– Genialne
– powiedział Crowley przedzierając się za Winchesterami przez
krzaki.
Na
podstawie informacji od niego,bracia wpadli na trop Ostrza w jednym z
muzeów w Kansas. Niestety,zdobycz łatwo im umknęła. Zaraz potem
pojawił się jednak następny-Ostrze miało bowiem znajdować się w
rękach jednego z członków Ludzi Pisma. Zarówno Sam jak i Dean nie
mogli w to uwierzyć. Siedzieli po uszy w książkach,aż natrafili
na trop Cuthberta Sinclaire'a, używającego też nazwiska Magnus. To
właśnie on był w posiadaniu Pierwszego Ostrza,lecz nie był chętny
by je oddać. Teraz,łącznie z Crowleyem szli w kierunku Impali.
– Mówię
rzecz jasna o sobie. Wy jedynie daliście się związać. Łącząc
moją brawurę,mięśnie wiewiórki i rany łosia,dostajemy
szczęśliwe zakończenie.
Jego
słowa zostały puszczone mimo uszu. Bracia stanęli jak wryci.
Impala stojąca pośrodku polany miała otwarte na oścież drzwi.
– Nie,nie
nie. – warknął Dean ruszając truchtem ku swojej dziecince – Co
jest?
– To
siarka. Demony – powiedział Sam.
– Abaddon!
– krzyknął Dean zaglądając do środka – Depcze nam po
piętach. Nie mogła znaleźć kryjówki Magnusa. Co z bagażnikiem?
– Bezpieczny.
– odetchnął Sam – Znaki go ochroniły.
– Wszędzie
obmacały moje maleństwo! – burknął Dean zamykając tylne drzwi.
– No nie!
Na
lśniącym czarnym lakierze widniały wydrapane rysy układające się
w napis. Ciągnął się po całym boku samochodu. Winchester
usiłował go zmyć,chociaż nie miało to najmniejszego sensu.
– Co
to za język? – spytał Sam oglądając zniszczenia.
– Enochiański
– odparł spokojnie Crowley. – To wiadomość dla mnie. „Bój
się,twoja Królowa”. Abaddon jest coraz bardziej bezczelna.
Myśli,że tracę panowanie.
Sam
popatrzył na brata opierającego czoło o ukochany samochód.
– Dean.
– powiedział półgłosem. – Mówiłeś,że Crowley jest
przydatny dopóki nie znajdziemy Ostrza. Mamy je.
Starszy
Winchester popatrzył to na brata,to na demona ze zmieszaniem. Jednak
kiedy obaj się odwrócili,Crowley użył swoich mocy i przycisnął
obu do Impali tak,że broń wypadła Samowi z ręki.
– Jestem
waszym dłużnikiem. – powiedział – Zmusiliście mnie do
trzeźwości i teraz widzę,jak wygląda sytuacja. Dean,jesteś
maszynką do zabijania. Dociera do mnie,że nie tylko Abaddon jest na
twojej liście. A zwłaszcza liście tej-jak-jej-tam.
Wyciągnął
dłoń i Ostrze sfrunęło prosto w jego dłoń.
– Beze
mnie nic ci po nim – wycedził Dean.
– Ale
dopóki ja je mam,tobie też się nie przyda. – uśmiechnął się
półgębkiem – Zrobimy tak. Zatrzymam zęby tej starej
małpki,dopóki nie znajdziecie Abaddon. A potem ją zabijecie. Masz
rację,łosiu. Nie możecie mi ufać. Ale niestety ja wam też nie.
To
powiedziawszy,zniknął zostawiając Winchesterów samych sobie.
*
„Mam
dla nas robotę. XOXO. A”
Sarah
westchnęła i uniosła głowę znad ekranu komórki na widok
Winchesterów żwawo wkraczających do bunkra. Momentalnie wyczuła
napięcie i poderwała się jak oparzona.
– I...co?
– spytała ostrożnie – Gdzie Ostrze? I gdzie Crowley?
– Oszukał
nas – odparł Sam z wyrzutem patrząc w kierunku Deana. Jego brat
uniósł brwi i parsknął.
– I
że niby to moja wina??? No wybacz braciszku,nie mam w sobie alarmu
migającego za każdym razem,kiedy demon planuje użyć swoich mocy!
Oczywiście,że
nie. Ale Sam nie mógł nie zauważyć,że Dean wyraźnie waha się
przed zabiciem Crowleya. Albo bał się siebie pod wpływem Ostrza?
Zdecydowanie miało na niego zły wpływ. Dean trzymając Ostrze
zachowywał się jak w transie. Był jak marionetka ciągnięta za
sznurki przez siły ciemności,silniejsze nawet od demonów.
Spojrzał
na Sarę. Na jej twarzy malowała się złość wymieszana z ukrytym
gdzieś w głębi spojrzenia smutkiem.
– Nie
martw się Saro. Dorwiemy i Abaddon i Crowleya. Obiecuję ci to.
Pokiwała
w zamyśleniu głową. Na widok jej reakcji,powróciły do niego
słowa Crowleya.
Jak
to jest wiedzieć,że zostało się wykorzystanym przez byłą
dziewczynę?
Obiecał
sobie,że porozmawia z nią o tym. Ale...to nie czas ani miejsce na
to.
– Słuchajcie...
– zaczęła Sarah – Dostałam wiadomość od Alice.
Kąciki
ust Deana drgnęły,ale nie skomentował.
– Poluje
w Montrose,niedaleko stąd. Nie chciała nic mówić,ale taka jest
Alice. Nie dowiesz się od niej zbyt wiele. W każdym
razie,powiedziała,że przydałaby jej się pomoc. Może...zajmiemy
się tym?
Sam
wzruszył ramionami.
– Jasne.
Czemu nie? Kiedy...
Usłyszeli
szmer.
– Cas!
– Starszy z Winchesterów wypuścił głośno powietrze. – Do
cholery,nie masz skrzydeł a i tak pojawiasz się znikąd. Jak tu
wszedłeś?
– Wiem
jak się otwiera drzwi.
– Trzeba
chyba pomyśleć o lepszych zabezpieczeniach – mruknął wkładając
ręce do kieszeni.
– Wybaczcie
najście,zadzwoniłbym,gdyby to mogło zaczekać. – zmarszczył
brwi i popatrzył na zgromadzonych podejrzliwie – Wszystko w
porządku?
– Jasne.
– Sarah uśmiechnęła się blado.
Odczekał
chwilę,aż w końcu Dean ze zniecierpliwieniem westchnął i
spojrzał na anioła z politowaniem. Sam i Sarah podążyli za jego
przykładem.
– Trafiłem
na ugrupowanie aniołów-buntowników. Chcą żebym im przewodził.
– I...co?
– Spytał Sam ostrożnie– Zamierzasz się zgodzić?
– Jeszcze
nie wiem. Ale mam za to inny pomysł. Gdzie Imoen?
– Wow,czekaj
Cas. – Starszy Winchester uniósł ostrzegawczo dłoń,a jego głos
zmienił tembr na ostrzejszy. Patrzył na anioła z nieufnością
wymalowaną w oczach barwy trawy.
– Co
zamierzasz zrobić?
– Zabiorę
ją do nich. Dowiem się jak sobie wyobrażają moje przywództwo,a
przy okazji może wspólnie ustalimy co z nią.
– Szukają
jej archaniołowie! Zabierając ją stąd,podasz im Imoen na tacy.
– Myślisz,że
skrzywdziłbym własną siostrę?
Dean
już otwierał usta,aby coś powiedzieć,ale po chwili je zamknął i
pokręcił głową. Tak,to prawda,Castiel by jej nie skrzywdził. To
on sam nie mógł znieść myśli,że coś złego mogłoby ją
spotkać za sprawą innych aniołów,a on nie mógłby nic na to
poradzić.
– Nie
Cas,nie skrzywdziłbyś. Ale co do tamtych pierzastych dupków nie
mam pewności,dlatego wybacz,ale nigdzie jej nie zabierzesz.
Sam
i Sarah wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Zaciśnięta szczęka i
ogień w oczach Deana świadczyły tylko o jednym-starszy Winchester
nie żartował. Mimo całej sympatii do Castiela,był gotów na
wszystko. Sam doskonale o tym wiedział i mimo iż zdawał sobie
sprawę z uczuć brata do anielicy,nie sądził,że mają one aż
taką siłę.
Albo
Dean nie zdawał sobie z tego sprawy.
– W
porządku,Dean. Rozumiem,że to przez Ostrze. Nie jesteś sobą.
Wróciły
do niego wspomnienia związane z prastarą bronią. W kryjówce
Sinclaire'a on i Ostrze stanowili jedność. Jednak nie był to
rodzaj jedności,jakiej by sobie życzył. Ostrze przejmowało władzę
nie tylko nad jego ciałem,ale i myślami. Nie potrafił powstrzymać
rozkoszy,jaką przynosiła mu myśl o zabijaniu. Ostatkiem woli
zmusił się do posłuchania swojego brata i zdołał przerwać więź.
Strach pomyśleć co by się stało,gdyby tego nie zrobił.
– Ale
skoro tak bardzo się upierasz,to niech będzie. Nie zabiorę
jej,dopóki nie upewnię się,że wszystko jest jak należy.
– Okej
– odparł Dean po chwili wahania. – Ale jedziemy z tobą.
– Niech
będzie – Anioł skinął głową – Przyjadę jutro.
Po
tych słowach odwrócił się i odszedł. Dean zaś zamknął oczy i
odetchnął z ulgą. Jednak nie na długo. Odwracając się w stronę
brata i jego,hm,dziewczyny? Zobaczył ich zmieszane,ale i
oskarżycielskie spojrzenia,których był celem.
– Co?
– rzucił zaczepnie rozkładając ramiona – Ktoś jeszcze ma
ochotę powiedzieć coś o pieprzonym Znamieniu?
I
nie czekając na odpowiedź,złapał kluczyki i odwróciwszy się na
pięcie,szybkim krokiem ruszył do głównego wyjścia.
*
Kiedy
zaczynał,słońce stało wysoko na horyzoncie. Teraz zaś coraz
bardziej chyliło się ku ziemi zatapiając niebo i ziemię feerią
ciepłych barw. Chevrolet Impala stał zaparkowany przy wyboistej
drodze,którą rzadko przejeżdżał inny samochód. Pojazd mógł
robić wrażenie nie tylko na miłośnikach starych amerykańskich
samochodów. Maska, wystające lusterka i długi bagażnik lśniły
czystością,a w szybach swobodnie można było się przeglądać.
Tak „wystrojona” Impala podobna była do czarnego i narowistego
ogiera czystej krwi,pięknego,dzikiego i niezależnego. A
powiadają,że jaki samochód,taki właściciel...
Jeśli
zaś przyjrzeć się bliżej,jeden mały szczegół oszpecał
legendarny pojazd. Był to ciągnący się wzdłuż bocznych drzwi
napis wyryty w języku aniołów. I w tym również Impala
przypominała swojego właściciela-tyle,że jego blizny znajdowały
się w głębi duszy ukryte przed światem i zbyt stare,aby tak po
prostu dały się usunąć.
Dean
Winchester oparł zroszone potem czoło o chłodny metal swojej
dziecinki i stuknął weń dłonią w geście wyrażającym
beznadziejność. Całe popołudnie spędził na próbach usuwania
tego cholernego napisu,a on ani drgnął!
Podniósł
się z kolan i zdjął z muskularnych ramion koszulę w kratę,którą
otarł czoło. Chłodnie powietrze jesiennego wieczora prześliznęło
się delikatnie po jego muśniętej słońcem skórze,ale nie odczuł
zimna. Już od dawna go nie odczuwał,bo palące go wewnątrz emocje
rozgrzewały silniej niż najcieplejszy pled.
Nieustanie
rozmyślał o Znamieniu. Nigdy by się do tego nie przyznał,ale bał
się jego wpływu na swoje zachowanie. Nie o siebie,o nie. Jego życie
nie było wiele warte. Martwił się o to,co mógłby zrobić bratu.
Albo
Castielowi.
Sarze.
Albo
Imoen.
Ostatnie
imię podziałało nań jak zimny prysznic. Ilekroć o niej
pomyślał,czuł się,jakby krążył w kółko po wyboistej drodze i
właśnie uświadomił sobie,że musi zawrócić,ruszyć w inną
stronę. Tak też zrobił i w tej chwili.
Rzucił
koszulę na przednie siedzenie Impali i sięgnął do gałki
radia,aby zmienić piosenkę. Bon Scott śpiewający o małej
kochance,której nie może pozbyć się ze swojego umysłu* zdawał
się sobie z niego w tym momencie kpić. Radio skrzypnęło i za
chwilę rozległy się dźwięki „T.N.T”. Zwiększył głośność
i skinął z zadowoleniem głową wynurzając się z samochodu. O
tak,ta piosenka znacznie lepiej wpasowywała się w jego aktualny
nastrój. Był jak tykająca bomba,która może w każdej chwili
wybuchnąć.
Podszedł
do bagażnika i otworzył go szarpnięciem. Szybki rytm piosenki
odnalazł wspólny język z jego ciałem. Wydobył z niego puszkę
lakieru. Cóż,jeśli nic innego się nie sprawdzało,lakier był
jedynym ratunkiem dla ukochanej.
Raz
za razem pociągał pędzlem i ruszał ustami udając,że śpiewa
głosem Bona. Muzyka z Impali ryczała głośno,ale nawet gdyby była
nadawana na anielskiej częstotliwości zdolnej zmiażdżyć ludzkie
bębenki,usłyszałby ten głos wyraźnie,jakby dookoła panowała
idealna cisza.
– Cześć,Dean.
Imoen
stała obok otwartych drzwi samochodu z rękoma założonymi przed
sobą. Jej palce zaciskały się lekko na materiale cienkiej sukienki
barwy bladego złota. Gdyby nie fakt,że anioły nie mają
uczuć,pomyślałby,że jest zdenerwowana. Na jej twarzy błąkał
się nieśmiały uśmiech. To znaczy taki,który rozbroiłby bombę.
Dean
obrzucił ją szybkim spojrzeniem i potarłszy porośnięty
kilkudniowym zarostem policzek mruknął:
– Cześć,Imo.
Sam
nie wiedział,dlaczego ją tak nazwał. To był...impuls. Wyminął
ją i wszedł do samochodu,aby ściszyć radio. Kiedy się
wynurzył,znalazł się tak blisko anielicy,że wyraźnie czuł
kwiatową woń. Uniosła głowę. W jej oczach błyszczało
rozbawienie.
– Imo?
Dlaczego mnie tak nazwałeś?
Wzruszył
ramionami odsuwając się na bezpieczną odległość.
– Tak
sobie. Czego chcesz?
Jego
szorstkie pytanie zbiło z tropu anielicę. I dobrze. Powinna sobie
stąd iść i zostawić go samemu sobie.
Imoen
spuściła głowę. Kiedy przyszła i ujrzała Deana z zawziętością
robiącego coś przy samochodzie,pomyślała o swojej niedawnej
rozmowie z Sarą. Obserwowała mężczyznę przez
chwilę,prześlizgiwała się bystrym wzrokiem po każdym detalu jego
ciała,od napinających się pod ciemną koszulką mięśni po mocno
zarysowaną szczękę. Doznała dziwnego uczucia,jakby łaska
wewnątrz niej żyła własnym życiem,czuła jej pulsowanie pod tą
ziemską powłoką. Zastanawiała się,czy to właśnie to uczucie
szczęścia,o którym mówiła Sarah. Gdy Dean zadał to szorstkie
pytanie,przypomniała sobie o drugim aspekcie.
„Bywa
też,że jedna osoba to poczuje a inna nie. Wtedy sytuacja się
komplikuje,bo zamiast zaznać szczęścia,odrzucona doznaje
cierpienia.”
Tak
zatem złotoskrzydła anielica zapoznała się z podstawowymi znanymi
ludzkości uczuciami.
Spuściła
głowę i zaczęła bawić się rąbkiem sukienki.
– Ja...Sam
i Sarah zaczynali się o ciebie martwić.
– To
oni cię tu wysłali? – Niespodziewanie poczuł się rozczarowany.
Imoen
pokręciła jednak głową.
– Powiedzieli
mi,że był tu Castiel.
– Był.
No i?
– Dlaczego
tak bardzo nie ufasz nam,aniołom?
Winchester
zmrużył oczy i westchnął. Usiadł bokiem na miejscu pasażera w
Impali i przejechał dłońmi po twarzy. Imoen była cierpliwa. Stała
prosto i wpatrywała się weń z oczekiwaniem.
– Castielowi
ufam – powiedział w ramach wyjaśnienia – Lecz zbyt dużo razy
zawiodłem się na innych aniołach,by darzyć je sympatią. Gdybyś
tylko wiedziała,jacy...
W
porę ugryzł się w język. Jedna część jego duszy pragnęła
trzymać prawdę w sekrecie,ale druga krzyczała i szarpała się
walcząc z chęcią przedstawienia Imoen prawdziwego stanu rzeczy.
Odwrócił się na prosto i ze złością zamknął drzwi samochodu.
Zanim zdążył przesiąść się na miejsce kierowcy,Imoen już tam
siedziała.
–Słuchaj,całe
moje życie poluję na istoty nie z tego świata. Gdybym ufał
wszystkim dziwolągom,już dawno gryzłbym ziemię!
Tym
razem nie zdążył się powstrzymać. Wyrzucił z siebie te słowa
jednym tchem i teraz oddychał szybko patrząc na nią przenikliwie.
To co zobaczył,wstrząsnęło nim. Zdawało się,że blask Imoen
przygasł.
– Och
– powiedziała chłodno – A więc tym dla ciebie jestem? Kolejnym
dziwolągiem,potworem którego trzeba unicestwić?
– Co?
Nie! – zaprotestował gorączkowo. – Ty jesteś...jesteś kimś
zupełnie innym.
Przełknął
nerwowo ślinę nie wiedząc co właściwie chciał powiedzieć. Na
szczęście,Imoen nie dała mu okazji do wytłumaczenia się.
– Doprawdy?
– spytała tym samym lodowatym głosem co wcześniej.
– Gdybym
chciał abyś być może zginęła,pozwoliłbym Casowi zabrać cię
do innych aniołów już dzisiaj.
Popatrzyli
na siebie przenikliwie. Słońce już prawie zniknęło za horyzontem
zabierając ze sobą gamę kolorów,zamiast nich wypuszczając na
świat ciemność. W Impali panował półmrok. Idealne rysy twarzy
Imoen rozmyły się w powodzi brązowych loków widocznych jedynie na
tle jasnej sukienki. Zbłąkany promień zachodzącego słońca
przemknął przez jej twarz i dostrzegł w jej oczach te same
iskierki co wcześniej,tyle,że teraz z całą pewnością nie była
rozbawiona. Pociągnął nosem wciągając do nozdrzy zapach,jej
zapach,od którego nieomal zakręciło mu się w głowie. Na jej
skórze było go tak niewiele,ale w tej chwili zdawał się ogarniać
cały wszechświat.
To
przez to napięcie,które zawisło między nimi jak napięty do
granic wytrzymałości drut elektryczny zdolny w każdej chwili
uwolnić deszcz iskier.
Miał
ochotę uciec,lecz w nogach czuł mrowienie,które odcinało mu
drogę. Na dodatek,kaseta w radiu przeskoczyła na następny utwór.
Dean rozpoznał znajome intro. Nigdy nie słuchał tej piosenki
prowadząc Impalę na kolejne polowanie. Rzadko słuchał jej nawet
samemu. Kryła w sobie zbyt wiele.
– Och
nie – wymamrotał niemal niesłyszalnie i rękoma trzęsącymi się
od nadmiaru wstrzymywanych emocji usiłował ją
wyłączyć,przełączyć,cokolwiek!
– Noo,dalej!
– mruknął przez zaciśnięte zęby. Bon Scott najwyraźniej
powrócił jako duch i obrał sobie za cel zabawę z jego
uczuciami,bo zupełnie nic nie dało się zrobić.
I
can tell by the look in your eye
I can tell by the way you sigh
That you know I've been thinking of you
And you know what I want to do
I can tell by the way you sigh
That you know I've been thinking of you
And you know what I want to do
Oh
Jean...**
– Kim
jest Jean?– spytała nagle Imoen. Przez chwilę zamarła wsłuchując
się w piosenkę.
– Nie
wiadomo. – odparł Dean drżącym głosem. – To tylko piosenka.
– Czyli
te słowa nie mają żadnego znaczenia? Szkoda. – wyszeptała. Po
chwili dodała głośniej: – Są...piękne.
Dość.
Już dość. Dean miał wrażenie,że znowu przemawia przez niego
Znamię,ale tym razem wyryte w sercu. Wypuścił powietrze z płuc i
wymamrotał przez zaciśnięte zęby.
– Nich
to cholera.
Pochylił
się i odgarnął włosy z twarzy anielicy. To było jak iskra
padająca na beczkę prochu. Kiedy tylko dotknął jej ust,w jego
wnętrzu wybuchł pożar. Przyciągnął jej głowę jeszcze bliżej
a ona,początkowo zbyt zaskoczona,wplotła mu palce we włosy.
Smakował jej ust z coraz to większą zapalczywością. Wargi Imoen
smakowały cukrem i zdawały się rozpływać jak delikatna pianka na
powierzchni kawy. Wydała z siebie cichy jęk,kiedy przejechał po
nich językiem.
To
podziałało na Winchestera jak zimny prysznic. Tutaj kończył się
jego sen na jawie-tym jękiem Imoen uświadomiła mu,że to stało
się naprawdę
I
było godne potępienia.
Gwałtownym
ruchem odsunął się i wyskoczył z samochodu nawet na nią nie
patrząc. Oparł łokcie na dachu Impali i zamknął oczy. Oddychał
ciężko starając się opanować podniecenie. No
już,dziesięć,dziewięć,osiem...
– Co
się stało? – Zaniepokojona anielica położyła mu dłoń na
ramieniu,ale strącił ją jakby parzyła.
– Wracaj
do bunkra – powiedział krótko.
– Ale...
– To
nie powinno się było wydarzyć! – krzyknął. Był tak zły,na
siebie,na sytuację,że nie przejął się nawet strachem w jej
szeroko otwartych oczach. Nie widział go od momentu ich pierwszego
spotkania.
– Odejdź!
Skinęła
lekko głową i wciąż oszołomiona cofnęła się. Po chwili
usłyszał szelest jej bosych stóp. Biegła.
Z
całej siły uderzył otwartą dłonią w Impalę. Na szczęście nie
został nawet ślad uderzenia. Złość nieco zelżała,gdy
uświadomił sobie,czego w tej chwili potrzebuje.
– Przepraszam,dziecinko
– wymamrotał,na dobrą sprawę nie wiedząc czy do samochodu czy
Imoen i zanurkował w schowku. Wydobył z niego mapę i wciąż
drżącym palcem odszukał cel.
Montrose.
*
Powiadają,że
ani anioły ani demony nie czują. Bzdura. To,co działo się teraz w
demonach wciśniętych w naczynia podstarzałych urzędników,na
pierwszy rzut oka życiowych nieudaczników,śmiało można było
przyrównać do ludzkiego strachu.
– Nie
ma to jak w domu – wymamrotał Crolwey muskając palcami zdobioną
poręcz swego piekielnego tronu. Rozsiadł się w nim swobodnie i
powiódł wzrokiem po swoich włościach. Dopiero po chwili jego
wzrok spoczął na stojącej u podnóża tronu dwójce.
– Tęskniliście?
– Rozłożył dłonie w teatralnym geście.
– T-tak
panie – wymamrotał ubrany w garnitur Azjata.
– Nie
myśleliście na przykład żeby...uciec stąd na rzecz rudowłosej
dziwki jak to robią inne robaki takie jak wy?! – podniósł głos.
Zaczynał martwić się o swój autorytet w Piekle,ale tymi dwoma
tępakami po prostu się bawił.
– A-ależ
skąd panie. Co prawda,podczas pańskiej nieobecności zanotowaliśmy
spadek liczby poddanych...
Crowley
zmrużył oczy. Demon wziął to za oznakę gniewu i dodał szybko:
– Ale
to nie my. Nigdy.
Jego
towarzysz gorączkowo pokręcił głową.
– To
wszystko co działo się podczas mojej nieobecności?
Demony
popatrzyły po sobie z niepewnymi minami.
– Właściwie...jest
jedna rzecz... – zaczął ostrożnie demon w ciele Azjaty.
– Od
jakiegoś czasu...powiadają,że w klatce jest ostatnio bardzo
niespokojnie
Król
Piekła uniósł brwi w nieukrywanym zdziwieniu. Wszystkiego innego
by się spodziewał,ale nie akurat tego. Klatka,w której uwięzieni
są Michał i Lucyfer znajduje się w najdalszych zakamarkach
Piekła,szczelnie odizolowana od pozostałej części. Pomniejsze
demony nie miały nawet pojęcia,że coś takiego istnieje.
– Co?
– Zazwyczaj
odczuwane są lekkie wstrząsy. Ale od niedawna w całym Piekle daje
się odczuć działanie silniejszej energii.
– I
szept. Przerażający szept.
– To
się powtarza regularnie. Mniej więcej od upadku aniołów.
– Coś
jeszcze? Jakieś uszkodzenia? – spytał Crowley prostując się.
– Nie,panie.
Tylko to. Za pozwoleniem...Według mnie to próba kontaktu.
Zazwyczaj
Król Piekła uraczyłby w tej sytuacji poddanego jakąś celną
ripostą,jednak teraz był zbyt skupiony na analizowaniu nowiny.
Machnął dłonią.
– Odejdźcie.
– powiedział – Nie ma mnie dla nikogo,zrozumiano?
– Tak
jest.
Dwa
demony opuściły pomieszczenie stukając obcasami dopasowanych do
garnituru butów. Crowley odchylił się na tronie i zmrużył oczy.
Ten robak mógł mieć rację. I należało to jak najszybciej
sprawdzić.
W
ułamku sekundy znalazł się przed drzwiami odsłaniającymi wejście
do najmroczniejszej części Piekła.
-------------------------------------------
* Mowa o piosence AC/DC- "Little lover"
** Fragment piosenki AC/DC- "Love song"
Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!
Podoba się prezent noworoczny? Bo mnie owszem xD Przyznam,że tą Demoenową scenę napisałam jednym tchem :P Ach,no i kocham 11 sezon,bardzo mnie zainspirował do ostatniej części,wpadłam dzięki niemu na pewien pomysł,ale o tym w następnym rozdziale :)
Moniko wybacz,ale czcionka jest chyba jakoś ustawiona w szablonie i nie mam pojęcia jak ją powiększyć :/ Pokombinuję,ale niczego nie obiecuję.
* Mowa o piosence AC/DC- "Little lover"
** Fragment piosenki AC/DC- "Love song"
Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!
Podoba się prezent noworoczny? Bo mnie owszem xD Przyznam,że tą Demoenową scenę napisałam jednym tchem :P Ach,no i kocham 11 sezon,bardzo mnie zainspirował do ostatniej części,wpadłam dzięki niemu na pewien pomysł,ale o tym w następnym rozdziale :)
Moniko wybacz,ale czcionka jest chyba jakoś ustawiona w szablonie i nie mam pojęcia jak ją powiększyć :/ Pokombinuję,ale niczego nie obiecuję.
Hura lucyfer mam nadzieję,że się uwolni moja ulubiona postać i jedyny król piekła co Den kombinuje czy lucyfer będzie chciał skrzywdzić Sama oby nie Cas powinien zabrać anielicę do innych aniołów i nie pytać Dena o zdanie myślę że Sam powinien pomuc Serze i Alice w ich sprawie myślałaś może żeby pisać opowiadanie w spulnie z bellaaa20 na osobnym blogu oczywiście o supernatural pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSuper ;) podoba mi się rozdział ;) jest genialny. Szkoda, że ta scena pocałunku nie trwała dłużej. Jednak miał rację, że to nie powinno mieć miejsca, no ale kurcze, nie mogłaś tego jakoś przeciągnąć? No nic, mam nadzieję, że więcej będzie takich scen i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń