sobota, 30 kwietnia 2016

25. In the darkness there's so much I wanna do

Kiedy tylko Imoen opuściła „salę przesłuchań”,oparła się o drzwi i opuściła się po nich aż do samej podłogi ukrywając twarz w dłoniach,po czym zaczęła bezgłośnie łkać. Przez jedną koszmarną chwilę chwytała się myśli,że boski skryba wszystkiemu zaprzeczy,a on po prostu potwierdził jej obawy i co więcej,przysporzył kolejnych.
Amara,Ciemność,Bóg,Światłość. Te słowa cały czas przemykały jej przez głowę. Zupełnie jakby nagle znalazła się w innym świecie i na innych regułach. Jeszcze nie tak dawno omal nie zginęła porwana przez sukkuba a teraz,kiedy miała nadzieję na trochę spokoju i rozpoczęcia nowego życia,znów coś się zaczęło.
W takiej pozycji znalazł ją Castiel. Na jego widok do oczu napłynęło jej więcej łez. Cas,anioł którego jeszcze nie tak dawno uważała za brata. Który tak bardzo starał się jej pomóc.
Co się stało Imoen? – spytał tym swoim głosem,w którym nie było ani cienia zdenerwowania. Ukląkł obok niej i uniósł jej podbródek.
To wszystko prawda,Cas – powiedziała smutno. – Amara nie jest tylko byle snem. Ona istnieje,a ja jestem jej siostrą.
Opowiedziała o wszystkim Winchesterom i Sarze. Dean ledwo mógł znieść widok jej łez,ale powstrzymał się od niepotrzebnych słów. Imoen po prostu potrzebowała czasu,aby oswoić się z nową sytuacją i nie zamierzał jeszcze bardziej jej dołować. Zresztą, oni wszyscy potrzebowali teraz czasu. Tylko ile go będzie,jeśli Ciemność jest na horyzoncie?
Co o tym sądzisz Cas? – zapytał bez cienia emocji Dean opierając się o filar.
No cóż,mogłem się tego spodziewać biorąc pod uwagę moc,którą dysponowała.
I nie podzieliłeś się tym z nami? Dzięki – prychnął starszy Winchester.
Żaden z aniołów poza archaniołami nigdy nie widział ani Ciemności,ani Światłości a tym bardziej tego,do czego są zdolne.
Tym gorzej dla nas – skwitował Sam. – Nie wiemy z czym walczymy.
Myślę,że to nie jest nasza walka Sam – powiedział łagodnie anioł.
Więc co? Mamy siedzieć z założonymi rękoma i pozwolić Amarze przyjść po Imoen,bo to nie nasza walka?
Uspokój się,Dean – powiedział Castiel. – Dopóki nic złego nie dzieje się na świecie,nie mamy powodów do obaw. Ale jeśli...
Anioł urwał i zacisnął usta w wąską kreskę.
Co:jeśli? – ponaglił starszy Winchester.
Jeśli Ciemność rozpęta Piekło,to obawiam się,że będziemy potrzebowali mocy Imoen,żeby ją pokonać.
Mojej mocy? – Niegdyś anielica zamrugała. Wzrok zebranych skupił się na niej. – Przecież już jej nie mam. Nie wiemy nawet gdzie jest.
Wiemy – powiedział Sam. – Pytanie tylko jak wysoka będzie za nią cena.



*


Och Fergus,nie masz pojęcia jak się cieszę,że uwolniłeś mnie z tego paskudnego więzienia! Jak mogłeś mi to zrobić? Mnie,własnej matce?!
Rowena siedziała na obitym skórzanym fotelu naprzeciwko swojego syna i z głośnym stukiem odłożyła filiżankę na spodek. Wpatrywała się w niego pełnymi łez oczyma.
Król Piekła nie dał się zwieść. Zbyt dobrze znał swoją matkę.
Teraz mam na imię Crowley,ile razy mam powtarzać?
Kochanie,dla mnie zawsze będziesz moim słodkim Fergusem!
Wystarczy – burknął. Gdyby nie był demonem z pewnością by się zaczerwienił. – Ciesz się,że nie wrzuciłem cię do Otchłani.
Zrobiłbyś to? – Mocno podkreślone makijażem oczy Roweny rozszerzyły się.
A czy ty nie zostawiłabyś mnie po raz kolejny?
Och,wciąż masz do mnie uraz – westchnęła. – Ale zrozum,miałam przed sobą perspektywę kariery i to nie byle jakiej! To nie były warunki odpowiednie dla dziecka. Ale teraz tu jestem,kochanie. Możemy nadrobić stracony czas.
Uśmiechnęła się i upiła łyk z filiżanki nie odrywając od niego wzroku. Crowley uśmiechnął się w sposób,który miał przypominać uroczy.
Powiedz mi,matko... – zaczął kładąc ironiczny nacisk na ostatnie słowo – Co też takiego się stało,że pojawiłaś się w pobliżu?
To długa historia – powiedziała szybko odrzucając rdzawe włosy do tylu – W pewnym momencie Nowy Orlean zrobił się dla mnie za ciasny.
Skoro tak uważasz.
Dalszą kiczowatą pogawędkę przerwał dźwięk telefonu.
Wybacz na chwilę – Crowley podniósł się i otrzepał spodnie – Kontynuujemy,jak to określiłaś,nadrabianie straconego czasu jak tylko odbiorę telefon.
Oczywiście. Mój synek,taki ważny!
Crowley przewrócił oczami i podziękował w duchu komukolwiek,kto dzwonił za tę odrobinę wolności. Uniósł brwi kiedy spojrzał na wyświetlacz.
Mówi Król....Wiewiórze. Szmat czasu. Jak tam twoja blizna?
Rozejrzał się dookoła. W sali tronowej było pusto,żaden pomniejszy demon nie odważyłby się zapuścić do niej pod jego nieobecność,lecz demony były jego najmniejszym problemem. Głównym była teraz matka.
Daruj sobie,Crowley – odpowiedział mu szorstko Dean.
Ludzie – westchnął – Zadajesz sobie tyle trudu,a oni i tak nie uwierzą,że się o nich troszczysz.
Ty nie troszczysz się o nikogo poza sobą,Crowley.
Cóż za stereotypowe myślenie. No,mów z czym dzwonisz.
Musisz oddać łaskę Imoen.
Słucham?! Jestem Królem Piekła! Nie możesz pstryknąć palcami i ot tak poprosić
Oczywiście że nie – odparł Dean zniecierpliwionym tonem – Dlatego chcę zaoferować wymianę. Ty dasz nam łaskę...a my zrobimy coś dla ciebie
Cóż,perspektywa Winchesterów na łańcuchu jest kusząca,ale nie. Niczego od was nie chcę. Chyba że zapytać dlaczego kumple twojego pierzastego koleżki zabijają moje demony
Co? – Winchester aż wstrzymał oddech i wymamrotał coś niezrozumiałego na stronie – Skąd pewność że to anioły?
Niech pomyślę...Bo SĄ cholernymi aniołami. Kto inny mógłby to robić?
Crowley...Chyba powinniśmy porozmawiać. W cztery oczy
Robi się ciekawie – przyznał demon mrużąc oczy chociaż Dean nie mógł tego zobaczyć
Ustalili szczegóły spotkania i zakończył rozmowę. Akurat gdy wsuwał telefon do kieszeni do sali wpadła matka. Wolnym krokiem zbliżyła się do tronu na ktorym siedział z przyklejonym do twarzy uśmiechem.
Czy coś się stało kochanie? – zaszczebiotała z troską
Nic takiego – poderwał się z tronu – Wybacz,ale muszę iść. Mam spotkanie.
Jak to,już? Przecież mieliśmy spędzić czas razem!
Później – warknął. Nie minęła godzina a Rowena zbliżała się do dopuszczalnych granic irytacji.
No dobrze – westchnęła teatralnie odgarniając włosy z twarzy. – Biedactwo. Mam tylko nadzieję że się nie przepracowujesz...

*


Umówili się na rozdrożu. Castiel nie wybrał się z nimi,gdyż musiał dostarczyć Metatrona z powrotem do niebiańskiego więzienia. Dean żałował tego. Gdyby Cas był z nimi,osobiście i przekonująco wyjaśniłby Crowleyowi,że to nie anioły są winne napaści na demony. Był niemal na sto procent pewien,że to sprawka Amary. Kto inny mógłby być w stanie pochłonąć duszę demona?
Ale to wcale nie była pocieszająca wiadomość. Świadczyła,że Ciemność w ten sposób zdobywała siłę,co nie dawało im zbyt dużo czasu do przygotowania defensywy. Cyniczny Król Piekła był wobec tego ich ostatnią nadzieją.
Zjawił się na samym środku skrzyżowania w nieodłącznym garniturze z czerwoną chusteczką zatkniętą w butonierce. Zmierzył Winchesterów szybkim spojrzeniem i uniósł brwi dostrzegając wyłaniające się zza ich pleców Sarę i Imoen. Gwizdnął.
Ty i Łoś nie żartowaliście. Dziewczyna,która jeszcze nie tak dawno machała mi nożem przed nosem i...amma-daath we własnej osobie. Cóż za komitet powitalny.
Bez jaj,Crowley – uciął szybko Dean – Mamy poważny problem.
Masz coś mojego – oznajmiła Imoen wychodząc naprzeciw Crowleya.
Zgadza się ptaszyno. I normalnie to bałbym się twojej mocy,ale bez tego – wydobył fiolkę zza marynarki – Nic nie możesz mi zrobić.
Imoen rozchyliła usta. Po raz pierwszy odkąd została człowiekiem odczuła tęsknotę za pierwotną mocą odzywającą się głębokim echem.
Zaraz...cały czas wiedziałeś kim jest Imoen? – spytał podejrzliwie Sam.
Można tak powiedzieć. Widzisz Łosiu,dla nas demonów jest przeklętą dziewicą,bo mogłaby nas zniszczyć. Ale aniołowie mają dla niej zapewne jakieś inne patetyczne określenie
Na przykład Światłość. – wtrąciła Sarah.
A skoro jest tu Światłość to gdzieś jest też Ciemność – powiedział Dean
Ciemność -- powtórzył Crowley bez przekonania,lecz z wzrokiem utkwionym w jednym punkcie.
Podejrzewamy,że to ona stoi za napadami na demony – powiedział Sam.
Winchesterowie obdarzyli się niepewnymi spojrzeniami,gdy Crowley zrobił niewyraźną minę. Co prawda demony nie okazywały uczuć,lecz oboje mogliby przysiąc,że w zachowaniu Crowleya dostrzegli cień strachu.
Widzisz chyba,że to poważna sprawa i dlatego potrzebujemy łaski Imoen – dodał Dean.
To się jeszcze okaże – stwierdził z przebiegłym uśmiechem i pstryknąwszy palcami,zniknął w jednej chwili.
Niech cię szlag,Crowley – krzyknął za nim w mrok Dean.


*


Rowena zachwiała się i zamrugała oczami przyzwyczajając je na nowo do otaczającej ją rzeczywistości. Ostatnie płomienie na ziołach zgasły i zaklęcie traciło moc. Ale to już nie było ważne. Ważne było to,że znała plany swojego syna i Winchesterów i z radością zawiadomi o nich pana,kiedy już będzie czas...


*


Wracali w milczeniu każdy pogrążony we własnych myślach. Co Crowley mógł mieć na myśli mówiąc,że jeszcze się okaże,czy łaska Imoen jest potrzebna do zwalczenia Amary. Czyżby istniał jakiś inny sposób? Jeśli tak to Dean zamierzał wydusić go z Crowleya własnymi rękoma.
Konieczność odzyskania łaski przez Imo wydawała się konieczna i akceptował to,ale uświadomił sobie pewną wadę tego rozwiązania.
Imoen znów stanie się nieśmiertelna. Będzie żyła dalej,podczas gdy on w końcu umrze. Dla niego ta świadomość była bolesna,lecz czy ona zdawała sobie z niej sprawę? Cholera,powinien przestać zachowywać się jak niedorostek i powiedzieć jej w końcu co czuje.
Impala zatrzymała się przed wejściem do bunkra.
Dean? – zagadnął Sam kiedy wszyscy już opuścili samochód – Nie wysiadasz?
Muszę się przejechać – oznajmił i dodał siląc się na żart – Nie czekajcie na mnie z kolacją
Bądź ostrożny – rzuciła Imoen
Zawsze
Jednym płynnym ruchem wycofał Chevroleta i ruszył prostą drogą przed siebie. Nie wiedział gdzie jedzie,ale nie obchodziło go to. Potrzebował miejsca,gdzie będzie mógł w spokoju zebrać myśli i pełen ludzi bunkier zwany domem nie był do tego najlepszym miejscem.
Ze starego radia płynęła rockowa piosenka i zaczął śpiewać wraz z wokalistą. W takich momentach mógłby jechać do końca świata.
Minął tablicę graniczną i zamarł. Niebo poza Lebanon miało zupełnie inny kolor. Było ciemne,jakby ktoś wylał na nie słoik atramentu. A przecież nie zdążyło się nawet ściemnić.
Znamię Kaina zapiekło wraz z jego myślą. Pojawiła się nagle i jak błyskawica przecięła jego umysł.
Amara.
Zatrzymał samochód niedaleko jałowego pola,na którym gdzieniegdzie wyrastaly jeszcze suche drzewa. Wydobył ze schowka nóż. Chodź i weź mnie-pomyślał.
Dopiero gdy wysiadł zza kierownicy dostrzegł,że otoczenie drży i faluje,jakby panował nieziemski upał,podczas gdy w rzeczywistości było tylko kilka stopni.
Iluzja – mruknął do siebie. – Sprytnie.
Odwrócił się i ją zauważył. Tak,nie miał wątpliwości,że stała przed nim Ciemność we własnej osobie. Była dumnie wyprostowana,gęste włosy spływały kaskadą na ramiona a brwi miała zmarszczone. Natychmiast rzucił się do ataku. Amara wyciągnęła dłoń przed siebie i buchnął na niego prąd zimnego powietrza,który powalił go na ziemię.
Nie skrzywdzę cię,Dean – powiedziała miękko obserwując jak Winchester podnosi się z kolan. – A ty nie możesz skrzywdzić mnie. Jesteśmy powiązani.
Odsłoniła ramiączko i jego oczom ukazał się znak identyczny jak ten,który miał na przedramieniu.
Czego chcesz? – burknął nie zważając na jej łagodny ton głosu.
Amara podeszła i wolno położyła dłoń na jego policzku. Dean chciał się odsunąć,ale coś go powstrzymywało. Uśmiechnęła się smutno.
Odkąd się uwolniłam chciałam dotrzeć do ciebie. Byłam zbyt słaba,potrzebowałam więcej i więcej demonów aby przeżyć. Niedawno nie miałam nawet siły żeby ukazać się na jawie. Ale teraz wreszcie tu jestem.
Więc to ona stała za atakami na demony. No tak,tego należało się spodziewać.
Czego. Chcesz? – powtórzył mocniej akcentując słowa.
Chciałam ciebie,ale moje priorytety się zmieniły. Teraz chcę odzyskać moją siostrę.
Nie dostaniesz jej. Zniszczy cię,jeśli będzie chciała.
Amara zaśmiała się krótko.
Nie da rady. Zwłaszcza teraz. Wkrótce resztki jej mocy znikną. Ale ja nie zamierzam jej stracić.
Dean zmarszczył brwi.
O czym ty mówisz?
Zignorowała jego słowa i wyminęła go. Zatrzymała się i tkwiła nieruchomo jak zahipnotyzowana przez dobrą minutę. W końcu jej ramiona poruszyły się pod czymś na kształt westchnienia.
Ten świat...on gnije. Istnieje,podczas gdy tak naprawdę jest już martwy. Tyle tu bólu,cierpienia. Ale tak nie musi być. Możemy go uratować,tylko my dwie.
Odwróciła się gwałtownie.
Wkrótce odwiedzę ponownie moją siostrę. Tym razem naprawdę. Wtedy będzie błagała bym jej pomogła. Żegnaj Dean.
Zanim zdążył zareagować rozpłynęła się a wraz z nią rozwiała się ponura iluzja i na ziemię znów spłynęły promienie zachodzącego słońca. Rozejrzał się jeszcze dookoła upewniając się,że to czego był świadkiem także nie było iluzją. Policzył do dziesięciu i wsiadł za kierownicę. Uruchomił silnik,a z radia buchnęła rockowa piosenka. Tak,teraz mógł w spokoju myśleć.
Spodziewał się,że kiedy tylko ujrzy Amarę odczuje żądzę krwi wywołaną przez znamię,lecz było tak może przez ułamek sekundy. Przez resztę czasu odczuwał w jej obecności...spokój. Chciał być wściekły,udawał,że tak być powinno,lecz tak naprawdę jedyne o czym mógł myśleć to Amara. I to bynajmniej nie w kontekście mordu. Teraz jeszcze bardziej się za to zganił. Owszem,miała postać urodziwej kobiety,jednak to nie było w porządku wobec Imoen. To niemożliwe,żeby Ciemność przez tą chwilę pozbawiła go wszelkich uczuć wobec niej.
Ten nieziemski spokój wywołał w nim większą niepewność niż same jej słowa. Czego ona właściwie chciała? Skrzywdzić Imoen czy ją chronić? A jeśli tak,to przed czym?

------------------------------------------------------------------


Witajcie :) Tak samo jak ja cieszycie się z weekendu? :D Zapewne.

No dobra. Coś tam robię z tą Roweną,jednak sama jeszcze nie wiem jak to wyjdzie. Ach no i gwoli ścisłości,to zdanie o Nowym Orleanie dorzuciłam tak dla smaku,nie planuję crossovera z "The Originals" (na razie bynajmniej,bo coś tam mi się tworzy,aczkolwiek jeśli już to na 100 % po zakończeniu tego opowiadania).
Mam nadzieję,że podczas tych kilku wolnych dni uda mi się dobrnąć do zwrotu akcji,który mam już zaplanowany,bo nie mogę się doczekać Waszej reakcji :D
Do kolejnego!




niedziela, 24 kwietnia 2016

24. Everything you know just disappears


Dean po raz kolejny przewrócił się na drugi bok. Chociaż była już późna noc,a on był zmęczony długą jazdą i zastrzykiem emocji w ostatnich godzinach,nie potrafił zasnąć. Za każdym razem,kiedy był na krawędzi snu i jawy coś powstrzymywało go przed zatraceniem się w błogiej nieświadomości.
Po raz setny już ubił poduszkę i westchnął ciężko kładąc na niej głowę.
Chciał zasnąć. Chciał,aby Amara przyszła i do niego. Znamię Kaina na jego ramieniu pulsowało z radością,kiedy myślał o zaciśnięciu rąk na jej gardle. Ale ona jak na złość nie chciała go wezwać do siebie.
Ze złością usiadł na łóżku i przetarł oczy. Tej nocy na pewno już nie zaśnie. I wiedział dlaczego.
Imoen. Nie było jej obok.
Przez te dwa dni jej obecność u jego boku wydawała się czymś naturalnym. Natychmiast polubił sposób,w jaki zasypiała w jego ramionach – wspierała głowę na jego torsie i przytulała się. On zaś gładził jej włosy i wdychał zniewalającą woń niewinności.
Właśnie tego mu brakowało – jej zapachu. To łóżko nie było nim naznaczone. Zaraz po powrocie chciał jej zaproponować przeniesienie się do swojego pokoju,lecz ze względu na okoliczności nie zdążył. Pytanie też,czy i ona tego chciała?
Jego bose stopy szurały na posadzce kiedy zmierzał do jej pokoju na drugim końcu korytarza. Otworzył cicho drzwi. Srebrne światło księżyca wlewające się przez maleńkie okienko przedstawiło mu pustkę.
Zmarszczył brwi,a serce zabiło mu z niepokoju. Przewrócił do góry nogami cały bunkier,lecz nigdzie nie mógł jej znaleźć. Zaczął myśleć o najgorszym – znów została porwana. Znowu ktoś chce mi ją odebrać!
I wtedy sobie przypomniał. Pierwszy raz,gdy spojrzała na niego tym swoim sarnim spojrzeniem z bliska. Pierwszy raz,gdy trzymał ją w ramionach.
Las.
Prędko ubrał grubsze spodnie a na ramiona narzucił ulubioną skórzaną kurtkę i wyszedłszy z bunkra skierował swoje kroki w stronę nieznacznego wzniesienia,na którym piętrzył się rzadki las. Wyciągnął zza kurtki latarkę,ale szybko zorientował się,że nie jest mu potrzebna. Księżyca w pełni nie zasłaniała kurtyna z chmur,przez co tej nocy jego światło odgrywało główną rolę w drugim akcie przedstawienia pod tytułem „Doba”.
Dean błąkał się przez chwilę usiłując przypomnieć sobie wygląd miejsca,którego szukał. Nawet mimo takiej pomocy ze strony natury było to niezwykle ciężkie zadanie. Nie zamierzał się jednak poddawać,nie on i nie w tej sytuacji. Znajdzie ją,choćby miał szukać do rana.
Odetchnął jednak z ulgą. Siedziała na wielkim kamieniu dokładnie w tym samym miejscu co ostatnio i wpatrywała się w księżyc. Jej włosy spływały na plecy falą cienia,lecz w srebrnym świetle twarz zdawała się jaśnieć.
Ostrożnie podszedł uważając,aby jej nie przestraszyć.


*


Siedziała na zimnym kamieniu i niewidzącym wzrokiem wpatrywała się w księżyc. Gdyby nie to,że myśli wirowały w jej głowie jak piłeczki w maszynie do losowania,nie odważyłaby się udać w to miejsce sama,w środku nocy. Las był dookoła był przerażający,pamiętała wilki czające się w mroku,które przy pierwszej okazji wyłoniły się by rozszarpać jej skórę.
Teraz jednak nie odczuwała strachu. Ani przed nimi,ani przed niczym innym. Księżyc był jej przyjacielem – rozświetlał mrok dookoła,przez co czuła się wystarczająco bezpiecznie aby w spokoju uporać się z myślami.
Kiedy tylko Sarah przyniosła tą książkę zawierającą jedno,maleńkie słowo i pozostali popatrzyli na nią z niepewnymi minami,czuła jakby wszystko wewnątrz wywróciło jej się do góry nogami,a w głowie jej zawirowało.
Światłość. Tak się teraz nazywała. Już nie Imoen,upadła anielica,a zupełnie ktoś nowy,jakby w jednej chwili wstąpiła do zupełnie innego ciała. Tyle,że wciąż była sobą,a teraz będą ją postrzegać jako kogoś zupełnie innego!
A czy ona sama powinna siebie tak postrzegać? I jak Dean będzie ją postrzegał?
Na szczęście nie musiała zbyt długo się zastanawiać.
Szelest suchych liści pod butami wyrwał ją z księżycowej hipnozy. Zamrugała oczyma i wolno odwróciła głowę z nieco przyspieszonym biciem serca.
To ja – Te dwa słowa wystarczyły by wróciło do swojego normalnego rytmu. Sapnęła cicho i odwróciła głowę z powrotem w kierunku księżyca. Nie była jeszcze gotowa z nim rozmawiać.
Dean zatrzymał się wpół kroku na widok jej obojętnej reakcji. Zacisnął usta,lecz po chwili podszedł do niej i dotknął jej nagiego ramienia. Zadrżała.
Przeziębisz się – powiedział z troską i zdjął kurtkę okrywając nią plecy Imoen.
Nic mi nie będzie Dean. Odejdź,proszę.
Ostrzejszy ton jej głosu sieknął go niczym bicz. Przełknął jednak ślinę i stanął naprzeciwko niej zmuszając by na niego spojrzała. Smutek obecny w jej spojrzeniu o mało nie zwalił go z nóg. Życie nauczyło go jednak by być silnym. Zwłaszcza jeśli chodzi o kobiety.
Martwiłem się. Bardzo długo cię nie było.
Nic mi nie będzie – powtórzyła – Muszę to sobie przemyśleć.
Musisz też odpocząć. Nie wiesz jeszcze jaki odpoczynek jest ważny w ludzkim życiu.
Księżyc wyłonił się zza pojedynczego drzewa i zalał ich swoim światłem. Dopiero teraz Dean z przerażeniem zdał sobie sprawę,że Imoen płacze. Usta mu zadrżały. Nie znosił kiedy kobiety płakały. Wychodził wtedy na słabego,ale ból malujący się w ich oczach był dla niego nie do zniesienia.
Imo... – wyszeptał kładąc dłoń na jej ramieniu. – Dlaczego płaczesz? Wszystko będzie dobrze.
Nic nie będzie dobrze,Dean! – jęknęła żałośnie tłumiąc szloch. – Wręcz przeciwnie! Myślałam,że jeśli stanę się człowiekiem to wszystko zniknie,że wszyscy tam na górze o mnie zapomną i będę mogła żyć tak jak chcę! A teraz co? Jakaś mroczna siła chce mnie dopaść i wmawia mi,że jestem zupełnie inną osobą! Ja...ja już nie wiem,kim jestem!
Przerwał jej nagły wybuch płaczu. Winchester natychmiast przytulił ją do siebie. Oparła głowę o jego tors,a jej łzy powoli wsiąkały mu w koszulkę.
Zamknął oczy i zaczął gładzić ją po głowie czekając aż się uspokoi,chociaż prawdę mówiąc nie dziwił jej się. Cały czas udawała silną kiedy kolejne próby ustalenia jej pochodzenia spełzały na niczym,a teraz gdy wreszcie zostało to wyjaśnione,okazało się,że wszystko w jej życiu było kłamstwem. Już i tak wystarczająco długo wytrzymała. Tak delikatna istota miała prawo w końcu nie wytrzymać.
On wiedział,kim Imoen jest. Długo zastanawiał się czy jej to powiedzieć,bo w końcu nie mogła tego rozumieć. Miłość to najbardziej skomplikowane z ludzkich uczuć,a ona nie do końca potrafiła się z nimi uporać. Ale teraz było jej to potrzebne. Ta świadomość,że jest kimś ważnym.
Drganie jej szczupłego ciała nieco ustało i odsunął ją od siebie.
Posłuchaj. Wiem,że to dla ciebie ważne,wiedzieć kim tak naprawdę jesteś. I dojdziemy do tego. W swoim czasie. Ale chcę żebyś wiedziała,że dla mnie to nie ma znaczenia,bo bez względu na to kim albo czym jesteś...
Kocham cię.
Wydawało mu się,że powiedział to na głos,tak głośno rozbrzmiewały te słowa w jego głowie. Zaraz jednak przekonał się,że nie chcą mu przejść przez gardło a Imoen patrzy na niego w oczekiwaniu.
...zawsze będziesz dla mnie bardzo ważna. – dokończył jednym tchem.
Oczy Imoen znów się zaszkliły i położyła dłoń na jego nieco szorstkim policzku.
Dziękuję – wyszeptała i pocałowała go czule w usta. To zaś było jak iskra padająca na beczkę prochu. Uwielbiała go całować. Zapomniała wtedy o całym świecie,a w tej chwili było jej to bardzo potrzebne.
Wsunęła dłonie pod jego koszulkę. Odsunął się i zmarszczył brwi.
Tak – powiedziała krótko i znów zaczęła go całować.
Odpowiedział jej czynami.


*


Następnego dnia cała czwórka zbudziła się dobrze po południu. Dean wreszcie mógł zasnąć,gdy po małej nocnej przygodzie wraz z Imoen wrócili do bunkra. Tak,zdecydowanie brakowało mu jej obecności przy swoim boku.
Sama Imoen spać jednak nie mogła.
Jak się nazywa to,co ludzie piją gdy są zmęczeni? – spytała tłumiąc ziewnięcie. Weszła do kuchni,w której była tylko Sarah.
Kawa. Zrobić ci?
Skinęła głową i usiadła przy stole opierając na nim dłonie ukryte pod rękawami zbyt dużej koszuli Deana.
Nie spałaś całą noc – Bardziej stwierdziła niż zapytała Sarah nalewając parującego napoju do kubka.
Nie – przyznała Imoen biorąc go w dłonie. Przygryzła wargę i po chwili milczenia dodała: – Boję się zasnąć,Saro.
Blake zrobiła smutną minę i pokiwała głową z ciężkim westchnieniem. Rozumiała ją. Ona sama bałaby się zmrużyć oko wiedząc,że jej tak zwana siostra czyha na życie jej i mężczyzny,którego...
No właśnie – pomyślała prostując się – Czy Imoen kocha Deana? Albo czy chociaż wie,że on kocha ją?
Na to pytanie nie była w stanie sobie odpowiedzieć,ale nie było teraz na to czasu.
Gdybyś to widziała...Ona ma w sobie coś niepokojącego. Poczułam bijący od niej chłód. A potem wbiła mi rękę w pierś!
Aż wzdrygnęła się na samo wspomnienie i pociągnęła duży łyk kawy,jakby chcąc w ten sposób zabezpieczyć się przed ponownym wtargnięciem Amary w jej umysł.
Kiedyś będziesz musiała znowu zasnąć,Imo – powiedziała łagodnie – Ale nie przejmuj się. Mamy plan. – uśmiechnęła się. – Chłopaki pojechali spotkać się z Castielem.
Cas... – wymamrotała Imoen jak w transie. Na dźwięk jego imienia poczuła się bezpiecznie,lecz zaraz jednak to uczucie się ulotniło. Anioł troszczył się o nią,bo była jego siostrą. Zalała ją fala gorzkiego rozczarowania,gdy przypomniała sobie,że wcale tak nie było.


*


Impala stała zaparkowana wzdłuż jednej z krajowych dróg. Dean stał z rękoma opartymi o swoją dziecinkę i pogrążony był w rozmyślaniach. Sam kręcił się w kółko z założonymi rękoma.
Spóźnia się. – zauważył.
Może upewnia się,że nikt go nie śledzi?
Młodszy Winchester pokiwał w zamyśleniu głową. Zapanowało milczenie przerywane tylko chrzęszczeniem żwiru pod jego butami.
Myślisz,że to prawda? – spytał niespodziewanie Sam. Jego brat zmarszczył brwi. – No,to o Imoen. Że jest...Światłością.
Tak. – odparł po chwili wahania. – Wierzę,że to prawda. A ty nie?
Sam nie wiem co myśleć – wzruszył ramionami – To wydaje się prawdopodobne,ale potrzebujemy Metatrona,żeby mieć pewność. O ile będzie chciał puścić parę.
Będzie – powiedział stanowczo Dean. – Już ja się o to postaram.
Zaciętość w jego głosie nie podlegała dyskusji. Sam wiedział,że jego brat nie spocznie,póki nie dowie się prawdy. Zbyt zależało mu na Imoen. A może to przez znamię,które cieszyło się na myśl o torturach?
Sądził jednak,że po trochę z obu powodów.
Na horyzoncie pojawił się beżowy samochód Castiela.
Wreszcie. – westchnął Dean.
Cas wysiadł od strony kierowcy. Na tylnym siedzeniu dostrzegli uśmiechającego się przebiegle Metatrona.
Witajcie – powiedział Castiel.
Cześć,Cas. Kopę lat – uśmiechnął się Sam.
Dean mówił,że to bardzo ważne,więc przywiozłem go tak szybko jak mogłem. Ale pamiętajcie,muszę go zwrócić nietkniętego.
Jasne – odparł Dean bez mrugnięcia okiem. – Już ja się postaram,żeby chciał współpracować.
Mówię poważnie,Dean – Tak,jakby Castiel kiedykolwiek zażartował. – Ale opowiedzcie mi dokładnie o co chodzi.
Powiemy ci wszystko po drodze,Cas. Nie ma czasu do stracenia.


*


Ach więc tu sprowadzacie perwersyjne panienki? – powiedział zgryźliwie Metatron. Siedział pośrodku olbrzymiego pentagramu w najciemniejszej z piwnic bunkra Ludzi Pisma.
To ja tu zadaję pytania – powiedział Sam zbliżając się do niego wolnym krokiem – Ty masz jedynie dostarczyć informacji.
Informacje to moja specjalność – Metatron wzdrygnął się,kiedy Sam objął go żelaznymi łańcuchami. – Inna sprawa czy zechcę się nimi podzielić.
Lepiej,żebyś chciał. Co wiesz o Ciemności? – spytał Dean
Oczy Metatrona rozszerzyły się nie ze zdumienia,lecz szczerego strachu.
Ciemność? – powtórzył. – To ona wróciła?
Co o niej wiesz?
Czyżbyście pozbyli się znamienia z ramienia Deana?
Sam założył ręce na piersi i popatrzył na niego ze zniecierpliwieniem.
Nie pozbyliście się – stwierdził Metatron wolno kiwając głową. – No,to cudownie!
Do rzeczy!
Może i wiem co nieco na jej temat,ale jeśli chcesz mojej pomocy to trzymaj swojego braciszka z dala ode mnie! – zwrócił się do młodszego Winchestera anioł.
Nie będzie takiej potrzeby – powiedział Sam pochylając się nad nim.
Na kamiennej posadzce rozległy się kroki. Po chwili do pomieszczenia oświetlonego tylko pojedynczą żarówką wkroczyła Imoen całą siłą woli usiłując opanować nerwy.
Metatron zmierzył ją spojrzeniem od stóp do głów,po czym na jego twarzy pojawił się ten słynny,przebiegły uśmiech.
Imoen! Cóż za niespodzianka! Nie widzieliśmy się od czasów pierwszych ludzi! Czyżby moje zaklęcie wywołało cię aż z boskiego ogródka?
Zmarszczyła brwi,lecz Dean posłał jej spojrzenie mówiące „Nie daj się zwieść”. Skinęła lekko głową na znak,że zrozumiała i spojrzała na Metatrona.
Nie pamiętam,abyśmy byli sobie przedstawieni.
Och no tak. Po tym wszystkim braciszek zrobił ci pranie mózgu – powiedział z udawanym współczuciem.
Imoen zawirowało w głowie. Podobne słowa padły z ust Amary.
Zaraz,chwila. Co? Jaki znowu brat? – Dean wymienił z bratem podejrzliwe spojrzenia.
Tajemnica zawodowa. – Metatron wybuchnął śmiechem. Szybko jednak umilkł,gdy Dean dopadł do niego i chwycił go za gardło.
Posłuchaj mnie,ty sukinsynie,w tej chwili odpowiesz na moje pytanie,albo...
Dean! – skarciła go Imoen. – Daj mu spokój. Ja się tym zajmę.
Winchester popatrzył na nią z niedowierzaniem,ale puścił go.
Wyjdźcie stąd. Oboje.
Słucham? – spytał Dean z rozbawieniem,ale i z cieniem złości w głosie. To znamię Kaina,któremu odbierano radość zabawy.
Wyjdźcie – powtórzyła starając się opanować drżenie głosu.
Imoen,on jest niebezpieczny. Co,jeśli...
Jest w łańcuchach,Dean. Nie da rady mnie skrzywdzić,choćby chciał. Tu chodzi o mnie. Pozwól mi samej poznać odpowiedzi.
Wargi Deana zadrżały. Chciał coś powiedzieć,ale brakowało mu słów. Prawdę mówiąc,był dumny z jej postawy,ale męska duma nakazywała mu trzymać ją z daleka od wszelkiego niebezpieczeństwa. Westchnął więc ciężko i zbliżył usta do jej ucha:
Gdyby coś się działo natychmiast mnie zawołaj.
Oczywiście. Ale nie martw się,dam sobie radę.
Miała ochotę posłać mu przelotny pocałunek,ale powstrzymywała ją obecność innych osób. Skinęła więc głową i bracia wyszli.
Brawo – powiedział ironicznie Metatron – Zdaje się,że panujesz nad tym potworem.
Dean nie jest potworem.
Och,czyżby? A czy zdajesz sobie sprawę,ilu ludzi zabił?
Na myśl o tym zrobiło jej się słabo. Owszem,wiedziała,że był skłonny czasem zabijać,ale nigdy bez powodu. Przypomniała sobie jego spojrzenie.
Nie daj się zwieść.
Podeszła tak blisko,na ile pozwalały jej zabezpieczenia.
Nie wygoniłam ich,aby porozmawiać o Deanie. Chcę porozmawiać o Ciemności.
Jej głos był łagodny. Nie było w nim cienia podstępu co najwyraźniej zbiło z tropu anioła.
Wiem,że jest niebezpieczna – ciągnęła – Nawet dla ciebie. Dlatego pomóż mi,proszę.
Metatron otworzył usta ze zdziwienia. Był przygotowany na tortury i miał w zanadrzu defensywę odzywek,lecz nie spodziewał się zwykłej prośby. W dodatku Imoen miała tak smutny wyraz twarzy,że aż przeszył go dreszcz niewiadomego pochodzenia.
No,wiem że potrafisz – powiedziała lekko nagląco.
No dobra – sapnął anioł kręcąc głową. – Ze względu na starą znajomość,mogę nieco odświeżyć ci pamięć.
Świetnie – Obdarzyła go tym samym uśmiechem,którym zdobyła serce Deana. – A więc czy to prawda,że Amara jest moją siostrą?
No jasne. To od was dwóch wszystko się zaczęło.
Masz na myśli...świat?
Zbyt długo siedziałaś sama – skwitował – Świat. Co niby innego?
Pokiwała głową wolno przyjmując te informacje do wiadomości.
Więc ja jestem...
Światłością,tak. Amara Ciemnością,tak. Czy to koniec przesłuchania?
Ależ skąd. Mam jeszcze kilka pytań w zanadrzu.
Nie masz gwarancji,że odpowiem na wszystkie.
Nie. – przyznała pochylając się nad nim – Ale mogę zawołać tego potwora,jak sam go określiłeś i coś mi mówi,że to zapewni mi gwarancję.
W jej tonie nie było ani cienia groźby – wypowiedziała te słowa tak lekko i radośnie że zabrzmiały strasznie ze względu na niego. Po raz kolejny boski skryba poczuł się zagrożony.
Okej,okej. Pytaj. Ale uprzedzam,że moja cierpliwość też ma swoje granice.
Amara powiedziała,że to ja ją uwolniłam. Jak?
Nie wiem.
Imoen uniosła brwi i wolnym krokiem ruszyła w stronę drzwi. Już miała chwytać za klamkę,kiedy Metatron zorientował się co zamierza i wrzasnął:
Nie,stój! Naprawdę nie wiem! Przypuszczam,że uwolniła się razem z tobą.
To ją zaciekawiło. No dobrze,ale skoro tak,to dlaczego odezwała się dopiero teraz?
To niemożliwe. Minęły miesiące odkąd upadłam a ona uaktywniła się dopiero teraz.
Hej,jesteście obie starsze ode mnie. Nawet ja nie znam wszystkich waszych tajemnic,a spisuję każde słowo waszego brata.
Rozchyliła usta ze zdziwienia. Nagle poczuła się jak wtedy,gdy Alice ją porwała uprzednio uderzając w głowę. Jak to,brat? Bóg we własnej osobie jest jej bratem? Mistyczny stworzyciel,którego do tej pory uważała za ojca?
A myślała,że nic gorszego w sprawie własnej tożsamości jej już nie spotka.
Co jeszcze o mnie wiesz? – spytała cicho.
Ding! Mówiłem,moja cierpliwość ma swoje granice – powiedział sukcesywnie podnosząc głos.
Mogłaby naciskać go dalej,wiedziała,że potrafi,ale w tej chwili poczuła się słaba. Chciała dowiedzieć się więcej,lecz każde kolejne słowo anioła było jak wycelowany prosto w nią cios,przed którym nie mogła się uchylić. Za dużo tego. Potrzebowała swoich przyjaciół. Potrzebowała Deana.
Dziękuję,Metatronie – powiedziała uśmiechając się smutno – Już i tak dużo dla mnie zrobiłeś.
I wyszła zostawiając go kompletnie osłupionego swoją uprzejmością.


*


Crowley siedział na swoim tronie znudzony kolejnymi prośbami swoich poddanych. Opierał głowę o łokieć spoczywający na poręczy i miał szczerą ochotę przewrócić oczami. Już miał dość kolejnych list zażaleń,a dzień się dopiero zaczął.
Jak wygląda sytuacja w Otchłani? – spytał przerywając jednemu z półgłówków,których nazywał pomocnikami.
Chodzi ci o klatkę,panie? – spytał demon w ciele Azjaty lekko drżącym głosem.
Tak,matole! – warknął – Co jeszcze może znajdować się w Otchłani?
Nie zarejestrowaliśmy nic nadzwyczajnego ostatnimi czasy.
Sam nie wiedział,czy poczuł ulgę,czy też rozczarowanie. Uwięzione archanioły mogły mu sprawić problemy w królestwie,ale przynajmniej mógłby zająć się czymś innym niż słuchaniem raportu na temat opętań.
Machnął ręką.
Nieważne. Kontynuuj.
Jak już mówiłem. Od początku tygodnia znaleźliśmy osiem naczyń używanych przez naszych zwiadowców. Były puste,a oni nie wrócili z powrotem do Piekła. Podejrzewamy robotę aniołów.
Nie miały wypalonych oczodołów – zaprotestowała kobieta w średnim wieku z prostymi włosami opadającymi na ramiona – Panie,za pozwoleniem. Wydaje mi się,że zostali przez coś wchłonięci.
Interesujące – zakpił. – Masz pomysł co mogło za tym stać?
Głos miał spokojny,lecz w głowie zapaliła mu się czerwona lampka.
Nagle drzwi do sali tronowej otworzyły się i wpadł przez nie w pędzie czarnoskóry mężczyzna w przebraniu robotnika drogowego. Zatrzymał się na środku i wpatrywał w Crowleya niepewny co powinien dalej robić.
Panie...
Co? – ponaglił Crowley.
Znaleźliśmy ją. Tą,której szukałeś.
Rozchylił usta ze zdziwienia. No,takiej informacji w tym dniu się nie spodziewał! Poderwał się z tronu i wolnym krokiem podszedł do demona.
Jesteś absolutnie pewien,że to była ona? – wycedził z wolna każdą sylabę.
Jak najbardziej. Możesz przekonać się sam. Jest w lochach.
No,jeśli to prawda to trzeba będzie pomyśleć o podwyżce dla tego durnia. Uśmiechnął się do siebie i bez słowa wyszedł z sali nie oglądając się za siebie. Słyszał tylko szybkie kroki demonów podążających za nim wiernie jak psy.
Pordzewiałe drzwi jednej z najgorszych cel w całym Piekle otworzyły się z jękiem. Do środka wpadło nikłe światło z zewnątrz torując sobie drogę przez ciemność. Crowley zrobił krok do środka. Siedząca pod ścianą kobieta z rękoma skutymi kajdanami uniosła głowę pokrytą rudymi lokami. Na jej widok Król Piekła zmrużył oczy i uśmiechnął się tryumfalnie.

Witaj matko. Jak miło,że nareszcie się spotykamy.


--------------------------------------------------------------------------------

Ha,i znowu niespodzianka! :D Ale przyznaję uczciwie,że Rowena odegra ważniejszą rolę za jakiś czas,na razie ją wprowadziłam,żebyście mieli świadomość,że i ona w tym opowiadaniu jest. Mało było gifów ostatnio to postanowiłam nadrobić to w tym rozdziale,zwłaszcza charakterystyczne "Hello" Casa :)
Następny się pisze,powinnam zdążyć do przyszłego tygodnia,bo będzie on dla mnie względnie wolny,ale jeśli nie,nie martwcie się,rozdział na pewno niedługo się pojawi :)
Theme by Hanchesteria