Zagadka morderstw na aniołach
została wyjaśniona. Cóż,częściowo. Podczas dochodzenia Dean
spotkał swoją dawną znajomą, żniwiarkę Tessę. Wyznała,że to
w rzeczy samej nie Castiel stoi za mordowaniem swoich aniołów.
Sprawy miały się jednak jeszcze gorzej- Metatron wygłosił
propagandowy komunikat stawiający Castiela w złym świetle,a to
przez pryzmat jego więzi z Winchesterami. Obiecał im też powrót
do Nieba. Sprawiło to,że zgromadzone wokół Casa anioły odwróciły
się w stronę Metatrona. Fakt,że Castiel nie był w stanie zabić
Deana na ich żądanie tylko przepełnił czarę goryczy. Prawdę
odkryli jednak nieco później...
– Naprawdę wierzysz,że to ja
zabiłem te anioły? – spytał po raz kolejny Castiel kiedy po
wszystkim siedzieli w części bibliotecznej bunkra.
– Poświęciłeś całą armię
dla jednego człowieka. Nie ma takiej możliwości.
Anioł popatrzył na niego swoim
charakterystycznym wzrokiem i skinął wolno głową bezgłośnie mu
dziękując. Zaraz jednak zmarszczył brwi z niepokojem.
– Naprawdę myślisz,że nas
trzech wystarczy?
– Czterech tak naprawdę.
Sarah wywoła wojnę jeśli zmusimy ją do bezczynności. Poza
tym,zawsze wystarczało. – Uśmiechnął się połowicznie.
Atmosferę braterskiego
porozumienia przerwał odgłos ciężkich butów uderzających o
podłogę na dźwięk którego oboje zmarszczyli brwi.
– Chłopaki! – krzyknął
Sam podczas gdy on i Castiel zerwali się z krzeseł.
W ich stronę zmierzał bowiem
Gadriel. Szybko uniósł ręce na znak poddania się. Winchesterowie
patrzyli na niego spode łba.
– Czemu mamy ci ufać? –
spytał Sam
– Bo mogę wam go dać. Wiem
gdzie on jest. Wiem wszystko. O zamachowcach – zwrócił się do
Castiela – To byli jego agenci,nie twoi.
Powiódł spojrzeniem po
zgromadzonych.
– Rozumiem,że mi nie ufacie.
Popełniłem błędy,ale czy wszyscy ich nie popełniamy? Dajcie mi
chociaż szansę.
Odpowiedziało mu milczenie i
nowa porcja niechętnych spojrzeń.
– Poza tym... – zaczął
ponownie usiłując ratować swoją sytuację. – Metatron wie
wszystko o Imoen. A beze mnie trudno wam będzie go dostać.
To poskutkowało. Dean stojący
najbliżej niego rozchylił usta,które zaczęły mu drżeć.
Popatrzył na brata i Castiela. Sammy wzruszył ramionami nie wiedząc
co robić,zaś Cas...Cas rzadko kiedy zmienia swój kamienny wyraz
twarzy.
– Więc mówiłeś
prawdę,wtedy gdy cię przesłuchiwałem – oznajmił beznamiętnie
Dean. Powrócił wspomnieniami do tamtego momentu. Był tak
nabuzowany emocjami,że był gotów zabić Gadriela za granie na
zwłokę jeśli chodziło o Imoen.
– Tak naprawdę nic o niej nie
wiesz.
– Nic,przysięgam – Położył
sobie dłoń na piersi. – Poza tym,że siedziała w Edenie od
początku świata. Ale Metatron wie o niej wszystko. Jako jedyny poza
Bogiem,bo w końcu jest jego skrybą.
Starszy Winchester westchnął
ciężko. Czuł,że znamię pulsuje mu niemal żywym ogniem domagając
się krwi,ale myśl o Imoen gasiła ten żar sprawiając,że ledwie
się tlił. Wziął głęboki oddech i powoli wypuścił powietrze z
płuc.
– Dobra. Niech będzie.
Zaprowadzisz nas do niego,a wtedy zrobię z nim porządek. Ale
pamiętaj,jeden błąd i po tobie – oznajmił nieznoszącym
sprzeciwu tonem Dean.
– W porządku – Gadriel
skinął głową. – Ale nie sądzę,żeby pójście prosto do niego
było dobrym pomysłem. Metatron wykorzystuje mocą z anielskiej
tabliczki co daje mu niezwykłą siłę. Trzeba go osłabić.
– Przez zniszczenie tabliczki
– dopowiedział Sam. – Pytanie tylko gdzie ją trzyma.
– W swoim biurze w Niebie
oczywiście. – Dawny strażnik Edenu skinął głową.
– Słyszeliśmy,że istnieje
brama – powiedział Dean kiwając głową w stronę Casa. – Wiesz
gdzie jest?
– Tak.
– Czyli czeka nas wyprawa do
góry – westchnął Dean.
– Nie – powiedział
stanowczo Castiel – Nie was. Mam plan.
– Co? – Dean natychmiast się
wzburzył – Jeśli myślisz,że pójdziesz sam...
– Mam plan – powtórzył
twardo Cas mierząc Deana surowym spojrzeniem – A wy nie możecie
być jego częścią. Dlatego zostaniecie tutaj i do naszego powrotu
zajmiecie się ustaleniem pozycji Metatrona.
*
Niechętnie,lecz Winchesterowie
musieli się zgodzić. To była ich jedyna szansa. Oboje nienawidził
bezczynności,dlatego Sam bez słowa zabrał się do szukania
Metatrona na podstawie wskazówek Gadriela. Jego brat miał z kolei
inny pomysł,który powinien był zrealizować znacznie wcześniej.
– Hej – powiedział
otwierając drzwi do pokoju Imoen. Obrzucił spojrzeniem otwartą
komodę i wyrzucone z niej rzeczy. Dopiero potem dostrzegł,że
anielica stoi tyłem do drzwi i...nie ma na sobie bluzki.
Odchrząknął znacząco chcąc
stłumić westchnienie. Widok delikatnej koronki biustonosza na jej
nagich plecach sprawił,że przez jego ciało przepłynął dreszcz.
Miał ochotę podejść i przesunąć palcami po nagiej skórze aż
do zapięcia. Ale nie po to tu przyszedł.
– O,hej – Odwróciła głowę
na dźwięk jego głosu po czym szybko wciągnęła przez głowę
bluzkę. Stanęła z nim twarzą w twarz. Zauważyła,że jego oczy
pociemniały.
– Wszystko w porządku? –
spytała widząc jego zmieszanie.
– Taa,jasne,jak najlepszym. –
Ponownie odchrząknął usiłując przywołać reagujące ciało do
porządku. – Chciałem z tobą porozmawiać. Obiecałem ci to.
Imoen zadrżała w oczekiwaniu
na jego słowa. Wreszcie wszystko się wyjaśni!
Skrzyżowała ramiona na piersi
i przechyliła głowę.
– Słucham więc.
Winchester popatrzył na nią,a
potem ponownie spuścił wzrok.
– Nie bardzo wiem od czego
zacząć – przyznał – Chyba więc najpierw jeszcze raz cię
przeproszę. Nie tylko za to,że cię wtedy odrzuciłem. Cóż,nie
zrobiłem tego tylko raz.
Uśmiechnął się smutno a ona
pokiwała głową. Również ze smutkiem.
– Ale chcę ci wyjaśnić
dlaczego tak jest.
Podszedł do niej i ujął jej
dłonie w swoje. Dostrzegł błysk w jej oczach kiedy unosiła głowę
by spojrzeć mu prosto w twarz.
– Całe moje życie poluję na
różne pot...istoty nieludzkie. Nauczyło mnie to,że nie mogę im
ufać,bo jeden niewłaściwy ruch i mogę stracić życie. Tak samo
jest w przypadku aniołów. Wiem,że są twoimi braćmi,ale większość
z nich to prawdziwe dupki. Robiły tak okropne rzeczy...
Anielica gwałtownie wciągnęła
powietrze. Cholera,nie chciał tego. Nie chciał zdradzać jej prawdy
o innych aniołach,ale nie miał wyjścia. Nie jeśli chciał ją
mieć.
I Bóg mu świadkiem,że chciał
i to bardzo.
– Tak wiem. Jesteś w
szoku,ale to wszystko prawda. Słyszałaś co się stało z aniołami
służącymi Castielowi...Ale nie w tym rzecz. Chodzi o to...że
kiedy się tu pojawiłaś traktowałem cię jak jednego z nich. Jak
prawdziwego potwora a ty przecież jesteś...aniołem.
Prawdziwym aniołem.
– Och Dean – westchnęła i
pochyliła się aby go pocałować,ale powstrzymał ją.
– Pozwól mi skończyć. To co
się dzieje między nami...nie powinno mieć miejsca,bo nie jesteś
człowiekiem. Cały czas się przed tym wzbraniałem,uciekałem. Ale
po tym jak Naama cię porwała uświadomiłem sobie,że mam gdzieś
to czym jesteś. Ważne kim jesteś. A jesteś dobra. I zależy mi na
tobie. Nie liczy się to,że jesteś aniołem.
Odetchnął głęboko. Ależ to
było trudne! Nigdy wcześniej przed nikim tak się nie odkrył. Ona
była jednak tego warta. Mógł ją stracić w każdej chwili kiedy
Niebo zostanie otworzone,a świadomość,że dalej tłumiłby w sobie
te emocje wykończyłaby go szybciej niż sam Lucyfer u szczytu
potęgi.
Imoen uśmiechnęła się,lecz
był to uśmiech nerwowy. Ścisnęła lekko jego dłonie i
powiedziała tak cicho,że ledwie ją usłyszał przez pryzmat
walącego serca:
– Może nie będzie musiało
mieć to znaczenia.
Zmarszczył brwi,zaś tym razem
to ona odetchnęła głęboko i puściła jego dłonie by otrzeć
twarz.
– Powiedz mi...czy bez łaski
umrę?
– Nie. To znaczy...możesz
umrzeć jak każdy człowiek. Ale nie umrzesz z jej braku.
– Więc nie chcę jej.
Z zaskoczenia cofnął się dwa
kroki do tyłu.
– Co?! – wykrztusił. –
Masz pojęcie o czym mówisz?
Jej oczy napełniły się łzami.
Zdziwiona ich obecnością zamrugała kilkakrotnie aż spadły na
policzki. Otarła je wierzchem dłoni.
– Powiedziałem przecież,że
to nieważne. – oznajmił Dean kiedy opanował drżenie ust na
widok jej łez. – Że nie będzie mi przeszkadzało,że jesteś
aniołem.
– Ale mnie będzie. Po
prostu... – rozłożyła ramiona – Nie mogłabym być z tobą ze
świadomością,że tak się od ciebie różnię.
Dean zrobił kilka nerwowych
kroków i przejechał dłońmi po twarzy. Słowa Imoen zupełnie go
zaskoczyły. Nie sądził,że anielica tak się poświęci. Nie
wiedział też,czy może od niej takiego poświęcenia wymagać.
Rozwiązane samo wpadło mu do głowy. Wziął kilka głębokich
oddechów i podszedł do niej.
– Dobrze – To słowo z
trudem przeszło mu przez gardło – Jeśli tego właśnie chcesz to
w porządku. Ale twoja łaska musi zostać znaleziona tak czy
inaczej. Jest za potężna żebyśmy mogli ot tak ją zostawić
gdzieś na świecie. Kto wie co mogłoby się stać?
– Zgoda. – powiedziała
patrząc mu głęboko w oczy. Uniosła się na palcach i z bijącym z
powodu mieszaniny strachu i ekscytacji sercem dotknęła jego ust.
Dean ujął jej twarz w dłonie i odwzajemnił pocałunek. Słodycz
jej ust niemal zwaliła go z nóg. Miał ochotę zakraść się do
wnętrza jej ust,ale to byłoby jak skręcenie w drogę bez powrotu.
Nie zdążyłby się pohamować i kochałby się z nią teraz,tutaj.
A nie była to odpowiednia chwila. Cas i Gadriel mogli wkrótce
wrócić,a wtedy musieliby ruszyć na wojnę przeciw Metatronowi
podczas gdy jej słodkie ciało pozostałoby niezaspokojone...
Jęknęła cicho na znak
protestu,kiedy się odsunął.
– Nie mamy teraz na to
czasu,skarbie – wyszeptał przyciskając ją do siebie,tak,że jego
usta znalazły się tuż przy jej uchu. – Ale kiedy złapiemy
Metatrona obiecuję ci,że zabiorę cię na prawdziwą randkę.
– Chyba zaczynam lubić twoje
obietnice – mruknęła.
*
Wskazówki zabytkowego zegara
umieszczonego na ścianie w centralnym miejscu biblioteki przesuwały
się irytująco wolno. Dean krążył po całym bunkrze czując
narastające zdenerwowanie. Aniołów nie było już od dobrych dwóch
godzin. Jasne,nie spodziewał się,że wrócą w ciągu pięciu
minut,ale to czekanie zabijało.
W dodatku coraz częściej
dawało o sobie znać znamię. Im bardziej się denerwował,tym
bardziej jego pulsowanie się wzmagało. Odkąd zabił Abaddon
zdarzało się to coraz częściej i chociaż nie pokazywał tego po
sobie,martwiło go to.
Nie chcąc tkwić bezczynnie ani
chwili dłużej udał się do magazynu i przygotował wszystkie
niezbędne składniki rytuału przywołania. Odpalił zapałkę i z
kamienną twarzą wrzucił ją do miski. Buchnął ogień. Za małym
obłoczkiem dymu dostrzegł zarys sylwetki Crowleya.
– Co to za smród? –
skrzywił się demon – Mamy XXI wiek,nie mogłeś zadzwonić?
– Co się ze mną dzieje
sukinsynu? – warknął Dean ignorując jego słowa.
Crowley wydął usta.
– Nieświeże taco? Skąd mam
wiedzieć?
– Odkąd zabiłem Abaddon
jestem nabuzowany i muszę zabijać. Jeśli nie...
– Aż cię skręca –
przerwał mu demon.
Crowley nie zdradził żadnych
objawów emocji,za to Dean rozchylił usta ze zdumienia.
– To znamię. Chce żebyś
zabijał. A skoro o tym mowa,radzę ci nie próbować użycia tego
wyszczerbionego kozika na mnie chyba,że... – sięgnął do
wewnętrznej kieszeni marynarki i wydobył z niej fiolkę. Ze
złocistą esencją... – Chcesz by ona już nigdy nie wróciła do
swojej właścicielki.
Miał ochotę roześmiać mu się
prosto w twarz. Gdyby tylko wiedział,że ona sama tego nie chciała.
Postanowił jednak nie wyprowadzać go z błędu,jeśli łaska miała
zostać odzyskana.
Uniósł więc brwi a na jego
twarzy pojawił się wyraz nieukrywanego zdziwienia.
– Skąd to masz?
– Ruda zgubiła.
Dean
zaklął w myślach. Cały czas była pod nosem,wystarczyło tylko
przeszukać ciało,czemu na to nie wpadł? Och no tak. Był zbyt
zajęty walką o odzyskanie samokontroli i myśleniem o Imoen.
No
cóż,pozostawało improwizować.
–
Crowley...chyba nie wiesz,z czym
masz do czynienia.
–
Uwierz mi,wiewiórze że wiem
lepiej od ciebie. Tym bardziej powinienem trzymać to od ciebie z
daleka.
–
Chwila moment – zmarszczył
brwi i ruszył w kierunku demona – Wiesz? TY?
–
Oczywiście. Sądziłeś,że
możecie ją ukrywać w nieskończoność?
Winchester
przełknął ślinę. W porządku,Crowley wiedział o istnieniu
Imoen. Ale czy wiedział więcej niż oni?
–
Może zawrzemy nową umowę,co?
Dasz mi łaskę a ja obiecam,że cię nie zabiję. Ani teraz ani
nigdy.
– Interesujące.
Ale po co mam się wiązać umową,którą możesz złamać skoro to
daje mi gwarancję?
–
Niech cię szlag,Crowley,nie
potrzebujesz jej! – warknął Dean powoli tracąc nad sobą
panowanie. – Oddaj ją a przysięgam,że nigdy więcej nie podniosę
na ciebie Ostrza.
–
Mylisz się. Potrzebuję jej i
to bardzo. Skoro była w stanie zniszczyć Abaddon bez twojego
udziału to jak myślisz,co zrobi ze mną?
Ponownie
rozchylił usta ze zdziwienia. Król Piekła uniósł sugestywnie
brwi.
–
Tak,Winchester. Wasz mały
pupilek to chodząca bomba atomowa. Amma-daath. Lepiej odrób
lekcje z enochiańskiego.
To
mówiąc,pstryknął palcami i zniknął. Dean spojrzał pod nogi i
dostrzegł,że jego but zdarł nieco już wysuszoną farbę i tym
samym uszkodził Klucz Salomona.
*
–
Sammy?!
– Nie
musisz krzyczeć,Dean. Jestem niedaleko.
Starszy
Winchester oparł dłonie na stole tuż obok brata i wycedził:
–
Odpal wszystkie enochiańskie
translatory jakie znajdziesz.
– Co?
– Sam zmarszczył brwi niczego nie rozumiejąc.
– Mam
trop w sprawie Imoen. No,dalej.
–
Skąd? – Młodszy Winchester
zaczynał robić się coraz bardziej podejrzliwy.
Dean
się zawahał. Wiedział,że jego brat nie będzie zadowolony z
faktu,że skontaktował się z Crowleyem,ale nie miał innego
wyjścia. Westchnął ciężko i wyprostował się.
–
Rozmawiałem z Crowley'em.
Sam
odchylił się na krześle i popatrzył na brata ze
zniecierpliwieniem.
–
Zwariowałeś? I po co w ogóle
mu o niej mówiłeś?
Zapanowało
ciężkie milczenie. Sam uważnie przyjrzał się bratu. Twarz Deana
nie zdradzała niepokoju czy jakichkolwiek innych emocji,ale oczy
wyrażały bardzo wiele. Spojrzenie głęboko w oczy Deana było
jedynym sposobem na dotarcie do sedna jego myśli,do jego serca i
duszy. Zbyt dobrze go znał by o tym nie wiedzieć.
– Nie
mówiłem. On wiedział. Jest coś jeszcze,Sam. To on ma jej łaskę.
–
Cholera – zaklął młodszy
Winchester i przejechał dłońmi po twarzy. Po chwili refleksji
dodał: – No dobra,jakoś ją odzyskamy. Przynajmniej wiemy od kogo
zacząć.
Dean
przemilczał fakt,że tak naprawdę Imoen nie chciała jej odzyskać.
Sammy mógłby się wkurzyć i zacząć swoje umoralniające
gadki,które nikomu nie były potrzebne.
– Ale
zaraz...skąd Crowley mógł cokolwiek o niej wiedzieć? Przecież
nikt poza Metatronem... – Sam urwał a jego oczy rozszerzyły się.
Deanowi się to nie spodobało.
–
Sammy? – rzucił niecierpliwie
chcąc pociągnąć brata za język. Jego brat wolno pokiwał
głową,jakby znalazł się w pewnego rodzaju transie. Wiedział co
to znaczy- Sam intensywnie się nad czymś zastanawiał. Zazwyczaj
takie zachowanie przynosiło im rozwiązanie zagadki morderstw
dokonywanych przez potwory. Serce zabiło mu więc szybciej w
oczekiwaniu na odpowiedź.
– No
jasne... – mruknął sam do siebie. Zamrugał kilkakrotnie i
spojrzał na brata głośniej dodając: – Co powiedziała nam
Imoen,kiedy się tu zjawiła?
– Że
nie wie jak znalazła się poza swoim ogródkiem?
– Nie
to – westchnął zniecierpliwiony Sam.
– No
to nie baw się w jakieś durne zagadki!
– Że
nikt poza archaniołami jej nie odwiedzał. A biorąc pod uwagę,że
prawie wszyscy archaniołowie nie żyją,zostaje tylko...
–
Michał i Lucyfer – wszedł mu
w słowo Dean wpatrując się w dal.
–
Taaa.
– To
w ogóle możliwe? Że powiedzieli Crowleyowi o przeznaczeniu Imoen?
Przecież są w klatce.
Młodszy
Winchester wzruszył ramionami.
–
Innego wyjścia nie widzę.
W
starszym Winchesterze pojawiła się nadzieja. Jeśli Crowley
faktycznie dowiedział się o losach Imoen,to wystarczy go złapać i
wydusić z niego torturami wszystko,co chcą wiedzieć. A to
znaczyło,że Metatron nie będzie im więcej potrzebny i można ze
stoickim spokojem go zabić...
Znamię
na jego ramieniu zapulsowało w niemej aprobacie. Ten plan będzie
tym prostszy,że mają już pierwszą wskazówkę.
–
Włącz ten translator Sammy. I
znajdź co oznaczają słowa amma-daath.
*
– Początek,siła,nadzieja...och,to
nie ma sensu! – westchnęła zniecierpliwiona Sarah rozkładając
ręce – Każde tłumaczenie jest inne. Jesteś pewna,że nie wiesz
co to oznacza?
Zwracała się do Imoen,która
siedziała z rękoma położonymi na stole i usiłowała rozgryźć
zagadkę własnego pochodzenia.
– Nie mam pojęcia – jęknęła
żałośnie. – Enochiański jest bardzo złożony. Każde słowo
może oznaczać co innego,jeśli wiadomo w domyśle o co chodzi. A
tych słów nikt mnie nie nauczył.
– Może to jakiś szyfr? –
podsunął Dean. Widok zawodu w oczach anielicy ścisnął jego
sercem jak gąbką. On sam co prawda nie wiedział jak się zabrać
za tłumaczenie tych słów,skoro wszystko inne zawiodło,ale chciał
ją jakoś pocieszyć. Była jednak zbyt skupiona na swoim obecnym
położeniu aby zwrócić na to uwagę.
– No wiecie,skoro to taka
wielka tajemnica to nie może być chyba podana wprost,co?
– Nie wiem,ja się poddaję. –
westchnęła znowu Sarah z trzaskiem zamykając grubą książkę.
Wbiła spojrzenie w jeden punkt i dodała w zamyśleniu: – Jak to
możliwe,że jest tyle różnych wersji?
– Nie mam pojęcia,ale w tej
chwili nie wiedzę innego wyjścia jak poczekanie na Casa. Mam tylko
nadzieję,że nic mu nie jest. – powiedział Sam.
– Nie mogę znieść myśli,że
siedzimy tu bezczynnie podczas gdy on... – Dean zacisnął zęby
chcąc powstrzymać wzbierający strumień gniewu.
– Hej,nie przejmuj się.
Rozgryziemy to. Mamy więcej niż na początku – powiedział
siedzący najbliżej niej Sam poklepując ją delikatnie po dłoni w
geście pocieszenia. Widząc jednak zmrużone oczy Deana cofnął
dłoń,ale także miał ochotę się roześmiać. Pozostał przy
lekkim uśmiechu mającym dodać jej otuchy.
– Doceniam to,ale nie chcę
was wykorzystywać. Sami widzicie ile z tym zachodu. Może mnie nigdy
nie miało być dane poznać swojego pochodzenia?
– Nie mów tak –
zaprotestowała stanowczo Sarah – Każdy powinien je poznać i
każdy jakieś ma. I nieważne czy jest aniołem,demonem czy
człowiekiem. Poznamy twoje.
– I odzyskamy też twoją
łaskę – dodał Sam.
Dean zesztywniał w oczekiwaniu
na reakcję anielicy na stwierdzenie jego brata. Otwierał już
usta,aby skorygować jej odpowiedź,ale ona posłała mu krótkie
spojrzenie i uśmiechnęła się wymuszenie.
– Dziękuję.
----------------------------------------------------------------
Witajcie, Oto ja,powracam z kolejnym rozdziałem. Jak pewnie zauważyliście dodałam małą notkę w lewym rogu. Będę tam zamieszczać przewidywany termin nowego rozdziału,zazwyczaj będzie to weekend,ale ten dodaję dzisiaj,bo zwyczajnie nie miałam możliwości wstawić go wcześniej.
I wiem,jest krótki xD Ale chcę Was uprzedzić,że jeszcze następny taki może być i być dość nieciekawy,zaś piszę właśnie 21 i mam nadzieję,że będzie Wam się podobać :D
Imo to potrafi tupnąć nogą niespodzewałam się,że będzie chciała być człowiekiem no i będzie Lucyfer ekstra ciekawe jaki plan ma Cas i co znaczą te słowa nie miała bym nic przeciwko gdyby łaska Imo zrobiła coś Craleyowi ale rezygnować z takiej eksta łaski mam propozycję wykorzystaj w opowiadaniu 2 odcinek 10 sezonu bardzo mi się podobał i pomyślałam o tobie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńImo spędza zbyt wiele czasu z Deanem i teraz masz-istny bunt :D
UsuńHm,2 10 sezonu mówisz? A jaki wątek konkretnie?
tam była rozmowa między Denem a Samem w w barze dotyczyła tego,że Craly sprzedał Dena pozdrawiam
OdpowiedzUsuńHm...Przyjrzę się temu i być może wykorzystam
Usuń