niedziela, 24 stycznia 2016

14. Now you're gone

Jeśli dla mnie to jak patrzenie w krzywe zwierciadło,to nie mam pojęcia,co ty czujesz – wycedził z nienawiścią Gadriel ukryty w ciele wysokiego,krótko ostrzyżonego mężczyzny o pogardliwym spojrzeniu. Winchesterowie i Sarah schwytali go niedaleko miejsca ostatniej zbrodni i zawlekli do ciemnego,opuszczonego magazynu. Sprzeciw Sama przeciwko zabraniu Sary nie miał najmniejszego sensu,bowiem Blake powołała się na stan Deana,,który ani trochę się nie polepszył. Udawał,że wszystko jest w porządku,ale było to dalekie od prawdy. Sam miał swoje podejrzenia,ale wolał na razie nie dzielić się nimi,zwłaszcza z nią. I tak czekała ich poważna rozmowa,ale na razie ważniejsze było wyduszenie z podłego anioła kilku ważnych rzeczy.
Młodszy Winchester uniósł podbródek i rzucił nie dając się sprowokować:
Długo pracujesz dla Metatrona?
Nic wam nie powiem. Nie zmusicie mnie do tego – Gadriel poruszył się na krześle w geście mającym wyrażać bunt.
Serio?
Byłem tobą,Samie Winchesterze. Twoje wnętrze cuchnie wstydem i słabością.
Sam spojrzał ukradkiem na skupionego na aniele Deana i uderzył Gadriela pięścią. Zrobiłby to ponownie,gdyby jego brat nie chwycił go za poły kurtki i nie odciągnął na bok.
Szybko nie pęknie – powiedział Dean ostrzegawczo.
Wiem. Możesz go zhakować,tak jak zrobiliście ze mną.
O nie,tylko Crowley to potrafi a ja nie mam ochoty dzwonić do tego gnojka. Potrzebujemy Casa.
Eee,chłopaki?
Winchesterowie odwrócili się na dźwięk głosu Sary. W dłoni ściskała komórkę.
Dzwoniłam do Casa chyba z milion razy. Nic,zero odpowiedzi.
Daj mi to – wtrącił Dean zabierając Sarze telefon.
Co robisz? – spytał podejrzliwie Sam.
Włączyłem GPS w jego komórce. – Po chwili Winchester odwrócił ekran w kierunku brata i panny Blake. – Nie wyjechał z miasta,w którym ostatnio był.
Co jest? – Sam zmarszczył brwi.
Nie wiem. – Dean przeniósł spojrzenie na Sarę – Musicie go znaleźć.
Co? – spytali równocześnie.
Ta sprawa za bardzo dotyczy Sama...
A ciebie nie?
Dean przewrócił oczami ze zniecierpliwieniem.
Nie minęło pięć minut a już chciał go ubić jak Liam Neeson.
Sarah uniosła brwi i wbiła w Winchestera pytające spojrzenie. Westchnął i oddał bratu anielskie ostrze,a następnie wyszedł nie oglądając się za siebie. Sarah skinęła jeszcze tylko głową Deanowi i ruszyła za nim.
Starszy z Winchesterów zbliżył się do anioła. Jego kroki rozbrzmiały echem w pustym magazynie. Poczuł adrenalinę powoli zaczynającą buzować w żyłach. Zmęczenie gdzieś się ulotniło,wyblakło na tle targających nim emocji. Niestety,zamiast niego odczuł bolesne pieczenie Znamienia,ale zignorował je. Utrata kontroli nad sobą była warta tej zemsty.
Zgrywa twardziela a ty okazujesz dobro. Tak to rozgrywasz? – spytał Gadriel.
Nie – Dean popatrzył na anioła z kamiennym wyrazem twarzy. – Nie obchodzi mnie czy będziesz gadał. Zapłacisz za to,co zrobiłeś mojemu bratu. I Kevinowi.
Z niekłamaną przyjemnością dopadł do anioła i zadał mu kilka szybkich cięć anielskim ostrzem. Gadriel zasyczał,ale poza tym nie dał po sobie poznać bólu. Dean zmienił więc metodę- bardzo powoli przejechał klingą po jego przedramieniu. Tym razem twarz anioła drgnęła i wydał z siebie stłumiony jęk.
Krążą słuchy,że wpuściłeś węża do ogrodu – zaczął Winchester wycierając broń. – I zniszczyłeś go dla ludzi.
Uwolniłem ich. Kochałem ludzi! – wysapał.
Zabawnie to okazujesz ćwoku. Opowiedz mi o tym całym powrocie do Nieba a szybko to zakończę. Ale najpierw o Edenie. Ma jakiegoś strażnika czy odkąd obróciłeś go w ruinę można tam swobodnie wejść?
Gadriel wpatrywał się w niego wyzywająco. Usta miał zaciśnięte w wąską kreskę.
Powiesz i zakończę to szybko. W przeciwnym razie będziesz na wieki gnił w tych łańcuchach. Twój wybór.
Anioł parsknął i po chwili na jego usta wypłynął powolny,szyderczy uśmiech.
Eden? Sam powiedziałeś,że został zniszczony. Żaden anioł tam nie...Och. – urwał śmiejąc się jeszcze bardziej kpiąco. – Wiem do czego zmierzasz.
Doprawdy? – spytał Dean z chłodną obojętnością. Twarz nie drgnęła mu ani odrobinę.
Ptaszek wyleciał z gniazdka i szukasz sposobu by odłożyć bo z powrotem na miejsce.
Winchester oparł dłonie po obu stronach krzesła,na którym więził anioła i pochylił się nad nim cedząc wolno:
Kim...jest...Imoen?
Sam chciałbym wiedzieć. Siedzi tam odkąd sięgam pamięcią.
Mów,albo...
Śmiało,zabij mnie!
Ręka go świerzbiła,a Znamię coraz silniej pulsowało na samą myśl,ale zdołał się powstrzymać. Wyczuł intencje Gadriela.
A właśnie,że nie. Nie boisz się śmierci. Boisz się,że będziesz tu siedział na wieczność. Więc siedź i gnij,ty sukinsynu.


*


Motelowy parking rozjaśniały jedynie nikłe światła sączące się z okien gościnnych pokoi,zaś wokół panowała cisza. Zmącił ją dopiero delikatny pomruk czarnej jak noc Impali. Sam zaparkował samochód i zerknął na kartkę z danymi.
To na pewno tutaj – mruknął do Sary wysiadając z pojazdu. Dzierżąc w dłoniach pistolety ruszyli w kierunku pokoju z numerem 7,a upewniwszy się,że jest bezpiecznie rozejrzeli się.
Pokój wyglądał na opustoszały. Brakowało jakichkolwiek rzeczy świadczących o czyjejś obecności. No,może poza ścianą pokrytą mapami i zdjęciami.
Patrz – szepnęła Sarah podchodząc do stolika – Telefon Casa.
Cholera – mruknął Sam. – Mam złe przeczucia.
Patrzył,jak Sarah przygryza wargę i rozgląda się z niepokojem.
Myślisz,że Crowley maczał w tym palce?
Odezwało się w nim echo niedawnych myśli. Odkąd przesłuchiwał demona w sprawie Pierwszego Ostrza,co jakiś czas powracała do niego ta natrętna myśl. Obiecywał sobie porozmawiać z Sarą,lecz ciągle było coś ważniejszego. Ta sytuacja także nie była najlepsza,ale czuł że nie da rady więcej tłumić w sobie niepokoju.
Saro,daj już spokój Crowley'owi. Może ciężko w to uwierzyć,ale nie on jeden jest do tego zdolny.
Bronisz go? – spytała zaskoczona Sarah kładąc dłonie na biodrach.
Nie. Jestem obiektywny. A ty nie. Powiedz mi,Saro... – zrobił kilka kroków w przód by móc zajrzeć w jej płonące gniewem oczy. – To o niego tak naprawdę chodziło przez te wszystkie lata,prawda?
Nie rozumiem o czym mówisz.
Doskonale wiesz o czym mówię. – Głos Sama stał się ostrzejszy. – Cała ta historyjka o tym,jak bardzo tęskniłaś,jak chciałaś mnie odnaleźć,jak przez to zostałaś łowcą. Wszystko to kłamstwo,bo zależało ci tylko na Crowley'u!
Sarah otworzyła usta ze zdziwienia,ale równie szybko je zamknęła.
Jak możesz tak mówić,Sam? – spytała. Nie była już rozpalona gniewem,a raczej...rozczarowana i urażona. – Sugerujesz...sugerujesz,że cię wykorzystałam?
Nie odpowiedział. Wzięła to za potwierdzenie i pokiwała smutno głową spuszczając wzrok.
Dobrze. Skoro tak...Kiedy znajdziemy Castiela zabiorę swoje rzeczy i wyjadę.
Nie takiej reakcji się spodziewał. Myślał,że porozmawiają o tym,że Sarah będzie starała się go przekonać o pomyłce w osądzie. Tymczasem uderzyła w jego pęknięte serce rozbijając je na tysiące kawałków.
Naprawdę go wykorzystała.
Otworzył usta aby coś powiedzieć,ale nie zdołał wydusić z siebie ani słowa. Dostrzegł natomiast,że jej oczy rozszerzają się ze strachu i zaciskając dłoń na pistolecie,gwałtownie się odwrócił.
Spokojnie,tygrysie.
Metatron odezwał się paradoksalnie kojącym,łagodnym głosem. Był idealnym przykładem stwierdzenia,że pozory mylą. W zwykłej koszuli,wypłowiałej kurtce i z nieuczesanymi włosami wyglądał jak jeden z pomniejszych demonów Crowleya niezdolnych to podjęcia jakichkolwiek czynności umysłowych. W rzeczywistości był jednak anielskim zdrajcą i spiskowcem. Wyciągnął dłonie ku górze na znak dobrych intencji.
Chcę się wymienić. Masz...macie coś mojego,a ja waszego. Przyprowadź go jutro,powiedzmy o szóstej. Jeśli nie,Castiel umrze. Tym razem nie wróci.
Uczciwa wymiana? – spytał Sam opanowując przyspieszony oddech i opuszczając pistolet.
Jestem słowny.
To mówiąc,boski skryba zniknął. Sam usłyszał,jak Sarah powoli wypuszcza wstrzymywane powietrze.
Nadal uważasz,że to Crowley? – mruknął z przekąsem mijając ją.
Nie czas teraz na dyskusje. – ucięła z niechęcią idąc za nim na parking.
Instynktownie skierował samochód do bunkra,w którym trzymali Gadriela. Sam wyskoczył z samochodu nie zważając,czy Sarah idzie za nim.
Wpadł do środka uważnie się rozglądając. Między cieknącymi rurami dostrzegł przewrócone krzesło. Nie był to dobry znak.
Dean! – zawołał. Zauważył go siedzącego ze spuszczoną głową pod ścianą. Jego brat miał zakrwawione kłykcie. Obok niego leżał nieprzytomny anioł.
Nic ci nie jest? – spytał dopadając do niego.
Przestań o to pytać – mruknął.
Dlaczego...
Nic nie powie. – przerwał mu Dean – Chciał umrzeć i już miałem go zabić,ale powstrzymałem się,bo potrzebujemy informacji. Wie też coś o Imoen.
Sam oblizał wargi.
Słuchaj...Metatron ma Casa. Proponuje wymianę.
Dean spojrzał to na brata,to na anioła.
Nie możemy mu ufać.
To jasne. Pierwszy raz będziemy wiedzieć,gdzie jest Metatron. To nasza szansa. Pojedźmy tam i wymieńmy go,a potem uwięźmy Metatrona.
Starszego Winchestera nie trzeba było długo przekonywać.
Saro – zwrócił się do kobiety stojącej w progu Sam tonem pełnym obojętności – Wróć do bunkra i zostań z Imoen. Załatwimy to sami.
Bez słowa sprzeciwu skinęła głową i odeszła. Dean uniósł brwi.
Ktoś tu się posprzeczał – mruknął patrząc wymownie na brata.
Wszystko jest w porządku. – skłamał Sam.
Taa,a ja jestem Jennifer Lopez. Pierwszy raz nie protestowała,gdy ją oddelegowałeś. To oczywiste,że się pokłóciliście.
Patrz na siebie.
Na siebie? Nie mam pojęcia o czym mówisz.
Dean,nie wiem co dokładnie cię łączy z Imoen,ale jeśli coś jest nie tak,to kimkolwiek by nie była nie powinieneś uciekać do innej.
Dean przygryzł wargę. Sammy ma rację i on w głębi duszy też to wiedział. Problem w tym,że tak było łatwiej. Cały Dean Winchester-zawsze starający się odwrócić uwagę od swoich problemów.
Przy okazji... – chrząknął Sam wyrywając brata z zamyślenia. – Chyba znam powód twojego marnego samopoczucia dzisiaj. Ale muszę jeszcze sięgnąć do kilku źródeł.
Nie mówmy już o kobietach,braciszku. Już i tak nieźle się wpakowaliśmy.


*


O umówionej godzinie bracia stali na motelowym parkingu obok Impali przestępując z nogi na nogę. Sam zerknął nerwowo na zegarek.
Spóźnia się – powiedział marszcząc brwi.
Albo się nie zjawi.
Jasne,że się zjawię. – rozległ się głos za ich plecami. Bracia drgnęli. – Czekałem aż skończycie zastawiać na mnie pułapkę.
Zrobił kilka kroków w przód i wskazał na ziemię.
Stoję w dobrym miejscu? – A widząc niepewne miny Winchesterów dodał: – No dalej,czekam.
Dean niechętnie pstryknął zapalniczką i upuścił ją. Olej zapłonął zamykając Metatrona w ognistym kręgu. Boski skryba udał przerażenie,po czym wybuchnął histerycznym śmiechem.
Pomyślcie życzenie – powiedział i jak gdyby nic zdmuchnął krąg.
Winchesterowie natychmiast dobyli noży.
Nie,dzięki! – krzyknął anioł i przycisnął ich do Impali. W tej samej chwili podjechał samochód,z którego wysiedli zwolennicy skryby wraz z Castielem. On sam zaś podszedł do bagażnika Chevroleta i otworzył go.
Pa – mruknął usuwając z klapy symbole ochronne. Gadriel wychodząc posłał Samowi mordercze spojrzenie. – Umowa to umowa.
Dlaczego to robisz? – spytał Dean.
Bo mogę. Bo ty,twój braciszek,wasz pierzasty przyjaciel i wasze sekrety z bunkra mnie nie powstrzymają. A skoro o tym mowa,pozdrówcie ode mnie Imoen. Ona co prawda mnie nie
zna,ale ja ją-całkiem dobrze. No,a skoro jest pod waszą opieką to wkrótce zapowiada się niezłe przedstawienie. Do zobaczenia,Castielu. Pamiętaj,że dałem ci szansę.
Po tej małej przemowie pstryknął palcami i zniknął. Cała trójka popatrzyła po sobie.
Co jest grane,do cholery? – odezwał się w końcu Dean.
Metatron próbuje bawić się w Boga. – odparł Cas.
Że co? – prychnął Sam – Wymazał symbole ochronne. Zdmuchnął święty ogień. On jest Bogiem. Tym bardziej,że najwyraźniej zna losy Imoen.
To raczej nie ma znaczenia. Skoro jest boskim skrybą,mógł je znać od początku. – stwierdził Castiel.
No,to trzeba złapać sukinsyna raz jeszcze – oznajmił ze śmiertelną powagą Dean.
Pełną kontemplacji ciszę przerwał dźwięk dzwonka.
Chłopaki...– Usłyszeli,jak Sarah zachłysnęła się powietrzem.
Witaj,Saro.
Macie Castiela – odetchnęła z ulgą słysząc jego głos. – To dobra wiadomość.
Przypuszczam,że zaraz przekażesz nam złą. – stwierdził Dean. W jego sercu zalągł się niepokój.

Uh-huh. Mamy kolejny problem. Imoen zniknęła.


------------------------------------------------------------

Stosunkowo mało od siebie dałam w tym rozdziale,ale akcja dziewiątego sezonu do jego końca jest mi potrzebna. Jak już z nią skończę to będziecie się cieszyć :D
No nic,mykam się uczyć :c

czwartek, 14 stycznia 2016

13. Can you help me occupy my brain?

Wiekowe drzwi rozchyliły się z cichym stukiem ukazując mroczną otchłań przeplataną siatką trzaskających w oddali błyskawic. Kiedy jedna z nich rozświetlała mrok,dało się przez chwilę ujrzeć zardzewiałe łańcuchy sięgające dalej w dół. Nieliczni wiedzieli,że na ich końcu umocowana jest żelazna klatka.
Crowley przekroczył próg czując coś,co ludzie określiliby mrowieniem na plecach. Był władcą Piekła,ciemności i wszystkiego co złe,jednak nawet jego w pewnym stopniu przerażała. Przeszedł po skalnym ustępie ku krawędzi przepaści i spojrzał w dół. Klatka wydawała się być nienaruszona,ale wyraźnie wyczuł w tym miejscu zmianę energii.
No to hop – mruknął sam do siebie demon i wypowiedział półgłosem zaklęcie po enochiańsku. Kiedy umilkł,wszystko się zatrzęsło,a łańcuchy napięły się i klatka poszybowała w górę. Gestem umiejscowił ją na wysokości oczu i czekał.
Więzienie Michała i Lucyfera było bryłą ciosaną z czarnego kamienia. Pośrodku znajdowało się zaledwie jedno prostokątne okno. I to właśnie przez nie sączył się teraz blask.
Mówi Crolwey,Król Piekła – przemówił donośnym głosem rozchodzącym się w wszechogarniającej pustce echem. – Doszły mnie słuchy,że któryś z was jest ostatnio nadpobudliwy. No,słucham?!
Światło z klatki buchnęło tak,że demon musiał zasłonić oczy. Kiedy jego naczynie odzyskało zdolność widzenia,dostrzegł parę szarych oczu lustrujących go uważnie przez szparę.
Witaj,Crowley – Przemówił głęboki,spokojny głos.
Michał. – Odgadł natychmiast.
Zgadza się. Wypuścisz mnie,żebyśmy mogli porozmawiać na osobności?
Dobrze wiesz,że to niemożliwe – Crowley zmrużył oczy przeczuwając,że to wszystko to podstęp mający na celu uwolnienie archanioła. Czy on myślał,że Król Piekła da się oszukać,do cholery?
Możliwe. Trzeba tylko znać sposób.
Cóż,ja go nie znam,więc albo porozmawiamy tak,albo wcale. A przeczuwam,że masz do powiedzenia coś interesującego,skoro fundujesz mojemu królestwu drugie Haiti?
Usłyszał przeciągłe westchnienie i stukot. Michał zrobił kilka kroków i ponownie wbił spojrzenie w demona.
To prawda. Temu światu grozi zagłada.
Crowley przewrócił oczami.
Och,daj spokój. Winchesterowie ciągle to powtarzają. Dlaczego miałoby mnie to obchodzić?
Winchesterowie. – Oczy archanioła błysnęły gniewnie – O tak,przez nich zwłaszcza.
Mów dalej – Crowley nagle się ożywił.
Nawet tu dotarło do mnie,że upadły anioły. Ale nie byłoby to znaczącym zagrożeniem,gdyby... – Archanioł zawiesił głos – Gdyby ona nie upadła z nimi.
Słucham? Jaka „ona”?
Imoen. Amma-daath.
Przeklęta...dziewica?
Przez szparę dostrzegł,że Michał kiwa głową.
Miała pozostać zamknięta w Edenie do momentu wyznaczonego przez naszego Ojca. Ale to jeszcze nie ten moment,a ona się wydostała!
Crowley gwizdnął wkładając ręce do kieszeni.
No,no,no – wymruczał z podziwem – Anielska bomba atomowa na wolności. Skąd pewność,że to naprawdę nie ten moment?
Ponieważ Bóg odszedł,a żaden anioł nie wie,kiedy to miało nastąpić.
Tak naprawdę go nie słuchał. W głowie układał już plan. Skoro ta Imoen naprawdę jest tak potężna,to może jest kluczem do zgładzenia Abaddon bez wykorzystania Winchesterów?
Ach,o wilku mowa...
Dlaczego Winchesterowie mieliby mieć z tym coś wspólnego?
Michał zmrużył oczy.
Ujmijmy to tak: Któryś z Winchesterów prędzej czy później przyczyni się do upadku ludzkości. Zbyt wiele rzeczy na to wskazuje,aby mogło być inaczej. Ale to jeszcze nie czas na to. Imoen musi zostać odesłana z powrotem.
Ciekawe – Crowley zrobił kilka kroków w tę i z powrotem. – Od kiedy to anioły przejmują się losem świata? O ile się nie mylę,apokalipsa była wam całkiem obojętna,ba! Nawet w niej czynnie uczestniczyliście.
Posłuchaj mnie demonie – Michał zaczynał tracić cierpliwość. – To,czy ten świat istnieje czy też nie to nie nasza sprawa. Nas interesuje wyłącznie to,że wola Boga została podważona.
Ale-jak sam zauważyłeś- Bóg odszedł i to już nie jego sprawa.
W oczach archanioła błysnęła złość. W powietrzu ze wzmożoną siłą zafalowała energia.
Niech będzie. Ostrzegałem.
Przez szparę ponownie przedarł się błysk emanujący na całą pustkę dookoła,lecz po chwili zgasł sprawiając wrażenie,że klatka jest pusta.
Celebryci – mruknął Crowley – Te ich humory...
Jego też nie obchodziły losy ludzi. A co tam,jeden problem mniej. Ważniejsze było,że dzięki tej Imoen mógł raz na zawsze uporać się z Abaddon nie będąc zdanym na łaskę Winchesterów. Jeśli tylko by ją znalazł i odpowiednio się nią zajął...
Dajcie mi znać o każdym przejawie anielskiej mocy,zrozumiano? – wydał polecenie wróciwszy z Otchłani.
Czas rozpocząć zabawę.


*


Było już całkiem ciemno,kiedy Dean zajechał na parking pierwszego napotkanego motelu w Montrose.
To dobrze – pomyślał – Idealne warunki na polowanie.
Nie wiedział czy to przez Znamię,czy przez buzujące w nim emocje,ale czuł żądzę krwi. Polowanie było tym,czego mu teraz było trzeba.
Wyskoczył z Impali i szybkim krokiem ruszył do recepcji.
Dla jednej osoby – Obdarzył recepcjonistkę swoim słynnym uśmiechem i podał jej jedną z fałszywych kart kredytowych. Młoda blondynka zarumieniła się lekko i wydała mu klucz do pokoju mrucząc coś pod nosem.
Odszukał drzwi do swojego pokoju i znieruchomiał przekręcając klucz w zamku. Na korytarzu unosił się wyraźny zapach jaśminu. Czy to możliwe,żeby właśnie...
Dean – powiedziała miękko Alice nagle pojawiając się na korytarzu. Kiedy podeszła bliżej,dostrzegł błysk rozbawienia w jej oczach. – Nie spodziewałam się. Jesteś sam?
Tak – wymamrotał – Podobno masz w okolicy jakąś sprawę?
Mam. Ale sądziłam,że przyjedziecie we trójkę. No,może we czwórkę,jeśli wasza kuzynka,jak jej tam...
Jean – wtrącił zaciskając pięści na wspomnienie pocałunku w samochodzie. Nie Jane,od teraz jest Jean. Będzie myślał o Imoen za każdym razem jak tylko włączy „Love song”.
Tak,tak,o nią mi chodzi – machnęła ręką – We czwórkę,jeśli ona także zajmuje się rodzinnym biznesem.
Na szczęście dla niej,zajmuje się zupełnie czym innym.
Dobrze – skinęła głową i przechyliła ją muskając delikatnie palcem przedramię Winchestera. – No to jest nas dwoje. To jak? Wolisz najpierw zapolować czy może...
Dean zamrugał oczami. Woń jaśminu była tak intensywna,że aż zakręciło mu się w głowie. Ten nawyk to chyba jedyna wada tej,zdawać by się mogło,idealnej dla niego kobiety.
Może. – Usłyszał swój stanowczy głos. Nie wiedział nawet kiedy to powiedział.
Alice uśmiechnęła się i popchnęła go na drzwi otwierając na oścież pokój a potem przywarła do jego warg nim zdążył się zorientować. Nieco zdziwiony oddał pocałunek i pozwolił sobie się w nim zatracić. Kobieta mruknęła z zadowoleniem i uznając odpowiedź na pocałunek za przyzwolenie,szybkimi ruchami zaczęła rozpinać guziki koszuli Deana równocześnie pozbywając się bluzki. Zsunęła koszulę z jego ramion,a wtedy on podniósł ją i pozwolił by oplotła go nogami. Kiedy wylądowali na białej,hotelowej pościeli,żar pożądania przepłynął przez jego ciało. Zaczął całować z pasją każdy kawałek jej ciała począwszy od szyi wlewając w pieszczoty namiętność,którą pragnął ofiarować Imoen.
Nie miał jednak czasu zastanawiać się,czy jest to właściwe wobec obu kobiet.
Kochali się szybko,namiętnie i gwałtownie. Bez zbędnych ceregieli.
Dean wydał z siebie gardłowy jęk i opadł na poduszki obok swojej kochanki. Alice spojrzała na niego błyszczącymi oczami i oddychała ciężko. Sprawiała jednak wrażenie zadowolonej i zrelaksowanej. On natomiast poczuł,że jego powieki robią się ciężkie,a świat wiruje dookoła.
Nie wiedział nawet,kiedy zapadł w niespokojny sen...


*


Po powrocie do kryjówki,Imoen zamknęła się w swoim pokoju na klucz. Nie miała ochoty na towarzystwo Sama ani Sary. Po prostu położyła się na łóżku (chyba użyła go pierwszy raz odkąd się tu znalazła) i rozmyślała. Dean i jego dziwne zachowanie nie chciały opuścić jej głowy. Był jak kot,którego widziała pewnego razu będąc z Sarą w mieście. Wyciągnęła dłoń aby go pogłaskać,a on ostrożnie ją obwąchał i kiedy myślała,że pozwoli jej się dotknąć,odwrócił się i zniknął równie szybko jak się pojawił.
Tak samo było z Deanem.
Przecież ona nie zrobiła niczego złego! To on naparł na nią ustami i przycisnął do siebie. I podobało mu się to. Jej zresztą także. Miała wrażenie,że łaska w jej wnętrzu kotłuje się,wyrywa chcąc znaleźć się jak najbliżej niego. Czy tak właśnie powinna się czuć? A może właśnie nie i Dean czując coś podobnego przestał?
Czy ja kiedykolwiek zrozumiem ludzi? – pomyślała ze smutkiem przykładając głowę do poduszki. Nie zauważyła nawet,kiedy za oknem zamiast atramentowego nieba pojawiły się puszyste obłoki poprzeplatane promieniami wschodzącego słońca.
Dla niej,anioła,czas nie miał znaczenia. Ale dla ludzi i owszem.
Imoen? Imoen! Otwórz! – zawołała rozjuszona Sarah stukając do drzwi. Anielica podniosła się i po chwili zobaczyła swoją ziemską przyjaciółkę. Z włosami w nieładzie i zaróżowionymi policzkami wyglądała na zaniepokojoną.
Dlaczego się zamknęłaś? Nigdy przedtem tego nie robiłaś.
To Dean. Saro,pomóż mi,nie wiem...
Też nie wiesz gdzie on jest? – przerwała jej Sarah mylnie odczytując intencje Imoen.
Anielica rozszerzyła szeroko oczy.
Nie ma go w bunkrze?
Sarah pokręciła głową. Imoen poczuła nieprzyjemny skurcz w środku.
Widziałaś się z nim jako ostatnia. Pomyślałam,że wiesz,gdzie może być...
Nie – wyszeptała.
Cholera – mruknęła Sarah i odwróciła się na pięcie. Imoen podążyła za nią.
No i? Imoen? – zwrócił się Sam do anielicy,kiedy ta pojawiła się w sali głównej. Ta zaś pokręciła głową.
Mam nadzieję,że nic mu się nie stało i po prostu pojechał się zabawić. – westchnął Sam.
Zabawić? Co masz na myśli? – spytała Imoen marszcząc brwi.
Och,no wiesz... – Młodszy Winchester zmierzwił palcami włosy nieco zażenowany. – To takie..ludzkie sprawy.
Sam... – Imoen podeszła do niego i wbiła weń zabójcze spojrzenie. Wyglądało to dość komicznie biorąc pod uwagę różnicę wzrostu i wrodzony urok anielicy. – Natychmiast wyjaśnij mi,co miałeś na myśli.
Winchester przełknął ślinę przeklinając w myślach brata nie tylko za zniknięcie. Nie wiedział jak naprawdę wyglądają relacje jego brata z Imoen,ale wszystko wskazywało na to,że dość poważnie. Podejrzewał,gdzie mógł być Dean,ale wolał zachować to dla siebie.
Na szczęście odpowiedź uniemożliwił mu dźwięk telefonu. Podziękował w duchu i nacisnął słuchawkę.
Cas? – Sam natychmiast przełączył na głośnomówiący.
Mam coś ważnego Sam.
No to dajesz,Cas.
Gadriel pracuje dla Metatrona.
Sarah zmarszczyła brwi i posłała Samowi zaniepokojone spojrzenie. Ten tylko pokręcił głową co miało znaczyć,że wszystko jej później wyjaśni.
Od dawna?
Nie wiem.
Musimy go znaleźć. Odpowie nam na kilka pytań.
Czekajcie,mam coś na początek. Zdjęcie symbolu,który przyciąga wszystkie anioły. Myślę,że to zaklęcie,użyto dziwnych składników. Nigdy nie widziałem czegoś takiego.
Ekran laptopa pokazał informację o nowej wiadomości. Sam zmarszczył brwi na widok symbolu.
Sam? Czy...Dean jest koło ciebie? Nie odbiera telefonu. – spytał nagle anioł.
Nie,Cas – odezwała się Sarah. – Dean'a tu nie ma.
Och... – wydusił tylko anioł.
Nie martw się,Cas wszystko jest w porządku. Dobra,rozejrzę się. Kiedy się zobaczymy,będę wiedział co i jak.
Zgoda. Do później.


*


A teraz wróć do domu. Potrzebujesz odpoczynku...
Dean zamrugał oczami zaciskając palce mocniej na kierownicy. Walczył z ogarniającym go stopniowo zmęczeniem. W głowie wciąż słyszał spokojny,kobiecy głos nakazujący mu wrócić. Czyżby był tak zmęczony,że miał omamy?
Byłeś świetny. Dziękuję. Odpocznij. Przyda ci się...
Ten głos...należał do Alice. Uświadomił sobie,że nie pamięta,żeby kiedykolwiek tak do niego mówiła. Pamiętał rumiane policzki recepcjonistki. Pokryty rdzą klucz od pokoju. Zapach jaśminu....
Niech to szlag! Czyżby urwał mu się film? A może to przez Znamię?
Zacisnął zęby i zmusił się do patrzenia na drogę. Już niedaleko.
Zaparkował Impalę przed wejściem do bunkra i wyskoczył z samochodu. A przynajmniej miał taki zamiar. Kiedy tylko szarpnął za klamkę i wykonał ruch,omal się nie wywrócił.
Czuł,że nogi ma jak z waty. Okej,tylko spokojnie...
Schodzącego po kutych schodach zauważyła go Sarah. Zerwała się z krzesła i ruszyła ku niemu.
Dean! Gdzie byłeś? Mamy ważny trop w sprawie Gad... – urwała widząc w jakim jest stanie – Dobrze się czujesz?
Nic mi nie jest – warknął przez zaciśnięte zęby. Jej słowa sprawiły,że nagle się ożywił. – Powiedziałaś: Gadriela?
Wyjaśniła mu,że symbol,który wysłał im Castiel znajdował się na miejscach morderstw w okolicach przemysłowych. Właśnie mieli zamiar jechać na jedno z nich aby sprawdzić trop. Oczy Deana rozbłysły na nowo,gdy tylko usłyszał wiadomość.
To chyba nie jest dobry pomysł,żebyś jechał w tym stanie – stwierdziła Sarah przyglądając mu się.
Mówiłem już,nic mi nie jest. Muszę tylko wziąć prysznic.
Sam zmarszczył brwi spoglądając na brata. To nie był Dean,którego znał. Tamten Dean emanował energią,był pełen życia i koloru. A ten...patrzył teraz na poszarzałego i wyniszczonego człowieka. Coś tu ewidentnie było nie tak.
Zaczekaj. – Dogonił go i złapał za ramię w korytarzu prowadzącym do łazienek – Co się z tobą działo? Gdzie byłeś?
Dean oblizał usta. Wahał się przed wyznaniem bratu prawdy.
Sarah wspomniała,że w Montrose jest sprawa. Pojechałem tam. – wzruszył ramionami jakby to wszystko wyjaśniało.
To znaczy...pojechałeś do Alice. Bez nas. – W głosie młodego Winchestera zabrzmiało oskarżenie. – Chyba zaczynam rozumieć.
Powinieneś. Nie masz już pięciu lat,Sammy.
Młodszy Winchester wolno skinął głową i uśmiechnął się tajemniczo.
No tak. Dołącz do nas jak będziesz gotowy.
Odwrócił się na pięcie i ruszył prosto do komputera. Jego palce wystukały jedno słowo.
Jaśmin.

---------------------------------------------------------

Ha,udało się zawalczyć z większą czcionką :D
Powiem tak: Nie wiem,czy będę kontynuować wątek Michała. Ta scena z początku przyszła mi na myśl po obejrzeniu 9 odcinka 11 sezonu,oczywiście w nieco zmienionych realiach. A jej funkcja jest taka,że chciałam wreszcie dać Wam jakiś smaczek  na temat Imoen :D
Sesja idzie,więc czasu na pisanie trochę mniej,ale bądźcie cierpliwi,bo wkrótce tempo akcji bardzo wzrośnie ;)

sobota, 2 stycznia 2016

12. And I know you've been thinking of me

Genialne – powiedział Crowley przedzierając się za Winchesterami przez krzaki.
Na podstawie informacji od niego,bracia wpadli na trop Ostrza w jednym z muzeów w Kansas. Niestety,zdobycz łatwo im umknęła. Zaraz potem pojawił się jednak następny-Ostrze miało bowiem znajdować się w rękach jednego z członków Ludzi Pisma. Zarówno Sam jak i Dean nie mogli w to uwierzyć. Siedzieli po uszy w książkach,aż natrafili na trop Cuthberta Sinclaire'a, używającego też nazwiska Magnus. To właśnie on był w posiadaniu Pierwszego Ostrza,lecz nie był chętny by je oddać. Teraz,łącznie z Crowleyem szli w kierunku Impali.
Mówię rzecz jasna o sobie. Wy jedynie daliście się związać. Łącząc moją brawurę,mięśnie wiewiórki i rany łosia,dostajemy szczęśliwe zakończenie.
Jego słowa zostały puszczone mimo uszu. Bracia stanęli jak wryci. Impala stojąca pośrodku polany miała otwarte na oścież drzwi.
Nie,nie nie. – warknął Dean ruszając truchtem ku swojej dziecince – Co jest?
To siarka. Demony – powiedział Sam.
Abaddon! – krzyknął Dean zaglądając do środka – Depcze nam po piętach. Nie mogła znaleźć kryjówki Magnusa. Co z bagażnikiem?
Bezpieczny. – odetchnął Sam – Znaki go ochroniły.
Wszędzie obmacały moje maleństwo! – burknął Dean zamykając tylne drzwi. – No nie!
Na lśniącym czarnym lakierze widniały wydrapane rysy układające się w napis. Ciągnął się po całym boku samochodu. Winchester usiłował go zmyć,chociaż nie miało to najmniejszego sensu.
Co to za język? – spytał Sam oglądając zniszczenia.
Enochiański – odparł spokojnie Crowley. – To wiadomość dla mnie. „Bój się,twoja Królowa”. Abaddon jest coraz bardziej bezczelna. Myśli,że tracę panowanie.
Sam popatrzył na brata opierającego czoło o ukochany samochód.
Dean. – powiedział półgłosem. – Mówiłeś,że Crowley jest przydatny dopóki nie znajdziemy Ostrza. Mamy je.
Starszy Winchester popatrzył to na brata,to na demona ze zmieszaniem. Jednak kiedy obaj się odwrócili,Crowley użył swoich mocy i przycisnął obu do Impali tak,że broń wypadła Samowi z ręki.
Jestem waszym dłużnikiem. – powiedział – Zmusiliście mnie do trzeźwości i teraz widzę,jak wygląda sytuacja. Dean,jesteś maszynką do zabijania. Dociera do mnie,że nie tylko Abaddon jest na twojej liście. A zwłaszcza liście tej-jak-jej-tam.
Wyciągnął dłoń i Ostrze sfrunęło prosto w jego dłoń.
Beze mnie nic ci po nim – wycedził Dean.
Ale dopóki ja je mam,tobie też się nie przyda. – uśmiechnął się półgębkiem – Zrobimy tak. Zatrzymam zęby tej starej małpki,dopóki nie znajdziecie Abaddon. A potem ją zabijecie. Masz rację,łosiu. Nie możecie mi ufać. Ale niestety ja wam też nie.
To powiedziawszy,zniknął zostawiając Winchesterów samych sobie.


*


Mam dla nas robotę. XOXO. A”
Sarah westchnęła i uniosła głowę znad ekranu komórki na widok Winchesterów żwawo wkraczających do bunkra. Momentalnie wyczuła napięcie i poderwała się jak oparzona.
I...co? – spytała ostrożnie – Gdzie Ostrze? I gdzie Crowley?
Oszukał nas – odparł Sam z wyrzutem patrząc w kierunku Deana. Jego brat uniósł brwi i parsknął.
I że niby to moja wina??? No wybacz braciszku,nie mam w sobie alarmu migającego za każdym razem,kiedy demon planuje użyć swoich mocy!
Oczywiście,że nie. Ale Sam nie mógł nie zauważyć,że Dean wyraźnie waha się przed zabiciem Crowleya. Albo bał się siebie pod wpływem Ostrza? Zdecydowanie miało na niego zły wpływ. Dean trzymając Ostrze zachowywał się jak w transie. Był jak marionetka ciągnięta za sznurki przez siły ciemności,silniejsze nawet od demonów.
Spojrzał na Sarę. Na jej twarzy malowała się złość wymieszana z ukrytym gdzieś w głębi spojrzenia smutkiem.
Nie martw się Saro. Dorwiemy i Abaddon i Crowleya. Obiecuję ci to.
Pokiwała w zamyśleniu głową. Na widok jej reakcji,powróciły do niego słowa Crowleya.
Jak to jest wiedzieć,że zostało się wykorzystanym przez byłą dziewczynę?
Obiecał sobie,że porozmawia z nią o tym. Ale...to nie czas ani miejsce na to.
Słuchajcie... – zaczęła Sarah – Dostałam wiadomość od Alice.
Kąciki ust Deana drgnęły,ale nie skomentował.
Poluje w Montrose,niedaleko stąd. Nie chciała nic mówić,ale taka jest Alice. Nie dowiesz się od niej zbyt wiele. W każdym razie,powiedziała,że przydałaby jej się pomoc. Może...zajmiemy się tym?
Sam wzruszył ramionami.
Jasne. Czemu nie? Kiedy...
Usłyszeli szmer.
Cas! – Starszy z Winchesterów wypuścił głośno powietrze. – Do cholery,nie masz skrzydeł a i tak pojawiasz się znikąd. Jak tu wszedłeś?
Wiem jak się otwiera drzwi.
Trzeba chyba pomyśleć o lepszych zabezpieczeniach – mruknął wkładając ręce do kieszeni.
Wybaczcie najście,zadzwoniłbym,gdyby to mogło zaczekać. – zmarszczył brwi i popatrzył na zgromadzonych podejrzliwie – Wszystko w porządku?
Jasne. – Sarah uśmiechnęła się blado.
Odczekał chwilę,aż w końcu Dean ze zniecierpliwieniem westchnął i spojrzał na anioła z politowaniem. Sam i Sarah podążyli za jego przykładem.
Trafiłem na ugrupowanie aniołów-buntowników. Chcą żebym im przewodził.
I...co? – Spytał Sam ostrożnie– Zamierzasz się zgodzić?
Jeszcze nie wiem. Ale mam za to inny pomysł. Gdzie Imoen?
Wow,czekaj Cas. – Starszy Winchester uniósł ostrzegawczo dłoń,a jego głos zmienił tembr na ostrzejszy. Patrzył na anioła z nieufnością wymalowaną w oczach barwy trawy.
Co zamierzasz zrobić?
Zabiorę ją do nich. Dowiem się jak sobie wyobrażają moje przywództwo,a przy okazji może wspólnie ustalimy co z nią.
Szukają jej archaniołowie! Zabierając ją stąd,podasz im Imoen na tacy.
Myślisz,że skrzywdziłbym własną siostrę?
Dean już otwierał usta,aby coś powiedzieć,ale po chwili je zamknął i pokręcił głową. Tak,to prawda,Castiel by jej nie skrzywdził. To on sam nie mógł znieść myśli,że coś złego mogłoby ją spotkać za sprawą innych aniołów,a on nie mógłby nic na to poradzić.
Nie Cas,nie skrzywdziłbyś. Ale co do tamtych pierzastych dupków nie mam pewności,dlatego wybacz,ale nigdzie jej nie zabierzesz.
Sam i Sarah wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Zaciśnięta szczęka i ogień w oczach Deana świadczyły tylko o jednym-starszy Winchester nie żartował. Mimo całej sympatii do Castiela,był gotów na wszystko. Sam doskonale o tym wiedział i mimo iż zdawał sobie sprawę z uczuć brata do anielicy,nie sądził,że mają one aż taką siłę.
Albo Dean nie zdawał sobie z tego sprawy.
W porządku,Dean. Rozumiem,że to przez Ostrze. Nie jesteś sobą.
Wróciły do niego wspomnienia związane z prastarą bronią. W kryjówce Sinclaire'a on i Ostrze stanowili jedność. Jednak nie był to rodzaj jedności,jakiej by sobie życzył. Ostrze przejmowało władzę nie tylko nad jego ciałem,ale i myślami. Nie potrafił powstrzymać rozkoszy,jaką przynosiła mu myśl o zabijaniu. Ostatkiem woli zmusił się do posłuchania swojego brata i zdołał przerwać więź. Strach pomyśleć co by się stało,gdyby tego nie zrobił.
Ale skoro tak bardzo się upierasz,to niech będzie. Nie zabiorę jej,dopóki nie upewnię się,że wszystko jest jak należy.
Okej – odparł Dean po chwili wahania. – Ale jedziemy z tobą.
Niech będzie – Anioł skinął głową – Przyjadę jutro.
Po tych słowach odwrócił się i odszedł. Dean zaś zamknął oczy i odetchnął z ulgą. Jednak nie na długo. Odwracając się w stronę brata i jego,hm,dziewczyny? Zobaczył ich zmieszane,ale i oskarżycielskie spojrzenia,których był celem.
Co? – rzucił zaczepnie rozkładając ramiona – Ktoś jeszcze ma ochotę powiedzieć coś o pieprzonym Znamieniu?
I nie czekając na odpowiedź,złapał kluczyki i odwróciwszy się na pięcie,szybkim krokiem ruszył do głównego wyjścia.


*


Kiedy zaczynał,słońce stało wysoko na horyzoncie. Teraz zaś coraz bardziej chyliło się ku ziemi zatapiając niebo i ziemię feerią ciepłych barw. Chevrolet Impala stał zaparkowany przy wyboistej drodze,którą rzadko przejeżdżał inny samochód. Pojazd mógł robić wrażenie nie tylko na miłośnikach starych amerykańskich samochodów. Maska, wystające lusterka i długi bagażnik lśniły czystością,a w szybach swobodnie można było się przeglądać. Tak „wystrojona” Impala podobna była do czarnego i narowistego ogiera czystej krwi,pięknego,dzikiego i niezależnego. A powiadają,że jaki samochód,taki właściciel...
Jeśli zaś przyjrzeć się bliżej,jeden mały szczegół oszpecał legendarny pojazd. Był to ciągnący się wzdłuż bocznych drzwi napis wyryty w języku aniołów. I w tym również Impala przypominała swojego właściciela-tyle,że jego blizny znajdowały się w głębi duszy ukryte przed światem i zbyt stare,aby tak po prostu dały się usunąć.
Dean Winchester oparł zroszone potem czoło o chłodny metal swojej dziecinki i stuknął weń dłonią w geście wyrażającym beznadziejność. Całe popołudnie spędził na próbach usuwania tego cholernego napisu,a on ani drgnął!
Podniósł się z kolan i zdjął z muskularnych ramion koszulę w kratę,którą otarł czoło. Chłodnie powietrze jesiennego wieczora prześliznęło się delikatnie po jego muśniętej słońcem skórze,ale nie odczuł zimna. Już od dawna go nie odczuwał,bo palące go wewnątrz emocje rozgrzewały silniej niż najcieplejszy pled.
Nieustanie rozmyślał o Znamieniu. Nigdy by się do tego nie przyznał,ale bał się jego wpływu na swoje zachowanie. Nie o siebie,o nie. Jego życie nie było wiele warte. Martwił się o to,co mógłby zrobić bratu.
Albo Castielowi.
Sarze.
Albo Imoen.
Ostatnie imię podziałało nań jak zimny prysznic. Ilekroć o niej pomyślał,czuł się,jakby krążył w kółko po wyboistej drodze i właśnie uświadomił sobie,że musi zawrócić,ruszyć w inną stronę. Tak też zrobił i w tej chwili.
Rzucił koszulę na przednie siedzenie Impali i sięgnął do gałki radia,aby zmienić piosenkę. Bon Scott śpiewający o małej kochance,której nie może pozbyć się ze swojego umysłu* zdawał się sobie z niego w tym momencie kpić. Radio skrzypnęło i za chwilę rozległy się dźwięki „T.N.T”. Zwiększył głośność i skinął z zadowoleniem głową wynurzając się z samochodu. O tak,ta piosenka znacznie lepiej wpasowywała się w jego aktualny nastrój. Był jak tykająca bomba,która może w każdej chwili wybuchnąć.
Podszedł do bagażnika i otworzył go szarpnięciem. Szybki rytm piosenki odnalazł wspólny język z jego ciałem. Wydobył z niego puszkę lakieru. Cóż,jeśli nic innego się nie sprawdzało,lakier był jedynym ratunkiem dla ukochanej.
Raz za razem pociągał pędzlem i ruszał ustami udając,że śpiewa głosem Bona. Muzyka z Impali ryczała głośno,ale nawet gdyby była nadawana na anielskiej częstotliwości zdolnej zmiażdżyć ludzkie bębenki,usłyszałby ten głos wyraźnie,jakby dookoła panowała idealna cisza.
Cześć,Dean.
Imoen stała obok otwartych drzwi samochodu z rękoma założonymi przed sobą. Jej palce zaciskały się lekko na materiale cienkiej sukienki barwy bladego złota. Gdyby nie fakt,że anioły nie mają uczuć,pomyślałby,że jest zdenerwowana. Na jej twarzy błąkał się nieśmiały uśmiech. To znaczy taki,który rozbroiłby bombę.
Dean obrzucił ją szybkim spojrzeniem i potarłszy porośnięty kilkudniowym zarostem policzek mruknął:
Cześć,Imo.
Sam nie wiedział,dlaczego ją tak nazwał. To był...impuls. Wyminął ją i wszedł do samochodu,aby ściszyć radio. Kiedy się wynurzył,znalazł się tak blisko anielicy,że wyraźnie czuł kwiatową woń. Uniosła głowę. W jej oczach błyszczało rozbawienie.
Imo? Dlaczego mnie tak nazwałeś?
Wzruszył ramionami odsuwając się na bezpieczną odległość.
Tak sobie. Czego chcesz?
Jego szorstkie pytanie zbiło z tropu anielicę. I dobrze. Powinna sobie stąd iść i zostawić go samemu sobie.
Imoen spuściła głowę. Kiedy przyszła i ujrzała Deana z zawziętością robiącego coś przy samochodzie,pomyślała o swojej niedawnej rozmowie z Sarą. Obserwowała mężczyznę przez chwilę,prześlizgiwała się bystrym wzrokiem po każdym detalu jego ciała,od napinających się pod ciemną koszulką mięśni po mocno zarysowaną szczękę. Doznała dziwnego uczucia,jakby łaska wewnątrz niej żyła własnym życiem,czuła jej pulsowanie pod tą ziemską powłoką. Zastanawiała się,czy to właśnie to uczucie szczęścia,o którym mówiła Sarah. Gdy Dean zadał to szorstkie pytanie,przypomniała sobie o drugim aspekcie.
Bywa też,że jedna osoba to poczuje a inna nie. Wtedy sytuacja się komplikuje,bo zamiast zaznać szczęścia,odrzucona doznaje cierpienia.”
Tak zatem złotoskrzydła anielica zapoznała się z podstawowymi znanymi ludzkości uczuciami.
Spuściła głowę i zaczęła bawić się rąbkiem sukienki.
Ja...Sam i Sarah zaczynali się o ciebie martwić.
To oni cię tu wysłali? – Niespodziewanie poczuł się rozczarowany.
Imoen pokręciła jednak głową.
Powiedzieli mi,że był tu Castiel.
Był. No i?
Dlaczego tak bardzo nie ufasz nam,aniołom?
Winchester zmrużył oczy i westchnął. Usiadł bokiem na miejscu pasażera w Impali i przejechał dłońmi po twarzy. Imoen była cierpliwa. Stała prosto i wpatrywała się weń z oczekiwaniem.
Castielowi ufam – powiedział w ramach wyjaśnienia – Lecz zbyt dużo razy zawiodłem się na innych aniołach,by darzyć je sympatią. Gdybyś tylko wiedziała,jacy...
W porę ugryzł się w język. Jedna część jego duszy pragnęła trzymać prawdę w sekrecie,ale druga krzyczała i szarpała się walcząc z chęcią przedstawienia Imoen prawdziwego stanu rzeczy. Odwrócił się na prosto i ze złością zamknął drzwi samochodu. Zanim zdążył przesiąść się na miejsce kierowcy,Imoen już tam siedziała.
Jacy co,Dean? – Była jak dziecko. Kiedy się czymś zainteresowała,łatwo nie odpuszczała.
Słuchaj,całe moje życie poluję na istoty nie z tego świata. Gdybym ufał wszystkim dziwolągom,już dawno gryzłbym ziemię!
Tym razem nie zdążył się powstrzymać. Wyrzucił z siebie te słowa jednym tchem i teraz oddychał szybko patrząc na nią przenikliwie. To co zobaczył,wstrząsnęło nim. Zdawało się,że blask Imoen przygasł.
Och – powiedziała chłodno – A więc tym dla ciebie jestem? Kolejnym dziwolągiem,potworem którego trzeba unicestwić?
Co? Nie! – zaprotestował gorączkowo. – Ty jesteś...jesteś kimś zupełnie innym.
Przełknął nerwowo ślinę nie wiedząc co właściwie chciał powiedzieć. Na szczęście,Imoen nie dała mu okazji do wytłumaczenia się.
Doprawdy? – spytała tym samym lodowatym głosem co wcześniej.
Gdybym chciał abyś być może zginęła,pozwoliłbym Casowi zabrać cię do innych aniołów już dzisiaj.
Popatrzyli na siebie przenikliwie. Słońce już prawie zniknęło za horyzontem zabierając ze sobą gamę kolorów,zamiast nich wypuszczając na świat ciemność. W Impali panował półmrok. Idealne rysy twarzy Imoen rozmyły się w powodzi brązowych loków widocznych jedynie na tle jasnej sukienki. Zbłąkany promień zachodzącego słońca przemknął przez jej twarz i dostrzegł w jej oczach te same iskierki co wcześniej,tyle,że teraz z całą pewnością nie była rozbawiona. Pociągnął nosem wciągając do nozdrzy zapach,jej zapach,od którego nieomal zakręciło mu się w głowie. Na jej skórze było go tak niewiele,ale w tej chwili zdawał się ogarniać cały wszechświat.
To przez to napięcie,które zawisło między nimi jak napięty do granic wytrzymałości drut elektryczny zdolny w każdej chwili uwolnić deszcz iskier.
Miał ochotę uciec,lecz w nogach czuł mrowienie,które odcinało mu drogę. Na dodatek,kaseta w radiu przeskoczyła na następny utwór. Dean rozpoznał znajome intro. Nigdy nie słuchał tej piosenki prowadząc Impalę na kolejne polowanie. Rzadko słuchał jej nawet samemu. Kryła w sobie zbyt wiele.
Och nie – wymamrotał niemal niesłyszalnie i rękoma trzęsącymi się od nadmiaru wstrzymywanych emocji usiłował ją wyłączyć,przełączyć,cokolwiek!
Noo,dalej! – mruknął przez zaciśnięte zęby. Bon Scott najwyraźniej powrócił jako duch i obrał sobie za cel zabawę z jego uczuciami,bo zupełnie nic nie dało się zrobić.
I can tell by the look in your eye
I can tell by the way you sigh
That you know I've been thinking of you
And you know what I want to do
Oh Jean...**

Kim jest Jean?– spytała nagle Imoen. Przez chwilę zamarła wsłuchując się w piosenkę.
Nie wiadomo. – odparł Dean drżącym głosem. – To tylko piosenka.
Czyli te słowa nie mają żadnego znaczenia? Szkoda. – wyszeptała. Po chwili dodała głośniej: – Są...piękne.
Dość. Już dość. Dean miał wrażenie,że znowu przemawia przez niego Znamię,ale tym razem wyryte w sercu. Wypuścił powietrze z płuc i wymamrotał przez zaciśnięte zęby.
Nich to cholera.
Pochylił się i odgarnął włosy z twarzy anielicy. To było jak iskra padająca na beczkę prochu. Kiedy tylko dotknął jej ust,w jego wnętrzu wybuchł pożar. Przyciągnął jej głowę jeszcze bliżej a ona,początkowo zbyt zaskoczona,wplotła mu palce we włosy. Smakował jej ust z coraz to większą zapalczywością. Wargi Imoen smakowały cukrem i zdawały się rozpływać jak delikatna pianka na powierzchni kawy. Wydała z siebie cichy jęk,kiedy przejechał po nich językiem.
To podziałało na Winchestera jak zimny prysznic. Tutaj kończył się jego sen na jawie-tym jękiem Imoen uświadomiła mu,że to stało się naprawdę
I było godne potępienia.
Gwałtownym ruchem odsunął się i wyskoczył z samochodu nawet na nią nie patrząc. Oparł łokcie na dachu Impali i zamknął oczy. Oddychał ciężko starając się opanować podniecenie. No już,dziesięć,dziewięć,osiem...
Co się stało? – Zaniepokojona anielica położyła mu dłoń na ramieniu,ale strącił ją jakby parzyła.
Wracaj do bunkra – powiedział krótko.
Ale...
To nie powinno się było wydarzyć! – krzyknął. Był tak zły,na siebie,na sytuację,że nie przejął się nawet strachem w jej szeroko otwartych oczach. Nie widział go od momentu ich pierwszego spotkania.
Odejdź!
Skinęła lekko głową i wciąż oszołomiona cofnęła się. Po chwili usłyszał szelest jej bosych stóp. Biegła.
Z całej siły uderzył otwartą dłonią w Impalę. Na szczęście nie został nawet ślad uderzenia. Złość nieco zelżała,gdy uświadomił sobie,czego w tej chwili potrzebuje.
Przepraszam,dziecinko – wymamrotał,na dobrą sprawę nie wiedząc czy do samochodu czy Imoen i zanurkował w schowku. Wydobył z niego mapę i wciąż drżącym palcem odszukał cel.
Montrose.


*


Powiadają,że ani anioły ani demony nie czują. Bzdura. To,co działo się teraz w demonach wciśniętych w naczynia podstarzałych urzędników,na pierwszy rzut oka życiowych nieudaczników,śmiało można było przyrównać do ludzkiego strachu.
Nie ma to jak w domu – wymamrotał Crolwey muskając palcami zdobioną poręcz swego piekielnego tronu. Rozsiadł się w nim swobodnie i powiódł wzrokiem po swoich włościach. Dopiero po chwili jego wzrok spoczął na stojącej u podnóża tronu dwójce.
Tęskniliście? – Rozłożył dłonie w teatralnym geście.
T-tak panie – wymamrotał ubrany w garnitur Azjata.
Nie myśleliście na przykład żeby...uciec stąd na rzecz rudowłosej dziwki jak to robią inne robaki takie jak wy?! – podniósł głos. Zaczynał martwić się o swój autorytet w Piekle,ale tymi dwoma tępakami po prostu się bawił.
A-ależ skąd panie. Co prawda,podczas pańskiej nieobecności zanotowaliśmy spadek liczby poddanych...
Crowley zmrużył oczy. Demon wziął to za oznakę gniewu i dodał szybko:
Ale to nie my. Nigdy.
Jego towarzysz gorączkowo pokręcił głową.
To wszystko co działo się podczas mojej nieobecności?
Demony popatrzyły po sobie z niepewnymi minami.
Właściwie...jest jedna rzecz... – zaczął ostrożnie demon w ciele Azjaty.
Od jakiegoś czasu...powiadają,że w klatce jest ostatnio bardzo niespokojnie
Król Piekła uniósł brwi w nieukrywanym zdziwieniu. Wszystkiego innego by się spodziewał,ale nie akurat tego. Klatka,w której uwięzieni są Michał i Lucyfer znajduje się w najdalszych zakamarkach Piekła,szczelnie odizolowana od pozostałej części. Pomniejsze demony nie miały nawet pojęcia,że coś takiego istnieje.
Co?
Zazwyczaj odczuwane są lekkie wstrząsy. Ale od niedawna w całym Piekle daje się odczuć działanie silniejszej energii.
I szept. Przerażający szept.
To się powtarza regularnie. Mniej więcej od upadku aniołów.
Coś jeszcze? Jakieś uszkodzenia? – spytał Crowley prostując się.
Nie,panie. Tylko to. Za pozwoleniem...Według mnie to próba kontaktu.
Zazwyczaj Król Piekła uraczyłby w tej sytuacji poddanego jakąś celną ripostą,jednak teraz był zbyt skupiony na analizowaniu nowiny. Machnął dłonią.
Odejdźcie. – powiedział – Nie ma mnie dla nikogo,zrozumiano?
Tak jest.
Dwa demony opuściły pomieszczenie stukając obcasami dopasowanych do garnituru butów. Crowley odchylił się na tronie i zmrużył oczy. Ten robak mógł mieć rację. I należało to jak najszybciej sprawdzić.


W ułamku sekundy znalazł się przed drzwiami odsłaniającymi wejście do najmroczniejszej części Piekła.


-------------------------------------------

* Mowa o piosence AC/DC- "Little lover"

** Fragment piosenki AC/DC- "Love song"

Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!

Podoba się prezent noworoczny? Bo mnie owszem xD Przyznam,że tą Demoenową scenę napisałam jednym tchem :P Ach,no i kocham 11 sezon,bardzo mnie zainspirował do ostatniej części,wpadłam dzięki niemu na pewien pomysł,ale o tym w następnym rozdziale :)
Moniko wybacz,ale czcionka jest chyba jakoś ustawiona w szablonie i nie mam pojęcia jak ją powiększyć :/ Pokombinuję,ale niczego nie obiecuję.
Theme by Hanchesteria