środa, 30 września 2015

4. When I look into your eyes, it's over

 – Proszę bardzo – Sam wpuścił Sarę do pokoju. Kobieta szybko omiotła go wzrokiem.
– Niezłe warunki – stwierdziła – Naprawdę nieźle się urządziliście.
Odwróciła się twarzą do Sama. Wpatrywali się w siebie przez chwilę.
– Nie wierzę,że tu jesteś – powiedział kręcąc z niedowierzaniem głową – Nie wierzę w to kim się stałaś.
– Ja też nie wierzę,że w końcu was odnalazłam.
Zrobiła krok do przodu zmniejszając dzielącą ich odległość. Zapomniała już, jak jest wysoki i musiała zadrzeć głowę by spojrzeć mu prosto w oczy. Wolno,z wahaniem uniosła dłoń i musnęła jego policzek opuszkami palców. Czuła,jakby prąd przepłynął przez całe jej ciało. Sam łagodnie odepchnął jej dłoń. Dziewczyna spuściła wzrok i westchnęła.
– Przepraszam,ty...wiem,że potrzebujesz czasu.
– Taaa,właśnie – odchrząknął Sam z zakłopotaniem.
– Może nie powinnam była was szukać – powiedziała z niewysłowionym bólem – Powinnam pozwolić ci odejść. Przysporzyłam ci tylko kłopotów. Nie liczyłam się z tym,że...
– Saro... – Sam chwycił ją za ramiona – Nie chodzi o to co było między nami. Ja...chciałbym tego podobnie jak ty,tylko że to nie jest właściwy czas.
Właściwy może nigdy nie nadejść – pomyślał gorzko.
– Zacznijmy od początku – zaproponował. – Pozwólmy sprawom toczyć się własnym torem. Nie patrzmy wstecz, bo to zaprowadzi nas donikąd.
– Masz rację – powiedziała po namyśle. Uśmiechnęli się do siebie, aż w końcu speszeni spuścili wzrok. Dokładnie jak kiedyś. Może i zaczynali od nowa,ale przeszłość tak łatwo nie da o sobie zapomnieć.
– To ja...ee,powinienem już iść. Dobranoc Saro.
– Dobranoc. – odparła zanim drzwi się zamknęły.


*


Tej nocy obaj bracia długo nie potrafili zasnąć. Wiercili się w łóżkach chcąc uwolnić się od natarczywych myśli i choć na chwilę pozwolić znużonym nowymi wyzwaniami umysłom odpocząć. Jednak łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. Chociaż to Sam borykał się ze zjawami przeszłości i dręczyło go, czy podjął odpowiednią decyzję pozwalając Sarze zostać,to na Deana spadło więcej utrapień. Z jego winy Kevin był martwy,a Gadriel uciekł. No i pozostawała jeszcze Imoen. Niech to szlag.
Przywołał w myślach obraz anielicy i westchnął przeciągle. Brak kobiety najwyraźniej dawał mu się we znaki. Żeby interesować się aniołem? Co do cholery jest z tobą nie tak, Dean? Już raz uległ urokowi anielicy a ona co? Chciała zabić jego brata. Drugi raz nie nie da się nabrać.
Nad ranem zasnął niespokojnym snem i obudził się po trzech godzinach snu. Dobre i tyle –pomyślał. Podszedł do umywalki i ochlapał twarz zimną wodą ostatecznie eliminując zmęczenie. Przed nim kolejny ciężki dzień, trzeba być w pełni sił.
Zmienił ubranie i wyszedł na korytarz. Jego ciężkie buty uderzające o marmurową posadzkę były jedynym dźwiękiem rozchodzącym się w bunkrze.
– Sammy?! – krzyknął łomocząc do drzwi pokoju brata – Wstawaj!
Sam otworzył drzwi. Jego mina świadczyła o tym, że brat go obudził.
– Co jest,Dean? – ziewnął opierając głowę o drzwi.
– Oh, daj spokój Sammy. Nie mamy czasu do stracenia.


*


Sarah również niezbyt dobrze spała. Obudziły ją podniesione głosy braci niosące się echem po korytarzu. Początkowo nie wiedziała gdzie jest,lecz szybko sobie przypomniała. Czym prędzej odświeżyła się i wyszła w poszukiwaniu źródła hałasu.
Głosy dobiegały z pokoju na samym końcu korytarza. Sam i Dean odwrócili w jej kierunku głowy. Na ich twarzach malował się wyraz zaskoczenia.
– Co robicie? – spytała podejrzliwie. Wciąż uważała, że przesadzają w kwestii nieufności do anielicy. Być może anioły bywały okrutne,ale wyczuwała, że ta konkretna osóbka nie stanowi żadnego zagrożenia i dlatego postawiła sobie za punkt honoru ochraniać ją.
– Kontynuujemy przesłuchanie – Dean wzruszył ramionami jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
– Okej... – powiedziała z wahaniem – Rozumiem,że wciąż musicie wybadać grunt,ale może pozwolilibyście jej chociaż się umyć i ubrać w coś stosowniejszego?
Dean parsknął a Sam spuścił wzrok zbierając myśli.
– O ile się nie mylę, Castiel prosił was,żebyście się nią zajęli. Tak wywiązujecie się z obietnic? Czuję się zawiedziona.
I chociaż jej słowa miały charakter perswazyjny, to doszukała się w nich odrobiny prawdy. Bo prawdą było to,że nieco rozczarowała się postępowaniem Winchesterów. Albo po prostu nie poznała ich od takiej strony.
Bracia milczeli, więc kontynuowała:
– Przypomnijcie sobie,jaki jest główny cel łowców. Tępić zło. Czy ona jest zła?
– Racja – westchnął Sam – Powinniśmy trochę odpuścić. Wciąż traktujemy ją jak współpracownika Metatrona,a ona przecież nie jest zagrożeniem.
– Oh,no i co w związku z tym? Mamy razem obchodzić Święto Dziękczynienia? – Dean nigdy łatwo nie ustępował. Brat popatrzył na niego z politowaniem i jak zwykle nieco go ułagodził.
– Dobra – Dean machnął lekceważąco ręką – Zrobimy to po twojemu.
– Masz – Sarah, która na moment zniknęła rzuciła Imoen kłębek ubrań. – Umyj się i przebierz. Potem do ciebie wrócimy.
Na korytarzu Dean złapał odchodzącą Sarę za ramię.
– Nie zrozum mnie źle – zaczął przepraszającym tonem – Cieszymy się,że cię widzimy. I że chcesz nam pomagać. Ale jeśli nie miałaś nigdy z czymś do czynienia,lepiej zostaw to profesjonalistom,okej?
Każde kolejne słowo wypowiadał coraz głośniej,a mimo to Sarah nie dała się zastraszyć.
– Nazywasz mnie amatorką? – warknęła – Może i nie siedzę w tym zawodzie tak długo jak ty,ale swoje przeżyłam. A już na pewno potrafię rozróżnić dobro od zła.
– Hej,hej,spokój – wtrącił się Sam. Popatrzył na brata karcąco i trącił go w ramię.
Dean i Sarah nie zwrócili na niego najmniejszej uwagi i nadal mierzyli się wzrokiem.
– Dobra – powiedziała wolno Sarah – Nie będę zabierać głosu w sprawie aniołów. Ale mam nadzieję,że wiecie co robicie.
Posłała jeszcze Samowi szybkie spojrzenie i wyminęła ich wracając do „swojego” pokoju.
Dean miał ochotę walnąć pięścią w ścianę dając upust złości, ale powstrzymał się ze względu na brata. Sarah zaczynała działać mu na nerwy,a wiedział jaką słabość ma do niej Sammy. I wciąż nie był zbyt zadowolony z jej obecności tutaj. Może i znała się na polowaniu,ale halo, od kiedy to oni zajmowali się wyłącznie polowaniem? Nie mogli jej odciągnąć od życia łowcy, ale powstrzymać przed wplątaniem się w sprawy Nieba i Piekła-owszem. I według Deana to właśnie należało zrobić. Ale jego zauroczony braciszek raczej pozostanie głuchy na głos rozsądku...


*


Niecałą godzinę później Winchesterowie siedzieli z rękoma na przedstawiającym mapę stole i wpatrywali się w Imoen. Ubrana w zwykły, biały podkoszulek i dżinsy pożyczone od Sary oraz umyta i i ze schludnie związanymi włosami kobieta w niczym nie przypominała tej przestraszonej istoty więzionej w kręgu ognia w piwnicy. Teraz była po prostu zagubiona wśród obcych.
Sam odchrząknął jako pierwszy przerywając ciężkie milczenie.
– Imoen... – zaczął spokojnie przeciągając sylaby – Opowiedz nam o swoim domu. Czym się zajmowałaś zanim...znalazłaś się tutaj.
– Z przyjemnością. – uśmiechnęła się z rozmarzeniem anielica – Mój dom to najpiękniejsze miejsce na świecie. Rośnie tam tyle drzew,że nie umiem ich policzyć,a każde z nich rodzi owoce. Trawa jest zielona i miękka,a woda w strumieniach tak czysta, że widzę swoje odbicie. Czasami chmury przepływają na wyciągniecie ręki i oh,ptaki! Śpiewają prawie przez cały czas. A ja ich słucham,chociaż nie mogę ich zrozumieć. Ale...po prostu lubię słuchać.
Nie da się chyba stwierdzić, który miał bardziej zdezorientowaną minę. Tym bardziej, że na koniec swojego wywodu Imoen posłała Deanowi uprzejmy uśmiech. Bracia wymienili wyrażające politowanie spojrzenia,a Dean spuścił wzrok i poruszył się nerwowo.


– To...cudownie – Sam uśmiechnął się sztucznie dalej brnąc w zaparte – A inne anioły? Czy one...słuchają z tobą?
– Oh,nie – zmarszczyła brwi – Odwiedza mnie tylko Gabriel. Kiedyś przychodził też Rafael,ale już od dawna się nie pokazuje a szkoda – westchnęła – Może i czasem bywał niemiły,ale lubiłam go bardziej niż Michała. Na szczęście tego widziałam tylko dwa razy.
Imoen uśmiechnęła się i zamrugała nie wiedząc,dlaczego Sam i Dean mają grobowe miny.
– Archanioły? – spytał głupio Dean – Odwiedzają cię...archanioły?
– Tak. Smutno mi czasem samej w tym ogrodzie,więc przychodzą i opowiadają mi historie o Niebie,Ziemi i Piekle.
– Jeśli dobrze zrozumiałem: Żyjesz sama w jakimś boskim ogrodzie,gdzie nie zapuszcza się żaden zwykły anioł?
– Eden – wyszeptał Sam i natychmiast odciągnął Deana na bok – Dean,to pokrywa się z wersją Casa. Nigdy wcześniej jej nie widział,bo jest wyizolowana w boskim ogrodzie! Stąd bierze się ta jej niewiedza o anielskich sprawach.
Dean potarł w zamyśleniu brodę.
– Może ona jest jakimś anielskim prorokiem?
– No...nie wiem – entuzjazm Sama nieco zmalał.
– A dlaczego nie? Pilnują jej archaniołowie. Przynajmniej na początku pilnowali. Tak jak proroków.
– Zastanów się. Po co Bogu anielski prorok?
– Jak mawiają, niezbadane są Jego wyroki. Czy jakoś tak – Dean zmarszczył brwi i spojrzał na obszerne księgozbiory z ciężkim westchnieniem – Może ci jajogłowi dadzą nam odpowiedź?
– Musimy coś z nią zrobić do tego czasu.
– Niech Sarah się nią zajmie.
– Dean...
– Co? – syknął. Następnie dodał nieco ciszej: – Skoro jest tak pewna,że Imoen nie stanowi zagrożenia i tak bardzo chce nam pomagać,to niech ma ją na oku. Tak będzie najlepiej dla wszystkich.
– Nie chcesz jej tu – skwitował Sam.
– Nie,nie chcę. A wiesz dlaczego?Bo nie chcę,żeby wdepnęła w to bagno drugą nogą.
– Ja też nie – Sam przeczesał nerwowo włosy – Ale...nie chcę jej stracić. Nie po raz kolejny.
Dean uniósł brwi i wolno pokiwał głową. Spodziewał się tego.
– Nie myślisz trzeźwo,Sam. – stwierdził – Wiesz dobrze,że w naszym przypadku jakikolwiek związek jest skazany na porażkę!
Nie chciał dodawać,że kobiety,z którymi sypiał jego brat w krótkim odstępie czasu opuszczały ziemski padół.
– Może i tak – przytaknął ponuro – Ale nie zamierzam pozwolić,by poświęcenie Sary poszło na marne.
Sam odwrócił się i zaczął odchodzić,jednak w połowie drogi zatrzymał się i zesztywniał.
– Zaraz... – zmarszczył brwi rozglądając się dookoła – Gdzie jest Imoen?
O cholera...
– Imoen?! – krzyczeli na zmianę raz jeden,raz drugi jak oparzeni ganiając z kąta w kąt aż skończyli przed wejściem do twierdzy.
– Jeśli coś jej się stanie i uwolni tą energię będziemy mieli na głowie stado pierzastych dupków!
Nie patrz tak na mnie!To nie moja wina.
– Tak,ale to tobie zebrało się na uzewnętrznianie!Sarah powinna się nią zająć,żeby nic podobnego już się nie stało!
Na dodatek rockowym brzmieniem odezwał się telefon.
– Szlag by to! – zaklął Dean. Popatrzył na wyświetlacz. Cas.
– Hej Cas – odparł siląc się na beztroski ton – Jak idą plany dokopania Metatronowi?
– Ee,szczerze mówiąc nijak. Co z Imoen?
– O,świetnie,ona jest... – odchrząknął – Dowiedzieliśmy się o niej kilku rzeczy. Sam połączył wszystko w całość w swoim nerdowskim umyśle.
Brat popatrzył na niego groźnie,lecz Dean zbył go niewinnym uśmieszkiem.
– Dobrze. Już do was jadę.
– N-nie. Nie musisz się tak spieszyć.
– Dean...
– Ucieka mi zasięg. My... – rozłączył się i schował telefon do kieszeni.
– Cas tu jedzie – oznajmił Samowi przygryzając dolną wargę.
– Co się stało? – spytała Sarah, która dosłownie przed chwilą wyłoniła się zza mosiężnych drzwi.
– Imoen uciekła – powiedział Sam ponuro – I jeśli coś jej się stanie to mamy przerąbane.
– No to na co czekamy? – Sarah rozłożyła ramiona – Szukajmy jej. Nie mogła uciec daleko.
Bunkier Ludzi Pisma znajdował się u schyłku lasu. Co prawda był on rzadki,ale rozciągał się na sporej przestrzeni, także na wzniesieniach.
– Rozdzielmy się – zaproponował Dean.
Sam poszedł na zachód,Sarah na wschód,a on na północ.
Był wczesny ranek i na przyschniętej trawie szkliły się jeszcze krople rosy sprawiając,że było ślisko. Wołanie Sary lub Sama zagłuszały niekiedy ptaki budzące się ze śpiewem na ustach. Albo raczej dziobach. Dean szedł przed siebie klnąc pod nosem na czym świat stoi.
– Imoen?! – wrzasnął na całe gardło. Buzowała w nim wściekłość. Nie wiedział na co bardziej jest zły:na to,że narazili ją i siebie przy okazji na atak aniołów czy na siebie samego za to,że nie dotrzymał słowa danego Casowi.
Teren zrobił się wyższy i już po chwili nie słyszał wołania pozostałych. Na swoje szczęście wtedy ją zobaczył. Siedziała na zwalonym pniu drzewa i rozglądała się na boki zafascynowana. Nie zauważyła go,była bowiem zajęta nasłuchiwaniem odgłosów ptaków.
– Imoen – powiedział,a raczej stwierdził tonem nie znoszącym sprzeciwu. Był podobny do tonu ojca karcącego dziecko. I takim dzieckiem poniekąd Imoen była.
Odwróciła głowę i uśmiech zamarł jej na ustach.
– Co ty wyprawiasz? – spytał podchodząc bliżej.
– Rozmawiałeś z Samem dość długo, więc pomyślałam,że...
– Że co? – warknął nie na żarty rozzłoszczony Dean – Że pójdziesz podziwiać cholerne widoki? Nie wolno ci wychodzić na zewnątrz bez któregoś z nas,rozumiemy się?
– Tak – szepnęła spuszczając głowę – Przepraszam. Nie chciałam cie zasmucić.
– Zasmucić? – prychnął – Spójrz na mnie. Ja nie jestem smutny. Ja jestem wściekły. Chodźmy już, bo nie ręczę za siebie.
Imoen posłusznie skinęła głową i wstała z pnia znajdującego się na wzniesieniu porośniętym trawą,mchem i liśćmi. Dopiero teraz Dean zauważył,że była bosa. Nagle pośliznęła się na mokrych liściach i runęła w przód. A raczej tak by się stało,gdyby jej nie złapał. W odpowiednim momencie chwycił ją za ramiona,a ona instynktownie oparła dłonie o zgięcia jego łokci.
Nieśmiało uniosła głowę do góry i spojrzała swojemu „wybawcy” w oczy. Zauważyła,że były barwy rosnącej tu trawy. Zbyt mały jednak miała jeszcze staż na Ziemi,żeby odczytać z nich troskę i ukryte gdzieś głęboko,kiełkujące pożądanie.

-----------------------------------------------------------------

Troszkę się wyjaśniło,ale to jeszcze nie koniec niespodzianek ;)

1 komentarz:

  1. O jejku, końcówka... to piękna, aż sobie ją wyobraziłam ;) niepotrzebnie Dean był na nią wściekły, ale poniekąd go rozumiem. Imoen wyszła sama i to w dodatku bez słowa. Mam nadzieję, że archaniołowie jej nie szukają ;) i do tego Sam oraz Sarah. Coś czuję, że między tą dwójką będzie ciężko zacząć wszystko od nowa, ale trzymam za nich kciuki. Pozdrawiam i czekam na więcej ;)
    http://dark-of-heart.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Theme by Hanchesteria