poniedziałek, 14 marca 2016

20. Tonight feels like we can do anything we like...

Mimo wewnętrznego roztrzęsienia,Castiel prowadził swój samochód szybko i pewnie. Wśród egipskich ciemności ledwo widział przed sobą zarys drogi w nikłym świetle samochodowych reflektorów. Gdyby jednak miał wybierać,wolałby błądzenie po omacku niż stawienie czoła Winchesterom. Słowo „zawiodłem” cały czas błąkało mu się po głowie.
Całe nabyte człowieczeństwo uciekło w kąt przed anielskim powołaniem. Miał misję i nie wykonał jej tak,jak powinien. Jego plan wejścia do Nieba jako więzień Gadriela nie zadziałał wedle założenia. Owszem,do Nieba się dostali,ale prawie natychmiast zostali dostrzeżeni przez Hannah i jej popleczników,którzy po ostatnich wydarzeniach bynajmniej nie byli nastawieni pokojowo. Wtrącili oba anioły do niebiańskiego więzienia. Na nic zdały się jego mediacje- anielica nie chciała ich wypuścić. I wtedy Gadriel zrobił coś niesamowitego.
Poświęcił swoje życie by Castiel mógł wyjść i stłamsić potęgę Metatrona przy okazji mając nadzieję na zmycie skazy ze swojego imienia na rzecz chwały. Ten czyn zmusił niejako Hannah do współpracy z Castielem. I mimo iż udało mu się zniszczyć tabliczkę i wtrącić Metatrona do więzienia przy pomocy jej i popleczników,czuł się zawiedziony. Owszem,to była wyłącznie wola Gadriela by oddać życie,lecz nie udało mu się zdławić poczucia winy – wszak dawny strażnik Edenu zrobił to dla niego.
Ale to wszystko miało i swoją dobrą stronę – Niebo znów było otwarte i kwestią czasu był powrót aniołów do domu.
Nareszcie.
To także oznaczało,że mogła wrócić Imoen. Nieraz zastanawiał się nad jej tajemniczym pochodzeniem,ale bezskutecznie. Obawiał się też potęgi jej mocy. Kto wie,do czego miała zostać użyta? Całe szczęście,że jest bezpieczna u Winchesterów,bo jeśli by nie była...
Zjechał w drogę prowadzącą na obrzeża lasu,w miejsce gdzie stał bunkier Ludzi Pisma. Zaparkował samochód nieopodal wejścia i odliczając w myślach do dziesięciu wolno ruszył do drzwi.


*

Cas! Jesteś wreszcie!
Dean pierwszy zauważył swojego przyjaciela. Może to dlatego,że był najbardziej czujny i na odgłos jego kroków na kutych schodach od razu uniósł głowę? Serce zabiło mu szybciej z niepokoju. Spojrzał na anioła i od razu dostrzegł,że coś poszło nie tak. Cas nie był dobrym kłamcą,to samo tyczyło się ukrywania emocji.
Anioł omiótł spojrzeniem zgromadzonych Sama,Sarę i Deana. Wszyscy troje wpatrywali się w niego z oczekiwaniem. Zmusił się,aby odrzucić poczucie winy,ale słowa nie chciały popłynąć przez wysuszone nagle gardło.
Sarah pierwsza przerwała milczenie. Napięcie wzrastało do rozmiarów fali tsunami.
No i? – ponagliła krzyżując ramiona. – Cas,nie po to tkwiliśmy tu bezczynnie tyle czasu,żeby teraz gapić się na siebie!
I,czekaj moment...gdzie Gadriel? – zauważył Sam.
On...poświęcił się abym mógł dorwać Metatrona. Weszliśmy do Nieba,ale wtedy złapała nas Hannah. Tylko dzięki niemu mogłem dostać się do biura Metatrona i zniszczyć tabliczkę.
No to gdzie on jest? – spytał Dean. – Nie mogę się doczekać,aż go dorwę i przetestuję jego wytrzymałość na Pierwsze Ostrze.
Czyżbyś zapomniał,że jest jedynym,który ma pojęcie jakim aniołem jest tak naprawdę Imoen? Został wtrącony do więzienia.
Nie,nie zapomniałem. Ale kłóciłbym się,czy jedynym.
Castiel zmarszczył brwi.
O czym ty mówisz,Dean?
W głowie Deana zapaliła się ostrzegawcza lampka,sygnał,że musi ważyć każde słowo. Cas także nie będzie zadowolony,że rozmawiał z Crowley'em ale tak naprawdę miał to gdzieś.
Crowley o niej wie. Może nawet więcej niż nam się wydaje.
Podejrzewamy,że to przez Michała i Lucyfera. – dodał Sam.
Anioł zrobił kilka kroków w tę i z powrotem. W końcu podniósł wzrok i oznajmił:
Tak,to możliwe,chociaż nie wiem dokładnie w jaki sposób.
No to może ty nam powiesz,co oznaczają słowa amma-daath? – rzuciła niby od niechcenia Sarah.
Cas zamyślił się głęboko,a jego czoło zmarszczyło się. Po chwili jednak znów się wygładziło a on otwierał usta,aby coś powiedzieć. Po namyśle zamknął je. Dean przechylił głowę.
Cas... – powiedział nagląco z nutką groźby w tonie.
Te słowa to nie czysto enochiańska forma. To dialekt używany niekiedy przez demony.
No to tłumaczy mnogość wersji – stwierdził Sam.
Najlepsze tłumaczenie to chyba przeklęta dziewica.
Sam miał ochotę się roześmiać na widok miny swojego brata. Kąciki ust Deana drgnęły i rozchylił je chcąc coś powiedzieć,ale z jego gardła nie wydobył się żaden dźwięk.

Wow – powiedział w końcu mrugając kilkakrotnie. – To chyba nie wróży niczego dobrego.
Przez głowę starszego Winchestera przeleciało milion myśli na minutę. Zatrzymał się na jednej,która tylko utwierdziła go w przekonaniu,że to co sobie zaplanował na najbliższe dni było słuszne.
A tak w ogóle to gdzie ona jest? – Castiel dopiero teraz zauważył nieobecność Imoen.
W kuchni. Próbuje masła orzechowego z galaretką. Ciągle jest głodna,chyba nie może się do tego przyzwyczaić...– wydusiła jednym tchem Sarah dopiero po czasie uświadamiając sobie,że mogła,a nawet powinna ugryźć się w język.
Co takiego? Przecież ona... – urwał a jego oczy błysnęły gniewem. – Chcecie mi powiedzieć,że Imoen straciła łaskę?!
Nawet gdyby chciał ukryć emocje,nie zdołałby. Dean dawno nie widział Casa tak wściekłego a na dodatek patrzącego na nich z pogardą.
Odpowiedziała mu cisza. Westchnął i przejechał dłonią po twarzy.
Mamy bardzo,ale to bardzo przerąbane – stwierdził. I jeśli zawsze szarmanckiemu Castielowi zdarzy się drobne chociaż przekleństwo,to znaczy,że jest bardzo ale to bardzo źle.
Nie możemy odesłać jej do Nieba bez łaski.
Jak to: odesłać? – Dean nagle oprzytomniał.
Cóż,moc tabliczki Metatrona została zniwelowana. A to oznacza,że bramy znów są otwarte. Powinniśmy odesłać Imoen od razu,ale w tym wypadku...
Jesteś tego taki pewien? Zapytałeś ją o zdanie?
Anioł spojrzał na starszego Winchestera z ukosa,zaś Sam i Sarah skinęli sobie głowami na znak,że powinni się oddalić.
Dean przestań. Dobrze wiesz,że ona musi wrócić tam jak najszybciej. Słyszałeś jej enochiański pseudonim. Kto wie co może się stać,jeśli zostanie tu dłużej niż potrzeba?
Szczerze? Nie obchodzi mnie to. Już wystarczająco długo żyła z dala od świata. Gdybyś był na jej miejscu,też chciałbyś wrócić do zamknięcia?
Cas otworzył usta,ale zaraz zamknął je ponownie. Z ludzkiego punktu widzenia Dean miał rację. Ale nie zdawał sobie sprawy z domniemanego zagrożenia. Tu chodziło o coś więcej.
Nie. – odparł szczerze – Ale nie mamy pojęcia z czym się mierzymy. Tu chodzi o wolę Boga,Dean. Jeśli on życzył sobie,żeby tam była to tak powinno być!
Boga też mam gdzieś. Gdzie był,kiedy walczyliśmy z Jeźdźcami Apokalipsy? Gdzie był,kiedy anioły upadły,hm? Nic dla niego nie znaczymy. Ani ona,ani my. Przestań więc zasłaniać się jego wolą! Może dla odmiany zapytałbyś,czego ona chce?
Zadaniem aniołów jest wypełniać wolę Boga – powiedział protestując,chociaż jego głos nie brzmiał zbyt przekonująco.
No to przykro mi bardzo,ale tym razem jej nie wypełnisz – oznajmił Dean i odszedł w kierunku kwater zostawiając osłupiałego Castiela samemu sobie.


*


Imoen siedziała na kuchennym blacie wpatrując się w cudo na talerzu,które zrobiła dla niej Sarah. Była to kanapka z czymś,co nazywało się z masłem orzechowym i galaretką. Nie wyglądało tak zachęcająco jak burger i frytki,ale miało przyjemny zapach. Ugryzła więc kawałek i sapnęła cichutko. Słodko-słony smak przypadł jej do gustu i po chwili pochłonęła resztę kanapki w mgnieniu oka. Drżący żołądek nieco się uspokoił. Uprzedzili ją,że to normalne i musi jeść co jakiś czas,aby go zagłuszyć,ale wydawało jej się to strasznie męczące. Bycie człowiekiem nie będzie tak proste jak myślała.
Na samą myśl o trudach zacisnęła usta.
Nie może się poddać. Zbyt długą drogę ku wolności przeszła,aby teraz zawrócić. Co prawda dopiero niedawno uświadomiła sobie,że tego właśnie pragnie,ale chciała wytrwać w tym postanowieniu. Perspektywa uczenia się nowych rzeczy i tak była lepsza niż ponowne zamknięcie na następne tysiące lat bez kontaktu z ziemią czy chociażby innymi aniołami w samym Niebie. Ale przede wszystkim – bez nowych przyjaciół.
Jak tylko pojawiła się na ziemi rozpaczliwie myślała o chęci powrotu. Do czasu. Znajomość z Sarą i Winchesterami,ale także i Castielem uświadomiła jej,jak wiele traciła. To,co do tej pory nazywała życiem wcale nim nie było – to jedynie bierna egzystencja. Prawdziwe życie,nawet anielskie poznała dopiero tutaj. Dlaczego więc miałaby z niego rezygnować?
Nikt nie wiedział jakie było jej przeznaczenie,a mgliste tropy pojawiające się po drodze niewiele pomagały w ustaleniu tego. Może więc czas zbudować przeznaczenie po swojemu?
Oblizywała palce z resztek masła orzechowego i wtedy usłyszała podniesione głosy niosące się echem po korytarzu aż do kuchni. Zmarszczyła brwi i zeskoczyła z blatu wolnym krokiem ruszając w ich stronę. Głosy przestały się rozmywać echem,więc mogła rozpoznać,że należały do Deana i Castiela. I nie była to bynajmniej przyjacielska pogawędka.
...Może dla odmiany zapytałbyś czego ona chce?
Zadaniem aniołów jest wypełniać wolę Boga – usłyszała słaby protest w głosie swojego brata.
No to przykro mi bardzo,ale tym razem jej nie wypełnisz – uciął z kolei Dean i po chwili usłyszała szybkie kroki świadczące,że starszy Winchester się oddalił,a także westchnięcie Casa. Poczuła przyjemne ciepło na myśl,że Dean stanął w jej obronie.
Wyłoniła się zza filaru.
Castielu,co się stało?
Obrzucił ją szybkim spojrzeniem,w którym czaiło się jeszcze nieco gniewu. Szybko jednak znów przybrał tą obojętną minę.
Straciłaś łaskę – Bardziej stwierdził niż spytał.
Spuściła wzrok i przygryzła wargę słysząc nutę nagany w jego głosie.
To był wypadek – powiedziała cicho.
Wierzę w to. Ale gdyby nie to,już mogłabyś wrócić do Nieba.
Zdecydowała się powiedzieć mu prawdę. Uniosła głowę i wydusiła jednym tchem:
Nie wracam do Nieba.
S-słucham? – Cas wyglądał na wstrząśniętego. – To,że straciłaś łaskę to jeszcze o niczym nie przesądza. Znajdziemy ją i wtedy wrócisz.

Ale ja nie chcę Castielu. Nie chcę wracać do tej samotni,gdzie nikt nie ma pojęcia o moim istnieniu. Tkwiłam tam odkąd pamiętam i sądziłam,że tak ma być. Ale to bezcelowe. Na początku mówiłeś,że będą mnie szukać,że moja moc jest zbyt silna,żeby tak ją zostawić. Jak widać myliłeś się. Nic nie znaczę dla archaniołów. Ani dla nikogo innego poza nimi. To moi przyjaciele. I ty też nim jesteś jak sądzę.
Castiel wpatrywał się w nią w osłupieniu. Gdzie się podziała ta przerażona istota,którą była gdy wiózł ją tutaj poszarpaną i nieprzytomną? Niemrawo przebijała się przez postać całkiem silnej kobiety,która przed chwilą usiłowała mu dowieść swoich racji niczym ludzka dusza zbyt słaba by wyprzeć anioła ze swojego ciała. Życie na ziemi sporo ją nauczyło. I miała sporo racji. To zabawne,bo czuł się trochę jakby dalej toczył spór z Deanem. W głowie krążyły mu ciągle dwa słowa: przeklęta dziewica. Żaden anioł jej nie szukał. Jej moc nie siała zniszczenia na prawo i lewo. Czyżby te słowa miały być próbą oszustwa Michała i Lucyfera mającą na celu opuszczenie klatki?
A niech to. Tyle razy sprzeciwił się już woli Boga. Dlaczego teraz tak bardzo zależało mu na jej wypełnieniu,skoro i tak nie wiadomo gdzie się podziewał?
Zamknął oczy i wolno wypuścił powietrze.
Niech będzie. To twoja decyzja. Możesz tu zostać i nie będę cię namawiał do powrotu. Skończyłem z bezmyślnym wypełnianiem rozkazów. I nie powinienem tego robić...ale jesteś moją siostrą i będę cię chronić.
*


Dean wparował do swojego pokoju niczym burza. Cas nie po raz pierwszy go zdenerwował swoim zachowaniem,ale tym razem jego irytacja była podwójna,bo nie chodziło tylko o niego samego. Cóż,poniekąd nie. Anioł potraktował Imoen tak,jak te wszystkie archadupki pilnujące jej do tej pory – jakby była zwierzęciem w klatce przeznaczonym do oglądania lub też...na rzeź. Bardzo zawiódł się na nim i jego człowieczych instynktach.
Inną sprawą jest,że nie chciał by odchodziła. Nie zniósłby tego. Przez ostatnie kilka tygodniu Imoen tak skutecznie wypełniła pustkę w jego sercu,że gdyby nie problemy z Metatronem i Abaddon czułby się spełniony. Gdyby odeszła,to jakby ktoś wyrwał mu kawałek serca. Krwawiłoby przez długi czas tęsknotą,aż wreszcie jakiekolwiek poczucie szczęścia na długo by w nim umarło.
Gdy i ona powiedziała,że nie chce wracać,poczuł ukłucie niepokoju,ale zaraz potem zalała go fala ulgi. Skoro Metatron został schwytany,Abaddon gryzła ziemię,a łaska Imoen była częściowo chociaż bezpieczna(Crowley jej potrzebował,a więc nic nie mogło się jej stać),miał czas na zrealizowanie swojego planu powstałego niemal natychmiast po rozmowie z Imoen. W końcu jej to obiecał.
Wyciągnął spod łóżka torbę z materiału i zapakował do niej pierwszą z brzegu koszulę i T-shirt oraz szczoteczkę do zębów. Chwilę się zastanawiała,aż w końcu wzruszył ramionami i spakował także wodę kolońską. Otworzył szufladę w nocnej szafce i zapakował do torby znaczną część jej zawartości,chociaż czuł,że i tak będzie potrzeba znacznie,znacznie więcej...
Zerknął na ścianę nad łóżkiem,gdzie zawieszone zostały rozmaite strzelby,rewolwery i pistolety. Po namyśle chwycił jeden,w miarę lekki pistolet uznając,że będzie w sam raz. Odszukał pasujące naboje i ułożył go na wierzchu bagażu.
No,z tego pokoju to chyba wszystko.
Przeszedł przez korytarz i zajrzał do pokoju Imoen. Zmarszczył brwi na widok pustki.
Widzieliście Imoen? – krzyknął w stronę głównej sali.
Jest w kuchni! – odezwał się stłumiony głos Sary.
Rzeczywiście była tam. Siedziała na krześle i zajadała się chipsami. Oblizywała palec ze słonej przyprawy,kiedy go zauważyła. Znieruchomiała wolno go wyjmując.
Dean miał ochotę tupnąć nogą i przewrócić oczami. Celowo go tak katowała?
Dobre? – spytał chrapliwym głosem. Odchrząknął i spojrzał prosto w jej oczy.
Mhm,są pyszne. Nie miałam pojęcia,że jedzenie jest takie przyjemne – Zwróciła uwagę na torbę w jego dłoni. – Co to? Znowu jedziecie polować?
Och nie. Nie tym razem. Obiecałem ci randkę pamiętasz?
Zmrużyła podejrzliwie oczy,ale zaraz potem uśmiechnęła się leniwie.
Więc...randki są tak długie?
Ta będzie. Muszę jeszcze gdzieś pojechać,więc przygotuj się. Wrócę za pół godziny.
Odwrócił się na pięcie,żeby odejść,ale go powstrzymała.
Zaczekaj! – podniosła się z krzesła. Na jej bluzce widniały pozostałości po chipsach. – Co powinnam zabrać? Mam wziąć ciepłe ubrania?
Zmierzył ją wolnym spojrzeniem i uśmiechnął się samym kącikiem ust.
Skarbie,uwierz mi. Ubranie będzie ci najmniej potrzebne.


*
Zmierzając do wyjścia,Dean wpadł na Sama.
Hej – powiedział jego brat marszcząc brwi na widok torby podróżnej – Wybierasz się gdzieś?
Wzruszył ramionami. I tak przecież musiałby mu powiedzieć.
Zabieram Imoen na kilka dni do jednego z domków Bobby'ego – oznajmił unikając wzroku Sama.
Młodszy Winchester otworzył usta,aby jakoś to skomentować,ale tylko się zachłysnął.
Okej... – wydusił w końcu i odchrząknął.
Tylko tyle? – spytał zdziwiony Dean – Żadnych mądrości typu „Dean,nie możesz” bla bla bla?

Nie. – odparł szczerze Sam – Oboje z Sarą widzimy co się dzieje. Zastanawialiśmy się kiedy wreszcie coś się wydarzy.
Jak to: Widzicie?
Normalnie Dean. Gołym okiem widać jak za nią szalejesz. I nie mam nic przeciwko temu,naprawdę. Tylko licz się z tym,że jej może tu wkrótce nie być.
Starszy Winchester westchnął. Kolejny!
Posłuchaj. Ja nie...ja za nią nie szaleję,okej? Po prostu...I dla ścisłości,ona wcale nie chce wrócić do Nieba.
Co?
Nie mam czasu teraz tego rozwlekać. Pogadamy za kilka dni.
To mówiąc wyminął brata i ruszył schodami do wyjścia.
Wstrząśnięty Sam wrócił do biblioteki z niemrawą miną.
Co się stało? – spytała Sarah unosząc wzrok znad jakiegoś pisma. Tak,pisma. Nie książki.
Dean zabiera Imoen na kilka dni w las.
Ooo – powiedziała chichocząc. – Nareszcie. Chyba wisisz mi pięć dolców.
Wyciągnął banknot z kieszeni spodni i wręczył jej go bez słowa.
Jest jeszcze coś. Dean twierdzi,że Imoen zamierza zostać na ziemi.
Okej... – powiedziała powoli Sarah odkładając pisemko na stolik. – No tego to się nie spodziewałam.
Ani ja – westchnął Sam – Nie wiem czy to dobry pomysł.
Imoen ma dobry wpływ na twojego brata,zatem sądzę,że może być tylko lepiej.
O to się nie martwię. Bardziej niepokoją mnie konsekwencje jej decyzji w Niebie.
Sądzisz,że zwrócą uwagę,że wciąż jej nie ma? Sam,jest z nami od kilkunastu tygodni. Gdyby aniołowie tak bardzo pragnęliby jej powrotu,już dawno by nas zaatakowali.
No nie wiem. Ciągle chodzą mi po głowie te słowa...Przecież muszą coś oznaczać.
Cokolwiek to jest,rozgryziemy to. A teraz dajmy im cieszyć się...
Przerwało jej nagłe pojawienie się Imoen. Wyszła z kuchni oddychając szybciej i z nieco zaróżowionymi policzkami. Obrzuciła ich oboje szybkim,nerwowym spojrzeniem.
Saro. Mogłabym z tobą porozmawiać? Na osobności? – dodała z naciskiem wymownie spoglądając w stronę Sama.
O-oczywiście – wymamrotał Sam starając się zachować neutralny wyraz twarzy. – Będę u siebie.
Sarah odprowadziła go wzrokiem. Kąciki jej ust zadrgały od wstrzymywanego uśmiechu.
Domyślam się o co chcesz zapytać.
Naprawdę? – zdziwiła się anielica. Zamrugała oczami. – No cóż...
Chodź. Pokażę ci wszystko co powinnaś ze sobą zabrać.


*


Zakupy zajęły Deanowi więcej czasu niżby tego chciał. Pragnął znaleźć się już w domku z Imoen u boku a nie stać w kolejkach po zaopatrzenie. Nie wiedział dokładnie ile tam zostaną,więc lepiej było zebrać znaczne zapasy.
Tym razem będzie tak,jak powinno być,bez żadnych wymówek – wino,świece i kolacja. Drżał na samą myśl o wieczorze.
Kiedy wreszcie uporał się ze wszystkimi niezbędnymi rzeczami,Imoen była już gotowa. Stała przed wejściem ściskając w dłoniach małą torbę. Wyglądała tak niewinnie w swoim szarym płaszczyku i z opadającymi na ramiona w falach włosami. Obok niej stała Sarah.
Na widok podjeżdżającej Impali schyliła się i szepnęła anielicy coś na ucho. Ta uśmiechnęła się szeroko i skinęła głową patrząc prosto na niego.
Ech,te kobiece spiski. Zazwyczaj nie wróżyły niczego dobrego.
Panna Blake podążyła za jej spojrzeniem i posłała Deanowi słodki uśmiech. Odpowiedział jej tym samym,lecz nieco krzywym oraz niedbałym machnięciem.
Imoen pożegnała się z Sarą i zajęła miejsce po stronie pasażera.

Cześć – powiedziała z tym swoim uśmiechem do całego świata.
Hej – odparł unikając jej wzroku. Była tak blisko,że wyraźnie czuł kwiatową woń.
Odchrząknął i ruszył. Przez dłuższy czas milczeli. Dopiero kiedy wyjechał na główną drogę,spytała:
Długo będziemy jechać?
Nie. Do wieczora będziemy na miejscu.
Nie mogę się doczekać – powiedziała niskim głosem.
Czy mu się zdawało czy miał brzmieć uwodzicielsko?
Przełknął ślinę. Ja też,skarbie. Ja też.


------------------------------------------------------------------------------------

Witajcie. Rozdział co prawda króciutki i miałam istną mękę z jego pisaniem,ale obiecuję,że następny będzie dłuższy i idę o zakład,że moim wiernym czytelniczkom się spodoba :)
Tymczasem przez weekend dopięłam w swoim umyśle fabułę na ostatni guzik (no,plus minus) i naprawdę chciałabym przelać myśli na papier,ale kolokwia non stop więc czasu na pisanie mniej :/
Dam znać kiedy następny,a tymczasem męczcie się z ciekawości :D

3 komentarze:

  1. Wdaję mi się,że Cas powinien bardziej naciskać na to by Imo wruciła zastanawiam się co szeptała Imo Sera fajny pomysł z zakładem Sama i Sary cieszę się,że Sam nie ma nic przeciwko Imojestem ciekawa ratki Imo jest taka zabawna kiedy poxznaje coś nowego czekam na Lucyfera pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, przepraszam ;( trochę mnie nie było a to dlatego iż zajęłam się moim drugim blogiem o csi miami ;) mam nadzieję, że mi wybaczysz ^^ nadrobiłam zaległości i przeczytałam oba rozdziały także jestem już na bieżąco. Na początku myślałam, że Imoen wróci do Nieba, ale na szczęście podjęła słuszną decyzję by zostać na ziemi. Ciekawy wątek z jej pseudonimem, bardzo tajemniczy i aż jestem ciekawa dlaczego właśnie taki pseudonim otrzymała. Czyżby Bóg miał dla niej jakieś wyjątkowe plany? Cieszę się że Dean w poprzednim rozdziale wyjawił to co do niej czuje. Czekam na kolejny rozdział i na weekend zapraszam do siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście,że wybaczam pod warunkiem,że szybko dodasz mi coś u siebie :)

      Usuń

Theme by Hanchesteria