środa, 16 września 2015

2. Yet we find ourselves in a less than perfect circumstance

– Sam, ile razy mam cię prosić, żebyś nie kupował samej sałaty?!
Na widok brata Dean ze zniecierpliwieniem uderzył dłonią o blat stołu, na którym leżały otwarte książki z okazałej biblioteki w bunkrze. Relacje między nimi były napięte odkąd Dean podstępem wprowadził do ciała brata anioła,który zabił Kevina.
– O ciasto nawet nie pytam – mruknął powracając do lektury.
– Nie zdążyłem kupić wszystkiego. Mamy sprawę – oznajmił Sam stawiając zakupy na pierwszej wolnej powierzchni.
– I nie mogła poczekać aż kupisz coś jadalnego?
Sam, przyzwyczajony do humorów brata, po prostu go zignorował. Wyjął z torby gazetę i rzucił ją Deanowi pod nos.
– Kilka „rytualnych” morderstw w okolicy Lebanon. Ofiary rozerwano na kawałki, wszystkim brakowało serc.
– Wilkołak – stwierdził Dean znudzonym głosem – Ile było ofiar?
– W gazecie wspomniano o ósmej...
– Cholerstwo nie próżnuje – Dean poderwał się z krzesła – W porządku, jedziemy. Ale najpierw zatrzymamy się żeby coś zjeść. Umieram z głodu.
Obaj bracia drgnęli, kiedy po otwarciu głównej bramy ujrzeli w progu Castiela trzymającego na rękach nieprzytomną kobietę.
– Cas... – Dean zmierzył go wzrokiem – Co ty tu...
– Wyjaśnię wam później. – przerwał mu stanowczo Castiel szybko wchodząc do środka.
– Hej, hej, hej, czekaj Cas, kim jest ta dziewczyna? – spytał Sam doganiając go.
– Też chciałbym wiedzieć – odparł z surową miną. – Jedyne co wiem to to, że jest aniołem.
– Szpieg Metatrona?
– Wątpię. Znalazłem ją w lesie kilka mil stąd. Emanowała bardzo silną energią. Nie wiem co to za anioł.
– Zanieś ją do piwnicy – odezwał się szorstkim głosem Dean. Powszechnie było wiadome, jak nie cierpi on aniołów, oczywiście za wyjątkiem Castiela. – Sam, poszukaj świętego oleju. Trzeba zapalić krąg zanim się obudzi.
Sam spojrzał na brata z lekkim wahaniem, ale w końcu wyszedł. Często nie zgadzał się z Deanem w kwestii należytego postępowania, ale tym razem niechętnie przyznał mu rację. Sytuacja na anielskim froncie była zbyt napięta, by pozwolić sobie na jakiekolwiek ryzyko.
Cas ułożył dziewczynę na podłodze w piwnicy. Jako że wcześniej jej głowa wspierała się na ramieniu anioła, Dean nie widział jej twarzy. Rozlewając olej przyjrzał się jej dokładniej.
Dziewczyna w każdym calu wyglądała jak anioł ze stereotypowych opowiastek. Rozrzucone brązowe włosy odsłoniły twarz w kształcie serca, wąski nos i pełne, zaróżowione usta. Surowe oblicze starszego z Winchesterów nieco złagodniało.
To przecież tylko naczynie, była zupełnie kimś innym, ale nie ukrywając,była piękna.
Rozlał już cały olej potrzebny na krąg i patrzył na nią jeszcze przez chwilę, aż ta w końcu poruszyła się. Oprzytomniał i rzucił na ciecz odpaloną zapałkę.
Zapłonął Święty Ogień.


*


Imoen wolno otworzyła oczy, które prędko się rozszerzyły na widok płomieni. Zza nich dostrzegła anioła i dwóch mężczyzn. Przypomniała sobie wszystko. Upadek, Ziemia, spotkanie z innymi aniołami. Przemianę, która kosztowała ją tyle mocy.
Powiodła wzrokiem po stojących wokół kręgu. Pamiętała tego anioła, to jego wcześniej spotkała, natomiast tych dwóch sobie nie przypominała. Wiedziała już natomiast, że muszą być ludźmi. I to samymi w sobie, nie naczyniami. Wyższy z nich miał sięgające karku brązowe włosy i pytające spojrzenie wymalowane na twarzy. Drugi był nieco niższy, miał krótkie włosy i surowe spojrzenie. Na jego widok poczuła niepewność.
– Imoen...Pamiętasz mnie? Nazywam się Castiel. – Anioł się odezwał, lecz poza swoim imieniem nic nie zrozumiała.
– Dlaczego nie mówisz w naszym języku?
Mężczyźni popatrzyli po sobie zdziwieni.
– Nie rozumiesz innego języka niż enochiański?
Pokręciła głową.
– To zrozumiałe – powiedział do braci Cas – Anioły bez naczynia umieją się porozumiewać tylko w ojczystym języku.
–Ale... przecież ona ma naczynie...prawda? – spytał niepewnie Sam.
– Niezupełnie. Kiedy ją zobaczyłem, była w swojej niebiańskiej postaci. Kazałem jej poszukać naczynia, a wtedy ona...
– Ona co? – ponaglił Dean krzyżując ramiona.
– Uprościła swą postać do ludzkiej. Nie widziałem, żeby jakiś anioł wcześniej tak robił.
– Powiedziałeś, że nazywa się Imoen...
– Nie znam jej. Jest inna niż wszystkie anioły. I zachowuje się też inaczej.
– Co znaczy, że nie możemy jej ufać – skwitował Dean wyciągając skądś enochiańskie ostrze. – Wyciągnijmy z niej wszystko.
Imoen rozszerzyła oczy na widok spojrzenia, którym obdarzył ją krótkowłosy,a na widok mieniącego się w jego dłoni ostrza, zadrżała. Gabriel opowiadał jej o broni, która może zgładzić nawet anioła, ale  nie sądziła, że kiedykolwiek będzie jej dane ją zobaczyć. Na Ziemi najwyraźniej była dość powszechna.
– Proszę...nie rób tego – wyszeptała patrząc na niego błagalnie. Wzrok mężczyzny był twardy, nieustępliwy. Bała się go.
– Spokojnie. – Anioł wyciągnął do niej rękę w uspokajającym geście, po czym spojrzał karcąco na Deana. Ten patrzył na uwięzioną w płomieniach jeszcze przez chwilę aż w końcu opuścił ostrze.
– Okej – powiedział wolno Sam obserwując brata – To co z nią zrobimy?
– Chciałem ją zmusić do mówienia, ale skoro nie...
– Trzeba będzie ją przesłuchać. Delikatnie – dodał z naciskiem.
– Genialny pomysł Sammy, ale jak zauważyłeś ona nie mówi po angielsku.
Castiel myślał przez chwilę.
– Istnieje zaklęcie pozwalające aniołowi na poznanie ludzkich języków bez posługiwania się naczyniem. Tyle, że jest trochę skomplikowane.
– Nie będzie potrzeby – stwierdził Sam – Przecież ty możesz z nią porozmawiać.
– Nie – zaprotestował ostro Dean – Wolę usłyszeć jej zeznania osobiście.
Sam i Cas popatrzyli po sobie.
– Nie ufasz mi Dean? – spytał Cas. Jego twarz stała się idealną maską.
– Nie w tym wypadku – odparł Dean mierząc go spojrzeniem swych zielonych oczu.
Zapanowało ciężkie milczenie. Nawet Imoen poczuła niepokój.
– W porządku – powiedział anioł – Zdobędę składniki do zaklęcia. Bez skrzydeł będzie trochę ciężko, ale dam radę. Zajmijcie się czymś w tym czasie.
– A co z nią? – prawie krzyknął Sam – Będzie siedzieć w ty kręgu aż nie powie wszystkiego co wie?
Dean wzruszył ramionami i spojrzał na drobną postać w podartej sukni. Serce drgnęło mu nieznacznie z żalu na ten widok. Ale przecież nie mógł tego okazać. A poza tym Niebiosa były w strzępach i musieli mieć się na baczności.
– Nie widzę problemu. Nie musi jeść ani spać. Może tu zostać.
Sam otworzył usta,ale Cas położył mu rękę na ramieniu.
– Dean ma rację. Tak będzie najbezpieczniej.
Jednocześnie posłał mu szorstkie spojrzenie informujące, że nie dotknęły go wcześniejsze wymierzone w nań słowa.
– Świetnie – Dean nawet nie mrugnął – Chodź Sammy. Zdaje się, że mieliśmy sprawę.


*


Jeszcze tego samego dnia bracia wsiedli do Impali i wyruszyli na miejsce ostatniej zbrodni. Castiel wyjawił im składniki potrzebne do zaklęcia i okazało się, że w większość z nich bunkier jest wyposażony, więc do zdobycia zostały tylko trzy. Tym samym i on niezwłocznie ruszył na poszukiwania.
Winchesterowie jako agenci FBI szybko przeniknęli do szczegółów śledztwa. W zasadzie niczym się nie różniło od poprzednich-ofiara rozerwana na kawałki i pozbawiona serca.
–To już łącznie dziewiąta ofiara. – oznajmił jeden z policjantów kręcąc z niedowierzaniem głową – Gdybym nie był sceptykiem, pomyślałbym ,że to jakaś klątwa.
Bracia wymienili szybkie spojrzenia. Może to wcale nie wilkołak tylko działanie wiedźmy?
– Czy ofiary się znały? – spytał Sam.
– Nie, każda z kobiet pochodziła z różnych części miasta, miały inne zainteresowania, każda była w innym wieku...
– Kobiet? – Dean uniósł brwi.
– Tak, to jedyna zależność między ofiarami. Kimkolwiek jest ten morderca, gustuje w paniach.
– Coś mi się wydaje, że to niekoniecznie wilkołak. – stwierdził Sam zajmując miejsce pasażera w Chevrolecie.
– Też zastanawiałem się nad wiedźmą, ale nie pasuje. Kobiety nie były ze sobą nijak powiązane. A poza tym,wiedźmy biorą pomysły na zabijanie rodem z „1000 sposobów na śmierć”. Jeden sposób? Zdecydowanie nie.
– Nie miałem na myśli wiedźmy. Raczej watahę wilkołaków.
– To ma sens – przyznał Dean – Teraz tylko pytanie, jak ją wytropić.
W tym celu przesłuchali rodzinę ostatniej ofiary. Z ich zeznań wywnioskowali, że wszystkie ofiary napadnięto w mniej więcej tej samej okolicy, ale poza czekaniem na kolejny atak, niewiele mogli zrobić.
– Okej – powiedział Sam wkraczając do głównej sali w forcie – Powiedz o co chodzi z Castielem.
Dean usiadł na najbliższym krześle i położył nogi na stole pełnym materiałów dotyczących śledztwa. Uniósł brwi w udawanym zdziwieniu.
– Nie mam pojęcia o czym mówisz.
– Dean, on mógłby po prostu wypytać tą anielicę o wszystko, co chcielibyśmy wiedzieć.
– A skąd mielibyśmy pewność, że nie przekaże nam wyłącznie bzdur typu „Jestem Aniołem Pana” ? – starszy z braci podniósł głos.
– Bo to Cas...
– Właśnie – Dean uśmiechnął się krzywo – Ten sam Cas, który kiedyś nas oszukał i współpracował z Crowleyem. Powiedział, że nigdy wcześniej nie widział takiego anioła. Co jeśli dzięki niej wpadnie na kolejny genialny pomysł zostania nowym Bogiem?
Sam parsknął i położył dłonie na oparciu krzesła.
– Nie ma zupełnie żadnego sposobu, żebyś wyzbył się nienawiści do aniołów, co?
– Nie ma – przytaknął Dean. – I nie wmawiaj mi, że nagle stali się twoimi kumplami.
– Nie. Ale ja przynajmniej daję im szansę. Widzę szarość. Ty tylko czerń i biel.
– Mylisz się,Sam. Benny był wampirem, ale też moim przyjacielem. Pomógł mi wydostać się z Czyśćca. Ciebie też uratował, jeśli nie pamiętasz. Nie wmawiaj mi więc, że zabijam każdego napotkanego potwora bez mrugnięcia okiem! Wracając do tematu: zbyt wiele aniołów spotkaliśmy, żebym je polubił. Koniec kropka.
To mówiąc, wstał i rzucił do brata na odchodnym:
– Dzisiaj w nocy zapolujemy na te wilkołaki. Co do nich mam pewność, że są stuprocentowymi potworami.
Sam westchnął. Znał swojego brata doskonale i wiedział, że właśnie tak zareaguje. Jeżeli Dean się na coś uwziął, niemożliwym niemal było przekonanie go do zmiany zdania. Właśnie dlatego był teraz tutaj zamiast dawno zwiedzać Piekło. Dean zgrywał twardego, ale w głębi duszy był bardzo wrażliwy. Jak do tej pory nie znalazła się osoba potrafiąca skutecznie i na długo odsłonić jego prawdziwe oblicze. Nawet jemu i Casowi się to nie udało.


*


Imoen siedziała obejmując rękoma kolana. Ogień wciąż płonął dookoła niej i nikt się nie pojawiał. Czuła się zagubiona i chyba nawet trochę się bała. Kiedy upadła, trwała w błogiej nieświadomości. Myślała, że jest w Niebie,o którego poznaniu zawsze marzyła, a o którym słyszała tylko od archaniołów. Najwięcej o Niebie dowiadywała się od Rafaela. To on był przy niej najczęściej. O Ziemi zaś co nieco opowiedział jej Gabriel. Dzięki jego opowieściom myślała, że ludzie to po prostu istoty, których życie to tylko spanie, jedzenie i płacenie rachunków, czymkolwiek były . Dzisiaj jednak przekonała się, jak brutalny jest ten świat. Nie pojmowała także, dlaczego ten towarzyszący ludziom anioł pozwolił, żeby teraz tu tkwiła. Przecież sam ją tu przyprowadził,zabił w tym celu dwa anioły!
Miała nadzieję, że pozwolą jej stąd wyjść...ale co dalej? Nie wiedziała jak to możliwe, ale bramy Niebios były zamknięte,więc nie mogła wrócić do domu. Co się z nią stanie?
Zapatrzyła się w jeden punkt ponad linią ognia i myślała, myślała, myślała...


*


Zgodnie z ustaleniami, Winchesterowie wyruszyli w nocy na łowy uzbrojeni po zęby w srebro. Dean uwielbiał polować i zawsze się na tym skupiał, jednak tym razem jego myśli krążyły wokół zamkniętej w piwnicy anielicy. Niezupełną prawdą było to, że nie ufał Casowi. Fakt, kiedyś ich oszukał, ale w dużej mierze odbudował do niego zaufanie. Byli przecież rodziną,a dla Deana Winchestera rodzina to najważniejsza z wartości.
Chciał po prostu dowiedzieć się jak najwięcej. Kim była? Skąd pochodziła? Dlaczego Cas nigdy wcześniej nie widział anioła podobnego do niej? Po głowie krążyło mu wiele pytań i dlatego zależało mu na osobistym otrzymaniu odpowiedzi.
– Dean, nie mam pojęcia dlaczego nie skaczesz z radości na myśl o obserwowaniu lasek. – powiedział Sam nawiązując do duchowej nieobecności brata.
– Sorry Sammy, zamyśliłem się – mruknął w odpowiedzi.
– Taa, widzę. Czy to ma jakiś związek z naszym gościem?
– Gościem! – prychnął Dean – Raczej więźniem.
Zastanawiał się przez chwilę czy skłamać, ale w końcu odparł miękko:
– Ciekawi mnie kim jest. Nie wiem, czy zauważyłeś, ale spadła później niż inne anioły. A to już mi się nie podoba.
Sam zmarszczył brwi.
– Racja. To nie może być przypadek.
Dean gładko wszedł w zakręt i zatrzymał Impalę.
– Cieszę się, że udzielił ci się mój entuzjazm braciszku, ale póki Cas nie wróci możemy zająć się czymś pożytecznym. Na przykład wybiciem kilku wilkołaków.
Od kilku godzin obserwowali otoczenie, ale żadnych śladów zagrożenia. Za każdym razem, gdy przechodziła tędy jakaś kobieta, wytężali wzrok i nasłuchiwali odgłosów przerażenia, ale jak do tej pory nic się nie działo.
Ulica była ciemna, oświetlało ją tylko nikłe światło stojących w znacznej odległości latarni. Księżyc schowany za chmurami także nie ułatwiał im zadania. W końcu Sam wyprostował się na siedzeniu pasażera. Szturchnął drzemiącego brata.
– Co jest? – mruknął sennie niezbyt przyjaznym głosem Dean.
– Patrz! – Sam wskazał ubraną na ciemno kobietę skręcającą w ulicę jeszcze ciemniejszą niż ta, na której stali. Żadna z dotychczas obserwowanych się tam nie zapuszczała.
– Obstawiam panikę za 3...2...1... – powiedział pod nosem Dean szybkim krokiem zmierzając w stronę ulicy.
Bracia ostrożnie badali okolicę. Nikłe światło latarki rozświetlało mrok tylko na chwilę by z powrotem zmienić go w nieprzeniknioną ciemność. Idealny teren dla wilkołaka.
Kobieta, którą śledzili zniknęła im z oczu. Na ulicy nie było żywej duszy.
– Co do cholery? – zirytował się starszy z Winchesterów. – Pod ziemię się nie zapadła.
Wtedy gdzieś niedaleko usłyszeli warczenie,a potem odgłosy szarpaniny. Słychać było tylko linkantropa. Kobieta nie wydała z siebie ani jednego słyszalnego dźwięku. Winchesterowie natychmiast pobiegli w kierunku odgłosów i niemalże zamarli.
Nieznajoma mocowała się z wilkołakiem usiłując dźgnąć go srebrnym sztyletem. Ten jednak był od niej silniejszy i łatwo się nie poddawał.
– Hej! – krzyknął Sam celując pistoletem ze srebrnymi kulami – Odsuń się!
Kobieta spojrzała w ich kierunku i stanęła jak wryta nie bacząc na wilkołaka mogącego w każdej chwili rozerwać jej gardło. Sam nie czekał ani minuty dłużej i wystrzelił kilka razy wprost w potwora, który natychmiast padł na ziemię. Jego przeciwniczka oddychała ciężko, ale wciąż ani drgnęła. Dean skierował na nią światło latarki i oboje otworzyli usta ze zdziwienia.
– Sarah?!

-----------------------------------------------------------------

Wreszcie jakaś sensowna objętość :D
Mam nadzieję,że się podobało ;)



1 komentarz:

  1. Wow, jestem pierwsza :D Podoba mi się ten rozdział i jak zwykle Dean jest sobą. Trochę szkoda, że zostawili Imoen samą w bunkrze i w dodatku w płomiennym kręgu. A kim jest ta Sarah, że nawet jej nie pamiętam w serialu? Chyba, że to nowa postać w Twym opowiadaniu? Uuuu, czyżby starszemu Winchesterowi spodobała się upadła anielica? Może będą razem ;) Oby. Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam!
    http://dark-of-heart.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Theme by Hanchesteria