piątek, 25 marca 2016

21. [+18] Innocence is gone

 – To już tutaj.
Dean zatrzymał Impalę na grząskim gruncie kilka kroków od wejścia do przysłoniętej drzewami chaty. Imoen ostrożnie postawiła stopę na ziemi i szybko przebiegła wzrokiem po otoczeniu. Zdołał w jej oczach dostrzec błysk strachu,ale także i fascynację.
Otworzył bagażnik i wydobył z niego bagaże. Ze swojej torby wydobył lekki pistolet i ukrył go na dnie. Przyda się później,lepiej żeby na razie anielica się na niego nie natknęła.
Drzwi do chaty otworzyły się. Wewnątrz panował mrok,więc Dean odnalazł włącznik uruchamiający zwisające z sufitu pojedyncze żarówki.
Ich oczom ukazało się niewielkie pomieszczenie główne i dwa następne w oddali. Ściany wyłożone były panelami z jasnego drewna,zaś te leżące na podłodze były poszarzałe. Nawet mimo żarówek w pomieszczeniu było mało światła,a to za sprawą małych okien i wiszących w nich zakurzonych zasłon. Podniszczone meble stały w pobliżu ogromnego,kamiennego kominka,który musiał być długo nieużywany,gdyż w powietrzu czuć było wilgoć. Tuż przed kominkiem rozciągał się olbrzymi dywan ze skóry najpewniej niedźwiedzia.
Nie ma tu luksusów... – powiedział przepraszająco Dean zamykając za sobą drzwi.– Ale postaram się to wynagrodzić.
Jest w porządku – powiedziała Imoen. – Naprawdę.
Patrzył na nią przez chwilę uśmiechając się. Kiedy zdał sobie sprawę co robi,odchrząknął i spuścił wzrok.
Pójdę...muszę to... – wymamrotał przemykając do kuchni ze wszystkimi tobołami.
Pomogę ci – oznajmiła wesoło i ruszyła za nim.
Nie. – powiedział stanowczo – Obiecałem,pamiętasz? Przygotuję wszystko a ty się rozejrzyj. Ale najpierw rozpalę w kominku.
Niechętnie,lecz zgodziła się. Usiadła na przybrudzonej sofie nie martwiąc się stanem swojego ubrania i wpatrzyła się w ogień. A raczej udawała,że na niego patrzy. Przypominał jej o pierwszym dniu na ziemi,kiedy bracia zamknęli ją w ognistym kręgu. O tym,jak bardzo bała się Deana i momentalnie zadrżała. Czy dziś też powinna się go bać?
Mimo swoich obaw wolała patrzeć na niego niż w ogień. Zdjął brązową,skórzaną kurtkę i podwinął rękawy swojej rozpiętej,czarnej koszuli narzuconej na T-shirt w tym samym kolorze obnażając przy tym silne ramiona. Stał do niej tyłem tak,że widziała zarys jego pleców. Co jakiś czas odwracał głowę ukazując kawałek profilu – mocną szczękę,szorstki policzek i zmarszczone brwi. Skupiał się nad czymś.
Ogień wypełnił domek przyjemnym ciepłem i zaczęło jej się robić gorąco w płaszczu. Wstała więc i zsunęła go z ramion odgarniając do tyłu włosy,które opadły na pokrytą koronką sukienkę barwy popiołu. To Sarah ją wybrała. Powiedziała,że bardzo łatwo ją zdjąć ,więc będzie w sam raz. Nie wiedziała jednak co to ma oznaczać.
W końcu usłyszała jego kroki i uniosła głowę. W oddali dostrzegła nikłe światło świec i butelkę z czerwonym płynem.
Winchester oparł dłonie na biodrach. Zmierzył ją krótkim spojrzeniem wywołującym błysk w oczach.
Gotowe – oznajmił krótko.


*


Więc takich domków jest więcej? – spytała Imoen siedząc przy podniszczonym stole. Był nakryty dla dwóch osób – dwa talerze z kolacją stały na przeciwległych krańcach stołu. Obok nich znajdowały się cudem znalezione kieliszki. Co prawda do szampana,ale nie miało to najmniejszego znaczenia. W nich zaś stało czerwone wino nieco już nadpite.
Tak. Mój przybrany ojciec,Bobby ma je prawie w każdym stanie. Każdy łowca może się w nich zatrzymać podczas polowania.
Ale my nie jesteśmy na polowaniu. Nie będzie miał nic przeciwko? On albo inni łowcy?
Dean odłożył widelec i uśmiechnął się smutno.
Bobby nie żyje. A z innymi łowcami jestem w kontakcie. Żaden się tu nie pojawi.
Przepraszam. Nie chciałam...
Nie szkodzi.
Oboje zamilkli i zajęli się jedzeniem. Imoen wzięła kilka kęsów i przeżuła je w zamyśleniu.
Smakuje ci? – spytał Dean nie wiedząc jak odczytać jej reakcję.
Och,tak. Sam to przygotowałeś?
Szczerze? Nie. Zamówiłem w jednej z knajpek przed wyjazdem.
Imoen roześmiała się. Dźwięczny,dziewczęcym śmiechem,który sprawił że i on się uśmiechnął. Upił łyk wina chcąc ukoić drżenie ciała.
Naprawdę smaczne,ale chyba wolę burgera i frytki.
Tym razem to on się roześmiał. Nie mógł uwierzyć,że w niektórych momentach czuł się onieśmielony jej obecnością,a w innych czuł się w jej towarzystwie swobodniej niż z bratem. To właśnie był jeden z takich momentów – kiedy ciało powoli zajmuje się pożądaniem jak ogniem,a umysł jest spokojny i zrelaksowany.
Za to wino? Zdecydowanie lepsze od wódki czy whiskey.
I tu ośmielę się nie zgodzić.
Dlaczego? – zdziwiła się Imoen marszcząc brwi. – Przecież sam je zaproponowałeś. Mówiłeś,że to twoje wyobrażenie randki.
Mhm. – mruknął. – Bo tak było. A teraz...teraz mam trochę inne wyobrażenia.
Imoen odetchnęła głęboko. Znów poczuła to dziwne mrowienie między udami. Opróżniła kieliszek do końca i wstała chcąc zagasić to dziwne uczucie.
Pozbieram naczynia – oznajmiła.
Nie zaprotestował. Oparł łokcie na stole i patrzył,jak jej zgrabne dłonie chwytają kolejne talerze a sukienka wije się wokół kolan,kiedy się odwracała aby przełożyć je na blat. Wreszcie na stole pozostały już tylko świeczki.
Dean bezszelestnie podniósł się z krzesła. Imoen stała tyłem i nie zauważyła,że się zbliża. Wyczuła natomiast jego niecodzienny zapach – pachniał wodą kolońską. Gdy jego postać przysłoniła jej światło,znieruchomiała. Jej pierś unosiła się i opadała w szybszym rytmie,wyczuwał drżenie jej ciała pod materiałem sukienki. Do jego nozdrzy coraz silniej docierała kwiatowa woń,z której wyłowił najintensywniejszy zapach – różę. Tak doskonale do niej pasowała...
Odgarnął z jej ramienia miękkie włosy i zbliżył usta do jej szyi. Imoen wydała z siebie cichy jęk. Jego ręce powędrowały do jej talii,przyciągnął ją do siebie bliżej,aby zacząć podróż przez jej szyję. Lecz nie przesuwał się niżej,jak początkowo miał ochotę. Szukał jej ust. Pragnął spojrzeć jej w oczy.
Jednym,płynnym ruchem odwrócił ją twarzą do siebie. Wpatrywała się w niego roziskrzonymi oczyma. Usta anielicy rozchyliły się instynktownie czekając na więcej. Nie mógł przejść obok tego faktu obojętnie. Pocałował ją łapczywie,lecz z uczuciem. Przesunął językiem po jej wargach chcąc by się przed nim otworzyła. Imoen przyjęła zaproszenie. Pierwszy raz pozwolił pożądaniu przejąć kontrolę nad pocałunkiem.
Przesuwał dłońmi po całym jej ciele aż zanurzył palce w jedwabistych włosach. Ona również dała się unieść. Dosłownie i w przenośni. Zarzuciła mu ręce na szyję,a wtedy on chwycił ją za pośladki i przeniósł na blat ponownie zatapiając się w jej ustach.
Przesuwał ręką po jej udzie aż dotarł do biodra. Oboje wstrzymali oddech,gdy dotknął cienkiej,delikatnej koronki.
A myślał,że już bardziej gotowy być nie mógł.
Wyczuł,że Imoen zaciska uda. Mruknął coś i pogładził ją uspokajająco od wewnętrznej strony. Wtedy się rozluźniła i nieco je rozchyliła.
Dean odsunął się i nie odrywając od niej wzroku zdjął kolejno koszulę i T-shirt. Z nieukrywaną radością patrzył,jak wzrok anielicy prześlizguje się po jego torsie,a jej oczy rozszerzają się. Wolno,z wahaniem położyła swoje drobne dłonie na jego piersi. Przymknął oczy kiedy przesuwała je w górę i w dół,odczytując palcami kształty mięśni. Oddech mu przyspieszył i nagle zrobił się niecierpliwy. Sięgnął do suwaka za jej plecami i odsunął go z cichym szelestem.
Zdejmij ją – powiedział chrapliwym z pożądania głosem.
Cień strachu mignął w jej oczach,ale znikł równie szybko jak się pojawił.
Ufała mu.
Zahipnotyzowana tymi nowymi i dziwnymi,lecz przyjemnymi doznaniami zeskoczyła z blatu i zsunęła sukienkę z ramion odrzucając ją stopą na bok.
Dean westchnął na widok jej ciała odzianego w bieliznę z koronki w tym samym popielatym kolorze co sukienka. Teraz już wiedział,co knuła Sarah tuż przed ich wyjazdem. I chyba będzie musiał jej za to podziękować.
Chodźmy stąd – powiedział przygryzając wargę.
Co? Gdzie ty...Och! – Nie dokończyła,bo wziął ją na ręce i przeniósł na drugi koniec domku. Do sypialni.
Położył ją na łóżku zaścielonym prostym,białym prześcieradłem i jednym,płynnym ruchem pozbył się spodni. Imoen obserwowała każdy jego ruch drżąc w oczekiwaniu.
Nie miała pojęcia,co robią. A właściwie co zamierzają zrobić. Ale nie obchodziło jej to. Chciała tylko poddać mu się i odpłynąć.
Poczuła nad sobą jego ciężar. Pochylił się i pocałował ją przelotnie w usta i zaraz potem zszedł niżej,do szyi. Nagle jego usta znalazły się pod materiałem jej biustonosza. Jęknęła cicho i wygięła się w łuk. Fala gorąca rozeszła się po całym jej ciele. Małe ochłodzenie nadeszło,gdy nie wiedzieć jak i kiedy Dean pozbył się jej stanika. To jednak było za mało by ugasić wybuchający ogień. Tym bardziej,że na jednym dotknięciu tam się nie skończyło...
Schodził coraz niżej,aż w końcu wsunął kciuki za tasiemki i zsunął jej majtki. Zaczęła szybciej oddychać,gdy szorstki policzek zaczął zbliżać się do źródła tego dziwnego drżenia między udami. Delikatnie rozchylił płatki jej kobiecości i przesunął weń językiem. A potem jeszcze raz i jeszcze...
Imoen westchnęła przeciągle. Czuła przyjemny dreszcz w miejscu,gdzie ją pieścił. Z każdym dotykiem jego języka nasilał się i promieniował na całe jej ciało,a ona stawała się coraz bardziej mokra. Napięcie było coraz większe i dyszała prawie tracąc władzę w nogach. I wtedy...Dean przestał.
Uniósł się na łokciach i popatrzył na nią z chytrym uśmiechem.
Dlaczego przestałeś? – wymamrotała.
To jeszcze nie koniec skarbie. Obiecuję. – odparł chrapliwym z podniecenia głosem. On także odczuwał rozkosz tej pieszczoty. Uwielbiał zadowalać kobiety i stawiać ich rozkosz ponad własną.
Odsunął się i pozbył ostatniej części garderoby. Imoen wpatrywała się w niego uważnie chcąc zapamiętać każdy element jego ciała. Zwłaszcza jeden na długo zapadnie jej w pamięć...
Usłyszała szelest rozrywanej folii i dostrzegła jakiś ruch. Spojrzała na niego wyczekująco. Jej ciało płonęło w oczekiwaniu na kolejne cudowne doznania,które jej obiecał.
Znów znalazł się nad nią. W świetle księżyca wpadającego przez okno dostrzegła,że jego brwi były zmarszczone jakby się czymś martwił.
Imo...to co teraz zrobię,może zaboleć. Ale powiedz słowo a przestanę. – wyszeptał całując ją w czubek nosa.
Po chwili poczuła napięcie między udami,a za chwilę błyskawicę bólu przenikającą całe jej ciało. Syknęła i skrzywiła się. Widząc jej reakcję,Winchester chciał się wycofać. Zacisnęła mu palce na ramieniu.
Nie – powiedziała zaciskając zęby. – Zostań.
Ale ty...
Zostań. – powtórzyła z naciskiem. Uczucie jedności,które odczuwała było niesamowite. Powoli wypierało ból.
Skinął więc głową i zaczął się wolno w niej poruszać. Serce ściskało mu się na widok grymasu bólu na jej twarzy,lecz tylko przez chwilę. Potem grymas zamienił się w zduszony jęk,aż wreszcie przybrał na sile i stał się niemal krzykiem.
Kurczowo zaciskała palce na jego plecach,gdy jego ruchy stawały się coraz szybsze,a pulsowanie między nogami wzmagało się. Wreszcie wydała z siebie rozpaczliwy jęk i zalała ją pulsująca fala przyjemności. To samo zrobił także Dean. Opadł na nią opierając swoje czoło o jej. Jego oczy wciąż były ciemne,lecz teraz można w nich było dostrzec diabelski wręcz błysk. Na jego twarz wypłynął leniwy uśmiech.
Obiecałem,prawda? – spytał powoli regulując oddech.
Och tak. – westchnęła Imoen – Zdecydowanie lubię twoje obietnice.


*


Kiedy się obudził,świtało. Maleńką sypialnię wypełniło światło wschodzącego słońca. Zamrugał oczami i dotarło do niego,że nie może się ruszyć i że coś go łaskocze. Uśmiechnął się widząc Imoen opierającą głowę o jego pierś. Lewą rękę trzymała wyciągniętą w poprzek jego ciała,a palce zacisnęła,jakby chciała mieć pewność,że jej nie zostawi. Przez zasłonę snu na jej twarzy instynktownie przemknął uśmiech,gdy czule pogłaskał jej włosy.
Musiała być bardziej zmęczona niż on – po tym jak się kochali jeszcze chwilę spędzili na cieszeniu się swoją obecnością. Potem Dean wstał i przyniósł wilgotny ręcznik,którym ukoił ból wciąż gdzieniegdzie obecny między jej udami. Wciąż miał wyrzuty sumienia,że poniekąd ją skrzywdził,ale to było nieuniknione jeśli potem miał ofiarować jej czystą rozkosz. A ona tak dzielnie to wszystko zniosła i po prostu mu zaufała!
Słońce wznosiło się coraz wyżej a on wciąż leżał bez ruchu po prostu na nią patrząc. Z każdą sekundą serce zdawało mu się bić o jedno uderzenie szybciej. Nie miał już wątpliwości,nawet nie próbował ich bagatelizować.
Kochał ją.
Ale czy ona wie,co to oznacza?
W końcu nogi mu zdrętwiały od bezruchu,więc jak najdelikatniej odsunął anielicę od siebie i ułożył na poduszce. Zmarszczyła brwi,ale natychmiast jej czoło się wygładziło i nawet nie drgnęła. Dean odetchnął cicho i ruszył do kuchni po drodze zapinając spodnie.
Uprzątnął naczynia z poprzedniego wieczora i chciał zabrać się za przygotowywanie śniadania. Uśmiechnął się na widok resztek ich ubrań na podłodze. Bezszelestnie zaniósł je z powrotem do sypialni.
Zapach omletów rozszedł się po całym domku i w połączeniu z odgłosami krzątaniny najwyraźniej obudził Imoen. Nie słyszał jak wchodzi – bose stopy na panelach nie wydawały najmniejszego dźwięku. Dopiero kiedy obrócił się przez ramię nagle ją dojrzał i wzdrygnął się. Podobnego uczucia doświadczał zawsze kiedy Cas miał skrzydła i pojawiał się nie wiadomo skąd.
Włosy miała w rozkosznym nieładzie,a oczy wciąż zamglone. Błyskawica pożądania przecięła jego ciało gdy zobaczył,że ma na sobie jego niezapiętą do końca koszulę. Wyglądała tak podniecająco,że natychmiast zapragnął zawrócić ją do sypialni i powtórzyć ubiegłą noc.
Ale nie teraz. Na ten dzień miał inne plany,za to noc była otwartą kwestią.
Imoen napotkała jego wzrok i uśmiechnęła się.
Hej. Dobrze spałaś? – spytał.

Całkiem dobrze. A ty?
Nie mogłoby być lepiej – odwzajemnił uśmiech i niemal od razu strącił go z powrotem. Niech to szlag Winchester,nie zachowuj się jak małolat!
Anielica pociągnęła nosem.
Co to za zapach?
Śniadanie. Niedługo powinno być gotowe. Hm,tak myślę.
Zjedli je w mgnieniu oka,oboje potrzebowali energii po upojnej nocy. Imoen odłożyła sztućce i złożyła ręce na stole.
Dean,to co robiliśmy zeszłej nocy...Nie wiem co to,ale było wspaniałe.
My... – Chciał powiedzieć jej prosto z mostu,jak to miał w zwyczaju,ale tym razem słowa nie chciały mu przejść przez gardło. – Tak. Było idealnie.
Zapanowało krótkie milczenie. Dean odchrząknął i spuścił wzrok.
No,to skoro śniadanie mamy już za sobą to czas na coś innego. Nie przywiozłem cię tu tylko dlatego,żebyśmy siedzieli wyłącznie w łóżku.
Nie? – Na jej twarzy malowało się szczere zdumienie połączone z rozbawieniem.
Nie – odparł stanowczo Dean. Kąciki ust zadrgały mu od powstrzymywania uśmiechu. Ostatecznie tą walkę wygrał.
Ale to za chwilę. Nie wierzę,że to mówię,ale najpierw musimy się ubrać.


*


Godzinę później,dzierżąc torbę na ramieniu,Dean szedł leśną ścieżką co jakiś czas zerkając przez ramię by upewnić się,że Imoen się nie zgubiła. Cierpliwie szła o krok za nim odgarniając od siebie gałęzie.
Dotarli do małej polany na środku lasu,która otoczona drzewami wyglądała jak arena. Postawił torbę na ubitej ziemi i zaczął z niej wyjmować różne przedmioty. Na widok pistoletu,anielica zadrżała ze strachu.
Po co ci to? – wyszeptała cofając się o krok.
Spokojnie. – powiedział łagodnie wyciągając ku niej dłoń. Coś boleśnie ukłuło go w okolicy serca. A więc chyba nie ufała mu aż tak...
Nie bój się kochanie. Chyba nie sądziłaś,że chcę cię skrzywdzić.
Zabrzmiał jakby był urażony.
Nie – odparła przygryzając wargę. – Ale boję się...tego.
W takim razie przestaniesz,bo nauczę cię się nim posługiwać.
Wytrzeszczyła oczy ze zdumienia.
Imoen... – Podszedł i chwycił ją za ręce. – Mamy niecodzienne życie. Prawie codziennie walczymy o przetrwanie. Nie zawsze będę mógł cię uratować,więc musisz nauczyć się bronić. Zwłaszcza teraz,gdy jesteś człowiekiem.
Patrzyła na niego z mocno zaciśniętymi wargami. Kiedy przemyślała jego słowa,wolno skinęła głową. Wiedziała przecież,że rezygnując z łaski jest narażona na znaczne ryzyko.
Dobrze – odparła krótko.
Doskonale. Weź go. Nie bój się,jest zabezpieczony.
Podał jej mały pistolet. Ostrożnie wzięła go do ręki tak jak jej go podał,za uchwyt i obejrzała z każdej strony.
No to teraz przejdźmy do praktyki.


*


Bardziej w lewo. O tak. Teraz odbezpiecz,tak jak ci pokazywałem i...
Rozległ się huk wystrzału stłumiony przez wbity do lufy tłumik. Nie powinni tu być,więc lepiej żeby nikt nie wpadł na ich trop przez taką nieuwagę.
Całkiem nieźle. – powiedział oceniając dziurę,którą nabój wybił w drzewie.
Imoen uśmiechnęła się mile połechtana komplementem. Po kilku próbach już nie bała się broni.
Słońce stało coraz wyżej na horyzoncie,chociaż w środku lasu można to było stwierdzić wyłącznie po stronach padania promieni słonecznych. Dean dostrzegł kątem oka,że Imoen przekłada broń do drugiej ręki i rozmasowuje nadgarstek.
Chyba starczy na razie ćwiczeń z bronią palną. – stwierdził ostrożnie zabierając jej pistolet. Zajmiemy się teraz walką.
Masz na myśli kopanie,bicie i tak dalej? – spytała rozszerzając oczy.
Mniej więcej. Stań naprzeciw mnie i unieś ręce.
Wyprowadził kilka „ciosów” tak aby zademonstrować jej rytm. Kiedy już go odnalazła,zaczął tłumaczyć jej jak powinna zareagować na dany atak. Miał ochotę się roześmiać z jej niezdarności,lecz wyglądała uroczo ze zmarszczonymi brwiami,zdeterminowana aby jak najlepiej wykonać dane polecenie.
Teraz uważaj – uprzedził. – Zamierzam sprawdzić,czego się nauczyłaś.
Z chwilą gdy wymówił te słowa rzucił się w jej kierunku,lecz ona zareagowała unikiem. W myślach mruknął z uznaniem. Spróbował jeszcze kilka razy i za każdym Imoen mu się wyślizgiwała. Znieruchomiał więc na moment i uśmiechnął się. Odwzajemniła uśmiech,a wtedy niepostrzeżenie podciął jej nogi. Runęła jak długa prosto do małego stawu porośniętego trzciną.
To niesprawiedliwe! – krzyknęła z wyrzutem strzepując dłonie – Patrz co zrobiłeś!
Walka nigdy nie jest uczciwa,skarbie. Musisz być stale czujna. No wstawaj,pomogę ci.
Wyciągnął rękę w jej stronę. Obdarzyła go krótkim spojrzeniem zanim ją ujęła. Nim zdążył zareagować,pociągnęła go w swoją stronę sprawiając,że stracił równowagę i upadł na kolana tuż obok niej.
Ktoś zdaje się mówił coś o czujności. – wydusiła zanosząc się śmiechem na widok złowrogiego błysku w jego oczach.
Winchester westchnął otrzepując rękaw z mułu. No tak. Łatwo było mówić o czujności,dopóki nie chodziło o nią. Potrafiła rozbroić go w każdej sytuacji.
I to był powód do zmartwień.
No to koniec ćwiczeń na dziś – oznajmił wstając. Omiótł wzrokiem swoją sylwetkę,a następnie przeniósł wzrok na nią. Oboje byli przemoczeni do suchej nitki i brudni od mułu.
Trzeba przebrać się w coś suchego. – stwierdziła Imoen tym razem przyjmując jego dłoń bez żadnych podstępów.
Znowu dostrzegła,że oczy mu pociemniały.
Chyba przebrać się to nie najlepsze słowo...

--------------------------------------------------------


Witajcie :) Miałam dodać ten rozdział już wczoraj,ale pojawiły się małe problemy z gifami,więc musiałam odłożyć to na dziś. Nic więcej nie mówię,oddaję Wam głos :D

3 komentarze:

  1. Najbardziej rozbawiła mnie nauka walki nie myślałam,że zrobią to na pierszej randce tak mi się zrobiło smutno kiedy Den wspomniał o Bobim nie rozumiem Dena jak on może czuć się lepiej w towarzystwie Imo niż brata to zabrzmiało tak jak by nie kochał Sama pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż,Imo skrajnie różni się od Sama,więc jest jakby nowym typem przyjaciela dla Deana,takim jaki Sammy nie mógłby być-to wszystko przez tą jej niewinność,a jak wiadomo starszy Winchester ma czułe serce,za pomocą którego mógłby obdarzyć miłością pół świata :)

      Usuń
  2. Uwielbiam ten rozdział przez wzgląd na to, iż był on poświęcony mojej parze :D Demoen! Genialny, mnie tak samo jak poprzedniczce rozbawiła część z walką gdy Dean wylądował w stawie. Najlepsza scena :D Nic dodać nic ująć do tego rozdziału. Mam nadzieję, że będzie więcej takich jak ten ;) pozdrawiam i życzę dużo weny.

    OdpowiedzUsuń

Theme by Hanchesteria