piątek, 6 listopada 2015

8. Most everything you do make me wanna smile

Od tygodnia echa działań demonów umilkły i podczas standardowych wypraw po zaopatrzenie nie napotkali niczego niepokojącego. Monstra także zdawały się mieć wolne,bo media milczały na temat zagadkowych zgonów czy dziwnych sytuacji. Ale Winchesterowie nie próżnowali. Wciąż szukali informacji o Imoen. I wciąż bezskutecznie.
To bez sensu – stwierdził pewnego razu Sam zamykając z hukiem opasły tom. – W tych księgach nie ma absolutnie nic na temat Imoen,albo chociaż jej mocy.
Anielicę to zmartwiło i poczuła się jeszcze bardziej obco,mimo,iż spędziła tu już tydzień i zaczynała rozumieć niektóre ludzkie zachowania. Ci ludzie,mimo początkowej bezduszności,naprawdę usiłowali jej pomóc. Ale jak mieli wiedzieć o niej cokolwiek,skoro ona sama prawie nic o sobie nie wiedziała?
Wiedziała kim jest i gdzie mieszka. Lecz dlaczego tam i dlaczego sama,podczas gdy inne anioły ze sobą współpracowały? Być może,gdyby nie trafiła na ziemię,nie musiałaby się nad tym zastanawiać i wszystko byłoby w porządku. Coś jednak chciało,by się tu znalazła i pragnęła znać ku temu powody.
Wkrótce potem zmniejszyli częstotliwość badań. Za wyjątkiem Deana,który codziennie brał naręcze książek i zamykał się w swoim pokoju studiując je w odosobnieniu. To sprawiło,że stosunek Imoen do niego uległ zmianie. Zaczynała darzyć go sympatią. Co prawda,nie taką jak do Sama i Sary,ale wystarczającą,by przestała się go bać. Zauważyła bowiem,że pod tą gderliwą powłoką kryje się wrażliwa na jej położenie dusza.
Jednak nie do końca dobrze go oceniła. Dean prowadził bowiem badania na własną rękę. Dosłownie i w przenośni. Za każdym razem,gdy odsłaniał rękaw koszuli,dostrzegał na prawym przedramieniu czerwoną bliznę o nieregularnym kształcie.
Znamię Kaina. Tylko to w połączeniu z Pierwszym Ostrzem mogło zabić Abaddon,a Dean zgodził się wziąć na siebie to brzemię. W ciągu tylu lat przyzwyczaił się,że ratowanie świata jest jego obowiązkiem. Dawało mu to świadomość,że jest potrzebny,że jego życie,choć dalekie od takiego,o jakim marzył,ma jakiś sens.
Teraz Znamię trzymało go na powierzchni oceanu szaleństwa,w którym się pogrążał. Pozwalało mu się skupić na czymś innym,niż poczucie winy. Dlatego też każdą wolną chwilę w oczekiwaniu na znalezienie Ostrza przez Crowleya spędzał na szukaniu informacji na temat swojego „daru”.
Siedział na podłodze oparty o łóżko i czytał artykuł w Internecie,kiedy usłyszał nieśmiałe pukanie do drzwi,a potem skrzypnięcie klamki. Podniósł wzrok i jego oczom ukazała się Imoen odziana w sięgającą kolan suknię na ramiączkach w delikatnym,różowym odcieniu. Delikatnym jak ona sama.
Hej – powiedziała uśmiechając się niepewnie.
To ty – mruknął Dean opuszczając wzrok. Nie miał ochoty na jej towarzystwo. Wzbudzała w nim instynkty,nad którymi z trudem panował,a w obawie przed ich uwolnieniem mógłby ją niechcący skrzywdzić. Oczywiście wyłącznie werbalnie.
Zrobiła kilka kroków w przód i usiadła na łóżku.
Chciałam ci...podziękować.
Zaskoczony Dean wyprostował się i posłał jej pytające spojrzenie.
Za co?
Sam i Sarah poddali się ze znalezieniem czegokolwiek na mój temat. Ty...nie.
Otworzył usta,ale po chwili je zamknął i oblizał wargi niepewny tego,co ma powiedzieć. Nawet gdyby chciał wyznać jej prawdę,nie mógłby tego zrobić. W pewien sposób by ją zranił.
Byłoby prościej,gdybyś powiedziała nam coś więcej – oznajmił. Typowe dla niego. Oddalić od siebie skupioną uwagę.
Ale ja nie wiem – szepnęła obdarzając go smutnym spojrzeniem swoich sarnich oczu.
Nie wiesz kim jesteś? – Z wahaniem usiadł obok niej uważając,by zachować odpowiedni dystans. Nawet mimo niego,wyczuł prawie znikomą,delikatną,kwiatową woń.
Nie – pokręciła głową. – Zanim tu trafiłam,nie wiedziałam,że inne anioły żyją razem. Nigdy nie wychodziłam z ogrodu. Oni mi nie pozwalali.
To musi być okropne,być zamkniętym przez całą wieczność w czterech ścianach...
Tam nie było ścian – Imoen zmarszczyła brwi.
No tak. Miała większe prawo do nierozumienia metafor niż Cas. Zanim jednak zdążył sprostować,kontynuowała:
Nie jest tam tak źle. Lubię to miejsce. Ale kiedy tam wrócę,zacznę na nie patrzeć z zupełnie innej perspektywy.
Na pewno chcesz wracać? – spytał ostrożnie cedząc każde słowo.
Tak – Imoen z wolna skinęła głową.
Z lekkim wahaniem ujął jej drobne,delikatne palce w swoje twarde,poznaczone licznymi bliznami dłonie. Nieoczekiwanie poczuł przeskok jakiejś dziwnej energii. Nie,to nie było kopnięcie prądem jakie opisuje się w książkach. Miał wrażenie,że malutka cząstka jej łaski wyszła mu na spotkanie. Po jej uniesionych ze zdziwienia brwiach wywnioskował,że i ona wyczuła coś podobnego.
Więc obiecuję ci,że zrobię wszystko co w mojej mocy,abyś wróciła do Nieba – oznajmił z powagą patrząc prosto w jej oczy. Dostrzegł w nich nikły błysk radości.
Dziękuję – powiedziała z wdzięcznością.


*


Mam pomysł – oznajmiła pewnego ranka Sarah,kiedy cała trójka(Imoen,rzecz jasna jeść nie musiała) siedziała przy śniadaniu. Bracia popatrzyli na nią z zaciekawieniem.
Nie mamy żadnych tropów w sprawie aniołów,Abaddon nas zgubiła,a o zagadkowych zgonach cicho,więc... – zawiesiła głos dla większego efektu – Zróbmy sobie dzień wolny. Pojedźmy gdzieś. Spędźmy dzień jak normalni ludzie.
Jestem za – Dean wzruszył ramionami i usiłował pochwycić wzrok brata – Sammy?
Nie wydaje mi się – mruknął młodszy z Winchesterów na próżno szukając w gazecie sprawy dla łowców. Perspektywa spędzenia z Deanem czasu,podczas którego nie pracowali,nie wydawała mu się trafiona.
Oh,daj spokój – jęknęła Sarah – Ciągle tylko siedzimy w tych książkach i nic nam z tego. Udusimy się tutaj.
Proszę – nalegała podchwytując jego spojrzenie. Wbiła w niego magnetyczne spojrzenie swoich zielono-brązowych oczu i przytrzymała je. To na pewno umiejętność nabyta na łowach. Niestety,Sam był tym wrażliwszym z Winchesterów.
No dobra. Zgadzam się – uniósł dłonie do góry w geście poddania się.
Super – uśmiechnęła się słodko przechylając głowę.


*


Kiedy mówiłaś,żebyśmy spędzili czas jak normalni ludzie,myślałem,że masz na myśli wieczór w jakimś barze. – powiedział Dean krzywiąc się na widok miejskiego parku Lebanon.
Jasne. Wieczorem. Jak normalni ludzie to znaczy... – urwała w pół słowa i zatrzymała się patrząc na braci przenikliwie. – Zaraz. Wy nie wiecie jak to jest spędzać niedzielne popołudnia w parku.
Nie – przytaknął smutno Sam.
Och – sapnęła. Nagle odechciało jej się spaceru.
W porządku – powiedział sucho Dean – Nie chcemy twojej litości.
Postanowiła go zignorować. Uśmiechnęła się krzywo i skwitowała:
A więc nie tylko Imoen posmakuje dziś czegoś nowego.
Pogoda na spacer była wręcz wymarzona. Dni stawały się coraz krótsze i chłodniejsze w związku z nadejściem jesieni,lecz dzisiejszy był jakby wyrwany z kontekstu. Słońce świeciło mocno i w parze z ożywczym wiatrem stanowiło idealne tło dla życia zwykłych mieszkańców Lebanon. Ludzie korzystali z wolnego dnia wychodząc na świeże powietrze,by chociaż na chwilę oderwać się od codziennych stresów. Gdyby tylko wiedzieli,jakie zmartwienia spoczywają na barkach tej czwórki...
Sam był małomówny. Nie potrafił wybaczyć Deanowi samowolki i w tak nadzwyczajnej dla nich sytuacji czuł się jak demon wewnątrz Klucza Salomona. Szedł ze spuszczoną głową jednym uchem słuchając szczebiotu Imoen na temat piękna otaczającej ich natury.
Również Dean starał się nie poświęcać jej więcej uwagi niż było to konieczne. Po rozmowie w jego pokoju musiał użyć całej siły woli żeby jej nie pocałować. Patrzył na jej ślicznie wykrojone usta i zamarzył by zatopić w nich swoje. Tak po prostu,nie mając na myśli gry wstępnej. Ale to nie byłoby właściwe i wiedział o tym doskonale. Była przecież aniołem,nawet jeśli specyficznym,to przecież stworzeniem nie z tego świata.
Z kategorii tych,na które polował.
Ignorowanie Imoen było jednak trudne. Ubrana w jasne dżinsy i jasny,zawiązany w pasie płaszcz rozszerzający się k dołowi i ze spływającymi na ramiona w łagodnych falach brązowymi włosami wyglądała skromnie i zwyczajnie,a zarazem ślicznie. Do tego stopnia,że niektórzy mijający ich mężczyźni zdobywali się na odwagę i rzucali jej ukradkowe,zafascynowane spojrzenia. Większość jednak obawiała się kroczącego u jej boku faceta o zaciętym spojrzeniu ubranego w skórzaną kurtkę. Dean czuł wówczas swego rodzaju satysfakcję.
Sarah wyczuwała napięcie i zabierała głos niemal przez cały czas.
Tu jest...prawie tak samo jak w domu – stwierdziła Imoen tęsknie. Przechodzili wąską alejką zanurzoną w nisko opadających gałęziach. Słońce przeciskało swe promienie między nimi sprawiając,że liście lśniły jak napojone anielską łaską.
Tylko... – zawiesiła głos odgarniając gałąź sprzed twarzy. Zerwała jeden z liści i przyjrzała mu się. – Dlaczego te liście nie są zielone?
Kiedyś takie były – przytaknął Sam – Ale teraz jest jesień. Jesienią zmieniają barwę. Wkrótce opadną i nadejdzie zima. To naturalna kolej rzeczy.
Pokiwała głową nawet na niego nie patrząc. Wciąż bacznie przyglądała się liściowi. Sam miał ochotę parsknąć śmiechem. Jak na anioła,Imoen była urocza i sympatyczna i miał wrażenie,że to nie ze względu na obiecaną pomoc. Może i była więźniem jakiegoś misternego planu,ale jak widać dzięki temu nie została zatruta anielską propagandą.
Ale potem znów będą zielone? – upewniła się.
Jasne. To taki cykl. Po zimie będzie wiosna,a potem...
Sam urwał na dźwięk przeszywającego powietrze świstu. Odwrócił się i zobaczył,jak gałąź zbyt wcześnie puszczona przez Sarę uderza jego brata prosto w nos. Dean zaklął masując go,a Imoen głośno się roześmiała odrzucając głowę do tyłu.
Jej perlisty śmiech sprawił,że zamiast gniewnego burknięcia,starszy z Winchesterów uśmiechnął się niemal niezauważalnie,natychmiast spuścił wzrok i przyspieszył kroku znajdując się na przodzie.
Cholera,cholera,cholera...
Nagle Sarah pospiesznie zaczęła grzebać w torebce. Wyjęła z niej telefon.
Idźcie,dogonię was. Muszę odebrać – powiedziała.
Bracia wzruszyli ramionami i poszli zgodnie z poleceniem. Po chwili niezręcznego milczenia,Sam spojrzał na stojącą kilka kroków dalej Imoen i zagadnął bez ceregieli:
Podoba ci się,co?
Dean uniósł brwi i spojrzał na niego podejrzliwie.
Oh,a więc znów jesteśmy braćmi? – Sam otworzył usta,żeby coś powiedzieć,ale Dean go uprzedził – Bo zdaje mi się,że partnerzy zawodowi nie rozmawiają o takich sprawach.
Sam westchnął i oblizał wargi.
Słuchaj,ja...wciąż mam do ciebie uraz za nie respektowanie mojej wolnej woli,ale nie jesteśmy już sami. Nie możemy tak dłużej.
Doskonała dedukcja,Sherlocku – zadrwił jego brat – Co zamierzasz z tym zrobić?
Udajmy,że nic się nie stało.
Cały czas to robimy,Sammy. Nie możesz mi po prostu wybaczyć?
Jeszcze nie – Sam zacisnął szczęki.
Dean uśmiechnął się drwiąco i popatrzył bratu w oczy z gniewem.
Świetnie. Daj mi znać jak zmienisz zdanie. Tylko pamiętaj,że zrobiłem to,bo jesteś moją jedyną rodziną. I zrobiłbyś dla mnie to samo,chociaż początkowo byś się wypierał.
Po tych słowach odszedł energicznym krokiem pozostawiając Sama ugodzonego w samo serce. Doskonale wiedział,że brat ma rację,ale nie miał odwagi się do tego przyznać.


*


Nie zastanawiając się nad niczym,po prostu ruszył przed siebie zostawiając ciasną alejkę w tyle. Znalazł się w samym centrum parku,w miejscu wypełnionym ludźmi. Po chwili jednak zatrzymał się wpół kroku i usiadł na wolnej ławce,z której doskonale widział anielicę.
Schylała się i podnosiła z ziemi liście w całej gamie barw-od tych burych,przez czerwone i wreszcie złociste i układała je w kolorowy bukiet. Nagle w jej kierunku potoczyła się piłka. Spojrzała na nią zaskoczona i podniosła ją,oglądając z każdej strony. Kiedy podniosła wzrok,dostrzegła małego chłopca o ciemnobrązowych włoskach zadzierającego w jej kierunku głowę. Przezwyciężając nieśmiałość,uśmiechnęła się swoim najpiękniejszym uśmiechem. To najwyraźniej zbiło chłopca z tropu.
Nie bój się – powiedziała kucając.
Odda mi pani piłkę? – spytał patrząc na nią z dołu.
Piłkę? – Obróciła okrągły przedmiot w dłoniach – Do czego służy?
Do kopania – Mały wyszczerzył zęby w uśmiechu zadowolony,że może się czymś pochwalić.
Dean obserwował,jak dziecko biega po trawniku kopiąc piłkę ku radości Imoen. Ta scena przyprawiła go o dziwny ścisk w żołądku. Był przyjemny,ale zaraz po nim pojawiło się uczucie niepokoju. Coś takiego czuł zaledwie dwa razy w życiu.
Ale nie. To przecież nie mogło być TO. Zwykła fascynacja i przyjemny dla oka obrazek,to wszystko.
Szczęście w nieszczęściu,że nie musiał dłużej się nad tym zastanawiać,bo wtedy Imoen uniosła głowę i zmarszczyła brwi rozglądając się za znajomymi twarzami. Kiedy dostrzegła siedzącego na ławce Deana,jej czoło wygładziło się i ruszyła w jego kierunku.
Wasz świat coraz bardziej mnie zadziwia – skwitowała siadając na ławce obok. Wygładziła płaszczyk i złożyła dłonie na kolanach – My,anioły wyglądamy wszystkie prawie tak samo. A wy jesteście tacy duzi jak Sam i tacy mali jak tamto...
Dziecko – wpadł jej w słowo Dean – To było dziecko. Każdy z nas kiedyś taki był.
Tak jak liście były kiedyś zielone?
Tak...coś w tym rodzaju – odparł zaskoczony jej rozumowaniem
Pokiwała głową i wbiła wzrok w czubki butów.
Racja. Słyszałam o dzieciach od archaniołów. Czy ty też byłeś taki jak tamten chłopiec?
Raczej nie – odchrząknął i pochylił się do przodu unikając jej wzroku.
Momentalnie wyczuła,że nagła zmiana nastroju ma związek z jego zwierzeniami z piwnicy.
Dean... – zaczęła łagodnie i z wolna położyła mu dłoń na ramieniu. Drgnął. – Coś jest z tobą nie w porządku. Opowiedz mi o tym wszystkim tak jak wtedy. Chcę zrozumieć. Chcę ci pomóc.
Nie możesz mi pomóc! – warknął strząsając jej dłoń. – Mówiłem co ci zrobię,jeśli jeszcze raz o to zapytasz.
Spojrzał na nią ze złością płonącą w szmaragdowych tęczówkach. Jej oczy odpowiedziały strachem,lecz trwało to ułamek sekundy. Nie dała się zastraszyć. Nie po tym co widziała.
Potrafiłbyś to zrobić? – spytała ze smutkiem.
Napięcie na jego twarzy zelżało a oczy odzyskały dawny wyraz. Otwierał usta,aby coś powiedzieć.
Hej,tu jesteście.
Przerwali wojnę na spojrzenia i skierowali je na stojących nad nimi Sama i Sarę. Oboje trzymali po dwa wafle z lodami.
Proszę – Sarah wręczyła jeden Imoen – Zobaczyłam budkę idąc w tym kierunku i pomyślałam,że to dobry pomysł.
Lody? – skrzywił się Dean z niechęcią biorąc od brata swoją porcję – Serio? Mamy po pięć lat?
Nigdy nie jedliśmy lodów w parku,Dean. Zwykli ludzie to robią,a my dzisiaj mamy okazję nimi być.
Aha, i to znaczy,że zamiast wieczorem iść do baru będziemy siedzieć i oglądać Oprę?
Wyluzuj Dean – wtrąciła Sarah – Nie bądź dla siebie taki surowy.
Naturalnym było,że znała już niektóre wybiegi starszego z Winchesterów. Cynizm był jednym z nich.
Mruknął coś niezrozumiale,ale zabrał się za jedzenie. No przecież. Dean i jedzenie to Yin i Yang.
Masz lody na policzku – powiedziała do niego Imoen,kiedy skończyli jeść.
Odruchowo potarł go dłonią.
Nie,na drugim. Oh,zaczekaj...
Znieruchomiał kiedy wyciągnęła dłoń i musnęła jego nieco już szorstki policzek czubkami palców. Łaska znów zdawała się ulatniać. Imoen starła resztkę deseru i uśmiechnęła się lekko.

Myślę,że nam twoją odpowiedź.

---------------------------------------------

Heelouuu,oto ponownie pojawiam się z rozdziałem. Przepraszam za opóźnienie,ale naprawdę mam bardzo mało czasu. Na pisanie także,ale nie martwcie się,na pewno nie zamierzam przestać tego pisać,za bardzo mi się spodobało pisanie fanficków ;)
No,to właśnie rozdział opisujący coś,czego mało w Supernatural-normalność(względna przynajmniej). Ale w końcu to love story.
Tymczasem poddaję się krytyce :P

3 komentarze:

  1. Wreszcie mogę skomentować chociaż rozdział i tak już wcześniej przeczytałam, więc od razu może zacznę od niego. Piękny, super, że opisałaś coś co rzadko występuje w SPN czyli normalne życie ;) wielki za to plus. Zachowanie Imoen? Sprawia wrażenie bezbronnej, niewinnej kobiety, która zachowuje się jak mała dziewczynka będąca ciekawa otaczającego ją świata ;) super podoba mi się to. Ooo i Dean zaczyna coś czuć do naszej anielicy ;) wreszcie. Jestem ciekawa kto do Sary zadzwonił ;) czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i super,że mój pomysł wypalił,w końcu ile można tłuc demony? xD

      Usuń
    2. No też racja ;) a w odpowiedzi na twój komentarz na blogu Cassidy i Deana nie ruszę jednak zacznę nowe opowiadanie z jedną czytelniczek jak już wspomniałam w notce informacyjnej lecz możesz być spokojna, to stare opowiadanie zostanie na wypadek nagłych okoliczności bym mogła do niego wrócić ;)

      Usuń

Theme by Hanchesteria