sobota, 6 sierpnia 2016

34. You're not easy to love

Imoen

Oczywiście byłoby głupotą,gdybyśmy jechali taki kawał aż do Portland do doktora Atkinsa,więc Dean znalazł dla mnie innego lekarza,zaledwie kilka kilometrów od Lebanon.
Siedząc sztywno na metalowej ławce na korytarzu czułam się bardzo nieswojo. Dean poszedł poszukać automatu do kawy,więc paradoksalnie zostałam zupełnie sama pośród obojętnie mijających mnie lekarzy i pacjentów o pobladłych twarzach.
Dopiero teraz dotarło do mnie,jak bardzo jestem tutaj obca. Wszyscy dokądś zmierzali,czy to ci niosący pomoc czy też jej potrzebujący. Wiedzieli,co należy zrobić lub też co się z nimi stanie. Ja zaś nie miała pojęcia zupełnie o niczym i momentalnie zatęskniłam za Sarą,która usiłowała chociaż trochę wyjaśnić mi,o co dokładnie chodzi.
Uśmiechnęłam się lekko na widok Deana wracającego szybkimi krokami. Miał na sobie rozpinaną koszulę w kolorze dojrzałej oliwki narzuconą na biały T-shirt,niebieskie dżinsy oraz wysokie buty. Do tego wszystkiego nieodłączna skórzana kurtka.
Odwzajemnił mój uśmiech i chociaż zrobiło mi się nieco cieplej na sercu,nie wyzbyłam się uczucia obcości. Winchester był wspaniały – troszczył się o moje samopoczucie,kupował różne przysmaki kiedy tylko naszła mnie na to ochota(a zdarzało się to coraz częściej!) i był przy mnie,gdy najbardziej go potrzebowałam. Kochałam go za to jeszcze mocniej,lecz nawet on nie mógł pomóc mi przełamać strachu przed nieznanym czekającym za drzwiami gabinetu opatrzonymi tabliczką ze złotymi literami układającymi się w napis: „Dr E. Meyers”.
Usiadł obok mnie i pociągnął duży łyk kawy z papierowego kubka. Aromatyczny zapach kawy dotarł do moich nozdrzy i jęknęłam cicho. Od razy naszła mnie na nią ochota.
Kochanie,a nie mógłbyś pójść jeszcze raz i przynieść i dla mnie? – zapytałam słodkim głosem gładząc go po ramieniu.
Uważnie zlustrował mnie niechętnym spojrzeniem i pokręcił stanowczo głową.
Mowy nie ma. Nie powinnaś pić kawy.
No to chociaż bezkofeinową no... – jęknęłam w ramach protestu.
Nie Imo. – Jeśli chodziło o moje zdrowie,Deana zupełnie nie dało się przekonać – Poza tym,zaraz wchodzisz.
Jak na zawołanie drzwi do gabinetu otworzyły się i stanęła w nich tęga kobieta w białym fartuchu. Potrząsnęła głową wprawiając w ruch proste włosy sięgające ramion i obdarzyła nas uważnym spojrzeniem.
Pani Reynolds? – spytała beznamiętnie tytułując mnie moim ziemskim nazwiskiem.
To pani jest doktor Meyers? – spytał Dean nie kryjąc zaskoczenia. – Myślałem,że jest pani...
Mężczyzną? – Weszła mu w słowo lekarka. Powiedziała to chłodno,lecz w jej głosie słychać było ślad rozbawienia. – Pan myśli,że kobiety nie mogą być ginekologami?
Nie no,skąd,ależ oczywiście,że mogą... – odparł szybko – Ale nie spodziewałem się...tego.
Meyers uniosła brwi,ale nie skomentowała.
No cóż. W takim razie zapraszam do gabinetu.


Dean


Wstydem było się przyznać,ale wszedłem do gabinetu na drżących nogach. Byłem tak zdenerwowany,jakbym to ja miał zaraz przejść przez szereg badań. Ta sytuacja była nawet gorsza. Mimo całej mojej nienawiści do szpitali,zniósłbym wszystko,czego by ode mnie wymagano,bo przecież jestem twardzielem. Imo była zaś tak delikatna,że aż mnie skręcało na myśl,że ktoś mógłby jej zadać ból.
No i przede wszystkim fakt,że za chwilę mieliśmy się przekonać,jakiej płci jest nasze dziecko i to chyba wywoływało u mnie największą falę niepokoju.
Doktor Meyers kazała nam zająć miejsca i zaczęła zadawać Imoen pytania. Zerknąłem na nią kątem oka. Miała rozszerzone oczy i właściwie zerowe pojęcie o medycznej terminologii używanej przez panią doktor. Ukradkiem ścisnęła kurczowo moją dłoń,a ja odwzajemniłem uścisk gładząc ją uspokajająco. Wzięła więc głęboki oddech i z wymuszonym uśmiechem zdawkowo odpowiadała na pytania.
Meyers zapisywała odpowiedzi patrząc na nią niechętnie,ale chyba jej to wystarczyło,bo po ostatnim słowie odłożyła długopis i oznajmiła:
Niech pani przejdzie do tamtego pomieszczenia i się rozbierze. Zrobimy teraz kilka badań.
A co ze mną? – podniosłem się z krzesła. Oczywiście chciałem ją wspierać.
Przykro mi,ale w tym wypadku nie może być pan obecny. – Musiałem mieć niezbyt zadowoloną minę,bo po chwili zerknęła w dokumentację i stwierdziła nieco łagodniejszym tonem: – No,dobrze. Zawołam pana,kiedy będę wykonywała USG.
Odetchnąłem głęboko i ponownie opadłem na krzesło. Ścisnąłem ostatni raz dłoń Imoen i posłałem jej uspokajające spojrzenie zanim wraz z lekarką zniknęła za drzwiami drugiego pomieszczenia.
Poprawiłem się na krześle,ale szybko przekonałem się,że nie było zbyt wygodne i zaczęły boleć mnie plecy. A może to przez te nerwy byłem tak spięty? Sam już nie wiedziałem.
Pochyliłem się więc do przodu i oparłem łokcie na udach ukrywając twarz w dłoniach. Serce waliło mi jak młotem usilniej zaznaczając swoją obecność i nie było mowy,żebym chociaż na moment oderwał myśli od czekającego za chwilę badania. Siedziałem więc tak i myślałem czasem tylko przenosząc wzrok na wiszący na ścianie zegarek.
Po około dwudziestu minutach drzwi otworzyły się i zerwałem się jak oparzony. Doktor Meyers skinęła na mnie dłonią zapraszając go środka. Na drżących nogach ruszyłem za nią.
Imoen leżała na obitej śliskim materiałem kozetce tuż obok całej aparatury. Na dźwięk moich kroków odwróciła głowę i chociaż blada,posłała mi uśmiech,w którym nie dostrzegłem cienia fałszu.
I jak? Wszystko w porządku? – spytałem siadając na wolnym stołku tuż obok niej.
Wyniki badań ogólnych będą mniej więcej za godzinę – oznajmiła krótko Meyers wkładając na dłonie lateksowe rękawiczki.
Rozsmarowała jakąś cuchnącą maź na brzuchu Imo i zaczęła jeździć po nim kamerą czy czym to do cholery było. Na ekranie pojawił się obraz. Początkowo nie widziałem niczego poza biało-szarymi plamami,jednak po chwili zaczynałem dostrzegać zarys głowy i malutkiego ciałka.
Meyers mruczała coś pod nosem mrużąc oczy i wklepując w komputer jakieś dane. Trwało to dobrych kilka minut,aż wreszcie popatrzyła na nas zdumiona i przerażenie ścisnęło mi gardło. Moją pierwszą myślą było,że brak łaski odbił się negatywnie na zdrowiu nie tylko Imoen,ale i dziecka.
Coś nie tak,pani doktor? – spytała z niepokojem podnosząc się.
Niech się pani nie rusza! O,teraz lepiej. Tak,no cóż...Przyznam szczerze,że dawno nie spotkałam się z takim okazem zdrowia.
Że jak? Ja myślałem o najgorszym a ta wyskakuje mi ze zdrowiem? I zaraz,moment,ale jak to jest w ogóle możliwe? Czyżby ta ukradziona łaska rozwiązała wszystkie zdrowotne problemy?
Jak to? – zdołałem wydusić.
Wzruszyła ramionami.
Po prostu. Dziecko jest zdrowe i prawidłowo się rozwija.
No a jakiej jest płci? – spytała niepewnie Imo widząc niecierpliwość,która zapewne malowała mi się na twarzy.
Ach tak. – mruknęła Meyers wykonując kilka kliknięć – Zdawało mi się,że...Och,miałam rację.
Pierwszy raz odkąd weszliśmy do jej gabinetu,uśmiechnęła się. Cóż,w zasadzie to uniosła kącik ust w czymś,co miało przypominać uśmiech,ale to i tak było dużo.
To chłopiec.
Na dźwięk tych słów otworzyłem usta,lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Czułem,jak krew odpływa mi z twarzy. Dobrze,że siedziałem,bo równocześnie nogi zrobiły mi się miękkie jak z waty. Podobnie zareagowałem na wiadomość o ciąży Imoen,ale z całą pewnością wtedy się cieszyłem. A teraz? Nie wiedziałem czy byłem bardziej szczęśliwy czy przerażony. Jeśli to byłaby dziewczynka,rozwiązanie byłoby proste. A w tym wypadku...
Zaraz po tym,jak euforia związana z wiadomością o ciąży Imoen zaczęła się ulatniać,zacząłem mieć obawy o to,jakim będę ojcem. Mój nie był idealny,daleko mu było do doskonałości i mimo,że go kochałem,o wiele spraw miałem do niego żal. To przez niego jestem tym,kim jestem i mam teraz pełno obaw związanych ze zmianą stylu życia. Nie chciałem taki być i sądzę,że mając córkę byłoby mi łatwiej przezwyciężyć obawy.
Dean,wszystko okej? – spytała Imoen podnosząc się i puszczając mimo uszu kolejne protesty doktor Meyers.
Co? Tak,tak. Wszystko gra,ja tylko... – chrząknąłem unikając jej wzroku. Mimo to złapałem ukradkiem jej spojrzenie i wiedziałem,że tak łatwo się nie wywinę.


*


Powiesz mi wreszcie co się stało? – spytała Imoen gdy Impala wyjechała z parkingu i ruszyła na prostą drogę w kierunku Lebanon. Zachowanie Deana tam,w gabinecie ciągle ją zastanawiało i teraz była najlepsza okazja,by o tym porozmawiać,bo Winchester nie miał jak wymigać się od odpowiedzi.
Nie mam pojęcia o czym mówisz – Obdarzył ją sztucznym uśmiechem odrywając na chwilę wzrok od drogi.
Imoen westchnęła i przewróciła oczami.
Dobrze wiesz,Dean. Jestem zdrowa i dziecko też. A mimo to jesteś jakiś dziwny. Ty...wolałbyś żeby to była dziewczynka,prawda?
Dean rozchylił usta,lecz po chwili je zamknął wydając z siebie tylko krótkie sapnięcie. Z przesadną więc ostrożnością ominął zaparkowany na poboczu samochód i ponownie rozpędził Impalę płynnie zmieniając biegi. Ręce miał zaciśnięte mocno na kierownicy usiłując znieść jakoś wyczekujące spojrzenie Imoen.
Milczał tak długo,że wzięła to za odpowiedź.
No tak – zaczęła drżącym głosem – Tak właśnie myślałam.
Pociągnęła kilka razy nosem i zerkając na nią kątem oka zauważył,że z jej oczu sączą się łzy. Rzucił w myślach kilka niewybrednych słów pod swoim adresem i gwałtownie zatrzymał Impalę na poboczu. Zamknął oczy i policzył w myślach do dziesięciu biorąc głębszy wdech. Potem zaś odwrócił głowę w jej stronę. Uniosła głowę ukazując strach i żal w wymalowanych łzami oczach. Wargi miała drżące i rozchylone. Wyglądała prawie tak jak wtedy,gdy siedziała w ognistym kręgu tuż po tym,jak odnalazł ją Castiel.
Serce mu się ścisnęło. W tej chwili nienawidził siebie za to,jak wiele razy już ją zranił.
Posłuchaj Imo... – zaczął niepewnie obawiając się jej reakcji – Nie myśl,że cię obwiniam za cokolwiek. Jak bym mógł,przecież to nie zależy od ciebie ani od nikogo innego. Problem leży gdzie indziej...we mnie.
Nie rozumiem – powiedziała marszcząc czoło. Pojedyncza łza spłynęła jej po policzku.
To nieprawda,że wolałbym,żeby to była dziewczynka. Chyba nawet bardziej się cieszę,że to chłopiec – Uśmiechnął się delikatnie chcąc przekonać ją do autentyczności swoich słów. – Tyle,że to bardzo skomplikowana radość i nie chciałbym na razie o niej opowiadać.
Spuścił wzrok i zabębnił palcami o kierownicę. Imoen nie zamierzała jednak czekać.
Proszę,powiedz. Boisz się,że nie zrozumiem?
Nie,to nie tak.
Więc jak?
Zacisnął usta i otarł twarz dłonią. Imoen dotknęła jego policzka,najpierw jedną dłonią,potem drugą i odwróciła jego głowę w swoją stronę. Zielone oczy stały się jeszcze jaśniejsze za sprawą błyszczących w nich łez.
Nie jestem już tą samą osobą,którą trzymałeś w zamknięciu i chciałeś skrzywdzić. Nie dam się zbyć twoimi półsłówkami. Dlaczego tak trudno do ciebie dotrzeć,co? Czemu tak się boisz okazywać,co czujesz? Myślałam,że mi ufasz...
Wiesz,że tak – zaprotestował szybko. – Czasem ufam ci bardziej niż samemu sobie.
Zatem powiedz,co jest nie tak – powtórzyła po lekkim zawahaniu.
Dean zamknął oczy i wziął głęboki oddech,a następnie ze złością odsunął od twarzy jej ręce i oparł je o kierownicę.
Chcę mieć syna – zaczął tak cicho,że ledwie go usłyszała w kakofonii kropel nagłego deszczu ze złością uderzającego w szyby samochodu. Próbowała zmusić go do spojrzenia jej w oczy,lecz bezskutecznie. Nie naciskała więc i pozwoliła mu mówić.
Ale nie chcę być dla niego takim ojcem jakim mój był dla mnie. Jest tyle rzeczy,w których go przypominam. Jeżdżę jego samochodem,słucham jego kaset,mam nawet jego kurtkę. Nie chcę być taki sam.
Zacisnął usta i Imoen zauważyła,że pojedyncza łza cieknie mu po policzku niczym krople spływające szybko po szybie. Ostrożnie położyła mu dłoń na ramieniu i zacisnęła palce chcąc dodać mu otuchy.
Dlaczego? Co takiego ci zrobił,że tak bardzo się boisz?
Wszystko! – wybuchnął gwałtownie Winchester i strząsnął jej ramię,aż wzdrygnęła się ze strachu. – To przez jego pragnienie zemsty jestem tym kim jestem! Nigdy nie miałem normalnego dzieciństwa. Nie mogłem się tak po prostu bawić,bo ciągle musieliśmy się mieć na baczności. Całymi dniami siedziałem w brudnych motelach ze strzelbą w ręku,bo nie było ojca,żeby mógł obronić Sammy'ego. To ja musiałem się nim opiekować,a jego nie było,nie wtedy kiedy już nie dawałem rady i go potrzebowałem. On odebrał mi szansę na normalne życie. Mam spieprzone życie i spieprzę je również mojemu synowi przez cholernego Johna Winchestera!
Imoen patrzyła,jak Dean oddycha ciężko próbując opanować roztrzęsienie. Jego ręce drżały na kierownicy,a ciałem wstrząsał szloch,z którym walczył.
Nie sądziła,że kiedykolwiek ujrzy Deana Winchestera w takim stanie,na skraju załamania psychicznego.
Chciała coś powiedzieć,ale żadne słowa nie chciały jej przejść przez ściśnięte gardło. Czuła,że wewnątrz i ona jest roztrzęsiona,jakby ktoś uderzył i pokruszył jej duszę na milion kawałków mogących rozsypać się przy najlżejszym dotknięciu.
Przysunęła się bliżej i ostrożnie pochyliła jego głowę ku sobie. Chociaż uspokoił już oddech,wciąż czuła jego niepokój. Przyłożyła palce do jego skroni i skupiła tak drogą dla siebie energię. Lekki świst powietrza świadczył o tym,że zadziałało.
Dean uniósł głowę i rozejrzał się na boki zdezorientowany. Nagle był opanowany i poza zaczerwienionymi oczyma i śladami łez na policzkach nic nie zdradzało jego niedawnego rozstroju.
Co mi zrobiłaś? – spytał zupełnie spokojnym tonem.
Pomogłam ci – stwierdziła krótko patrząc prosto w jego oczy. – A teraz posłuchaj. Nie znałam twojego ojca,ale znam ciebie. Wiem,że w głębi serca jesteś dobrym i kochającym mężczyzną. Dostrzegłam to w tobie już pierwszego dnia,kiedy tylko otrząsnęłam się z szoku. Nie ma absolutnie żadnego powodu,dla którego miałbyś być taki sam,jak twój ojciec. Spójrz na swojego brata. Sądzę,że byłeś dla Sama lepszym zastępczym ojcem niż wasz prawdziwy kiedykolwiek by był. I jestem pewna,że dla naszego synka będziesz równie wspaniały.
Gdy patrzył na nią podczas wypowiadania tych słów,oczy znów zapełniły mu się łzami,lecz tym razem pozwolił im spłynąć ze spokojem. Powoli uniósł kąciki ust do góry,a uśmiech zatańczył mu na drżących wargach.
W tej chwili jest jedna rzecz,za którą jestem ojcu wdzięczny.
Co to za rzecz?
Gdybym nie był łowcą,nie poznałbym ciebie.


*


Jessica? – powtórzył z niedowierzaniem Dean stawiając butelkę z piwem oraz ciasto na podświetlanym stole. Marzył o piwie odkąd odzyskał panowanie nad sobą na tyle,by móc poprowadzić Impalę z powrotem do domu. Nieoczekiwane ciasto w lodówce było zaś jak balsam na duszę. Ale kiedy jego brat przedstawił mu sytuację mającą miejsce podczas ich nieobecności,stracił ochotę na jedno i drugie.
Sarah siedziała tuż obok Sama ze skrzyżowanymi ramionami i opuszczonym podbródkiem. Wyraźnie unikała patrzenia na kogokolwiek,jakby w ten sposób udawała,że poruszany temat jej nie dotyczy.
Sam,jesteś absolutnie pewien,że to ją widziałeś?
Tak Dean – westchnął młodszy Winchester odchylając się na krześle i skupiając wzrok na wyciągniętej na stole dłoni. – Minęło...dużo czasu,ale wciąż pamiętam Jessicę.
Nagle spojrzenia Sama i Sary się spotkały,jakby każde z nich chciało sprawdzić reakcję na jego słowa. W spojrzeniu Sama tkwiło poczucie winy a nawet coś na kształt wstydu,Sarah zaś patrzyła na niego z żalem,a jej górna warga drżała.
Starszy Winchester odchrząknął znacząco i oboje skupili wzrok na nim.
Cholera – skwitował przejeżdżając dłońmi po twarzy – Jak to w ogóle jest możliwe? O ile pamiętam to została skremowana.
Mam pewną teorię – oznajmił Sam. Zanim jego brat i Imoen przyjechali,on i Sarah zdążyli spędzić dobry kawał czasu w niezręcznym milczeniu,podczas którego zdążył dokładnie sobie wszystko poukładać. – Ale wolałbym podzielić się nią z tobą na osobności.
Rzucił przepraszające spojrzenie w kierunku Sary i odsunął krzesło. Dean poszedł za nim i oparł dłoń o kamienny filar oddzielający część biblioteczną od sypialnej. Miał minę pod tytułem: „A mnie to się czepiałeś”
Dobra Sherlocku – zaczął – Jakie masz wytłumaczenie na to,że twoja zamordowana eks dziewczyna zaczęła włóczyć nam się po domu akurat w momencie,kiedy chciałeś oświadczyć się obecnej?
Sam oblizał usta i skrzyżował ramiona na piersi patrząc na brata jak dziecko,które stłukło wazon i boi się kary.
Coś musi ją tu trzymać. Ma w stosunku do mnie jakieś niedokończone sprawy.
No brawo,na to to ja sam wpadłem – mruknął Dean – Ale przecież odkąd umarła miałeś kilka innych dziewczyn. Co prawda,w większości na jedną noc... – odchrząknął uśmiechając się znacząco.
Właśnie o to chodzi,Dean. – przytaknął Sam nie dając się zbić z tropu – Minęło tyle lat,a ona pojawiła się dopiero teraz. Co jeśli to ja trzymam ją po tej stronie? Jeśli jest jakimś pokręconym...aniołem stróżem broniącym mnie przed życiowym błędem?
Dean spojrzał na brata z politowaniem a następnie uderzył go w policzek z zaskoczenia.
Ej,a to za co?
Co ty,polujesz od wczoraj? Albo kupiłeś abonament u jakiejś świrniętej wróżki? Od kiedy wierzysz w to,że duchy chcą cię chronić a nie zabić?
A masz inne wytłumaczenie?!
No cóż...może najlepiej zapytać Jess osobiście? – Uśmiechnął się chytrze i klepnął się w udo – Pójdę po sprzęt.


*


Nie mogło być lepszej pory na wywoływanie duchów niż zapadający właśnie zmierzch. Był to czas,w którym siły nadprzyrodzone zyskiwały przewagę nad śmiertelnikami czerpiąc moc z ciemności wywołującej w ludziach dodatkowy strach.
Strach jaki odczuwała Sarah Blake nie miał jednak nic wspólnego z obawą przed spotkaniem z bytem nie z tej ziemi. Był to niepokój spowodowany spotkaniem z byłą dziewczyną swojego chłopaka z dodatkową dawką złości. W głębi duszy czuła,co zamierza zrobić Sam tego popołudnia i kiedy podszedł do niej wyznając miłość,była gotowa by odpowiedzieć „tak!” i rzucić mu się w ramiona.
A teraz? Teraz była skonfundowana i chciała jak najszybciej poznać odpowiedź na to,co właściwie się stało. Stała więc ze skrzyżowanymi ramionami i obserwowała Winchesterów przygotowujących się na spotkanie z duchem zaciskając usta.
Dean kończył wysypywać ogromny krąg z soli na środku pomieszczenia służącego dawniej za magazyn i upewniał się,że nie ma najmniejszej możliwości,aby został on przerwany,zaś Sam badał pomieszczenie detektorem. Urządzenie wydawało z siebie piszczący dźwięk,co znaczyło,że i tutaj Jessica musiała się pojawić.
Albo już tu była.
Co do Jessiki nie miała pewności,lecz w tym samym momencie pojawił się ktoś inny.
Fuj! Dlaczego to nie smakuje tak jak dawniej? Tak,jakbym smakowała osob...Co tu się dzieje?
Imoen urwała stając w progu ze zmarszczonymi brwiami. W jednej ręce trzymała kubeczek z budyniem toffi,zaś w drugiej łyżeczkę.
Na dźwięk tego głosu,Dean poderwał głowę i ruszył w jej stronę. Sarah uniosła dłonie.
Zajmę się tym – oznajmiła i wypchnęła Imoen z pokoju zamykając za sobą drzwi zanim Dean zdążył się zbliżyć.
Ciężarna podparła się pod boki i pomimo luźniejszej bluzki uwydatniła mimowolnie coraz wyraźniej zaokrąglony brzuszek. Sarah wiedziała,że Imo starała się być poważna,ale w tej pozie dzierżąc dodatkowo kubek wyglądała wprost zabawnie.
Co tu się dzieje? – powtórzyła wolniej obdarzając przyjaciółkę przenikliwym spojrzeniem.
Sama postanowiła odwiedzić zmarła dziewczyna – odparła Sarah siląc się na luźny ton. Głos jej jednak drżał zdradzając jak bardzo była przejęta tą całą sytuacją.
To znaczy...duch?
Blake przytaknęła. Imoen zamrugała gwałtownie opuszczając ramiona i pokiwała głową w zamyśleniu.
To wyjaśnia lalkę – mruknęła.
Jaką znowu lalkę?
Dzisiaj rano gdy byliśmy z Deanem w pokoju dziecinnym,z komody spadła lalka. Dean uważa,że coś ją zrzuciło.
To zaskoczyło Sarę. Oznaczało bowiem,że Jessica musiała pojawić się wcześniej i albo Sam w jakiś sposób udawał,że wszystko jest w porządku,albo również o tym nie wiedział. Tak czy siak,sprawa coraz bardziej się komplikowała.
Zauważyłaś może coś innego,co wskazywałoby na ducha? Coś w stylu tej spadającej lalki? Na przykład kilka dni wcześniej?
Nie,nie wydaje mi się. Ale dlaczego mnie o to pytasz? I dlaczego Sam i Dean przygotowują tam jakiś rytuał?
Sarah westchnęła i popatrzyła na nią uważnie kładąc dłoń na jej ramieniu.
Posłuchaj,to bardzo ważne. Chcemy nawiązać kontakt z duchem Jessiki,żeby dowiedzieć się,czego chce,ale duchy zazwyczaj bywają agresywne. Dlatego musisz się schować jak najdalej,żeby nie miała możliwości cię skrzywdzić,okej?
Imoen przygryzła wargę. Chwilę się zastanawiała i wreszcie pokręciła głową kładąc dłoń na brzuchu.
Wiem,że powinnam,ale...jesteś moją przyjaciółką Saro. Nie mogę się chować,jeśli będziesz mnie potrzebowała. Tak chyba robią przyjaciele,no nie?
Tak Imo – odparła z uśmiechem Sarah – Rozumiem to i doceniam,ale jako twoja przyjaciółka nie wybaczyłabym sobie,gdyby z mojego powodu coś stało się tobie i...
Urwała uświadamiając sobie,że dzisiaj mieli się dowiedzieć,jakiej płci jest dziecko.
To dziewczynka czy...
Chłopiec – dokończyła z uśmiechem Imoen.
Sarah również szeroko się uśmiechnęła i przytuliła ją. W tej chwili cieszyła się ich szczęściem i na moment zapomniała o tym,co miało ich czekać. Do momentu,gdy z pokoju wyszedł Dean i oznajmił:
Wszystko gotowe. Możemy zaczynać.


--------------------------------------------------------------
Powracam z pierwszym rozdziałem w tym miesiącu dodanym już z polskiej ziemi :D Ogólnie to umieram,chciało się obejrzeć ceremonię otwarcia igrzysk do końca to mam,ale mniejsza z tym,to temat na poprzedniego bloga xD Oczywiście,że chodziło o Jessicę. Taki tam wymysł mojego dziwnego umysłu :D Nie chciałam jednak dawać tu jeszcze akcji z wywoływaniem ducha,bo uznałam,że "spowiedź" Deana to wystarczający ładunek emocjonalny i trzeba troszkę rozdzielić :)
Dodałam w końcu spis treści. Jezu,ależ się z tym męczyłam! Tylko,że zrobiłam to na sam koniec opowiadania praktycznie,mądra ja xD. No nic,na następnym blogu pójdę po rozum do głowy i zrobię wszystko jak należy.
No a jak obstawiałyście z baby Winchester? (bądź Winchesteronkiem-Aquidia wielbię Cię za to xD). Trafiłyście,czy jednak stawiałyście na dziewczynkę? :D



6 komentarzy:

  1. CZego Jesika chce od Sama czy Sam jest w niebespieczeństwie czy to chodzi o Serę tak mi było szkoda Dena ale imo ma rację był wspaniałym ojcem dla Sama w dalszym ciągu czekam na lucyfera ale pociągni ten wątek z Jesicą jest bardzo fainy Den u ginekologa mnie rozwala mam pytanie czy twój drugi blog też będzie o supernatural proszę proszę ja poprostu ubustwiam ten serial pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie,wątek z Jessicą będzie kontynuowany w następnym rozdziale :)
      Oczywiście,że będzie o Supernatural,ale na razie więcej powiedzieć nie mogę :)

      Usuń
  2. Och, ależ dziękuję za takie uwielbienie :D to był dobry pomysł ze zdrobnieniem i oczywiście wiedziałam, że Dean będzie miał syna xd ech, faceci zawsze marzą o synu (chociaż zdarzają się niektóre wyjątki :P ) Mam nadzieję, że Jessi nie skrzywdzi Imo. Ach no i cały Dean u ginekologa jak i jego wybuch. Imoen miała co do niego rację. Tak samo jak nasza anielica jestem pewna, że Dean będzie wspaniałym ojcem ;) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi się wydaje,że faceci zawsze marzą,żeby mieć synka. Chociaż jak patrzę na prawdziwego Jensena,to tak sobie myślę,że jemu bardziej ta JJ pasuje :)
      Daj już spokój tej Imo,czy ty myślisz,że ja naprawdę byłabym taka okrutna żeby jeszcze do tego wszystkiego ducha na nią nasyłać?:D
      Również pozdrawiam! ;)

      Usuń
  3. Kochana kiedy moż na spodzewać się rozdzału nie to,ze cie poganiam poprostu jestem ciekawa co dalej a i twoje ulubione coś co ci się spodobało zamawiam rozdzał na 27 sierpnia imieniny pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział mam właściwie gotowy do dodania,jutro po południu go dodam,bo nie jestem obecnie w domu a chciałabym to zrobić po powrocie ;)
      Proszę bardzo,może być na 27 :)

      Usuń

Theme by Hanchesteria