–
Ach,tu
jesteś. Proszę. Wziąłem największe jakie mają.
Imoen
wciąż była w szoku i popatrzyła na Deana niewidzącym wzrokiem.
Stał tuż nad nią z dwiema porcjami ogromnych lodów z różnymi
dodatkami. Zmarszczył brwi i omiótł ją uważnym spojrzeniem. W
końcu czoło mu się wygładziło i uśmiechnął się.
–
Czyżbyś
się zdrzemnęła? – spytał z rozbawieniem. Jej twarz wyglądała
bowiem,jakby dopiero odzyskała przytomność po śnie.
–
Tak!
Tak,właśnie,przysnęłam – odparła szybko dyskretnie biorąc
głębszy wdech. Wyglądał na takiego szczęśliwego. Nie chciała
mu psuć nastroju zwłaszcza po tym,jak widział ją idącą jak na
ścięcie. Już i tak wystarczająco się o nią martwił,chociaż
nie dawał tego po sobie poznać. Ona jednak swoje wiedziała.
Wręczył
jej lody i podziękowała mu wymuszonym uśmiechem. Straciła na nie
najmniejszą ochotę,ale dla zachowania pozorów uszczknęła kilka
kęsów plastikową łyżeczką. Dean jednak zorientował się,że
coś jest nie tak.
– Nie
smakują ci?
–
Taak,cóż,chyba
straciłam ochotę – wymamrotała wzruszając przepraszająco
ramionami. Mogłaby przysiąc,że Dean przewrócił oczami,ale
oczywiście nie pozwolił,by to zauważyła. Kiedy tak się
starał,kochała go jeszcze bardziej i dlatego serce nie pozwalało
jej go dłużej oszukiwać. Na szczęście wyręczył ją w doborze
słów.
Kiedy
dotarli do Impali,Imoen udała się na miejsce pasażera,lecz zanim
zdążyła wsiąść,Dean błyskawicznie znalazł się obok niej i
złapał ją za nadgarstek.
–
Okej,możesz
przestać udawać. Dobrze wiem,że ta dziwna mina nie miała nic
wspólnego z drzemką. Mów co się dzieje.
Jego
skórzana kurtka zaskrzypiała,kiedy mocno zacisnął ramiona na
piersi zasłaniając swoją postacią drzwi do samochodu. Opuścił
podbródek i wbił w nią podejrzliwe spojrzenie swoich
chłodnych,zielonych oczu.
Imoen
westchnęła i odrzuciła głowę do tyłu.
– To
Amara. Przyszła do mnie.
Zamrugał
gwałtownie i rozchylił usta. Wyraźnie nie tego się spodziewał. A
przecież zapowiadała,że się pojawi.
– I?
– ponaglił.
– To
nie było naprawdę,przeniosła mnie w inny wymiar. Ona chce się
zemścić na Bogu. Za to,że nas zamknął. I chce,żebym jej w tym
pomogła.
– No
ale się nie zgodziłaś,prawda? – spytał marszcząc brwi.
–
Oczywiście,że
nie! Ale wtedy...
Westchnęła
i zrobiła kilka nerwowych kroków odgarniając włosy za uszy. Dean
cierpliwie ją obserwował,aż wreszcie uniosła głowę ujawniając
łzy kryjące się w kącikach oczu.
– To
przez nią,Dean! To przez nią mój stan się pogarsza! Wtedy gdy
zobaczyłam ją we śnie...ona już wiedziała,że jestem w ciąży i
przyszła rzucić na mnie klątwę!
Cała
dygotała,lecz nie pozwoliła sobie na wybuch płaczu. Po prostu
stała,pozwalając by łzy ciekły jej po twarzy,a gdy Dean zamknął
ją w ramionach,zaczęły spływać po jego kurtce.
Odsunął
ją od siebie. Jego oczy płonęły zieloną wściekłością.
– A
więc znajdę tą sukę i zabiję i ją. – oznajmił nad wyraz
spokojnie.
Wolno
pokiwała głową. Na razie wolała zachować resztę szczegółów
dla siebie.
*
Sarah
zaparkowała swojego eleganckiego Lincolna na podjeździe posiadłości
oznaczonej numerem,który miała zapisany na małej karteczce. Jej
oczom ukazała się obszernych rozmiarów willa wyróżniająca się
na tle typowych amerykańskich domów jednopiętrowych znajdujących
się wzdłuż tej samej ulicy. Wyłożona została od zewnątrz
brunatnymi cegłami świetnie kontrastującymi z okazałymi oknami z
okiennicami w rustykalnym stylu. Do tego wszystkiego w oczy rzucał
się zadbany trawnik i mały ogródek z rosnącymi w grządkach
rozmaitymi gatunkami kwiatów oraz ciemno różowa bugenwilla pnąca
się wokół drzwi wejściowych.
Kobieta
wysiadła z samochodu i popatrzyła na to wszystko z lekkim
zakłopotaniem.
Kilka
dni temu dostała telefon od przyjaciółki ze studiów. Tamara i ona
były współlokatorkami w college'u i przez okres studiów zostały
przyjaciółkami,a potem jak to w życiu bywa ich drogi się
rozeszły. Ostatnio przeglądając stare albumy Tamara natknęła się
na zdjęcie jej i Sary i pamięć podsunęła jej wspomnienie o
dawnej przyjaciółce. Chwyciła więc za telefon i ku wielkiej
radości okazało się,że Sarah wciąż była dostępna pod znanym
jej numerem. Z wielkim entuzjazmem zaprosiła ją więc do siebie,na
co panna Blake spragniona odpoczynku po ostatnim ciężkim okresie w
domu chętnie przystała. Tym bardziej,że Tamara nie miała
pojęcia,czym tak naprawdę zajmowała się Sarah,nie wspominając
już o istnieniu wampirów czy wilkołaków.
Teraz
jednak,stojąc u progu budynku,nabrała wątpliwości,czy aby na
pewno dobrze zrobiła. Dom wywarł na niej piorunujące
wrażenie,które przyprawiło ją o bolesny ścisk w żołądku
uświadamiając,że ona w swoim życiu nigdy czegoś takiego się nie
doczeka. Usiłowała jednak zignorować dziwne uczucie,bo przecież
nie należało być zazdrosnym o szczęście przyjaciółki,nawet
dawnej.
Zanim
zdążyła wziąć głęboki oddech i przejść po wybrukowanej
ścieżce w celu naciśnięcia dzwonka,rozległ się sygnał jej
komórki.
– Hej
Sam – powiedziała wesoło odgarniając za ucho kędzierzawy kosmyk
włosów.
–
Hej,hm,wybacz,że
dzwonię,ale tak długo nie dawałaś znaku życia a ja musiałem się
upewnić,czy wszystko w porządku,więc...
–
Właśnie
dojechałam – przerwała mu ze śmiechem. Nie musiał nawet tego
przyznawać – kiedy się denerwował i tak nie potrafił znaleźć
odpowiednich słów,dlatego nawijał jak najęty.
–
Tak?
Och to super.
–
Mhm.
Jak sytuacja?
Miała
wyrzuty sumienia,że zostawiała Imoen w obecnej sytuacji,ale póki
co nic nie mogli zrobić,a patrzenie na jej pogarszający się z dnia
na dzień stan przyprawiało ją o depresję,mimo iż nie dawała
tego po sobie poznać. To kolejny powód,dla którego przyjęła
propozycję Tamary.
– No
cóż – westchnął – Dzisiaj nie wyglądała najlepiej. Dean
zabrał ją na lody a potem... – nagle urwał. Mogła przysiąc,że
marszczył w tej chwili brwi.
–
Sam?
Jeśli coś jest nie w porządku,powiedz. Mam jeszcze czas,żeby
zawrócić.
–
Nie,nic
się nie stało. Imoen jest cała,po prostu nieco zdezorientowana.
Opowiem ci wszystko jak wrócisz. Kiedy dokładnie zamierzasz to
zrobić?
– Za
trzy dni. Nie chcę siedzieć Tamarze i jej mężowi na głowie zbyt
długo. Mogłaby w końcu zacząć naciskać bym jej powiedziała,czym
dokładnie się zajmuję.
–
Mhm.
– mruknął i usłyszała szum,a następnie dźwięk otwieranych i
zamykanych drzwi. – Już za tobą tęsknię,wiesz?
– Ja
za tobą też.
–
Taa...
– odchrząknął. – Saro?
–
Tak?
–
Kiedy
wrócisz...chciałbym o czymś z tobą porozmawiać.
– Och
– zamrugała. – Jasne,nie ma sprawy.
–
Super.
– Wziął głębszy oddech,jakby wyraźnie mu ulżyło. – Kocham
cię.
– A
ja ciebie. Uściskaj ode mnie Imo. No,i Deana też – dodała po
namyśle.
–
Dobrze.
Pa.
Schowała
telefon do kieszeni. Serce zaczęło jej bić szybciej z jakiegoś
dziwnego niepokoju. O czym mógł chcieć rozmawiać Sam? Miała
tylko nadzieję,że nic się nie stało.
Nie
miała czasu się nad tym zastanawiać,bo oto drzwi do willi
otworzyły się i ukazała się w nich burza blond loków i ich
zgrabna właścicielka odziana w długie,białe spodnie i opadającą
na ramiona luźną bluzkę barwy znajdującej się obok niej
bugenwilli. Rozejrzała się dookoła ze zmarszczonymi brwiami,a na
widok Sary jej czoło się wygładziło,a na twarz wypłynął
szeroki uśmiech odsłaniający białe zęby.
–
Sarah!
– krzyknęła i podskoczyła w miejscu.
–
Cześć,Tamaro
– Sarah również przywołała na twarz uśmiech – Kopę lat!
*
Imoen
przewróciła się na drugi bok. Światło powoli sączyło się
przez małe okienko docierając wreszcie do jej źrenic. Przetarła
oczy i zacisnęła je chcąc uchwycić jeszcze odrobinę snu. Przez
pół nocy nie spała odtwarzając w myślach rozmowę z Amarą. Za
nic nie potrafiła przestać o niej myśleć i nie pomagała nawet
obecność Deana tuż obok.
Nie
zamierzała brać udziału w jej chorym planie,o nie. Ale jedno
zdanie powracało do niej uparcie jak brzęcząca pod sufitem mucha.
„Nasz
brat wymazał ci pamięć zaraz po stworzeniu świata”
Nie
chciała wierzyć w ani jedno słowo swojej siostry,lecz przypomniała
sobie,że Metatron powiedział jej coś podobnego,wtedy,gdy go
przesłuchiwała. Na samą myśl zrobiło jej się niedobrze. Po raz
kolejny poczuła się oszukana.
Czy
to się kiedyś skończy? – pomyślała żałośnie. Dlaczego
Bóg,jej własny brat,osoba,którą darzyła największym szacunkiem
w Edenie zrobił coś takiego jej i tylko jej?
Wytężyła
umysł usiłując przypomnieć sobie coś więcej poza boskim
ogrodem,ale bezskutecznie. Nie pamiętała nawet jak się tam
znalazła. Po prostu...była tam od zawsze.
A
przecież to nieprawda i wszyscy o tym wiedzieli.
Zrozumiała,że
dłużej już nie pośpi i chciała wstać,lecz Dean trzymał ją w
objęciach zbyt mocno. Uśmiechnęła się pod nosem,kiedy zdała
sobie sprawę,że jego dłoń znajduje się na wypukłości brzuszka.
Dotknęła więc jej i chciała delikatnie odsunąć,ale wtedy on
wtulił głowę w jej ramię i wymamrotał sennie:
–
Dokąd
się wybierasz? Zostań ze mną.
Imoen
zachichotała.
– Im
bardziej dziecko rośnie,tym częściej muszę korzystać z
łazienki,a jak sam wiesz jest już całkiem duże.
– No
dobrze – mruknął całując ją w policzek, po czym się odsunął.
– Ale zaraz wracaj.
–
Jasne.
– Imoen uśmiechnęła się,chociaż on wciąż nie otworzył oczu.
Wygramoliła
się na sam skraj łóżka i już miała wstawać,kiedy przed oczyma
zawirowały jej kolorowe plamy.
Okej,widocznie
za szybko wstałam – pomyślała i odczekała chwilę zanim
podjęła kolejną próbę. Tym razem wstała na nogi,ale nagle
odczuła palący ból w okolicy podbrzusza. Krzyknęła i opadła na
kolana trzymając się za brzuch.
Dean
momentalnie poderwał się na nogi i znalazł się przy niej.
– Co
się stało? – spytał przerażony biorąc ją na ręce.
– Nie
wiem – załkała gdy położył ją z powrotem w łóżku. Ból się
nasilał i musiała zacisnąć powieki.
–
Wstawałam...i
nagle...poczułam się...słabo – wysapała z trudem.
–
Zaczekaj
chwilę,okej? Zaraz przyniosę ci jakiś lek.
–
Nigdzie
się nie wybieram. – stwierdziła siląc się na żartobliwy ton.
Dean
wypadł z pokoju jak po ogień mijając po drodze zdezorientowanego
Sama.
–
Dean!
Co się dzieje,słyszałem krzyk...
–
Zejdź
mi z drogi! – warknął jego brat i pognał do kuchni.
Odszukał
pudełko z lekami i drżącymi rękoma przeszukiwał opakowania.
– No
dalej! – warknął sam do siebie. Wreszcie znalazł otwarte pudełko
jakiegoś silnego leku przeciwbólowego. Na pewno nie było
przeznaczone dla kobiet w ciąży,ale to w tej chwili jedyne wyjście.
Nawet jeśli zawiózłby ją od szpitala,mogłoby być za późno,a
zapewne i tak potraktowaliby ją czymś podobnym.
Równie
szybko wrócił do sypialni. Zamarł jednak w drzwiach.
Twarz
Imoen zrobiła się blada jak ściana. Na jej czole szkliły się
kropelki potu a rozchylone usta były spierzchnięte. Miała
zamknięte oczy i miotała się jak w gorączce. Obok niej ze
zmarszczonym czołem siedział Sam.
–
Hej,Imo,słońce,przyniosłem
ci coś – Dopadł do niej i delikatnie poklepał po policzku. Nie
zareagowała,a jedynie wydała z siebie cichy jęk.
Ogarnęło
go przerażenie. Z hukiem odstawił na stolik wodę i lek i ujął
jej twarz w dłonie.
– To
przez Amarę – powiedział grobowym głosem Sam – Myślę,że się
wściekła po ich ostatniej rozmowie i przyspieszyła działanie
klątwy.
–
Cholera,nie!
– wrzasnął zdławionym głosem Dean – Co ja mam teraz robić?
– W
obecnej sytuacji chyba tylko modlić – westchnął ciężko Sam
przeczesując palcami włosy.
–
Szlag,Sam,nie
zamierzam... – urwał,bo nagle go olśniło. Rozszerzył lśniące
od łez oczy i jak oparzony zaczął wyjmować na oślep ubrania z
komody.
– Co
robisz,Dean? – spytał podejrzliwie jego brat.
–
Zajmij
się nią – polecił krótko i echo jego szybkich kroków jeszcze
przez chwilę odbijało się na posadzce korytarza.
*
–
Byłabym
zapomniała,masz naprawdę piękny dom – stwierdziła z podziwem
Sarah upijając łyk herbaty z porcelanowej szklanki. Siedziały z
Tamarą przy szklanym stoliku w kuchni,tuż przy ogromnym oknie
odsłaniającym widok na tylny ogród pełniący nie tyle funkcję
ozdobną,co wypoczynkową.
Wnętrze
zaś prezentowało się równie imponująco co sam budynek. Ściany
pomalowano na bardziej stonowane kolory niż elewację,dominowała tu
biel i beż. Na ścianach wisiały obrazy przedstawiające sztukę
nowoczesną,a w kątach stały olbrzymie wazony ze sztucznymi
kwiatami. Z kolei na pięknych meblach z jasnego drewna stały
bibeloty i zdjęcia nie pokryte nawet drobniutką warstewką kurzu.
Sarah zastanawiała się,czy Tamara ma pokojówkę,czy też sprząta
tą ogromną willę sama,lecz doszła do wniosku,że to pytanie
retoryczne.
–
Dziękuję
– Przyjaciółka skinęła głową – Nigel go zaprojektował,od
początku do końca. Ja tylko zajęłam się wyposażeniem.
Jak
zdążyła się już dowiedzieć,mąż Tamary był angielskim
architektem,co tłumaczyło rozmach,z jakim urządzono dom oraz
dlaczego tak wyróżniał się na tle innych – to było po prostu
angielskie budownictwo. Nigel poznał Tamarę,kiedy ta podróżowała
po Londynie w ramach urlopu na zakończenie studiów. Szybko
nawiązali romans,a wkrótce potem przenieśli się do Stanów i
wzięli ślub. Sarah podeszła do tego nieco sceptycznie,ponieważ
większą część czasu Nigel i tak spędzał w Wielkiej Brytanii
pracując nad zleceniami,ale skoro oboje w ten sposób byli
szczęśliwi to nic jej do tego,zaś właśnie temu zawdzięczała
poniekąd zaproszenie od Tamary.
–
No,ale
dość o mnie – Blondynka nachyliła się nad stołem. – Opowiedz
co się z tobą działo przez te wszystkie lata.
Blake
uśmiechnęła się lekko ironicznie i wyrecytowała jej
historyjkę,którą zdążyła wymyślić podczas drogi.
– A
obecnie mieszkam w Kansas. – zakończyła.
–
Kansas?
– powtórzyła Tamara krzywiąc się – Co zmusiło Sarę Blake do
przeniesienia się do ojczyzny Eminema i słoneczników?
Wspomniana
roześmiała się. Gdyby tylko Tamara miała pojęcie,co działo się
w jej życiu...
Zamiast
tego twarz blondynki rozjaśniła się i wypłynął na nią szeroki
uśmiech.
–
Oooo,już
wiem! To pewnie ma związek z jakimś facetem! To z nim rozmawiałaś
wcześniej i dlatego uśmiech nie schodził ci z twarzy!
Sarah
zmarszczyła brwi.
– No
co tak patrzysz? Słyszałam,że podjechał samochód i wyszłam do
okna – wzruszyła ramionami – No,opowiadaj!
Była
przygotowana i na taką ewentualność. Odgarnęła włosy za uszy i
westchnęła.
– To
mój dawny znajomy. Był kiedyś przejazdem w Nowym Jorku. Pracował
– powiedziała krótko chcąc uniknąć dalszych pytań. –
Mieliśmy mały romans,a potem on wyjechał. I ponad rok temu,jakby
cudem,znowu się spotkaliśmy.
– I?
– Tamara nie zadowalała się byle czym.
–
Jesteśmy
razem.
– Ale
zaraz,chcesz mi powiedzieć,że od tamtej pory z nikim więcej nie
byłaś?
– No
cóż,nie.
–
Okej
– skwitowała Tamara – Chyba zacznę wierzyć w przeznaczenie.
– To
coś w tym rodzaju – przytaknęła z uśmiechem Sarah.
–
Nooo,ale
co dalej? Kochacie się,prawda?
–
Oczywiście,że
tak.
– I
ani ty ani on nie zaczęliście myśleć o ślubie?
Sarah,która
akurat upijała łyk herbaty,zakrztusiła się i zaczęła gwałtownie
kaszleć.
Co
takiego? Nigdy przez myśl nie przeszło jej,że w obecnym życiu ona
i Sam tak po prostu mogliby się pobrać. No ale oczywiście Tamara
nie miała o tym bladego pojęcia.
–
Wiesz...
– zaczęła ostrożnie unikając jej wzroku – On ma
dość...ryzykowną pracę. Nie chcemy robić dalekosiężnych
planów,bo...
–
Bzdura
moja droga! – prychnęła Tamara – To najgorsze co możesz sobie
wmówić. Praca tu nie ma nic do rzeczy. Skoro się kochacie,nic nie
stoi na przeszkodzie,żebyście się pobrali i założyli
rodzinę,uwierz mi.
Chociaż
wiedziała co mówi,Sarah chciała ironicznie zwrócić uwagę,że
jej akurat kariera męża w założeniu rodziny przeszkodziła.
Ale
po części miała też rację. Skoro Dean i Imoen spodziewają się
dziecka,ich życie i tak wkrótce się zmieni i ich zajęcie oraz
pochodzenie nie będzie miało tu nic do rzeczy. Dlaczego więc jej i
Samowi miałoby się nie udać w końcu zacząć żyć normalnym
życiem,tak jak inne pary w ich wieku?
–
Wiesz,masz
rację – oznajmiła – Dziękuję,Tamaro.
–
Drobiazg.
Więc...jak wrócisz masz zamiar z nim o tym porozmawiać?
Nagle
coś boleśnie ucisnęło Sarę w dołku. Podobne słowa padły z ust
Sama,gdy niedawno rozmawiali przez telefon. Czy to oznaczało coś
dobrego,czy wręcz przeciwnie i mogła zapomnieć o swojej nowej
postawie?
– Nie
wiem czy to odpowiednia pora.
Tamara
przewróciła oczami.
–
Błagam,a
kiedy taka będzie? Jak będziecie mieli sześćdziesiąt lat? –
Uśmiechnęła się,ale po chwili jej twarz znów spochmurniała.
–
Mówię
poważnie,Saro. Jeśli chcesz jeszcze kiedykolwiek myśleć o
założeniu rodziny,teraz jest na to najwłaściwsza chwila.
Blake
westchnęła i spuściła głowę. Tak,to prawda. Chciała mieć
rodzinę. Cieszyła się widząc,jak podekscytowani są Dean i Imoen
obserwując jej rosnący brzuszek,ale jednocześnie odczuwała z tego
powodu żal.
Tamara
miała rację. Jeszcze nie było za późno,by zmienić ich życie.
Jak tylko to wszystko się skończy i Imoen wróci do zdrowia,porzucą
życie łowców i zaczną wieść normalne życie.
Tylko
co na to Sam?
*
Nie
było żadną niespodzianką,że magazyn stał opuszczony. Dean
obserwował go za każdym razem,gdy wracali do bunkra pod kątem
możliwej kryjówki. Dziś wreszcie miał okazję się ku temu
przysłużyć.
Pchnął
pokryte rdzą blaszane drzwi i bez trudu dostał się do środka.
Wewnątrz cuchnęło stęchłym moczem i pleśnią,a na klepisku
służącym za podłogę widniały mokre plamy rozmaitego
pochodzenia. Zakrył nos rękawem chcąc chociaż trochę
zaabsorbować mieszaninę zapachów,od której zbierało mu się na
wymioty.
Ale
jego komfort był teraz najmniej istotny.
Przyniósł
z samochodu torbę i otworzył książkę,chociaż znał te symbole
na pamięć. Nakreślił szybko kilka z nich na ścianach sprejem i
upewnił się,że są poprawnie narysowane.
–
Okej,dupki
– powiedział z ciężkim westchnieniem. – Bylebyście działali
szybko.
Ukląkł
na podłodze i zamknął oczy,raz po raz recytując słowa zaklęcia
czy też modlitwy. Po chwili je otworzył i rozejrzał się,lecz poza
nim nie było tu żywej duszy.
– No
bez jaj – warknął sam do siebie,ale zniecierpliwionym głosem
wrócił do recytacji.
– Nie
musisz się niecierpliwić.
Odwrócił
się i dostrzegł niską Azjatkę w okularach ubraną w dopasowaną
garsonkę. Splotła dłonie przed sobą i wysunęła podbródek.
–
Niebo
zawsze odpowiada na modlitwy.
Od
razu dostrzegł z kim ma do czynienia i uśmiechnął się pod nosem.
O tak mała,zdecydowanie Niebo odpowiada.
–
Potrzebuję
twojej pomocy. Jak ci na imię?
–
Ambriel.
– Ruszyła w jego kierunku i zmarszczyła brwi – A ty jesteś
Dean Winchester. Słyszałam o tobie.
–
Taaa,słuchaj,chętnie
bym został i opowiedział ci to i owo,ale jak wspomniałem,mam
problem.
– Jak
mogę ci pomóc?
Zanim
zdążyła zareagować,Dean błyskawicznie wydobył zza kurtki
anielskie ostrze i płynnym ruchem przeciął jej gardło. Zaskoczona
Ambriel złapała się za nie i najpewniej chciała krzyczeć,ale
wydobyła z siebie jedynie chrobot.
Z
rany zaczęła ulatywać smuga błękitnego blasku. Dean pospiesznie
nadstawił przygotowaną uprzednio fiolkę i zamknął w niej
poświatę.
Anielica
chciała uciec,ale symbole ochronne ją powstrzymały.
– Co
ty...? – wyjąkała,ale Dean jej przerwał:
–
Wybacz,to
nic osobistego – powiedział – Naprawdę bardzo mi pomogłaś.
I
z impetem wbił w jej brzuch długi sztylet przeznaczony do zabijania
aniołów. Światło towarzyszące śmierci aniołów tylko
nieznacznie błysnęło w jej oczach,zanim ciało opadło bezwiednie
na podłogę.
Winchester
opadł na kolana. Przedramię zaczęło pulsować żywym ogniem
domagając się więcej ofiar. Z całych sił starał się
powstrzymać pokusę,ale zbyt długo była ona zamknięta i przejęła
nad nim kontrolę.
Wbijał
ostrze w martwe ciało raz za razem,aż krew przestała pryskać mu
na twarz. Niedbale otarł rękawem czoło i ciężko dysząc,pozbierał
wszystkie rzeczy w pośpiechu rzucając zapalniczkę na ciało. Kiedy
zajęło się ogniem,biegiem ruszył w stronę Impali.
Wciskając
do oporu pedał gazu miał w głowie tylko jedną myśl.
Żeby
tylko pomogło.---------------------------------------------------------------------------
Na początek: Wszystkiego najlepszego Moniko,zgodnie z życzeniem dzisiaj rozdział dla Ciebie :) Muszę przyznać,że fajnie było tak pisać "na zamówienie",stanowiło to pewnego rodzaju wyzwanie i mam nadzieję,że mu podołałam.
Dzisiejszy wątek Sary jest wprowadzeniem do wątku,który podejmę w następnym rozdziale,a może nawet jeszcze kolejnym. Mówiłam,że mam coś i dla nich w zanadrzu :D
Przy okazji chciałabym powiedzieć,że wczoraj minął rok odkąd w mojej głowie zrodził się pomysł na stworzenie postaci Imoen i pisanie tego opowiadania. Rok temu nie sądziłam,że dam radę pisać tak długo mając w dodatku studia na głowie,a tu proszę - już minął,a ja mam cały czas pomysły,i to już nawet na kontynuację,ale na to jeszcze przyjdzie czas :)
Tak czy siak,dziękuję za każdy komentarz i wzrastającą liczbę wyświetleń,cieszę się ogromnie,że historia się podoba :)
Buziaki!
Ooo czyżbym była pierwsza? :D Od razu przejdę do opowiadania. Nie spodziewałam się tego po Dean'ie, że zabije anielicę dla łaski, którą przeznaczy dla Imoen, ale jak wiadomo cudza łaska pomoże tylko na chwilę. Coś czuje, że Sammy szykuje oświadczyny, ciekawa jestem jak Sarah na to zareaguje. Mam nadzieję, że się zgodzi xd Oby Imoen nic nie było... jak Amara mogła zrobić coś takiego własnej siostrze? No nic, czekam na ciąg dalszy i zapraszam do siebie ;)
OdpowiedzUsuńTym razem to ja wiedziałam,że będziesz pierwsza :D Telepatia działa <3
UsuńA no właśnie,pomoże na chwilę kryzysu i co dalej...? :D
Super ja chcę Lucyfera co do Sama oświadczyny na bank tylko nie podoba mi się,że Sera tak kłamała jak by wstydziła się Sama nie chcę zeby Sam cierpiał a napewno dowie się o tym od Lucyfera ale oby nie bo Lucyfer opiekuję się Samem od początku dziękuję za życzenia o zlecenie się nie martw bo jeszcze będzie na 27 sierpnia moje imieniny dzewczyny jesteście wielkie mam nadzieję,że będziemy przyjaciókami pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCześć!
OdpowiedzUsuńO jacie, ale ten rozdział mi się spodobał. :)
Mam nadzieję, że to co zrobił Dean pomoże Imoen, bo jak nie?! NIE! Bądźmy dobrej myśli. Musimy zachować spokój. ;D
Rozdział czytało mi się bardzo szybko i przyjemnie, uwielbiam twój styl pisania, on jest napraawdę lekki. :)
Czekam na dalszy ciąg...:)
Życzę mnóstwo weny i czasu! ;3 Mimo, że masz studia na głowie, cieszę się, że jednak z nami tutaj jesteś. :)
Pozdrawiam, toporagno ;)
Hej hej,cieszę się bardzo,że Ci się podobało :)
UsuńDziękuję za miłe słowa,to naprawdę wiele dla mnie znaczy no i obiecuję,że będę tu tak długo,jak długo będę mieć pomysły :D