sobota, 7 maja 2016

26. Somebody that I used to know

Mijały kolejne tygodnie. Dean nie powiedział nikomu o swoim spotkaniu z Amarą,w związku z czym z dnia na dzień był coraz bardziej nerwowy. Nie chciał opuścić Imoen chociażby na krok. Budziło to podejrzenia wśród Sama i Sary,gdyż cała ich trójka zabijała czas w oczekiwaniu na rozwój sytuacji z Amarą i w międzyczasie zajmowała się polowaniem. Dean twierdził,że pod żadnym pozorem nie mogą zostawić Imoen samej w bunkrze i na każde polowanie zabierali ją ze sobą. I mimo jej usilnych sprzeciwów,nie pozwalali opuszczać motelowego pokoju do momentu zakończenia sprawy.
Nie możemy ryzykować – powtarzał Dean za każdym razem.
Próbowali także żyć w miarę normalnie,jakby nie wisiało nad nimi żadne niebezpieczeństwo. Pewnego dnia,jak gdyby nigdy nic spędzili wieczór na objadaniu się popcornem i innymi przekąskami w akompaniamencie filmowych klasyków.
Imoen zachwiała się wchodząc do kuchni. Było wcześnie rano,a ona czuła się fatalnie. Jej żołądek wyczyniał harce i za nic nie chciał zatrzymać swojej zawartości.
O Boże,Imoen! – wykrzyknęła Sarah podnosząc się z krzesła. Na jej twarzy malowała się prawdziwa troska. – Jesteś okropnie blada. Co się stało?
Wymiotowałam. – wymamrotała z trudem siadając na krześle. Wzdrygnęła się. – Urgh. To takie okropne.
No cóż,chyba właśnie przekonałaś się,że pizza i lody to nie najlepsze połączenie. – stwierdziła Sarah tłumiąc śmiech. Było jej żal wymizerowanej przyjaciółki,ale jej zachowanie bywało czasem komiczne. Poprzedniego wieczora Imoen pochłonęła prawie cały kubełek lodów wraz z pizzą. Wszyscy troje patrzyli na nią jak na przybysza z obcej planety(którym na dobrą sprawę była),ale ona nie miała nic przeciwko temu. No cóż,miała za swoje.
Zrobię ci miętowej herbaty. Powinno pomóc.
Imo skinęła w podziękowaniu głową i oparła łokcie na stole.W tej chwili zatęskniła za swoim dawnym życiem,w którym nie było jedzenia,trawienia i całej tej fizjologii.
Sam oderwał się na moment od gazety i spojrzał na nią przelotnie. Rety, rzeczywiście wyglądała nie najlepiej. Blada cera i rozczochrane włosy były niczym w porównaniu z jej mętnym wzrokiem,w którym zazwyczaj tliły się przecież iskierki radości.
Cześć wam – rzucił Dean wchodząc do kuchni. Miał na sobie ulubiony szary szlafrok,a w dłoni trzymał ręcznik,którym osuszał wciąż wilgotne włosy.
Musisz robić to tutaj? – skrzywiła się Sarah wlewając wodę do kubka.
Nie mam pojęcia o czym mówisz – odparł beztrosko. Jego spojrzenie odnalazło Imoen i wyraz jego twarzy nagle się zmienił. – O cholera,dobrze się czujesz?
Podszedł do niej i pogładził ją po ramieniu. Odwróciła w jego kierunku twarz i uśmiechnęła się smutno.
Już lepiej. – odparła krótko.
Co się stało?
Było mi niedobrze.
Och. – odparł tylko i zamrugał oczami nie wiedząc co odpowiedzieć. Na szczęście jego brat przyszedł mu z pomocą. Odchrząknął.
Chyba znalazłem dla nas sprawę.
Sarah,która właśnie podawała Imoen herbatę,nachyliła się nad stołem i przeczytała nagłówek z gazety.
– „Tajemnicze porwania na oddziale położniczym w Loveland”? Sam,co to ma do rzeczy?
Czytaj dalej. Piszą o tym,że u kilku ciężarnych kobiet zanotowano dziwne dolegliwości na kilka dni przed planowanym porodem. Wszystkie przysięgały,że w majakach widziały dziwną kobiecą postać. Następnie po porodzie większość dzieci znikła. – dokończył ponuro.
Większość? – Sarah momentalnie wyczuła haczyk.
Jedno ocalało.
To jakaś klątwa? – spytał Dean.
Albo mściwy duch? – zasugerowała Sarah.
Pierwszy raz spotkałbym się z duchem,który tak działa– przyznał Sam. – Dalej uważacie,że to nie dla nas?
Gdzie jest to całe Loveland? Boże,co za nazwa – mruknął Dean.
Kolorado.
Jakieś sześć godzin jazdy – stwierdził. – Powinniśmy się tym zająć. Jak tylko Imoen poczuje się na siłach,żeby jechać.
Nic mi nie jest,Dean – Podniosła się z krzesła,żeby zademonstrować,ale zachwiała się tylko i opadła w jego ramiona.
Wow,wow,wow,wykluczone. – powiedział stanowczo. – Nigdzie nie pojedziemy,dopóki się nie upewnię,że wszystko z tobą w porządku.
Mogę zostać – powiedziała cicho.
Tym bardziej wykluczone!
Zostanę z nią – odezwała się Sarah.
Jak za dawnych czasów? – zwrócił się Sam do brata unosząc brwi.
Dean nie wiedział co odpowiedzieć. Nie powiedział im o spotkaniu z Amarą i nie mógł tego zrobić,nie kiedy była tu Imoen. Musiał więc twardo obstawiać na swoim.
Nie zostawię cię samej. – zwrócił się do ukochanej – Nie będę mógł pracować,jeśli będę się zastanawiał czy Amara czasem nie wróciła.
Pogratulował sobie w duchu. Właściwie to była prawda.
Dostrzegł przejęcie malujące się na jej twarzy. Jej oczy z mętnych i zmęczonych zmieniły się w błyszczące...miłością?
Może wyjdziemy? – zasugerowała Sarah delikatnie szturchając młodszego Winchestera pod żebro.
Nie trzeba. – stwierdził Dean. – Postanowione. Jedziemy jak tylko Imoen lepiej się poczuje.


*


Wcale nie poczuła się lepiej. Co prawda mdłości ustały,lecz wciąż czuła się słabo. Bladość twarzy zamaskowała wyjątkowo lekkim makijażem,tak aby nie martwić przyjaciół. Nie mogli czekać,podczas gdy niewinni ludzie potrzebowali ich pomocy. Ona sobie poradzi.
Podczas jazdy udawała,że śpi,aby ukryć,jak bardzo kręci jej się w głowie. Z zaskoczeniem stwierdziła,że po dotarciu na miejsce czuje się lepiej. Może to snu było jej potrzeba? Ostatnie noce nie należały do najprzyjemniejszych,nawet z Deanem zapewniającym jej bezpieczeństwo u boku. Wciąż bała się snu,ale nie mogła przed nim uciekać w nieskończoność.
Loveland okazało się być uroczym,prowincjonalnym miasteczkiem,idealnym na krótki urlop gdyby nie fakt,że w okolicy miały miejsce porwania. Urocze uliczki odsłaniały szereg typowo amerykańskich domów,a za nimi piętrzyły się góry widoczne z każdego zakamarka miasta. Dookoła widniała zaś bujna zieleń,która w połączeniu z górskim krajobrazem sprawiała niezapomniane wrażenie.
To chyba najładniejsze miasto w jakim byłam – skwitowała Sarah wysiadając z Impali po niemal sześciu godzinach nieustannej jazdy. – Wierzyć się nie chce,że może tu być coś złego.
Im szybciej to coś wytępimy,tym dłużej będziemy mogli cieszyć się widokami. – stwierdził Dean. – Ale chyba lepiej będzie,jeśli zabierzemy się za dochodzenie jutro rano.


*


Więc od czego zaczynamy? – spytała Sarah następnego ranka.
Przebierzemy się w garniaki i zabieramy się do dzieła. – odparł starszy Winchester wzruszając ramionami.
A co ze mną? – wtrąciła Imoen krzyżując ramiona.
Ty kochanie zostaniesz w pokoju i poczekasz na nas – powiedział łagodnie Dean.
Wydawało mu się,że kątem oka dostrzegł,jak przewraca oczami. Uśmiechnął się pod nosem.
Jak zwykle wynajęli dwa pokoje w tanim motelu znajdującym się niedaleko od centrum miasta.
Co bierzemy najpierw? – spytał Sam otwierając laptopa. – Szpital czy kobieta,której dziecko przeżyło?
Dlaczego by nie oba naraz? – spytała Sarah wzruszając ramionami.
Ma rację. – przyznał Dean. Jemu szczególnie zależało,by uwinąć się ze sprawą szybko. – Mogę się nią zająć,a wy pójdziecie do szpitala. Masz jakieś informacje,Sammy?
Cecily James,trzydzieści jeden lat,mieszka przy Madison Avenue.
Okej. Podrzucę was do szpitala i ją odwiedzę.
Szpital w Loveland,podobnie jak reszta budynków był nowoczesny,ale jednocześnie z zachowaniem urokliwej w tym miejscu tradycyjnej architektury. Wewnątrz roiło się od pacjentów i pielęgniarek krzątających się między salami,a w powietrzu unosił się ten specyficzny zapach. No tak. Budynek mógł być piękny z zewnątrz,ale środka kompletnie nic nie ratowało.
Przemierzali szpitalne korytarze w poszukiwaniu odpowiedniego oddziału.
Takie małe miasto a szpital prawie jak w Nowym Jorku – mruknęła Sarah. Miała na sobie ołówkową spódnicę,marynarkę tego samego koloru i nieskazitelnie białą koszulę zapiętą pod samą szyję jak przystało na „agentkę FBI”.
W końcu jakimś cudem trafili na oddział położniczy. Tam Sam zagadnął jednego z lekarzy.
Przepraszam. Agent Young,a to moja partnerka agentka Perry. FBI. – Wyciągnął zza marynarki legitymację. Sarah podążyła w jego ślady.
Lekarz w średnim wieku rozszerzył oczy ze zdumienia i omiótł wzrokiem korytarz,po którym kręcili się ludzie.
Przysłali was w sprawie tych porwań? – spytał cicho.
Mhm,tak – Sam i Sarah wymienili spojrzenia. – Musimy zadać kilka pytań.
Mężczyzna westchnął i przejechał palcami po twarzy. Po chwili wahania odpowiedział:
Dobrze. Ale nie tutaj. Przejdźmy do mojego gabinetu.
Z jego wyglądu wynikało,że trafili na ordynatora. Ściany wyłożone panelami i obwieszone dyplomami oraz meble z wypolerowanego ciemnego drewna nie mogły znajdować się w pomieszczeniu zwykłego lekarza dyżurnego.
Sarah otworzyła notatnik. Zawsze to robiła,gdy prowadziła sprawę – sporządzała notatki zawierające tok jej rozumowania.
A więc doktorze...
Atkins.
Zatem doktorze Atkins – kontynuował Sam – Kiedy zaczęły się te porwania?
Jakiś miesiąc temu. Jedna z pacjentek zaalarmowała pół dyżuru swoimi krzykami,zaczęła rodzić. Dziecko urodziło się zdrowe,lecz następnego dnia zniknęło.
Czy od tamtej pory zanotowaliście znaczne obniżenie temperatury,dziwne zapachy lub w ogóle dziwne zdarzenia? – spytała mimochodem Sarah.
Atkins zmarszczył brwi.
Czy te porwania same w sobie nie są niepokojące? Co to ma do rzeczy?
Proszę odpowiadać na pytania. – powiedziała łagodnie Sarah bez mrugnięcia okiem.
Nie – westchnął ordynator – Nic poza samymi porwaniami.
Winchester pokiwał głową,a Sarah zawzięcie skrobała coś w swoim notatniku.
A co z kobietą,której dziecko ocalało?
Została wypisana.
Co z innymi pacjentkami?
Przenosimy je do oddzielnych sal. Nie chcemy siać paniki wśród kobiet. To mogłoby się źle skończyć.
Rozumiem. – Sam skinął głową i podniósł się z krzesła. – Dziękujemy za pański czas. Jeśli się czegoś dowiemy,damy znać.
Nie liczyłbym na to,ale dziękuję. Zawsze trzeba mieć nadzieję.
Kiedy tylko drzwi gabinetu się za nimi zamknęły,Sarah pociągnęła Sama za rękaw.
Spotkałeś się kiedyś z czymś takim? Może to jednak nic dla nas?
Nie,ale to wszystko wygląda dziwnie. Niby dlaczego tylko dziecko tej kobiety nie zostało porwane?
To zadanie dla Deana. Miejmy nadzieję,że dowiedział się czegoś więcej.
Mamy jeszcze czas. Może warto byłoby sprawdzić to miejsce czujnikiem?
Dobra – Sarah wzruszyła ramionami – Ja skoczę po kawę. Kiepsko dziś spałam. Też chcesz?
Mhm,tak – mruknął dyskretnie wyciągając czujnik.
Przeszedł korytarz w tę i z powrotem,lecz urządzenie ani drgnęło. Westchnął i już miał go schować,kiedy nagle gwałtownie na kogoś wpadł.
Och,przep... – wymamrotał i dalsza część słowa zamarła mu na ustach. Przed nim stała niska blondynka z włosami spiętymi w luźny kok ubrana w strój pielęgniarki. Jej duże,niebieskie oczy rozszerzyły się z zaskoczenia.
Sam? – wykrztusiła mrugając powiekami. – To ty?
Marissa. Nic się nie zmieniłaś. Poza tym,że...
Jestem pielęgniarką? – zaśmiała się – Tak,to zaskoczenie.
Zawsze chciałaś zostać obrońcą.
Taak,cóż stwierdziłam,że to nie dla mnie. Dużo lepiej mi wychodzi pomaganie ludziom czynami a nie słowem.
Marissa była jego znajomą jeszcze z czasów studiów. Była jedną z osób,którą poznał tuż na początku roku akademickiego. Szybko odnaleźli wspólny język,ona także szczyciła się bystrym umysłem i inteligentnym poczuciem humoru.
To ona była jego pierwszą kobietą. Podkochiwała się w nim,jednak on wkrótce potem poznał Jess,a ona zrezygnowała ze studiów mimo tak ambitnych planów. Na początku zastanawiał się jeszcze jak potoczyły się jej losy,ale gdy zjawił się Dean mówiąc,że taty nie ma od kilku dni,jego życie zmieniło się o trzysta sześćdziesiąt stopni i zabrakło w nim miejsca na chociażby wspomnienie o Marissie. Aż do teraz.
Ty jak widzę też nie odnalazłeś się w prawie.
Zamrugał kilka razy i dopiero dotarł do niego sens jej słów.
Och,tak racja. Ja,hm...
Cholera. Nie mieli tutaj espresso wyobrażasz sobie? Całe szczęście,że... – Sarze dosłownie odebrało mowę. Dopiero zauważyła,że Sam rozmawia z niską blondynką ukrytą za jego postacią.
Z kim rozmawiasz? – spytała niezbyt inteligentnie,ale to jedyne co w tej chwili przychodziło jej do głowy. Zmierzyła blondynkę niechętnym spojrzeniem. Kobieta odwdzięczyła się tym samym.
Saro,to Marissa. Moja,hm...przyjaciółka ze studiów.
Och. – wydusiła tylko. Nie powinna być zazdrosna,ale to było silniejsze od niej.
Marissa popatrzyła najpierw na jedno,potem na drugie i kilkakrotnie otworzyła i zamknęła usta.
A wy...och! – wskazała na szpital ogółem a spojrzenie jej lazurowych oczu przygasło.
Co? Nie! – Policzki Sama zapłonęły rumieńcem. Marissa pomyślała,że są tutaj bo Sarah spodziewa się dziecka – To znaczy Sarah i ja jesteśmy...
W porządku,rozumiem. Miło było cię zobaczyć.
Wzajemnie – posłał jej nerwowy uśmiech i oddalił się w głąb korytarza. Spojrzał ukradkiem na Sarę. Bez słowa podała mu kawę. Nie było sensu zaczynać rozmowy


*


Dean zaparkował Impalę wzdłuż ulicy i wychylił się przez okno. Numer domu i ulica się zgadzały,więc dlaczego miał wrażenie,że mijał już ten dom? Może przez to,że wszystkie były do siebie tak podobne?
Poprawił niebieski krawat i ruszył wyłożoną żwirem ścieżką do domu Cecily. Rzucił okiem na okolicę. Zadbane kwiaty w ogródku,równo skoszony trawnik. Nic nie wskazywało na to,że działo się tutaj coś złego.
Otworzyła mu wysoka brunetka o kasztanowatych włosach spływających na ramiona. Jej zielone oczy rozszerzyły się ze strachu.
Cecily James? Agent Lewis,FBI – powiedział łagodnie wyjmując fałszywą odznakę. – Czy mógłbym zadać pani kilka pytań?
W jakiej sprawie?
Chodzi o pewną...dolegliwość,która dotknęła panią jakiś czas temu.
Cecily odgarnęła włosy z twarzy i z trudem wypuściła z płuc powietrze.
Dobrze. Proszę wejść.
Dom był urządzony skromnie,ale z gustem. Poprowadziła go do salonu połączonego z kuchnią,w której panował bałagan. Dookoła walały się butelki,zabawki i pieluchy. Temu wszystkiemu towarzyszył charakterystyczny zapach dziecięcych kosmetyków.
Przepraszam za bałagan. – powiedziała proponując by zajął miejsce. – Córka dopiero co zasnęła i nie zdążyłam tego wszystkiego posprzątać.
Nie szkodzi – uśmiechnął się kątem oka dostrzegając dziecięcy wózek.
Cecily usiadła naprzeciw niego i wpatrywała się weń wyczekująco. Dean od razu dostrzegł,że jest silna. Być może dlatego była jedyną,której ten potwór oszczędził cierpienia.
Napije się pan czegoś?
Nie,dziękuję.
Więc proszę zaczynać.
Domyślam się,że nie będzie to dla pani przyjemne,ale proszę spróbować mi opowiedzieć,co się wydarzyło podczas pani pobytu w szpitalu.
Kobieta złożyła dłonie na stole i spuściła wzrok. Chwilę milczała,aż w końcu odezwała się cały czas wpatrując się w jeden punkt.
Przyjęli mnie na tydzień przed planowanym porodem. Upierałam się,że to niepotrzebne,ale mój mąż był zbyt uparty – uśmiechnęła się lekko – Słyszałam plotki o tych porwaniach na sali. Zaczęłam się bać.
Przełknęła ślinę i poprawiła się na krześle.
Miałam gorączkę. Dosyć silną. Czułam się okropnie,w dodatku te wszystkie ciążowe niedogodności też dawały mi się we znaki. Miewałam w nocy koszmary...
Pamięta pani coś z nich?
Spojrzała na niego pytająco.
Czy to ważne?
Wszystko może być ważne.
Do tej pory nie wiem czy to był sen,czy złudzenie. Widziałam kobietę. A może to nie była kobieta? Ciężko było to określić,bo miała włosy dosłownie wszędzie. Wyglądała okropnie. Patrzyła na mnie i uśmiechała się szyderczo. To było naprawdę straszne.

Dean zmarszczył brwi i próbował przypasować opis do jakiegoś ze znanych mu potworów. Wilkołak? Nie,miałby odpuścić wyrywanie serc? Zmiennokształtny w ciele wilkołaka? Zbyt pokręcone,nawet jak na monstrum.
Czy koszmary wracały?
Nie. To zdarzyło się na dzień przed narodzinami Mii. Później po prostu ustało.
Kobieta spojrzała z czułością w stronę wózka,w którym poruszyło się śpiące dziecko.
Nie wiem co bym zrobiła,gdyby i ją porwano. Przepraszam,ale wciąż nie rozumiem dlaczego FBI miałoby się interesować mną i moim dzieckiem.
No cóż... – Dean złożył ręce na stole – Prawda jest taka,że jest pani jedyną kobietą,której udało się uniknąć porwania dziecka.
Cecily odchyliła się na krześle. Jej oczy zrobiły się jeszcze większe.
Jak to? – wymamrotała.
Sam w to nie wierzę – przyznał. – Ale taka jest prawda. Rozumie więc chyba pani,że jest to potencjalne zagrożenie na skalę kraju.
Pokręciła głową.
To okropne. Ja...
Rozległ się rozpaczliwy płacz niemowlęcia. Cecily zamknęła oczy i westchnęła cicho,po czym wstała i podeszła do wózka. Dean zauważył coś czerwonego obok jego ramy.
Kobieta wzięła dziecko na ramię i zaczęła mamrotać coś uspokajająco. Mała nie zamierzała jednak przestać.
Pewnie jesteś głodna. Cholera,że też nie zdecydowałam się karmić zgodnie z planem matki natury – wymamrotała.
Spojrzała na Deana ze zmieszaną miną.
Nie powinnam pana o to prosić,ale czy mógłby mi pan pomóc? Muszę przygotować dla niej jedzenie,a ciągle płacze więc...
Och. Tak. Tak,jasne – odparł nieco oszołomiony Dean. Wstał jednak z metalowego krzesła i ostrożnie wziął od kobiety płaczącą dziewczynkę.
Ogarnęło go bliżej nieokreślone uczucie. Coś między strachem a euforią. Córka pani James była taka malutka – mógł swobodnie trzymać ją na jednym ramieniu,ale bał się,że zrobi jej krzywdę. Miała ciemne włoski i bystre oczy,podobne jak u matki.
Ale jesteś głośna – powiedział uśmiechając się lekko. Wpatrywał się w nią jeszcze chwilę i mamrotał jakieś uspokajające słowa lekko potrząsając. Wreszcie mała ucichła i patrzyła na niego szeroko rozwartymi oczkami.
Imponujące – powiedziała Cecily z uśmiechem. Miała już w dłoni butelkę. Naprawdę się nie zorientował,jak długo zabawiał dziecko?
Ma pan dzieci,agencie? – spytała biorąc od niego dziecko.
Co? Nie,nie! – odparł nieco zbyt głośno.
Szkoda. Całkiem dobrze pan sobie poradził. Powinien pan to przemyśleć.
Może kiedyś – mruknął Dean. Odchrząknął i strzepnął niewidzialny pyłek z marynarki. – Dziękuję za pomoc.
Nie ma sprawy. Mam nadzieję,że złapiecie tego porywacza.
Ja także. Do widzenia.
Wyszedł z domu Jamesów i wypuścił głośno powietrze z płuc. Niechętnie się do tego przyznawał,ale dzieci zawsze wywoływały u niego falę czułości. Zwłaszcza tak maleńkie jak Mia. Nie inaczej było i tym razem. Ale zdawał sobie także sprawę,że nie jemu było pisane się takiego doczekać. Już raz próbował być ojcem i co? Lisa i Ben o mało nie zginęli. Nie wspominając już o córce,która dorosła w ciągu jednego dnia i musiał ją zabić w obronie własnej. Na to wspomnienie poczuł szczególne ukłucie w sercu. Jego życiem było polowanie,aby zapewnić bezpieczeństwo między innymi właśnie dzieciom.
I tym powinien się teraz zająć.


*


Imoen leżała na hotelowym łóżku i wpatrywała się w sufit. Kiedy Dean wychodził,pocałował ją i obiecał,że wrócą tak szybko,jak będzie to możliwe. Mimo to czas niemiłosiernie się dłużył. Oglądała telewizję,ale nie znalazła stacji,która zainteresowałaby ją na dłużej niż pięć minut.
W dodatku tuż po jego wyjściu znów ogarnęły ją mdłości. Spędziła w łazience dobre pół godziny usiłując zapanować nad roztrzęsionym żołądkiem. Kiedy spojrzała do lustra,ujrzała tam cień siebie. Była blada a oczy miała podkrążone. Znów sięgnęła do kosmetyczki by zamaskować nieco makijażem swój wygląd.
Amara. To na pewno jej sprawka. Jej stan zaczynał się pogarszać niedługo po tym,jak rzekoma siostra nawiedziła ją we śnie. I jeszcze zanikająca moc. Czyżby Amara w jakiś sposób pozbawiała ją resztek mistycznej energii?
Imoen westchnęła i przeczesała palcami włosy. Przypomniała sobie,że powinna także coś zjeść. Jak na zawołanie,jej rozdrażniony żołądek zaburczał.
Nie miała na nic ochoty,ale zmusiła się,aby przebrać się w coś innego niż króciutkie szorty i koszulkę na ramiączkach i zeszła do hotelowej restauracji. Zapach smażonego bekonu i jajecznicy znów przyprawił ją o mdłości. Wzięła kilka głębokich oddechów i uczucie nieco osłabło. Po namyśle zdecydowała się na budyń o smaku toffi. Kilka kęsów wystarczyło,by na jej twarz powrócił kolor. Dawno nie jadła czegoś tak smacznego. Pochłonęła resztę porcji i wróciła na górę nie widząc,co ze sobą zrobić. Położyła się więc i myślała.
Myślała o wszystkim,co się jej przytrafiło. Niecały rok temu siedziała zamknięta w boskim ogrodzie,chodziła boso po miękkiej trawie,chlapała się w czystym strumieniu i cieszyła każdym dniem wolna od trosk. A teraz? Leżała na twardym motelowym łóżku w świecie ludzi i modliła by nie zwymiotować dopiero co zjedzonego śniadania.
Ale przede wszystkim jeszcze niedawno była aniołem. Dziś sama nie wiedziała kim właściwie jest. Gdyby nie przyjaciele,zapewne nie potrafiłaby sobie z tym poradzić. Ale oni dawali jej siłę oraz poczucie przynależności. Bo nawet jeśli siły wyższe odrzuciły ją już dawno,Winchesterowie i Sarah wielokrotnie udowodnili,że jest dla nich kimś ważnym.
Drzwi do pokoju otworzyły się. Imoen poderwała się z łóżka jak oparzona.
To tylko ja – powiedział cicho Dean zaskoczony jej reakcją. Poluzował krawat i rzucił go na oparcie krzesła,a następnie podszedł do niej i pocałował w czoło. Odsunął się i zmierzył ją uważnym spojrzeniem.
Wszystko w porządku?
Tak – skłamała kiwając głową. – Opowiedz mi lepiej czego się dowiedzieliście.
Dean zmarszczył brwi i otworzył usta chcąc coś powiedzieć,ale cokolwiek to było,zatrzymał dla siebie. Zdjął marynarkę i rzucił ją niedbale na krzesło,a następnie usiadł na krawędzi łóżka.
Nie mam pojęcia – przyznał szczerze. – Byłem u tej kobiety. Opisała mi coś,czego nie umiem wyjaśnić.
A Sam i Sarah?
Cóż,oni...
Drzwi otworzyły się bez pukania i stanął w nich młodszy z Winchesterów. Kilka kroków za nim wyłoniła się Sarah.
Żałuję,że nie mamy tu biblioteki Ludzi Pisma – skwitował Sam. – To o czym wspomniałeś nie pasuje mi do żadnego znanego potwora.
Ani mnie. Chyba trzeba będzie spędzić trochę czasu w Internecie.
Albo powęszyć jeszcze trochę w szpitalu. Jestem pewna,że Sammy ucieszy się z tego powodu – oznajmiła ironicznie Sarah krzyżując ramiona na piersi. W jej oczach widać było gniewny błysk.
Saro proszę,to przecież...
Chwila,może mi ktoś wytłumaczyć o co tu chodzi? – wtrącił Dean.
Sam westchnął i zaczął krążyć po pokoju.
Marissa jest pielęgniarką w tym szpitalu.
Oczy Deana rozszerzyły się i pojawiło się w nich rozbawienie.
Mała Miss Marissa? Myślałem,że...
Nie pomagasz Dean! – warknęła Sarah. – Będę u siebie,jeśli zdecydujesz się wyjaśnić mi o co chodzi. – zwróciła się do Sama i wyszła.
No no,masz poważne kłopoty stary – gwizdnął Dean ledwo tłumiąc śmiech.
Nie wiem kto ma większe – odgryzł się Sam patrząc ponuro na brata i również opuścił pokój.
Nie wiedzieć czemu,jego stwierdzenie wywołało w nim dziwny niepokój. Czyżby Sam wiedział,że podczas przejażdżki Impalą natknął się na Amarę?
Nie miał czasu się nad tym zastanawiać,bo kiedy tylko drzwi się zamknęły,Imoen podeszła do niego i wtuliła się w jego ramię. Objął ją i uśmiechnął się lekko.
Za co to?
Tęskniłam za tobą – wymamrotała.
Nie było mnie raptem dwie godziny.
Wiem – westchnęła odsuwając się. Dean wyciągnął dłoń i pogłaskał ją po włosach. – Ale było mi smutno samej w tych czterech ścianach.
Ach tak? Pomyśl co,mogłoby się stać,gdybym zostawił cię w bunkrze.
No dobrze przyznaję,miałeś rację.
Zawsze mam – Winchester uśmiechnął się łobuzersko. Jego dłonie przesunęły się niżej. – I zaraz ci to udowodnię.
Imoen pisnęła,kiedy jednym ruchem podniósł ją i przeniósł na łóżko. Po chwili do krawata i marynarki na krześle dołączyła biała koszula...


------------------------------------------------------------------------


Przyznaję - za mało było ostatnio Sama i Sary,więc wpadłam na pewien mini wątek,który przy okazji rozwiąże mi jeden problem ;) Nie martwicie się,planuję z nimi coś jeszcze,ale nie wiem kiedy. No i dawno też nie było polowania,więc i ja bawię się w "zapychacze",plus nie mogłam sobie odpuścić scenki z Deanem i dzieckiem :) Dobrze,że chociaż w SPN wrócili do fabuły,ostatni odcinek dał mi sporo do myślenia odnośnie tego opowiadania.

Trzymajcie się! :*


11 komentarzy:

  1. No to teraz się zacznie walka między dzewczynami o Sama mam nadzieję,że Merisa zostanie na dużej polubiłam ją czyżby Imo była w ciąży to prawda Den jest słodki jeśli chodzi o dzieci zastanawiam się co pomogło tej kobiecie zachować dziecko może jest do czegoś wybrane pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się,że Ci się podobało,w końcu jesteś naczelną fanką Sama i dużo to znaczy :D Co to za potwór to obiecuję,że okaże się w następnym rozdziale,chociaż rozwiązanie jest prostsze niż się spodziewacie ;)

      Usuń
  2. Oho, Sarah zazdrosna i to niepotrzebnie ;) mam nadzieję, że Sammy jej to wszystko wyjaśni. Oby tylko Marrisa nie zniszczyła ich stosunków. Dziwne te porwania, mam wrażenie, że za tym stoi Amara bo w końcu jak sama powiedziała Imoen, że jej coś odbierze i mam wrażenie, że chodzi tu o dziecko. Czyżby Imo była w ciąży? Jak tak to świetnie :) a Dean w roli tatusia? Świetna perspektywa :D nie uwierzysz, ale wiesz, że przez oglądanie The Flash naszła mnie wena na kolejne opowiadanie na podstawie tego serialu? :D tylko cały czas myślę nad głównym wątkiem xd pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amara mówisz? Hm...no ciekawie,ciekawie :D Mogę powiedzieć,że w następnym wyjaśni się kto stoi za porwaniami :P
      Opowiadanie o Flashu znaczy? Ściśle o nim,czy kolejny crossover? Jak tak to super,tylko musiałabym w końcu nadrobić ten serial,bo na razie Pamiętniki są na pierwszym miejscu no i Originals nowy wyszedł i też trzeba nadrobić :D

      Usuń
    2. Nie, nie crossover. Tym razem ściśle o nim xd i tak sobie myślałam byś była współautorką opowiadania, ale jeszcze nie podjęłam ostatecznej decyzji. Co do nowego odcinka the originals jestem zdruzgotana wobec Mikaelsonów, nie tak sobie wyobrażałam pokonanie Luciena kosztem Daviny, której znów zaczęłam ufać, ale nie zdradzam bo pewnie nie oglądałaś. Co do tvd powiem Ci jestem zaskoczona. Bonnie drugą Ryaną? To jest coś xd jestem ciekawa jak zakończy się siódmy sezon, czy Bennett faktycznie taka pozostanie no i co z Eleną bo w zwiastunie Damon wymawia imię swej ukochanej a w sieci krążą plotki iż Nina pojawi się finałowym odcinku tego sezonu :D

      Usuń
    3. Ojej,mam zostać współautorką? :O To byłby zaszczyt,aczkolwiek nie wiem czy podołam. Nie oglądałam Originalsów,jutro to zrobię,a na Pamiętnikach dopiero kończę drugi sezon także cicho sza! xD

      Usuń
    4. Aaaa, ok :D myślałam, że jesteś na 7 sezonie. Dobra buzia na kłódkę i koniec :D Spokojnie, prowadzę kilka blogów i daję radę mimo, iż na pozostałych nie są tak często publikowane rozdziały jak na głównym czyli dark-of-heart.blogspot.com ;d lecz decyzję pozostawiam Tobie czy będziesz chciała czy też nie :)

      Usuń
    5. Najpierw zastanów się nad fabułą tak jak mówiłaś i jeśli już wpadniesz na coś konkretnego,daj mi znać :) No a ja oczywiście nadrobię Flasha w takim wypadku :D

      Usuń
    6. Oczywiście, że cały czas myślę, ale jeśli ty masz jakieś propozycje to chętnie wysłucham :D Zawsze z współautorką ustalam fabułę tak jak to zrobiłam na drugim blogu o crossoverze spn i the originals :D

      Usuń
    7. Okeeej,jutro nadrobię Flasha to może coś mi wpadnie do głowy. Nie mam nic przeciwko,jeśli Ty ustalisz fabułę a ja dorzucę w takim razie swoje detale :) W razie czego pisz na maila: gatique2713@gmail.com

      Usuń
    8. Oczywiście, że będę pisać :D

      Usuń

Theme by Hanchesteria