Dean
wolno otworzył oczy i powiódł uważnym wzrokiem po otoczeniu.
Imoen wciąż spała odwrócona do niego tyłem i ani drgnęła,gdy
wysunął się z łóżka.
Jego
bose stopy uderzały bezgłośnie o posadzkę,gdy szedł w kierunku
serca bunkra. Nie wiedział dlaczego,po prostu czuł,że właśnie w
tej chwili musi się tam wybrać.
Zmarszczył
brwi na widok ciemnej postaci stojącej w kącie. Nie wiedział skąd
ani kiedy wytrzasnął stalowy pogrzebacz. Z każdą minutą serce
biło mu szybciej,lecz nie ze strachu,ale złości. Czyżby kolejny
duch zamierzający zmącić im szczęście?
Gdy
jednak zbliżył się wystarczająco,postać odwróciła się i jego
oczom ukazała się twarz Amary. Natychmiast uniósł
pogrzebacz,chociaż wiedział że na niewiele się to zda.
– Spokojnie,Dean.
Nie jestem tu naprawdę i ty też nie. To wszystko ci się śni.
Słuchaj mnie uważnie. Spotkasz się ze mną rano w miejscu naszego
pierwszego spotkania.
– Ciekawe.
Dlaczego niby miałbym ci uwierzyć? – spytał zakładając ramiona
na piersi.
Amara
machnęła ręką i złapał się za głowę,która zdawała mu się
pękać. Wypełniały ją bowiem obrazy krzyczącej przeraźliwie
Imoen. Trzymała się za zakrwawiony brzuch,a po bladych jak papier
policzkach ciekły jej łzy. W oddali słychać było histeryczny
płacz dziecka i obłąkańczy śmiech.
– To
nie była prośba. Jeśli tego nie zrobisz,to co właśnie ujrzałeś
stanie się prawdą. Czekam do dwunastej.
– Dean!
Dean,obudź się!
Wściekłe
szarpanie ze wszystkich stron przywróciło go do rzeczywistości.
Zerwał się gwałtownie i desperacko wciągnął powietrze. Jego
spojrzenie spoczęło na stojącej nad nim Imoen oplatającej się
rękoma w obronnym geście. Miała zaciśnięte usta i błysk
przerażenia w oczach. Po obu jej stronach stali Sam i Sarah z równie
zaniepokojonymi minami.
– C-co
się stało? – wymamrotał.
– Okropnie
krzyczałeś i wierzgałeś nogami na prawo i lewo. Przestraszyłam
się i pobiegłam po pomoc. – wyjaśniła cicho Imoen.
– O
cholera,nic ci nie jest? – Teraz to on się przestraszył. A jeśli
zupełnie nieświadomie kopnął ją w brzuch?
– Ze
mną w porządku,ale co tobie było? Śnił ci się jakiś koszmar?
Zawahał
się przez moment z odpowiedzią. Miał już więcej jej nie
okłamywać,ale jeśli dowiedziałaby się o ultimatum Amary,też by
jej to nie pomogło
Wymienił
szybkie spojrzenie z bratem. Sam patrzył na niego ze zmarszczonymi
brwiami i Dean miał niemalże pewność,że domyślił się o co
chodziło. Sarah natomiast głęboko się nad czymś zastanawiała.
Jej zamyślone oblicze wyglądało dość komicznie w zestawieniu z
różowym,jedwabnym szlafroczkiem i czarną koszulą nocną,ale w tym
momencie nie było mu do śmiechu.
Wreszcie
zadecydował powiedzieć prawdę i zwrócił się do Imoen:
– Tak,miałem
koszmar. Śniła mi się Amara.
Imoen
wciągnęła głośno powietrze w płuca.
– Czego
chciała?
– Ona...
– Po raz kolejny się zawahał. Nie,dość już kłamstwa. Nie
zamierzał po raz kolejny rozczarować ukochanej – Wymusiła na
mnie torturami spotkanie.
– Czego
znowu może od ciebie chcieć? – westchnęła Sarah.
– Nie
wiem,ale zamierzam się dowiedzieć.
Spojrzał
na stojący na szafce nocnej zegar. Dochodziła szósta rano.
Odrzucił więc kołdrę i wstał.
– Jadę
z tobą – oznajmiła Imoen także się podnosząc.
– Nie
– zaprzeczył kategorycznie Sam. – Jeśli ktoś ma jechać z
nim,to ja.
– Ale
ona jest moją siostrą i...
– A
on moim bratem – urwał młodszy Winchester. – Co by się nie
działo,zawsze trzymamy się razem.
– Fajnie,że
daliście mi zadecydować – mruknął Dean. – Wybacz Imo,ale
Sammy ma rację. Zawsze pakujemy się w kłopoty razem. Twoja siostra
czy nie,nie zamierzam cię teraz narażać.
– Ma
rację – dodała Sarah widząc,że Imoen już otwierała usta – W
twoim stanie nie powinnaś już nawet zbyt długo chodzić,a co
dopiero ryzykować spotkanie z szurniętą siostrzyczką. Bez urazy.
– No
dobra. – przyznała. – Gdzie kazała ci się zjawić?
*
Poranny
blask słońca malował się już na niebie,gdy Dean zatrzymał
Impalę tuż obok drogi,w miejscu gdzie rosły nieliczne krzaki,za
którymi mogli ukryć sporych rozmiarów samochód.
– Pamiętaj,że
masz wkroczyć tylko w ostateczności. – przypomniał bratu Dean. –
Amara nie może cię zobaczyć,bo nie wiadomo co chowa w zanadrzu.
– Pamiętam
– mruknął Sam. – Ale to nie znaczy,że mi się to podoba.
– To
nie koncert życzeń,Sammy – skwitował jego brat uśmiechając się
kącikiem ust.
Ruszył
w kierunku pustego stepu. Była to bezkresna przestrzeń pokryta gołą
ziemią,na której nic nie rosło. Zastanawiał się,czy to aby nie
sprawka właśnie Amary.
Stanął
dobrych kilkanaście kroków od głównej drogi i rozejrzał się,ale
poza nim nie było tu żywej duszy. Rozłożył więc ręce i
wrzasnął ile sił w płucach:
– Amara!
Wyłaź gdziekolwiek jesteś! Chciałaś mnie widzieć,więc jestem!
Czekał
jakieś pół minuty aż usłyszał szelest za swoimi plecami.
Odwrócił się i ją zobaczył. Stała dumnie wyprostowana
uśmiechając się stanowczo zbyt słodko.
– Witaj,Dean.
Nie sądziłam,że moja wiadomość dotrze tak szybko.
– A
jednak. Gadaj czego chcesz. Jeśli chodzi o Imoen...
– Tak,o
nią chodzi.
– ...nigdzie
z tobą nie pójdzie – zakończył puszczając jej słowa mimo
uszu.
Amara
uśmiechnęła się krzywo.
– To
się jeszcze okaże,bo moje plany zależą w tej chwili od ciebie.
Zrobiła
kilka kroków okrążając starszego Winchestera,który nie spuszczał
z niej wzroku.
– Powiedz
mi... – zaczęła zatrzymując się – Jak bardzo kochasz moją
siostrę?
Rozchylił
usta,ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Zupełnie nie
spodziewał się takiego pytania i nie wiedział,jak na nie
odpowiedzieć.
– Wiem,że
ona kocha ciebie. Spędziłyśmy w odosobnieniu wiele lat,ale
dostrzegam to. Miłość to zbyt charakterystyczne do przeoczenia
uczucie. Pytanie tylko,jak bardzo ty kochasz ją?
Postanowił
powiedzieć prawdę,chociażby po to,by nie dać jej satysfakcji.
– Z
całego serca. Żadnej kobiety w życiu nie kochałem bardziej.
Dlatego jeśli zamierzasz ją odebrać siłą,będę walczył,żeby
ja tu zatrzymać,rozumiesz?
Na
ułamek sekundy na jej twarzy pojawiło się zmieszanie. W głowie
Winchestera zapaliła się czerwona lampka. Coś się z nią
działo,pytanie tylko czy powinien się obawiać.
– Głupcze,nie
możesz mnie zranić. Jesteśmy powiązani,pamiętasz? A
czy...kochałbyś ją gdyby nie była tak urocza i niewinna? Gdyby
była całkiem inną osobą?
– Oczywiście.
– odparł bez wahania.
– Niech
będzie. Zatem przekonajmy się.
Machnęła
dłonią i Dean poczuł,jak ziemia usuwa mu się spod nóg,a w głowie
wiruje.
Sam
obserwujący tą scenę z daleka otworzył usta,gdy zobaczył brata
po prostu rozmywającego się w powietrzu. Bez zastanowienia ruszył
pędem w kierunku Amary.
– Co
mu zrobiłaś?! – wrzasnął wyciągając zza kurtki anielskie
ostrze.
– Spokojnie.
– odparła znudzonym głosem – Niedługo wróci.
W
ułamku sekundy i ona zniknęła. Sam złapał się za głowę i
opadł na kolana krzycząc wniebogłosy. Paraliżujący ból zaatakował bowiem znikąd jego głowę i po kilku sekundach stracił przytomność.
*
Światło
słoneczne wybudziło go ze snu. Dean wolno otworzył oczy i zamrugał
przyzwyczajając je do jasności. Ostrożnie uniósł głowę
odkrywając,że spoczywała oparta o kierownicę Impali. Rozejrzał
się dookoła początkowo nie wiedząc,co się stało,lecz po chwili
przypomniał sobie wszystko - Amarę,jej dziwne pytania,zawroty
głowy.
Tylko
co się tak właściwie stało?
Wychylił
się przez okno i jego oczom ukazało się osiedle domków
jednorodzinnych. Każdy wyglądał do złudzenia tak samo – okna z
ciężkimi okiennicami,biała boazeria i aż zanadto zadbane ogródki
z trawą przyciętą co do milimetra. W dodatku w okolicy panowała
idealna cisza,chociaż był środek dnia.
– Chcesz
mi uświadomić,jak będzie wyglądało moje nowe życie? – mruknął
uśmiechając się do siebie ironicznie.
Skoro
miał przy sobie swoją dziecinkę,postanowił jej użyć,aby
zwiedzić okolicę i dowiedzieć się,gdzie się znajduje. Uruchomił
więc silnik i ruszył jednocześnie włączając radio. Zmarszczył
jednak brwi,kiedy zamiast dźwięków jego ulubionej stacji z radia
dobiegły szumy i rzężenie. Zmienił więc częstotliwość,ale na
próżno – żadna nie odbierała.
– Cholera.
– burknął przeczuwając problemy.
Dojechał
do końca uliczki i skręcił w kolejną,wyglądającą identycznie
jak poprzednia.
Tak,zdecydowanie
coś tu nie grało i wcale nie miał na myśli radia.
Na
dodatek silnik nagle zaburczał i samochód zaczął zwalniać,aż w
końcu Chevrolet całkowicie się zatrzymał. Winchester uderzył
dłonią w kierownicę,gdy spod klapy zaczęły wydobywać się kłęby
dymu.
Czy
prędzej wyszedł i uniósł maskę. To,co zobaczył,sprawiło że
ciężko westchnął i udał się do bagażnika po narzędzia.
– Co
jest,do cholery?! – warknął ze złością ocierając pot z czoła.
Dobre dziesięć minut się w tym grzebał,a usterka ani myślała
zniknąć. Zrezygnowany odrzucił klucz i usiadł na chodniku
opierając głowę o samochód. Chyba nigdy w życiu nie marzył o
piwie tak,jak w tej chwili
– Hej,ty
tam!
Zmarszczył
brwi na dźwięk kobiecego głosu. Z domu naprzeciwko wyłoniła się
sylwetka blondwłosej niewiasty w zaplecionym niedbale warkoczu
spływającym na ramię odzianej w kuse,dżinsowe szorty i topie na
ramiączkach podkreślającym jej bujne piersi.
Dawnemu
Deanowi na ten widok pojawiłby się uśmiech od ucha do ucha. Teraz
jednak zmierzył zbliżającą się nieznajomą zaciekawionym
spojrzeniem i nie poczuł fizycznego pożądania.
– Potrzebujesz
pomocy? – spytała zatrzymując się tuż nad nim.
– Właściwie
to tak – odparł ostrożnie wstając. – Zepsuł mi się
samochód,więc jeśli mogłabyś użyczyć mi telefonu...
– To
chyba twój szczęśliwy dzień. – skwitowała przerywając mu –
Pracuję w warsztacie naprzeciwko. Zaraz skoczę po narzędzia i
zobaczę,co mogę na to poradzić.
– W
warsztacie. Samochodowym. Ty? – powtórzył z politowaniem. Może i
jego męska podświadomość nie reagowała już na inne kobiety,ale
na zranioną dumę – owszem.
Blondynka
zmrużyła oczy,ale powstrzymała się od riposty.
– Nazywam
się Sally. A ty jesteś...
– Dean
Winchester.
– To
dziwne,nigdy nie słyszałam o twojej rodzinie a mieszkam tu od
urodzenia.
– To super,ale może powiesz mi gdzie właściwie jestem?
– W
Lawrence,chociaż pewnie słyszałeś o tym mieście. Słyszę to po
akcencie,jesteś z Kansas,prawda?
Dean
poczuł,jakby dostał obuchem w głowę. Skąd ta mroczna dziwka
wiedziała skąd pochodzi? I dlaczego ta laska nigdy nie słyszała o
jego rodzinie? Poza tym,było tu zbyt dziwnie. Może nie był tam
kilkanaście lat,ale doskonale pamiętał każdy szczegół miasta.
Ta dziwna makieta zdecydowanie nie przypominała Lawrence,które
znał.
Sally
wróciła z narzędziami i zaczęła majstrować coś pod maską.
Deanowi na ten widok ścisnęło się serce. Nikt poza nim nigdy nie
dotykał jego dziecinki!
– Hm,niedobrze
– mruknęła blondynka. – To zbyt poważna awaria i nie dam rady
sama jej naprawić. Chyba da radę wjechać do warsztatu,nie?
Jakimś
cudem się udało i tym razem Deanowi naprawdę opadła szczęka.
Jego oczom ukazało się bowiem kilka innych,podobnie jak Sally
odzianych w kuse ubrania kobiet zawzięcie grzebiących w stojących
w olbrzymiej hali samochodach.
– Hej,dziewczyny!
Potrzebuję konsultacji!
Przybiegły
do Impali i jedna przez drugą zaczęły przekrzykiwać się w
opiniach na temat usterki,zaś Winchester przyglądał się temu zbyt
zszokowany by zareagować.
Amara
miała swój cel wysyłając go tutaj. Zapewne chciała,by poddał
się urokowi którejś z dziewczyn udowadniając,że Imoen nic dla
niego nie znaczy. Nawet nie wiedziała,jak bardzo się myli.
Wreszcie,jakby
się zdawało,najstarsza z nich,zawyrokowała:
– Na
moje oko to robota tylko dla szefowej. Musimy po nią zadzwonić.
– Zwariowałaś?!
Przecież ma dzisiaj wolne!
– I
co z tego? – „przewodniczka” wzruszyła ramionami. – To jej
warsztat,nie?
Dziewczyny
sprzeczały się jeszcze kilkanaście minut aż wreszcie westchnęły
i poparły pomysł najstarszej. Sally podeszła do Deana wycierając
dłonie o naznaczoną smarem ścierkę.
– Szefowa
zaraz powinna się tym zająć – oznajmiła,chociaż wcale nie
miała wesołej miny.
– Czemu
mam wrażenie,że nie wyjdzie z tego nic dobrego?
– Och,no
cóż. Po prostu nie należy do najmilszych osób. Ale nigdy nie
zachowała się wobec żadnej z nas nie w porządku no i jest
świetnym fachowcem.
– No
i jest. – westchnęła któraś cicho.
Gdy
odrzuciła do tyłu długie,brązowe włosy i wyraźnie widać było
jej twarz,Dean zamarł. Wpatrywał się w nią nie wierząc własnym
oczom. To przecież nie mogła być...
*
Serce
gwałtownie załomotało mu w piersi. Podpowiadało,by podbiegł do
niej,wziął w objęcia i pocałował,ale rozum nakazywał stać w
miejscu.
Przecież
to nie mogła być Imoen. Przede wszystkim powinna być w
zaawansowanej ciąży,nie wspominając już o ubieraniu się rockowo
i jeździe motorem.
Nie-Imoen
weszła do warsztatu,wzięła się pod boki i zmierzyła spojrzeniem
całą przestrzeń. Zatrzymała wzrok dopiero na Deanie i ku jego
zaskoczeniu,nie miał w sobie zwyczajowego błysku-wręcz
przeciwnie,krył się w nim chłód.
– Coś
za jeden? – spytała niezbyt uprzejmie mierząc go od stóp do
głów.
Chociaż
podświadomie wiedział,że to nie jego prawdziwa ukochana,w tej
chwili niemal pękło mu serce. Imoen nigdy nie była nieuprzejma
wobec nieznajomych nie mających wobec niej złych zamiarów,mimo że
nie zawsze czuła się w ich obecności swobodnie. Na przykład dla
Jody,która na nieszczęście wyjechała jeszcze wieczorem.
– Ten
pan ma poważną usterkę silnika – odparła najstarsza z
dziewczyn.
– Naprawdę?
Skoro tak,przekonajmy się.
Obojętnie
minęła Winchestera i nachyliła się nad maską ze zmarszczonymi
brwiami.
– Sześćdziesiąty
siódmy rocznik,nieźle – mruknęła do siebie. W jej głosie dało
się wyczuć skrzętnie skrywaną nutę podziwu. Przygryzła wargę w
sposób typowy dla Imoen i zaczęła grzebać we wnętrzu samochodu.
Podczas
gdy majstrowała przy jego dziecince,Dean uważniej jej się
przyjrzał. Bez wątpienia wyglądała jak siostra bliźniaczka Imoen
– te same rysy twarzy,figura,gesty... Od prawdziwej odróżniały
ją jedynie proste,sięgające niemal pasa włosy i niezbyt przyjazne
zachowanie.
I
wtedy go olśniło. W jego głowie zabrzęczały na nowo słowa
Amary.
A
czy kochałbyś ją gdyby nie była tak urocza i niewinna? Gdyby była
całkiem inną osobą?
Nic
z tego nie było prawdą. Ten świat tak naprawdę nie istniał. To
wcale nie Lawrence,taki warsztat nie istnieje,a bliźniaczka Imoen to
tak naprawdę Imoen tylko...w alternatywnej wersji.
Wciągnął
gwałtownie powietrze w płuca,gdy zdał sobie sprawę,jak bardzo ma
przewalone. Z alternatywnego świata nie tak łatwo można się było
wydostać. Należało znaleźć łącznik ze światem
zewnętrznym,który mógł być czymkolwiek. Niemożliwe więc
było,aby Amara wrzuciła go tu dla swojego kaprysu,to pasowało do
Lucyfera ale nie do niej.
Znów
spojrzał na kopię Imoen,akurat w momencie gdy rzuciła pod nosem
niezbyt cenzuralnym słowem. Znieruchomiał,bo oto wszystkie elementy
układanki ułożyły się w całość.
Ta
cała szopka to test mający sprawdzić,czy potrafiłby pokochać
alternatywną Imoen.
*
– Przykro
mi to mówić,ale obawiam się,że czas twojego samochodu dobiegł
końca. Robiłam co mogłam,ale silnik nadaje się tylko do wymiany,a
jak wiemy takich już nie produkują. – oznajmiła wycierając
umorusane smarem dłonie w ścierkę. Ton jej głosu wcale nie
wskazywał,że było jej przykro.
W
innych okolicznościach taka wiadomość dogłębnie by nim
wstrząsnęła,ale to przecież czysta fikcja.
– No
cóż,tak bywa – mruknął.
– Uwzględnię
to w rachunku.
– Hej!
– zawołał za odchodzącą Imoen. – Hej,Jean!
Odwróciła
się zaskoczona,a jej mina była dowodem na to,że tak jak początkowo
przypuszczał,prawdziwa Imoen ukryta jest za skórzaną kurtką i
zasłoną cynizmu. Zamierzał do niej dotrzeć,by udowodnić
Amarze,że kocha Imo bezwarunkowo,chociaż nie wiedział jeszcze po
co jej ta wiedza.
– Skąd
znasz moje imię?
– Mam
dar – odpadł puszczając jej oczko – Jestem Dean. Nie miałabyś ochoty skoczyć
ze mną na drinka?
Wydane
przez nią prychnięcie wcale go nie zaskoczyło. Założyła ramiona
na piersi i zmierzyła go surowym spojrzeniem.
– Na
jakiś czas mam dosyć facetów. Poza tym,nie jesteś w moim typie.
– Nawet
nie wiesz jak bardzo się mylisz,skarbie. – puścił do niej oczko
zyskując coraz więcej pewności siebie.
Jean
zmrużyła oczy i przez jakiś czas milczała,aż wreszcie pokręciła
głową ze zniecierpliwieniem.
– Okej,widzę,że tak prędko się ciebie nie pozbędę,więc moja strata. Gdzie chcesz się spotkać?
*
Zaproponował
jej spotkanie w najbliższym barze jaki znalazł w okolicy. Wyglądał
on całkiem realnie – zatłoczone stoliki,ściany nijakiego
koloru,panujący dookoła gwar rozmów i śmiechów podpitych
klientów. Zupełnie jak w normalnym świecie.
Jean
jeszcze się nie pojawiła,ale spodziewał się tego i nawet był z
tego powodu zadowolony. Miał szansę przemyśleć sobie cały plan
jaki sobie ułożył w celu wydostania się stąd. Musiał pokazać
Amarze,że jest w stanie pokochać i tą wersję Imoen,chociaż
wiedział,że będzie to trudne. Imoen ma coś,czego brakowało
wszystkim kobietom w jego życiu – bezwarunkową dobroć i odwagę.
Nigdy nie traktowała go jak potwora,którym czasem się czuł,nie
bała gdy tracił nad sobą panowanie. Jean z tego świata utożsamia
zaś wszystkie jego poprzednie kobiety i tu musiał zapisać Amarze
punkt za pomysłowość.
Odwrócił
głowę i zauważył spojrzenia wszystkich mężczyzn wędrujące za
odzianą w obcisły czarny top i ciemne dżinsy brunetkę pewnym
krokiem zmierzającą do stołka barowego tuż obok niego. Barman
uśmiechnął się i skinął jej głową.
– Co
dla pani,panno Reynolds?
– Przecież
wiesz,Gilles.
Dean
uniósł brwi,kiedy nalewał jej dużą szklankę whisky,które
wcześniej i on zamówił.
– Masz
dobry gust. – skwitował.
– Jeśli
próbujesz mi zaimponować tanimi komplementami,to odpuść sobie.
– Więc
co mam zrobić by ci zaimponować?
Uśmiechnęła
się drwiąco i upiła kolejny łyk. Dean zacisnął zęby,ale nie
zniechęcał się.
– Daj
spokój,przecież musi być jakiś sposób. Wiem,że w głębi duszy
jesteś wrażliwą istotką. Ktoś musiał cię bardzo skrzywdzić,że
zachowujesz się w ten sposób,mam rację?
Przez
chwilę jej oczy błysnęły i wiedział,że trafił w sedno.
– Kim
ty właściwie jesteś? – wycedziła.
– Hej,spokojnie.
Nie musisz odpowiadać,jeśli nie chcesz.
Fałszywa
Imoen biła się z myślami. Dean czuł,że nigdy nikomu się nie
zwierzała ze swojej niewątpliwie trudnej przeszłości i stąd
brała się jej opryskliwość. Teraz natomiast wahała się przed
wyznaniem mu prawdy.
Uśmiechnęła
się szeroko nie odsłaniając zębów i zeskoczyła ze stołka
łapiąc go za rękę.
– Mam
lepszy pomysł.
Zanim
zdążył zareagować,zaprowadziła go pod drzwi swojego mieszkania i
z dziką namiętnością wpiła się w jego usta popychając do
środka. Zaskoczony odsunął ją od siebie i z trudem złapał
oddech.
– Co
robisz? – wymamrotał.
– Nie
udawaj. Przecież to na tym ci zależy,prawda?
Zależy
mi,żebyś odsłoniła przede mną swoje prawdziwe oblicze.
– Nie.
Chcę żebyś powiedziała mi,co ci leży na sercu.
Otworzyła
usta,a potem je zamknęła. Pokręciła głową i usiadła na małej
sofie.
– Z
jakiej jesteś planety,co? Każdy facet mówi to samo,a kiedy ląduje
ze mną w łóżku,o wszystkim zapomina. – powiedziała z
wyczuwalną nutą żalu w głosie.
– Z
tą planetą to prawie trafiłaś. – mruknął siadając obok.
– To
znaczy? – zmarszczyła brwi.
– Później.
Niech zgadnę,to wina twojego brata?
– Skąd
ty...ach,nieważne. Tak,to jego wina. Nie znałam moich rodziców.
Nie jestem nawet pewna,czy byłam ich córką,bo każde z
nas,rodzeństwa diametralnie się różniło. W każdym razie mój
brat...wiecznie trzymał mnie pod kluczem. Nie pozwalał wychodzić
na zewnątrz,bawić się z innymi dziećmi. To trwało latami.
Pewnego razu zniknął,a ja się wymknęłam. Do dziś nie mam
pojęcia jak to się stało. Przypadkiem trafiłam do jakiegoś
warsztatu i nauczyłam się kilku rzeczy. Resztę znasz.
Dean
pokiwał głową wytężając umysł. Miał wrażenie,że iluzja
alternatywnego świata się rozwiewa.
– Wspominałaś
o rodzeństwie...
– Tak,miałam
jeszcze siostrę. Na początku walczyła z bratem o moją wolność.
To było okropne,te krzyki,szarpanina...A potem zamknął i ją. Ale
była jedyną osobą,która chciała dla mnie dobrze.
– Och
tak,zapewne. – skwitował z przekąsem.
– Ale
to prawda. No,ja powiedziałam swoje. Teraz czas na ciebie.
Dean
zawahał się przez moment. Nie był pewien,czy powinien mówić jej
prawdę,skoro chce się stąd wydostać. Coś jednak podszepnęło
mu,że tak właśnie trzeba.
Zaczerpnął
tchu i oznajmił:
– Pochodzę
z innego świata. Nie pytaj jak się tu znalazłem,bo sam do końca
nie wiem,ale to sprawka twojej siostry. W tamtym świecie...jesteście
zupełnie inne,a my... – przełknął ślinę – Jesteśmy parą.
Jean
zaczerpnęła tchu i przeczesała palcami włosy.
– Okej,to
tłumaczy dlaczego gapiłeś się na mnie jak sroka w gnat,kiedy
tylko weszłam do warsztatu.
Nagle
parsknęła krótkim śmiechem i pokręciła z uśmiechem głową.
– Co?
– Nic
tylko...Coś mi przyszło do głowy,ale to niedorzeczne.
– Jeśli
powiedziało się A,należy powiedzieć B.
Uniosła
na niego spojrzenie swoich sarnich oczu. Jej spojrzenie było takie
same jak w dniu,kiedy Imoen zawitała w ich progi – krył się w
nim strach,ale też ciekawość.
Teraz
już nie mógł jej nie pokochać.
– Mam
wrażenie,że siostra nie jest jedyną osobą,która może
kiedykolwiek dać mi szczęście. Zawsze mi mówiła,że jeśli
spotkam odpowiedniego mężczyznę to nie będzie stawać na drodze
do mojego szczęścia. I pomyślałam,że...może właśnie go
spotkałam.
Uśmiechnął
się,a jego zielone oczy pociemniały na widok znajomego zmieszania
ze strony ukochanej. Z zapartym tchem oczekiwała na jego reakcję.
Wolno więc pochylił głowę i pocałował ją mocno,lecz z
uczuciem. Jęknęła cicho gdy wsunął palce w jej włosy i pogłębił
pocałunek.
Nagle
coś świsnęło koło jego ucha i znów poczuł zawroty głowy,a
potem ból,gdy z impetem wylądował na czymś twardym.
*
Sam odzyskał przytomność i powoli wstał z grymasem na ustach. Potarł dłonią bolącą głowę i nie zdążył nawet wstać,gdy kilka kroków
od niego nieoczekiwanie zmaterializował się jego brat. Przypomniał sobie co się wcześniej wydarzyło i biegiem
ruszył w jego stronę.
– Dean!
– krzyknął pomagając bratu wstać – Co się stało,gdzie
byłeś?
Starszy
Winchester błądził wzrokiem dookoła.
– Gdzie
Amara?
– Co?
Przecież to ona...
– Nie
jest zagrożeniem – przerwał bratu,który patrzył na niego jak na
człowieka niespełna rozumu.
– Cieszę
się,że to pojąłeś.
Odwrócili
głowy i ujrzeli Ciemność we własnej osobie stojącą z założonymi
przed sobą rękoma. Miała uniesiony wysoko podbródek i poważne
oblicze.
– Nie
mogłaś powiedzieć mi tego wprost tylko bawić się w jakieś
alternatywne światy?
Jej
czoło zmarszczyło się gniewnie i od razu pożałował swojego
tonu. Bądź co bądź była potężną istotą i nie należało
ignorować jej mocy.
– Te
wasze emocje są dla mnie czymś obcym. Nie mam pojęcia jak je
wyrażać. Zrobiłam to więc w sposób najłatwiejszy dla mnie.
– Rada
na przyszłość. Mów co myślisz. Unikniesz nieporozumienia.
– Czy
ktoś mógłby mi wytłumaczyć o co chodzi? – wtrącił wciąż
nic nie rozumiejący Sam.
– Musiałam
sprawdzić,czy naprawdę ją kochasz. Potrzebowałam czynu,nie słowa.
– zwróciła się do Deana częściowo ignorując pytanie Sama –
Chciałam odzyskać Imoen siłą,ale jakieś dziwne coś...tutaj –
dotknęła brzucha – Nie chciało mi na pozwolić. Chcę żeby moja
siostra była szczęśliwa,ale zrozumiałam że ze mną nie będzie.
Dlatego musiałam cię sprawdzić. Nie pozwoliłabym ci jej zranić.
– Nigdy
bym tego nie zrobił.
Nagle
Sam krzyknął i złapał się za głowę.
– Sammy?!
Sammy co jest?! – Dean rzucił się na pomoc bratu. Najwyraźniej
miał kolejną wizję,a to nie wróżyło niczego dobrego.
Po
kilkunastu sekundach zaczerpnął głęboko tchu i zaczął głośno
oddychać. Spojrzał na brata rozszerzonymi z przerażenia oczyma.
– Co
jest? – wyszeptał Dean.
– Imoen
i Sarah...Lucyfer je ma. Są...w Lawrence.
Nogi
starszego Winchestera zmiękły i opadł na kolana obok brata. Serce
podeszło mu do gardła. Prawdziwe Lawrence było aż cztery godziny drogi stąd!
Amara
stanęła nad nimi. Jej twarz wykrzywiona była grymasem gniewu,a
oczy ciskały błyskawice.
– Będziecie
się teraz mazać? – warknęła – Ratujcie moją siostrę,ale
już!
Machnęła
dłonią i obaj Winchesterowie rozpłynęli się w powietrzu.
------------------------------------------------------------------------
Rozdział jest mocno okrojony-na początku miałam dużo pomysłów na różne sytuacje w alternatywnym świecie,ale potem uznałam,że nie będę wprowadzać kolejnego wątku pobocznego,bo mogłoby to trwać w nieskończoność. I tak się cieszę,że napisałam go dość szybko,bo póki co na studiach nowi wykładowcy/przedmioty,więc same zajęcia organizacyjne i nie mam co robić xD
To tyle na dzisiaj,do następnego!
------------------------------------------------------------------------
Rozdział jest mocno okrojony-na początku miałam dużo pomysłów na różne sytuacje w alternatywnym świecie,ale potem uznałam,że nie będę wprowadzać kolejnego wątku pobocznego,bo mogłoby to trwać w nieskończoność. I tak się cieszę,że napisałam go dość szybko,bo póki co na studiach nowi wykładowcy/przedmioty,więc same zajęcia organizacyjne i nie mam co robić xD
To tyle na dzisiaj,do następnego!
Imo to jeszcze rozumiem ale po co Lucyferowi Sara i dlaczego rodzinna miejscowość braci oj nie chcę być w skurze Lucyfera choć muszę przyznać,że jest genialny i napewno ma nie jeden plan w zanadrzu pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDlaczego Sarah też,tego także się dowiesz :)
UsuńTeż uwielbiam Lucyfera,ale co robić,on po prostu musi być zły ;) Również pozdrawiam