piątek, 15 lipca 2016

31.Ona nie chce być,taka sama jak ja,nie zna granic i nie zamierza się bać

Co ty sobie wyobrażasz?! – wycedziła wolno Imoen piorunując Deana wzrokiem. Po potulnym aniołku nie było ani śladu-skrzyżowane ramiona,zaciśnięte usta i gniewne błyski w oczach z pewnością nie należały do niej. Tak jakby jakieś złowieszcze alter ego przejęło nad nią władzę.
Deanowi odebrało mowę-nie wiedział,co zaskoczyło go bardziej-widok jej w takim stanie czy jej widok w ogóle.
Skąd się tu wzięłaś? – wymamrotał wreszcie.
To w tej chwili nie ma najmniejszego znaczenia. Będziesz się gęsto tłumaczył,Dean.
Cii,dobrze,wiem,ale nie tutaj. – powiedział rozglądając się dookoła. Ludzie wychodzący z zajazdu zaczynali posyłać w ich stronę zaciekawione spojrzenia. – Chodźmy w jakieś ustronne miejsce.
Na tyłach mieścił się parking,na którym zaparkowanych było zaledwie kilka samochodów,łącznie z Impalą i Lincolnem Sary. Widząc go,Dean uśmiechnął się ironicznie. Najważniejsze było jednak,że miejsce było w tej chwili kompletnie opustoszałe.
Oparł się o Impalę i przełknął ślinę. Kiedy jego umowa z Crowleyem wygasła,spodziewał się,że wróci i będzie musiał stanąć ze swoją ukochaną twarzą w twarz. Ale nie sądził,że to stanie się tak szybko. Nie miał pojęcia co jej powiedzieć,ani czego się po niej spodziewać.
Wytłumacz mi,co to miało być – Imoen uniosła w górę zmiętą kartkę. List,który jej zostawił,a którego pisanie sprawiło mu tyle bólu.
Westchnął ciężko i przejechał dłonią po twarzy.
Imo,zrozum. Wszystko co tam napisałem jest prawdą. To było jedyne wyjście,żeby cię uratować.
Słucham? A pomyślałeś,jak się czułam,gdy Sam dał mi ten list? Jak bezradna byłam,gdy przeczytałam,że mnie zostawiasz w tak trudnym czasie i mogę cię już nie zobaczyć? Jak mogłeś,Dean?!
Z każdym kolejnym słowem jej głos coraz bardziej się załamywał aż w końcu po ostatnim słowie wybuchnęła płaczem. Objęła się ramionami i łkała ze spuszczoną głową.
Po raz kolejny nim wstrząsnęło. Do tej pory czuł,że to jedyna słuszna decyzja. A po jej słowach poczuł się jak ostatni tchórz. Tak,do było do niego podobne - zamiast stawić czoło problemom,wolał się poświęcić.
Rozchylił usta,które zaczęły mu niebezpiecznie drżeć. Ostrożnie wyciągnął ramiona i zamknął ją w objęciach niepewny jej reakcji. Ona najwyraźniej miała dość udawania silnej i po prostu wtuliła głowę w jego ramię.
Imo,przepraszam... – wyszeptał. – Jestem skończonym idiotą. Najważniejsze dla mnie to to,żebyś żyła. Nie zniósłbym utraty ciebie na zawsze.
A ja nie zniosłabym straty ciebie – powiedziała sucho odsuwając się. W jej błyszczących od łez oczach malowała się determinacja. – Jak sobie to wyobrażałeś? Że tak po prostu wyrzucę cię z pamięci? Że jak gdyby nigdy nic będę cieszyć się z narodzin dziecka? Że nie będę potrzebować wsparcia przez tych kilkanaście miesięcy?
W ogóle o tym nie myślałem – powiedział cicho. – Jestem cholernym egoistą. Masz pełne prawo się wściekać. Ale zrozum,chciałem dla ciebie najlepiej.
Wiem,Dean. Tylko,że to najlepiej wcale nie było najlepsze. – westchnęła i odgarnęła z twarzy włosy – Nie życzę sobie,żebyś starał się mnie ratować kosztem swojego życia,rozumiesz? Obiecaj mi,że nie będziesz próbował.
Milczał i wpatrywał się w nią z zaciśniętymi ustami. Wiedziała,że toczy z samym sobą wewnętrzną walkę. Był zbyt uparty,aby tak po prostu się poddać. Rozumiała go. Jednak ona sama dojrzała to tej decyzji i on musiał ją uszanować.
Posłuchaj,jeśli będzie trzeba to zginę,byle tylko to dziecko się urodziło. Ja...czuję,że tak trzeba. Więc wycofaj się jeszcze póki na to czas i wróć do mnie.
W jej głosie pobrzmiewał żal wymieszany ze zniecierpliwieniem. Wpatrywała się w niego wyczekująco nerwowo pocierając dłonią o dłoń. Przygryzła wargę w oczekiwaniu na jego reakcję.
W końcu westchnął i przesunął dłonią po twarzy parskając krótkim,urywanym śmiechem.
Jest jeszcze czas. Jest jeszcze cholernie dużo czasu,bo ten idiota Crowley pozwolił ukraść twoją łaskę.
Imoen sapnęła i zachwiała się. Przez ułamek sekundy miała nadzieję,że Deanowi jednak się udało i że wszystko uda się rozwiązać szczęśliwie dla każdego. Jego słowa zgasiły tą iskierkę nadziei.
J-jak to? – zamrugała.
Zapomniał powiedzieć,że ma matkę,która jest wiedźmą. Twierdzi,że to jej sprawka.
Wolno pokiwała głową i wyminęła go. Oparła się o maskę Impali i posłała mu dziwne spojrzenie,w którym malował się jednocześnie strach i szczęście. Na jego widok Deana przeszedł dreszcz.
Ale to nie koniec – dodał łagodnie po chwili niezręcznego milczenia zajmując miejsce tuż obok niej. – Crowley ją znajdzie. Jeśli ją zabiję,będę mógł zabrać łaskę. I niczego więcej nie będzie ode mnie chciał.
Jej oczy rozszerzyły się jak u dziecka na widok słodyczy.
Naprawdę? – wyszeptała – Tylko to i będziesz mógł ze mną zostać?
Tylko to.
Wydała z siebie stłumione westchnienie i wtuliła się w jego ramię,mocno i niespodziewanie. Lekko zaskoczony otoczył ją ramieniem i wdychał przyjemny zapach jej świeżo umytych włosów. Kiedy jednak uniosła głowę,na jej twarzy malowała się śmiertelna powaga.
Ale jeśli coś pójdzie nie tak...pamiętaj,że masz się więcej nie poświęcać. To dziecko musi się urodzić bez względu na to,co się ze mną stanie. Obiecaj,że nie będziesz próbował mnie ratować.
Krtań miał zablokowaną,te słowa nijak nie chciały mu przejść przez gardło. Nie chciał nawet myśleć o tym,że Imoen mogła umrzeć. Wbijała jednak w niego tak przenikliwe i naglące spojrzenie,że musiał wreszcie odpowiedzieć.
Obiecuję – wymamrotał słabo.
Imoen uśmiechnęła się i cmoknęła go przelotnie w usta.
Uwielbiam,kiedy coś obiecujesz


*


Crowley wkroczył do swojego królestwa w akompaniamencie wściekłego stukotu swoich wypolerowanych butów rozbrzmiewającego na schodach. Szedł przed siebie z zaciśniętymi ustami i wzrokiem utkwionym w jednym punkcie. Wiedział dokładnie,gdzie się udać,chociaż prawdopodobnie było już za późno. Minął po drodze kilka demonów nawet nie zwracając uwagi na ich twarze.
P-panie – wyjąkał jeden z nich starając się dorównać mu krokiem – Kiedy pana nie było,miało miejsce coś okropnego...
Wiem,kretynie! – warknął Crowley machając niedbale ręką – Myślisz,że gdzie właśnie idę?
Za pozwoleniem,to nie...
Gówno mnie obchodzi czy to dobry pomysł! Zejdź mi z oczu!
T-tak jest.
Skręcił w skrzydło mieszczące komnaty sypialne. Z impetem otworzył drzwi i jego oczom ukazał się pusty pokój Roweny. Dookoła nie było absolutnie jednej rzeczy zdradzającej czyjąś obecność. Tylko zmatowiałe lustro w kącie zdawało się z niego drwić. Wrzasnął i rzucił w nie pierwszą rzeczą,która mu wpadła w ręce rozbijając lustro na miliony kawałków.
Wydawało mu się,że dobrze pilnował fiolki z łaską Imoen. Była zbyt ważna,by ją komuś powierzyć,więc miał ją przy sobie nieustannie. Czuł jednak wściekłość na myśl,że nie przewidział możliwości matki i nie powziął dodatkowych środków ostrożności.
To upokorzenie paliło go żywym ogniem zwłaszcza,że jego świadkiem był Winchester. Rozejrzał się usiłując znaleźć cokolwiek,co pozwoliłoby mu zlokalizować Rowenę,ale bezskutecznie-wiedźma zatarła wszystkie możliwe ślady.
Do pokoju wkroczył demon w ciele wymuskanego bruneta w garniturze opinającym jego chude łydki. Wytrzeszczył oczy i poprawił na nosie okulary w kwadratowych oprawkach.
Co tu się stało? – spytał oceniając zniszczenia.
Była impreza stulecia – burknął Crowley – A jak ci się wydaje? Odkąd wróciłem każdy z was nadskakuje,żeby mnie łaskawie poinformować,że moja matka zniknęła.
Lalusiowaty demon rozszerzył oczy ze zdumienia jeszcze bardziej.
Jak to każdy? Za pozwoleniem,o ile się orientuję nikt poza panem i mną nie zauważył jej nieobecności.
Crowley zmrużył oczy. Coś tu było nie tak.
No to o czym tak usilnie próbowaliście mi powiedzieć?
Lucyfer – wymamrotał demon spuszczając wzrok. – On...uciekł.
Co? – parsknął Król Piekła – To niemożliwe. Gdzie Willis i Marcus? To oni mieli dzisiaj wartę.
Nie...nie ma ich panie. Po prostu...zniknęli.
Crowley zacisnął usta. Nie. To niemożliwe,żeby Lucyfer tak po prostu się wydostał,mimo uszkodzonej klatki. Nie miałby tyle siły,by ją ruszyć,a co dopiero rozgromić ot tak dwa demony.
Ktoś musiał mu pomóc.
Każ wszystkim stawić się na zebranie w sali tronowej za pół godziny. Mamy tu zdrajcę.


*


Niech cię szlag,Crowley,nie chcę nawet o tym słyszeć!
Dean krążył nerwowo po bibliotece przyciskając telefon do ucha. Drugą dłonią zakrył twarz i stłumił ciężkie westchnienie. Od dwóch tygodni szukał matki i jak dotąd bez rezultatu. Zaczynał odnosić wrażenie,że demonowi niespecjalnie się ku temu spieszyło.
Nikt nie obiecywał,że będzie łatwo,słonko. Zawarliśmy umowę. Mam ją znaleźć,a ty zabić. Nigdzie nie jest napisane,ile czasu ma mi to zająć.
Winchester ze złością kopnął w krzesło stojące najbliżej niego,aby powstrzymać się przed wydaniem ryku. Musiał udawać opanowanego. Crowley nie mógł przecież dowiedzieć się,dlaczego pośpiech jest dla niego taki ważny.
Nie ściemniaj. Oboje wiemy,że chcesz jak najszybciej załatwić Rowenę.
To prawda. – przytaknął,chociaż nieco niepewnie Crowley – Ale mam w tej chwili ważniejsze sprawy na głowie.
Nie obchodzą mnie twoje ważniejsze sprawy. To jest priorytet. Nie wiadomo,do czego paskudnego ta cholerna wiedźma chce użyć tej łaski.
To także była prawda. Już dawno mogła ją przerobić na jakieś zaklęcie. Wolał jednak trzymać się nadziei,że Rowena wciąż ją posiada. Ba,nie dopuszczał innej wersji do świadomości.
Może właśnie w tej chwili szykuje jej do użycia przeciwko tobie. Wiesz przecież,o jakiej mocy mówimy. Mamusia na pewno zachowałaby coś takiego specjalnie dla ciebie – dodał z drwiną.
Odpowiedziała mu cisza. Po chwili rozległo się chrząknięcie.
Wierz mi,że zdaję sobie z tego sprawę Wiewiórze,ale moja matka i jej głupie czary mary to nic,bo wyobraź sobie,że Lucyfer wyszedł z klatki! – wyrzucił z siebie na jednym oddechu po każdym słowie podnosząc ton coraz wyżej.
Dean zamrugał i opadł na krzesło czując,że miękną mu kolana.
Co? – wydusił mrużąc oczy. – Przecież to niemożliwe.
Możliwe,ale trudne. Nie dał rady tego zrobić sam,dlatego jestem zajęty szukaniem szpiega w moich szeregach. To są te ważniejsze sprawy. Podtrzymuję. Dam ci znać,kiedy namierzę tą rudą dziwkę,która nazywa się moją matką. To papatki.
Rozłączył się,zanim Dean zdążył coś dodać. Ukrył twarz w dłoniach i w myślach policzył do dziesięciu.
Lucyfer. Jakby mało im było problemów.
Myśl o jego ucieczce wypełniła go nie strachem,lecz frustracją. Niekiedy przez głowę przenikało mu jedno,drobne marzenie – że może tym razem się uda. Że może los dał mu drugą szansę na porzucenie zawodu łowcy i założenie upragnionej rodziny z dala od tego całego cholerstwa. No cóż,na tyle ile się dało biorąc pod uwagę pochodzenie Imoen. Wystarczyło tylko znaleźć łaskę
Ale teraz,kiedy Lucyfer był na wolności,ta perspektywa skurczyła się do rozmiarów ziarenka piasku.
Hej Dean,wszystko okej? – zagadnął Sam stając w progu i zapinając guziki u rękawów jednej ze swoich koszul w kratkę. Miał zmarszczone brwi i zatroskane spojrzenie.
Taa,wszystko gra – mruknął starszy Winchester unikając spojrzenia brata.
Sam w milczeniu podszedł do niego i usiadł naprzeciwko składając ręce na starym,drewnianym stole.
To Crowley – Bardziej stwierdził niż zapytał. Dean mógł mówić,że nic się nie stało,ale on swoje wiedział.
Taa...– ponownie mruknął Dean i zabębnił palcami o blat w zamyśleniu. W końcu odważył się spojrzeć na brata. Bezradność i rozpacz w jego spojrzeniu zaskoczyły nawet Sama,który znał przecież każdy stan emocjonalny swojego brata.
Nie spieszy mu się z szukaniem Roweny.
W porę ugryzł się w język. Nie chciał mówić bratu o wolnym Lucyferze. Wiedział,jakie emocje wywołuje w Samie upadły anioł a już i tak mieli na głowie wystarczająco dużo problemów. Niech chociaż on ma spokojny sen.
Cały Crowley. Myśli tylko o sobie. – skwitował Sam i westchnął.
Nie wiem co robić,Sammy – przyznał nagle Dean łamiącym się głosem. Każdy kolejny dzień był walka o dwa istnienia i każda chwila zwłoki sprawiała,że sytuacja wymykała im się z rąk.
Znajdźmy inną czarownicę. One potrafią się w jakiś sposób namierzać
Dean pokręcił głową.
Musielibyśmy mieć coś,co należy do Roweny.
Młodszy Winchester nie zamierzał się poddawać.
Może wcale nie? Może istnieje inny sposób. Dean,nie możemy bezczynnie czekać. Wiesz,że ona...
Wiem doskonale! – warknął Dean gwałtownie wstając z krzesła. Zanim zdążył coś dodać,usłyszeli na korytarzu kroki.
Oboje unieśli głowy na widok wolno idącej Imoen. Miała spuszczoną głowę i ciaśniej owinęła się rozpinanym swetrem w kolorze biszkoptowym podkreślając tym samym nieco już zaokrąglony brzuszek. W drugiej ręce trzymała książkę. Wyglądała jak chodzące nieszczęście.
Na widok Winchesterów uniosła głowę i nieco rozszerzyła oczy. Sam zauważył,że wzrok Deana zrobił się jeszcze bardziej bezradny,jakby miał się zaraz rozpłakać. I chociaż wiedział,że to nie nastąpi,nie dziwił się bratu. Imoen wyglądała fatalnie i jeśli szybko czegoś nie zrobią...
Kochanie... – zaczął Dean łamiącym się głosem. Odkąd poznali "diagnozę",z każdym dniem Imoen wyglądała na coraz słabszą,jednak aż do dzisiejszego dnia nie było tego aż tak widać. Ktoś z zewnątrz mógłby pomyśleć,że ma grypę,ale naprawdę Imoen umierała usilnie starając się chronić rozwijające się w niej nowe życie.
Nie mogę czytać tej książki – zignorowała błagalny ton Deana i uniosła do góry tom – Jest zbyt potworna i wywołuje we mnie mdłości. Znowu.
To prawda,mimo ogólnego wycieńczenia,ciąża przebiegała normalnie,przez co mdłości obecne na początku powoli zaczynały ustępować.
Imo... – powtórzył dotykając lekko jej łokcia.
Nic mi nie jest – skłamała odsuwając się.
Daj spokój. Powiedz prawdę.
Westchnęła i mimowolnie musnęła dłonią brzuch. Usiadła naprzeciwko swojego ukochanego i złożyła dłonie na stole.
Szczerze? Dziś czuję się fatalnie. Ostatnio nie było nawet tak źle,ale dzisiaj...
Urwała i pokręciła głową unikając spojrzenia Deana.
Dzisiaj mam ochotę się położyć i umrzeć. Ale nie zrobię tego,o nie. Nie mogę.
Sam uniósł brwi na widok jej zaciśniętych ust i błysku w oczach świadczącego o woli walki. Zaimponowała mu. W tej chwili wiedział,dlaczego jego brat ją pokochał-pod osłoną piękna i niewinności kryła się prawdziwa wojowniczka obudzona pod wplywem trudów ludzkiego życia.
Starszy Winchester podszedł do niej i objął ramionami całując w czubek głowy. Imoen uśmiechnęła się lekko,ale ze smutkiem i oparła głowę o jego ramię. .
Zjadłabym loda – oznajmiła niespodziewanie – Dużego. Albo nawet dwa. Z tego parku niedaleko,pamiętasz?
Oczywiście,że pamiętam – Wydobył z kieszeni kluczyki – Chodź skarbie,jedziemy.

*

Jednak nie żartowałeś – powiedziała Imoen rozszerzając oczy ze zdumienia,kiedy Winchester płynnie zatrzymał Impalę przed wejściem do parku.
Jasne że nie – odparł ze śmiertelną powagą. Zgasił silnik i spojrzał na nią. W jego zielonych oczach błyszczała taka determinacja,jakby chodziło o zabicie wendigo a nie zwykłe kupienie lodów.
Chwilę błądzili po parku,aż wreszcie znaleźli budkę z lodami. Głównie dlatego,że znajdowała się obok niej kilometrowa kolejka.
Dean gwizdnął i zmarszczył brwi.
Cholera jasna – westchnął. – Chyba trochę poczekasz.
To może wróćmy – zaproponowała nieśmiało – Nie chcę,żebyś sterczał tam nie wiadomo przez ile.
Nie – zaprotestował stanowczo unosząc dłoń – Dla ciebie wszystko kochanie. Usiądź sobie i zaczekaj na mnie.
Przyciągnął ją do siebie i cmoknął przelotnie w usta. Imoen zachichotała jak mała dziewczynka i odeszła nie odrywając od niego wzroku.
Winchester westchnął. W jednej,krótkiej chwili poczuł się zupełnie beztroski,tak jakby był zwykłym człowiekiem,który nie musi codziennie zasypiać z myślą,że jego ukochana może zginąć razem z ich dzieckiem. Wsunął więc ręce do kieszeni i uzbroił się w cierpliwość.
Imoen odnalazła wolną ławkę. Usiadła na niej i wystawiła twarz do słońca. Wiatr od czasu do czasu poruszał jej włosami i musiała odgarniać je z twarzy,jednak zupełnie jej to nie przeszkadzało. Z zamkniętymi oczami,nasłuchując krzyków dzieci i śpiewu ptaków w koronach drzew,odpłynęła myślami z dala od otaczających ją problemów. Liczyło się tylko tu i teraz,słońce na twarzy i wiatr we włosach.
Siedziała tak dobrych kilkanaście minut,aż w końcu dotarło do niej,że odgłosy ptaków i dzieci nagle umilkły. Otworzyła oczy i zachłysnęła się.
Nie była już w parku.
Siedziała na wilgotnym pniu drzewa,a dookoła roztaczała się bezkresna otchłań jeziora porośniętego u brzegu trzciną sięgającą jej co najmniej do pasa. Poderwała się i rozejrzała dookoła,jednak w zasięgu wzroku nie było niczego więcej. Zimny wiatr szarpnął jej włosami i już wiedziała,że znajduje się w zupełnie innym świecie.
Witaj,siostro.
Amara pojawiła się równie niespodziewanie jak i całe otoczenie. Stała kilka kroków od niej z rękoma opuszczonymi wzdłuż ciała i uniesionym dumnie podbródkiem. Na jej ustach błąkał się lekki uśmiech.
Imoen instynktownie dotknęła dłonią brzucha,jakby liczyła,że w ten sposób ochroni dziecko przed swoją nieobliczalną siostrą. W porę się zreflektowała i opanowała drżenie ciała.
Amara – powiedziała marszcząc brwi. – Gdzie jesteśmy,co ze mną zrobiłaś?
To wszystko – machnęła dłonią – Nie istnieje naprawdę. Przeniosłam nas w miejsce zawieszone między czasem a przestrzenią. Oprócz nas nic nie jest tu prawdziwe.
A więc nie zamierzała jej zabić. Gdyby tak było,znalazłyby się w jakimś realnym miejscu,gdzie śmierć byłaby możliwa i autentyczna. Do takich miejsc jak to,śmierć nie miała prawa wstępu.
Pewnie się zastanawiasz co tu robimy – powiedziała Ciemność jakby czytając w jej myślach. A może zaiste to robiła? Z pewnością dysponowała mocą większą niż Imoen obecnie,więc ta nie zdziwiłaby się,gdyby tak rzeczywiście było. – Chcę porozmawiać.
Porozmawiać? – powtórzyła podejrzliwie Imoen upewniając się,że dobrze usłyszała. – Podczas naszej jedynej rozmowy zabiłabyś mnie,gdybyś tylko mogła,a teraz chcesz rozmawiać?
Wiedziała,że powinna być opanowana,ale sytuacja wydawała jej się tak absurdalna,że nie mogła się powstrzymać. Być może to też wina ciążowych hormonów buszujących w jej organizmie.
No tak,to nie był najlepszy początek. – przyznała Amara – Ale byłam wściekła,że odebrałaś mi Deana. W końcu jest ze mną związany.
Uśmiechnęła się lekko,a Imoen zmarszczyła gniewnie brwi.
Jak to:związany?
Myślałaś,że nosimy jedno znamię bez powodu? On nigdy nie skrzywdzi mnie a ja jego.
Imo poczuła w sercu dziwne ukłucie. Wcale a wcale nie spodobała jej się myśl,że jej ukochany mógłby robić z Amarą to wszystko co z nią.
Och,ale spokojnie siostrzyczko. On już mnie nie interesuje. I po tym,co zamierzam ci powiedzieć,ciebie też przestanie.
Zrobiła kilka kroków w tę i z powrotem aż wreszcie utkwiła w coraz bardziej zagubionej Imoen spojrzenie swoich czekoladowych oczu.
W końcu nie wytrzymała:
Jeśli zwabiłaś mnie tu tylko po to,by wybić mi z głowy Deana,to tracisz czas. Kocham go i nigdy nie przestanę.
Amara przewróciła oczami.
Tego się spodziewałam – skwitowała – Ale cóż,nic dziwnego,skoro miłość jest jedynym z wyższych uczuć,które zaznałaś. Sądzisz,że jest taka cudowna,podczas gdy tak naprawdę jest niczym. Niczym,rozumiesz? Prymitywnym,oklepanym pragnieniem tego gnijącego świata. Ty zaś jesteś stworzona do wyższych celów.
Imoen prychnęła.
Ach tak? A co ty wiesz o miłości,skoro przez wieki siedziałaś w zamknięciu tak jak ja bez możliwości jej zaznania?
Starsza z sióstr zbliżyła się niebezpiecznie blisko,a w jej oczach błysnął gniew.
Widziałam znacznie więcej niż ty. Doświadczyłam też o wiele więcej i wiem,że są rzeczy o wiele bardziej satysfakcjonujące i mniej bolesne niż miłość. I możemy je mieć. Obie.
O czym mówisz?
O zemście,moja droga. I o władzy. Jedno jest narzędziem prowadzącym do drugiego,ale obie smakują równie wspaniale. To jest właśnie cel naszego istnienia. Władza nad Niebem i Piekłem. To nie nasz brat powinien ją dzierżyć a my. Tylko my. Tak jak to było na początku.
Nie pamiętam co było na początku – stwierdziła chłodno Imo.
Amara zaśmiała się krótko.
A czy myślisz,że to przypadek? Nie. Nasz brat wymazał ci pamięć zaraz po stworzeniu świata. A potem zamknął nas w tych samotniach i wszystkie zasługi przypisał sobie. Uważasz,że to sprawiedliwe?
Imoen milczała przez dłuższą chwilę. Usiadła na zwalonym pniu,ponieważ nagle chociaż niewielki,brzuch zaczął jej ciążyć. Ogarnęło ją dziwne uczucie. Jeśli Amara miała rację,to Bóg,którego do tej pory uważała za autorytet zaczynał tracić w jej oczach.
Biorąc jej milczenie za kapitulację,Amara ciągnęła:
Teraz już widzisz,siostro? Nie jestem twoim wrogiem. Chcę tylko odebrać to,co nam się należy i ukarać naszego brata za to,że nas rozdzielił.
Dlaczego chcesz się ze mną tym dzielić?
To pytanie nieco zbiło Amarę z tropu. Zamrugała,lecz szybko doprowadziła się z powrotem do porządku.
Zostałaś skrzywdzona,tak samo jak ja. Nie ma powodu,dla którego miałabym toczyć tą walkę sama.
Ale chyba będziesz musiała. Wybacz,Amaro,ale nie zależy mi na tym. Mam teraz inne priorytety.
Pogłaskała się lekko po brzuchu i podniosła się z zamiarem odejścia w nadziei na znalezienie wyjścia z tego świata. Lecz ucisk na ramieniu dał jej wyraźnie do zrozumienia,że tak łatwo nie uda jej się odejść.
Wyraz twarzy Amary diametralnie się zmienił. Usta miała zaciśnięte a spojrzenie zimne,jakby utonęła w nim bryła lodu. Ściskała ramię Imoen coraz mocniej.
Ujmę to tak: To ja sprawiłam,że ten potwór w twoim łonie,którego nazywasz priorytetem cię zabija. Twoim jedynym ratunkiem jest odzyskanie łaski,a beze mnie nie dasz rady tego dokonać. I jeśli teraz mi odmówisz,możesz być pewna,że możesz nie zdążyć go zobaczyć!
Imoen instynktownie zadrżała ze strachu. Przypomniała sobie,że tak naprawdę nic jej w tym świecie nie grozi i uspokoiła się nieco.
Bez mojej łaski i tak jestem dla ciebie bezużyteczna. I jeśli mam umrzeć,bo jesteś moją jedyną szansą na ratunek,to niech tak się stanie.
Ciemność puściła jej ramię i odsunęła się. Oczy błysnęły jej groźnie i po chwili na twarzy pojawił się szyderczy uśmiech.
Dobrze. Niech tak będzie. Ale bądź pewna. Pożałujesz tego. Ty i ci cholerni Winchesterowie.
A potem nagle,ni stąd i zowąd znów znalazła się na parkowej ławce otoczona zewsząd wesołym gwarem.


-------------------------------------------------------------------------------

Jestem wreszcie. Sama się nie spodziewałam,że tyle mi zejdzie z następnym rozdziałem,ale paradoksalnie mam teraz mniej czasu na pisanie czy cokolwiek niż w trakcie semestru,bo ciągle gdzieś wyjeżdżam xD Także uzbrójcie się w cierpliwość,bo następny zapewne też szybko się nie pojawi.
Jak Wam się podoba szablon? Mnie osobiście bardzo i jestem szczęśliwa,że go dostałam,jeszcze raz bardzo dziękuję Hanchesterio :)
Aha,nie mam pojęcia co się dzieje w pewnych momentach z czcionką,przepraszam.
To chyba tyle z ogłoszeń parafialnych. Do następnego!

5 komentarzy:

  1. Imo dobra decyzja ciekawe co zrobi Lucyfer dzięki za wprowadzebie go więcej Sama i Sery czy dało by radę żebyś dała rozdzał w czwartek mam wtedy urodziny pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za nadrobienie :) Sama i Sary na bank będzie więcej za rozdział lub dwa. Na czwartek? Hm,postaram się,ale nie obiecuję.

      Usuń
  2. Imo dobra decyzja ciekawe co zrobi Lucyfer dzięki za wprowadzebie go więcej Sama i Sery czy dało by radę żebyś dała rozdzał w czwartek mam wtedy urodziny pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Brawo Imo, postawiła się własnej siostrze, to w niej podziwiam, ducha walki zwłaszcza teraz gdy nosi w sobie życie. Amara jak zwykle musiała namieszać w jej życiu. Mam nadzieję, że Crowley znajdzie Rowenę a Dean ją zabije i Imo odzyska łaskę ;) A tak poza tym czytasz mi w myślach bo miałam ten sam pomysł z tytułem rozdziału do II księgi na moim blogu. Ten sam cytat miałam dać :D Pozdrawiam i życzę dużo weny ;)

    P.S. Zapraszam na mojego nowego bloga o crossoverze Flash i Arrow co Ci pisałam w e-mailu ;) http://even-evil-never-sleeps.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow,nie sądziłam,że nowa postawa Imo zrobi na Was takie wrażenie :D Ale w takim razie cieszę się.
      Haha,ale to nie pierwszy raz kiedy czytamy sobie w myślach,już kiedyś coś podobnego nam się zdarzyło :D
      Oczywiście wpadnę na epilog(uff,dobrze,że to dopiero koniec pierwszej księgi!) i na nowego bloga,najpewniej wieczorem kiedy wrócę do domu ;)

      Usuń

Theme by Hanchesteria