ten świat. Nie pojmowała także, dlaczego ten towarzyszący ludziom anioł pozwolił, żeby teraz tu tkwiła. Przecież sam ją tu przyprowadził,zabił w tym celu dwa anioły!
Miała nadzieję, że pozwolą jej stąd wyjść...ale co dalej? Nie wiedziała jak to możliwe, ale bramy Niebios były zamknięte,więc nie mogła wrócić do domu. Co się z nią stanie?
Zapatrzyła się w jeden punkt ponad linią ognia i myślała, myślała, myślała...


*


Zgodnie z ustaleniami, Winchesterowie wyruszyli w nocy na łowy uzbrojeni po zęby w srebro. Dean uwielbiał polować i zawsze się na tym skupiał, jednak tym razem jego myśli krążyły wokół zamkniętej w piwnicy anielicy. Niezupełną prawdą było to, że nie ufał Casowi. Fakt, kiedyś ich oszukał, ale w dużej mierze odbudował do niego zaufanie. Byli przecież rodziną,a dla Deana Winchestera rodzina to najważniejsza z wartości.
Chciał po prostu dowiedzieć się jak najwięcej. Kim była? Skąd pochodziła? Dlaczego Cas nigdy wcześniej nie widział anioła podobnego do niej? Po głowie krążyło mu wiele pytań i dlatego zależało mu na osobistym otrzymaniu odpowiedzi.
– Dean, nie mam pojęcia dlaczego nie skaczesz z radości na myśl o obserwowaniu lasek. – powiedział Sam nawiązując do duchowej nieobecności brata.
– Sorry Sammy, zamyśliłem się – mruknął w odpowiedzi.
– Taa, widzę. Czy to ma jakiś związek z naszym gościem?
– Gościem! – prychnął Dean – Raczej więźniem.
Zastanawiał się przez chwilę czy skłamać, ale w końcu odparł miękko:
– Ciekawi mnie kim jest. Nie wiem, czy zauważyłeś, ale spadła później niż inne anioły. A to już mi się nie podoba.
Sam zmarszczył brwi.
– Racja. To nie może być przypadek.
Dean gładko wszedł w zakręt i zatrzymał Impalę.
– Cieszę się, że udzielił ci się mój entuzjazm braciszku, ale póki Cas nie wróci możemy zająć się czymś pożytecznym. Na przykład wybiciem kilku wilkołaków.
Od kilku godzin obserwowali otoczenie, ale żadnych śladów zagrożenia. Za każdym razem, gdy przechodziła tędy jakaś kobieta, wytężali wzrok i nasłuchiwali odgłosów przerażenia, ale jak do tej pory nic się nie działo.
Ulica była ciemna, oświetlało ją tylko nikłe światło stojących w znacznej odległości latarni. Księżyc schowany za chmurami także nie ułatwiał im zadania. W końcu Sam wyprostował się na siedzeniu pasażera. Szturchnął drzemiącego brata.
– Co jest? – mruknął sennie niezbyt przyjaznym głosem Dean.
– Patrz! – Sam wskazał ubraną na ciemno kobietę skręcającą w ulicę jeszcze ciemniejszą niż ta, na której stali. Żadna z dotychczas obserwowanych się tam nie zapuszczała.
– Obstawiam panikę za 3...2...1... – powiedział pod nosem Dean szybkim krokiem zmierzając w stronę ulicy.
Bracia ostrożnie badali okolicę. Nikłe światło latarki rozświetlało mrok tylko na chwilę by z powrotem zmienić go w nieprzeniknioną ciemność. Idealny teren dla wilkołaka.
Kobieta, którą śledzili zniknęła im z oczu. Na ulicy nie było żywej duszy.
– Co do cholery? – zirytował się starszy z Winchesterów. – Pod ziemię się nie zapadła.
Wtedy gdzieś niedaleko usłyszeli warczenie,a potem odgłosy szarpaniny. Słychać było tylko linkantropa. Kobieta nie wydała z siebie ani jednego słyszalnego dźwięku. Winchesterowie natychmiast pobiegli w kierunku odgłosów i niemalże zamarli.
Nieznajoma mocowała się z wilkołakiem usiłując dźgnąć go srebrnym sztyletem. Ten jednak był od niej silniejszy i łatwo się nie poddawał.
– Hej! – krzyknął Sam celując pistoletem ze srebrnymi kulami – Odsuń się!
Kobieta spojrzała w ich kierunku i stanęła jak wryta nie bacząc na wilkołaka mogącego w każdej chwili rozerwać jej gardło. Sam nie czekał ani minuty dłużej i wystrzelił kilka razy wprost w potwora, który natychmiast padł na ziemię. Jego przeciwniczka oddychała ciężko, ale wciąż ani drgnęła. Dean skierował na nią światło latarki i oboje otworzyli usta ze zdziwienia.
– Sarah?!

-----------------------------------------------------------------

Wreszcie jakaś sensowna objętość :D
Mam nadzieję,że się podobało ;)



środa, 9 września 2015

1. At first sight I felt the energy...

Castiel jak co dzień wykonywał swoje zadania bez mrugnięcia okiem. Wprawdzie odzyskał łaskę, ale wciąż musiał się ukrywać. Nie mógł mieszkać z Samem i Deanem bez ryzyka odnalezienia bunkra przez anioły. A bunkier Ludzi Pisma był jedyną pewną fortecą na polu bitwy z aniołami.
W przerwie pomiędzy wykładaniem towaru na półkach stacji benzynowej, obmyślał wszystkie możliwe sposoby powstrzymania Metatrona. Niestety, każdy kolejny odrzucał uznając go za niewykonalny lub niewystarczająco skuteczny.
Ale tego dnia jego rozmyślania coś przerwało.
Nagle, ni stąd ni zowąd poczuł drżenie dookoła. To była jakaś tajemnicza, pulsująca energia rozchodząca się w promieniu kilkuset mil. Ale co ważniejsze, była tak silna, że niemal zwaliło go z nóg. Pierwszy raz spotykał się z taką energią, ale nie ulegało wątpliwości, że pochodziła od anioła. Nie zważając na zaskoczone spojrzenia rzucane mu przez pracowników i klientów,wybiegł ze sklepu i przystanął rozglądając się. Echo mocy było potężne, ale gdyby jej źródło znajdowało się daleko, nie odczuwałby tak rytmicznego pulsowania. Wskoczył więc za kierownicę swojego samochodu nie zważając,że jest w godzinach pracy i ruszył pozwalając przeczuciu dowodzić.
Doprowadziło go w okolice lasu znajdującego się nieopodal głównej drogi. W gąszczu drzew dostrzegł, że kilka zostało złamanych. Anielska energia pulsowała coraz mocniej i rytmiczniej. Trzymając w pogotowiu enochiańskie ostrze, ruszył dalej.
Jego oczom ukazało się troje aniołów. Aureole dwojga z nich świeciły blado nad męskimi naczyniami, trzeci z aniołów był kobietą. I...nie miał naczynia.
Anielica roztaczała wokół złoty blask, dostrzegalny tylko przez aniołów. Zwykły człowiek nie byłby w stanie jej zobaczyć. Jej twarz zasłaniało światło, jednak z plątaniny złotych promieni wynurzała się kobieca sylwetka,odziana w prostą, białą suknię, na którą spływały brązowe włosy ozdobione połyskującą, spiczastą tiarą.
– Upadłaś jak my wszyscy – odezwał się jeden z aniołów. – Jesteś teraz na Ziemi i nie wrócisz. Bramy Niebios są zamknięte.
– Jak to? – wyszeptała.
Drugi z aniołów popatrzył na nią z politowaniem.
– Uderzyłaś się w głowę spadając? Ach, zresztą nieważne. Znajdź jakieś naczynie. Idziesz z nami.
– Błąd,bracie – wysyczał Castiel niepostrzeżenie dźgając anioła ostrzem. Ten wydał z siebie jęk i jego naczynie eksplodowało światłem. Cas wykonał szybki unik i równie szybko załatwił drugiego anioła. Wyciągnął ostrze i spojrzał na nic nie rozumiejącą kobietę, chociaż jej oblicze wciąż było niewyraźne.
– Nigdy nie widziałem w Niebie anioła z taką aureolą. – powiedział po angielsku.
– Wybacz, nie rozumiem – odparła w języku aniołów. No tak. Nie miała naczynia. Anioł bez naczynia potrafi mówić wyłącznie po enochiańsku.
– Kim jesteś? – Castiel przeszedł na swój ojczysty ton.
– Nazywam się Imoen. Czy to prawda, że jestem na Ziemi?
– Tak – odparł z ociąganiem. – Upadłaś.
– A więc to prawda? O Bramach Niebios?
– Niestety tak. Spadły setki aniołów.
– Ty też?
– Ja nie upadłem – Castiel zacisnął usta – Ja,hm,...
Ludzkie uczucia, których zdążył się nauczyć odezwały się i odczuł niepokój. Ta anielica wzbudzała podejrzenia.
– Znajdź jakieś naczynie – polecił stanowczo – Ta energia, którą uwolniłaś przyciągnie tu wiele aniołów. Tak jak tych dwóch i mnie.
– Czy tym naczyniem jest człowiek?
Castiel zmarszczył brwi. Coś w tej Imoen ewidentnie się nie zgadzało. Anioł, który nie ma pojęcia o naczyniach?
– Tak. Musisz jakiegoś znaleźć i...
W tej samej chwili blask Imoen zbladł. Jej aureola stała się lśniąca jak u zwykłego anioła, a ona sama przybrała postać kobiety. Zniknęła okazała korona, zamiast sukni pojawiły się łachmany, a włosy splątały się. Na jej bladych ramionach i nogach widniały głębokie, świeże rany. Zachwiała się,a następnie upadła na kolana podpierając się rękoma.
Prawdziwy upadły anioł.
– Czy tak jest dobrze? – spytała podnosząc na niego spojrzenie pięknych, brązowych oczu. Był to najbardziej niewinny wzrok jaki kiedykolwiek widział. Znów odezwały się w nim wyuczone,ludzkie instynkty.
– Tak myślę – Castiel zamrugał przyzwyczajając oczy do nowego widoku. Chwycił ją za ramię i pociągnął w górę. Imoen zasyczała. – Znikajmy stąd. Ale najpierw powinnaś się uleczyć. Nie wiem, jak wiele energii zużyłaś do przemiany, ale na to powinno ci wystarczyć.
Kiwnęła głową i zamknęła oczy. Nie miała pojęcia, że może się uleczyć ani też jak to się robi, dlatego zaimprowizowała. Skupiła resztki energii, które w sobie czuła i je uwolniła. Błysnęło nieznacznie i nagle poczuła, że traci przytomność.
– Niech to – sapnął Castiel łapiąc osuwającą się kobietę. Wziął ją na ręce i ruszył w kierunku samochodu. Co tam praca, mogą go nawet wyrzucić. Niespodziewanie w samym środku niebiańskiej wojny pojawił się kolejny wróg...albo sprzymierzeniec.
Nie tracąc czasu, ruszył z piskiem opon w stronę fortecy Ludzi Pisma.



-------------------------------------------------------

Wprowadzę pewne utrudnienie. Od teraz tytuł i wykonawca piosenki,z której cytat widnieje w tytule znajdziecie w dziale "Playlista". Zainteresowanych odsyłam tam :)
 Przepraszam,że taki krótki,ale muszę jakoś oddzielać konkretne wydarzenia. A za długie rozdziały też nie są wskazane. Dla nieznających fabuły:Castiel to "oswojony" aniołek ;)
Jeśli dla kogoś jest coś niejasnego w fabule,niech zapyta w komentarzu. Postaram się jak najjaśniej udzielić odpowiedzi :)
Szykujcie się na Winchesterów w następnym tygodniu! :D

środa, 2 września 2015

Prolog: I'm left in here and it cuts so deep.

W jednej chwili wszystko zdawało się runąć. Drzewa rozciągające potężne konary, na których rosły słodkie owoce. Puszyste chmury na wyciągnięcie ręki. Płynący po zboczu porośniętego mchem głazu strumień szemrzący kojąco,a nawet ptaki przecinające nieboskłon z tylko sobie i Bogu znanym skrzekiem. To wszystko nagle zaczęło się oddalać. Nie, wcale nie runęło. To ona spadała.
Zorientowała się, gdy nie poczuła miękkiej trawy pod plecami. Zamiast niej roztaczała się nieograniczona przestrzeń, a ogród coraz bardziej się oddalał.
Sunęła coraz szybciej, chciała się zatrzymać, uczepić czegokolwiek, ale dookoła były tylko chmury, których puch przelatywał jej przez palce. Skrzydła też były do niczego;pęd sprawił, że nie mogła ich otworzyć. Gdzie są archaniołowie? Próbowała krzyczeć, ale głos uwiązł jej w gardle. Teraz nie widziała już nawet chmur. Wszystko spowiła czerwonozłota poświata.
Zamknęła oczy, a kiedy je otworzyła ujrzała majaczące w oddali spiczaste czubki drzew. Nie zdążyła im się przyjrzeć, bo oto jej ciało ogarnęło nieznanie dotychczas uczucie.
Ból.
Sparaliżował na moment każdą cząstkę jej ciała. Imoen zawyła przeciągle i dotarło do niej, że słyszy swój głos. Już nie spadała. Pod plecami czuła twardość gołej ziemi, a nad głową te same czubki drzew, które widziała w locie. Tyle, że to nie były owocowe drzewa z ogrodu. Te były ostre, zamiast liści miały igiełki,a konary miały przerażająco chude.
Gdzie ja jestem?,myślała gorączkowo rozglądając się na boki. Ledwo usiadła, poczuła kolejną falę obezwładniającego bólu.
Jej skrzydła. Kurczyły się. Miała wrażenie, że wnikają w jej plecy do wnętrza ciała jak ostre noże.Kiedy ból ustąpił, odczuła, że skrzydła rzeczywiście zniknęły. Jęknęła. Co się dzieje?
Podniosła się i zrobiła kilka niepewnych kroków. Trzeba odnaleźć archanioła. Tylko jak, skoro nie ma swoich skrzydeł?
Na miejscu upadku widniała sporych rozmiarów dziura, wokół której popękała ziemia. Spojrzała na nią. Skąd się tam wzięła?
Nagle w jej głowie rozległ się przeciągły pisk. Złapała się za głowę i ponownie runęła na ziemię. Zemdlała.
Kiedy otworzyła oczy, dostrzegła jedynie rozmyte kontury drzew niewyraźnie majaczące na niemal czarnym tle. Czy to te złe anioły mieszkają w takiej strasznej części ogrodu?
Z oddali rozległo się wycie. Imoen nadstawiła uszu zaciekawiona i uradowana. To musi być anielski róg, o którym opowiadał jej Rafael ! A więc na pewno w pobliżu są jakieś anioły, które pomogą jej znaleźć drogę powrotną.
Wycie dało się słyszeć coraz bliżej i po chwili z ciemności wyłoniły się niewyraźne kształty.
Gdzie ich aureole? – pomyślała. Szybko przekonała się, że to nie anioły. Przypominające kształtem cienie rzuciły się na nią z warkotem. Poczuła kły wtapiające się w jej ciało. To bolało! Krzyknęła i wtedy potężna fala światła rozcięła mrok szatkując napastników wydających w ciemność agonalne piski. Skąd te stwory wzięły się w Niebie?
Tym razem w ciemności zamajaczyły dwa bladoniebieskie błyski. To na pewno były anioły! Imoen wstała i ruszyła szybkim krokiem w ich kierunku. Zamarła,gdy zobaczyła poświatę roztoczoną wokół dwóch postaci. Nigdy wcześniej takich kształtów nie widziała.
Dwaj mężczyźni przestali się uśmiechać, gdy tylko ją zobaczyli.
– Przepraszam – zaczęła niepewnie. – Jesteście aniołami?
Popatrzyli po sobie,a ich twarze pobladły.
– Nie widzisz aureoli? – spytał jeden z nich po enochiańsku.
– Widzę. Ale nie anielską postać tylko...coś dziwnego.
– To... – drugi wskazał na siebie – Jest naczynie.
– Do czego służy naczynie?
Aniołowie mieli coraz bardziej zachmurzone oblicza.
– Kim ty jesteś? – spytał zduszonym szeptem ten pierwszy.
– Nazywam się Imoen. Nie wiem skąd się wzięłam w tej części Nieba. Możecie mi pomóc wrócić?
Zaśmiali się jak na komendę, lecz nie był to śmiech wyrażający radość, tylko nerwowość.
– Nie jesteś w Niebie. Spadłaś na Ziemię.

---------------------------------------------------

No to...zaczynamy :D
Cytat jest fragmentem piosenki Rusłany "Moon of dreams". Każdy inny,który będzie widniał obok numeru rozdziału odnosi się do całości,bądź jego części.
Rozdziały będę dodawać co tydzień.



Theme by Hanchesteria