Gdy
tylko Sarah przekroczyła próg magazynu mającego posłużyć jako
miejsce do wywoływania duchów,Dean zamknął za nią drzwi i
wysypał pod nimi grubą warstwę soli.
Sam
stał pośrodku solnego kręgu i patrzył na nią ze zmarszczonym
czołem i wymalowanym w oczach niepokojem. To wszystko wydarzyło się
tak szybko,że nie miał nawet czasu z nią porozmawiać i mógł
tylko domyślić się,jak Sarah się czuje,chociaż szczerze mówiąc
nie było to proste. Czy była zła czy raczej przestraszona? A może
jedno i drugie? On także nie wiedział już co myśleć. Wymierzonym
policzkiem Dean przywrócił mu odrobinę rozsądku przyćmionego
przez strach,który od tamtej pory ściskał go za gardło,ale mimo
to nabrał wątpliwości. A jeśli to naprawdę był zły znak i nie
powinien był myśleć o porzuceniu życia łowcy i małżeństwie?
Sarah
weszła do kręgu i odetchnęła głęboko.
– Okej.
To co będziemy teraz robić? – spytała gdy Dean do nich dołączył.
– Najpierw
myślałem,żeby użyć tego – odparł wskazując głową na leżącą
w kącie planszę oujia. – Ale nie jesteśmy na pidżama party w
podstawówce no i trąci to amatorszczyzną,a poza tym rzadko kiedy
działa,więc...
Urwał
wodząc wzrokiem od Sama po Sarę i uśmiechając się znacząco,na
co Sam spiorunował go spojrzeniem.
– Co
masz na myśli? – spytała ostrożnie Blake,chociaż się
domyślała.
– Ostatnim
razem Jessica pojawiła się kiedy byliście ze sobą blisko,więc...
– Dean
chce żebym cię pocałował – przerwał mu zniecierpliwiony Sam.
Ton
jego głosu nie spodobał się Sarze.
– A
ty tego nie chcesz? – spytała niemal szeptem.
Sam
westchnął i otarł twarz dłonią. Rzucił niechętne spojrzenie w
kierunku brata. Dean wyłapał je i uniósł dłonie do góry.
– Okej,mnie
tu nie ma – oznajmił odwracając się i odsuwając się na koniec
kręgu.
Sam
oblizał usta i spojrzał Sarze prosto w oczy.
– Oczywiście,że
chcę – odparł cicho – Kocham cię. Tylko że...ta sytuacja
jest bardzo...niekomfortowa. Nie zdążyłem ci powiedzieć tego co
chciałem a teraz...
Urwał
kiedy Sarah zarzuciła mu ręce na szyję i wpiła się w jego usta.
Oddał pocałunek nie zważając na wymowny gwizd Deana. Kiedy się
odsunął,zamrugał zaskoczony a Sarah uśmiechnęła się ściskając
mocno jego dłoń dając w ten sposób do zrozumienia,że go wspiera.
Szybko jednak uśmiech zniknął z jej twarzy,bo w pomieszczeniu
znikąd zerwał się silny wiatr. Plansza ouija prześlizgnęła się
na drugi koniec pokoju.
– Jessica?!
– zawołał Dean usiłując przekrzyczeć gwizd wiatru. –
Wiemy,że to ty! Pokaż się!
Nagle
przestało wiać i zrobiło się zupełnie spokojnie. Ciszę mąciły
jedynie urywane oddechy całej trójki. Przez chwilę pomyśleli,że
zrobili coś nie tak.
– Huh
– mruknął Dean opuszczając strzelbę nabitą solą. – Może
jednak trzeba było zrobić pidżama party?
– Nie
Dean – odparła dziwnie spokojnym tonem jak na swój stan nerwowy
Sarah. Wyciągnęła przed siebie drżący palec – Tam.
Bracia
podążyli za jej spojrzeniem. Dean rozchylił jedynie usta w niemym
zdziwieniu,zaś Sam miał wrażenie,że serce zaraz wyskoczy mu z
piersi. Zaczął szybciej oddychać,a usta mu drżały,gdyż to co
zobaczył,wstrząsnęło nim,chociaż nie pierwszy raz miał do
czynienia z duchem.
W
ciemnym kącie,głównie dzięki jasnym włosom dało się dostrzec
zgarbioną kobiecą sylwetkę odzianą w białą koszulę nocną na
ramiączkach. Na jej brzuchu jątrzyła się ogromna czerwona plama.
Uniosła głowę i chociaż rysami twarzy przypominała dawną
Jessicę,zapadnięte policzki,mocno podkrążone oczy z sińcami i
blada twarz tworzyły z niej zupełnie inną postać.
Postać,której
nie powinno tu być.
Ruszyła
wolno w ich kierunku kręcąc głową na boki.
– Jess...
– wydusił Sam. Gardło miał tak ściśnięte,że nie był w
stanie wymówić jej pełnego imienia. Kiedy mignęła mu przez
ułamek sekundy,ciągle trzymał się nadziei,że to nie ona. Teraz
jednak widział ją wyraźnie w całej okazałości i wcale nie czuł
się z tym pewniej. Duch zatrzymał się przed solnym kręgiem,który
go odepchnął i wyszczerzył zęby w makabrycznym wyrazie gniewu.
– Czego
chcesz Jessico? – spytał Sam siląc się na spokojny ton. Ona
ciągle jednak milczała,więc dodał: – Wiem przecież,że
potrafisz mówić. Powiedz proszę,dlaczego tu jesteś...i czemu
wciąż tu jesteś.
Wyraz
twarzy ducha zmienił się. Grymas złości zniknął i jej twarz
stała się niemal ludzka. Jej oczy zdawały się błyszczeć od łez
a w głębokim głosie odbijającym się echem grobowej pustoty
niemal dało się usłyszeć żal.
– Kocham
cię,Sam. Wiesz o tym. Chciałeś,abym to ja została twoją żoną,a
teraz chcesz żeby inna zajęła moje miejsce?
– Ty
nie żyjesz Jessico – odparł zadecydowanie Sam.
Przez
jej twarz znów przemknął cień gniewu.
– Ale
jestem przy tobie. Jestem i zawsze będę. Nie mogę cię opuścić.
– A
jednak musisz. Nie cofniemy czasu. Musisz pozwolić mi odejść. To
dla twojego dobra. Odnajdziesz w końcu spokój.
– Nie
odnajdę!
Machnęła
ręką i w pomieszczeniu znów zerwał się wiatr. Jej głos dudniący
pośród ciemności wywoływał dreszcz nawet u tak doświadczonych
łowców jak ta trójka.
– Masz
pojęcie,co jest po drugiej stronie? Nic,tylko pustka i ciemność!
Jestem tam sama! Kiedy jestem tutaj,z tobą,odnajduję spokój. A
teraz go niszczysz chcąc dać tej suce coś,co należy do mnie!
Sam
przełknął ślinę. Wiedział,że to nie była jego dziewczyna,jego
cudowna i wyrozumiała Jessica. To tylko wierna kopia wykrzywiona
przez frustrację i gniew. Ale mimo to,jej słowa sprawiły,że serce
podeszło mu do gardła.
Widząc,że
jest na granicy złamania,ciągnęła:
– Chcesz,żebym
była nieszczęśliwa? Chcesz żyć ze świadomością,że pozbawiasz
mnie zasłużonego wiecznego spokoju? Chcesz tego,Sam?
– Oczywiście,że
nie – powiedział zaciskając usta.
– Doskonale
– wykrzywiła usta w uśmiechu. – Jeśli naprawdę mnie
kochałeś,pozwolisz mi zostać. A ona musi odejść.
Wyciągnęła
długi,blady palec w kierunku Sary i ruszyła na nich z dzikim
wrzaskiem rozbijając się o brzeg solnego kręgu i tyle ją
widzieli.
*
– Hej.
Sarah
stała kilka minut przy wejściu do piwnicy mieszczącej kilkanaście
modeli samochodów i motocykli. Patrzyła na Sama w milczeniu
zastanawiając się,czy jest już gotowa z nim porozmawiać i niemal
za każdym razem miała ochotę zabrać nogi za pas i zawrócić,aż
wreszcie wzięła głęboki oddech i nakazała sobie być odważną i
racjonalną. Wymówiła to jedno słowo zachrypniętym głosem z
nieco pytającą intonacją.
Sam
wzdrygnął się i zwrócił spojrzenie w kierunku głosu. Siedział
na murku przy jednym z boksów oddzielających od siebie motocykle i
myślał. Po spotkaniu z Jessicą miał istny mętlik w głowie i nie
wiedział,co z nim zrobić. Potrzebował chwili na osobności i garaż
był jedynym miejscem,w którym mógł na ową liczyć.
Tak
mu się przynajmniej wydawało.
Na
widok Sary poczuł rozdrażnienie. Nie chciał jeszcze jej
widzieć,wydawało mu się,że wszystko co wcześniej chciał jej
powiedzieć,po prostu wyparowało z jego głowy. Nie mógł jednak
jej zbyć,bo wtedy pomyślałaby że martwa Jessica liczy się dla
niego bardziej niż ona.
Stała
u szczytu schodów i powoli schodziła w dół patrząc na niego
niepewnie z przygryzioną wargą. Uśmiechnął się więc przyjaźnie
i poklepał miejsce obok siebie.
–
Więc...jak
się czujesz? – spytała stając przed nim i wsuwając dłonie w
tylne kieszenie dżinsów,byle tylko coś z nimi zrobić.
– To
ja powinienem zapytać o to ciebie – skwitował Winchester patrząc
jej prosto w oczy. Pod maską pozornej obojętności krył się w
nich strach.
– To
nie mnie odwiedziła dawna miłość mojego życia – stwierdziła
Sarah unosząc brwi.
– Ale
to o ciebie jej chodzi.
Blake
westchnęła ciężko i wyrzuciła ręce w powietrze.
– Czego
ode mnie oczekujesz,Sam? Twoja dziewczyna wraca zza grobu w
momencie,kiedy chcesz mi się oświadczyć i żąda,bym opuściła
twoje życie. Jak myślisz,jak mogę się czuć? – wyrzuciła
tłumiąc cisnące się do oczu łzy.
– Cholera,jestem
idiotą – mruknął uderzając się ze złością w udo. –
Przepraszam.
Ujął
ją za rękę. Spojrzała na niego pytająco.
– Nie
chcę cię stracić Saro – oznajmił ściskając jej dłoń. –
Nie po tym wszystkim co przeszłaś aby znów się ze mną spotkać.
– Ale
chcesz żeby Jessica zaznała spokoju. W ten czy inny sposób –
dodała pozbawionym emocji głosem.
– Tego
też chcę – westchnął. – Nie ukrywam,że ją kochałem. I
chyba jakaś część mnie nadal ją kocha... – urwał patrząc
uważnie na Sarę chcąc sprawdzić jej reakcję. Jednak kiedy oczy
jeszcze bardziej zaszkliły jej się od łez,kontynuował:
– Jednak
to nie jest prawdziwa Jessica. Chociaż w zasadzie to jest,tylko
zmieniona przez śmierć,co jest jeszcze bardziej bolesne... – Sam
jak zwykle się nakręcił i odchrząknął,gdy się zorientował: –
W każdym razie ona nie żyje. I nawet to,że była w stanie się
tutaj pojawić niczego już nie zmieni. Nie mam zamiaru spełnić jej
żądania.
Ton
jego głosu był stanowczy. Pojawiał się najczęściej wtedy,kiedy
byli na polowaniu albo podejmowali inną ważną decyzję związaną
z życiem lub śmiercią. W takich sytuacjach nie było miejsca na
tego nieśmiałego,niezdecydowanego Sama. Pojawiał się Sam
bezlitosny łowca.
Tak
było i w tym wypadku i był to jeden z powodów,dla których go
kochała. Mimo to jego decyzja nieco ją zaskoczyła.
– A
co z Jessicą? Myślałam,że chcesz,żeby odnalazła spokój...
To
był najtrudniejszy aspekt tej decyzji. Tyle razy zastanawiali się z
Deanem co się dzieje z duchami po ich odejściu. Czy Jessica miała
rację i czekała je wieczna pustka,czy też kłamała chcąc za
wszelką cenę pozostać przy Samie?
– Saro,ile
duchów w swojej karierze odesłałaś?
– No
cóż,dużo.
– Więc
powinnaś wiedzieć,że najlepszym wyjściem jest dla nich wydostanie
się ze świata ludzi. Żaden duch na dłuższą metę nie może
przebywać między światami. Frustracja spowodowana utknięciem
zmienia je w zdziczałe potwory,które były kiedyś ludźmi.
– Ale
to nie jest byle jaki duch,tylko twoja dziewczyna – zauważyła
Sarah. I chociaż jej serce zaczęło rozpływać się z radości na
wieść o jego decyzji,chłodne podejście nieco ją zaszokowało.
Sam
wzruszył ramionami.
– Jej
już nie ma – powtórzył – A ja nie mogę żyć przeszłością.
Gdybym to robił,wciąż przeżywałbym śmierć matki.
Pokiwała
wolno głową i usiadła obok niego.
– Masz
rację – przyznała – Nie powinno się żyć przeszłością...
W
jej głosie dało się wyczuć wahanie.
– I?
– ponaglił.
Sarah
wypuściła głośno powietrze.
– Zobaczę
się z ojcem.
– Z
ojcem? – powtórzył Sam unosząc brwi. Pamiętał jakim
człowiekiem był Daniel Blake. Nic dziwnego,że Sarah chciała się
od niego uwolnić.
– Tak.
Skoro ty mierzysz się z przeszłością,to ja też.
– Mhm–
mruknął Sam. Przez myśl przeszło mu,że ten człowiek będzie
musiał dać mu błogosławieństwo,aby mógł poślubić jego córkę.
Nie było to przyjemne uczucie.
– Nie
wydajesz się tym zachwycony – zauważyła Sarah starając się
złapać jego spojrzenie.
– Cóż,mimo
wszystko on jest twoim ojcem i właśnie sobie uświadomiłem,że
powinienem poprosić go o twoją rękę. To znaczy,jeśli się
zgodzisz,bo nie miałem okazji zadać ci jeszcze tego pytania i...
Wrócił
Sam niedoszły prawnik. Sarah roześmiała się jednak głośno,na co
on zmarszczył brwi.
– Co
cię tak bawi? – spytał nieco zagniewanym tonem.
– Przepraszam.
– Zakryła dłonią usta. Kiedy ją opuściła,spojrzała mu prosto
w oczy z lekkim uśmiechem – Nie chciałam cię urazić. Po prostu
nie sądzę,żeby mój ojciec miał wiele do powiedzenia w tej
kwestii.
– Być
może,ale jeśli zamierzasz się z nim spotkać,zamierzam zrobić
wszystko jak należy.
– Więc...
– Sarah wolno dotknęła jego dłoni i uniosła brwi. – To nie są
ponowne oświadczyny?
– A
chciałabyś,żeby były?
– Dla
mnie to nie ma znaczenia,bo i tak znam swoją odpowiedź.
– No
tak... – odparł z wahaniem Sam i wziął głęboki oddech –
Wolałbym to zrobić,kiedy już uporamy się z...nią. Mimo wszystko
nie chcę jej ranić.
Nie
potrafił wymówić imienia Jessici jakby bał się,że w ten sposób
się ujawni.
– Dobrze.
– Sarah podniosła się z murka – Rozumiem. Zrobisz to gdy
będziesz gotów. Niech to znowu będzie niespodzianka.
Mrugnęła
do niego i ruszyła w kierunku wyjścia. Wyczuła,że rozmowa z nią
była mu nie na rękę i dlatego pozwoliła mu ponownie zostać na
osobności ze swoimi myślami.
Uśmiechnęła
się lekko do siebie zamykając drzwi do garażu. Wstrzymywana
euforia uwolniła się w pełni i serce radośnie trzepotało jej w
piersi.
Wszystko
było dobrze. Pojawienie się Jessici nic między nimi nie zmieni.
Nie mogło być lepiej. Odetchnęła z ulgą i skręciła w długi
korytarz prowadzący do serca bunkra.
Nagle
zrobiło się zimno. Zadrżała instynktownie zasłaniając dłońmi
odkryte ramiona. Z jej ust wydobył się obłoczek pary. Światła
żarówek przykręconych do ścian zamigotały i już wiedziała,co
to oznacza.
Z
bijącym sercem puściła się pędem przez korytarz. Już miała
skręcać w następny,do wyjścia,lecz zatrzymała się i pisnęła.
Jessica
stała tuż przed nią i pochyliła głowę uśmiechając się
niewinnie.
– Wybierasz
się gdzieś? – spytała słodkim głosikiem i zanim Sarah zdążyła
cokolwiek odpowiedzieć,poczuła ból w okolicy brzucha stopniowo
promieniujący na całe jej ciało.
Jessica
wyjęła z jej brzucha nóż i gorąca krew zaczęła wypływać z
rany szkarłatnym strumieniem. Sarah zaczęła tracić czucie w
nogach i powoli zsunęła się po ścianie.
– A
więc nigdy mnie nie kochał – stwierdził z goryczą duch – Ale
to bez znaczenia. Ciebie też już nie będzie.
Rozbrzmiewający
echem studni śmiech był ostatnim,co usłyszała zanim zamknęła
powieki i zemdlała.
*
Jacob
Chris
David
Tyler
Michael
Imoen
kreśliła na kartce kolejne imiona. W końcu odłożyła ołówek z
ciężkim westchnieniem i odchyliła głowę do tyłu. Zapisała
wszystkie męskie imiona,jakie znała i przychodziły jej do
głowy,ale żadne z nich jej się nie podobało.
Leżała
na zabytkowej sofie w części bibliotecznej przykryta miękkim kocem
i z notatnikiem na kolanach. Stojąca na etażerce lampa z
kwadratowym abażurem była jedynym była jedynym źródłem światła
zatapiając pomieszczenie w przytulnym półmroku.
Był
już dość późny wieczór,lecz nie chciało jej się spać.
Martwiła się o Sama i Sarę,którzy po spotkaniu z duchem byłej
dziewczyny młodszego Winchestera odsunęli się od siebie. Chciała
im pomóc,bo taką już miała naturę,ale nauczyła się,że tego
typu problemy rozwiązuje się na osobności,bez udziału osób
trzecich.
No
i jeszcze jedno nie dawało jej spokoju. A właściwie
jeden,tymczasowy lokator jej brzucha.
Położyła
dłoń na brzuchu i uśmiechnęła się kącikiem ust. Gdy dziecko
pierwszy raz się poruszyło,odczuła radość i każdy następny
ruch ją ekscytował. Co prawda,nie były to silne kopniaki,lecz coś
na kształt łaskotania w brzuchu,jednak im więcej ich było,tym
bardziej zaczynała czuć się tym zmęczona podczas gdy mały
Winchester najwyraźniej doskonale się bawił i nie zamierzał
przestawać.
– Chyba
nie chcesz się nazywać żadnym z imion z tej kartki,co? –
mruknęła gładząc delikatnie brzuch,ale jak na złość odpowiedzi
się nie doczekała.
Sięgnęła
do etażerki chwytając w dłonie kubek przyjemnie ciepłej herbaty i
upiła łyk krzywiąc się. Odkąd odzyskała łaskę,jedzenie i
picie straciło jakikolwiek smak,ale musiała się odżywiać,by
dziecku niczego nie brakowało. Już Dean tego pilnował.
Jak
na zawołanie,odgłos jego kroków rozległ się na korytarzu. Zza
rogu wyłoniła się sylwetka starszego Winchestera odziana w spodnie
od piżamy,czarny T-shirt i jego ulubiony,szary szlafrok. Miał
chłodne i obojętne oblicze,lecz gdy tylko wyłapał wzrokiem
Imoen,na jego twarzy zagościło ciepło i miłość odbijająca się
w oczach barwy głębokiej zieleni.
– Hej
– powiedział łagodnie podchodząc do niej. Imoen cofnęła
nogi,by zrobić dla niego miejsce.
– Dlaczego
jeszcze nie śpisz? Myślałem,że jesteś zmęczona. – spytał z
oskarżycielską nutą siadając.
– Nie
sądzę,żebym prędko mogła zasnąć – odparła wskazując na
brzuch.
Usta
Deana rozciągnęły się w błogim uśmiechu,a oczy momentalnie mu
rozbłysły. Wyciągnął dłoń i pogładził ciążowy brzuszek.
Jego dotyk wywołał w niej przyjemny dreszcz,lecz nie związany z
podnieceniem. Poczuła się spokojna i zrelaksowana,mimo że mały
wzbudzał w niej kolejną falę łaskotek.
– Powiedz
coś do niego – podsunęła Imoen.
Dean
popatrzył na nią pytająco marszcząc brwi.
– Na
tym etapie zaczyna już słyszeć – wyjaśniła – Przeczytałam o
tym w jednej z tych książek,które znalazła dla mnie Sarah.
– Świetnie.
Moje dziecko jeszcze się nie urodziło a ja już muszę uważać na
słowa – skwitował z rozbawieniem. Zaraz jednak zmarszczył brwi i
utkwił spojrzenie w wypukłości malującej się pod koszulą nocną
z krótkim rękawem.
– Cześć
skarbie – powiedział poważnie – Jeśli jeszcze o tym nie
wiesz,to jestem twoim tatą i...kocham cię.
Zawahał
się i głos mu zadrżał przy wypowiadaniu ostatnich słów. Imoen
rozchyliła usta,ale nic nie powiedziała. Po jego ostatnim szczerym
wyznaniu wiedziała,że ten gest kosztował go sporo emocji. O ile to
było możliwe,w tej chwili kochała go jeszcze bardziej.
– Myślałem
jeszcze nad tym,co mówiłem ci wcześniej. – powiedział
niespodziewanie. – Wiesz,o moim ojcu.
Zacisnął
usta i wyprostował się. Imoen pogładziła uspokajająco jego dłoń.
– Nie
zadręczaj się już tym – poprosiła łagodnym głosem – Mówiłam
ci już,że...
– Wiem
– przerwał jej – Nie jestem nim. Ale potem uświadomiłem
sobie,że nie mogę być wobec niego taki krytyczny i nie zasłużył
na te obelgi.
Imoen
pokręciła głową.
– Nic
już nie rozumiem. – wyznała.
– Mój
ojciec oddał za mnie życie – powiedział jednym tchem – I
zrobił to bez wahania,nawet się nie zastanawiał,co czeka go po
śmierci. Po prostu...zrobił to. A ja mimo to zwyzywałem go od
najgorszych.
Uderzył
otwartą dłonią o udo chcąc dać ujście swoim tłamszonym
emocjom.
– Kochał
nas – ciągnął Dean – Ale okazywał to w pokrętny sposób.I to
miałem na myśli mówiąc,że nie chcę być taki jak on. Chcę,żeby
mój syn wiedział,że go kocham. Tak po prostu.
Imoen
poczuła,że łzy napłynęły jej do oczu. Nie wiedziała,czy to
przez nadmierną wrażliwość czy zwyczajnie poczuła się urzeczona
wyznaniem swojego ukochanego. Podniosła się podpierając dłońmi i
oparła o jego ramię. Prawą dłonią delikatnie zaczęła muskać
jego pokryty kilkudniowym zarostem policzek.
Dean
uśmiechnął się lekko. Uwielbiał te jej przejawy delikatności.
To było takie w jej stylu – jakby znowu odkrywała coś po raz
pierwszy. No i też zwyczajnie czuł się przez to spokojniejszy.
– Będzie
wiedział – odparła cicho. – Zresztą,przed chwilą sam mu to
powiedziałeś.
Oboje
zachichotali. Dean wyciągnął ramię i przygarnął Imoen bliżej
do siebie całując ją w czoło. Nie mógł spotkać w swoim życiu
cudowniejszej kobiety.
W
głowie Imoen krążyły różne myśli. Pojawiały się i znikały i
nie poświęcała im więcej uwagi. Nagle jednak doznała olśnienia.
Popatrzyła na kartkę z imionami i wysunęła się z uścisku.
Chciała po nią sięgnąć,lecz zamarła w pół ruchu.
– Co
się stało? – spytał Winchester marszcząc brwi.
– Słyszałeś
to?
– Co?
Gdzie?
– Zdawało
mi się,że słyszałam pisk...
Oboje
poderwali się z kanapy,gdy do ich uszu dobiegło echo ciężkich
kroków dochodzące od strony zejścia do piwnicy.
– Dean!
Sam
wszedł,a właściwie wtoczył się do pokoju dysząc ciężko.
Spocone włosy przykleiły mu się do twarzy,a na koszuli miał ślady
krwi.
Na
rękach trzymał bezwładną Sarę. To z rany na jej brzuchu
pochodziła krew.
– Pomocy
– wyszeptał z oczyma pełnymi łez.
-------------------------------------------------------
Tak sobie piszę to opowiadanie i rozmyślam:"Szkoda,że prawdziwy Jensen nie ma syna tylko córkę". Cóż,jak widać Jensen pomyślał o tym samym i to z nawiązką xD
Chyba dzisiaj jakiś krótszy ten rozdział,no ale cóż. Czasem i tak bywa.
Pozdrawiam!
-------------------------------------------------------
Tak sobie piszę to opowiadanie i rozmyślam:"Szkoda,że prawdziwy Jensen nie ma syna tylko córkę". Cóż,jak widać Jensen pomyślał o tym samym i to z nawiązką xD
Chyba dzisiaj jakiś krótszy ten rozdział,no ale cóż. Czasem i tak bywa.
Pozdrawiam!
Zachowanie Jesiki było dziwne jakby coś ją opentało nie wiem co myśleć ponieważ zawsze ją lubiłam jestem dumna z Sama,że podiał taką decyzję ale szczerze powiem,że kiedy Jesika powiedzała Samowi,że go kocha to się wzruszyłam oby tylko uratowali Serę czekam też na plan Lucyfera pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJessica jest duchem,nie zachowuje się już tak jak żywa,więc dlatego jej zachowanie jest takie a nie inne
UsuńCoś czułam że Jessica wyrządzi krzywdę Sarze, podejrzewam że jej zachowanie jest wynikiem tego iż utknela między dwoma światami. I co teraz z Sara? Mam nadzieję że nie uśmiercisz Sary bo się pogniewam. Wyznamie Deana było słodkie i nawet sobie to wyobraziłam. Czekam na kolejny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńA może by tak zaryzykować,że się pogniewasz? :D
UsuńNie no,nie zdradzę co będzie dalej,ale mogę tylko powiedzieć,że to co nastąpi zrodzi niemały problem...
To chyba jednak się pogniewam ;p albo moja Cassidy się zjawi i uratuje Sarę xd taki wymysł mój bo mnie natchnęło jak oczywiście czytałam końcówkę rozdziału xd
UsuńHahahahaha i tak by mogło być xD Śmieszny byłby taki crossover :D
UsuńCrossover dwóch opowiadań ;p ale to by musiał wystąpić sobowtór Dean'a XD czekaj zaraz Cassidy się zjawi i uratuje Sarę a przy okazji zajmie się Amarą. Już raz ją pokonała może to zrobić i drugi raz :D właśnie teraz tak sobie pomyślałam, że fajnie by było gdyby Winchesterowie dowiedzieli się, że mają "walniętą" siostrę czarownicę ;p ale to tylko moja chora wyobraźnia, to twoje opowiadanie więc się nie wtrącam xd
UsuńHahahahah,to ja mam jeszcze lepszy pomysł! Taki crossover,że z "flashowym" wątkiem-okazuje się,że istnieje Ziemia-2 z sobowtórem Deana,który jest w niej związany z Cassidy xD
UsuńHm,walniętą siostrę-czarownicę? W sumie pomysł całkiem ciekawy,ale temat czarownic chyba raczej zostawiam na drugiego bloga i niewykluczone,że jakaś walnięta może się pojawić,niekoniecznie siostra :D
Oooo, zaskoczyłaś mnie :D Jak sobie wyobraziłam spotkanie twego Dean'a i mego to normalnie z krzesła nie spadłam ;p w sensie walniętą siostrę miałam na myśli czarownicę szaloną, pełną i energiczną dziewczyną ;p
UsuńNo byłoby ciekawie xD Ach,no chyba,że tak :D Czarownica będzie kiedyś na pewno,nie rozczarujesz się ;)
UsuńHej zagłosuj nabellę20 w ankiecie na najlepszą ałtorkę na katalogu opowiadań o wampirach ona piszę historię casidy i Dena tam figuruje jako bellaaa20 ja już to zrobiłam trzeba jej pomuc bo ty i ona jesteście najlepsze pozdrawiam
OdpowiedzUsuń