sobota, 27 lutego 2016

18. Everything looks different,now that I see you


Dean siedział na twardej ławce opierając łokcie na udach. Charakterystyczny zapach działał mu na nerwy. Nienawidził szpitali-wolał sam zajmować się swoimi ranami niż narażać na zbędne pytania i formalności. Lecz ona nie zasługiwała na zaciskanie zębów i powstrzymywanie łez podczas szycia bez żadnego znieczulenia. Nie była z jego świata,dosłownie i w przenośni. Nie mógł pozwolić,aby brutalność jego świata odcisnęła na niej piętno. No dobrze,czasem to robiła,ale dopóki on będzie na warcie nie dopuści by stała jej się żadna krzywda. Dlatego też zabrał ją do szpitala.
Odzyskała przytomność kiedy zatrzymał się na parkingu. Zamrugała i popatrzyła na niego ufnym wzrokiem uwalniając w jego sercu lawinę ciepła.
Sprzedał personelowi bajeczkę o tym,że Imoen spadła ze schodów przy okazji je rozwalając co wyjaśniało drzazgi. Czuł,że lekarze nie do końca mu uwierzyli,bo szczególnie nieufnymi spojrzeniami obdarzyli miejsca po kajdankach. Na szczęście wtedy z pomocą przyszła mu Imoen:
Spokojnie,to nie przez niego stała mi się krzywda.
I uśmiechnęła się pełnym wdzięczności uśmiechem,którym przy okazji oczarowała innych. Do tego stopnia,że padło niewygodne,acz przewidywalne pytanie:
Pan jest jej mężem?
Jeszcze nie – odparł z kpiącym uśmiechem zamykając wszystkim usta.
Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem i z gabinetu lekarskiego wyłoniła się Imoen. Na policzku miała plaster w miejscu,gdzie drasnęła ją drzazga,na nadgarstkach bandaże cuchnące jakąś paskudną maścią,a na szyi kilka małych opatrunków. Przynajmniej tyle było widać na pierwszy rzut oka. Nie traciła jednak dobrego humoru i uśmiechnęła się kiedy tylko go zobaczyła.
Za kilka dni dojdzie do siebie – oznajmiła chłodno czarnoskóra lekarka z włosami związanymi w ciasny kok. Zapisała coś na podkładce – Głównie trochę się poobijała,więc ma kilka siniaków plus kilka zadrapań. I skarży się na ból w prawej nodze,ale to nic takiego. Nie mam pojęcia tylko skąd wzięła się rana na szyi...
Posłała Deanowi niechętne spojrzenie jakby zastanawiała się,czy nie zgłosić na policję znęcania się. Postawa Imoen odwiodła ją od tego i w końcu machnęła ręką.
Mogę jeszcze raz prosić pani nazwisko? Jean...
Reynolds – odparł szybko Dean. – Jean Reynolds.
Kobieta skinęła głową.
Dobrze. – Znów coś dopisała – Gdyby poczuła się pani gorzej,proszę się jeszcze zgłosić. I tym razem mieć przy sobie dowód tożsamości.
Na pewno wszystko będzie w porządku – powiedział Dean posyłając jej uprzejmy uśmiech. Lekarka w końcu przełamała niechęć i odwzajemniła uśmiech. Delikatnie,ale jednak.
Skinęła im jeszcze głowami i oddaliła się zapewne do reszty pacjentów.
A więc teraz jestem Jean Reynolds? Czy to dlatego,że jestem człowiekiem?
Nie. To dlatego,że nie mógłbym zdradzić kim naprawdę jesteś. W naszym zawodzie czasem tak trzeba. Jak się czujesz?
Trochę bolało,kiedy mnie opatrywała,ale już dobrze. Tylko... – spuściła wzrok jakby zawstydzona – Mam dziwne,wibrujące uczucie w brzuchu. Jakby coś mnie zasysało od środka.
Ach – Dean szczerze się roześmiał. Ruszyli korytarzem – Jesteś głodna.
Czy to bardzo źle? – zaniepokoiła się.
Ależ skąd. To normalne. Szczerze mówiąc,ja też umieram z głodu. Chodź,pojedziemy coś zjeść.
Impala zawiozła ich do dosyć przytulnej knajpki w okolicach Lebanon. Znacznie różniła się od tych,które odwiedzali z Samem będąc w trasie. Ale podobnie jak ze szpitalem Imoen zasługiwała na to co najlepsze.
Wnętrze było zatłoczone-ludzie siedzieli przy nakrytych kraciastą ceratą okrągłych stolikach w stylu bistra. Ściany pomalowano na jasny kolor co w połączeniu z dużymi oknami zapewniało pomieszczeniu tony światła. W dodatku wszędzie było czysto i z każdego zakątka dawało się czuć zapach pieczonego mięsa i sosu,od których Deanowi zaburczało w brzuchu.
Cudem odnalazł wolny stolik tuż pod oknem. Imoen rozglądała się dookoła z ciekawością,podczas gdy on studiował menu. Kątem oka widział jednak,że mężczyźni posyłają jej znaczące uśmiechy a ona nieświadomie je odwzajemniała. Szybko jednak mierzył takiego delikwenta swoim spojrzeniem sprawiając,że natychmiast zapominał o nieco poturbowanej,ale uroczej brunetce.
Nie rozglądaj się tak – mruknął znad karty – Nie wszystkim ludziom można ufać. Ale o tym chyba już wiesz.
Przepraszam – powiedziała pokornie spuszczając wzrok. – Masz rację,powinnam pamiętać.
Owszem. Ale hej,nie pozwolę nikomu więcej cię skrzywdzić.
Przez chwilę toczył ze sobą wewnętrzną walkę,ale w końcu przypomniał sobie,że nie po to prawie zatracił się w szaleństwie mordu aby ją odnaleźć,żeby teraz znów zacząć uciekać. Wyciągnął więc dłoń na stole. Imoen posłała mu pytające spojrzenie,ale nieśmiało wyciągnęła i swoją. Dean uśmiechnął się leniwie i czule ściskając jej palce aż poczuła wewnątrz przyjemne ciepło. Zazwyczaj czułaby wibrowanie części łaski,lecz teraz nic takiego nie miało miejsca. Zamiast tego pojawiło się dziwne ukłucie w okolicy klatki piersiowej.
Spoglądali sobie w oczy aż wreszcie Dean dostrzegł stojącą nad nimi kelnerkę. Miała na sobie niebieski uniform,związane w gruby warkocz blond włosy i rozbawienie wymalowane w oczach.
Przepraszam,że przeszkadzam w randce,ale czy mogłabym przyjąć zamówienie?
Puścił jej dłoń i odchrząknął chowając ręce pod stół. Poczuł się lekko zażenowany,co nie zdarzało się często. Kelnerka zapisała podane zamówienie i szybko się oddaliła.
Wiedział co za chwilę nastąpi.
Co to jest randka?
No i stało się.
Odłożył kartę na bok i oblizał usta unikając jej ciekawskiego wzroku.
Randka jest wtedy kiedy dwoje ludzi spotyka się,żeby obejrzeć film,zjeść coś,tańczyć,nie wiem,nigdy nie byłem na randce – dokończył zniecierpliwionym tonem.
Imoen przechyliła głowę zmrużyła oczy zastanawiając się przez chwilę nad jego słowami.
Więc może jesteś teraz? – powiedziała wreszcie kompletnie go rozbrajając.
Zmarszczył brwi.
Co? Nie! My nie... – zaczął się jąkać – To nie jest randka.
Dlaczego? Przecież sam nie wiesz jak ona wygląda.
To prawda – westchnął – Ale mam mgliste przeczucie jak powinna wyglądać.
No jak? – uniosła z ciekawości brwi i był ciekaw czy go podpuszczała i tak naprawdę wiedziała co to randka,czy też naprawdę chciała się dowiedzieć.
Kolacja. Wino. Księżyc. Nastrojowa muzyka. I przede wszystkim dwoje ludzi,którzy się... – ugryzł się w język zanim zdążył powiedzieć „kochają”. Może nie było to odpowiednie słowo do każdej definicji randki,ale do jego wyobrażenia na temat ich randki-jak najbardziej.
Nieważne – mruknął – Zapomnij o tym.
Dean ja rozumiem – powiedziała niespodziewanie biorąc głęboki oddech. Skrzywiła się lekko najwyraźniej odczuwając ból w potłuczonych żebrach.
Rozumiesz co? – spytał wolno i wyraźnie.
Wiem dlaczego taki jesteś. Dlaczego tak się zachowujesz.
Och,naprawdę? – Czyżby w jakiś sposób zgadła,że jego wewnętrzna bariera przed zaangażowaniem się wynikała z faktu,że Imoen jest aniołem?
Tak. Nie miałeś łatwego życia. Rozumiem to. To znaczy,może nie wiem przez co przeszedłeś,ale rozumiem że nie było to dla ciebie łatwe. Nie musisz więcej uciekać. Nie musisz mnie przed tym chronić.
Dean westchnął i przejechał dłonią po twarzy. Cholera. Nie tego się spodziewał. Imoen oczywiście miała rację,jednak on sam nie chciał tego przed sobą przyznać. Nie chciał jej wciągać w swoje popaprane życie tym bardziej,że jeśli tylko otworzą bramy Nieba ona z niego zniknie. Zrobiło mu się zimno,jakby arktyczny wiatr musnął jego serce gdy tylko pomyślał sobie,że wkrótce mogła odejść.
Tym bardziej więc należało walczyć o każdy dzień,wykorzystywać każdą okazję.
Dobrze. Masz rację. Ale to nie jest odpowiednie miejsce aby na ten temat rozmawiać. Obiecałem ci,że wyjaśnię ci wszystko kiedy poczujesz się lepiej. I dotrzymam słowa.
Skinęła głową patrząc na niego bez cienia radości. I chociaż na widok smutnej Imoen ścisnęło mu się serce,twardo obstawiał przy swoim. Na szczęście kelnerka z zamówieniem rozluźniła nieco atmosferę. Postawiła przed nim burgera z frytkami,a przed Imoen talerz z sałatką. Jeden burger postawiła pośrodku tak...na wszelki wypadek.
Szybko ugryzł kęs i westchnął z rozmarzeniem. O tak,tego mu brakowało.
Spróbuj – powiedział z pełnymi ustami kiwając w jej stronę.
Ostrożnie wzięła do ręki widelec i zanurzyła go w sałatce. Po chwili uniosła go do ust i skrzywiła się.
Fuj! – parsknęła odsuwając talerz – To obrzydliwe! Jak ludzie mogą to jeść?!
Zapytaj mojego brata – stwierdził tłumiąc śmiech. – Masz,spróbuj tego.
Podsunął jej drugi talerz.
Wzięła z niego przykład i odłożyła widelec. Ugryzła kawałek i przez chwilę delektowała się smakiem. W końcu westchnęła cicho i przymknęła oczy.
Mm,pycha!
Moja dziewczynka! – powiedział Dean zanosząc się śmiechem. Nie przypuszczałby,że akurat ona mogłaby zasmakować w jego ulubionych daniach,więc jej zachowanie było śmieszne,ale też urocze. Serce po raz kolejny zalała mu fala ciepła.
Dokończyli posiłek,pogawędzili jeszcze przez chwilę i ruszyli w drogę powrotną do bunkra. Teraz dla odmiany nie odzywali się prawie w ogóle. Imoen wpatrzona w drogę oderwała na moment od niej spojrzenie i popatrzyła na Deana. Jego surowe oblicze,skupienie i dłonie leżące swobodnie na kierownicy przywołały jej na myśl wspomnienie niedawnego pocałunku. Te same palce ściskające raz za razem kierownicę na jej policzku,jego pełne usta całujące jej wargi...
Westchnęła cichutko i poczuła dziwne napięcie w okolicy ud. Zaskoczyło ją,bo nawet z łaską nie odczuwała dotychczas czegoś takiego. Uznała to więc za echo człowieczeństwa.
Milczenie zaczynało jej w końcu doskwierać.
Dean? – zagadnęła cichutko.
Tak? – spytał niskim,chrapliwym głosem.
Chciałabym kiedyś pójść na taką randkę.


*


Sam szedł korytarzem prowadzącym do sypialni zapinając guziki kraciastej koszuli. Spędzili jeszcze z Sarą kilka chwili na przytulaniu po prostu ciesząc się swoją obecnością,ale w końcu uświadomili sobie,że wkrótce wrócą Dean i Imoen.
Może wcale nie wrócą tak szybko? – zasugerowała Sarah przeciągając się.
Sam parsknął ledwo tłumiąc śmiech.
Sądzisz,że zaszyli się gdzieś w przydrożnym motelu i zajęli tym czym my?
No cóż,nie powiesz mi chyba,że nic między nimi nie ma.
Nie drwij ze mnie. Ślepy by to zauważył. No i znam swojego brata,ale to jednak nie w jego stylu.
Och,a więc mnie też zamierzałby od razu prosić o rękę?
Młodszy Winchester uśmiechnął się na to wspomnienie. To właśnie Dean pierwszy dostrzegł Sarę na przyjęciu w domu aukcyjnym i oczywiście usiłował ją uwieść.
Nie. Ale nie widziałaś nigdy zakochanego Deana.
Sarah uniosła brwi zaskoczona. Sam po prostu pokiwał głową. Z pełną powagą.
Wiesz co jeszcze myślę? To pomaga mu wygrać ze znamieniem. Widziałaś jak rozprawił się z Abaddon i Naamą. Ale kiedy przypomniał sobie o niej...to jakby ręką odjął.
Racja – przytaknęła.
Dalszą wymianę zdań przerwał im telefon. Jęknął i zmusił się do zwleczenia się z łóżka. Natychmiast oprzytomniał kiedy spojrzał na wyświetlacz.
Cas! Wszystko w porządku? Próbowaliśmy się do ciebie dodzwonić od wczoraj!
Wiem,wybacz Sam. Byłem zajęty. Właśnie dlatego dzwonię. Musimy się spotkać.


*


Przez resztę drogi Dean miał w pamięci słowa anielicy. Kiedy tylko je wypowiedziała,zacisnął palce mocniej na kierownicy,a serce mu się ścisnęło. W jej głosie było tyle żalu! Od razu poczuł się winny. Nic jednak nie powiedział,ale obiecał sobie,że gdy tylko odnajdą jej łaskę,spełni jej prośbę. I nie przeszkodzi mu w tym ani Crowley ani Metatron chociażby poruszyli całe Niebo i Piekło.
Ponownie przed oczami stanęła mu wizja ich randki. Dobra kolacja. Wino. „Love song” rozbrzmiewający cichutko w tle. Czerwona sukienka Imoen leżąca na podłodze i ona sama odchylająca głowę do tyłu pod wpływem pocałunków w szyję i niżej i niżej...
Cholera,Winchester jesteś pieprzonym romantykiem!
Zamrugał oczami nie pozwalając sobie na odpłynięcie w marzenia kiedy prowadził. Z ulgą wjechał w drogę prowadzącą do bunkra.
Wszystko dobrze? – spytał kiedy wysiedli.
Jasne – odparła nieco zaskoczona.
Odpowiedział jej uśmiechem chcąc nieco załagodzić sytuację,bezgłośnie obiecać jej to co przed chwilą obiecał sobie. Słowa wolał bowiem zachować dla siebie i sprawić jej niespodziankę. Zanim zamknął Impalę przypomniał sobie o koszuli leżącej na tylnym siedzeniu. Koszuli,którą nosiła Imoen. Wziął ją i westchnął bezgłośnie patrząc jak anielica oddala się oddala.
W bunkrze natknęli się na siedzących naprzeciwko siebie przy stole z mapą świata Sama i Sarę. Ci zaś odwrócili głowy w ich kierunku gdy tylko usłyszeli trzaśnięcie głównych drzwi. Widząc ich miny Dean natychmiast domyślił się,że czekali na nich.
O. Czyżby koniec problemów w raju? – zagadnął siląc się na żartobliwy ton.
Sarah wymieniła szybkie spojrzenie z jego bratem.
Tak. Ale nie o to chodzi. Dzwonił Cas.
Chciał się z nami spotkać jak tylko wrócicie – dodała Sarah.
Okej. Powiedział chociaż o co chodzi?
Sam spuścił wzrok. Kiedy tylko się o tym dowiedzieli poczuli się skołowani. Chcieli tego odkąd Imoen się pojawiła,ale teraz nawet i oni nabrali wątpliwości. Strach pomyśleć jak zareaguje Dean. Nie chciał zrzucać tego na Sarę,więc wziął głęboki oddech i oznajmił:
Cas dowiedział się jak dostać się do Nieba.
Och – wydusił z siebie Dean bez cienia jakichkolwiek emocji. Zamrugał kilka razy i chciał coś dodać,ale nic nie przychodziło mu do głowy.
To...świetnie – oznajmiła Imoen siląc się na uśmiech. Spojrzała ukradkiem na Deana,a kiedy tylko wyłapał jej wzrok,odwróciła go.
Taaak,ale jest coś jeszcze. Anioły popełniające samobójstwa. – dorzuciła szybko Sarah chcąc ratować umierający dobry nastrój.
Dlatego Cas chce żebyśmy się spotkali w siedzibie jego buntowników.
To ciekawe – mruknął Dean – Dobra,ale nigdzie nie jedziemy dopóki nie napiję się kawy i nie wezmę prysznica. Masz współrzędne Sammy?


*


Niedługo potem Winchesterowie,Sarah a także i Imoen prowadzeni przez Castiela przeszli przez mosiężne drzwi do ogromnego pomieszczenia,które z powodzeniem mogłoby być siedzibą korporacji a tymczasem służyło za bazę na froncie anielskiej wojny. Wszędzie dookoła kręciły się anioły,telefony się urywały i słychać było ciche rozmowy toczone nie tylko po angielsku.
Dowódco! – Na widok Castiela do przybyłych zbliżyła się brązowowłosa anielica z sięgającymi ramion lokami ubrana w oficjalny,biurowy wręcz strój. Uśmiechnęła się lekko na widok Casa i obdarzyła krótkim spojrzeniem kobiety.
Sam,Dean,Sarah,Imoen. To Hannah.
Winchesterowie – stwierdziła. – Wiele o was słyszałam. O tobie też,siostro. Ale..
Jestem ich przyjaciółką – wtrąciła Sarah.
Och. – powiedziała tylko Hannah i zwróciła się do Castiela: – Jozjasz zniknął. Od morderstwa Ezry nikt go nie widział. Sądzimy,że..
Że to on jest zabójcą? – podchwycił szybko Sam.
A kto inny? – Hannah posłała im dziwne spojrzenie – Przeszukaliśmy teren,ale zniknął.
Bez skrzydeł nie – stwierdził Dean.
Castiel podał mu dane i po chwili Sam odnalazł jego dane w komputerze. Nagle jeden z aniołów odwrócił się i nieco nieśmiało zawołał:
Dowódco? Mam coś. W pamięci telefonu jest nagranie zrobione tuż przed wybuchem.
Wideo przedstawiało początkowo wygłupy jakichś nastolatków,jednak później wyraźnie dostrzegli anioła odrzucającego poły płaszcza i wbijającego sobie w pokrytą runami pierś sztylet z okrzykiem: „Robię to dla Castiela”.
Wszyscy otworzyli usta ze zdumienia. Dean już miał coś powiedzieć,ale Imoen go uprzedziła:
Castielu! – zawołała rozszerzając szeroko oczy. – Jak mogłeś coś takiego zrobić?
Ton jej głosu nie był ganiący,lecz pełen żalu i rozczarowania. Wpatrywała się w brata ze smutkiem. Dean miał ochotę przyprzeć Casa do ściany chociażby za to.
To nie ja. Nigdy nie prosiłbym anioła,żeby poświęcił siebie i zabił niewinnych. Niedobrze mi.
Starszy Winchester obrzucił go krótkim spojrzeniem nie do końca mu wierząc.
To dlaczego w takim razie to zrobił? – spytał Sam.
Cofnij – powiedziała Hannah. Kamera zatrzymała się na dziewczynce,przed którą anioł popełnił samobójstwo – To Esther,anioł. Zwolenniczka Metatrona.
Czyli to rytualne morderstwo a nie samobójstwo – Bardziej stwierdziła niż zapytała milcząca dotąd Sarah.
Sam nie wiem.
Znamię odezwało się w najmniej odpowiednim momencie.
Przestań Cas! Widzę,że starasz się być dobry. Ale kiedy ostatnio miałeś taką władzę zabijałeś anioły i ludzi!
Dean – powiedziała stanowczo Imoen kładąc dłoń na jego ramieniu. Poczuła jak jego ciało rozluźnia się pod wpływem wypuszczenia wstrzymywanego dotąd oddechu.
Możemy porozmawiać gdzie indziej? – zasugerował nieśmiało Sam.
Castiel bez słowa ruszył w kierunku przeszklonego gabinetu.
Wy zostańcie – poleciła Hannah. – Imoen chodź ze mną. Przedstawię cię innym aniołom.


*


I tak właśnie znalazłam się tutaj – zakończyła swoją opowieść Imoen prześlizgując się wzrokiem po grupce zgromadzonych. Ich miny nie były bynajmniej wesołe,co ją zmartwiło.
To naprawdę... – Hannah urwała i zamrugała szukając odpowiednich słów. – To naprawdę niezwykłe. Żadne z nas nigdy wcześniej o tobie nie słyszało.
Wiem – powiedziała Imoen uśmiechając się smutno. – Nie spodziewałam się niczego innego.
Pomożemy ci – oznajmiła wesoło Hannah. Imoen od razu ją polubiła. – Zrobimy wszystko co w naszej mocy,żebyś wróciła do Nieba najszybciej jak to możliwe.
Dziękuję – odparła beznamiętnie i spojrzała ukradkiem na Sarę. Blake wychwyciła jej spojrzenie i odczytała je bardzo wyraźnie.
Jej nie potrzeba powrotu a własnej tożsamości – pomyślała. Jeszcze kilka tygodniu temu z pewnością obstawiałaby,że anielica tęskni za domem. Ostatnie wydarzenia uświadomiły jej jednak,że się myli. Imoen odnalazła się w ich świecie. Zwłaszcza przy pomocy jednej osoby,lecz widziała,że mimo wrodzonego uroku i wiecznego uśmiechu na twarzy zdarza jej się czasem odpłynąć myślami. Mogła się założyć,że to z powodu swego niewiadomego pochodzenia. Gdyby nie Metatron,zapewne tkwiłaby dalej w swoim małym świecie.

Ale czy to naprawdę było takie dobre?


-----------------------------------------------------

No macie,macie. Zadowolone? Mam nadzieję :D 
Nie mam pojęcia co się stało z czcionką na sam koniec,dziwne bardzo o.O Ech,wróciłam na zajęcia i mam coraz mniej czasu na pisanie,dlatego póki weekend w pełni to się do tego zabieram,bo w tygodniu jest bardzo ciężko. Ale nie martwcie się,nie zamierzam przestać,przewiduję po prostu opóźnienia w dodawaniu rozdziałów. Bądźcie cierpliwe :*

4 komentarze:

  1. Biedna Imoen. Jak wreszczie się zaklimatyzowała na Ziemii, to znaleźli sposób na powrót do nieba.
    Powodzenia na zajęciach i dużo weny.
    Pozdrawiam, kitty

    OdpowiedzUsuń
  2. Den się jeszcze zakocha zobaczycie Imo choć bardzo ją lubię do Dena nie pasuję lubię takiego romatycznego Dina ta kelnerka pasowałaby do Dina ta lekarka ciut mnie przeraziła Imo lubiąca hamburgery super sprawa pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Bosko, bosko :D duuużo Demoen przede wszystkim, no ale kurcze dlaczego teraz znaleźli sposób powrotu do Nieba? Nie mogli z tym zaczekać?? Mam nadzieję, że nie zniszczysz tego bo normalnie naślę na Ciebie Crowley'a :P żartuję a swoją drogą co z Królem Piekła? Domyślam się, że ot tak nie odda łaski Imoen, na pewno w zamian coś będzie chciał. Ach, Dean i jego nieco zboczone myśli :p no może nie zboczone a romantyczne. Zakochał się Imoen ja to wiem ;) ciekawa jestem kiedy tak naprawdę "otworzy się" przed nią i wyjawi swe uczucia :D czekam na kolejny rozdział i zapraszam na mój blog jutro na nowy rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się,że się podobało :) Co do tego powrotu do Nieba to mam nadzieję,że nieco Was tu zaskoczę,no ale to troszeczkę później. Crowley jak najbardziej będzie,spokojnie. Nie zostawię tego wątku tak sobie odłogiem.
      Czy nie zniszczę? Hm...hm...hm...To jest myśl! xD
      No to do jutra w takim razie :*

      Usuń

Theme by Hanchesteria