piątek, 21 października 2016

Epilog #1

One day when heaven calls my name


 – Imo,usiądź – powtórzyła po raz kolejny Sarah zerkając na kręcącą się z kąta w kąt przyjaciółkę znad czytanej gazety. – Na pewno nic mu się nie stało.
Sama chciała wierzyć,że Winchesterowie są bezpieczni,ale wciąż była przy nich myślami,w wyniku czego już co najmniej trzeci raz czytała jedno zdanie.
Wiem,wiem – mruknęła Imoen masując uspokajająco ogromny brzuch. Wreszcie westchnęła i uległa namowom Blake ciężko opadając na sofę obok niej.
Jak się czujesz?
Ciężarna wzruszyła ramionami.
Bywało lepiej.
Sarah w mig ją przejrzała.
Okej,co powiesz na małą drzemkę... – Podniosła się z sofy i zaczęła układać przyjaciółce poduszki. – A ja zrobię ci herbatki na uspokojenie,hm?
Dobra,dobra. – mruknęła Imoen posłusznie się kładąc. – Saro?
Tak? – Odwróciła się i zmarszczyła brwi.
Wiem,że Amara nic mu nie zrobi. Jestem o to dziwnie spokojna. Ale mam przeczucie,że wydarzy się coś złego. To znaczy nie do końca ja...mały jest bardzo niespokojny.
To pewnie nic takiego. – uśmiechnęła się nieco wymuszenie Sarah. – Może po prostu się nudzi?
Mhm. – mruknęła delikatnie poklepując brzuszek. Odpowiedziało jej kolejne silne kopnięcie. Było podobne do tego,które miało na celu ostrzec ich przed obecnością ducha – stanowczo zbyt mocne.
Odchyliła głowę i przymknęła powieki. Nieprzespana z powodu koszmaru Deana noc dała jej się we znaki i szybko odpłynęła w sen. Docierały do niej tylko nieliczne odgłosy Sary krzątającej się w kuchni,szum gotującej się wody i odgłos stawianego na stoliku obok kubka,po który nie miała nawet ochoty sięgnąć.
Obudził ją huk. Błyskawicznie zerwała się na równe nogi nie wiedząc,co się dzieje. Nim zdążyła zareagować,jej oczom ukazały się wzbijające się w powietrze tumany kurzu pochodzące z fragmentu wyważonych drzwi leżących na podłodze.
Puk puk,czy jest ktoś w domu? – odezwał się szorstki męski głos,a na metalowych schodach rozległy się ciężkie kroki.
Na dół! – syknęła zjawiając się zupełnie znikąd Sarah.
Z sercem w gardle Imoen ruszyła za nią długim korytarzem prowadzącym do garażu.
Ciężko dysząc,oparła się o jeden z samochodów z trudem łapiąc oddech. Bieganie w dziewiątym miesiącu ciąży,zwłaszcza w sytuacji zagrożenia życia zdecydowanie nie było łatwe.
Sarah zatrzymała się gwałtownie. Jej dłonie ściskające kurczowo pistolet drżały.
Imo,wiem,że ci ciężko,ale musisz wytrzymać,jeszcze kawałek,niedaleko jest wyjście!
Tylko...chwilę...proszę... – Jej twarz wykrzywił grymas bólu.
Mam was.
Światła nagle się zapaliły i ich oczom ukazał się stojący u szczytu schodów krępy,blondwłosy mężczyzna ubrany w zwyczajną koszulę koloru khaki z rękoma w kieszeniach dżinsów.
Wolnym krokiem ruszył w dół. Jego kroki odbijały się echem w przesiąkniętej ciszą sali. Sarah zmrużyła oczy i rozchyliła usta,gdy uświadomiła sobie kim jest intruz.
Lucyfer – wyszeptała.
We własnej osobie słonko – klasnął w dłonie. – Ty musisz być narzeczoną mojego kumpla,mam rację?
Sarah odpowiedziała mu kulą z wyrytym zaklęciem. Wylądowała w ramieniu Lucyfera.
Auć – powiedział obojętnie i sięgnął do rany wydobywając z niej pocisk. – Nie zabija się posłańca.
Czego chcesz? – spytała Blake sięgając po ukryty za paskiem nóż.
Intruz powiódł wzrokiem po sali aż wreszcie odnalazł bladą Imoen. Uśmiechnął się i ruszył w jej stronę. Sarah stanęła mu na drodze.
Możesz wziąć mnie,ale od niej trzymaj się z daleka.
Obrzucił ją od góry do dołu uważnym spojrzeniem.
Spokojnie,kochana. Ty też mi się przydasz. Jestem pewien,że Sam bardzo chętnie zwróci ci wolność w zamian za zostanie moim naczyniem.
Pierwszy raz w oczach Sary błysnął strach.
Nie – szepnęła,ale Lucyfer już na nią nie patrzył.
Ach,nasza kochana Imoen. Siostra bardzo się o ciebie martwi. Wysłała mnie za tobą.
Kłamiesz – odparła z trudem.
Jestem diabłem. Tak właśnie robię. Czułem,że Amara nie zdobędzie się na wymuszenie na tobie posłuszeństwa torturami,dlatego sam musiałem wziąć sprawy w swoje ręce. – wzruszył ramionami.
Imoen z trudem się podniosła,lecz zanim zdążyła uciec,szarpnął ją za rękę aż krzyknęła. Sarah rzuciła się w ich kierunku,ale Lucyfer machnął ręką i fala energii przygniotła ją do ziemi.



*


Sarah uniosła lekko głowę,która zdawała się w tej chwili być dla niej niepotrzebnym ciężarem. Zamrugała kilkakrotnie i zmarszczyła czoło,gdy jej wzrok nie odnalazł punktu zaczepienia w całkowitej ciemności. Chciała się ruszyć,wstać,ale uświadomiła sobie,że jej ręce wyciągnięte są w górę i przywiązane do belki. Serce załomotało jej w piersi,gdy umysł podsunął jej ostatnie znane wspomnienie.
Imo? – wykrztusiła przez suche gardło.
Tu jestem – odparła cicho.
Zbłąkany promień nikłego słońca przemykający przez zabite spróchniałymi deskami okno rzucił nieco światła na pomieszczenie i dostrzegła swoją przyjaciółkę przywiązaną w ten sam sposób do ściany obok. Na jej twarzy malował się ból.
Wszystko będzie dobrze,okej? Uciekniemy stąd – powiedziała Sarah wlewając w te słowa tyle przekonania,ile była w stanie.
Imoen nie odpowiedziała. W zawilgoconej piwnicy panowała absolutna cisza i Sarah wyraźnie usłyszała jej przyspieszony oddech. Chwilę później powietrze przeciął jej ostry krzyk.
Och nie. Nie,nie,nie,nie – Sarah rozszerzyła oczy i zaczęła się szarpać chcąc za wszelką cenę się teraz uwolnić. – Powiedz mi,że...
To już – wycedziła tłumiąc kolejny krzyk gdy skurcz boleśnie wstrząsnął jej ciałem. – Przeczuwałam to.
Ostatnie czego chciała to obecność Lucyfera tutaj,ale nie było innego wyjścia i Sarah zaczęła histerycznie krzyczeć,aż ochrypła. Musiał przecież gdzieś tu być!
Co się dzieje do cholery?! – odparł pojawiając się znikąd.
Ona rodzi. Musisz ją rozwiązać!
Och,no tak,cóż. – mruknął niewzruszony zwracając się do Imoen– Wybacz słonko,ale nie dopuszczenie do jego narodzin to mój priorytet. Skoro twoja siostrzyczka nie chce cię odzyskać to nic mi po tobie. Planowałem cię zabić na oczach twojego kochasia,ale skoro temu potworowi tak się spieszy...pożegnaj się z psiapsiółką.
Uniósł dłoń i uśmiechnął się tryumfalnie zamierzając odebrać jej życie.
Panie,zaczekaj! – Ni stąd ni zowąd Rowena położyła dłoń na jego ramieniu. Lucyfer spojrzał na nią z irytacją.
Za pozwoleniem... – Nachyliła się i wyszeptała mu do ucha coś,co najwyraźniej mu się spodobało.
Doskonale Roweno. A zatem zajmij się tym. Zaczekam na górze,jestem zbyt wrażliwy.
Sarah patrzyła to na cierpiącą coraz bardziej Imoen,to na Rowenę nic nie rozumiejąc.
Czarownica machnęła ręką i więzy krępujące Imoen opadły,a ona zwinęła się na podłogę z grymasem na twarzy.
Rowena westchnęła głośno odrzucając do tyłu włosy i uklękła. Pomogła Imoen się podnieść i uśmiechnęła się niemal szczerze.
Cierpliwości kochanie. Niedługo będzie po wszystkim.


*


Sam i Dean z hukiem wylądowali na twardym betonie,lecz po chwili dekoncentracji zapomnieli o bolesnym lądowaniu i szybko się podnieśli.
Rozejrzeli się i dostrzegli szereg sklepów oraz kawiarnie,w których jak gdyby nic siedzieli ludzie nie obawiając się nadciągającego deszczu. Pozostali biegli z pochylonymi głowami do samochodów,domów i zatrzaskiwali okiennice aby uniknąć przemoknięcia.
Bracia popatrzyli po sobie z niedowierzaniem. Poznawali tą okolicę.
Byli w Lawrence.
Dean pierwszy otrząsnął się z szoku. Szybko określił lokalizację i ruszył wzdłuż ulicy nie zważając na targający jego ubraniem wiatr.
Dean,gdzie idziesz? – Sam pobiegł za nim.
Jeśli zabrał dziewczyny do Lawrence,to tylko w jedno miejsce.
Nasz dom. – Sam przełknął ślinę.
Minęli kilka przecznic i stanęli przed zgliszczami miejsca,które wiele lat temu było ich domem. Sam patrzył na ruiny z ciekawością usiłując wyobrazić sobie jak musiał wyglądać w rzeczywistości dom,który widział do tej pory wyłącznie na zdjęciach. Westchnął cicho i spojrzał na brata. Widział,że w jego oczach zabłysły łzy i poprzysiągł sobie,że Lucyfer zapłaci nie tylko za porwanie dziewczyn,ale też za zmuszenie ich do konfrontacji z bolesną przeszłością.
Starszy Winchester oprzytomniał,kiedy do jego uszu dobiegł rozpaczliwy krzyk bez wątpienia wydany przez Imoen. Serce podeszło mu do gardła,gdy tylko przypomniał sobie zesłane przez Amarę obrazy i bez zastanowienia ruszył pędem w stronę źródła krzyku.
Dom nie spłonął doszczętnie – ostały się kawałki ścian,na których wciąż wisiały osmolone zdjęcia i obrazy. Również część mebli nie została tknięta przez ogień i stały tam,zakurzone i zapomniane.
Nie mieli czasu się rozglądać,gdyż w chwili gdy Dean postawił stopę w miejscu,gdzie przed laty znajdowały się drzwi wejściowe,został unieruchomiony. Zaklął pod nosem i usiłował się wyrwać.
Ach,witam – odezwał się Lucyfer częstując go swoim firmowym uśmiechem. – Och,jest i mój przyjaciel. Witaj,współlokatorze.
Sam obdarzył go zawistnym spojrzeniem gdy upadły anioł przygwoździł swoją mocą i jego.
Z dołu dochodziły kolejne rozpaczliwe krzyki i urywany szloch. Dean rozchylił usta,kiedy zdał sobie sprawę,co jest tego przyczyną. Zaczął szarpać się ze zdwojoną siłą wydając przy tym niemal zwierzęcy ryk. Znamię Kaina dodatkowo potęgowało jego wściekłość.
Nie dostaniesz go. Nie pozwolę ci – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Lucyfer roześmiał się głośno i jeszcze mocniej zacisnął na nich niewidzialne więzy.
Odważne słowa. Ale obawiam się,że jednak dostanę. Jesteś zbyt słaby,żeby...
Nagle i on wygiął się z bólu. Niewidzialna ręka agonii zacisnęła się na jego szyi. Sam odwrócił się i dostrzegł Amarę zbliżającą się do Lucyfera. Jej oczy płonęły wściekłością,a usta zaciśnięte były w wąską kreskę.
Ty głupcze. Zapłacisz za to. – syknęła Ciemność. Odwróciła się do braci i tym samym tonem dodała:
Na dół!
Deanowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zerwał się jak oparzony i ruszył po schodach do piwnicy. Widok,który zastał na dole rozerwał mu serce.

*


Imoen miała ochotę błagać Rowenę,żeby dała jej spokój i po prostu zabiła. Ból był nie do zniesienia,czuła że niewidzialna siła chce ją rozedrzeć. Łzy bezradności płynęły jej po policzkach,gdy uniosła się by po raz kolejny przeć.
Czuła się jak w najgorszym,sennym koszmarze. Zupełnie inaczej wyobrażała sobie poród. Nie spodziewała się tak ogromnego bólu,ale przede wszystkim tak dramatycznych okoliczności. Chociażby nie wiadomo jak chciała,nie mogła zatrzymać akcji porodowej. Wiedziała,że gdy to wszystko się skończy będzie cierpieć jeszcze bardziej,bo Rowena natychmiast odbierze jej synka i wyda go Lucyferowi na śmierć a ona nie mogła nic na to poradzić,a w dodatku nie było obok niej Deana.
Dasz radę! – krzyczała rozpaczliwie Sarah wciąż usiłująca się uwolnić.
Głos przyjaciółki był dla niej w tej chwili jedyną ostoją. Usiłowała na nią spojrzeć,ale kolejny grymas wykrzywił jej twarz.
Już niedługo. – oznajmiła Rowena. – Przyj!
Z wielkim wysiłkiem uniosła się i chciała to zrobić,ale zatrzęsła się i opadła z powrotem na twardą ziemię.
Była zbyt słaba.
Nie mogę – załkała żałośnie.
Musisz,Imo!
Jeszcze tylko raz. Ostatni raz i twoje cierpienie się skończy. – dodała coraz bardziej zniecierpliwiona,ale jednocześnie niezdrowo podniecona Rowena.
Bracie,jeśli jeszcze gdzieś tam jesteś,błagam,pomóż mi! – zawołała w duchu.
Ostatkiem sił uniosła się na łokciach. Wzrok zaczął jej się rozmazywać,widziała przed sobą tylko rudą plamę. Myślała,że otępiony umysł płata jej figle,kiedy zauważyła,że drzwi do piwnicy się otwierają i staje w nich męska sylwetka.
Imo!
Dean – wyszeptała bezgłośnie.
Odepchnął Rowenę i znalazł się tuż przy niej. Czuła,że ujął jej głowę w dłonie i dodało jej to siły. W tej samej chwili Sarah wreszcie się uwolniła i natychmiast rzuciła się w jej kierunku.
Imoen zebrała się w sobie i z krzykiem wykonała ostatnie pchnięcie.
Poczuła chwilową ulgę,ból ustępował,w głowie jej wirowało,a w uszach brzęczało. Mimo to uśmiechnęła się delikatnie gdy do jej uszu dobiegł ostry płacz.
Mam go – dobiegł jakby z oddali trzęsący się głos Sary.
Spojrzała w górę,na Deana,ale jego twarz stanowiła rozmytą plamę,która powoli znikała jej sprzed oczu. Robiło się coraz ciemniej i ciemniej,aż w końcu nie widziała już nic.

Jej ciało zesztywniało,a oczy znieruchomiały utkwione w twarzy Deana,kiedy oddawała ducha niebu.

---------------------------------------------------------------------


sobota, 8 października 2016

40. Is this really love or just a game?

Dean wolno otworzył oczy i powiódł uważnym wzrokiem po otoczeniu. Imoen wciąż spała odwrócona do niego tyłem i ani drgnęła,gdy wysunął się z łóżka.
Jego bose stopy uderzały bezgłośnie o posadzkę,gdy szedł w kierunku serca bunkra. Nie wiedział dlaczego,po prostu czuł,że właśnie w tej chwili musi się tam wybrać.
Zmarszczył brwi na widok ciemnej postaci stojącej w kącie. Nie wiedział skąd ani kiedy wytrzasnął stalowy pogrzebacz. Z każdą minutą serce biło mu szybciej,lecz nie ze strachu,ale złości. Czyżby kolejny duch zamierzający zmącić im szczęście?
Gdy jednak zbliżył się wystarczająco,postać odwróciła się i jego oczom ukazała się twarz Amary. Natychmiast uniósł pogrzebacz,chociaż wiedział że na niewiele się to zda.
Spokojnie,Dean. Nie jestem tu naprawdę i ty też nie. To wszystko ci się śni. Słuchaj mnie uważnie. Spotkasz się ze mną rano w miejscu naszego pierwszego spotkania.
Ciekawe. Dlaczego niby miałbym ci uwierzyć? – spytał zakładając ramiona na piersi.
Amara machnęła ręką i złapał się za głowę,która zdawała mu się pękać. Wypełniały ją bowiem obrazy krzyczącej przeraźliwie Imoen. Trzymała się za zakrwawiony brzuch,a po bladych jak papier policzkach ciekły jej łzy. W oddali słychać było histeryczny płacz dziecka i obłąkańczy śmiech.
To nie była prośba. Jeśli tego nie zrobisz,to co właśnie ujrzałeś stanie się prawdą. Czekam do dwunastej.

Dean! Dean,obudź się!
Wściekłe szarpanie ze wszystkich stron przywróciło go do rzeczywistości. Zerwał się gwałtownie i desperacko wciągnął powietrze. Jego spojrzenie spoczęło na stojącej nad nim Imoen oplatającej się rękoma w obronnym geście. Miała zaciśnięte usta i błysk przerażenia w oczach. Po obu jej stronach stali Sam i Sarah z równie zaniepokojonymi minami.
C-co się stało? – wymamrotał.
Okropnie krzyczałeś i wierzgałeś nogami na prawo i lewo. Przestraszyłam się i pobiegłam po pomoc. – wyjaśniła cicho Imoen.
O cholera,nic ci nie jest? – Teraz to on się przestraszył. A jeśli zupełnie nieświadomie kopnął ją w brzuch?
Ze mną w porządku,ale co tobie było? Śnił ci się jakiś koszmar?
Zawahał się przez moment z odpowiedzią. Miał już więcej jej nie okłamywać,ale jeśli dowiedziałaby się o ultimatum Amary,też by jej to nie pomogło
Wymienił szybkie spojrzenie z bratem. Sam patrzył na niego ze zmarszczonymi brwiami i Dean miał niemalże pewność,że domyślił się o co chodziło. Sarah natomiast głęboko się nad czymś zastanawiała. Jej zamyślone oblicze wyglądało dość komicznie w zestawieniu z różowym,jedwabnym szlafroczkiem i czarną koszulą nocną,ale w tym momencie nie było mu do śmiechu.
Wreszcie zadecydował powiedzieć prawdę i zwrócił się do Imoen:
Tak,miałem koszmar. Śniła mi się Amara.
Imoen wciągnęła głośno powietrze w płuca.
Czego chciała?
Ona... – Po raz kolejny się zawahał. Nie,dość już kłamstwa. Nie zamierzał po raz kolejny rozczarować ukochanej – Wymusiła na mnie torturami spotkanie.
Czego znowu może od ciebie chcieć? – westchnęła Sarah.
Nie wiem,ale zamierzam się dowiedzieć.
Spojrzał na stojący na szafce nocnej zegar. Dochodziła szósta rano. Odrzucił więc kołdrę i wstał.
Jadę z tobą – oznajmiła Imoen także się podnosząc.
Nie – zaprzeczył kategorycznie Sam. – Jeśli ktoś ma jechać z nim,to ja.
Ale ona jest moją siostrą i...
A on moim bratem – urwał młodszy Winchester. – Co by się nie działo,zawsze trzymamy się razem.
Fajnie,że daliście mi zadecydować – mruknął Dean. – Wybacz Imo,ale Sammy ma rację. Zawsze pakujemy się w kłopoty razem. Twoja siostra czy nie,nie zamierzam cię teraz narażać.
Ma rację – dodała Sarah widząc,że Imoen już otwierała usta – W twoim stanie nie powinnaś już nawet zbyt długo chodzić,a co dopiero ryzykować spotkanie z szurniętą siostrzyczką. Bez urazy.
No dobra. – przyznała. – Gdzie kazała ci się zjawić?


*


Poranny blask słońca malował się już na niebie,gdy Dean zatrzymał Impalę tuż obok drogi,w miejscu gdzie rosły nieliczne krzaki,za którymi mogli ukryć sporych rozmiarów samochód.
Pamiętaj,że masz wkroczyć tylko w ostateczności. – przypomniał bratu Dean. – Amara nie może cię zobaczyć,bo nie wiadomo co chowa w zanadrzu.
Pamiętam – mruknął Sam. – Ale to nie znaczy,że mi się to podoba.
To nie koncert życzeń,Sammy – skwitował jego brat uśmiechając się kącikiem ust.
Ruszył w kierunku pustego stepu. Była to bezkresna przestrzeń pokryta gołą ziemią,na której nic nie rosło. Zastanawiał się,czy to aby nie sprawka właśnie Amary.
Stanął dobrych kilkanaście kroków od głównej drogi i rozejrzał się,ale poza nim nie było tu żywej duszy. Rozłożył więc ręce i wrzasnął ile sił w płucach:
Amara! Wyłaź gdziekolwiek jesteś! Chciałaś mnie widzieć,więc jestem!
Czekał jakieś pół minuty aż usłyszał szelest za swoimi plecami. Odwrócił się i ją zobaczył. Stała dumnie wyprostowana uśmiechając się stanowczo zbyt słodko.
Witaj,Dean. Nie sądziłam,że moja wiadomość dotrze tak szybko.
A jednak. Gadaj czego chcesz. Jeśli chodzi o Imoen...
Tak,o nią chodzi.
...nigdzie z tobą nie pójdzie – zakończył puszczając jej słowa mimo uszu.
Amara uśmiechnęła się krzywo.
To się jeszcze okaże,bo moje plany zależą w tej chwili od ciebie.
Zrobiła kilka kroków okrążając starszego Winchestera,który nie spuszczał z niej wzroku.
Powiedz mi... – zaczęła zatrzymując się – Jak bardzo kochasz moją siostrę?
Rozchylił usta,ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Zupełnie nie spodziewał się takiego pytania i nie wiedział,jak na nie odpowiedzieć.
Wiem,że ona kocha ciebie. Spędziłyśmy w odosobnieniu wiele lat,ale dostrzegam to. Miłość to zbyt charakterystyczne do przeoczenia uczucie. Pytanie tylko,jak bardzo ty kochasz ją?
Postanowił powiedzieć prawdę,chociażby po to,by nie dać jej satysfakcji.
Z całego serca. Żadnej kobiety w życiu nie kochałem bardziej. Dlatego jeśli zamierzasz ją odebrać siłą,będę walczył,żeby ja tu zatrzymać,rozumiesz?
Na ułamek sekundy na jej twarzy pojawiło się zmieszanie. W głowie Winchestera zapaliła się czerwona lampka. Coś się z nią działo,pytanie tylko czy powinien się obawiać.
Głupcze,nie możesz mnie zranić. Jesteśmy powiązani,pamiętasz? A czy...kochałbyś ją gdyby nie była tak urocza i niewinna? Gdyby była całkiem inną osobą?
Oczywiście. – odparł bez wahania.
Niech będzie. Zatem przekonajmy się.
Machnęła dłonią i Dean poczuł,jak ziemia usuwa mu się spod nóg,a w głowie wiruje.
Sam obserwujący tą scenę z daleka otworzył usta,gdy zobaczył brata po prostu rozmywającego się w powietrzu. Bez zastanowienia ruszył pędem w kierunku Amary.
Co mu zrobiłaś?! – wrzasnął wyciągając zza kurtki anielskie ostrze.
Spokojnie. – odparła znudzonym głosem – Niedługo wróci.
W ułamku sekundy i ona zniknęła. Sam złapał się za głowę i opadł na kolana krzycząc wniebogłosy. Paraliżujący ból zaatakował bowiem znikąd jego głowę i po kilku sekundach stracił przytomność.


*


Światło słoneczne wybudziło go ze snu. Dean wolno otworzył oczy i zamrugał przyzwyczajając je do jasności. Ostrożnie uniósł głowę odkrywając,że spoczywała oparta o kierownicę Impali. Rozejrzał się dookoła początkowo nie wiedząc,co się stało,lecz po chwili przypomniał sobie wszystko - Amarę,jej dziwne pytania,zawroty głowy.
Tylko co się tak właściwie stało?
Wychylił się przez okno i jego oczom ukazało się osiedle domków jednorodzinnych. Każdy wyglądał do złudzenia tak samo – okna z ciężkimi okiennicami,biała boazeria i aż zanadto zadbane ogródki z trawą przyciętą co do milimetra. W dodatku w okolicy panowała idealna cisza,chociaż był środek dnia.
Chcesz mi uświadomić,jak będzie wyglądało moje nowe życie? – mruknął uśmiechając się do siebie ironicznie.
Skoro miał przy sobie swoją dziecinkę,postanowił jej użyć,aby zwiedzić okolicę i dowiedzieć się,gdzie się znajduje. Uruchomił więc silnik i ruszył jednocześnie włączając radio. Zmarszczył jednak brwi,kiedy zamiast dźwięków jego ulubionej stacji z radia dobiegły szumy i rzężenie. Zmienił więc częstotliwość,ale na próżno – żadna nie odbierała.
Cholera. – burknął przeczuwając problemy.
Dojechał do końca uliczki i skręcił w kolejną,wyglądającą identycznie jak poprzednia.
Tak,zdecydowanie coś tu nie grało i wcale nie miał na myśli radia.
Na dodatek silnik nagle zaburczał i samochód zaczął zwalniać,aż w końcu Chevrolet całkowicie się zatrzymał. Winchester uderzył dłonią w kierownicę,gdy spod klapy zaczęły wydobywać się kłęby dymu.
Czy prędzej wyszedł i uniósł maskę. To,co zobaczył,sprawiło że ciężko westchnął i udał się do bagażnika po narzędzia.
Co jest,do cholery?! – warknął ze złością ocierając pot z czoła. Dobre dziesięć minut się w tym grzebał,a usterka ani myślała zniknąć. Zrezygnowany odrzucił klucz i usiadł na chodniku opierając głowę o samochód. Chyba nigdy w życiu nie marzył o piwie tak,jak w tej chwili
Hej,ty tam!
Zmarszczył brwi na dźwięk kobiecego głosu. Z domu naprzeciwko wyłoniła się sylwetka blondwłosej niewiasty w zaplecionym niedbale warkoczu spływającym na ramię odzianej w kuse,dżinsowe szorty i topie na ramiączkach podkreślającym jej bujne piersi.
Dawnemu Deanowi na ten widok pojawiłby się uśmiech od ucha do ucha. Teraz jednak zmierzył zbliżającą się nieznajomą zaciekawionym spojrzeniem i nie poczuł fizycznego pożądania.
Potrzebujesz pomocy? – spytała zatrzymując się tuż nad nim.
Właściwie to tak – odparł ostrożnie wstając. – Zepsuł mi się samochód,więc jeśli mogłabyś użyczyć mi telefonu...
To chyba twój szczęśliwy dzień. – skwitowała przerywając mu – Pracuję w warsztacie naprzeciwko. Zaraz skoczę po narzędzia i zobaczę,co mogę na to poradzić.
W warsztacie. Samochodowym. Ty? – powtórzył z politowaniem. Może i jego męska podświadomość nie reagowała już na inne kobiety,ale na zranioną dumę – owszem.
Blondynka zmrużyła oczy,ale powstrzymała się od riposty.
Nazywam się Sally. A ty jesteś...
Dean Winchester.
To dziwne,nigdy nie słyszałam o twojej rodzinie a mieszkam tu od urodzenia.
To super,ale może powiesz mi gdzie właściwie jestem?
W Lawrence,chociaż pewnie słyszałeś o tym mieście. Słyszę to po akcencie,jesteś z Kansas,prawda?
Dean poczuł,jakby dostał obuchem w głowę. Skąd ta mroczna dziwka wiedziała skąd pochodzi? I dlaczego ta laska nigdy nie słyszała o jego rodzinie? Poza tym,było tu zbyt dziwnie. Może nie był tam kilkanaście lat,ale doskonale pamiętał każdy szczegół miasta. Ta dziwna makieta zdecydowanie nie przypominała Lawrence,które znał.
Sally wróciła z narzędziami i zaczęła majstrować coś pod maską. Deanowi na ten widok ścisnęło się serce. Nikt poza nim nigdy nie dotykał jego dziecinki!
Hm,niedobrze – mruknęła blondynka. – To zbyt poważna awaria i nie dam rady sama jej naprawić. Chyba da radę wjechać do warsztatu,nie?
Jakimś cudem się udało i tym razem Deanowi naprawdę opadła szczęka. Jego oczom ukazało się bowiem kilka innych,podobnie jak Sally odzianych w kuse ubrania kobiet zawzięcie grzebiących w stojących w olbrzymiej hali samochodach.
Hej,dziewczyny! Potrzebuję konsultacji!
Przybiegły do Impali i jedna przez drugą zaczęły przekrzykiwać się w opiniach na temat usterki,zaś Winchester przyglądał się temu zbyt zszokowany by zareagować.
Amara miała swój cel wysyłając go tutaj. Zapewne chciała,by poddał się urokowi którejś z dziewczyn udowadniając,że Imoen nic dla niego nie znaczy. Nawet nie wiedziała,jak bardzo się myli.
Wreszcie,jakby się zdawało,najstarsza z nich,zawyrokowała:
Na moje oko to robota tylko dla szefowej. Musimy po nią zadzwonić.
Zwariowałaś?! Przecież ma dzisiaj wolne!
I co z tego? – „przewodniczka” wzruszyła ramionami. – To jej warsztat,nie?
Dziewczyny sprzeczały się jeszcze kilkanaście minut aż wreszcie westchnęły i poparły pomysł najstarszej. Sally podeszła do Deana wycierając dłonie o naznaczoną smarem ścierkę.
Szefowa zaraz powinna się tym zająć – oznajmiła,chociaż wcale nie miała wesołej miny.
Czemu mam wrażenie,że nie wyjdzie z tego nic dobrego?
Och,no cóż. Po prostu nie należy do najmilszych osób. Ale nigdy nie zachowała się wobec żadnej z nas nie w porządku no i jest świetnym fachowcem.
No i jest. – westchnęła któraś cicho.
Wzrok Deana powędrował ku podjazdowi. Zatrzymała się na nim odziana w czarne spodnie i skórzaną kurtkę kobieta. Zgrabnym ruchem zsiadła z motoru i kręcąc biodrami ruszyła w kierunku wjazdu dla samochodów zdejmując kask.
Gdy odrzuciła do tyłu długie,brązowe włosy i wyraźnie widać było jej twarz,Dean zamarł. Wpatrywał się w nią nie wierząc własnym oczom. To przecież nie mogła być...


*

Serce gwałtownie załomotało mu w piersi. Podpowiadało,by podbiegł do niej,wziął w objęcia i pocałował,ale rozum nakazywał stać w miejscu.
Przecież to nie mogła być Imoen. Przede wszystkim powinna być w zaawansowanej ciąży,nie wspominając już o ubieraniu się rockowo i jeździe motorem.
Nie-Imoen weszła do warsztatu,wzięła się pod boki i zmierzyła spojrzeniem całą przestrzeń. Zatrzymała wzrok dopiero na Deanie i ku jego zaskoczeniu,nie miał w sobie zwyczajowego błysku-wręcz przeciwnie,krył się w nim chłód.
Coś za jeden? – spytała niezbyt uprzejmie mierząc go od stóp do głów.
Chociaż podświadomie wiedział,że to nie jego prawdziwa ukochana,w tej chwili niemal pękło mu serce. Imoen nigdy nie była nieuprzejma wobec nieznajomych nie mających wobec niej złych zamiarów,mimo że nie zawsze czuła się w ich obecności swobodnie. Na przykład dla Jody,która na nieszczęście wyjechała jeszcze wieczorem.
Ten pan ma poważną usterkę silnika – odparła najstarsza z dziewczyn.
Naprawdę? Skoro tak,przekonajmy się.
Obojętnie minęła Winchestera i nachyliła się nad maską ze zmarszczonymi brwiami.
Sześćdziesiąty siódmy rocznik,nieźle – mruknęła do siebie. W jej głosie dało się wyczuć skrzętnie skrywaną nutę podziwu. Przygryzła wargę w sposób typowy dla Imoen i zaczęła grzebać we wnętrzu samochodu.
Podczas gdy majstrowała przy jego dziecince,Dean uważniej jej się przyjrzał. Bez wątpienia wyglądała jak siostra bliźniaczka Imoen – te same rysy twarzy,figura,gesty... Od prawdziwej odróżniały ją jedynie proste,sięgające niemal pasa włosy i niezbyt przyjazne zachowanie.
I wtedy go olśniło. W jego głowie zabrzęczały na nowo słowa Amary.
A czy kochałbyś ją gdyby nie była tak urocza i niewinna? Gdyby była całkiem inną osobą?
Nic z tego nie było prawdą. Ten świat tak naprawdę nie istniał. To wcale nie Lawrence,taki warsztat nie istnieje,a bliźniaczka Imoen to tak naprawdę Imoen tylko...w alternatywnej wersji.
Wciągnął gwałtownie powietrze w płuca,gdy zdał sobie sprawę,jak bardzo ma przewalone. Z alternatywnego świata nie tak łatwo można się było wydostać. Należało znaleźć łącznik ze światem zewnętrznym,który mógł być czymkolwiek. Niemożliwe więc było,aby Amara wrzuciła go tu dla swojego kaprysu,to pasowało do Lucyfera ale nie do niej.
Znów spojrzał na kopię Imoen,akurat w momencie gdy rzuciła pod nosem niezbyt cenzuralnym słowem. Znieruchomiał,bo oto wszystkie elementy układanki ułożyły się w całość.
Ta cała szopka to test mający sprawdzić,czy potrafiłby pokochać alternatywną Imoen.


*


Przykro mi to mówić,ale obawiam się,że czas twojego samochodu dobiegł końca. Robiłam co mogłam,ale silnik nadaje się tylko do wymiany,a jak wiemy takich już nie produkują. – oznajmiła wycierając umorusane smarem dłonie w ścierkę. Ton jej głosu wcale nie wskazywał,że było jej przykro.
W innych okolicznościach taka wiadomość dogłębnie by nim wstrząsnęła,ale to przecież czysta fikcja.
No cóż,tak bywa – mruknął.
Uwzględnię to w rachunku.
Hej! – zawołał za odchodzącą Imoen. – Hej,Jean!
Odwróciła się zaskoczona,a jej mina była dowodem na to,że tak jak początkowo przypuszczał,prawdziwa Imoen ukryta jest za skórzaną kurtką i zasłoną cynizmu. Zamierzał do niej dotrzeć,by udowodnić Amarze,że kocha Imo bezwarunkowo,chociaż nie wiedział jeszcze po co jej ta wiedza.
Skąd znasz moje imię?
Mam dar – odpadł puszczając jej oczko – Jestem Dean. Nie miałabyś ochoty skoczyć ze mną na drinka?
Wydane przez nią prychnięcie wcale go nie zaskoczyło. Założyła ramiona na piersi i zmierzyła go surowym spojrzeniem.
Na jakiś czas mam dosyć facetów. Poza tym,nie jesteś w moim typie.
Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz,skarbie. – puścił do niej oczko zyskując coraz więcej pewności siebie.
Jean zmrużyła oczy i przez jakiś czas milczała,aż wreszcie pokręciła głową ze zniecierpliwieniem.
Okej,widzę,że tak prędko się ciebie nie pozbędę,więc moja strata. Gdzie chcesz się spotkać?


*


Zaproponował jej spotkanie w najbliższym barze jaki znalazł w okolicy. Wyglądał on całkiem realnie – zatłoczone stoliki,ściany nijakiego koloru,panujący dookoła gwar rozmów i śmiechów podpitych klientów. Zupełnie jak w normalnym świecie.
Jean jeszcze się nie pojawiła,ale spodziewał się tego i nawet był z tego powodu zadowolony. Miał szansę przemyśleć sobie cały plan jaki sobie ułożył w celu wydostania się stąd. Musiał pokazać Amarze,że jest w stanie pokochać i tą wersję Imoen,chociaż wiedział,że będzie to trudne. Imoen ma coś,czego brakowało wszystkim kobietom w jego życiu – bezwarunkową dobroć i odwagę. Nigdy nie traktowała go jak potwora,którym czasem się czuł,nie bała gdy tracił nad sobą panowanie. Jean z tego świata utożsamia zaś wszystkie jego poprzednie kobiety i tu musiał zapisać Amarze punkt za pomysłowość.
Odwrócił głowę i zauważył spojrzenia wszystkich mężczyzn wędrujące za odzianą w obcisły czarny top i ciemne dżinsy brunetkę pewnym krokiem zmierzającą do stołka barowego tuż obok niego. Barman uśmiechnął się i skinął jej głową.
Co dla pani,panno Reynolds?
Przecież wiesz,Gilles.
Dean uniósł brwi,kiedy nalewał jej dużą szklankę whisky,które wcześniej i on zamówił.
Masz dobry gust. – skwitował.
Jean upiła spory łyk i spojrzała na niego niechętnie.
Jeśli próbujesz mi zaimponować tanimi komplementami,to odpuść sobie.
Więc co mam zrobić by ci zaimponować?
Uśmiechnęła się drwiąco i upiła kolejny łyk. Dean zacisnął zęby,ale nie zniechęcał się.
Daj spokój,przecież musi być jakiś sposób. Wiem,że w głębi duszy jesteś wrażliwą istotką. Ktoś musiał cię bardzo skrzywdzić,że zachowujesz się w ten sposób,mam rację?
Przez chwilę jej oczy błysnęły i wiedział,że trafił w sedno.
Kim ty właściwie jesteś? – wycedziła.
Hej,spokojnie. Nie musisz odpowiadać,jeśli nie chcesz.
Fałszywa Imoen biła się z myślami. Dean czuł,że nigdy nikomu się nie zwierzała ze swojej niewątpliwie trudnej przeszłości i stąd brała się jej opryskliwość. Teraz natomiast wahała się przed wyznaniem mu prawdy.
Uśmiechnęła się szeroko nie odsłaniając zębów i zeskoczyła ze stołka łapiąc go za rękę.
Mam lepszy pomysł.
Zanim zdążył zareagować,zaprowadziła go pod drzwi swojego mieszkania i z dziką namiętnością wpiła się w jego usta popychając do środka. Zaskoczony odsunął ją od siebie i z trudem złapał oddech.
Co robisz? – wymamrotał.
Nie udawaj. Przecież to na tym ci zależy,prawda?
Zależy mi,żebyś odsłoniła przede mną swoje prawdziwe oblicze.
Nie. Chcę żebyś powiedziała mi,co ci leży na sercu.
Otworzyła usta,a potem je zamknęła. Pokręciła głową i usiadła na małej sofie.
Z jakiej jesteś planety,co? Każdy facet mówi to samo,a kiedy ląduje ze mną w łóżku,o wszystkim zapomina. – powiedziała z wyczuwalną nutą żalu w głosie.
Z tą planetą to prawie trafiłaś. – mruknął siadając obok.
To znaczy? – zmarszczyła brwi.
Później. Niech zgadnę,to wina twojego brata?
Skąd ty...ach,nieważne. Tak,to jego wina. Nie znałam moich rodziców. Nie jestem nawet pewna,czy byłam ich córką,bo każde z nas,rodzeństwa diametralnie się różniło. W każdym razie mój brat...wiecznie trzymał mnie pod kluczem. Nie pozwalał wychodzić na zewnątrz,bawić się z innymi dziećmi. To trwało latami. Pewnego razu zniknął,a ja się wymknęłam. Do dziś nie mam pojęcia jak to się stało. Przypadkiem trafiłam do jakiegoś warsztatu i nauczyłam się kilku rzeczy. Resztę znasz.
Dean pokiwał głową wytężając umysł. Miał wrażenie,że iluzja alternatywnego świata się rozwiewa.
Wspominałaś o rodzeństwie...
Tak,miałam jeszcze siostrę. Na początku walczyła z bratem o moją wolność. To było okropne,te krzyki,szarpanina...A potem zamknął i ją. Ale była jedyną osobą,która chciała dla mnie dobrze.
Och tak,zapewne. – skwitował z przekąsem.
Ale to prawda. No,ja powiedziałam swoje. Teraz czas na ciebie.
Dean zawahał się przez moment. Nie był pewien,czy powinien mówić jej prawdę,skoro chce się stąd wydostać. Coś jednak podszepnęło mu,że tak właśnie trzeba.
Zaczerpnął tchu i oznajmił:
Pochodzę z innego świata. Nie pytaj jak się tu znalazłem,bo sam do końca nie wiem,ale to sprawka twojej siostry. W tamtym świecie...jesteście zupełnie inne,a my... – przełknął ślinę – Jesteśmy parą.
Jean zaczerpnęła tchu i przeczesała palcami włosy.
Okej,to tłumaczy dlaczego gapiłeś się na mnie jak sroka w gnat,kiedy tylko weszłam do warsztatu.
Nagle parsknęła krótkim śmiechem i pokręciła z uśmiechem głową.
Co?
Nic tylko...Coś mi przyszło do głowy,ale to niedorzeczne.
Jeśli powiedziało się A,należy powiedzieć B.
Uniosła na niego spojrzenie swoich sarnich oczu. Jej spojrzenie było takie same jak w dniu,kiedy Imoen zawitała w ich progi – krył się w nim strach,ale też ciekawość.
Teraz już nie mógł jej nie pokochać.
Mam wrażenie,że siostra nie jest jedyną osobą,która może kiedykolwiek dać mi szczęście. Zawsze mi mówiła,że jeśli spotkam odpowiedniego mężczyznę to nie będzie stawać na drodze do mojego szczęścia. I pomyślałam,że...może właśnie go spotkałam.
Uśmiechnął się,a jego zielone oczy pociemniały na widok znajomego zmieszania ze strony ukochanej. Z zapartym tchem oczekiwała na jego reakcję. Wolno więc pochylił głowę i pocałował ją mocno,lecz z uczuciem. Jęknęła cicho gdy wsunął palce w jej włosy i pogłębił pocałunek.
Nagle coś świsnęło koło jego ucha i znów poczuł zawroty głowy,a potem ból,gdy z impetem wylądował na czymś twardym.


*


Sam odzyskał przytomność i powoli wstał z grymasem na ustach. Potarł dłonią bolącą głowę i nie zdążył nawet wstać,gdy kilka kroków od niego nieoczekiwanie zmaterializował się jego brat. Przypomniał sobie co się wcześniej wydarzyło i biegiem ruszył w jego stronę.
Dean! – krzyknął pomagając bratu wstać – Co się stało,gdzie byłeś?
Starszy Winchester błądził wzrokiem dookoła.
Gdzie Amara?
Co? Przecież to ona...
Nie jest zagrożeniem – przerwał bratu,który patrzył na niego jak na człowieka niespełna rozumu.
Cieszę się,że to pojąłeś.
Odwrócili głowy i ujrzeli Ciemność we własnej osobie stojącą z założonymi przed sobą rękoma. Miała uniesiony wysoko podbródek i poważne oblicze.
Nie mogłaś powiedzieć mi tego wprost tylko bawić się w jakieś alternatywne światy?
Jej czoło zmarszczyło się gniewnie i od razu pożałował swojego tonu. Bądź co bądź była potężną istotą i nie należało ignorować jej mocy.
Te wasze emocje są dla mnie czymś obcym. Nie mam pojęcia jak je wyrażać. Zrobiłam to więc w sposób najłatwiejszy dla mnie.
Rada na przyszłość. Mów co myślisz. Unikniesz nieporozumienia.
Czy ktoś mógłby mi wytłumaczyć o co chodzi? – wtrącił wciąż nic nie rozumiejący Sam.
Musiałam sprawdzić,czy naprawdę ją kochasz. Potrzebowałam czynu,nie słowa. – zwróciła się do Deana częściowo ignorując pytanie Sama – Chciałam odzyskać Imoen siłą,ale jakieś dziwne coś...tutaj – dotknęła brzucha – Nie chciało mi na pozwolić. Chcę żeby moja siostra była szczęśliwa,ale zrozumiałam że ze mną nie będzie. Dlatego musiałam cię sprawdzić. Nie pozwoliłabym ci jej zranić.
Nigdy bym tego nie zrobił.
Wiem – odparła uśmiechając się szczerze,lecz kiedy uświadomiła sobie co robi,na jej twarz natychmiast powrócił surowy wyraz.
Nagle Sam krzyknął i złapał się za głowę.
Sammy?! Sammy co jest?! – Dean rzucił się na pomoc bratu. Najwyraźniej miał kolejną wizję,a to nie wróżyło niczego dobrego.
Po kilkunastu sekundach zaczerpnął głęboko tchu i zaczął głośno oddychać. Spojrzał na brata rozszerzonymi z przerażenia oczyma.
Co jest? – wyszeptał Dean.
Imoen i Sarah...Lucyfer je ma. Są...w Lawrence.
Nogi starszego Winchestera zmiękły i opadł na kolana obok brata. Serce podeszło mu do gardła. Prawdziwe Lawrence było aż cztery godziny drogi stąd!
Amara stanęła nad nimi. Jej twarz wykrzywiona była grymasem gniewu,a oczy ciskały błyskawice.
Będziecie się teraz mazać? – warknęła – Ratujcie moją siostrę,ale już!
Machnęła dłonią i obaj Winchesterowie rozpłynęli się w powietrzu.

------------------------------------------------------------------------

Rozdział jest mocno okrojony-na początku miałam dużo pomysłów na różne sytuacje w alternatywnym świecie,ale potem uznałam,że nie będę wprowadzać kolejnego wątku pobocznego,bo mogłoby to trwać w nieskończoność. I tak się cieszę,że napisałam go dość szybko,bo póki co na studiach nowi wykładowcy/przedmioty,więc same zajęcia organizacyjne i nie mam co robić xD
To tyle na dzisiaj,do następnego!
Theme by Hanchesteria