Mijały
kolejne tygodnie. Dean nie powiedział nikomu o swoim spotkaniu z
Amarą,w związku z czym z dnia na dzień był coraz bardziej
nerwowy. Nie chciał opuścić Imoen chociażby na krok. Budziło to
podejrzenia wśród Sama i Sary,gdyż cała ich trójka zabijała
czas w oczekiwaniu na rozwój sytuacji z Amarą i w międzyczasie
zajmowała się polowaniem. Dean twierdził,że pod żadnym pozorem
nie mogą zostawić Imoen samej w bunkrze i na każde polowanie
zabierali ją ze sobą. I mimo jej usilnych sprzeciwów,nie pozwalali
opuszczać motelowego pokoju do momentu zakończenia sprawy.
– Nie
możemy ryzykować – powtarzał Dean za każdym razem.
Próbowali
także żyć w miarę normalnie,jakby nie wisiało nad nimi żadne
niebezpieczeństwo. Pewnego dnia,jak gdyby nigdy nic spędzili
wieczór na objadaniu się popcornem i innymi przekąskami w
akompaniamencie filmowych klasyków.
Imoen
zachwiała się wchodząc do kuchni. Było wcześnie rano,a ona czuła
się fatalnie. Jej żołądek wyczyniał harce i za nic nie chciał
zatrzymać swojej zawartości.
– O
Boże,Imoen! – wykrzyknęła Sarah podnosząc się z krzesła. Na
jej twarzy malowała się prawdziwa troska. – Jesteś okropnie
blada. Co się stało?
– Wymiotowałam.
– wymamrotała z trudem siadając na krześle. Wzdrygnęła się. –
Urgh. To takie okropne.
– No
cóż,chyba właśnie przekonałaś się,że pizza i lody to nie
najlepsze połączenie. – stwierdziła Sarah tłumiąc śmiech.
Było jej żal wymizerowanej przyjaciółki,ale jej zachowanie bywało
czasem komiczne. Poprzedniego wieczora Imoen pochłonęła prawie
cały kubełek lodów wraz z pizzą. Wszyscy troje patrzyli na nią
jak na przybysza z obcej planety(którym na dobrą sprawę była),ale
ona nie miała nic przeciwko temu. No cóż,miała za swoje.
– Zrobię
ci miętowej herbaty. Powinno pomóc.
Imo
skinęła w podziękowaniu głową i oparła łokcie na stole.W tej
chwili zatęskniła za swoim dawnym życiem,w którym nie było
jedzenia,trawienia i całej tej fizjologii.
Sam
oderwał się na moment od gazety i spojrzał na nią przelotnie.
Rety, rzeczywiście wyglądała nie najlepiej. Blada cera i
rozczochrane włosy były niczym w porównaniu z jej mętnym
wzrokiem,w którym zazwyczaj tliły się przecież iskierki radości.
– Cześć
wam – rzucił Dean wchodząc do kuchni. Miał na sobie ulubiony
szary szlafrok,a w dłoni trzymał ręcznik,którym osuszał wciąż
wilgotne włosy.
– Musisz
robić to tutaj? – skrzywiła się Sarah wlewając wodę do kubka.
– Nie
mam pojęcia o czym mówisz – odparł beztrosko. Jego spojrzenie
odnalazło Imoen i wyraz jego twarzy nagle się zmienił. – O
cholera,dobrze się czujesz?
Podszedł
do niej i pogładził ją po ramieniu. Odwróciła w jego kierunku
twarz i uśmiechnęła się smutno.
– Już
lepiej. – odparła krótko.
– Co
się stało?
– Było
mi niedobrze.
– Och.
– odparł tylko i zamrugał oczami nie wiedząc co odpowiedzieć.
Na szczęście jego brat przyszedł mu z pomocą. Odchrząknął.
– Chyba
znalazłem dla nas sprawę.
Sarah,która
właśnie podawała Imoen herbatę,nachyliła się nad stołem i
przeczytała nagłówek z gazety.
– „Tajemnicze
porwania na oddziale położniczym w Loveland”? Sam,co to ma do
rzeczy?
– Czytaj
dalej. Piszą o tym,że u kilku ciężarnych kobiet zanotowano dziwne
dolegliwości na kilka dni przed planowanym porodem. Wszystkie
przysięgały,że w majakach widziały dziwną kobiecą postać.
Następnie po porodzie większość dzieci znikła. – dokończył
ponuro.
– Większość?
– Sarah momentalnie wyczuła haczyk.
– Jedno
ocalało.
– To
jakaś klątwa? – spytał Dean.
– Albo
mściwy duch? – zasugerowała Sarah.
– Pierwszy
raz spotkałbym się z duchem,który tak działa– przyznał Sam. –
Dalej uważacie,że to nie dla nas?
– Gdzie
jest to całe Loveland? Boże,co za nazwa – mruknął Dean.
– Kolorado.
– Jakieś
sześć godzin jazdy – stwierdził. – Powinniśmy się tym zająć.
Jak tylko Imoen poczuje się na siłach,żeby jechać.
– Nic
mi nie jest,Dean – Podniosła się z krzesła,żeby
zademonstrować,ale zachwiała się tylko i opadła w jego ramiona.
– Wow,wow,wow,wykluczone.
– powiedział stanowczo. – Nigdzie nie pojedziemy,dopóki się
nie upewnię,że wszystko z tobą w porządku.
– Mogę
zostać – powiedziała cicho.
– Tym
bardziej wykluczone!
– Zostanę
z nią – odezwała się Sarah.
– Jak
za dawnych czasów? – zwrócił się Sam do brata unosząc brwi.
Dean
nie wiedział co odpowiedzieć. Nie powiedział im o spotkaniu z
Amarą i nie mógł tego zrobić,nie kiedy była tu Imoen. Musiał
więc twardo obstawiać na swoim.
– Nie
zostawię cię samej. – zwrócił się do ukochanej – Nie będę
mógł pracować,jeśli będę się zastanawiał czy Amara czasem nie
wróciła.
Pogratulował
sobie w duchu. Właściwie to była prawda.
Dostrzegł
przejęcie malujące się na jej twarzy. Jej oczy z mętnych i
zmęczonych zmieniły się w błyszczące...miłością?
– Może
wyjdziemy? – zasugerowała Sarah delikatnie szturchając młodszego
Winchestera pod żebro.
– Nie
trzeba. – stwierdził Dean. – Postanowione. Jedziemy jak tylko
Imoen lepiej się poczuje.
*
Wcale
nie poczuła się lepiej. Co prawda mdłości ustały,lecz wciąż
czuła się słabo. Bladość twarzy zamaskowała wyjątkowo lekkim
makijażem,tak aby nie martwić przyjaciół. Nie mogli
czekać,podczas gdy niewinni ludzie potrzebowali ich pomocy. Ona
sobie poradzi.
Podczas
jazdy udawała,że śpi,aby ukryć,jak bardzo kręci jej się w
głowie. Z zaskoczeniem stwierdziła,że po dotarciu na miejsce czuje
się lepiej. Może to snu było jej potrzeba? Ostatnie noce nie
należały do najprzyjemniejszych,nawet z Deanem zapewniającym jej
bezpieczeństwo u boku. Wciąż bała się snu,ale nie mogła przed
nim uciekać w nieskończoność.
Loveland
okazało się być uroczym,prowincjonalnym miasteczkiem,idealnym na
krótki urlop gdyby nie fakt,że w okolicy miały miejsce porwania.
Urocze uliczki odsłaniały szereg typowo amerykańskich domów,a za
nimi piętrzyły się góry widoczne z każdego zakamarka miasta.
Dookoła widniała zaś bujna zieleń,która w połączeniu z górskim
krajobrazem sprawiała niezapomniane wrażenie.
– To
chyba najładniejsze miasto w jakim byłam – skwitowała Sarah
wysiadając z Impali po niemal sześciu godzinach nieustannej jazdy.
– Wierzyć się nie chce,że może tu być coś złego.
– Im
szybciej to coś wytępimy,tym dłużej będziemy mogli cieszyć się
widokami. – stwierdził Dean. – Ale chyba lepiej będzie,jeśli
zabierzemy się za dochodzenie jutro rano.
*
– Więc
od czego zaczynamy? – spytała Sarah następnego ranka.
– Przebierzemy
się w garniaki i zabieramy się do dzieła. – odparł starszy
Winchester wzruszając ramionami.
– A
co ze mną? – wtrąciła Imoen krzyżując ramiona.
– Ty
kochanie zostaniesz w pokoju i poczekasz na nas – powiedział
łagodnie Dean.
Wydawało
mu się,że kątem oka dostrzegł,jak przewraca oczami. Uśmiechnął
się pod nosem.
Jak
zwykle wynajęli dwa pokoje w tanim motelu znajdującym się
niedaleko od centrum miasta.
– Co
bierzemy najpierw? – spytał Sam otwierając laptopa. – Szpital
czy kobieta,której dziecko przeżyło?
– Dlaczego
by nie oba naraz? – spytała Sarah wzruszając ramionami.
– Ma
rację. – przyznał Dean. Jemu szczególnie zależało,by uwinąć
się ze sprawą szybko. – Mogę się nią zająć,a wy pójdziecie
do szpitala. Masz jakieś informacje,Sammy?
– Cecily
James,trzydzieści jeden lat,mieszka przy Madison Avenue.
– Okej.
Podrzucę was do szpitala i ją odwiedzę.
Szpital
w Loveland,podobnie jak reszta budynków był nowoczesny,ale
jednocześnie z zachowaniem urokliwej w tym miejscu tradycyjnej
architektury. Wewnątrz roiło się od pacjentów i pielęgniarek
krzątających się między salami,a w powietrzu unosił się ten
specyficzny zapach. No tak. Budynek mógł być piękny z
zewnątrz,ale środka kompletnie nic nie ratowało.
Przemierzali
szpitalne korytarze w poszukiwaniu odpowiedniego oddziału.
– Takie
małe miasto a szpital prawie jak w Nowym Jorku – mruknęła Sarah.
Miała na sobie ołówkową spódnicę,marynarkę tego samego koloru
i nieskazitelnie białą koszulę zapiętą pod samą szyję jak
przystało na „agentkę FBI”.
W
końcu jakimś cudem trafili na oddział położniczy. Tam Sam
zagadnął jednego z lekarzy.
– Przepraszam.
Agent Young,a to moja partnerka agentka Perry. FBI. – Wyciągnął
zza marynarki legitymację. Sarah podążyła w jego ślady.
Lekarz
w średnim wieku rozszerzył oczy ze zdumienia i omiótł wzrokiem
korytarz,po którym kręcili się ludzie.
– Przysłali
was w sprawie tych porwań? – spytał cicho.
– Mhm,tak
– Sam i Sarah wymienili spojrzenia. – Musimy zadać kilka pytań.
Mężczyzna
westchnął i przejechał palcami po twarzy. Po chwili wahania
odpowiedział:
– Dobrze.
Ale nie tutaj. Przejdźmy do mojego gabinetu.
Z
jego wyglądu wynikało,że trafili na ordynatora. Ściany wyłożone
panelami i obwieszone dyplomami oraz meble z wypolerowanego ciemnego
drewna nie mogły znajdować się w pomieszczeniu zwykłego lekarza
dyżurnego.
Sarah
otworzyła notatnik. Zawsze to robiła,gdy prowadziła sprawę –
sporządzała notatki zawierające tok jej rozumowania.
– A
więc doktorze...
– Atkins.
– Zatem
doktorze Atkins – kontynuował Sam – Kiedy zaczęły się te
porwania?
– Jakiś
miesiąc temu. Jedna z pacjentek zaalarmowała pół dyżuru swoimi
krzykami,zaczęła rodzić. Dziecko urodziło się zdrowe,lecz
następnego dnia zniknęło.
– Czy
od tamtej pory zanotowaliście znaczne obniżenie temperatury,dziwne
zapachy lub w ogóle dziwne zdarzenia? – spytała mimochodem Sarah.
Atkins
zmarszczył brwi.
– Czy
te porwania same w sobie nie są niepokojące? Co to ma do rzeczy?
– Proszę
odpowiadać na pytania. – powiedziała łagodnie Sarah bez
mrugnięcia okiem.
– Nie
– westchnął ordynator – Nic poza samymi porwaniami.
Winchester
pokiwał głową,a Sarah zawzięcie skrobała coś w swoim notatniku.
– A
co z kobietą,której dziecko ocalało?
– Została
wypisana.
– Co
z innymi pacjentkami?
– Przenosimy
je do oddzielnych sal. Nie chcemy siać paniki wśród kobiet. To
mogłoby się źle skończyć.
– Rozumiem.
– Sam skinął głową i podniósł się z krzesła. – Dziękujemy
za pański czas. Jeśli się czegoś dowiemy,damy znać.
– Nie
liczyłbym na to,ale dziękuję. Zawsze trzeba mieć nadzieję.
Kiedy
tylko drzwi gabinetu się za nimi zamknęły,Sarah pociągnęła Sama
za rękaw.
– Spotkałeś
się kiedyś z czymś takim? Może to jednak nic dla nas?
– Nie,ale
to wszystko wygląda dziwnie. Niby dlaczego tylko dziecko tej kobiety
nie zostało porwane?
– To
zadanie dla Deana. Miejmy nadzieję,że dowiedział się czegoś
więcej.
– Mamy
jeszcze czas. Może warto byłoby sprawdzić to miejsce czujnikiem?
– Dobra
– Sarah wzruszyła ramionami – Ja skoczę po kawę. Kiepsko dziś
spałam. Też chcesz?
– Mhm,tak
– mruknął dyskretnie wyciągając czujnik.
Przeszedł
korytarz w tę i z powrotem,lecz urządzenie ani drgnęło. Westchnął
i już miał go schować,kiedy nagle gwałtownie na kogoś wpadł.
– Och,przep...
– wymamrotał i dalsza część słowa zamarła mu na ustach. Przed
nim stała niska blondynka z włosami spiętymi w luźny kok ubrana w
strój pielęgniarki. Jej duże,niebieskie oczy rozszerzyły się z
zaskoczenia.
– Sam?
– wykrztusiła mrugając powiekami. – To ty?
– Marissa.
Nic się nie zmieniłaś. Poza tym,że...
– Jestem
pielęgniarką? – zaśmiała się – Tak,to zaskoczenie.
– Zawsze
chciałaś zostać obrońcą.
– Taak,cóż
stwierdziłam,że to nie dla mnie. Dużo lepiej mi wychodzi pomaganie
ludziom czynami a nie słowem.
Marissa
była jego znajomą jeszcze z czasów studiów. Była jedną z
osób,którą poznał tuż na początku roku akademickiego. Szybko
odnaleźli wspólny język,ona także szczyciła się bystrym umysłem
i inteligentnym poczuciem humoru.
To
ona była jego pierwszą kobietą. Podkochiwała się w nim,jednak on
wkrótce potem poznał Jess,a ona zrezygnowała ze studiów mimo tak
ambitnych planów. Na początku zastanawiał się jeszcze jak
potoczyły się jej losy,ale gdy zjawił się Dean mówiąc,że taty
nie ma od kilku dni,jego życie zmieniło się o trzysta
sześćdziesiąt stopni i zabrakło w nim miejsca na chociażby
wspomnienie o Marissie. Aż do teraz.
– Ty
jak widzę też nie odnalazłeś się w prawie.
Zamrugał
kilka razy i dopiero dotarł do niego sens jej słów.
–
Och,tak
racja. Ja,hm...
– Cholera.
Nie mieli tutaj espresso wyobrażasz sobie? Całe szczęście,że...
– Sarze dosłownie odebrało mowę. Dopiero zauważyła,że Sam
rozmawia z niską blondynką ukrytą za jego postacią.
–
Z
kim rozmawiasz? – spytała niezbyt inteligentnie,ale to jedyne co
w tej chwili przychodziło jej do głowy. Zmierzyła blondynkę
niechętnym spojrzeniem. Kobieta odwdzięczyła się tym samym.
–
Saro,to
Marissa. Moja,hm...przyjaciółka ze studiów.
–
Och.
– wydusiła tylko. Nie powinna być zazdrosna,ale to było
silniejsze od niej.
Marissa
popatrzyła najpierw na jedno,potem na drugie i kilkakrotnie
otworzyła i zamknęła usta.
–
A
wy...och! – wskazała na szpital ogółem a spojrzenie jej
lazurowych oczu przygasło.
–
Co?
Nie! – Policzki Sama zapłonęły rumieńcem. Marissa pomyślała,że
są tutaj bo Sarah spodziewa się dziecka – To znaczy Sarah i ja
jesteśmy...
–
W
porządku,rozumiem. Miło było cię zobaczyć.
– Wzajemnie
– posłał jej nerwowy uśmiech i oddalił się w głąb
korytarza. Spojrzał ukradkiem na Sarę. Bez słowa podała mu kawę.
Nie było sensu zaczynać rozmowy
*
Dean
zaparkował Impalę wzdłuż ulicy i wychylił się przez okno. Numer
domu i ulica się zgadzały,więc dlaczego miał wrażenie,że mijał
już ten dom? Może przez to,że wszystkie były do siebie tak
podobne?
Poprawił
niebieski krawat i ruszył wyłożoną żwirem ścieżką do domu
Cecily. Rzucił okiem na okolicę. Zadbane kwiaty w ogródku,równo
skoszony trawnik. Nic nie wskazywało na to,że działo się tutaj
coś złego.
Otworzyła
mu wysoka brunetka o kasztanowatych włosach spływających na
ramiona. Jej zielone oczy rozszerzyły się ze strachu.
–Cecily
James? Agent Lewis,FBI – powiedział łagodnie wyjmując fałszywą
odznakę. – Czy mógłbym zadać pani kilka pytań?
– W
jakiej sprawie?
– Chodzi
o pewną...dolegliwość,która dotknęła panią jakiś czas temu.
Cecily
odgarnęła włosy z twarzy i z trudem wypuściła z płuc powietrze.
– Dobrze.
Proszę wejść.
Dom
był urządzony skromnie,ale z gustem. Poprowadziła go do salonu
połączonego z kuchnią,w której panował bałagan. Dookoła walały
się butelki,zabawki i pieluchy. Temu wszystkiemu towarzyszył
charakterystyczny zapach dziecięcych kosmetyków.
– Przepraszam
za bałagan. – powiedziała proponując by zajął miejsce. –
Córka dopiero co zasnęła i nie zdążyłam tego wszystkiego
posprzątać.
– Nie
szkodzi – uśmiechnął się kątem oka dostrzegając dziecięcy
wózek.
Cecily
usiadła naprzeciw niego i wpatrywała się weń wyczekująco. Dean
od razu dostrzegł,że jest silna. Być może dlatego była
jedyną,której ten potwór oszczędził cierpienia.
– Napije
się pan czegoś?
– Nie,dziękuję.
– Więc
proszę zaczynać.
– Domyślam
się,że nie będzie to dla pani przyjemne,ale proszę spróbować mi
opowiedzieć,co się wydarzyło podczas pani pobytu w szpitalu.
Kobieta
złożyła dłonie na stole i spuściła wzrok. Chwilę milczała,aż
w końcu odezwała się cały czas wpatrując się w jeden punkt.
– Przyjęli
mnie na tydzień przed planowanym porodem. Upierałam się,że to
niepotrzebne,ale mój mąż był zbyt uparty – uśmiechnęła się
lekko – Słyszałam plotki o tych porwaniach na sali. Zaczęłam
się bać.
Przełknęła
ślinę i poprawiła się na krześle.
– Miałam
gorączkę. Dosyć silną. Czułam się okropnie,w dodatku te
wszystkie ciążowe niedogodności też dawały mi się we znaki.
Miewałam w nocy koszmary...
– Pamięta
pani coś z nich?
Spojrzała
na niego pytająco.
– Czy
to ważne?
– Wszystko
może być ważne.
– Do
tej pory nie wiem czy to był sen,czy złudzenie. Widziałam kobietę.
A może to nie była kobieta? Ciężko było to określić,bo miała
włosy dosłownie wszędzie. Wyglądała okropnie. Patrzyła na mnie
i uśmiechała się szyderczo. To było naprawdę straszne.
Dean
zmarszczył brwi i próbował przypasować opis do jakiegoś ze
znanych mu potworów. Wilkołak? Nie,miałby odpuścić wyrywanie
serc? Zmiennokształtny w ciele wilkołaka? Zbyt pokręcone,nawet jak
na monstrum.
– Czy
koszmary wracały?
– Nie.
To zdarzyło się na dzień przed narodzinami Mii. Później po
prostu ustało.
Kobieta
spojrzała z czułością w stronę wózka,w którym poruszyło się
śpiące dziecko.
– Nie
wiem co bym zrobiła,gdyby i ją porwano. Przepraszam,ale wciąż nie
rozumiem dlaczego FBI miałoby się interesować mną i moim
dzieckiem.
– No
cóż... – Dean złożył ręce na stole – Prawda jest taka,że
jest pani jedyną kobietą,której udało się uniknąć porwania
dziecka.
Cecily
odchyliła się na krześle. Jej oczy zrobiły się jeszcze większe.
– Jak
to? – wymamrotała.
– Sam
w to nie wierzę – przyznał. – Ale taka jest prawda. Rozumie
więc chyba pani,że jest to potencjalne zagrożenie na skalę kraju.
Pokręciła
głową.
– To
okropne. Ja...
Rozległ
się rozpaczliwy płacz niemowlęcia. Cecily zamknęła oczy i
westchnęła cicho,po czym wstała i podeszła do wózka. Dean
zauważył coś czerwonego obok jego ramy.
Kobieta
wzięła dziecko na ramię i zaczęła mamrotać coś uspokajająco.
Mała nie zamierzała jednak przestać.
– Pewnie
jesteś głodna. Cholera,że też nie zdecydowałam się karmić
zgodnie z planem matki natury – wymamrotała.
Spojrzała
na Deana ze zmieszaną miną.
– Nie
powinnam pana o to prosić,ale czy mógłby mi pan pomóc? Muszę
przygotować dla niej jedzenie,a ciągle płacze więc...
– Och.
Tak. Tak,jasne – odparł nieco oszołomiony Dean. Wstał jednak z
metalowego krzesła i ostrożnie wziął od kobiety płaczącą
dziewczynkę.
Ogarnęło
go bliżej nieokreślone uczucie. Coś między strachem a euforią.
Córka pani James była taka malutka – mógł swobodnie trzymać ją
na jednym ramieniu,ale bał się,że zrobi jej krzywdę. Miała
ciemne włoski i bystre oczy,podobne jak u matki.
– Ale
jesteś głośna – powiedział uśmiechając się lekko. Wpatrywał
się w nią jeszcze chwilę i mamrotał jakieś uspokajające słowa
lekko potrząsając. Wreszcie mała ucichła i patrzyła na niego
szeroko rozwartymi oczkami.
– Imponujące
– powiedziała Cecily z uśmiechem. Miała już w dłoni butelkę.
Naprawdę się nie zorientował,jak długo zabawiał dziecko?
– Ma
pan dzieci,agencie? – spytała biorąc od niego dziecko.
– Co?
Nie,nie! – odparł nieco zbyt głośno.
– Szkoda.
Całkiem dobrze pan sobie poradził. Powinien pan to przemyśleć.
– Może
kiedyś – mruknął Dean. Odchrząknął i strzepnął niewidzialny
pyłek z marynarki. – Dziękuję za pomoc.
– Nie
ma sprawy. Mam nadzieję,że złapiecie tego porywacza.
– Ja
także. Do widzenia.
Wyszedł
z domu Jamesów i wypuścił głośno powietrze z płuc. Niechętnie
się do tego przyznawał,ale dzieci zawsze wywoływały u niego falę
czułości. Zwłaszcza tak maleńkie jak Mia. Nie inaczej było i tym
razem. Ale zdawał sobie także sprawę,że nie jemu było pisane się
takiego doczekać. Już raz próbował być ojcem i co? Lisa i Ben o
mało nie zginęli. Nie wspominając już o córce,która dorosła w
ciągu jednego dnia i musiał ją zabić w obronie własnej. Na to
wspomnienie poczuł szczególne ukłucie w sercu. Jego życiem było
polowanie,aby zapewnić bezpieczeństwo między innymi właśnie
dzieciom.
I
tym powinien się teraz zająć.
*
Imoen
leżała na hotelowym łóżku i wpatrywała się w sufit. Kiedy Dean
wychodził,pocałował ją i obiecał,że wrócą tak szybko,jak
będzie to możliwe. Mimo to czas niemiłosiernie się dłużył.
Oglądała telewizję,ale nie znalazła stacji,która
zainteresowałaby ją na dłużej niż pięć minut.
W
dodatku tuż po jego wyjściu znów ogarnęły ją mdłości.
Spędziła w łazience dobre pół godziny usiłując zapanować nad
roztrzęsionym żołądkiem. Kiedy spojrzała do lustra,ujrzała tam
cień siebie. Była blada a oczy miała podkrążone. Znów sięgnęła
do kosmetyczki by zamaskować nieco makijażem swój wygląd.
Amara.
To na pewno jej sprawka. Jej stan zaczynał się pogarszać niedługo
po tym,jak rzekoma siostra nawiedziła ją we śnie. I jeszcze
zanikająca moc. Czyżby Amara w jakiś sposób pozbawiała ją
resztek mistycznej energii?
Imoen
westchnęła i przeczesała palcami włosy. Przypomniała sobie,że
powinna także coś zjeść. Jak na zawołanie,jej rozdrażniony
żołądek zaburczał.
Nie
miała na nic ochoty,ale zmusiła się,aby przebrać się w coś
innego niż króciutkie szorty i koszulkę na ramiączkach i zeszła
do hotelowej restauracji. Zapach smażonego bekonu i jajecznicy znów
przyprawił ją o mdłości. Wzięła kilka głębokich oddechów i
uczucie nieco osłabło. Po namyśle zdecydowała się na budyń o
smaku toffi. Kilka kęsów wystarczyło,by na jej twarz powrócił
kolor. Dawno nie jadła czegoś tak smacznego. Pochłonęła resztę
porcji i wróciła na górę nie widząc,co ze sobą zrobić.
Położyła się więc i myślała.
Myślała
o wszystkim,co się jej przytrafiło. Niecały rok temu siedziała
zamknięta w boskim ogrodzie,chodziła boso po miękkiej
trawie,chlapała się w czystym strumieniu i cieszyła każdym dniem
wolna od trosk. A teraz? Leżała na twardym motelowym łóżku w
świecie ludzi i modliła by nie zwymiotować dopiero co zjedzonego
śniadania.
Ale
przede wszystkim jeszcze niedawno była aniołem. Dziś sama nie
wiedziała kim właściwie jest. Gdyby nie przyjaciele,zapewne nie
potrafiłaby sobie z tym poradzić. Ale oni dawali jej siłę oraz
poczucie przynależności. Bo nawet jeśli siły wyższe odrzuciły
ją już dawno,Winchesterowie i Sarah wielokrotnie udowodnili,że
jest dla nich kimś ważnym.
Drzwi
do pokoju otworzyły się. Imoen poderwała się z łóżka jak
oparzona.
– To
tylko ja – powiedział cicho Dean zaskoczony jej reakcją.
Poluzował krawat i rzucił go na oparcie krzesła,a następnie
podszedł do niej i pocałował w czoło. Odsunął się i zmierzył
ją uważnym spojrzeniem.
– Wszystko
w porządku?
– Tak
– skłamała kiwając głową. – Opowiedz mi lepiej czego się
dowiedzieliście.
Dean
zmarszczył brwi i otworzył usta chcąc coś powiedzieć,ale
cokolwiek to było,zatrzymał dla siebie. Zdjął marynarkę i rzucił
ją niedbale na krzesło,a następnie usiadł na krawędzi łóżka.
– Nie
mam pojęcia – przyznał szczerze. – Byłem u tej kobiety.
Opisała mi coś,czego nie umiem wyjaśnić.
– A
Sam i Sarah?
– Cóż,oni...
Drzwi
otworzyły się bez pukania i stanął w nich młodszy z
Winchesterów. Kilka kroków za nim wyłoniła się Sarah.
– Żałuję,że
nie mamy tu biblioteki Ludzi Pisma – skwitował Sam. – To o czym
wspomniałeś nie pasuje mi do żadnego znanego potwora.
– Ani
mnie. Chyba trzeba będzie spędzić trochę czasu w Internecie.
– Albo
powęszyć jeszcze trochę w szpitalu. Jestem pewna,że Sammy ucieszy
się z tego powodu – oznajmiła ironicznie Sarah krzyżując
ramiona na piersi. W jej oczach widać było gniewny błysk.
– Saro
proszę,to przecież...
– Chwila,może
mi ktoś wytłumaczyć o co tu chodzi? – wtrącił Dean.
Sam
westchnął i zaczął krążyć po pokoju.
– Marissa
jest pielęgniarką w tym szpitalu.
Oczy
Deana rozszerzyły się i pojawiło się w nich rozbawienie.
– Mała
Miss Marissa? Myślałem,że...
– Nie
pomagasz Dean! – warknęła Sarah. – Będę u siebie,jeśli
zdecydujesz się wyjaśnić mi o co chodzi. – zwróciła się do
Sama i wyszła.
– No
no,masz poważne kłopoty stary – gwizdnął Dean ledwo tłumiąc
śmiech.
– Nie
wiem kto ma większe – odgryzł się Sam patrząc ponuro na brata i
również opuścił pokój.
Nie
wiedzieć czemu,jego stwierdzenie wywołało w nim dziwny niepokój.
Czyżby Sam wiedział,że podczas przejażdżki Impalą natknął się
na Amarę?
Nie
miał czasu się nad tym zastanawiać,bo kiedy tylko drzwi się
zamknęły,Imoen podeszła do niego i wtuliła się w jego ramię.
Objął ją i uśmiechnął się lekko.
– Za
co to?
– Tęskniłam
za tobą – wymamrotała.
– Nie
było mnie raptem dwie godziny.
– Wiem
– westchnęła odsuwając się. Dean wyciągnął dłoń i
pogłaskał ją po włosach. – Ale było mi smutno samej w tych
czterech ścianach.
– Ach
tak? Pomyśl co,mogłoby się stać,gdybym zostawił cię w bunkrze.
– No
dobrze przyznaję,miałeś rację.
– Zawsze
mam – Winchester uśmiechnął się łobuzersko. Jego dłonie
przesunęły się niżej. – I zaraz ci to udowodnię.
Imoen
pisnęła,kiedy jednym ruchem podniósł ją i przeniósł na łóżko.
Po chwili do krawata i marynarki na krześle dołączyła biała
koszula...
------------------------------------------------------------------------
Przyznaję - za mało było ostatnio Sama i Sary,więc wpadłam na pewien mini wątek,który przy okazji rozwiąże mi jeden problem ;) Nie martwicie się,planuję z nimi coś jeszcze,ale nie wiem kiedy. No i dawno też nie było polowania,więc i ja bawię się w "zapychacze",plus nie mogłam sobie odpuścić scenki z Deanem i dzieckiem :) Dobrze,że chociaż w SPN wrócili do fabuły,ostatni odcinek dał mi sporo do myślenia odnośnie tego opowiadania.
Trzymajcie się! :*
------------------------------------------------------------------------
Przyznaję - za mało było ostatnio Sama i Sary,więc wpadłam na pewien mini wątek,który przy okazji rozwiąże mi jeden problem ;) Nie martwicie się,planuję z nimi coś jeszcze,ale nie wiem kiedy. No i dawno też nie było polowania,więc i ja bawię się w "zapychacze",plus nie mogłam sobie odpuścić scenki z Deanem i dzieckiem :) Dobrze,że chociaż w SPN wrócili do fabuły,ostatni odcinek dał mi sporo do myślenia odnośnie tego opowiadania.
Trzymajcie się! :*
No to teraz się zacznie walka między dzewczynami o Sama mam nadzieję,że Merisa zostanie na dużej polubiłam ją czyżby Imo była w ciąży to prawda Den jest słodki jeśli chodzi o dzieci zastanawiam się co pomogło tej kobiecie zachować dziecko może jest do czegoś wybrane pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCieszę się,że Ci się podobało,w końcu jesteś naczelną fanką Sama i dużo to znaczy :D Co to za potwór to obiecuję,że okaże się w następnym rozdziale,chociaż rozwiązanie jest prostsze niż się spodziewacie ;)
UsuńOho, Sarah zazdrosna i to niepotrzebnie ;) mam nadzieję, że Sammy jej to wszystko wyjaśni. Oby tylko Marrisa nie zniszczyła ich stosunków. Dziwne te porwania, mam wrażenie, że za tym stoi Amara bo w końcu jak sama powiedziała Imoen, że jej coś odbierze i mam wrażenie, że chodzi tu o dziecko. Czyżby Imo była w ciąży? Jak tak to świetnie :) a Dean w roli tatusia? Świetna perspektywa :D nie uwierzysz, ale wiesz, że przez oglądanie The Flash naszła mnie wena na kolejne opowiadanie na podstawie tego serialu? :D tylko cały czas myślę nad głównym wątkiem xd pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńAmara mówisz? Hm...no ciekawie,ciekawie :D Mogę powiedzieć,że w następnym wyjaśni się kto stoi za porwaniami :P
UsuńOpowiadanie o Flashu znaczy? Ściśle o nim,czy kolejny crossover? Jak tak to super,tylko musiałabym w końcu nadrobić ten serial,bo na razie Pamiętniki są na pierwszym miejscu no i Originals nowy wyszedł i też trzeba nadrobić :D
Nie, nie crossover. Tym razem ściśle o nim xd i tak sobie myślałam byś była współautorką opowiadania, ale jeszcze nie podjęłam ostatecznej decyzji. Co do nowego odcinka the originals jestem zdruzgotana wobec Mikaelsonów, nie tak sobie wyobrażałam pokonanie Luciena kosztem Daviny, której znów zaczęłam ufać, ale nie zdradzam bo pewnie nie oglądałaś. Co do tvd powiem Ci jestem zaskoczona. Bonnie drugą Ryaną? To jest coś xd jestem ciekawa jak zakończy się siódmy sezon, czy Bennett faktycznie taka pozostanie no i co z Eleną bo w zwiastunie Damon wymawia imię swej ukochanej a w sieci krążą plotki iż Nina pojawi się finałowym odcinku tego sezonu :D
UsuńOjej,mam zostać współautorką? :O To byłby zaszczyt,aczkolwiek nie wiem czy podołam. Nie oglądałam Originalsów,jutro to zrobię,a na Pamiętnikach dopiero kończę drugi sezon także cicho sza! xD
UsuńAaaa, ok :D myślałam, że jesteś na 7 sezonie. Dobra buzia na kłódkę i koniec :D Spokojnie, prowadzę kilka blogów i daję radę mimo, iż na pozostałych nie są tak często publikowane rozdziały jak na głównym czyli dark-of-heart.blogspot.com ;d lecz decyzję pozostawiam Tobie czy będziesz chciała czy też nie :)
UsuńNajpierw zastanów się nad fabułą tak jak mówiłaś i jeśli już wpadniesz na coś konkretnego,daj mi znać :) No a ja oczywiście nadrobię Flasha w takim wypadku :D
UsuńOczywiście, że cały czas myślę, ale jeśli ty masz jakieś propozycje to chętnie wysłucham :D Zawsze z współautorką ustalam fabułę tak jak to zrobiłam na drugim blogu o crossoverze spn i the originals :D
UsuńOkeeej,jutro nadrobię Flasha to może coś mi wpadnie do głowy. Nie mam nic przeciwko,jeśli Ty ustalisz fabułę a ja dorzucę w takim razie swoje detale :) W razie czego pisz na maila: gatique2713@gmail.com
UsuńOczywiście, że będę pisać :D
Usuń