Podczas
gdy Dean walczył ze swoimi pragnieniami,Sarah usiłowała jak
najszybciej wymknąć się na spotkanie z Alice. Niestety,nie było
to proste. Sam najwyraźniej na dobre porzucił maskę nieśmiałości
i chciał przenieść ich relację na następny szczebel. Nie to,żeby
ona nagle tego nie chciała. Po prostu...nie w tej chwili.
Położyła
torebkę na dużym stole przy wejściu i rozpuściła włosy chcąc
dać im odpocząć. Kiedy się odwróciła,zobaczyła Sama. Wśliznął
się za nią bezszelestnie.
– Przestraszyłeś
mnie – powiedziała mrugając.
– Przepraszam.
– Wsunął ręce do kieszeni – Dobrze się bawiłaś?
– Tak.
Właśnie o taki dzień mi chodziło. Dobrze mi zrobił. A tobie? Jak
się podobało?
– Było
okej – powiedział krótko. Spuścił głowę i obdarzył ją
przeciągłym spojrzeniem. Jego brązowe oczy pociemniały. Myślał
chwilę,aż w końcu stwierdził:
– Alice
już jest zamieszana.
Westchnęła
i przeczesała palcami włosy.
– Tak
– przyznała. – Ubiegła mnie. Miałam się z nią spotkać sama.
Zdecydowała
się też powiedzieć mu prawdę.
– I
zamierzam to zrobić. Teraz.
Pokiwał
wolno głową,lecz jego twarz wyrażała niezadowolenie. I to nie
tylko dlatego,że się martwił. Po cichu liczył,że spędzą resztę
tego wieczoru we dwoje.
Nie
wiedział co,ale coś mu nie pasowało w tej Alice. Jasne,skoro Sarah
uważała ją za przyjaciółkę to musiała mieć do niej
zaufanie,ale w nim go nie wzbudziła. Kątem oka obserwował reakcję
Imoen i widział,że anielica także była niespokojna. Może to nic
nie znaczyło,bo w końcu co mogła wiedzieć o ludziach,ale i tak
był to dla niego sygnał. Teraz,kiedy Sarah chciała się z nią
spotkać na osobności,serce podskoczyło mu z niepokoju.
– Słuchaj,nie
chcę się mieszać w wasze prywatne sprawy,ale uważaj na
siebie,dobrze?
Kobieta
zmarszczyła brwi i spojrzała na Sama podejrzliwie.
– Dobrze
– powiedziała zaskoczona. – Nie martw się o mnie. Umiem o
siebie zadbać.
– Wiem
o tym.
I
nie zastanawiając się dłużej,ujął jej głowę w dłonie i
pochylił by złożyć na jej ustach pocałunek. Nieco zaskoczona
Sarah zrobiła krok do przodu,ale po chwili przyciągnęła go bliżej
odwzajemniając pocałunek. Sam czuł się,jakby ponownie miał
okazję spróbować swoich ulubionych płatków z dzieciństwa,o
które zawsze kłócił się z Deanem. Ku swojemu zdziwieniu pamiętał
smak jej ust teraz dodatkowo doprawiony lekką nutą whisky. Nie
umknęło jednak jego uwadze,że dzisiejszy pocałunek Sary jest
pewniejszy. Była w pełni świadoma swojego wpływu na partnera.
Nie
chciała przerywać tej cudownej chwili,ale powoli zaczynało
brakować jej tchu. Na moment zapomniała,gdzie zamierzała się
udać. Gdy jednak odsunęła się i spojrzała prosto w ciemniejsze
niż zazwyczaj,lecz smutne oczy Sama,przypomniała sobie. Oblizała
wargi chcąc chociaż przez chwilę dłużej czuć smak jego ust.
Westchnęła z rozmarzeniem i przymknęła oczy.
– Tak...ja...muszę
już iść – wymamrotała i wciąż nieco oszołomiona,wyminęła
go. Gdyby została na miejscu choć sekundę dłużej,odpłynęłaby
zupełnie niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Nie odwracając się
usłyszała za plecami ciche parsknięcie świadczące,że Sam się
uśmiechnął.
– Będę
czekał – powiedział cicho. Zbyt jednak cicho by mogła usłyszeć.
Ale nawet mimo to wiedział,że i ona czeka.
*
Droga
po obu stronach była pusta i poza światłami jej Lincolna
Continential barwy écru,nic więcej nie przecinało ciemności.
Nawet księżyc wydawał się być pełen obaw,bo schronił się za
szczelną pierzynką z chmur skutecznie tłamszącą jego blask. Noc
była chłodna i Sarah czekała z założonymi rękoma chcąc
zachować chociaż trochę ciepła. Wciąż żywe wspomnienie
upragnionego pocałunku paliło duszę wewnętrznym ogniem,jednak nie
zdołało ogrzać dygocącego ciała.
Nie
była zadowolona,że Alice pojawiła się w barze. Chciała trzymać
ją z daleka od Winchesterów. Ona pakowała się w kłopoty z
własnej woli. Przyjaciółka i tak już wiele przez nią
wycierpiała,a mimo to znów obrała ścieżkę ku problemom. Musiała
ją od tego odwieść za wszelką cenę. A poza tym,niespecjalnie
chciała,aby Alice kręciła się wokół chłopaków. Miała
tendencję do szybkich numerków podczas polowań podobnie jak Dean.
Wiedziała,że nie odważyłaby się zarzucić sideł na Sama,ale
wyraźnie interesowała się Deanem i ta myśl była...niepokojąca.
Wydawało
jej się,że sterczy tu wieki,aż w końcu za zakrętem błysnęły
światła i ukazał się podłużny kształt Impali Alice. Tak,ona
również posiadała Impalę,chociaż Sarah nigdy nie odkryła jej
pochodzenia. Za każdym razem,gdy próbowała pytać,Alice ucinała
temat. Przypuszczała więc,że wiąże się z tym jakaś tragiczna
historia.
Pomruk
silnika ucichł i samochód barwy szkarłatu zatrzymał się
naprzeciwko Lincolna. W chmurze jaśminowych perfum wysiadła z niego
Alice. Uśmiechnęła się do swojej dawnej podopiecznej.
– Sarah
– wyciągnęła ramiona – Nareszcie mogę cię uściskać.
– Tęskniłam
za tobą. Cały czas polowałaś?
– Ach,nie
ma o czym mówić – machnęła ręką – Dwa wkurzone
duchy,zmiennokształtny i jakieś dwa wampiry ocalałe cudem po
wybiciu ich gniazda. Nic ciekawego.
Obie
zgodnie wybuchnęły śmiechem. Sarah pierwsza wróciła do porządku.
– Dlaczego
przyszłaś do tamtego baru?
– Chciałam
się rozerwać – wzruszyła ramionami – Nie wiedziałam,że tam
będziesz.
– Kłamiesz.
– Okej.
Widziałam cię wcześniej i widziałam dokąd się udacie. No i
chciałam poznać Winchesterów. Nie wspominałaś tylko,że mają
kuzynkę.
– Och,cóż.
Przez tyle lat wiele się mogło zmienić – Nie chciała ciągnąć
tematu Imoen.
– I
zmieniło się? – Alice uniosła brew.
– Jak
najbardziej. – To prawda. Nigdy nie spodziewałaby się,że Dean
przystanie na kontakty z demonami – Właśnie dlatego do ciebie
zadzwoniłam.
Skrzyżowała
ramiona i popatrzyła na Sarę podejrzliwie.
– Myślałam,że
znalazłaś demona z rozdroża...
– Bo
znalazłam. Widziałam jak rozmawiał z Deanem.
– Deanem?
– powtórzyła z niedowierzaniem,w którym pobrzmiewało echo
fascynacji – Seksownym braciszkiem twojego faceta?
– Tym
samym Deanem – przytaknęła zaciskając zęby. – A Sam nie jest
moim facetem.
Jeszcze.
– Też
byłam zaskoczona,ale on najzwyczajniej w świecie z nim rozmawiał.
– Jesteś
pewna,że to był on?
– Na
dwieście procent.
Alice
przygryzła wargę i zrobiła kilka nerwowych kroków tam i z
powrotem. W końcu przystanęła i wbiła wzrok w daleką przestrzeń.
– Zostaw
to mnie – oznajmiła z wolno pojawiającym się uśmiechem.
– Co
takiego?!
– Słyszałaś.
Rozpracuję to łącząc przyjemne z pożytecznym. To będzie
drobnostka – westchnęła Alice.
– Możesz
mnie oświecić do cholery? – Sarah zaczynała się irytować.
– No
cóż,po tym co zobaczyłam zamierzam poznać Deana trochę bliżej.
Wyciągnę z niego coś na temat demona – wzruszyła ramionami
jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.
Sarze
się to nie spodobało. Chciała trzymać Alice z daleka od
chodzących zasadzek jakimi są Winchesterowie,a tymczasem ona
dobrowolnie zmierzała prosto w sidła!
– Sam
i Dean nie są tacy jak myślisz. To nie są byle łowcy. Anioły i
demony powyrzynałyby się nawzajem,żeby ich dopaść.
Jakby
nie robiły tego codziennie.
– Wiem
o tym – stwierdziła Alice. – I tym lepiej dla naszej sprawy.
– Oszalałaś
– prychnęła Sarah łapiąc się pod boki.
– Być
może – potwierdziła Alice pół-uśmiechem – Ale czego się nie
robi dla przyjaciół?
*
Nazajutrz
Sam siedział w bibliotece z nosem w laptopie pochłonięty artykułem
na temat Kaina i Abla. Dean,chociaż niechętnie,wyjaśnił mu w
końcu gdzie był tego dnia tuż po zakupach. Zmusiła go do tego
nieuwaga poprzedniego wieczora. Przypadkowo nadziali się na siebie w
kuchni. Deanowi podwinął się rękaw koszuli,a jako,że jego brat
należał do bystrych szybko domyślił się,że coś jest nie tak.
Nie potrafił dłużej być zły na brata. Znał go i wiedział,że
kieruje nim nie tylko chęć zabicia Abaddon. Wzięcie na siebie
brzemienia związanego ze Znamieniem miało mu pomóc ukoić poczucie
winy związane z Gadrielem i śmiercią Kevina. Taki właśnie był
Dean. Tłumił w sobie tyle emocji,że wybuch ich wszystkich naraz
zalałby ziemię niczym potok lawy zniszczył Pompeje. Tyle,że
bardzo rzadko pozwalał,by te emocje się wydostały. No,za wyjątkiem
irytacji.
Właśnie
teraz krzątał się nerwowo po pomieszczeniu z telefonem przy uchu.
– Crowley,odbieraj.
– wymamrotał – Gdzie on jest? Nie prowadzi bujnego życia
towarzyskiego.
– Naprawdę
się martwisz? – zapytał zdziwiony Sam. Jego brat uniósł brwi w
odpowiedzi.
– Ma
zrobić jedną rzecz. Znaleźć Ostrze i przynieść mi. To takie
trudne?
– To
Crowley. Nie umie działać w zespole.
– Chodzi
też o jego tyłek,a on znika na tygodnie bez żadnych wieści?
– Kto
znika na tygodnie bez wieści?
Sarah
wkroczyła do biblioteki z założonymi rękoma. Bracia popatrzyli po
sobie. Sam przełknął ślinę czując na sobie palący wzrok
niedoszłej kochanki.
– Eee...
– wyjąkał Dean. Zupełnie nie wiedział co powiedzieć.
– Crowley
– odezwał się Sam unosząc wysoko głowę. – Obiecał znaleźć
jedyną broń,którą można zabić Abaddon.
Twarz
Sary straciła wyraz zadziorności,a zamiast niej pojawiła się
ciekawość.
– Crowley?
– powtórzyła – To jakiś wasz znajomy łowca?
Sam
przełknął ślinę i spuścił wzrok. Litery z artykułu rozmywały
mu się przed oczami.
– Nie.
Crowley to król Piekła.
Wyszła
z pokoju,bo zrobiła się głodna. Po tym co usłyszała,nie będzie
mogła przełknąć ani kęsa przez cały dzień. Żołądek skręcił
jej się do rozmiaru orzecha,a na dodatek poczuła,jakby dostała
obuchem w głowę. Zbyt dużo informacji na raz.
Demon,na
którego polowała nazywa się Crowley. Ha,i nie jest to byle jaki
demon tylko król Piekła! I Sam,”jej” Sam,także go znał! I co
więcej,najwyraźniej miał z nim układy mniej więcej w takim samym
stopniu jak Dean!
Dobrze,że
obok stało krzesło bo najpewniej by się zachwiała.
Poczuła
się...zdradzona. Jasne,była w szoku,kiedy zobaczyła Deana tam na
parkingu. Nie dawało jej to spokoju. Nie myślała jednak,że Sam
byłby zdolny do czegoś podobnego. Jakimś cudem zdołała ukryć
zmieszanie i nie zdradzić swojej tajemnicy,chociaż wiele ją to
kosztowało. Ściągnęła tylko brwi i popatrzyła na obu braci
sceptycznie.
– Przyjaźnicie
się z królem Piekła – Bardziej stwierdziła niż zapytała –
Czegoś jeszcze o was nie wiem?
– Nie
przyjaźnimy się,okej? – sprostował Dean – Mamy tymczasowy
sojusz. On jest jedyną osobą,która może nam pomóc i jednocześnie
mniejszym zagrożeniem niż Abaddon. Dlatego współpracujemy.
Głos
Deana brzmiał szczerze,ale Sarah nie do końca czuła się
przekonana. Westchnęła tylko głęboko i oblizała wargi.
– Mam
jeszcze jeden pomysł – powiedział Sam – I tym razem powinno się
udać.
– Rozdroże
– odgadł natychmiast Dean.
*
Winchesterowie
wrócili po około dwóch godzinach,ale oni stracili tylko czas a
Impala paliwo. Crowley bowiem zdawał się zgodnie z planem szukać
Ostrza. Telefon wciąż milczał,więc szukali informacji na własną
rękę. To znaczy,Sam szukał. Dean wolał w tym samym czasie
siedzieć z nogami założonymi na stół i popijać zimne piwo.
– Kain
wrzucił Pierwsze Ostrze do najgłębszego oceanu? – Sam zmrużył
oczy nad ekranem laptopa. – To Rów Mariański. Może Crowley je
znalazł i nas wykiwał?
– To
nie ma sensu – Dean powiódł spojrzeniem od lewej do prawej –
Mam nim zabić rudą,sam to zaplanował.
– Zakładając,że
się z nim pojawi,Crowley jest nam potrzebny do chwili,gdy otrzymamy
Ostrze.
– No
i?
– No
i – Sam złapał butelkę swojego piwa i spojrzał na brata – Nic
nas nie powstrzyma,żeby użyć go przeciw niemu.
– Nic
a nic – Dean zamrugał. Nie wydawał się do końca przekonany. Nie
wiedział nawet,jaki niepokój wzbudził tym wyznaniem w Sarze przez
przypadek słyszącej całą rozmowę.
Zadzwonił
telefon.
– O
wilku mowa – mruknął – Znalazłeś Pierwsze Ostrze?
Jak
się okazało,król Piekła potrzebował pomocy Winchesterów. Gdy
się o tym dowiedziała,Sarah oczywiście chciała jechać z nimi.
– O
nie. Ty zostajesz – oznajmił chłodno starszy z braci.
– A
niby czemu? – Kobieta skrzyżowała bojowo ramiona.
– Saro,proszę.
– zwrócił się do niej Sam błagalnie.
– Ktoś
musi zostać z Imoen. – dodał Dean niby od niechcenia.
No
tak,któż inny mógłby to powiedzieć?
Nie
była zbyt zadowolona z perspektywy pozostania w bunkrze,jednak po
namyśle doszła do wniosku,że może lepiej,że właśnie tak się
stało. Co niby miała zrobić w obecności braci?Teraz,gdy
wiedziała,że Crowley jest królem,nie da rady zabić go jak
pierwszego z brzegu demona,a nagromadzona przez lata złość mogłaby
znaleźć ujście i wpędzić ją w kłopoty.
Nie.
Lepiej zaczekać.
*
Imoen
obudziła się z dziwnym uczuciem promieniującym w głowie. Tak
jakby jej cała energia skupiła się właśnie tam. Nie czuła
żadnej innej części ciała poza głową. Jak przez mgłę
pamiętała,że był u niej Dean. Świadczyło o tym wgniecenie na
narzucie. Przetarła oczy i ostrożnie wstała na nogi właściwie
ich nie czując.
Sarah
podniosła wzrok znad okazałej książki i uśmiechnęła się.
– Dzień
dobry. Jak się czujesz?
– Kiepsko
– wyznała szczerze. W pomiętym ubraniu,z rozmazanym makijażem i
niemrawym wyrazem twarzy rzeczywiście tak wyglądała.
– Czy
to normalne?
Sarah
zamknęła książkę i zaśmiała się krótko.
– Zdarza
się po wypiciu takiej ilości alkoholu.
Imoen
skrzywiła się.
– W
takim razie nie chcę go pić nigdy więcej.
Opadła
na krzesło naprzeciwko Sary i rozejrzała się dookoła.
– Gdzie
Sam i Dean?
– Musieli
coś załatwić – odparła zaciskając zęby.
Anielica
przypomniała sobie o swoich wczorajszych rozważaniach na temat
związków. Chłopaków nie było,a więc okazja do poznania ich
natury była idealna. Przygryzła wargę i pochyliła się nad
stołem.
– Jasne
– Sarah zamrugała – Zawsze możesz mnie zapytać o co tylko
chcesz.
Podziękowała
jej uśmiechem,ale zaraz potem spuściła wzrok.
– Powiedz
mi...Dlaczego ludzie tworzą pary?
Okej,takiego
pytania się nie spodziewała. Odchrząknęła z lekkim zażenowaniem
myśląc nad odpowiedzią.
– Bo
tak jest skonstruowany nasz świat – odparła po namyśle – Dwoje
ludzi spotyka się przypadkiem i zaczynają czuć coś,czego żadne z
nich nie jest w stanie wytłumaczyć,ale wiedzą,że to jest dobre.
Są szczęśliwi,bo znaleźli coś,czego zdawać by się mogło nie
potrzebowali,ale skoro to znaleźli,daje im poczucie spełnienia.
Coś,dla czego warto mierzyć się z codziennością. To im daje
siłę.
Oczywiście,to
się nie zdarza za każdym razem i nie każdy napotkany człowiek
musi coś takiego czuć. Bywa też,że jedna osoba to poczuje a inna
nie. Wtedy sytuacja się komplikuje,bo zamiast zaznać
szczęścia,odrzucona doznaje cierpienia. Ale tak to już jest.
Związek to euforia albo agonia,nie ma nic pomiędzy.
Z
każdym słowem,głos Sary stawał się coraz bardziej tęskny a oczy
zamglone. Imoen myślała chwilę nad jej słowami.
– Więc...to
od Boga zależy z kim się zwiążą?
– Oh
nie. Bóg im tylko pomaga,stwarza kolejne powody i sytuacje na drodze
do zakochania. To od danej pary zależy czy je wykorzystają. I w
jaki sposób.
– To
prawda – szepnęła – Dlatego pozwolił tobie odnaleźć Sama.
Sarah
spuściła wzrok i smutno pokiwała głową.
– Sądzisz,że
i mnie Bóg sprzyja?
Wnioskując
po żalu w głosie Imoen,jej pytanie było poważne. Sarah nie
wiedziała dokładnie,o co pyta. O swoje losy,a może...o Deana?
Uśmiechnęła się lekko i musnęła palcami wyciągniętą dłoń
anielicy.
– Czuję,że
jesteś dla niego bardzo wyjątkowa.
Ni
stąd ni zowąd rozległ się huk metalowych drzwi. Obie kobiety
poderwały się na równe nogi.
– Dean?!
Sam?! – krzyknęła Sarah. Na korytarzu rozległ się jedynie szum
przypominający odgłosy szarpaniny.
– Zostań
tu – powiedziała do nic nie rozumiejącej Imoen,a sama szybkim
krokiem ruszyła w kierunku źródła hałasu. Zaprowadził ją do
piwnicy,w której jeszcze nie tak dawno więzili Imoen.
Akurat
natknęła się na wychodzącego Deana.
– Co
się dzieje? – spytała.
– Małe
problemy techniczne. – mruknął w odpowiedzi i wyminął ją.
Z
szybko bijącym sercem zeszła na dół i rozszerzyła oczy ze
zdumienia.
Pośrodku
klucza Salomona,skuty kajdankami więżącymi nawet demona,siedział
Crowley we własnej osobie. Patrzył ze zdziwieniem w stronę
Sama,lecz na dźwięk kroków odwrócił wzrok i uniósł brwi.
– Cóż
to? To teraz sprowadzacie do tortur dziewczyny,łosiu?
– Saro,co
ty tu...
– Zamknij
się – powiedziała stanowczo. – Od teraz to także moja sprawa.
Okrążyła
demona wbijając w niego pełne nienawiści spojrzenie. Sam zauważył
w nich jednak coś jeszcze. Ból.
– To
ty – powiedziała wolno cedząc słowa. – Szukam cię od tylu
lat.
– Przepraszam?
Chyba nie zostaliśmy sobie przedstawieni?
– Nazywam
się Sarah Blake. Zabrałeś moją matkę do Piekła.
-----------------------------------------------------------------
Miałam w planach dodać ten rozdział już wcześniej,ale kompletnie nie miałam weny na tytuł aż tu poprzedniej nocy pstryk!-i doznałam olśnienia. Znowu zawarłam tu fragmenty odcinka,jak pewnie się zorientowaliście, Na razie nie umiem powiedzieć,kiedy pojawi się następny. Ciężko mi teraz wygospodarować troszkę wolnego czasu na pisanie,ale powolutku i jakoś dam radę ;)
Genialny rozdział ;) Och i Crowley, znowu. Uwielbiam go ;) Podobał mi się pocałunek Sam'a i Sarah. Mało Imoen i Dean'a, szkoda, że nie ma tutaj opcji kciuka w dół :D Ale jak to, Crowley zabrał matkę Sary do piekła? I co z tym wszystkim wspólnego ma Alice? Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Bardzo ciekawe opowiadanie cieszę się,że Sera żyje i jest z Samem ona pasuje do Sama zaraz po Jesice jak narazie nie ufam Alice ale chciałabym by zaiskrzyło między nią i Denem pozdrawiam będę tu zaglądać
OdpowiedzUsuńOjej,dziękuję :) Miło,że ktoś jeszcze włączył się do komentowania ;)
Usuń