– Coś
za jedna? – burknął Dean obrzucając kobietę niechętnym
spojrzeniem.
Na
oko nie miała więcej niż trzydzieści pięć lat. Jej szczupła
sylwetka odziana była w dżinsy i skórzaną kurtkę,a proste
brązowe włosy i grzywka okalały bladą twarz,na której malowała
się niepewność. Spojrzenie jej brązowych oczu wodziło ze
strachem po zgromadzonych,lecz pojawił się w nim gniewny
błysk,kiedy tylko spoczęło na Rowenie.
Uniosła
dłonie do góry i skinęła Deanowi głową.
– Bez
obaw. Nazywam się Jane-Anne Deveroux i jestem czarownicą. Jestem tu
by wam pomóc.
– Pomóc
– powtórzył beznamiętnie Dean i wybuchnął krótkim śmiechem.
Kiedy jego twarz ponownie przybrała surowy wyraz,oznajmił: –
Wybacz złotko,ale nie wierzę w dobre serce żadnej czarownicy,więc
możesz wracać do domku na kurzej nóżce.
– Rozumiem
– odparła spokojnie Jane-Anne – Ale nie zadałabym sobie tyle
trudu by was odnaleźć,jeśli nie bylibyście mi naprawdę
potrzebni.
– Och,co
się stało,Jane-Anne? Regentka wyrzuciła cię z francuskiej
dzielnicy i teraz żebrzesz o poparcie u najsłynniejszych łowców?
– wtrąciła Rowena korzystając z poluzowanego uścisku.
Brązowowłosa
czarownica rzuciła jej niechętne spojrzenie.
– Na
twoim miejscu nie byłabym taka pewna siebie,Roweno. Davina już wie
gdzie jesteś i jest kwestią czasu zanim dowiedzą się o tym inne
czarownice. – zwróciła się do Deana – Możesz ją wypuścić.
Ona i tak ci nie pomoże,a niedługo spotka ją bardziej zasłużona
kara niż śmierć.
Dean
rzucił szybkie spojrzenie w kierunku Castiela. Anioł chwilę się
zastanawiał,aż w końcu ostrożnie skinął głową.
– Ona
ma rację. Jeśli byś ją zabił,wyświadczyłbyś Crowleyowi
przysługę,na którą w obecnej sytuacji nie zasługuje.
Winchester
zacisnął wargi w wąską kreskę,szybkim ruchem zabrał dłoń i
odsunął się sprawiając,że rudowłosa krzyknęła z bólu i
runęła na podłogę.
– Wielkie
dzięki – fuknęła patrząc na Deana z nienawiścią. Ten wzruszył
ramionami i zwrócił się do Jane-Anne.
– Dobra.
To teraz będziesz nam się gęsto tłumaczyć.
– Tak,tak.
Ale nie tutaj. Znajdźmy jakieś ustronne miejsce,proszę.
Przy
tylnym wyjściu wpadł na nich zdyszany Sam.
– Dean!
– wykrztusił z trudem łapiąc oddech i położył dłoń na
ramieniu brata. – Wszystko okej? Miałem wizję. Lucyfer...
Urwał
dostrzegając Jane-Anne.
– Kto
to?
– Wszystko
dobrze,Sammy. Za chwilę wszystkiego się dowiesz. I my też.
*
Słońce
stało już na horyzoncie w miarę wysoko,więc dość szybko poszło
im znalezienie pierwszej otwartej kawiarni. Usiedli tłocząc się
przy małym stoliku patrząc na siebie w niezręcznym
milczeniu,podczas gdy Jane-Anne najzwyczajniej w świecie popijała
sobie latte o waniliowym aromacie.
Pierwszy
nie wytrzymał Dean.
– Okej,dość.
Wpadasz na nas,oznajmiasz że nam pomożesz a teraz siedzisz i
popijasz kawkę zachowując się jakbyśmy byli po prostu znajomymi z
klubu czarownic. Gadaj czego chcesz i skąd właściwie nas znasz.
Jane-Anne
przygryzła wargę i odstawiła plastikowy kubek na stół ciągle
trzymając na nim dłonie.
– No
tak,wybaczcie. Zacznę od początku. Pochodzę z Nowego
Orleanu,miasta czarownic. I musicie wiedzieć,że sporo ryzykuję tym
spotkaniem.
Sam
i Dean wymienili szybkie spojrzenia. Jane-Anne zrozumiała aluzję i
urwała.
– Okej
– Dean złożył dłonie na stole i przechylił głowę. – Więc
dlaczego to robisz? I jak właściwie chcesz nam pomóc?
– Rzucę
na twoją ukochaną zaklęcie,które pozwoli jej donosić ciążę do
czasu rozwiązania. Tego przecież chciałeś od Roweny,prawda?
– Strzelałem.
Nie znam się na waszych czarach. Jeśli znasz inne rozwiązanie to
je zastosuj. Pytanie tylko czego chcesz w zamian.
Deveroux
westchnęła i spuściła wzrok. Obróciła kilkakrotnie kubek w
dłoniach zanim uniosła wzrok narażając się na naglące
spojrzenia.
– Twój
syn dysponuje potężną mocą. Nigdy nie spotkałyśmy się z czymś
podobnym.
– Och,czyli
innymi słowy „chcemy zrobić z niego królika doświadczalnego”.
– To
nie tak!
– Dean,daj
jej dokończyć. – poprosił Sam.
– Prawda
jest taka,że jesteśmy uciskane. W Nowym Orleanie nie możemy
swobodnie uprawiać magii. To powoduje liczne spory między nami a
wampirami. Dysponując chociaż częścią siły tego dziecka
zyskałybyśmy wystarczająco dużo mocy,żeby się zbuntować. A do
tego potrzebujemy go żywego. Oto i mój warunek. Uratuję twojego
syna,jeśli po narodzinach otrzymam dostęp do jego energii. W
przeciwnym razie nic tu po mnie.
Starszy
Winchester rozchylił usta i po chwili otarł je wierzchem dłoni.
Cholera.
Cała ta sytuacja wydawała się mocno podejrzana.
Czarownice,wampiry,co jeszcze?
Nie
miał pojęcia co odpowiedzieć. Był zdesperowany,ukradziona łaska
kończyła się a Lucyfer z łaską Imoen to dla niej w zasadzie
wyrok śmierci. Mogą minąć miesiące zanim go odnajdą i
przygotują skuteczną zasadzkę. Nie mieli tyle czasu.
Na
szczęście z pomocą przyszedł mu jak zawsze trzeźwo myślący
brat.
– Dlaczego
miałybyście się zadowolić tylko częścią tej mocy,skoro
mogłybyście posiadać ją całą?
Jane-Anne
zawahała się z odpowiedzią przez moment.
– Już
mówiłam. Nie wiemy co to za moc. W większej ilości mogłaby nas
pozabijać.
– A
co się stanie z Imoen? – wtrącił Cas. – Rzucisz zaklęcie i
nagle stanie się zdrowa?
– To
co się z nią dzieje,to klątwa. Mogę ją zdjąć i będzie
normalnie funkcjonować.
– Lepiej
dla ciebie,żeby tak było. – dodał Dean przewiercając ją na
wylot wzrokiem.
– Więc
jak będzie?
Cała
trójka popatrzyła po sobie. Starszy Winchester usiłował odczytać
cokolwiek z twarzy brata,lecz Sam zachowywał pokerową twarz. Skinął
mu więc głową i wskazał na drzwi.
Gdy
znaleźli się na zewnątrz,włożył ręce do kieszeni i zapytał:
– Co
o tym myślisz,Sammy?
Młodszy
Winchester westchnął głośno przeczesując palcami włosy.
– To
wszystko jest zbyt grubymi nićmi szyte. Nie mamy najmniejszej
podstawy,żeby jej zaufać. Musiała śledzić nas,a przynajmniej
ciebie i Imoen od dawna. No i nie wierzę w te jej zapewnienia o
jedynie odrobinie mocy,ale... – urwał i przygryzł wargę patrząc
na brata pełnym współczucia wzrokiem. – Zdaje się,że w obecnej
sytuacji nie mamy innego wyjścia.
– No
patrz,chyba pierwszy raz aż tak się w czymś zgadzamy. –
westchnął Dean kopiąc leżący mu koło buta kamyk. – Znowu
wszystko spieprzyłem. Dałem się oszukać Crowleyowi jak dziecko.
– Skąd
mogłeś wiedzieć,że tak postąpi? Mieliście wspólny cel. No i
jeszcze Lucyfer...
– Wiedziałem,że
się wydostał – przerwał bratu Dean odważnie patrząc mu prosto
w oczy.
Sam
zmarszczył gniewnie brwi.
– Co?
Wiedziałeś i nic mi nie powiedziałeś?
– Miałeś
na głowie swoje problemy. Nie chciałem cię martwić jeszcze tym.
Młodszy
Winchester parsknął i spojrzał na Deana wyzywająco.
– A
ty niby mogłeś? Dean,kiedy wreszcie do ciebie dotrze,że nie możesz
wiecznie robić z siebie męczennika? Jeśli Lucyfer jest na wolności
to jest nasz wspólny problem,nie tylko twój. Myślisz,że jeśli
weźmiesz na siebie wszystkie nasze zmartwienia to coś zmienisz? Nie
możesz chronić każdego z nas przed byle wybojem na drodze.
Dean
patrzył na brata z zaciśniętymi ustami. Nie pamiętał,kiedy
ostatni raz Sammy tak mu wygarnął,ale miał rację,wiedział o tym.
Tyle,że nie umiał postąpić inaczej.
– Wasza
trójka i to dziecko jesteście wszystkim co mam i na czym mi zależy.
Nie pozwolę żadnemu cholerstwu sobie tego odebrać.
– Tyle
lat,a do ciebie wciąż nic nie dociera. – skwitował z ironią w
głosie Sam – Kiedyś będziesz musiał pogodzić się z
najgorszym. Nie będzie paktów z demonami,cudownych boskich
interwencji i tym podobnych. Być może umrzemy przed tobą,a ty
będziesz musiał żyć dalej. Takie jest życie.
– Naturalna
śmierć to co innego.
– Nieprawda.
Będzie tak samo bolesna jak każda inna i nic nie będziesz mógł z
tym zrobić.
– Okej,racja
– oznajmił zniecierpliwionym głosem. – Masz świętą
rację,Sammy. Ale to będzie kiedyś. Teraz jest teraz i jeśli mam
szansę zapewnić wam bezpieczeństwo to będę to robił!
Wydusił
te słowa na jednym oddechu i mierzył się z bratem spojrzeniami,aż
wreszcie przerwał im dźwięk dzwonka nad drzwiami kawiarni
oznajmiający czyjeś przybycie.
– Wszystko
w porządku? – spytał Castiel wodząc wzrokiem od jednego
Winchestera do drugiego.
– Jak
najlepszym. – odparł beznamiętnie Dean.
Cas
zmarszczył brwi. Nie dał się oszukać. Mimo to jego czoło
wygładziło się i oznajmił:
– Jane-Anne
pyta jaka jest wasza decyzja. Spieszy jej się.
Sam
rzucił Deanowi szybkie spojrzenie,jednak starszy Winchester nawet
nie popatrzył w jego stronę i powiedział:
– Zgoda.
*
Po
kłótni z Deanem,Imoen przespała resztę nocy. Obudziła się,kiedy
słońce stało już wysoko na horyzoncie i zalewało szpitalną salę
swoimi jasnymi promieniami. Zamrugała kilkakrotnie przyzwyczajając
oczy do światła i poczuła ucisk w sercu,gdy wspomnienia z odbytej
rozmowy zaczęły do niej wracać. Żałowała swoich słów i
niczego bardziej w tej chwili nie pragnęła niż rzucić się w
ramiona wchodzącego do sali Deana i całować go w międzyczasie
szepcząc przeprosiny.
Nagle
drzwi się otworzyły i serce zabiło jej szybciej,ale równie szybko
się uspokoiło. To była tylko pielęgniarka ze śniadaniem,które
wyglądało całkiem apetycznie,a na które wcale nie miała ochoty.
Odłożyła talerz na stolik z ciężkim westchnieniem i odchyliła
się na poduszki. Mały jeszcze się nie obudził,więc przeleżała
tak dobre kilkanaście minut nie niepokojona kopniakami,po czym w
drzwiach stanęła doktor Meyers.
–
Dzień
dobry,pani Reynolds. Jak się spało?
Imoen
nie odezwała się ani słowem. Lekarka podeszła do jej łóżka i
spojrzała krytycznym wzrokiem na nietknięte śniadanie.
– Nie
jestem głodna,pani doktor. I czuję się już zupełnie dobrze. –
skłamała.
Meyers
zmarszczyła brwi.
–
Zobaczymy
– mruknęła.
Zmierzyła
jej ciśnienie i zbadała stetoskopem. Zapisała wyniki na swojej
nieodłącznej podkładce kiwając lekko głową.
–
Faktycznie,jest
już lepiej. Ciśnienie się unormowało,ale to nie znaczy,że tak
łatwo panią wypuszczę. Po południu czeka panią USG. Po nim
zdecydujemy co dalej.
– W
porządku – uśmiechnęła się słabo w odpowiedzi Imoen i drgnęła
kładąc sobie dłoń na brzuchu.
– Czy
dziecko kopie regularnie? – spytała lekarka wskazując głową na
jej brzuch.
–
Wydaje
mi się,że tak. Czasem tak mocno,że mój...że Dean także to
czuje.
Doktor
Meyers zmarszczyła brwi i zerknęła do karty.
–
Musiało
się pani coś pomylić. Z moich obliczeń wynika,że to ledwie piąty
miesiąc. W tym okresie ruchy są zbyt słabe,żeby mogła wyczuć je
druga osoba.
Imoen
rozchyliła usta i wykrztusiła:
–
A-ale
pani doktor,przecież... – Nagle urwała,gdy w głowie zaświtała
jej pewna myśl. – Ach nieważne. Ma pani rację. Musiało nam się
wydawać. On bardzo czeka na to dziecko.
– No
to powinna się pani tylko cieszyć – oznajmiła doktor Meyers
zmierzając do wyjścia. – Zajrzę tu później. I proszę zjeść
śniadanie.
Kiedy
drzwi się zamknęły,Imoen wolno odkryła kołdrę i spojrzała na
swój brzuch z przerażeniem.
Meyers
by jej nie okłamała. Nie miała ku temu najmniejszego powodu. Dean
jednak wyraźnie powiedział,że czuje ruchy małego. Jego błyszczące
ze wzruszenia oczy mówiły same za siebie. Ale miało to miejsce
chwilę przed incydentem ze spadającą lalką,która ewidentnie była
sprawką ducha.
Przełknęła
ślinę.
Dziecko
wyczuwało nadprzyrodzone zagrożenie i usiłowało ich ostrzec.
Znacznie mocniej niż pozwalała mu na to fizyka. I nie wróżyło to
niczego dobrego.
*
–
Okej.
Kto się cieszy na pięciogodzinną podróż,ręka w górę. –
mruknął ironicznie Dean kiedy po wyjściu z kawiarni udali się
ponownie na ulicę,na której wcześniej zaparkował Impalę.
–
Przykro
mi Dean,ale nie mogę jechać z wami. Muszę wracać do Nieba,w
przeciwnym razie moja obecność wyda się podejrzana. – oznajmił
Castiel wsuwając dłonie do kieszeni płaszcza.
– Och
– Starszy Winchester westchnął zawiedziony. Nie ukrywał,że
liczył na wsparcie swojego przyjaciela. Po rozmowie z Samem nie
wiedział czego może się po nim spodziewać i sądził,że chociaż
Cas upewni go co do słuszności podjętej decyzji. Teraz jednak był
zdany sam na siebie i nie wiedział jakim cudem zdoła unieść
ciężar swoich przekonań.
–
Skontaktuję
się z wami najszybciej jak się da – zapewnił anioł ruszając w
kierunku swojego samochodu. Po chwili odpalił silnik i skinąwszy im
głową,odjechał.
Dean
zwrócił się w stronę stojącej z założonymi rękoma Jane-Anne.
Wyjął ze skórzanej torby kajdanki z dwimerytu mające zniewolić
Rowenę i uśmiechnął się szelmowsko.
–
Dobra,Abigail*.
Jeśli tak bardzo chcesz nam pomóc,musisz najpierw założyć te oto
stylowe bransoletki.
Jane-Anne
cofnęła się o krok. W jej oczach błysnął strach,ale tylko na
moment. Uniosła wzrok obdarzając Winchestera butnym spojrzeniem i
wyciągnęła dłonie nie odzywając się ani słowem. Zapiął
kajdanki na jej nadgarstkach i wsiedli do samochodu ruszając w
podróż,podczas której każde było zatopione we własnych myślach.
Gdy
dotarli na miejsce,żołądek Deana skurczył się ze strachu. Jazda
sprawiła,że się odprężył i nie myślał o niczym prócz drogi.
Teraz zaś uświadomił sobie,że czeka go rozmowa z Imo.
–
Zostań
z nią i pilnuj,żeby nie zwiała. – zwrócił się do brata gasząc
silnik. – Ja pójdę po Imo.
– Jak
mam niby uciec,geniuszu? – burknęła Jane-Anne unosząc skute
kajdankami dłonie.
Starszy
Winchester wzruszył ramionami. Widząc zbolałą minę
brata,przewrócił oczami i dodał:
–
Niech
ci będzie. Kiedy wrócę,możesz zostać z Sarą. Wrócę po
ciebie,gdy będzie już po wszystkim.
Trzasnął
drzwiami Impali i wziął głęboki oddech ruszając po ścieżce
pokrytej żwirem w stronę budynku szpitala. Kilka minut później
stał już pod drzwiami sali,w której leżała Imoen. Słyszał jej
łagodny głos dobiegający z wnętrza i powstrzymał się przed
wejściem. Wywnioskował,że drugą kobietą była doktor Meyers.
Stał
tak chwilę w nadziei,że może zaraz wyjdzie,lecz najwyraźniej się
na to nie zanosiło,podczas gdy on wariował z nerwów. Odetchnął
więc głęboko i pociągnął za klamkę z impetem otwierając
drzwi.
Doktor
Meyers drgnęła zaskoczona nagłym intruzem i zmierzyła go
niechętnym spojrzeniem,lecz on dostrzegł jej reakcję tylko kątem
oka. Jego wzrok utkwiony był w Imoen. Na dźwięk otwieranych drzwi
spokojnie odwróciła głowę od postaci Meyers i ich spojrzenia
skrzyżowały się.
*
Pojawienie
się Deana nie wywarło na niej najmniejszego wrażenia,zupełnie
jakby się go spodziewała. Taka obojętność nieco speszyła
Winchestera,lecz natychmiast o niej zapomniał gdy dostrzegł błysk
radości w jej oczach. Kąciki ust Imoen uniosły się lekko w
uśmiechu jakby starała się go ośmielić.
Na
jego widok zalała ją fala ulgi. Nie wiedziała gdzie mógł się
podziewać i czy aby nie pakował się w niebezpieczeństwo. Wszystko
to odpłynęło,bo oto stał przed nią,w nieświeżym już ubraniu,z
lekkim zarostem i potarganymi włosami,ale żywy i to przede
wszystkim się liczyło.
Meyers
chrząknęła nieznacznie na widok zdecydowanie zbyt intymnej jak dla
jej oczu sceny. Wtedy Dean zamrugał i spojrzał na nią surowo.
–
Przyjechałem
ją stąd zabrać. – oznajmił.
– Ależ
to niemożliwe! Dopiero miała USG,czekamy na wyniki... –
zaprotestowała lekarka.
– Nie
obchodzi mnie to. Niech mi pani wierzy lub nie,ale znalazłem dla
niej skuteczniejszą terapię.
Doktor
Meyers zmierzyła go gniewnym spojrzeniem i zwróciła się do nic
nie rozumiejącej Imoen:
– No
skoro się pan się tak upiera,może pani wyjść na własne
życzenie. Ale zastrzegam,że tego nie popieram.
–
A-ale
ja... – zaczęła Imoen.
–
Świetnie,proszę
przygotować wypis. – skwitował krótko Dean dając jej znać,że
nie jest już dłużej mile widziana. Meyers wymruczała coś pod
nosem i wyszła rzucając mu na pożegnanie pełne dezaprobaty
spojrzenie.
Natychmiast
podbiegł do Imo i ujął jej twarz w dłonie składając na jej
ustach długi i czuły pocałunek. Mruknęła zaskoczona,ale oddała
pocałunek i zarzuciła mu ręce na szyję. Jak dobrze znów być w
jego ramionach!
Odsunął
się spoglądając na nią smutnym wzrokiem.
–
Przepraszam,Imo.
Nie powinienem był tak na ciebie krzyczeć. Cholera,w ogóle nie
powinienem był cię okłamywać...
–
Cii,wiem
kochanie – odszepnęła – Ja też przepraszam. Wiem,że chciałeś
dobrze. Tylko proszę,nie okłamuj mnie już więcej.
– Nie
zamierzam. Właśnie dlatego tu jestem.
Spojrzała
na niego pytająco. Dean wypuścił ją z objęć i usiadł na
krześle obok ze spuszczoną głową.
–
Miałem
szansę odzyskać twoją łaskę. Znowu. I zawiodłem. Znowu –
powiedział szydząc sam z siebie.
Imoen
rozchyliła usta,ale po chwili je zamknęła i tylko przełknęła
ślinę. W końcu ostrożnie zapytała:
–
Ale...nie
zabiłeś następnego anioła,prawda? Mogę zrozumieć poświęcenie
jednego. Ale nie kilkunastu.
– Nie
– zaśmiał się sucho kręcąc głową. – Nie musiałem nikogo
zabijać. W zasadzie rozwiązanie samo się znalazło.
–
Okej,więc
już całkiem nie wiem o co ci chodzi – skapitulowała Imoen.
– Na
dole w samochodzie czeka czarownica,która zaoferowała się zdjąć
z ciebie klątwę Amary. Ubierz się i zabierz rzeczy. Im szybciej
tym lepiej.
–
Okej,czekaj
– Imoen uniosła dłonie w górę – I tak po prostu się
zgodziłeś? Wiesz czego chce w zamian?
Dean
westchnął. Wiedział,że to jej się nie spodoba,on sam miał
poważne zastrzeżenia co do jej warunku. Ale obiecał nigdy więcej
jej nie okłamywać.
–
Kiedy
dziecko się urodzi,chce części jego mocy.
– Co?!
–
Wiem,wiem.
Też mi się to nie podoba,okej? Ale może...tak będzie lepiej. I
dla niego,i dla nas. Już i tak wszyscy nazywają go wybrykiem
natury. Jeśli Jane-Anne odbierze mu część mocy,może będzie mógł
mieć normalne życie i my też.
Imoen
odetchnęła głęboko i zatoczyła dłonią koło po brzuchu. Dean
zmarszczył brwi.
– Źle
się czujesz?
–
Nie,nie
o to chodzi. – przygryzła wargę. – Pamiętasz kiedy byliśmy w
pokoju dziecięcym i wtedy poczułeś kopnięcie?
– Jak
mógłbym zapomnieć? – Uśmiechnął się błogo.
–
Doktor
Meyers twierdzi,że to niemożliwe,żebyś je wyczuł. Dziecko jest
jeszcze zbyt małe.
– Ale
ja przecież...
–
Wiem.
– przerwała stanowczo – Myślałam nad tym. A to oznacza,że
jest bardziej...nienormalne niż nam się wydawało. Myślę że
chciało nas ostrzec przed obecnością Jessiki. Po tym co teraz
powiedziałeś,boję się co ta wiedźma może mu zrobić.
Dean
milczał przez chwilę patrząc na swoją ukochaną głaskającą się
po brzuchu w obronnym geście. Wreszcie powoli wyciągnął dłoń i
zacisnął ją na szczupłych palcach Imo.
– Hej.
– wymamrotał zachrypniętym głosem – Nic mu nie zrobi. Nie
pozwolę jej. Jeszcze nie wiem jak,ale coś wymyślimy. Obiecuję.
Nie
mogła się powstrzymać i roześmiała się krótkim,ale szczerym
śmiechem. Ostatnie słowo przeważyło szalę. Za każdym razem Dean
wywiązywał się ze swoich obietnic. Nie miała powodu by i tym
razem mu nie zaufać.
– Okej
– oznajmiła po namyśle – Chodźmy stąd.
*
Zgodnie
z wcześniejszą zapowiedzią,Sam został w szpitalu aby dotrzymać
Sarze towarzystwa,więc Dean udał się w drogę powrotną do bunkra
z dwoma kobietami w samochodzie. Uśmiechnął się do siebie,gdy
zdał sobie sprawę,że niegdyś byłoby to jego wielkim marzeniem.
Teraz zaś marzył o chwili,w której powita na świecie swojego
synka,a jego mama będzie cała i zdrowa,co niedługo miało
nastąpić.
Dean
zaprowadził skrępowaną Jane-Anne do bunkra. Kobieta miała
zawiązane oczy i musiał to zrobić ostrożnie. Gdy mosiężne drzwi
trzasnęły,odwiązał stary krawat służący za opaskę i Jane-Anne
zamrugała rozglądając się ze zdumieniem po pomieszczeniu.
– Wow
– wydusiła – Niezła forteca.
–
Należała
do Ludzi Pisma,jesteśmy ich dziedzictwem. – wyjaśnił Dean
schodząc na dół.
–
Słyszałam
o nich. Łowcy,ale o wielkich możliwościach. No co tak patrzysz?
Myślisz,że tylko wy macie pojęcie o egzorcyzmach i czarnej magii?
Dean
wzruszył ramionami.
–
Nieważne.
Miejmy to już za sobą. Czego potrzebujesz?
–
Jakiegoś
ustronnego miejsca,gdzie będzie mogła się położyć. – Wskazała
głową na cichą jak do tej pory Imoen,która przygryzła wargę.
–
Okej,znam
takie.
Zaprowadził
obie kobiety do jednego z licznych pomieszczeń obłożonych
wszelkimi możliwymi zabezpieczeniami przeciwko demonom. To konkretne
wyróżniała jednak obecność stojącego pośrodku fotela
wyglądającego jak dentystyczny.
Dean
ścisnął dłoń Imoen.
–
Wszystko
będzie dobrze – powiedział cicho. Skinęła głową i bez słowa
położyła się.
Winchester
zacisnął tylko usta i uwolnił Deveraux z kajdanek. Czarownica
potarła nadgarstki i uniosła dłonie nad postacią Imoen,po czym
zamknęła oczy i zaczęła mamrotać coś po łacinie.
Dean
dotknął pistoletu zamocowanego przy pasie gotów w każdej chwili
zareagować. Imoen jednak leżała spokojnie ze wzrokiem utkwionym w
sufit,a jedynym znakiem świadczącym,że działa tu jakakolwiek
magia była obecność lekkiego wiatru w pomieszczeniu. Mimo
to,obserwował Jane-Anne do końca.
W
pewnej chwili czarownica skrzywiła się i zacisnęła palce,a z jej
nosa pociekła strużka szkarłatna strużka krwi.
– Co
się dzieje? – zapytał czując szaleńczo bijące serce w gardle.
–
Shh,nie
przeszkadzaj – warknęła cicho między kolejnymi wersami.
Wreszcie
skończyła i otworzyła oczy. Zrobiła się blada i oddychała jak
po przebiegnięciu maratonu.
–
Wszystko
okej? Zadziałało? – dopytywał Winchester.
–
Tak,to...
– Otarła dłonią resztki krwi z nosa – Tak się dzieje kiedy
użyję zbyt dużo magii jednorazowo. To dziecko dysponuje naprawdę
potężną mocą. Musiałam zużyć więcej energii niż
zamierzałam,ale wszystko się udało.
Jane-Anne
uśmiechnęła się krzywo najwyraźniej sądząc,że w ten sposób
ich pocieszy. Dean jednak zignorował ja i dotknął dłoni
zszokowanej Imoen.
– Jak
się czujesz?
–
Lepiej...tak
sądzę. Przestało mi się kręcić w głowie.
–
Hej,wyluzuj
– wtrąciła czarownica w odpowiedzi na gniewne spojrzenie
Winchestera. – To tak nie działa. Wymamroczę parę słów i nagle
mamuśka będzie tryskać życiem. Musi dojść do siebie. Prawie jak
po operacji.
– Obyś
miała rację.
W
mgnieniu oka nałożył jej z powrotem kajdanki i zawiązał oczy,po
czym wywiózł na główną drogę w należytej odległości od ich
kryjówki.
–
Cóż,zrobiłam
swoje. Do zobaczenia za kilka miesięcy,panie Winchester.
Z
uśmiechem odeszła na kilka kroków,po czym zwyczajnie...zniknęła.
Dean zamrugał i przełknął ślinę. Nagle ogarnęło go bardzo złe
przeczucie.
*Bohaterka filmu "Czarownice z Salem"
--------------------------------------------------------------
Przyznaję bez bicia,rozdział miałam już napisany dawno,ale złapałam lenia i nie chciało mi się go wstawiać. Krótko i zwięźle,kilka słów wyjaśnienia:
- W tym rozdziale za sprawą Jane-Anne robi się mały crossover z "The Originals".
- Akcja w TO w momencie akcji z tego rozdziału dzieje się jeszcze przed pierwszym odcinkiem.
- Spokojnie,wątek czarownic będzie kontynuowany :)
I tak,powoli zbliżamy się do końca,a ja ciągle nie wiem jak będzie wyglądał następny rozdział. Chciałam zrobić taki luźniejszy przed epilogiem,który nawiasem mówiąc będzie się składał z kilku części,ale nie wiem jak mi to wyjdzie,dlatego nie mam pojęcia kiedy kolejny się pojawi. Liczę jedynie,że to co planuję się Wam spodoba ;)
Ściskam!
*Bohaterka filmu "Czarownice z Salem"
--------------------------------------------------------------
Przyznaję bez bicia,rozdział miałam już napisany dawno,ale złapałam lenia i nie chciało mi się go wstawiać. Krótko i zwięźle,kilka słów wyjaśnienia:
- W tym rozdziale za sprawą Jane-Anne robi się mały crossover z "The Originals".
- Akcja w TO w momencie akcji z tego rozdziału dzieje się jeszcze przed pierwszym odcinkiem.
- Spokojnie,wątek czarownic będzie kontynuowany :)
I tak,powoli zbliżamy się do końca,a ja ciągle nie wiem jak będzie wyglądał następny rozdział. Chciałam zrobić taki luźniejszy przed epilogiem,który nawiasem mówiąc będzie się składał z kilku części,ale nie wiem jak mi to wyjdzie,dlatego nie mam pojęcia kiedy kolejny się pojawi. Liczę jedynie,że to co planuję się Wam spodoba ;)
Ściskam!
Bardzo dobry pomysł z wprowadzeniem Jeie an delarux zastanawiam się jaka kara czeka Rowenę i co będzie z Serą jestem zadowolona z tego,że połączyłaś 2 moje ulubione seriale mam nadzieję,że fabuła 2 bloga będzie tak wciągająca jak tu i dasz na tym blogu linka do niego zdradzisz choć trochę fabułę bo jestem bardzo ciekawa pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCieszę się,że Ci się spodobało,chociaż wiedziałam,że będziesz rozeznana w fabule Originals ;) Co będzie z Sarą to się okaże. Jeśli chodzi o 2 bloga to oczywiście jak najbardziej dam link kiedy już zacznę go pisać,a co do fabuły to mogę tylko powiedzieć,że lubiąc Originals i Supernatural powinna Ci się spodobać :D
UsuńNo skąd ja wiedziałam, że Jane-Anne weźmiesz z The Originals??? :D Tak myślałam, że zrobisz crossover z moim ulubionym serialem i miałam przeczucie, że Jane-Anne pomoże Imo :D Cieszy mnie to. Chwila, skoro Dean ma złe przeczucie to chyba domyślam się o co mu chodzi, ale mogę się mylić. Rozdział jest wspaniały a najbardziej podobała mi się rozmowa Dean'a i Sammy'ego poza kawiarnią :D Jestem w siódmym niebie, nawet nie wiesz jak bardzo sprawiłaś mi radość tym crossoverem i podczas czytania tego rozdziału wyobrażałam sobie momenty, w których moja Cassie się zjawiała, ale to twój blog i pomysł ;p nie wiem dlaczego akurat tak mam gdy czytam twoje opowiadania XD czekam na kolejny i życzę dużo, dużo weny ;) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńHaha ojej,jak ja się cieszę z takiej radości :D To w takim razie strach pomyśleć jak zareagujecie na kolejnego bloga gdzie będzie crossover cały czas,ale cii :D Rozmowa Sama z Deanem? Przyznam,że to też chyba i moja ulubiona część,jest bardzo realistyczna że tak powiem a ja lubię w pewnych sprawach trzymać się kanonu serialu. Również pozdrawiam :)
Usuń