Sarah
otworzyła gwałtownie drzwi do pokoju i weszła przez nie z impetem.
Była chodzącą wściekłością,chociaż nie wiedziała dlaczego.
Marissa była częścią przeszłości Sama,do której ona nie
należała. Przecież ona także miała byłych chłopaków.
Ale
sposób,w jaki ta blondynka patrzyła na Sama...nie,nie mogła
przejść obok niego obojętnie. Ewidentnie wciąż coś do niego
czuła a młodszy Winchester jak zwykle zachował się uprzejmie i
nie zwrócił na to uwagi. Wydawał się być jednak mile zaskoczony
spotkaniem. I to rozzłościło ją najbardziej.
Tak
naprawdę nie wiedziała,co jest między nimi. Byli parą,zachowywali
się jak para,ale czy było to coś więcej niż zauroczenie? Czy
kochał ją tak,jak jego brat Imoen mimo iż ona nie miała o tym
pojęcia?
Skrzyżowała
ramiona na piersi i zaczęła nerwowo krążyć po pokoju. Wreszcie
usłyszała,jak drzwi się otwierają i staje w nich Sam ze
zmartwioną miną -- jego brwi były zmarszczone a usta zaciśnięte.
Spojrzał na nią i przełknął nerwowo ślinę.
Sarah
westchnęła.
– Przepraszam
Sam. Nie powinnam się tak zachowywać. To nie w porządku.
Winchester
parsknął uśmiechając się ironicznie.
– Cóż,i
tak kiedyś musiałbym ci powiedzieć – oznajmił i usiadł na
krawędzi łóżka.
Nie
spodobał jej się ten smutno nostalgiczny ton jego głosu.
– Zdaje
się,że jest dla ciebie kimś ważnym – powiedziała usiłując
oczyścić głos z ironii. – Dean chyba także jest tego zdania.
– Znasz
Deana. Nie przejmuj się jego docinkami. Co prawda nigdy tego nie
robisz... – urwał spuściwszy wzrok – Ale na swój sposób
miał rację. Znam Marissę od czasów studiów. Któregoś razu po
imprezie...przespałem się z nią. Pierwszy raz w życiu
– Och
– sapnęła unikając patrzenia na niego. Takiej skrajności się
nie spodziewała.
– Taaa,no
cóż – odchrząknął – Tyle,że ja dla mnie to była jedno
nocna przygoda,a ona...kochała się we mnie. Cały nasz wydział o
tym wiedział.
– I...co
zrobiłeś?
– Nic
– wzruszył ramionami – Nie odwzajemniałem jej uczuć,ale to
nie znaczyło,że nie chcę jej znać. Widywaliśmy się przez jakiś
czas a potem Marissa zrezygnowała ze studiów i pojawiła się
Jess. O niej już wiesz.
Pokiwała
w zamyśleniu głową. To wyjaśniało spojrzenie Marissy. Sam
ostrożnie poderwał się z łóżka i podszedł do niej. Uniosła
podbródek by spojrzeć mu głęboko w oczy. Nie dostrzegł w nich
gniewu a jedynie...smutek. Dość. Czas wreszcie jej to powiedzieć.
–
Słuchaj,rozumiem,że
byłaś zdenerwowana tą sytuacją. W końcu nie codziennie spotyka
się kogoś takiego,ale... – przełknął ślinę i spuścił wzrok
nie mogąc wytrzymać jej spojrzenia. – Nigdy nie kochałem
Marissy,za to ciebie...Kocham cię,Saro.
Panna
Blake rozchyliła zaróżowione wargi,które zadrżały. Chciała
odpowiedzieć,ale tylko zamrugała oczami zbyt zszokowana by wydać z
siebie głos. A więc jednak. To prawda.
Sam
ją kochał. Ale czy ona kochała jego?
Winchester
odsunął się. Brak reakcji ukochanej nieco go speszył.
–
Ja...rozumiem,jeśli
ty nie...po prostu...musiałem ci to powiedzieć – wyjąkał na
jedynym oddechu. Wtedy Sarah rzuciła się na niego,zarzuciła mu
ręce na szyję i przywarła ustami do jego ust całując tak
mocno,jakby chciała powstrzymać cały świat przed rozdzieleniem
ich.
Wreszcie
odsunęła się,aby nabrać tchu. Uśmiechnęła się delikatnie.
– Ja
też cię kocham. Jak mogłeś pomyśleć,że nie? Nie zostałam
łowczynią tylko ze względu na matkę. Nawet kiedy podejmowałam tą
decyzję cały czas myślałam o tobie. I nie wiem co bym
zrobiła,gdybym cię nie odnalazła.
Sam
się roześmiał i przytulił ją powstrzymując cisnące się do
oczu łzy.
Kiedy
ostatni raz był taki szczęśliwy? Z Jessicą? Czy po jej śmierci
miał chwile prawdziwego szczęścia takie jak teraz?
Nieważne.
W tej chwili nie chciał się tym martwić. Sprawa poczeka.
Najważniejsza była teraz Sarah i jej ciało wyginające się w
łuk,gdy pożądliwie całował jej szyję...
*
–
Zaraz
wyrzucę tego laptopa przez okno – warknął Dean uderzając
otwartą dłonią w blat stołu. Siedzieli z nosami w książkach i
Internecie przez całe popołudnie,ale nie znaleźli nawet tropu na
temat potwora,na którego polowali.
–
Nie
wierzę,że to mówię,ale zgadzam się z Deanem. – przyznała
Sarah przeciągając się na łóżku w ich pokoju. – Cholera,a
wydawało mi się,że widziałam książkę na temat różnych
potworów w naszej bibliotece.
– I
nie pomyślałaś o tym,żeby ją wziąć? – parsknął Dean – No
nie wierzę w to co słyszę!
–
Wydawało
mi się – powtórzyła – Zresztą nieważne. Gdzie jest Imoen tak
w ogóle?
– W
pokoju. Ogląda „Przyjaciół”. Nie jestem nawet pewien,czy jest
świadoma tego co się dzieje – zażartował.
–
Okej.
– Sam wypuścił powietrze z płuc. – Sprawdziłem wszystkie
możliwe mary senne,ale nie znalazłem nic,co pasowałoby do opisu.
–
Wydaje
mi się,że to coś nie jest koszmarem. – stwierdziła Sarah.
Winchesterowie spojrzeli na nią wyczekująco. – Kobiety miały
gorączkę. Mogło im się wydawać,że to był sen,podczas gdy to
coś naprawdę tam było.
–
Nowy
gatunek strzygi? – zasugerował Dean – Karmi się energią
życiową dzieci,ale może to jakaś chora odmiana,która...
–
Nawet
nie kończ – wzdrygnęła się Sarah. – To okropne. I mam
nadzieję,że nie masz racji.
–
Przekonamy
się w jeden sposób. Trzeba powęszyć w szpitalu dłużej. –
oznajmił Sam.
Kiedy
dojechali do szpitala i weszli na oddział całą trójką,zwrócili
uwagę na ponurą atmosferę panującą wewnątrz. Nie było już
tyle pacjentek co wcześniej,a i personel medyczny zdawał się
przerzedzać.
–
Przepraszam?
– Sam zaczepił rudowłosą pielęgniarkę stojącą tyłem.
Odwróciła się i obdarzyła go niechętnym spojrzeniem. Zerknął
na plakietkę.– Ehm...Roselyn? Jesteśmy z FBI. Wiesz może gdzie
znaleźć doktora Atkinsa?
–
Robi
obchód – rzuciła krótko odgarniając rudy kosmyk za ucho –
Przepraszam,muszę już iść.
I
wyminęła ich przyspieszając kroku. Dean skomentował to
wzruszeniem ramion.
Atkinsa
znaleźli w najbardziej oddalonej od wejścia sali. Próbował
uspokoić roztrzęsioną pacjentkę. Towarzyszyła mu Marissa.
–
Siostro,proszę
podać pacjentce coś na uspokojenie. – zwrócił się do Marissy.
Ta skinęła głową i oddaliła się od łóżka. W progu natknęła
się na Winchesterów i Sarę.
–
Hej
Sam – powiedziała radośnie. – Co tu robicie?
–
Mamy
kilka pytań do doktora. – oznajmił beznamiętnie Dean.
–
Kim
wy...
–
Agenci!
– zawołał doktor – Cieszę się,że was widzę.
Marissa
popatrzyła na Sama z niepokojem.
–
Przyjdę
do ciebie później,Marisso. Mam kilka pytań i do ciebie.
Atkins
siedział przy łóżku kobiety w widocznej ciąży. Miała szeroko
rozwarte oczy,a jej klatka piersiowa unosiła się i opadała w
przyspieszonym rytmie.
–
Przysięgam,że
to mi się nie śniło. – jęknęła w stronę lekarza.
– Co
się stało? – spytał Sam.
–
Kolejna
fala – westchnął Atkins. – Ta pani też miała gorączkę i
majaczy...
–
Nie!
Widziałam to na własne oczy.
– Co
pani widziała? – spytał łagodnie Dean siadając na krawędzi
łóżka. Kobieta spojrzała na niego przelotnie. Zawsze miał dar do
komunikacji z płcią przeciwną.
– To
było dziś w nocy. Długo nie mogłam zasnąć,bo maleństwo nieźle
kopało. Nagle usłyszałam jakiś hałas,a potem jakby...syk. Było
ciemno,nawet księżyc nie świecił,ale widziałam jak ktoś wszedł
do sali. To była kobieta,jestem tego pewna. Szła w moją stronę.
Zaczęłam krzyczeć i ktoś przyszedł,ale ona uciekła.
–
Czuła
pani wtedy coś? Jakiś zapach,na przykład siarkę?
–
Siarkę?
Nie – Kobieta zmarszczyła brwi. – Ale tak,czułam coś.
Jakby...przyprawa. Bardzo silna.
–
Przyprawa?
– powtórzył wolno Sam.
–
Miała
pani gorączkę – powiedział zniecierpliwiony lekarz. Łowcy zaś
wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia.
–
Wiem
co widziałam – upierała się pacjentka.
– W
porządku. Niech pani odpocznie. Zostało pani kilka dni do porodu.
Kiedy
opuścili salę,Atkins się załamał.
–
Nie
mam pojęcia co robić. Nie możemy dłużej ukrywać tych zniknięć.
Wybuchnie panika.
–
Proszę
się nie denerwować. Złapiemy tego,kto jest odpowiedzialny za te
porwania,obiecuję – powiedziała Sarah kładąc mu rękę na
ramieniu. – A na razie,czy możemy porozmawiać z pracownikami?
–
Oczywiście.
Róbcie co trzeba,byle złapać tego sukinsyna – powiedział z
zawiścią i oddalił się szybkim krokiem.
–
Porozmawiam
z Marissą – powiedział ostrożnie Sam patrząc na Sarę. Ta
odwzajemniła spojrzenie i choć niechętnie,skinęła głową.
–
Zaczekamy
w samochodzie – oznajmił Dean.
*
–
Cieszę
się,że znalazłaś chwilę – powiedział Sam siadając na krześle
w pokoju pielęgniarek.
– To
ważna sprawa. Nikt nie wie co się dzieje i wszyscy nabrali wody w
usta. Moim obowiązkiem jest pomóc,chociaż nigdy nie spodziewałabym
się,że zostaniesz agentem FBI.
Marissa
patrzyła na Sama z nieukrywanym podziwem. Zawsze jej imponował,ale
to przebiło wszystko inne.
– No
tak. Ja też nie – mruknął – Ale to długa historia.
–
Nie
zostaniesz dłużej,żeby powspominać dawne czasy,co? – spytała z
żalem.
–
Nie
– odparł zdecydowanie – Mam sporo na głowie. Ta sprawa nie jest
jedyną,jaką prowadzimy.
–
Jasne
– Marissa spuściła wzrok.
Sam
zmarszczył brwi. Dziewczyna ewidentnie ciągle coś do niego czuła.
Było mu jej żal,ale nie mógł nic z tym zrobić. On nie darzył
jej uczuciem,a coś podpowiadało mu,że nawet jeśli spotkają się
po przyjacielsku,Marissa będzie chciała to zmienić w coś więcej.
–
Atkins
wspomniał,że te porwania mają miejsce od miesiąca.
Zauważyłaś,żeby wcześniej działo się coś dziwnego?
–
Nie.
Wszystko w normie.
– A
jakieś zmiany wśród personelu?
Nagle
jej oczy rozszerzyły się.
–
Marissa?
–
Roselyn.
Zaczęła pracować tu miesiąc temu. Ale to przecież niemożliwe.
Prawda?
–
Wszystko
jest możliwe. – odparł gwałtownie wstając. – Dzięki za
pomoc.
*
Imoen
wyłączyła telewizor i zamrugała powiekami. Nie wiedziała,jak
dużo czasu spędziła na oglądaniu,ale serial pochłonął ją
doszczętnie. Stwierdziła,że czas dać oczom odpocząć.
Na
zewnątrz świeciło słońce i w pokoju było okropnie duszno.
Wiedziała,że nie powinna stąd wychodzić,ale miała dość
siedzenia w ukryciu. Nareszcie poczuła się lepiej i postanowiła to
wykorzystać,zwłaszcza w tak piękną pogodę.
Narzuciła
na ramiona cienki sweterek i wyszła z hotelu idąc gdzie nogi ją
poniosą.
Była pod wrażeniem uroków Loveland. Miasteczko było urocze i pomyślała,że mogłaby zamieszkać w jednym z tych domków.
Była pod wrażeniem uroków Loveland. Miasteczko było urocze i pomyślała,że mogłaby zamieszkać w jednym z tych domków.
Cóż,gdyby
była zwykłym człowiekiem.
Prędko
odrzuciła od siebie tę myśl. Nie zamierzała się tym zadręczać.
Przecięła
ulicę i wkroczyła do małego,tonącego w południowym słońcu
parku. Przypomniał jej się pierwszy spacer z Winchesterami i Sarą.
Wydawało się,że było to wieki temu. Zdecydowanie był to
najlepszy dzień w jej ziemskiej przygodzie. Pamiętała radość,jaką
odczuła tamtego dnia. Radość poznawania. Wszystko było takie
nowe,a jednocześnie tak bliskie temu,co znała w Niebie. No i był
to pierwszy raz,kiedy Dean szeroko odsłonił przed nią swoje
prawdziwe oblicze.
Usiadła
na drewnianej ławce i westchnęła cicho na roztaczający się widok
gór otulających miasto z każdej strony. Niedaleko słychać było
plusk wody w fontannie i śpiew ptaków na gałęziach kwitnących
drzew. Zamknęła oczy i nasłuchiwała. Przez chwilę udawała,że
znów jest w Edenie. Dopóki z transu nie wyrwał ją sygnał
telefonu.
–
Cześć,Dean
– przywitała się odbierając go.
–
Cześć
Imo. Jak się czujesz?
–
Już
dobrze. Cokolwiek mi dolegało,minęło.
Najwyraźniej
Amara dała mi spokój – pomyślała.
– To
dobrze – usłyszała ciche westchnienie ulgi. – Niedługo
będziemy wracać. Mamy nowy trop.
–
Niedługo?
– zdziwiła się. Dean nie mógł dowiedzieć się,że wyszła.
–
Tak.
Nic więcej nie zdążymy dziś zrobić. A co?
–
Nie,nic.
– Poderwała się z ławki i szybkim krokiem ruszyła do wyjścia z
parku. – Czekam. Na razie.
Nieco
drżącymi rękoma usiłowała schować telefon do kieszeni. Skręciła
w ulicę,na końcu której znajdował się hotel i poczuła nagłe
zderzenie.
–
Ojej,przepraszam
– wymamrotała i podniosła wzrok. Wpadła na dziewczynę o rudych
włosach. Zmierzyła ją uważnym wzrokiem i rozchyliła usta,jakby
chciała coś powiedzieć. Zmrużyła jednak tylko oczy i wyminęła
Imoen.
Niedoszłą
anielicę przeszedł dreszcz. Ta dziewczyna wywołała w niej dziwne
uczucie. Biła od niej negatywna aura,wciąż potrafiła to wyczuć.
Wzruszyła
ramionami i przyspieszyła kroku.
*
Dean
i Sarah czekali na młodszego Winchestera na parkingu przed wejściem
do szpitala. Panowała między nimi niezręczna cisza. Ci dwoje,mimo
iż nazywali się przyjaciółmi,nie czuli się do końca swobodnie w
swoim towarzystwie. Niezręczność potęgował fakt,że Sarah
krążyła wokół Impali jak lew po klatce.
– Uspokój
się – powiedział wreszcie Dean śledząc ją wzrokiem.
– Jestem
spokojna
– Właśnie
widzę – mruknął – Wiem,że jesteś zazdrosna o Marissę.
– Nie
jestem zazdrosna! – zaprotestowała zatrzymując się gwałtownie
– Sam o wszystkim mi opowiedział.
– Ach
tak? No to dlaczego wyglądasz jak strzępek nerwów?
– Bo...
– zaczęła ale natychmiast urwała wzdychając ciężko – Nie
jest mi dobrze ze świadomością,że mój chłopak rozmawia ze swoją
byłą,która ciągle coś do niego czuje. Jak ty byś się czuł w
takiej sytuacji?
– Ja
nie mam się czym martwić – wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Jeśli
chodzi o byłych facetów,owszem. Na twoim miejscu martwiłabym się
czym innym.
Obdarzyła
go przeciągłym spojrzeniem. Musiała mu to w końcu
zasugerować,jeżeli on sam się nie domyślał.
– No
cóż – odchrząknęła. – Wydaje mi się,że...
– Hej!
Sam
wpadł na nich znienacka. Spojrzał na ich niepewne miny i spytał:
– Wszystko
gra?
– Jasne
– Sarah skinęła głową i posłała Deanowi spojrzenie w stylu
"Lepiej to sobie przemyśl".
– Dowiedziałeś
się czegoś?
– Mam
podejrzaną. Marissa powiedziała,że porwania zbiegły się z
przyjęciem na oddział jednej z pielęgniarek,Roselyn.
– To
ta ruda,która potraktowała nas jak powietrze? – upewnił się
Dean.
– Tak.
To jej adres. Chyba powinniśmy złożyć jej wizytę.
Dean
skinął głową i już miał zajmować miejsce kierowcy w
Impali,kiedy nagle dostrzegł zbliżającą się znajomą postać.
Kobieta uniosła wzrok znad wózka,zauważyła go i uśmiechnęła
się przyjaźnie.
– Agent
Lewis! Nie sądziłam,że jeszcze pana spotkam.
– Dzień
dobry pani James. – powiedział podchodząc do kobiety. – Jak
się czuje Mia?
– Wszystko
w porządku. To po prostu badanie okresowe – wskazała dłonią na
szpital.
Jego
uwagę przykuła czerwona wstążeczka przywiązana do wózka.
– Po
co to pani? – spytał wskazując na wózek.
– Och,wstążka.
Właściwie nie wiem. Moja babcia pochodziła z Polski i zawsze
kazała rodzinie wiązać taką wstążkę na wózku. Ponoć
odstrasza złe moce.
– Zatem
niech lepiej ją pani zachowa – powiedział uśmiechając się
lekko i pożegnał się.
*
– Roselyn
będzie dziś wieczorem w pracy? – spytał Dean pociągając długi
łyk z butelki piwa.
– Nie.
Marissa twierdzi,że ma dziś wolne.
– Cudownie.
Zatem zabijemy ją,czymkolwiek jest.
– Skoro
o tym mowa... – Sam odchylił się na krześle – Czerwona
wstążka i porwania pasują do mamuny.
– Mamuna?
– powtórzył Dean krzywiąc się.
– To
słowiański demon powstały z ducha ciężarnej kobiety. Porywa
noworodki i karmi się ich energią. Dawne podania mówią,że aby
zabezpieczyć dziecko
przed
porwaniem należy zawiązać mu na ręce czerwoną wstążkę.
– A
co z tymi przyprawami?
– O,mam.
Używa liści laurowych aby wywołać wizje.
– To
dlatego wszystkie kobiety majaczyły – mruknął do siebie Dean. –
Jak ją zabić?
– Pracuję
nad tym. Ale skoro to demon to nie zaszkodzi standardowe wyposażenie.
– Miejmy
nadzieję,że wystarczy.
Wieczorem
udali się pod adres podsunięty przez Marissę. Sarah postanowiła
tego wieczoru zostać z Imoen. Chłopcy sobie poradzą,a jej szkoda
było po raz kolejny ją zostawiać.
Dom
Roselyn mieścił się na obrzeżach miasta,kawałek drogi od motelu.
Dean zaparkował Impalę tuż za rogiem,dla bezpieczeństwa.
– To
jak? Rozmawiamy z nią na spokojnie czy od razu przechodzimy do
rzeczy? – spytał Sam wymieniając magazynek.
–
Cóż,ja
jestem za tym drugim – mruknął Dean.
–
Jak
zwykle – skwitował Sam. –Pamiętaj,nie wiemy,czy to naprawdę
ona. Lepiej spróbujmy się upewnić.
Dom,który
miał należeć do Roselyn emanował pustką – na trawniku nie było
żadnych kwiatów,a trawa była zdecydowanie za długa. W dodatku w
oknach nie świeciło się światło.
Mimo
to,zapukali. Zero odzewu.
–
Roselyn?
– zawołał Dean – Wiemy,że tam jesteś. Chcemy porozmawiać.
Wciąż
nic.
–
Chyba
nic nie wyjdzie z twojego „po dobroci”,Sammy – skwitował
starszy Winchester i szykował się do wyważenia drzwi,kiedy nagle
zalało ich światło. W ich stronę szedł podstarzały mężczyzna
w szlafroku.
–
Hej!
Kim jesteście? – zawołał nieprzyjaznym tonem.
–
My,eee,przyjaciółmi
Roselyn. – odparł Sam.
–
Roselyn?
– Facet skrzywił się – Jakiej Roselyn? Tu nikt nie mieszka!
Bracia
popatrzyli po sobie podejrzliwie.
–
Wynoście
się,albo zadzwonię po policję.
Zdezorientowani
wrócili do samochodu.
–
Świetnie!
– sapnął Dean – Twoja eks sobie z nami pograła! Pewnie ona też
jest mamuną!
– To
niemożliwe. Wyraźnie widziałem ten adres w aktach szpitala.
– No
cóż,to chyba coś ci się przywidziało.
Już
mieli wsiadać do samochodu,kiedy zadzwonił telefon Deana.
–
Sarah?
– zdziwił się.
–
Wracajcie!
Ale już,nie mam czasu na wyjaśnienia!
Serce
zabiło mu mocniej z niepokoju. Imoen. Coś jej się stało. Ze
ściśniętym żołądkiem wsiadł za kierownicę i przycisnął
pedał gazu do oporu. Wrócili do motelu łamiąc milion drogowych
przepisów.
Zadyszani
otworzyli drzwi z impetem. Sarah w pośpiechu pakowała sprzęt łowcy
do toreb. W samym pokoju widoczne były ślady walki – rozbity
wazon,przewrócone krzesło i drobne plamy krwi na posadzce.
– Co
się stało? – spytał Sam.
–
Roselyn.
Nie wiem skąd wiedziała,ale przyszła po Imoen. Próbowałam z nią
walczyć,ale ogłuszyła mnie i straciłam przytomność. Kiedy się
obudziłam,już ich nie było.
–
Cholera,dlaczego?
– warknął Dean uderzając pięścią w rozprutą poduszkę. –
Czego te wszystkie draństwa od niej chcą?
Sam
i Sarah wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Blake mocno zaciskała
usta,zaś zmieszanej miny Winchestera nie dało się określić.
Zrobił
krok do przodu i wziął głęboki oddech.
–
Dean...musisz
o czymś wiedzieć. Mamuny nie porywają tylko niemowląt. Nękają
też kobiety w ciąży.
---------------------------------------------------------------------------
Nie odzywam się do Was,wiedźmy jedne :D Zwłaszcza Monika,która strzeliła z przypuszczeniem,że Imo jest w ciąży kilka rozdziałów wcześniej xD Kariera w Nowym Orleanie murowana :D
Jak widzicie to nie Amara stoi za porwaniami. Przerabiałam ostatnio słowiańską mitologię i natknęłam się na mamunę,część jej opisu jest autentyczna,w tym wstążeczka na wózku a część z wysysaniem energii wymyśliłam dla potrzeb opowiadania. Swoją drogą,jak twórcom SPN brakuje weny na potwory to mogliby i z niej zaczerpnąć,a nie wymyślać jakichś chitters,no błagam.
Tyle ode mnie,męczcie się z czekaniem na następny :D
Oooo pierwsza :D też tak przeczuwałam jak Monika, ale wolałam się nie odzywać dopóki rozdział tego nie potwierdzi :D ale super, mały Winchester się pojawi o ile ta mamuna go nie porwie :D ale się cieszę, sprawiłaś mi radość, ale z drugiej strony teraz martwię się o Imoen, mam nadzieję, że ta Roselyn nic jej nie zrobię. Czekam na kolejny i pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńHaha,no to się cieszę bardzo,cieszcie się :D Spokojnie,o porwaniu będzie w następnym + reakcja Deana,mam nadzieję że się spodoba :P
UsuńHej w końcu wróciłam co do rozalinne mam mieszane uczucia co ona chce zrobić Imo wiedzałam,że Merisa nie jest potworem pozdrawiam i już nadrabiam
OdpowiedzUsuń