Dean
po raz kolejny przewrócił się na drugi bok. Chociaż była już
późna noc,a on był zmęczony długą jazdą i zastrzykiem emocji w
ostatnich godzinach,nie potrafił zasnąć. Za każdym razem,kiedy
był na krawędzi snu i jawy coś powstrzymywało go przed
zatraceniem się w błogiej nieświadomości.
Po
raz setny już ubił poduszkę i westchnął ciężko kładąc na
niej głowę.
Chciał
zasnąć. Chciał,aby Amara przyszła i do niego. Znamię Kaina na
jego ramieniu pulsowało z radością,kiedy myślał o zaciśnięciu
rąk na jej gardle. Ale ona jak na złość nie chciała go wezwać
do siebie.
Ze
złością usiadł na łóżku i przetarł oczy. Tej nocy na pewno
już nie zaśnie. I wiedział dlaczego.
Imoen.
Nie było jej obok.
Przez
te dwa dni jej obecność u jego boku wydawała się czymś
naturalnym. Natychmiast polubił sposób,w jaki zasypiała w jego
ramionach – wspierała głowę na jego torsie i przytulała się.
On zaś gładził jej włosy i wdychał zniewalającą woń
niewinności.
Właśnie
tego mu brakowało – jej zapachu. To łóżko nie było nim
naznaczone. Zaraz po powrocie chciał jej zaproponować przeniesienie
się do swojego pokoju,lecz ze względu na okoliczności nie zdążył.
Pytanie też,czy i ona tego chciała?
Jego
bose stopy szurały na posadzce kiedy zmierzał do jej pokoju na
drugim końcu korytarza. Otworzył cicho drzwi. Srebrne światło
księżyca wlewające się przez maleńkie okienko przedstawiło mu
pustkę.
Zmarszczył
brwi,a serce zabiło mu z niepokoju. Przewrócił do góry nogami
cały bunkier,lecz nigdzie nie mógł jej znaleźć. Zaczął myśleć
o najgorszym – znów została porwana. Znowu ktoś chce mi ją
odebrać!
I
wtedy sobie przypomniał. Pierwszy raz,gdy spojrzała na niego tym
swoim sarnim spojrzeniem z bliska. Pierwszy raz,gdy trzymał ją w
ramionach.
Las.
Prędko
ubrał grubsze spodnie a na ramiona narzucił ulubioną skórzaną
kurtkę i wyszedłszy z bunkra skierował swoje kroki w stronę
nieznacznego wzniesienia,na którym piętrzył się rzadki las.
Wyciągnął zza kurtki latarkę,ale szybko zorientował się,że nie
jest mu potrzebna. Księżyca w pełni nie zasłaniała kurtyna z
chmur,przez co tej nocy jego światło odgrywało główną rolę w
drugim akcie przedstawienia pod tytułem „Doba”.
Dean
błąkał się przez chwilę usiłując przypomnieć sobie wygląd
miejsca,którego szukał. Nawet mimo takiej pomocy ze strony natury
było to niezwykle ciężkie zadanie. Nie zamierzał się jednak
poddawać,nie on i nie w tej sytuacji. Znajdzie ją,choćby miał
szukać do rana.
Odetchnął
jednak z ulgą. Siedziała na wielkim kamieniu dokładnie w tym samym
miejscu co ostatnio i wpatrywała się w księżyc. Jej włosy
spływały na plecy falą cienia,lecz w srebrnym świetle twarz
zdawała się jaśnieć.
Ostrożnie
podszedł uważając,aby jej nie przestraszyć.
*
Siedziała
na zimnym kamieniu i niewidzącym wzrokiem wpatrywała się w
księżyc. Gdyby nie to,że myśli wirowały w jej głowie jak
piłeczki w maszynie do losowania,nie odważyłaby się udać w to
miejsce sama,w środku nocy. Las był dookoła był
przerażający,pamiętała wilki czające się w mroku,które przy
pierwszej okazji wyłoniły się by rozszarpać jej skórę.
Teraz
jednak nie odczuwała strachu. Ani przed nimi,ani przed niczym innym.
Księżyc był jej przyjacielem – rozświetlał mrok dookoła,przez
co czuła się wystarczająco bezpiecznie aby w spokoju uporać się
z myślami.
Kiedy
tylko Sarah przyniosła tą książkę zawierającą jedno,maleńkie
słowo i pozostali popatrzyli na nią z niepewnymi minami,czuła
jakby wszystko wewnątrz wywróciło jej się do góry nogami,a w
głowie jej zawirowało.
Światłość.
Tak się teraz nazywała. Już nie Imoen,upadła anielica,a zupełnie
ktoś nowy,jakby w jednej chwili wstąpiła do zupełnie innego
ciała. Tyle,że wciąż była sobą,a teraz będą ją postrzegać
jako kogoś zupełnie innego!
A
czy ona sama powinna siebie tak postrzegać? I jak Dean będzie ją
postrzegał?
Na
szczęście nie musiała zbyt długo się zastanawiać.
Szelest
suchych liści pod butami wyrwał ją z księżycowej hipnozy.
Zamrugała oczyma i wolno odwróciła głowę z nieco przyspieszonym
biciem serca.
– To
ja – Te dwa słowa wystarczyły by wróciło do swojego normalnego
rytmu. Sapnęła cicho i odwróciła głowę z powrotem w kierunku
księżyca. Nie była jeszcze gotowa z nim rozmawiać.
Dean
zatrzymał się wpół kroku na widok jej obojętnej reakcji.
Zacisnął usta,lecz po chwili podszedł do niej i dotknął jej
nagiego ramienia. Zadrżała.
– Przeziębisz
się – powiedział z troską i zdjął kurtkę okrywając nią
plecy Imoen.
– Nic
mi nie będzie Dean. Odejdź,proszę.
Ostrzejszy
ton jej głosu sieknął go niczym bicz. Przełknął jednak ślinę
i stanął naprzeciwko niej zmuszając by na niego spojrzała. Smutek
obecny w jej spojrzeniu o mało nie zwalił go z nóg. Życie
nauczyło go jednak by być silnym. Zwłaszcza jeśli chodzi o
kobiety.
– Martwiłem
się. Bardzo długo cię nie było.
– Nic
mi nie będzie – powtórzyła – Muszę to sobie przemyśleć.
– Musisz
też odpocząć. Nie wiesz jeszcze jaki odpoczynek jest ważny w
ludzkim życiu.
Księżyc
wyłonił się zza pojedynczego drzewa i zalał ich swoim światłem.
Dopiero teraz Dean z przerażeniem zdał sobie sprawę,że Imoen
płacze. Usta mu zadrżały. Nie znosił kiedy kobiety płakały.
Wychodził wtedy na słabego,ale ból malujący się w ich oczach był
dla niego nie do zniesienia.
– Imo...
– wyszeptał kładąc dłoń na jej ramieniu. – Dlaczego
płaczesz? Wszystko będzie dobrze.
– Nic
nie będzie dobrze,Dean! – jęknęła żałośnie tłumiąc szloch.
– Wręcz przeciwnie! Myślałam,że jeśli stanę się człowiekiem
to wszystko zniknie,że wszyscy tam na górze o mnie zapomną i będę
mogła żyć tak jak chcę! A teraz co? Jakaś mroczna siła chce
mnie dopaść i wmawia mi,że jestem zupełnie inną osobą! Ja...ja
już nie wiem,kim jestem!
Przerwał
jej nagły wybuch płaczu. Winchester natychmiast przytulił ją do
siebie. Oparła głowę o jego tors,a jej łzy powoli wsiąkały mu w
koszulkę.
Zamknął
oczy i zaczął gładzić ją po głowie czekając aż się
uspokoi,chociaż prawdę mówiąc nie dziwił jej się. Cały czas
udawała silną kiedy kolejne próby ustalenia jej pochodzenia
spełzały na niczym,a teraz gdy wreszcie zostało to
wyjaśnione,okazało się,że wszystko w jej życiu było kłamstwem.
Już i tak wystarczająco długo wytrzymała. Tak delikatna istota
miała prawo w końcu nie wytrzymać.
On
wiedział,kim Imoen jest. Długo zastanawiał się czy jej to
powiedzieć,bo w końcu nie mogła tego rozumieć. Miłość to
najbardziej skomplikowane z ludzkich uczuć,a ona nie do końca
potrafiła się z nimi uporać. Ale teraz było jej to potrzebne. Ta
świadomość,że jest kimś ważnym.
Drganie
jej szczupłego ciała nieco ustało i odsunął ją od siebie.
– Posłuchaj.
Wiem,że to dla ciebie ważne,wiedzieć kim tak naprawdę jesteś. I
dojdziemy do tego. W swoim czasie. Ale chcę żebyś wiedziała,że
dla mnie to nie ma znaczenia,bo bez względu na to kim albo czym
jesteś...
Kocham
cię.
Wydawało
mu się,że powiedział to na głos,tak głośno rozbrzmiewały te
słowa w jego głowie. Zaraz jednak przekonał się,że nie chcą mu
przejść przez gardło a Imoen patrzy na niego w oczekiwaniu.
– ...zawsze
będziesz dla mnie bardzo ważna. – dokończył jednym tchem.
Oczy
Imoen znów się zaszkliły i położyła dłoń na jego nieco
szorstkim policzku.
– Dziękuję
– wyszeptała i pocałowała go czule w usta. To zaś było jak
iskra padająca na beczkę prochu. Uwielbiała go całować.
Zapomniała wtedy o całym świecie,a w tej chwili było jej to
bardzo potrzebne.
Wsunęła
dłonie pod jego koszulkę. Odsunął się i zmarszczył brwi.
– Tak
– powiedziała krótko i znów zaczęła go całować.
Odpowiedział
jej czynami.
*
Następnego
dnia cała czwórka zbudziła się dobrze po południu. Dean wreszcie
mógł zasnąć,gdy po małej nocnej przygodzie wraz z Imoen wrócili
do bunkra. Tak,zdecydowanie brakowało mu jej obecności przy swoim
boku.
Sama
Imoen spać jednak nie mogła.
– Jak
się nazywa to,co ludzie piją gdy są zmęczeni? – spytała
tłumiąc ziewnięcie. Weszła do kuchni,w której była tylko Sarah.
– Kawa.
Zrobić ci?
Skinęła
głową i usiadła przy stole opierając na nim dłonie ukryte pod
rękawami zbyt dużej koszuli Deana.
– Nie
spałaś całą noc – Bardziej stwierdziła niż zapytała Sarah
nalewając parującego napoju do kubka.
– Nie
– przyznała Imoen biorąc go w dłonie. Przygryzła wargę i po
chwili milczenia dodała: – Boję się zasnąć,Saro.
Blake
zrobiła smutną minę i pokiwała głową z ciężkim westchnieniem.
Rozumiała ją. Ona sama bałaby się zmrużyć oko wiedząc,że jej
tak zwana siostra czyha na życie jej i mężczyzny,którego...
No
właśnie – pomyślała prostując się – Czy Imoen kocha
Deana? Albo czy chociaż wie,że on kocha ją?
Na
to pytanie nie była w stanie sobie odpowiedzieć,ale nie było teraz
na to czasu.
– Gdybyś
to widziała...Ona ma w sobie coś niepokojącego. Poczułam bijący
od niej chłód. A potem wbiła mi rękę w pierś!
Aż
wzdrygnęła się na samo wspomnienie i pociągnęła duży łyk
kawy,jakby chcąc w ten sposób zabezpieczyć się przed ponownym
wtargnięciem Amary w jej umysł.
– Kiedyś
będziesz musiała znowu zasnąć,Imo – powiedziała łagodnie –
Ale nie przejmuj się. Mamy plan. – uśmiechnęła się. –
Chłopaki pojechali spotkać się z Castielem.
– Cas...
– wymamrotała Imoen jak w transie. Na dźwięk jego imienia
poczuła się bezpiecznie,lecz zaraz jednak to uczucie się ulotniło.
Anioł troszczył się o nią,bo była jego siostrą. Zalała ją
fala gorzkiego rozczarowania,gdy przypomniała sobie,że wcale tak
nie było.
*
Impala
stała zaparkowana wzdłuż jednej z krajowych dróg. Dean stał z
rękoma opartymi o swoją dziecinkę i pogrążony był w
rozmyślaniach. Sam kręcił się w kółko z założonymi rękoma.
– Spóźnia
się. – zauważył.
– Może
upewnia się,że nikt go nie śledzi?
Młodszy
Winchester pokiwał w zamyśleniu głową. Zapanowało milczenie
przerywane tylko chrzęszczeniem żwiru pod jego butami.
– Myślisz,że
to prawda? – spytał niespodziewanie Sam. Jego brat zmarszczył
brwi. – No,to o Imoen. Że jest...Światłością.
– Tak.
– odparł po chwili wahania. – Wierzę,że to prawda. A ty nie?
– Sam
nie wiem co myśleć – wzruszył ramionami – To wydaje się
prawdopodobne,ale potrzebujemy Metatrona,żeby mieć pewność. O ile
będzie chciał puścić parę.
– Będzie
– powiedział stanowczo Dean. – Już ja się o to postaram.
Zaciętość
w jego głosie nie podlegała dyskusji. Sam wiedział,że jego brat
nie spocznie,póki nie dowie się prawdy. Zbyt zależało mu na
Imoen. A może to przez znamię,które cieszyło się na myśl o
torturach?
Sądził
jednak,że po trochę z obu powodów.
Na
horyzoncie pojawił się beżowy samochód Castiela.
– Wreszcie.
– westchnął Dean.
Cas
wysiadł od strony kierowcy. Na tylnym siedzeniu dostrzegli
uśmiechającego się przebiegle Metatrona.
– Witajcie
– powiedział Castiel.
– Cześć,Cas.
Kopę lat – uśmiechnął się Sam.
– Dean
mówił,że to bardzo ważne,więc przywiozłem go tak szybko jak
mogłem. Ale pamiętajcie,muszę go zwrócić nietkniętego.
– Jasne
– odparł Dean bez mrugnięcia okiem. – Już ja się
postaram,żeby chciał współpracować.
– Mówię
poważnie,Dean – Tak,jakby Castiel kiedykolwiek zażartował. –
Ale opowiedzcie mi dokładnie o co chodzi.
– Powiemy
ci wszystko po drodze,Cas. Nie ma czasu do stracenia.
*
– Ach
więc tu sprowadzacie perwersyjne panienki? – powiedział
zgryźliwie Metatron. Siedział pośrodku olbrzymiego pentagramu w
najciemniejszej z piwnic bunkra Ludzi Pisma.
– To
ja tu zadaję pytania – powiedział Sam zbliżając się do niego
wolnym krokiem – Ty masz jedynie dostarczyć informacji.
– Informacje
to moja specjalność – Metatron wzdrygnął się,kiedy Sam objął
go żelaznymi łańcuchami. – Inna sprawa czy zechcę się nimi
podzielić.
– Lepiej,żebyś
chciał. Co wiesz o Ciemności? – spytał Dean
Oczy
Metatrona rozszerzyły się nie ze zdumienia,lecz szczerego strachu.
– Ciemność?
– powtórzył. – To ona wróciła?
– Co
o niej wiesz?
– Czyżbyście
pozbyli się znamienia z ramienia Deana?
Sam
założył ręce na piersi i popatrzył na niego ze
zniecierpliwieniem.
– Nie
pozbyliście się – stwierdził Metatron wolno kiwając głową. –
No,to cudownie!
– Do
rzeczy!
– Może
i wiem co nieco na jej temat,ale jeśli chcesz mojej pomocy to
trzymaj swojego braciszka z dala ode mnie! – zwrócił się do
młodszego Winchestera anioł.
– Nie
będzie takiej potrzeby – powiedział Sam pochylając się nad nim.
Na
kamiennej posadzce rozległy się kroki. Po chwili do pomieszczenia
oświetlonego tylko pojedynczą żarówką wkroczyła Imoen całą
siłą woli usiłując opanować nerwy.
Metatron
zmierzył ją spojrzeniem od stóp do głów,po czym na jego twarzy
pojawił się ten słynny,przebiegły uśmiech.
– Imoen!
Cóż za niespodzianka! Nie widzieliśmy się od czasów pierwszych
ludzi! Czyżby moje zaklęcie wywołało cię aż z boskiego ogródka?
Zmarszczyła
brwi,lecz Dean posłał jej spojrzenie mówiące „Nie daj się
zwieść”. Skinęła lekko głową na znak,że zrozumiała i
spojrzała na Metatrona.
– Nie
pamiętam,abyśmy byli sobie przedstawieni.
– Och
no tak. Po tym wszystkim braciszek zrobił ci pranie mózgu –
powiedział z udawanym współczuciem.
Imoen
zawirowało w głowie. Podobne słowa padły z ust Amary.
– Zaraz,chwila.
Co? Jaki znowu brat? – Dean wymienił z bratem podejrzliwe
spojrzenia.
– Tajemnica
zawodowa. – Metatron wybuchnął śmiechem. Szybko jednak
umilkł,gdy Dean dopadł do niego i chwycił go za gardło.
– Posłuchaj
mnie,ty sukinsynie,w tej chwili odpowiesz na moje pytanie,albo...
– Dean!
– skarciła go Imoen. – Daj mu spokój. Ja się tym zajmę.
Winchester
popatrzył na nią z niedowierzaniem,ale puścił go.
– Wyjdźcie
stąd. Oboje.
– Słucham?
– spytał Dean z rozbawieniem,ale i z cieniem złości w głosie.
To znamię Kaina,któremu odbierano radość zabawy.
– Wyjdźcie
– powtórzyła starając się opanować drżenie głosu.
– Imoen,on
jest niebezpieczny. Co,jeśli...
– Jest
w łańcuchach,Dean. Nie da rady mnie skrzywdzić,choćby chciał. Tu
chodzi o mnie. Pozwól mi samej poznać odpowiedzi.
Wargi
Deana zadrżały. Chciał coś powiedzieć,ale brakowało mu słów.
Prawdę mówiąc,był dumny z jej postawy,ale męska duma nakazywała
mu trzymać ją z daleka od wszelkiego niebezpieczeństwa. Westchnął
więc ciężko i zbliżył usta do jej ucha:
– Gdyby
coś się działo natychmiast mnie zawołaj.
– Oczywiście.
Ale nie martw się,dam sobie radę.
Miała
ochotę posłać mu przelotny pocałunek,ale powstrzymywała ją
obecność innych osób. Skinęła więc głową i bracia wyszli.
– Brawo
– powiedział ironicznie Metatron – Zdaje się,że panujesz nad
tym potworem.
– Dean
nie jest potworem.
– Och,czyżby?
A czy zdajesz sobie sprawę,ilu ludzi zabił?
Na
myśl o tym zrobiło jej się słabo. Owszem,wiedziała,że był
skłonny czasem zabijać,ale nigdy bez powodu. Przypomniała sobie
jego spojrzenie.
Nie
daj się zwieść.
Podeszła
tak blisko,na ile pozwalały jej zabezpieczenia.
– Nie
wygoniłam ich,aby porozmawiać o Deanie. Chcę porozmawiać o
Ciemności.
Jej
głos był łagodny. Nie było w nim cienia podstępu co najwyraźniej
zbiło z tropu anioła.
– Wiem,że
jest niebezpieczna – ciągnęła – Nawet dla ciebie. Dlatego
pomóż mi,proszę.
Metatron
otworzył usta ze zdziwienia. Był przygotowany na tortury i miał w
zanadrzu defensywę odzywek,lecz nie spodziewał się zwykłej
prośby. W dodatku Imoen miała tak smutny wyraz twarzy,że aż
przeszył go dreszcz niewiadomego pochodzenia.
– No,wiem
że potrafisz – powiedziała lekko nagląco.
– No
dobra – sapnął anioł kręcąc głową. – Ze względu na starą
znajomość,mogę nieco odświeżyć ci pamięć.
– Świetnie
– Obdarzyła go tym samym uśmiechem,którym zdobyła serce Deana.
– A więc czy to prawda,że Amara jest moją siostrą?
– No
jasne. To od was dwóch wszystko się zaczęło.
– Masz
na myśli...świat?
– Zbyt
długo siedziałaś sama – skwitował – Świat. Co niby innego?
Pokiwała
głową wolno przyjmując te informacje do wiadomości.
– Światłością,tak.
Amara Ciemnością,tak. Czy to koniec przesłuchania?
– Ależ
skąd. Mam jeszcze kilka pytań w zanadrzu.
– Nie
masz gwarancji,że odpowiem na wszystkie.
– Nie.
– przyznała pochylając się nad nim – Ale mogę zawołać tego
potwora,jak sam go określiłeś i coś mi mówi,że to zapewni mi
gwarancję.
W
jej tonie nie było ani cienia groźby – wypowiedziała te słowa
tak lekko i radośnie że zabrzmiały strasznie ze względu na niego.
Po raz kolejny boski skryba poczuł się zagrożony.
– Okej,okej.
Pytaj. Ale uprzedzam,że moja cierpliwość też ma swoje granice.
– Amara
powiedziała,że to ja ją uwolniłam. Jak?
– Nie
wiem.
Imoen
uniosła brwi i wolnym krokiem ruszyła w stronę drzwi. Już miała
chwytać za klamkę,kiedy Metatron zorientował się co zamierza i
wrzasnął:
– Nie,stój!
Naprawdę nie wiem! Przypuszczam,że uwolniła się razem z tobą.
To
ją zaciekawiło. No dobrze,ale skoro tak,to dlaczego odezwała się
dopiero teraz?
– To
niemożliwe. Minęły miesiące odkąd upadłam a ona uaktywniła się
dopiero teraz.
– Hej,jesteście
obie starsze ode mnie. Nawet ja nie znam wszystkich waszych
tajemnic,a spisuję każde słowo waszego brata.
Rozchyliła
usta ze zdziwienia. Nagle poczuła się jak wtedy,gdy Alice ją
porwała uprzednio uderzając w głowę. Jak to,brat? Bóg we własnej
osobie jest jej bratem? Mistyczny stworzyciel,którego do tej pory
uważała za ojca?
A
myślała,że nic gorszego w sprawie własnej tożsamości jej już
nie spotka.
– Co
jeszcze o mnie wiesz? – spytała cicho.
– Ding!
Mówiłem,moja cierpliwość ma swoje granice – powiedział
sukcesywnie podnosząc głos.
Mogłaby
naciskać go dalej,wiedziała,że potrafi,ale w tej chwili poczuła
się słaba. Chciała dowiedzieć się więcej,lecz każde kolejne
słowo anioła było jak wycelowany prosto w nią cios,przed którym
nie mogła się uchylić. Za dużo tego. Potrzebowała swoich
przyjaciół. Potrzebowała Deana.
– Dziękuję,Metatronie
– powiedziała uśmiechając się smutno – Już i tak dużo dla
mnie zrobiłeś.
I
wyszła zostawiając go kompletnie osłupionego swoją uprzejmością.
*
Crowley
siedział na swoim tronie znudzony kolejnymi prośbami swoich
poddanych. Opierał głowę o łokieć spoczywający na poręczy i
miał szczerą ochotę przewrócić oczami. Już miał dość
kolejnych list zażaleń,a dzień się dopiero zaczął.
– Jak
wygląda sytuacja w Otchłani? – spytał przerywając jednemu z
półgłówków,których nazywał pomocnikami.
– Chodzi
ci o klatkę,panie? – spytał demon w ciele Azjaty lekko drżącym
głosem.
– Tak,matole!
– warknął – Co jeszcze może znajdować się w Otchłani?
– Nie
zarejestrowaliśmy nic nadzwyczajnego ostatnimi czasy.
Sam
nie wiedział,czy poczuł ulgę,czy też rozczarowanie. Uwięzione
archanioły mogły mu sprawić problemy w królestwie,ale
przynajmniej mógłby zająć się czymś innym niż słuchaniem
raportu na temat opętań.
Machnął
ręką.
– Nieważne.
Kontynuuj.
– Jak
już mówiłem. Od początku tygodnia znaleźliśmy osiem naczyń
używanych przez naszych zwiadowców. Były puste,a oni nie wrócili
z powrotem do Piekła. Podejrzewamy robotę aniołów.
– Nie
miały wypalonych oczodołów – zaprotestowała kobieta w średnim
wieku z prostymi włosami opadającymi na ramiona – Panie,za
pozwoleniem. Wydaje mi się,że zostali przez coś wchłonięci.
– Interesujące
– zakpił. – Masz pomysł co mogło za tym stać?
Głos
miał spokojny,lecz w głowie zapaliła mu się czerwona lampka.
Nagle
drzwi do sali tronowej otworzyły się i wpadł przez nie w pędzie
czarnoskóry mężczyzna w przebraniu robotnika drogowego. Zatrzymał
się na środku i wpatrywał w Crowleya niepewny co powinien dalej
robić.
– Panie...
– Co?
– ponaglił Crowley.
– Znaleźliśmy
ją. Tą,której szukałeś.
Rozchylił
usta ze zdziwienia. No,takiej informacji w tym dniu się nie
spodziewał! Poderwał się z tronu i wolnym krokiem podszedł do
demona.
– Jesteś
absolutnie pewien,że to była ona? – wycedził z wolna każdą
sylabę.
– Jak
najbardziej. Możesz przekonać się sam. Jest w lochach.
No,jeśli
to prawda to trzeba będzie pomyśleć o podwyżce dla tego durnia.
Uśmiechnął się do siebie i bez słowa wyszedł z sali nie
oglądając się za siebie. Słyszał tylko szybkie kroki demonów
podążających za nim wiernie jak psy.
Pordzewiałe
drzwi jednej z najgorszych cel w całym Piekle otworzyły się z
jękiem. Do środka wpadło nikłe światło z zewnątrz torując
sobie drogę przez ciemność. Crowley zrobił krok do środka.
Siedząca pod ścianą kobieta z rękoma skutymi kajdanami uniosła
głowę pokrytą rudymi lokami. Na jej widok Król Piekła zmrużył
oczy i uśmiechnął się tryumfalnie.
– Witaj
matko. Jak miło,że nareszcie się spotykamy.
--------------------------------------------------------------------------------
Ha,i znowu niespodzianka! :D Ale przyznaję uczciwie,że Rowena odegra ważniejszą rolę za jakiś czas,na razie ją wprowadziłam,żebyście mieli świadomość,że i ona w tym opowiadaniu jest. Mało było gifów ostatnio to postanowiłam nadrobić to w tym rozdziale,zwłaszcza charakterystyczne "Hello" Casa :)
Następny się pisze,powinnam zdążyć do przyszłego tygodnia,bo będzie on dla mnie względnie wolny,ale jeśli nie,nie martwcie się,rozdział na pewno niedługo się pojawi :)
Mnie bardzieh iteresuję Amara niż Rovena zastanawiam się co u Lucyfera i jego braciszka nie sodzę by Rovena miała jakiś istotne informację iteresują mnie plany Lucyfera i czy ma coś z tym wspulnego Sam i jakie plany ma wobec Sama Bóg zamało Sery i Sama pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDostaniesz Lucyfera kochana,już niedługo,bo właśnie ułożyłam sobie z nim fabułę,muszę ją tylko umieścić w konkretnym momencie :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ten rozdział ;) biedna Imoen, pewnie nie wie, że Bóg jest jej bratem bo z tego co wyczytałam w rozdziale to nawet o tym nie wspomniałaś (albo przeoczyłam :D ) Jestem ciekawa co Amara chce od Imoen. No i wreszcie Crolwey :D Coś czuję, że Rowena odegra jakąż ważną rolę jak sama zresztą wspomniałaś i chyba się domyślam, ale nie powiem :D
OdpowiedzUsuńAch,ty komplemenciaro :* Imoen się domyśliła,jest mało doświadczona,ale zdecydowanie nie głupia oj co to to nie :D Taak,sama tęskniłam za Fergusem :D I koniecznie powiedz czego sę spodziewałaś,jeśli już się wyjaśni :)
UsuńOczywiście, że powiem ale w następnym rozdziale ;) Uwielbiam czytać twoje opowiadania, są wciągające. Oby tak dalej i tak czy siak będę zasypywać komplementami bo naprawdę świetnie piszesz :D
UsuńHaha ależ ja nie narzekam,po prostu czasem aż mi dziwnie,że aż tak się mnie wychwala ;)
UsuńTylko spróbowałabyś narzekać to od razu bym zaczęła swoją gadkę :P żartuje oczywiście ;)
Usuń