sobota, 2 stycznia 2016

12. And I know you've been thinking of me

Genialne – powiedział Crowley przedzierając się za Winchesterami przez krzaki.
Na podstawie informacji od niego,bracia wpadli na trop Ostrza w jednym z muzeów w Kansas. Niestety,zdobycz łatwo im umknęła. Zaraz potem pojawił się jednak następny-Ostrze miało bowiem znajdować się w rękach jednego z członków Ludzi Pisma. Zarówno Sam jak i Dean nie mogli w to uwierzyć. Siedzieli po uszy w książkach,aż natrafili na trop Cuthberta Sinclaire'a, używającego też nazwiska Magnus. To właśnie on był w posiadaniu Pierwszego Ostrza,lecz nie był chętny by je oddać. Teraz,łącznie z Crowleyem szli w kierunku Impali.
Mówię rzecz jasna o sobie. Wy jedynie daliście się związać. Łącząc moją brawurę,mięśnie wiewiórki i rany łosia,dostajemy szczęśliwe zakończenie.
Jego słowa zostały puszczone mimo uszu. Bracia stanęli jak wryci. Impala stojąca pośrodku polany miała otwarte na oścież drzwi.
Nie,nie nie. – warknął Dean ruszając truchtem ku swojej dziecince – Co jest?
To siarka. Demony – powiedział Sam.
Abaddon! – krzyknął Dean zaglądając do środka – Depcze nam po piętach. Nie mogła znaleźć kryjówki Magnusa. Co z bagażnikiem?
Bezpieczny. – odetchnął Sam – Znaki go ochroniły.
Wszędzie obmacały moje maleństwo! – burknął Dean zamykając tylne drzwi. – No nie!
Na lśniącym czarnym lakierze widniały wydrapane rysy układające się w napis. Ciągnął się po całym boku samochodu. Winchester usiłował go zmyć,chociaż nie miało to najmniejszego sensu.
Co to za język? – spytał Sam oglądając zniszczenia.
Enochiański – odparł spokojnie Crowley. – To wiadomość dla mnie. „Bój się,twoja Królowa”. Abaddon jest coraz bardziej bezczelna. Myśli,że tracę panowanie.
Sam popatrzył na brata opierającego czoło o ukochany samochód.
Dean. – powiedział półgłosem. – Mówiłeś,że Crowley jest przydatny dopóki nie znajdziemy Ostrza. Mamy je.
Starszy Winchester popatrzył to na brata,to na demona ze zmieszaniem. Jednak kiedy obaj się odwrócili,Crowley użył swoich mocy i przycisnął obu do Impali tak,że broń wypadła Samowi z ręki.
Jestem waszym dłużnikiem. – powiedział – Zmusiliście mnie do trzeźwości i teraz widzę,jak wygląda sytuacja. Dean,jesteś maszynką do zabijania. Dociera do mnie,że nie tylko Abaddon jest na twojej liście. A zwłaszcza liście tej-jak-jej-tam.
Wyciągnął dłoń i Ostrze sfrunęło prosto w jego dłoń.
Beze mnie nic ci po nim – wycedził Dean.
Ale dopóki ja je mam,tobie też się nie przyda. – uśmiechnął się półgębkiem – Zrobimy tak. Zatrzymam zęby tej starej małpki,dopóki nie znajdziecie Abaddon. A potem ją zabijecie. Masz rację,łosiu. Nie możecie mi ufać. Ale niestety ja wam też nie.
To powiedziawszy,zniknął zostawiając Winchesterów samych sobie.


*


Mam dla nas robotę. XOXO. A”
Sarah westchnęła i uniosła głowę znad ekranu komórki na widok Winchesterów żwawo wkraczających do bunkra. Momentalnie wyczuła napięcie i poderwała się jak oparzona.
I...co? – spytała ostrożnie – Gdzie Ostrze? I gdzie Crowley?
Oszukał nas – odparł Sam z wyrzutem patrząc w kierunku Deana. Jego brat uniósł brwi i parsknął.
I że niby to moja wina??? No wybacz braciszku,nie mam w sobie alarmu migającego za każdym razem,kiedy demon planuje użyć swoich mocy!
Oczywiście,że nie. Ale Sam nie mógł nie zauważyć,że Dean wyraźnie waha się przed zabiciem Crowleya. Albo bał się siebie pod wpływem Ostrza? Zdecydowanie miało na niego zły wpływ. Dean trzymając Ostrze zachowywał się jak w transie. Był jak marionetka ciągnięta za sznurki przez siły ciemności,silniejsze nawet od demonów.
Spojrzał na Sarę. Na jej twarzy malowała się złość wymieszana z ukrytym gdzieś w głębi spojrzenia smutkiem.
Nie martw się Saro. Dorwiemy i Abaddon i Crowleya. Obiecuję ci to.
Pokiwała w zamyśleniu głową. Na widok jej reakcji,powróciły do niego słowa Crowleya.
Jak to jest wiedzieć,że zostało się wykorzystanym przez byłą dziewczynę?
Obiecał sobie,że porozmawia z nią o tym. Ale...to nie czas ani miejsce na to.
Słuchajcie... – zaczęła Sarah – Dostałam wiadomość od Alice.
Kąciki ust Deana drgnęły,ale nie skomentował.
Poluje w Montrose,niedaleko stąd. Nie chciała nic mówić,ale taka jest Alice. Nie dowiesz się od niej zbyt wiele. W każdym razie,powiedziała,że przydałaby jej się pomoc. Może...zajmiemy się tym?
Sam wzruszył ramionami.
Jasne. Czemu nie? Kiedy...
Usłyszeli szmer.
Cas! – Starszy z Winchesterów wypuścił głośno powietrze. – Do cholery,nie masz skrzydeł a i tak pojawiasz się znikąd. Jak tu wszedłeś?
Wiem jak się otwiera drzwi.
Trzeba chyba pomyśleć o lepszych zabezpieczeniach – mruknął wkładając ręce do kieszeni.
Wybaczcie najście,zadzwoniłbym,gdyby to mogło zaczekać. – zmarszczył brwi i popatrzył na zgromadzonych podejrzliwie – Wszystko w porządku?
Jasne. – Sarah uśmiechnęła się blado.
Odczekał chwilę,aż w końcu Dean ze zniecierpliwieniem westchnął i spojrzał na anioła z politowaniem. Sam i Sarah podążyli za jego przykładem.
Trafiłem na ugrupowanie aniołów-buntowników. Chcą żebym im przewodził.
I...co? – Spytał Sam ostrożnie– Zamierzasz się zgodzić?
Jeszcze nie wiem. Ale mam za to inny pomysł. Gdzie Imoen?
Wow,czekaj Cas. – Starszy Winchester uniósł ostrzegawczo dłoń,a jego głos zmienił tembr na ostrzejszy. Patrzył na anioła z nieufnością wymalowaną w oczach barwy trawy.
Co zamierzasz zrobić?
Zabiorę ją do nich. Dowiem się jak sobie wyobrażają moje przywództwo,a przy okazji może wspólnie ustalimy co z nią.
Szukają jej archaniołowie! Zabierając ją stąd,podasz im Imoen na tacy.
Myślisz,że skrzywdziłbym własną siostrę?
Dean już otwierał usta,aby coś powiedzieć,ale po chwili je zamknął i pokręcił głową. Tak,to prawda,Castiel by jej nie skrzywdził. To on sam nie mógł znieść myśli,że coś złego mogłoby ją spotkać za sprawą innych aniołów,a on nie mógłby nic na to poradzić.
Nie Cas,nie skrzywdziłbyś. Ale co do tamtych pierzastych dupków nie mam pewności,dlatego wybacz,ale nigdzie jej nie zabierzesz.
Sam i Sarah wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Zaciśnięta szczęka i ogień w oczach Deana świadczyły tylko o jednym-starszy Winchester nie żartował. Mimo całej sympatii do Castiela,był gotów na wszystko. Sam doskonale o tym wiedział i mimo iż zdawał sobie sprawę z uczuć brata do anielicy,nie sądził,że mają one aż taką siłę.
Albo Dean nie zdawał sobie z tego sprawy.
W porządku,Dean. Rozumiem,że to przez Ostrze. Nie jesteś sobą.
Wróciły do niego wspomnienia związane z prastarą bronią. W kryjówce Sinclaire'a on i Ostrze stanowili jedność. Jednak nie był to rodzaj jedności,jakiej by sobie życzył. Ostrze przejmowało władzę nie tylko nad jego ciałem,ale i myślami. Nie potrafił powstrzymać rozkoszy,jaką przynosiła mu myśl o zabijaniu. Ostatkiem woli zmusił się do posłuchania swojego brata i zdołał przerwać więź. Strach pomyśleć co by się stało,gdyby tego nie zrobił.
Ale skoro tak bardzo się upierasz,to niech będzie. Nie zabiorę jej,dopóki nie upewnię się,że wszystko jest jak należy.
Okej – odparł Dean po chwili wahania. – Ale jedziemy z tobą.
Niech będzie – Anioł skinął głową – Przyjadę jutro.
Po tych słowach odwrócił się i odszedł. Dean zaś zamknął oczy i odetchnął z ulgą. Jednak nie na długo. Odwracając się w stronę brata i jego,hm,dziewczyny? Zobaczył ich zmieszane,ale i oskarżycielskie spojrzenia,których był celem.
Co? – rzucił zaczepnie rozkładając ramiona – Ktoś jeszcze ma ochotę powiedzieć coś o pieprzonym Znamieniu?
I nie czekając na odpowiedź,złapał kluczyki i odwróciwszy się na pięcie,szybkim krokiem ruszył do głównego wyjścia.


*


Kiedy zaczynał,słońce stało wysoko na horyzoncie. Teraz zaś coraz bardziej chyliło się ku ziemi zatapiając niebo i ziemię feerią ciepłych barw. Chevrolet Impala stał zaparkowany przy wyboistej drodze,którą rzadko przejeżdżał inny samochód. Pojazd mógł robić wrażenie nie tylko na miłośnikach starych amerykańskich samochodów. Maska, wystające lusterka i długi bagażnik lśniły czystością,a w szybach swobodnie można było się przeglądać. Tak „wystrojona” Impala podobna była do czarnego i narowistego ogiera czystej krwi,pięknego,dzikiego i niezależnego. A powiadają,że jaki samochód,taki właściciel...
Jeśli zaś przyjrzeć się bliżej,jeden mały szczegół oszpecał legendarny pojazd. Był to ciągnący się wzdłuż bocznych drzwi napis wyryty w języku aniołów. I w tym również Impala przypominała swojego właściciela-tyle,że jego blizny znajdowały się w głębi duszy ukryte przed światem i zbyt stare,aby tak po prostu dały się usunąć.
Dean Winchester oparł zroszone potem czoło o chłodny metal swojej dziecinki i stuknął weń dłonią w geście wyrażającym beznadziejność. Całe popołudnie spędził na próbach usuwania tego cholernego napisu,a on ani drgnął!
Podniósł się z kolan i zdjął z muskularnych ramion koszulę w kratę,którą otarł czoło. Chłodnie powietrze jesiennego wieczora prześliznęło się delikatnie po jego muśniętej słońcem skórze,ale nie odczuł zimna. Już od dawna go nie odczuwał,bo palące go wewnątrz emocje rozgrzewały silniej niż najcieplejszy pled.
Nieustanie rozmyślał o Znamieniu. Nigdy by się do tego nie przyznał,ale bał się jego wpływu na swoje zachowanie. Nie o siebie,o nie. Jego życie nie było wiele warte. Martwił się o to,co mógłby zrobić bratu.
Albo Castielowi.
Sarze.
Albo Imoen.
Ostatnie imię podziałało nań jak zimny prysznic. Ilekroć o niej pomyślał,czuł się,jakby krążył w kółko po wyboistej drodze i właśnie uświadomił sobie,że musi zawrócić,ruszyć w inną stronę. Tak też zrobił i w tej chwili.
Rzucił koszulę na przednie siedzenie Impali i sięgnął do gałki radia,aby zmienić piosenkę. Bon Scott śpiewający o małej kochance,której nie może pozbyć się ze swojego umysłu* zdawał się sobie z niego w tym momencie kpić. Radio skrzypnęło i za chwilę rozległy się dźwięki „T.N.T”. Zwiększył głośność i skinął z zadowoleniem głową wynurzając się z samochodu. O tak,ta piosenka znacznie lepiej wpasowywała się w jego aktualny nastrój. Był jak tykająca bomba,która może w każdej chwili wybuchnąć.
Podszedł do bagażnika i otworzył go szarpnięciem. Szybki rytm piosenki odnalazł wspólny język z jego ciałem. Wydobył z niego puszkę lakieru. Cóż,jeśli nic innego się nie sprawdzało,lakier był jedynym ratunkiem dla ukochanej.
Raz za razem pociągał pędzlem i ruszał ustami udając,że śpiewa głosem Bona. Muzyka z Impali ryczała głośno,ale nawet gdyby była nadawana na anielskiej częstotliwości zdolnej zmiażdżyć ludzkie bębenki,usłyszałby ten głos wyraźnie,jakby dookoła panowała idealna cisza.
Cześć,Dean.
Imoen stała obok otwartych drzwi samochodu z rękoma założonymi przed sobą. Jej palce zaciskały się lekko na materiale cienkiej sukienki barwy bladego złota. Gdyby nie fakt,że anioły nie mają uczuć,pomyślałby,że jest zdenerwowana. Na jej twarzy błąkał się nieśmiały uśmiech. To znaczy taki,który rozbroiłby bombę.
Dean obrzucił ją szybkim spojrzeniem i potarłszy porośnięty kilkudniowym zarostem policzek mruknął:
Cześć,Imo.
Sam nie wiedział,dlaczego ją tak nazwał. To był...impuls. Wyminął ją i wszedł do samochodu,aby ściszyć radio. Kiedy się wynurzył,znalazł się tak blisko anielicy,że wyraźnie czuł kwiatową woń. Uniosła głowę. W jej oczach błyszczało rozbawienie.
Imo? Dlaczego mnie tak nazwałeś?
Wzruszył ramionami odsuwając się na bezpieczną odległość.
Tak sobie. Czego chcesz?
Jego szorstkie pytanie zbiło z tropu anielicę. I dobrze. Powinna sobie stąd iść i zostawić go samemu sobie.
Imoen spuściła głowę. Kiedy przyszła i ujrzała Deana z zawziętością robiącego coś przy samochodzie,pomyślała o swojej niedawnej rozmowie z Sarą. Obserwowała mężczyznę przez chwilę,prześlizgiwała się bystrym wzrokiem po każdym detalu jego ciała,od napinających się pod ciemną koszulką mięśni po mocno zarysowaną szczękę. Doznała dziwnego uczucia,jakby łaska wewnątrz niej żyła własnym życiem,czuła jej pulsowanie pod tą ziemską powłoką. Zastanawiała się,czy to właśnie to uczucie szczęścia,o którym mówiła Sarah. Gdy Dean zadał to szorstkie pytanie,przypomniała sobie o drugim aspekcie.
Bywa też,że jedna osoba to poczuje a inna nie. Wtedy sytuacja się komplikuje,bo zamiast zaznać szczęścia,odrzucona doznaje cierpienia.”
Tak zatem złotoskrzydła anielica zapoznała się z podstawowymi znanymi ludzkości uczuciami.
Spuściła głowę i zaczęła bawić się rąbkiem sukienki.
Ja...Sam i Sarah zaczynali się o ciebie martwić.
To oni cię tu wysłali? – Niespodziewanie poczuł się rozczarowany.
Imoen pokręciła jednak głową.
Powiedzieli mi,że był tu Castiel.
Był. No i?
Dlaczego tak bardzo nie ufasz nam,aniołom?
Winchester zmrużył oczy i westchnął. Usiadł bokiem na miejscu pasażera w Impali i przejechał dłońmi po twarzy. Imoen była cierpliwa. Stała prosto i wpatrywała się weń z oczekiwaniem.
Castielowi ufam – powiedział w ramach wyjaśnienia – Lecz zbyt dużo razy zawiodłem się na innych aniołach,by darzyć je sympatią. Gdybyś tylko wiedziała,jacy...
W porę ugryzł się w język. Jedna część jego duszy pragnęła trzymać prawdę w sekrecie,ale druga krzyczała i szarpała się walcząc z chęcią przedstawienia Imoen prawdziwego stanu rzeczy. Odwrócił się na prosto i ze złością zamknął drzwi samochodu. Zanim zdążył przesiąść się na miejsce kierowcy,Imoen już tam siedziała.
Jacy co,Dean? – Była jak dziecko. Kiedy się czymś zainteresowała,łatwo nie odpuszczała.
Słuchaj,całe moje życie poluję na istoty nie z tego świata. Gdybym ufał wszystkim dziwolągom,już dawno gryzłbym ziemię!
Tym razem nie zdążył się powstrzymać. Wyrzucił z siebie te słowa jednym tchem i teraz oddychał szybko patrząc na nią przenikliwie. To co zobaczył,wstrząsnęło nim. Zdawało się,że blask Imoen przygasł.
Och – powiedziała chłodno – A więc tym dla ciebie jestem? Kolejnym dziwolągiem,potworem którego trzeba unicestwić?
Co? Nie! – zaprotestował gorączkowo. – Ty jesteś...jesteś kimś zupełnie innym.
Przełknął nerwowo ślinę nie wiedząc co właściwie chciał powiedzieć. Na szczęście,Imoen nie dała mu okazji do wytłumaczenia się.
Doprawdy? – spytała tym samym lodowatym głosem co wcześniej.
Gdybym chciał abyś być może zginęła,pozwoliłbym Casowi zabrać cię do innych aniołów już dzisiaj.
Popatrzyli na siebie przenikliwie. Słońce już prawie zniknęło za horyzontem zabierając ze sobą gamę kolorów,zamiast nich wypuszczając na świat ciemność. W Impali panował półmrok. Idealne rysy twarzy Imoen rozmyły się w powodzi brązowych loków widocznych jedynie na tle jasnej sukienki. Zbłąkany promień zachodzącego słońca przemknął przez jej twarz i dostrzegł w jej oczach te same iskierki co wcześniej,tyle,że teraz z całą pewnością nie była rozbawiona. Pociągnął nosem wciągając do nozdrzy zapach,jej zapach,od którego nieomal zakręciło mu się w głowie. Na jej skórze było go tak niewiele,ale w tej chwili zdawał się ogarniać cały wszechświat.
To przez to napięcie,które zawisło między nimi jak napięty do granic wytrzymałości drut elektryczny zdolny w każdej chwili uwolnić deszcz iskier.
Miał ochotę uciec,lecz w nogach czuł mrowienie,które odcinało mu drogę. Na dodatek,kaseta w radiu przeskoczyła na następny utwór. Dean rozpoznał znajome intro. Nigdy nie słuchał tej piosenki prowadząc Impalę na kolejne polowanie. Rzadko słuchał jej nawet samemu. Kryła w sobie zbyt wiele.
Och nie – wymamrotał niemal niesłyszalnie i rękoma trzęsącymi się od nadmiaru wstrzymywanych emocji usiłował ją wyłączyć,przełączyć,cokolwiek!
Noo,dalej! – mruknął przez zaciśnięte zęby. Bon Scott najwyraźniej powrócił jako duch i obrał sobie za cel zabawę z jego uczuciami,bo zupełnie nic nie dało się zrobić.
I can tell by the look in your eye
I can tell by the way you sigh
That you know I've been thinking of you
And you know what I want to do
Oh Jean...**

Kim jest Jean?– spytała nagle Imoen. Przez chwilę zamarła wsłuchując się w piosenkę.
Nie wiadomo. – odparł Dean drżącym głosem. – To tylko piosenka.
Czyli te słowa nie mają żadnego znaczenia? Szkoda. – wyszeptała. Po chwili dodała głośniej: – Są...piękne.
Dość. Już dość. Dean miał wrażenie,że znowu przemawia przez niego Znamię,ale tym razem wyryte w sercu. Wypuścił powietrze z płuc i wymamrotał przez zaciśnięte zęby.
Nich to cholera.
Pochylił się i odgarnął włosy z twarzy anielicy. To było jak iskra padająca na beczkę prochu. Kiedy tylko dotknął jej ust,w jego wnętrzu wybuchł pożar. Przyciągnął jej głowę jeszcze bliżej a ona,początkowo zbyt zaskoczona,wplotła mu palce we włosy. Smakował jej ust z coraz to większą zapalczywością. Wargi Imoen smakowały cukrem i zdawały się rozpływać jak delikatna pianka na powierzchni kawy. Wydała z siebie cichy jęk,kiedy przejechał po nich językiem.
To podziałało na Winchestera jak zimny prysznic. Tutaj kończył się jego sen na jawie-tym jękiem Imoen uświadomiła mu,że to stało się naprawdę
I było godne potępienia.
Gwałtownym ruchem odsunął się i wyskoczył z samochodu nawet na nią nie patrząc. Oparł łokcie na dachu Impali i zamknął oczy. Oddychał ciężko starając się opanować podniecenie. No już,dziesięć,dziewięć,osiem...
Co się stało? – Zaniepokojona anielica położyła mu dłoń na ramieniu,ale strącił ją jakby parzyła.
Wracaj do bunkra – powiedział krótko.
Ale...
To nie powinno się było wydarzyć! – krzyknął. Był tak zły,na siebie,na sytuację,że nie przejął się nawet strachem w jej szeroko otwartych oczach. Nie widział go od momentu ich pierwszego spotkania.
Odejdź!
Skinęła lekko głową i wciąż oszołomiona cofnęła się. Po chwili usłyszał szelest jej bosych stóp. Biegła.
Z całej siły uderzył otwartą dłonią w Impalę. Na szczęście nie został nawet ślad uderzenia. Złość nieco zelżała,gdy uświadomił sobie,czego w tej chwili potrzebuje.
Przepraszam,dziecinko – wymamrotał,na dobrą sprawę nie wiedząc czy do samochodu czy Imoen i zanurkował w schowku. Wydobył z niego mapę i wciąż drżącym palcem odszukał cel.
Montrose.


*


Powiadają,że ani anioły ani demony nie czują. Bzdura. To,co działo się teraz w demonach wciśniętych w naczynia podstarzałych urzędników,na pierwszy rzut oka życiowych nieudaczników,śmiało można było przyrównać do ludzkiego strachu.
Nie ma to jak w domu – wymamrotał Crolwey muskając palcami zdobioną poręcz swego piekielnego tronu. Rozsiadł się w nim swobodnie i powiódł wzrokiem po swoich włościach. Dopiero po chwili jego wzrok spoczął na stojącej u podnóża tronu dwójce.
Tęskniliście? – Rozłożył dłonie w teatralnym geście.
T-tak panie – wymamrotał ubrany w garnitur Azjata.
Nie myśleliście na przykład żeby...uciec stąd na rzecz rudowłosej dziwki jak to robią inne robaki takie jak wy?! – podniósł głos. Zaczynał martwić się o swój autorytet w Piekle,ale tymi dwoma tępakami po prostu się bawił.
A-ależ skąd panie. Co prawda,podczas pańskiej nieobecności zanotowaliśmy spadek liczby poddanych...
Crowley zmrużył oczy. Demon wziął to za oznakę gniewu i dodał szybko:
Ale to nie my. Nigdy.
Jego towarzysz gorączkowo pokręcił głową.
To wszystko co działo się podczas mojej nieobecności?
Demony popatrzyły po sobie z niepewnymi minami.
Właściwie...jest jedna rzecz... – zaczął ostrożnie demon w ciele Azjaty.
Od jakiegoś czasu...powiadają,że w klatce jest ostatnio bardzo niespokojnie
Król Piekła uniósł brwi w nieukrywanym zdziwieniu. Wszystkiego innego by się spodziewał,ale nie akurat tego. Klatka,w której uwięzieni są Michał i Lucyfer znajduje się w najdalszych zakamarkach Piekła,szczelnie odizolowana od pozostałej części. Pomniejsze demony nie miały nawet pojęcia,że coś takiego istnieje.
Co?
Zazwyczaj odczuwane są lekkie wstrząsy. Ale od niedawna w całym Piekle daje się odczuć działanie silniejszej energii.
I szept. Przerażający szept.
To się powtarza regularnie. Mniej więcej od upadku aniołów.
Coś jeszcze? Jakieś uszkodzenia? – spytał Crowley prostując się.
Nie,panie. Tylko to. Za pozwoleniem...Według mnie to próba kontaktu.
Zazwyczaj Król Piekła uraczyłby w tej sytuacji poddanego jakąś celną ripostą,jednak teraz był zbyt skupiony na analizowaniu nowiny. Machnął dłonią.
Odejdźcie. – powiedział – Nie ma mnie dla nikogo,zrozumiano?
Tak jest.
Dwa demony opuściły pomieszczenie stukając obcasami dopasowanych do garnituru butów. Crowley odchylił się na tronie i zmrużył oczy. Ten robak mógł mieć rację. I należało to jak najszybciej sprawdzić.


W ułamku sekundy znalazł się przed drzwiami odsłaniającymi wejście do najmroczniejszej części Piekła.


-------------------------------------------

* Mowa o piosence AC/DC- "Little lover"

** Fragment piosenki AC/DC- "Love song"

Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!

Podoba się prezent noworoczny? Bo mnie owszem xD Przyznam,że tą Demoenową scenę napisałam jednym tchem :P Ach,no i kocham 11 sezon,bardzo mnie zainspirował do ostatniej części,wpadłam dzięki niemu na pewien pomysł,ale o tym w następnym rozdziale :)
Moniko wybacz,ale czcionka jest chyba jakoś ustawiona w szablonie i nie mam pojęcia jak ją powiększyć :/ Pokombinuję,ale niczego nie obiecuję.

2 komentarze:

  1. Hura lucyfer mam nadzieję,że się uwolni moja ulubiona postać i jedyny król piekła co Den kombinuje czy lucyfer będzie chciał skrzywdzić Sama oby nie Cas powinien zabrać anielicę do innych aniołów i nie pytać Dena o zdanie myślę że Sam powinien pomuc Serze i Alice w ich sprawie myślałaś może żeby pisać opowiadanie w spulnie z bellaaa20 na osobnym blogu oczywiście o supernatural pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Super ;) podoba mi się rozdział ;) jest genialny. Szkoda, że ta scena pocałunku nie trwała dłużej. Jednak miał rację, że to nie powinno mieć miejsca, no ale kurcze, nie mogłaś tego jakoś przeciągnąć? No nic, mam nadzieję, że więcej będzie takich scen i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Theme by Hanchesteria