piątek, 18 grudnia 2015

11. Across my memory.

Sam spoglądał to na Sarę,to na Crowleya nic nie rozumiejąc. Dla jego pociechy,demon także nie miał pojęcia,o co chodzi. Ze zmarszczonymi brwiami wpatrywał się w kobietę,którą darzył uczuciem. To znaczy Sam,nie Crowley. Nie widział jeszcze Sary tak bojowo nastawionej. Najwyraźniej jednak powód był znaczący. Pochyliła się nad demonem i pełnym nienawiści głosem wysyczała:
Lepiej dla ciebie,żebyś to pamiętał. Odpowiesz teraz na wszystkie moje pytania.
Eemm,Saro? Mogę cię na chwilę prosić? – odchrząknął odciągając ją na bok.
Zaraz wszystkiego się dowiesz – powiedziała wyrywając się. Zupełnie,jakby czytała mu w myślach. Stanęła w rozkroku i skrzyżowała ramiona.
Pytanie pierwsze. Kim tak naprawdę jesteś?
To raczej moja kwestia,złotko.
Bez ostrzeżenia spoliczkowała go.
Rozmawiasz z Królem Piekła! – warknął rozdrażniony Crowley. Na Sarze nie zrobiło to jednak najmniejszego wrażenia.
Zawierasz pakty na rozdrożach. Tak czy nie?
To stare dzieje,etat demona z rozdroża znajduje się na samym końcu w moim CV.
Więc słuchaj uważnie:Daniel Blake. Stan Nowy York. Dwadzieścia lat wstecz.
Crowley zmierzył ją niechętnym spojrzeniem,ale burknął:
Pamiętam. Prosił o bycie bogatym,bla bla bla,to takie stereotypowe.
Głos Sary zadrżał.
Dlaczego chciałeś w zamian moją matkę?
Ja? – zdziwił się demon. Pochylił się na krześle i wbił w Sarę zimne spojrzenie. – Każdy demon z rozdroży chce duszy zawierającego pakt. Jako łowca,bo zakładam,że nim jesteś,powinnaś to wiedzieć.
To czemu...
Wziąłem duszę twojej matki? Bo sam mi to zaproponował idiotko!
Nie – wymamrotała odsuwając się do tyłu. Złość i pewność siebie w jednej chwili uleciała ustępując miejsca niedowierzaniu. Czuła się,jakby ktoś zarzucił na jej żołądek lasso i mocno je zacisnął,chociaż wydawało się,że jest przygotowana na każdy atak.
Wiedziała,co zrobił jej ojciec. Miał wystarczająco dużo przyzwoitości by przyznać się do zawarcia paktu,jednak nie na tyle,by zataić informację o okolicznościach śmierci żony. Poczęstował córkę bajeczką,w którą ta uwierzyła i na kilkanaście lat to wystarczało. Do czasu,aż na horyzoncie nie pojawili się dwaj łowcy z Kansas.
Sam zamrugał przetwarzając informacje. Pamiętał ojca Sary a także fakt,że jej matka umarła niespodziewanie. Pasowało to do paktu,nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości,ale...nie potrafił w to uwierzyć.
Myślę,że jednak powinniśmy porozmawiać na osobności – stwierdził Sam delikatnie dotykając jej ramienia. Sarah skinęła tylko głową,a Crowley posłał mu ironiczny uśmiech,który Winchester zignorował.
Zadarła głowę i w jej zielonych oczach z brązowymi plamkami dostrzegł ból. Nie był to ból spowodowany cierpieniem fizycznym,ale żalem i tęsknotą. Nie potrafiłby go rozróżnić,gdyby osobiście takiego nie odczuwał.
Dobrze się czujesz? – spytał łagodnie,chociaż znał odpowiedź.
Chyba tak,ja...mam mętlik w głowie.
Ale to wszystko jest prawdą? Crowley nie kłamie?
Przełknęła ślinę i powędrowała wzrokiem dookoła. W końcu odważyła się wrócić spojrzeniem na Winchestera.
Tak. To prawda. Mój ojciec zbił majątek na duszy mojej matki. Kiedy was spotkałam,otworzyliście mi oczy...


*


W poniedziałek jak zwykle wstała jeszcze przed świtem. Tego dnia do galerii przyjeżdżały nowe obrazy,a ona uwielbiała oglądać je jako pierwsza. Czuć zapach starego płótna przesiąkniętego ledwie wyczuwalną wonią farb. Klasyfikować według poszczególnych kategorii. A przede wszystkim-pomagać ojcu,którego kochała. I który jako jedyny jej pozostał.
Praca w galerii pozwalała jej oderwać myśli od przywoływania w myślach matki. Minął już rok od jej śmierci i powinna iść dalej. I kiedy już myślała,że wyrwie się z tej matni za sprawą mężczyzny,on otworzył jej serce i zniknął zostawiając by wykrwawiło się z tęsknoty.
Rzucenie się w wir pracy było najlepszą okazją do zapomnienia. I jedyną.
Założyła ulubiony czarny sweter i zwykłe dżinsy,a kręcone włosy spięła w niedbały węzeł i ruszyła ku galerii.
Na miejscu już krzątali się pracownicy firmy przewozowej,ubrani w służbowe kombinezony,noszący pokryte wyblakłym płótnem dzieła. W centrum tego zamieszania stał jej ojciec,Daniel Blake. Ubrany w dopasowany garnitur i żółty krawat oraz ze zmarszczonymi brwiami w każdym calu wyglądał na właściciela dobrze prosperującego biznesu.
Postaw go tam. Uważaj,to unikat z początków XVIII wieku! – warknął w stronę młodego chłopaka w pojedynkę mocującego się z płótnem w bogato zdobionej,złotej ramie. Sarah posłała mu współczujące spojrzenie. Nie jego wina,że padł ofiarą złego humoru Blake'a,który właśnie zauważył córkę.
Ach,jesteś – powiedział zaskoczony – Spodziewałem, się ciebie później.
Wiesz przecież,że zawsze w poniedziałki przychodzę wcześniej.
Wczoraj siedziałaś do późna i myślałem,że dzisiaj odpuścisz.
Nigdy nie odpuszczam – powiedziała zaciskając usta.
Ale tego chłopaka powinnaś.
Słucham? – zmarszczyła brwi.
Mówię o tych dwóch,którzy usiłowali się wprosić na przyjęcie. Trzymaj się od nich z daleka. – Twarz Daniela Blake'a przybrała bardziej surowy niż zazwyczaj wyraz. – Mam co do nich dziwne przeczucia.
Niepotrzebnie. Wczoraj wyjechali.
Ojciec skinął głową.
Dobrze. Twoja matka by tego nie chciała – powiedział i odszedł zająć się kolejną dostawą. Sarah stała przez chwilę jak wryta. Czyżby to tędy wiódł trop?
Co to niby miało oznaczać?


*


Długo się zastanawiałam nad tymi słowami. Zaczęłam szukać informacji o różnych potworach. Tak,zainteresowaliście mnie – uśmiechnęła się blado do wyraźnie zmieszanego Winchestera – Któregoś dnia natknęłam się na wzmiankę o paktach na rozdrożach. I wtedy sobie przypomniałam...


*


Ojciec znów nie wrócił na noc. Zdarzało się to coraz częściej. Sarah nie miała już dziesięciu lat,ale widok zamartwiającej się matki sprawiał,że ściskało jej się serce. Ona także się martwiła,lecz znała naturę swojego ojca. Umiała patrzeć realistycznie,jej matka-nie.
Mamo,idź spać. – powiedziała wchodząc do sypialni. – On dzisiaj nie wróci.
Wiem –odparła podnosząc na córkę błyszczące od łez oczy. – Ale nie umiem zasnąć,a kiedy się kładę i gaszę światło,martwię się jeszcze bardziej. Tak jest dobrze.
W porządku – westchnęła Sarah i ucałowała matkę w policzek – Dobranoc.
Już miała wchodzić do swojego pokoju,kiedy usłyszała na dole hałas. Przełknęła ślinę. A jednak. Wrócił.
Wolnym krokiem zeszła po skrzypiących schodach. W tej samej chwili Daniel Blake nieudolnym ruchem zapalił światło i Sarah zobaczyła jego zmizerniałą postać. Wymięta marynarka,poluzowany krawat i zakurzone spodnie.
A to wszystko przesiąknięte wonią whisky. Matka się załamie,kiedy go zobaczy.
Tato? – zagadnęła podchodząc o krok bliżej – Może prześpisz się dzisiaj na kanapie?
Cii... – syknął przykładając palec do ust. – Usłyszą mnie.
Kto?
Psy – Ojciec zatoczył się i znieruchomiał. Jego mętny wzrok wodził dookoła – Słyszysz? Warczą. Są blisko. Muszę się...schować.
Zanim zdążyła go powstrzymać,ruszył na górę wspierając się na poręczy. Idąc do siebie słyszała gorączkowy szept matki. Najpewniej dziękowała za sprowadzenie ojca w jedynym kawałku.
Powróciło kolejne wspomnienie. Śmierć matki. Kiedy patrzyła na tę sytuację z dzisiejszej perspektywy,wiedziała już,że zostawienie jej w galerii po godzinach zostało ukartowane. Kiedy wróciła z pracy,zastała ojca siedzącego przy opróżnionej do połowy butelce whisky. Pokój tonął w ciemnościach. Gdyby nie wpadające przez niezasłonięte okno światło księżyca w pełni,człowiek mógłby odnieść wrażenie,że oślepł. Jednak ta odrobina światła nie wystarczyła,by odsłonić wyraz twarzy Daniela Blake'a. Początkowo więc Sarah myślała,że ojciec spędza kolejny już wieczór w towarzystwie alkoholu ze „zwyczajnych” powodów. On jednak zauważył jej pojawienie się i wezwał do siebie. Po tonie jego głosu wywnioskowała,że nie ma dla niej dobrych wiadomości. Strach prześliznął się mrocznym cieniem po jej plecach.
Saro... – Głos Daniela był przepojony nie tylko alkoholem,ale także i bólem. Do tej pory zastanawiała się,czy go udawał,czy też faktycznie cała sytuacja jednak w pewnym stopniu nim wstrząsnęła.
Co się stało? – spytała starając się opanować coraz to większe drżenie głosu.
Twoja matka...nie żyje.
Sarah miała wrażenie,że ktoś odcina jej dostęp do tlenu. Zaczęła oddychać szybciej chcąc uchwycić jego pozostałości. Zakręciło jej się w głowie i ledwo zdążyła wyciągnąć drżącą rękę by chwycić się oparcia. Inaczej najpewniej by upadła.
Przed oczami migotały jej kolorowe plamy.
Nie. Przecież to nie mogła być prawda.
Niestety tak – Zorientowała się,że wypowiedziała te słowa na głos. – Miała zawał. Zmarła na miejscu.
Przecież... – usiłowała wydusić. Jej matka zawsze dbała o zdrowie.
Wiem,kochanie. – Daniel podszedł do córki na chwiejnych nogach. Przytulił ją otulając zapachem alkoholu i potu.
Dalsza część tego wieczoru figurowała w jej pamięci pokryta mgiełką. Nie wiedziała,co działo się z nią dalej.
Wiedziała natomiast,co działo się z jej ojcem przez kilka dni po odejściu matki...


*

Był dokładnie taki,jak miałeś okazję go poznać. A nawet i gorszy. Zdawał się przed czymś uciekać. Dopiero później uświadomiłam sobie,że tym czymś było jego własne sumienie.
Saro...
Zanim zdążyła zaprotestować,objął ją i pozwolił pojedynczym łzom skapnąć na swoje ramię. Kobieta skorzystała z momentu słabości,lecz szybko przywołała się do porządku i odsunęła się od Sama ocierając oczy wierzchem dłoni. Rozmazany tusz pozostawił na niej czarny ślad.
Przepraszam. – wymamrotała – To nie było profesjonalne.,ja...chciałam tylko,żebyś wiedział.
W porządku – powiedział uspokajająco – Rozumiem przez co przeszłaś.
No tak. Tylko on nie został oszukany przez własnego ojca. Nagle drgnął coś sobie uświadamiając. Gdzieś głęboko,w zakamarkach serca miał nadzieję,że przeczucie jednak się myli,chociaż wydawało się jednoznaczne. Ale nie czas było teraz o tym myśleć. Ważniejsze było znalezienie Pierwszego Ostrza.


*


Znów w tej cuchnącej norze – mruknął Crowley rozglądając się dookoła – Można było chociaż dodać kilka poduszek.
Skup się – Sam spiorunował go wzrokiem. – Dobra. Przeczesałeś Rów Mariański. No i?
Nie było tam Ostrza jak na to liczyłem. Zostało zabrane przez bezzałogową łódź podwodną,z której ukradł je asystent biorący udział w badaniach,który podobno sprzedał je portugalskim przemytnikom,a ci z kolei przegrali je w pokera z marokańskimi piratami. – demon zakończył swoją wypowiedź szyderczym uśmiechem.
Co? – Sam spojrzał na niego z politowaniem.
Biedny łoś. Zawsze miałeś problemy z nadążaniem,co?
Młodszy z Winchesterów opuścił wzrok z powrotem na ekran laptopa. Nie mógł się jednak skupić,gdyż Crowley nie odrywał od niego przenikliwego spojrzenia.
Co robisz? – spytał w końcu.
Wciąż jestem skażony człowieczeństwem. Robię się przez to sentymentalny.
To przestań.
Cóż,współczuję ci Sam. Jak to jest wiedzieć,że zostało się wykorzystanym przez byłą dziewczynę?
Serce podskoczyło mu niespokojnie. Dokładnie to samo przemknęło mu przez myśl. A teraz Crowley użył jego lęków przeciwko niemu samemu.
Nie mam pojęcia o czym mówisz. – mruknął.
Daj spokój – Król Piekła odchylił się na krześle na tyle,na ile pozwalały mu kajdany – Tak,to prawda,jej ojciec zawarł ze mną pakt i to jego powinna szukać zamiast mnie,ale chyba nie sądzisz,że poświęciła tyle lat na pogoń za tobą?
Spokojnie. Nie mógł pozwolić wyprowadzić się z równowagi. Ostrze,Ostrze jest najważniejsze,pamiętaj o Ostrzu...
Crowley,żyjesz tylko dlatego,że musisz nam pomóc uporać się z Abaddon,która jest jeszcze gorsza od ciebie. Tylko to mnie interesuje,jasne?
Powiedział to starając się zamaskować drżenie w głosie. Demon przygryzł wargę.

Okej. Co się stało po piratach?


------------------------------------------------------------------

Ho ho ho! Jestem wreszcie. Przepraszam,że rozdział taki krótki i nie ma Demoen(oficjalna nazwa ^^),ale za to treściwy no i wspomnianych będzie całkiem sporo w następnym :)

środa, 2 grudnia 2015

10. I'll tell you a secret,I've held all my life

Podczas gdy Dean walczył ze swoimi pragnieniami,Sarah usiłowała jak najszybciej wymknąć się na spotkanie z Alice. Niestety,nie było to proste. Sam najwyraźniej na dobre porzucił maskę nieśmiałości i chciał przenieść ich relację na następny szczebel. Nie to,żeby ona nagle tego nie chciała. Po prostu...nie w tej chwili.
Położyła torebkę na dużym stole przy wejściu i rozpuściła włosy chcąc dać im odpocząć. Kiedy się odwróciła,zobaczyła Sama. Wśliznął się za nią bezszelestnie.
Przestraszyłeś mnie – powiedziała mrugając.
Przepraszam. – Wsunął ręce do kieszeni – Dobrze się bawiłaś?
Tak. Właśnie o taki dzień mi chodziło. Dobrze mi zrobił. A tobie? Jak się podobało?
Było okej – powiedział krótko. Spuścił głowę i obdarzył ją przeciągłym spojrzeniem. Jego brązowe oczy pociemniały. Myślał chwilę,aż w końcu stwierdził:
Alice już jest zamieszana.
Westchnęła i przeczesała palcami włosy.
Tak – przyznała. – Ubiegła mnie. Miałam się z nią spotkać sama.
Zdecydowała się też powiedzieć mu prawdę.
I zamierzam to zrobić. Teraz.
Pokiwał wolno głową,lecz jego twarz wyrażała niezadowolenie. I to nie tylko dlatego,że się martwił. Po cichu liczył,że spędzą resztę tego wieczoru we dwoje.
Nie wiedział co,ale coś mu nie pasowało w tej Alice. Jasne,skoro Sarah uważała ją za przyjaciółkę to musiała mieć do niej zaufanie,ale w nim go nie wzbudziła. Kątem oka obserwował reakcję Imoen i widział,że anielica także była niespokojna. Może to nic nie znaczyło,bo w końcu co mogła wiedzieć o ludziach,ale i tak był to dla niego sygnał. Teraz,kiedy Sarah chciała się z nią spotkać na osobności,serce podskoczyło mu z niepokoju.
Słuchaj,nie chcę się mieszać w wasze prywatne sprawy,ale uważaj na siebie,dobrze?
Kobieta zmarszczyła brwi i spojrzała na Sama podejrzliwie.
Dobrze – powiedziała zaskoczona. – Nie martw się o mnie. Umiem o siebie zadbać.
Wiem o tym.
I nie zastanawiając się dłużej,ujął jej głowę w dłonie i pochylił by złożyć na jej ustach pocałunek. Nieco zaskoczona Sarah zrobiła krok do przodu,ale po chwili przyciągnęła go bliżej odwzajemniając pocałunek. Sam czuł się,jakby ponownie miał okazję spróbować swoich ulubionych płatków z dzieciństwa,o które zawsze kłócił się z Deanem. Ku swojemu zdziwieniu pamiętał smak jej ust teraz dodatkowo doprawiony lekką nutą whisky. Nie umknęło jednak jego uwadze,że dzisiejszy pocałunek Sary jest pewniejszy. Była w pełni świadoma swojego wpływu na partnera.
Nie chciała przerywać tej cudownej chwili,ale powoli zaczynało brakować jej tchu. Na moment zapomniała,gdzie zamierzała się udać. Gdy jednak odsunęła się i spojrzała prosto w ciemniejsze niż zazwyczaj,lecz smutne oczy Sama,przypomniała sobie. Oblizała wargi chcąc chociaż przez chwilę dłużej czuć smak jego ust. Westchnęła z rozmarzeniem i przymknęła oczy.
Tak...ja...muszę już iść – wymamrotała i wciąż nieco oszołomiona,wyminęła go. Gdyby została na miejscu choć sekundę dłużej,odpłynęłaby zupełnie niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Nie odwracając się usłyszała za plecami ciche parsknięcie świadczące,że Sam się uśmiechnął.
Będę czekał – powiedział cicho. Zbyt jednak cicho by mogła usłyszeć. Ale nawet mimo to wiedział,że i ona czeka.
*


Droga po obu stronach była pusta i poza światłami jej Lincolna Continential barwy écru,nic więcej nie przecinało ciemności. Nawet księżyc wydawał się być pełen obaw,bo schronił się za szczelną pierzynką z chmur skutecznie tłamszącą jego blask. Noc była chłodna i Sarah czekała z założonymi rękoma chcąc zachować chociaż trochę ciepła. Wciąż żywe wspomnienie upragnionego pocałunku paliło duszę wewnętrznym ogniem,jednak nie zdołało ogrzać dygocącego ciała.
Nie była zadowolona,że Alice pojawiła się w barze. Chciała trzymać ją z daleka od Winchesterów. Ona pakowała się w kłopoty z własnej woli. Przyjaciółka i tak już wiele przez nią wycierpiała,a mimo to znów obrała ścieżkę ku problemom. Musiała ją od tego odwieść za wszelką cenę. A poza tym,niespecjalnie chciała,aby Alice kręciła się wokół chłopaków. Miała tendencję do szybkich numerków podczas polowań podobnie jak Dean. Wiedziała,że nie odważyłaby się zarzucić sideł na Sama,ale wyraźnie interesowała się Deanem i ta myśl była...niepokojąca.
Wydawało jej się,że sterczy tu wieki,aż w końcu za zakrętem błysnęły światła i ukazał się podłużny kształt Impali Alice. Tak,ona również posiadała Impalę,chociaż Sarah nigdy nie odkryła jej pochodzenia. Za każdym razem,gdy próbowała pytać,Alice ucinała temat. Przypuszczała więc,że wiąże się z tym jakaś tragiczna historia.
Pomruk silnika ucichł i samochód barwy szkarłatu zatrzymał się naprzeciwko Lincolna. W chmurze jaśminowych perfum wysiadła z niego Alice. Uśmiechnęła się do swojej dawnej podopiecznej.
Sarah – wyciągnęła ramiona – Nareszcie mogę cię uściskać.
Tęskniłam za tobą. Cały czas polowałaś?
Ach,nie ma o czym mówić – machnęła ręką – Dwa wkurzone duchy,zmiennokształtny i jakieś dwa wampiry ocalałe cudem po wybiciu ich gniazda. Nic ciekawego.
Obie zgodnie wybuchnęły śmiechem. Sarah pierwsza wróciła do porządku.
Dlaczego przyszłaś do tamtego baru?
Chciałam się rozerwać – wzruszyła ramionami – Nie wiedziałam,że tam będziesz.
Kłamiesz.
Okej. Widziałam cię wcześniej i widziałam dokąd się udacie. No i chciałam poznać Winchesterów. Nie wspominałaś tylko,że mają kuzynkę.
Och,cóż. Przez tyle lat wiele się mogło zmienić – Nie chciała ciągnąć tematu Imoen.
I zmieniło się? – Alice uniosła brew.
Jak najbardziej. – To prawda. Nigdy nie spodziewałaby się,że Dean przystanie na kontakty z demonami – Właśnie dlatego do ciebie zadzwoniłam.
Skrzyżowała ramiona i popatrzyła na Sarę podejrzliwie.
Myślałam,że znalazłaś demona z rozdroża...
Bo znalazłam. Widziałam jak rozmawiał z Deanem.
Deanem? – powtórzyła z niedowierzaniem,w którym pobrzmiewało echo fascynacji – Seksownym braciszkiem twojego faceta?
Tym samym Deanem – przytaknęła zaciskając zęby. – A Sam nie jest moim facetem.
Jeszcze.
Też byłam zaskoczona,ale on najzwyczajniej w świecie z nim rozmawiał.
Jesteś pewna,że to był on?
Na dwieście procent.
Alice przygryzła wargę i zrobiła kilka nerwowych kroków tam i z powrotem. W końcu przystanęła i wbiła wzrok w daleką przestrzeń.
Zostaw to mnie – oznajmiła z wolno pojawiającym się uśmiechem.
Co takiego?!
Słyszałaś. Rozpracuję to łącząc przyjemne z pożytecznym. To będzie drobnostka – westchnęła Alice.
Możesz mnie oświecić do cholery? – Sarah zaczynała się irytować.
No cóż,po tym co zobaczyłam zamierzam poznać Deana trochę bliżej. Wyciągnę z niego coś na temat demona – wzruszyła ramionami jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.
Sarze się to nie spodobało. Chciała trzymać Alice z daleka od chodzących zasadzek jakimi są Winchesterowie,a tymczasem ona dobrowolnie zmierzała prosto w sidła!
Sam i Dean nie są tacy jak myślisz. To nie są byle łowcy. Anioły i demony powyrzynałyby się nawzajem,żeby ich dopaść.
Jakby nie robiły tego codziennie.
Wiem o tym – stwierdziła Alice. – I tym lepiej dla naszej sprawy.
Oszalałaś – prychnęła Sarah łapiąc się pod boki.
Być może – potwierdziła Alice pół-uśmiechem – Ale czego się nie robi dla przyjaciół?


*


Nazajutrz Sam siedział w bibliotece z nosem w laptopie pochłonięty artykułem na temat Kaina i Abla. Dean,chociaż niechętnie,wyjaśnił mu w końcu gdzie był tego dnia tuż po zakupach. Zmusiła go do tego nieuwaga poprzedniego wieczora. Przypadkowo nadziali się na siebie w kuchni. Deanowi podwinął się rękaw koszuli,a jako,że jego brat należał do bystrych szybko domyślił się,że coś jest nie tak. Nie potrafił dłużej być zły na brata. Znał go i wiedział,że kieruje nim nie tylko chęć zabicia Abaddon. Wzięcie na siebie brzemienia związanego ze Znamieniem miało mu pomóc ukoić poczucie winy związane z Gadrielem i śmiercią Kevina. Taki właśnie był Dean. Tłumił w sobie tyle emocji,że wybuch ich wszystkich naraz zalałby ziemię niczym potok lawy zniszczył Pompeje. Tyle,że bardzo rzadko pozwalał,by te emocje się wydostały. No,za wyjątkiem irytacji.
Właśnie teraz krzątał się nerwowo po pomieszczeniu z telefonem przy uchu.
Crowley,odbieraj. – wymamrotał – Gdzie on jest? Nie prowadzi bujnego życia towarzyskiego.
Naprawdę się martwisz? – zapytał zdziwiony Sam. Jego brat uniósł brwi w odpowiedzi.
Ma zrobić jedną rzecz. Znaleźć Ostrze i przynieść mi. To takie trudne?
To Crowley. Nie umie działać w zespole.
Chodzi też o jego tyłek,a on znika na tygodnie bez żadnych wieści?
Kto znika na tygodnie bez wieści?
Sarah wkroczyła do biblioteki z założonymi rękoma. Bracia popatrzyli po sobie. Sam przełknął ślinę czując na sobie palący wzrok niedoszłej kochanki.
Eee... – wyjąkał Dean. Zupełnie nie wiedział co powiedzieć.
Crowley – odezwał się Sam unosząc wysoko głowę. – Obiecał znaleźć jedyną broń,którą można zabić Abaddon.
Twarz Sary straciła wyraz zadziorności,a zamiast niej pojawiła się ciekawość.
Crowley? – powtórzyła – To jakiś wasz znajomy łowca?
Sam przełknął ślinę i spuścił wzrok. Litery z artykułu rozmywały mu się przed oczami.
Nie. Crowley to król Piekła.
Wyszła z pokoju,bo zrobiła się głodna. Po tym co usłyszała,nie będzie mogła przełknąć ani kęsa przez cały dzień. Żołądek skręcił jej się do rozmiaru orzecha,a na dodatek poczuła,jakby dostała obuchem w głowę. Zbyt dużo informacji na raz.
Demon,na którego polowała nazywa się Crowley. Ha,i nie jest to byle jaki demon tylko król Piekła! I Sam,”jej” Sam,także go znał! I co więcej,najwyraźniej miał z nim układy mniej więcej w takim samym stopniu jak Dean!
Dobrze,że obok stało krzesło bo najpewniej by się zachwiała.
Poczuła się...zdradzona. Jasne,była w szoku,kiedy zobaczyła Deana tam na parkingu. Nie dawało jej to spokoju. Nie myślała jednak,że Sam byłby zdolny do czegoś podobnego. Jakimś cudem zdołała ukryć zmieszanie i nie zdradzić swojej tajemnicy,chociaż wiele ją to kosztowało. Ściągnęła tylko brwi i popatrzyła na obu braci sceptycznie.
Przyjaźnicie się z królem Piekła – Bardziej stwierdziła niż zapytała – Czegoś jeszcze o was nie wiem?
Nie przyjaźnimy się,okej? – sprostował Dean – Mamy tymczasowy sojusz. On jest jedyną osobą,która może nam pomóc i jednocześnie mniejszym zagrożeniem niż Abaddon. Dlatego współpracujemy.
Głos Deana brzmiał szczerze,ale Sarah nie do końca czuła się przekonana. Westchnęła tylko głęboko i oblizała wargi.
Mam jeszcze jeden pomysł – powiedział Sam – I tym razem powinno się udać.
Rozdroże – odgadł natychmiast Dean.


*

Winchesterowie wrócili po około dwóch godzinach,ale oni stracili tylko czas a Impala paliwo. Crowley bowiem zdawał się zgodnie z planem szukać Ostrza. Telefon wciąż milczał,więc szukali informacji na własną rękę. To znaczy,Sam szukał. Dean wolał w tym samym czasie siedzieć z nogami założonymi na stół i popijać zimne piwo.
Kain wrzucił Pierwsze Ostrze do najgłębszego oceanu? – Sam zmrużył oczy nad ekranem laptopa. – To Rów Mariański. Może Crowley je znalazł i nas wykiwał?
To nie ma sensu – Dean powiódł spojrzeniem od lewej do prawej – Mam nim zabić rudą,sam to zaplanował.
Zakładając,że się z nim pojawi,Crowley jest nam potrzebny do chwili,gdy otrzymamy Ostrze.
No i?
No i – Sam złapał butelkę swojego piwa i spojrzał na brata – Nic nas nie powstrzyma,żeby użyć go przeciw niemu.
Nic a nic – Dean zamrugał. Nie wydawał się do końca przekonany. Nie wiedział nawet,jaki niepokój wzbudził tym wyznaniem w Sarze przez przypadek słyszącej całą rozmowę.
Zadzwonił telefon.
O wilku mowa – mruknął – Znalazłeś Pierwsze Ostrze?
Jak się okazało,król Piekła potrzebował pomocy Winchesterów. Gdy się o tym dowiedziała,Sarah oczywiście chciała jechać z nimi.
O nie. Ty zostajesz – oznajmił chłodno starszy z braci.
A niby czemu? – Kobieta skrzyżowała bojowo ramiona.
Saro,proszę. – zwrócił się do niej Sam błagalnie.
Ktoś musi zostać z Imoen. – dodał Dean niby od niechcenia.
No tak,któż inny mógłby to powiedzieć?
Nie była zbyt zadowolona z perspektywy pozostania w bunkrze,jednak po namyśle doszła do wniosku,że może lepiej,że właśnie tak się stało. Co niby miała zrobić w obecności braci?Teraz,gdy wiedziała,że Crowley jest królem,nie da rady zabić go jak pierwszego z brzegu demona,a nagromadzona przez lata złość mogłaby znaleźć ujście i wpędzić ją w kłopoty.
Nie. Lepiej zaczekać.


*


Imoen obudziła się z dziwnym uczuciem promieniującym w głowie. Tak jakby jej cała energia skupiła się właśnie tam. Nie czuła żadnej innej części ciała poza głową. Jak przez mgłę pamiętała,że był u niej Dean. Świadczyło o tym wgniecenie na narzucie. Przetarła oczy i ostrożnie wstała na nogi właściwie ich nie czując.
Sarah podniosła wzrok znad okazałej książki i uśmiechnęła się.
Dzień dobry. Jak się czujesz?
Kiepsko – wyznała szczerze. W pomiętym ubraniu,z rozmazanym makijażem i niemrawym wyrazem twarzy rzeczywiście tak wyglądała.
Czy to normalne?
Sarah zamknęła książkę i zaśmiała się krótko.
Zdarza się po wypiciu takiej ilości alkoholu.
Imoen skrzywiła się.
W takim razie nie chcę go pić nigdy więcej.
Opadła na krzesło naprzeciwko Sary i rozejrzała się dookoła.
Gdzie Sam i Dean?
Musieli coś załatwić – odparła zaciskając zęby.
Anielica przypomniała sobie o swoich wczorajszych rozważaniach na temat związków. Chłopaków nie było,a więc okazja do poznania ich natury była idealna. Przygryzła wargę i pochyliła się nad stołem.
Jasne – Sarah zamrugała – Zawsze możesz mnie zapytać o co tylko chcesz.
Podziękowała jej uśmiechem,ale zaraz potem spuściła wzrok.
Powiedz mi...Dlaczego ludzie tworzą pary?
Okej,takiego pytania się nie spodziewała. Odchrząknęła z lekkim zażenowaniem myśląc nad odpowiedzią.
Bo tak jest skonstruowany nasz świat – odparła po namyśle – Dwoje ludzi spotyka się przypadkiem i zaczynają czuć coś,czego żadne z nich nie jest w stanie wytłumaczyć,ale wiedzą,że to jest dobre. Są szczęśliwi,bo znaleźli coś,czego zdawać by się mogło nie potrzebowali,ale skoro to znaleźli,daje im poczucie spełnienia. Coś,dla czego warto mierzyć się z codziennością. To im daje siłę.
Oczywiście,to się nie zdarza za każdym razem i nie każdy napotkany człowiek musi coś takiego czuć. Bywa też,że jedna osoba to poczuje a inna nie. Wtedy sytuacja się komplikuje,bo zamiast zaznać szczęścia,odrzucona doznaje cierpienia. Ale tak to już jest. Związek to euforia albo agonia,nie ma nic pomiędzy.
Z każdym słowem,głos Sary stawał się coraz bardziej tęskny a oczy zamglone. Imoen myślała chwilę nad jej słowami.
Więc...to od Boga zależy z kim się zwiążą?
Oh nie. Bóg im tylko pomaga,stwarza kolejne powody i sytuacje na drodze do zakochania. To od danej pary zależy czy je wykorzystają. I w jaki sposób.
To prawda – szepnęła – Dlatego pozwolił tobie odnaleźć Sama.
Sarah spuściła wzrok i smutno pokiwała głową.
Sądzisz,że i mnie Bóg sprzyja?
Wnioskując po żalu w głosie Imoen,jej pytanie było poważne. Sarah nie wiedziała dokładnie,o co pyta. O swoje losy,a może...o Deana? Uśmiechnęła się lekko i musnęła palcami wyciągniętą dłoń anielicy.
Czuję,że jesteś dla niego bardzo wyjątkowa.
Ni stąd ni zowąd rozległ się huk metalowych drzwi. Obie kobiety poderwały się na równe nogi.
Dean?! Sam?! – krzyknęła Sarah. Na korytarzu rozległ się jedynie szum przypominający odgłosy szarpaniny.
Zostań tu – powiedziała do nic nie rozumiejącej Imoen,a sama szybkim krokiem ruszyła w kierunku źródła hałasu. Zaprowadził ją do piwnicy,w której jeszcze nie tak dawno więzili Imoen.
Akurat natknęła się na wychodzącego Deana.
Co się dzieje? – spytała.
Małe problemy techniczne. – mruknął w odpowiedzi i wyminął ją.
Z szybko bijącym sercem zeszła na dół i rozszerzyła oczy ze zdumienia.
Pośrodku klucza Salomona,skuty kajdankami więżącymi nawet demona,siedział Crowley we własnej osobie. Patrzył ze zdziwieniem w stronę Sama,lecz na dźwięk kroków odwrócił wzrok i uniósł brwi.
Cóż to? To teraz sprowadzacie do tortur dziewczyny,łosiu?
Saro,co ty tu...
Zamknij się – powiedziała stanowczo. – Od teraz to także moja sprawa.
Okrążyła demona wbijając w niego pełne nienawiści spojrzenie. Sam zauważył w nich jednak coś jeszcze. Ból.
To ty – powiedziała wolno cedząc słowa. – Szukam cię od tylu lat.
Przepraszam? Chyba nie zostaliśmy sobie przedstawieni?
Nazywam się Sarah Blake. Zabrałeś moją matkę do Piekła.


-----------------------------------------------------------------

Miałam w planach dodać ten rozdział już wcześniej,ale kompletnie nie miałam weny na tytuł aż tu poprzedniej nocy pstryk!-i doznałam olśnienia. Znowu zawarłam tu fragmenty odcinka,jak pewnie się zorientowaliście, Na razie nie umiem powiedzieć,kiedy pojawi się następny. Ciężko mi teraz wygospodarować troszkę wolnego czasu na pisanie,ale powolutku i jakoś dam radę ;)


Theme by Hanchesteria