środa, 21 października 2015

7. Emotions I felt held me back from what my life should be


Sam?! Cas?!
Kobiety weszły do bunkra,ale zdawało się,że nie ma w nim żywej duszy. Panował idealny porządek,żadnych otwartych książek na stole świadczących,że niedawno nad czymś pracowali. Nagle rozległ się przerażający wrzask.
Sam?! – Sarah biegiem ruszyła w kierunku odgłosu. Serce szaleńczo biło jej z niepokoju. Przemierzyła kilka korytarzy tuż za biblioteką i natknęła się na otwarte drzwi. Rozszerzyła oczy na widok tego co zobaczyła.
Winchester leżał na fotelu przypominającym dentystyczny. Obok z obojętną miną stał Castiel przytrzymując jego głowę. Trzymał w ręce coś,co przypominało wielką strzykawkę. Jej koniec zanurzony był w szyi Sama.
Castielu,przestań! – wrzasnęła rzucając się w przód.
Nie! – stęknął Sam unosząc dłoń w geście zakazu. Oczy miał pełne łez. – Musi to zrobić.
Co? – wyszeptała kręcąc głową. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała wskutek przyspieszonego oddechu.
Spokojnie Saro – powiedział Castiel łagodnie – Nie chcę zrobić mu krzywdy.
No faktycznie – sapnęła z ironią.
W momencie,kiedy to powiedział uświadomił sobie,że to prawda. Zależało mu na odzyskaniu tej łaski,ale zdawał sobie sprawę,że to rani Sama. Jeśli wyssie zeń całą łaskę,może go zabić. A tego by nie chciał.
Nie – wymamrotał do siebie nieprzytomnym głosem i przystawił palce do igły. – Zaczekaj. To może zaszczypać.
Ostrożnie wyjął igłę z szyi Sama. Ten skrzywił się i wrzasnął. Z nosa ciekły mu strużki krwi. Anioł położył mu na czole dwa palce i błysnęło światło. Sam poderwał się przykładając dłoń do szyi.
Cas – wysapał – Co to do cholery było?
Uleczyłem twoje rany – oznajmił ze śmiertelną powagą.
A łaska?
To co należało do Gadriela jest tutaj. – Podniósł strzykawkę,w której błyszczało niebieskawe światło i schował ją do pudełka. – Musimy spróbować zaklęcia z tym,co mamy.
Jakiego znowu zaklęcia? – wtrąciła Sarah.
Musimy wyśledzić anioła,który mnie opętał. Jest nam coś winien.
Ale to nie jest warte utraty ciebie.
Imoen patrzyła na swojego brata ze zmarszczonymi brwiami. Tak,był jej bratem z założenia,lecz odczuwała w jego zachowaniu coś ludzkiego. Nie wiedziała co to takiego,ale żaden z archaniołów tak się nie zachowywał. Cokolwiek takiego było w Castielu,nie wzbudzało w niej strachu. Przeciwnie-miała przeczucie,że tak właśnie powinno być. Patrzyła,jak Sarah kładzie dłoń na ramieniu Sama.
W porządku?
Tak – Sam uśmiechnął się niemrawo i wstał – Nie traćmy czasu. Przygotujmy to zaklęcie.
Kiedy wrócili do biblioteki,młodszy z Winchesterów zauważył nieobecność brata.
Gdzie Dean? – spytał marszcząc brwi.
On... – Sarah przełknęła ślinę. Nie chciała mu tego mówić,ale nie miała innego wyjścia – Zostaliśmy po drodze zaatakowani przez demony. Dean wrócił na miejsce,żeby posprzątać.
Szukali Imoen? – spytał Cas.
Nie – Sarah pokręciła głową. – Nie mieli pojęcia o jej istnieniu. Chcieli Winchesterów.
Abaddon – wydedukował Sam. Pełen złości wypuścił powietrze z płuc. – Niech to szlag. Znalazła nas!
Nie – odezwał się Cas – Ten bunkier jest obłożony zaklęciami uniemożliwiającymi lokalizację. Nie znalazła was,tylko obszar,na którym się znajdujecie.
To jeszcze gorzej – skwitowała Sarah. – Szukając was,mogą zabijać niewinnych ludzi. Trzeba ich zlikwidować.
Sam popatrzył dokładniej na tę kobietę. Ubrana w dżinsy i podkoszulek,na który narzucona była dżinsowa kurtka,z zaciśniętymi ustami barwy lekko muśniętej przez słońce brzoskwini i błyskiem w zielonych oczach,przywoływała na myśl silną i niezależną kobietę. Sięgające pasa rozpuszczone,brązowe włosy nadawały z kolei jej wizerunkowi łagodniejszy wydźwięk. Granica między tą delikatną,dziewczęcą Sarą,którą poznał lata temu,a silną i niezależną kobietą starannie się zacierała pozostawiając w tym miejscu kogoś nowego.
Kogoś kogo nie znał.
Dopóki nie mamy sposobu na jej zabicie,nic nie możemy zrobić – powiedział.
Możemy za to wyśledzić Gadriela. – dodał Cas.
Na jednym z drewnianych stołów ustawili miskę,w której bulgotała podobna do krwi ciecz.
Castiel ostrożnie otworzył strzykawkę „wlewając” zebraną łaskę do miski. Połączyła się z resztą składników tworząc szary dym podobny do chmury. Zakotłowało i...nic się nie stało.
Co jest,Cas? – spytała Sarah.
Obawiam się,że łaski nie było wystarczająco dużo. Musimy inaczej znaleźć Gadriela. Przepraszam,Sam.
W porządku – Sam spuścił wzrok i odchrząknął – Ty,uh,miałeś rację. Ze wszystkim.
Dwie niewiasty tylko obserwowały jak anioł kiwa głową w aprobacie dla tego tajemniczego wyznania.
Metatron jest kluczem by wszystko naprawić. Znajdę go.
Castiel skinął tylko głową do swojej siostry i odszedł.


*


Proszę bardzo – Sarah położyła na stole następne dwa tomy pokrytych grubą warstwą kurzu książek.
Dzięki. – Sam podniósł wzrok znad już i tak pokaźnej sterty i uśmiechnął się lekko. Postanowili zająć się kwestią pochodzenia Imoen. W tym celu przetrząsnęli chyba wszystko,co Ludzie Pisma mieli do zaoferowania na temat aniołów,ale nie wpadli na żaden trop. Zaczynał się obawiać anioła,z którym mieli od czynienia,skoro na jej temat milczą nawet podania.
Kobieta zdjęła dżinsową kurtkę i powiesiła ją na oparciu krzesła,na którym następnie usiadła. Założyła nogę na nogę i otworzyła książkę w wyblakłej,granatowej okładce. Sam spojrzał na nią ukradkiem. Musiał to robić przez dobrą chwilę,bo Sarah podchwyciła jego spojrzenie. Uniosła głowę znad książki i zmarszczyła brwi.
No co? – spytała rozbawiona.
Natychmiast spuścił wzrok.
Nic,ja...ehm,to dziwne współpracować z tobą. To znaczy,dobrze cię widzieć,ale wciąż do mnie nie dotarło,że jesteś... – głos uwiązł mu w gardle.
Łowcą,Sam. Tak,jestem łowcą. I nie zmierzam się z tego wycofywać.
Nie,nie,nie o to mi chodzi – odparł szybko. – Ja tylko...
Sarah roześmiała się perliście odrzucając głowę do tyłu. Zrobiła to pierwszy raz od momentu pojawienia się w bunkrze.
Tutaj nic się nie zmieniło – skwitowała kręcąc głową. – Wciąż jesteś tym grzecznym,nieśmiałym Samem. Oczywiście kiedy nie walczysz akurat z duchem czy demonem.
Przypomniał sobie ich nieudolne próby flirtu. Prawie przy każdej z nich się błaźnił,bo pracowali wtedy nad sprawą i starał się trzymać ją w tajemnicy. No dobra,może nie całkiem. Prawda była taka,że to ona sprawiała,że tracił zdolność logicznego myślenia.
Historia lubi się powtarzać.
No dobra,masz mnie – przyznał z uśmiechem. – Nie jestem Deanem. Nie umiem swobodnie rozmawiać z kobietami.
To całkiem słodkie – mrugnęła Sarah.
Roześmiali się oboje spuściwszy uprzednio wzrok. Kiedy przestaną czuć się niezręcznie w swoim towarzystwie?
Słowa Sary na temat jego nieśmiałości sprowadziły go nieco do parteru. Poczuł się jak skończony nieudacznik,ale jego atutem była zdolność logicznego myślenia i wykorzystania sytuacji. Postanowił teraz z nich skorzystać,by udowodnić jej,że jednak stać go na zdecydowanie.
Wiesz... – zaczął po chwili milczenia – Kiedy się poznaliśmy,nie dałem rady pójść na całość,powiedzieć sobie „Okej Sammy,czemu nie?”,bo wciąż przeżywałem śmierć mojej dziewczyny. Teraz minęło tyle czasu i już się tak nie czuję. Myślę,że my...
Ehm...przepraszam?
Odwrócili głowy w stronę cichego głosu i dostrzegli opierającą się o framugę Imoen. Spojrzała na nich pytająco i przechyliła głowę. Sam musiał przyznać,że Sarah dobrze się spisała wybierając jej ubrania. Lekka sukienka w kwiatki pasowała do niej idealnie.
Cześć – przywitała anielicę – Wszystko dobrze?
Nie jestem pewna. To znaczy...nie znam się na ludziach,ale czy Dean nie powinien już wrócić?


*


Tutaj inny,inny telefon Deana. Zostaw wiadomość.
Sam westchnął i po raz kolejny się rozłączył. Wprawdzie miał żal do brata za oszukanie go,ale po stwierdzeniu Imoen w jego sercu zalęgł się niepokój. Kurczowo trzymał się nadziei,że jego brat oszukał dziewczyny i tak naprawdę pojechał do jakiegoś baru się zabawić. Zdawał sobie jednak sprawę,że szanse na to są marne.
I co teraz? – Sarah przygryzła wargę.
Zaczekamy aż wróci – oznajmił Sam beznamiętnie.
Co? A jeśli coś mu się stało?
To Dean. Byle demon go nie zabije.
Chociażby ze strachu przed konsekwencjami.
Imoen także się zmartwiła. Atak demonów solidnie nią wstrząsnął. Nigdy wcześniej nie widziała prawdziwego oblicza demona. Dla istoty przyzwyczajonej do wszechobecnego piękna i estetyki,był to druzgocący widok. Kiedy zostali złapani przez demony,miała ochotę uciec,ale łaska jej na to nie pozwoliła. Stopniowym pulsowaniem przejęła nad nią kontrolę i pokierowała w stronę napastników. A poza tym,czy gdyby uciekła,nie spotkałoby ją coś gorszego?
Wtem usłyszeli trzask na półpiętrze i po chwili na kutych schodach pojawił się Dean. 
Co to,komitet powitalny? – rzucił z półuśmiechem na widok zgromadzonych i ich min.
Miałeś tylko posprzątać – powiedziała Sarah marszcząc brwi. Zaczynała łączyć elementy układanki.
Och tak,to było bardzo wyczerpujące i zgłodniałem – wzruszył ramionami z uśmiechem – To cała historia. Nad czym pracujemy?
Eee,nad pochodzeniem Imoen. – Sam niechętnie rzucił okiem na stół niezadowolony ze zmiany tematu.
Świetnie – Dean rzucił jej szybkie spojrzenie i klasnął w dłonie – Bierzmy się do dzieła.
Za chwilę dołączę – rzuciła Sarah i odwróciła się,szybkim krokiem zmierzając w stronę korytarza prowadzącego do pokojów sypialnych. Zatrzasnęła za sobą drzwi z głośnym hukiem i zaryglowała je. Policzyła do pięciu i odsunęła się od drzwi. Znalazła swój prywatny telefon i wybrała numer. Kilka sygnałów i w końcu połączenie zostało nawiązane.
Alice? Wpadłam na niego. Nie,nie jestem sama,ale...potrzebuję twojej pomocy.


------------------------------------------------------

Tak. Wiem. Obiecałam dłuższy rozdział i w poniedziałek,ale zrobiłam w poprzedniej notce edit z wyjaśnieniem. Błąd w sztuce po prostu zapomniałam,poprzednio miałam na myśli inny rozdział,który mam nadzieję przypadnie Wam do gustu,bo zawiera coś,czego w Supernatural jest mało. No,ale na razie macie troszkę Sama i Sary. Znowu cytat z tej samej piosenki,ale co ja poradzę,że "Ain't funny" pasuje do sytuacji tej pary jak ulał? :)
Zmieniłam też szablon na bardziej profesjonalny. Tamten mnie denerwował. W zamian za to,że zdjęłam bohaterów z nagłówka i zostawiłam tylko Deana, pojawiła się zakładka "Bohaterowie" A,no i oczywiście scena z pobieraniem łaski jest autentyczną sceną z serialu. No to...do następnego!

piątek, 16 października 2015

6. Well, the devil may care (EDIT)

Jechali w milczeniu przez dobrą chwilę. Sara nie potrafiła wydusić z siebie słowa. Widok Deana swobodnie rozmawiającego z jej celem przyprawił ją o mdłości. Jednocześnie w jej serce głębiej wbiła się szpilka tkwiąca w nim od momentu ponownego spotkania. A było nią przeczucie,że Winchesterowie nie są już tacy,jakich ich zapamiętała. W jej oczach byli bohaterami,teraz zaś ten obraz uległ spaczeniu.
Jak widać nie tylko Imoen czuła się tego dnia zwiedziona.
Dean z kolei rozmyślał nad propozycją Crowleya. W chwili obecnej miał gdzieś jego i plany Abaddon wobec przejęcia Piekła. Zależało mu tylko by dopaść Gadrieela i zemścić się za Kevina. Tylko tyle mógł zrobić,bo za zniszczenie relacji z Samem mógł winić tylko siebie.
Droga,którą jechali była dziwnie pusta. Nie wyjechali aż tak daleko od Lebanon żeby nie było na niej żywej duszy. Dookoła rozciągały się skaliste zbocza porośnięte gdzieniegdzie suchymi krzewami i z reguły nikt się tam nie zatrzymywał,toteż Dean zmarszczył brwi na widok policyjnego samochodu i machającego w ich kierunku policjanta.
– Zachowajcie spokój – rzucił do kobiet kiedy zjechał na wskazane miejsce i wysiadł z Impali.
Coś nie tak,panie władzo? – zagadnął swobodnie przybierając wyluzowaną postawę – Zdaje się,że jechałem przepisowo.
– To tylko rutynowa kontrola drogowa – oznajmił mężczyzna około pięćdziesiątki – Poproszę dokumenty.
Dean wyciągnął z wewnętrznej kieszeni fałszywe prawo jazdy jednocześnie przesuwając nóż tak,aby był w pogotowiu.
Kris Warre – wycedził wolno patrząc na dokument – Zaskakujące,bo pana opis w każdym calu zgadza się z tożsamością Deana Winchestera.
W chwili,gdy oczy demona zrobiły się czarne, Dean wyciągnął nóż i uderzył go pięścią w twarz,po czym szybkim ruchem wbił mu ostrze między żebra. Opadł bezwładnie na ziemię,a przez jego ciało przetoczyła się błyskawica. Zanim Winchester zdążył zareagować,zza kamieni wyskoczyły kolejne demony. Było ich pięciu. Sapnął i rzucił się w wir walki. Demon stojący naprzeciwko niego odparł jego cios i uderzył go pięścią w brzuch a potem w twarz tak,że Dean upuścił nóż i przewrócił się. Wtedy wszystko potoczyło się szybko.
Demony skupiły całą uwagę na leżącym,zapewne sądząc,że oto oni zostaną tymi,którzy poskromili chociaż jednego ze słynnych Winchesterów. Nic z tych rzeczy. W skupieniu nie zauważyli skradającej się od tyłu kobiety i po chwili dwa z nich leżały twarzą do ziemi,poległe od ciosów starożytnego noża. Dean wykorzystał sytuację i złapał swoją broń,po czym odwrócił się i wbił ją napastnikowi w kolano. Błysnęło i było także i po nim.
Dean,uważaj! – krzyknęła Sarah,ale demon był szybszy i już po chwili przykładał Winchesterowi nóż do gardła. Sama zaś uniknęła ataku,lecz nie zdążyła dobrze wycelować i jej nóż tylko drasnął demona,który wydał z siebie wrzask,po czym chwycił ją za ramiona i unieruchomił. Szarpała się,ale naczynie było mocno zbudowanym mężczyzną i jej wysiłki spełzły na niczym.
No – sapnął jeden z nich zacieśniając uchwyt wokół ramion Deana – Królowa będzie wielce zadowolona.
Chciał coś odpowiedzieć,ale wtedy dostrzegł ruch tuż za Sarą i jej napastnikiem. Z oczu i ust demona rozbłysło oślepiające światło i po chwili leżał martwy. Imoen wpatrywała się w swoją dłoń z przerażeniem.
Puść go,albo skończysz tak jak ten tutaj! – warknęła Sarah podchodząc bliżej z dłonią zaciśniętą na ostrzu.
Demon powiódł wzrokiem na lewo i prawo,aż w końcu wbił go w Imoen. Sarah dostrzegła iskierki strachu w jego oczach. Rozluźnił uchwyt i odsunął nóż od gardła Deana. Kobieta rzuciła się na niego. Dała Deanowi czas na podniesienie broni. Szarpała się z demonem przez chwilę,dopóki jej towarzysz nie zabił demona.
Kiedy jego ciało usuwało się na ziemię,Dean i Sarah popatrzyli po sobie ciężko dysząc. Mężczyzna powoli skinął jej głową,jakby w ten sposób potwierdzając,że zdała egzamin na pozostanie w bunkrze.
Skąd masz ten nóż?
Długa historia – ucięła Sarah łapiąc oddech.
Podszedł do Imoen i położył rękę na jej ramieniu.
Jesteś cała? – spytał ze szczerej troski,ale też z obawy przed kolejnym miażdżącym wybuchem jej energii.
T-tak. Ale twój nos...
To nic – Dean otarł wierzchem rękawa spływającą krew. – Nie powinnaś była wychodzić.
Jego głos był stanowczy,ale pozbawiony nuty,która zawsze dotychczas mroziła jej krew w żyłach.
Złapali was a mną coś pokierowało,jakaś...wewnętrzna siła,która powiedziała mi,co mam zrobić.
Sarah uniosła brwi. Udowodniła właśnie,że zasłużyła na tytuł łowcy,ale w anielskich sprawach wciąż była zielona. Dean tylko zmrużył oczy i rozejrzał się dookoła.
Wracajmy – powiedział tylko i ruszył w kierunku Impali.
Nic mi nie jest,dzięki,że pytasz – mruknęła Sarah posyłając mu spojrzenie spode łba. Równocześnie dostała sygnał dotyczący stosunku starszego Winchestera do Imoen i uśmiechnęła się blado. To może być całkiem ciekawe.


*


Od bunkra Ludzi Pisma dzieliło ich niewiele i mieli wielkie szczęście,że demony nie odkryły ich kryjówki. Bardzo szybko pokonali pozostałe kilometry i po chwili Dean sprawnie parkował Impalę wzdłuż drogi. Zgasił silnik,ale nie wyciągał kluczyków. Już podczas ataku demonów zdecydował się przystać na propozycję Crowleya. Nie miał wątpliwości,że królową o której mówił jeden z napastników była Abaddon. Skoro na nich polowała,trzeba jak najszybciej ją unicestwić,zanim znajdzie Imoen. Kto wie,co wtedy by się stało?
Dean,kim były te demony? – spytała Sarah nie spiesząc się z wysiadaniem.
Słudzy Abaddon. Rycerza Piekła. Przyzwyczajaj się,nie tylko my polujemy na demony. To działa też w drugą stronę.
Czego ta Abaddon od was chce? – zignorowała jego cynizm.
Dean oblizał usta. Nie mógł jej powiedzieć o Crowleyu. A przynajmniej jeszcze nie teraz.
Jesteśmy Winchesterami – odparł z szerokim uśmiechem – Jesteśmy sławni na dole i na górze. Prawie wszystkie plugastwa mają z nami porachunki.
Oczywiście Sarah wyczuła kłamstwo. Przypomniała sobie scenę,której była świadkiem i wstrząsnął nią dreszcz. Skoro Dean w jednej chwili swobodnie rozmawia sobie z demonem,a w następnej wszyscy zostają przez nie napadnięci,to czy to on ich naraził?
Dobra dziewczyny,wysiadajcie – powiedział wykonując zamaszysty ruch ręką.
A co z tobą? – łowczyni spytała nieufnie.
Wrócę tam i upewnię się,że nikt nie znajdzie ciał. – skłamał Sarze prosto w oczy. Na Imoen wolał nie patrzeć.
Brzmiało to rozsądnie. Tak właśnie należało robić z zabitymi demonami i Sarah doskonale o tym wiedziała...ale przeczucie podpowiadało jej co innego. Mimo to wysiadła z samochodu z naręczem toreb i skinęła mu głową.
Wracaj szybko – powiedziała.
Postaram się – uśmiechnął się i odpalił silnik. Upewniwszy się,że obie przekroczyły wrota kryjówki,sięgnął po telefon.
Crowley? Tu Dean. Wchodzę w to. Od czego zaczynamy?


*


Elegancki sportowy samochód o barwie krwistej czerwieni zatrzymał się na usypanym żwirem poboczu niedaleko od głównej drogi prowadzącej do Lebanon. Kierowca,podstarzały mężczyzna o ziemistej cerze podszedł do tylnych drzwi i uchylił je. Obcasy skórzanych kozaczków zachrzęściły na żwirze. Z samochodu wynurzyła się kobieta o włosach barwy ognia ubrana w czarną skórzaną kurtkę. Mężczyzna skłonił się gdy wychodziła z samochodu,lecz ona nie zwróciła na niego najmniejszej uwagi. Pochłonął ją bowiem widok pięciu leżących twarzami do ziemi ciał. Podeszła do najbliższych zwłok,mężczyzny w brudnym garniturze i przewróciła go butem na plecy. W miejscu,gdzie powinny znajdować się oczy ziajały dwie głęboko wypalone dziury. W miejscu gdzie leżeli wyczuwała też nieznaczne echo anielskiej energii,które wywołało u niej mrowienie. Uniosła brwi w wyrazie zdziwienia.
– Znaleziono ich rano,pani. Wszyscy wykonywali rozkazy. Nikt nie wie,co im się stało.
Abaddon zmarszczyła brwi. Nie miała wątpliwości,że to robota Winchesterów. Ci dwaj mogli poważnie zaszkodzić jej planom przejęcia władzy w Piekle,a gdyby sprzymierzyli się z Crowleyem...
– Każ przygotować następny patrol. Winchesterowie muszą być w okolicy. Trzeba zrobić im niespodziankę – uśmiechnęła się złowieszczo ruszając z powrotem w kierunku samochodu.
– A-a co z tymi tutaj? – zająkał się demon-kierowca.
– Nie obchodzi mnie to – wzruszyła ramionami – Zrób co chcesz.
Demon popatrzył tylko na zwłoki i szybko odwrócił wzrok. Miał wrażenie,że ta sytuacja nie wróżyła niczego dobrego. Nie chcąc narażać się pani,pospiesznie wsiadł do samochodu i odjechał.


------------------------------------------------------------

PRZEPRASZAM,PRZEPRASZAM,PRZEPRASZAM! Za to,że się spóźniłam i że jest taki krótki :( W ramach zadośćuczynienia,następny pojawi się w poniedziałek i będzie co prawda lżejszy,ale konkretniejszy.
EDIT: Właśnie zajrzałam do mojej historii i stwierdziłam,że nie mogę dodawać rozdziałów tak często,bo brakuje mi teraz czasu na pisanie a zapas się kończy xD A więc przepraszam po raz kolejny i zapraszam na jutro. NA PEWNO.




środa, 7 października 2015

5. Well,you are not mine anymore*

Zanim wrócili,Dean zdążył uprzedzić Imoen o przyjeździe Castiela i nakazać jej trzymać buzię na kłódkę odnośnie swojej samodzielnej wyprawy. Tym razem jednak nie posunął się do gróźb,lecz pozostał przy grzecznej prośbie. Incydent z upadkiem sprawił,że zatarła się w nim surowość i złość. Dotyk jej gładkich dłoni na jego silnych ramionach skruszył lód,którym skuło się jego serce dla aniołów. Była tak delikatna,że poczuł się jak palant traktując ją jak byle demona. A kiedy uniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy...
– Dean,w porządku?
Zamrugał oczami i zorientował się,że zamarł wpatrując się w trzymanego w dłoniach hamburgera. Zanim przyjechał Cas,zdążył pojechać po coś do jedzenia.
Sam wpatrywał się brata ze zmarszczonymi brwiami.
– No co? – Dean szybko odzyskał fason – Delektuję się tym cudem. Nie musiałbym tego robić,gdyby w lodówce było coś normalnego do jedzenia.
Sam wzruszył ramionami.
– W porządku,Dean. – powiedział łagodnie Castiel. – Powiedz,czego się dowiedzieliście.
Opowiedzieli mu więc o swoich przypuszczeniach co do pochodzenia Imoen i jej dziwnym zachowaniu,które jest wynikiem tej teorii,jednak ani słowem nie wspomnieli o porannych poszukiwaniach.
– To bardzo...niepokojące – stwierdził na koniec Cas opierając dłonie o krawędź krzesła. – Nie mam pojęcia,dlaczego ten jeden konkretny anioł jest odizolowany od reszty.
– Przeszukamy z Deanem bibliotekę. Może coś znajdziemy.
– Nie sądzę – stwierdził Cas. – Skoro nawet my anioły tego nie wiemy to co dopiero ludzie?
– To nie musi być napisane wprost,Cas. Wystarczy,że trafimy na jakąś wzmiankę w mitologii.
– Może nie będzie potrzeby... – Cas zamyślił się – Sprawdzę, skąd pochodzi jej łaska.
– Nie można było tak od razu? – Dean machnął dłonią zniecierpliwiony.
– Nie,Dean. Straciła zbyt wiele energii. Nie mogłem ryzykować. Za to teraz nic nie stoi na przeszkodzie.
– Więc na co czekamy?
Udali się do sypialni przeznaczonej na lokum dla Imoen. Po rannym wybryku, Sarah ostatecznie została wyznaczona do pilnowania anielicy,więc nie spuszczała jej teraz z oka.
Bez ceregieli Castiel podszedł do niej i położył dwa palce na jej czole. Imoen poczuła gwałtowny przypływ energii. Wewnątrz niej wszystko drżało,tak,jakby jej moc zbuntowała się chcąc wyrzucić obcą energię. I rzeczywiście,po chwili błysnęło i Castiel wylądował na przeciwległej ścianie.
– Cas! – Dean pomógł mu wstać. Spojrzał na anioła przenikliwie i zmarszczył brwi – Co się stało?
– Jej łaska...mnie odepchnęła.
– Bóg chyba nie chciał,żeby cokolwiek jej zagrażało – stwierdził Sam – Z ingerencją w umysł włącznie.
– No to świetnie. Czekają nas noce z zakurzonymi bzdurami. Po prostu ekstra.


*


– Będą chcieli poznać twoje pochodzenie różnymi metodami,ale cię nie skrzywdzą. Musisz mi uwierzyć. Znam ich. Wprawdzie minęło trochę lat...ale to wystarczy.
To właśnie powiedziała jej Sarah,kiedy Winchesterowie wraz z rannym Castielem opuścili pomieszczenie. Imoen jej uwierzyła,lecz nie dlatego,że z natury była łatwowierna,acz dlatego,że sama już się o tym przekonała. To prawda,bała się impulsywnego Deana,który kilkakrotnie jej groził,ale zrozumiała,że gdyby tylko zechciał,z łatwością by ją uśmiercił. A do tej pory żaden z mężczyzn tego nie chciał.
– Dlaczego tak bardzo im na tym zależy? – spytała cicho. – Przecież powiedziałam wszystko.
Tak ci się wydaje – pomyślała Sarah zaciskając usta. Podczas gdy Dean wyruszył na poszukiwanie „czegoś jadalnego” jak to ujął,Sam opowiedział jej o boskim ogrodzie będącym domem anielicy. Słuchając historii,odniosła wrażenie,że Imoen jest pewnego rodzaju zabawką dla archaniołów,ptaszkiem w złotej klatce,żyjącym w beztrosce i nieświadomości. Pytanie tylko:dlaczego?
No a skoro w nieświadomości miała pozostać,wolała nie zdradzać anielicy,że jej życie to tylko część jakiegoś tajemniczego boskiego planu.
– Widzisz,my ludzie lubimy wiedzieć jak najwięcej o innych ludziach.
– Ale ja nie jestem człowiekiem.
– Zgoda. O innych formach życia.
– A czy ty wiesz dużo o Samie,Deanie i Castielu? – spytała niespodziewanie Imoen.
– Właściwie to nie – Sarah spuściła wzrok – Do wczoraj nie wiedziałam,że anioły w ogóle istnieją,więc o Castielu nie wiem nic. A Sama i Deana spotkałam kilka lat temu. Uratowali mi życie. I nie tylko mnie. Ocalili wielu ludzi.
– To bardzo piękne – Imoen uśmiechnęła się szeroko.
– Taaak,no cóż – mruknęła Sarah. – To ich praca. Moja także.
Imoen nie wiedziała o istnieniu potworów i zjaw,więc Sarah opowiedziała jej o nich i o poszukiwaniach Sama i Deana. Słuchała z zapartym tchem. Odniosła wrażenie,że znów jest w Edenie i wysłuchuje opowieści Gabriela. Pierwszy raz podczas pobytu na Ziemi poczuła się całkiem spokojna.
– Więc...chciałaś odnaleźć Sama i Deana,bo ich spotkanie odmieniło całe twoje życie i w związku z tym chciałaś lepiej ich poznać? – Imoen sprawdzała czy dobrze rozumie ludzkie losy.
Sarah przeczesała palcami włosy i uśmiechnęła się nerwowo.
– Właściwie to chodzi mi o Sama. My kiedyś...ehm...
Nie wiedziała,czy powinna tłumaczyć nieludzkiej istocie swoje skomplikowane życie uczuciowe,skoro dla niej było już wystarczająco trudne. Na szczęście nie musiała,bo oto do głowy przyszedł jej pewien pomysł.
– Nieważne – odparła po prostu uważnie omiatając wzrokiem anielicę – Hej,wiesz co?Skoro jesteś teraz wśród ludzi,i w dodatku kobietą to musimy sprawić ci nowe ubrania.
Imoen przechyliła głowę nic nie rozumiejąc.
– My ziemskie kobiety uwielbiamy kupować ubrania i inne dodatki – wyjaśniła – Fizycznie jesteś teraz jedną z nas,więc musisz się wpasować. Idziemy na zakupy!


*


Zakupy? – Dean skrzywił się – W sensie zakupy-zakupy?Zguba każdego faceta?
– Oh,daj spokój Dean – Sarah przewróciła oczami. – Ona potrzebuje czegoś do ubrania.
Widząc,że dalej ma minę,jakby spoglądał na krzyżówkę wilkołaka z ghulem,dodała:
– Nie przejmuj się kosztami. Marcy Reynolds za wszystko zapłaci. – wyszczerzyła się
– Że jak???
– Myślisz,że tylko wy podrabiacie karty kredytowe?
Dean wymamrotał pod nosem coś o przebiegłości Sary i machnął ręką.
– Dobra. Ale nie spędzamy nad tym więcej niż dwóch godzin.
– Dean,poradzisz sobie sam? – spytał Castiel.
Starszy z braci zmarszczył brwi.
– Jasne. Dlaczego?
– Kiedy wy pojedziecie,ja kontynuuję leczenie Sama.
Odkąd Gadrieel opuścił ciało jego brata,to Cas zajął się jego leczeniem. Cała trójka udawała,że nic się nie stało,ale teraz wyrzuty sumienia targały Deanem podwójnie-z powodu śmierci Kevina oraz urazu jaki żywił do niego Sam. Brat miał żal,że Dean postąpił wbrew jego woli. I chociaż ich relacje nieco się poprawiły,polegały jedynie na trzymaniu „zawodowego” dystansu. Dean miał tego dość. To poczucie winy wypalało go od środka. Dodatkowe osoby na głowie tylko wzmagały płomienie trawiące jego wnętrze. Po prostu...to było za niego dużo. Miał ochotę wsiąść w Impalę i zniknąć gdzieś z dala od tego wszystkiego. Ale na razie pozostało mu oddanie się na tortury dla każdego mężczyzny. Westchnął i zabrał kluczyki.

*


Niektórzy klienci i personel nieco niechętnie spoglądali na drobną brunetkę przemierzającą kolejne rzędy wieszaków z wyrazem nieopisanego zdumienia na niewinnej twarzyczce. Byli też i tacy,których ten widok bawił i ci,których ten widok napawał refleksją,bowiem nie sądzili,że można z takim entuzjazmem chwytać się codzienności. Tak właśnie myślał Dean. Iskierki podniecenia w oczach Imoen dostrzegł już podczas jazdy,kiedy wyglądała przez okno chłonąc miejski krajobraz. Wyzwoliły one w jego sercu kolejną falę ciepła. Cholera,Winchester,źle z tobą!
– Więc po co właściwie kobietom te wszystkie sukienki,bluzki i buty? – spytała Imoen odkładając wieszak na miejsce. Pozostawiła wybór odpowiednich strojów Sarze,ona po prostu się rozglądała.
– Żeby dobrze wyglądać – odparła Sarah marszcząc brwi. Dobierała kolejny zestaw.
– Dlaczego to takie ważne?
– Ludzie najczęściej oceniają drugą osobę po wyglądzie. To brutalne,ale tak najczęściej jest. Jeśli dobrze wyglądasz,jest ci w życiu łatwiej,bo ludzie są z reguły życzliwsi.
Imoen przygryzła wargę i myślała przez chwilę.
– Więc jeśli ładnie się ubiorę to Dean będzie dla mnie milszy?
Sarah podniosła wzrok i stłumiła śmiech.
– Możliwe – powiedziała przez zaciśnięte usta – On bywa porywczy i niedelikatny. Nie tak jak Sam...
Urwała i zdjęła z wieszaka pierwsze lepsze spodnie. Wcisnęła je Imoen.
– Masz. Przymierz jeszcze te.
Rzuciła ukradkiem wzrokiem na Winchestera. Podejrzewała,że wolałby w tej chwili ryzykować życiem polując na ducha zamiast cierpieć katusze w tym męskim piekle. Tymczasem jej uwagę przykuła prosta,czarna sukienka z powleczonym koronką tyłem sięgającym niemal pośladków. Tak dawno nie miała na sobie sukienki! A tym bardziej dla kogo jej założyć. Westchnęła cichutko odwieszając ją. Minie sporo czasu,zanim będzie miała powód by coś takiego założyć. Jeśli w ogóle...
– Saro? – nagle dobiegł ją głos Imoen. Wyglądała na zdezorientowaną. – Dlaczego twoja twarz jest czerwona?
– Co? – zdziwiła się,chociaż sama sobie zaprzeczyła. Odruchowo potarła policzki. – Wydaje ci się.
– Oh! – Imoen wydała z siebie zduszony okrzyk upuszczając dżinsy na podłogę – Ja wiem o co chodzi! Gabriel mi o tym opowiadał!
– Ciekawe,czy pominął historyjkę o dzieciach w kapuście – mruknęła Sarah podnosząc spodnie.
– Ty lubisz Sama – stwierdziła z dumą Imoen. – A jeśli ziemska kobieta lubi mężczyznę to chce mu się podobać. Proszę proszę,jak to wszystko do siebie pasuje – ostatnie zdanie wymruczała.
– Nie tak głośno! – syknęła Sarah widząc reakcję ludzi. Westchnęła jednak i przyznała: – Okej. To prawda.
– Więc kup coś takiego.
– To nic nie zmieni. Nie wiem,co mówił ci ten Gabriel czy jak mu tam,ale to nie jest tak proste,jakie się wydaje. – ucięła zabierając rzeczy w stronę kasy.
Imoen pozostała w jednym miejscu ze zmarszczonymi brwiami. Poczuła się...oszukana. Nie wiedziała tylko przez kogo-ludzi czy anioły. Słuchała opowieści archaniołów z zapartym tchem,ale teraz jak się okazywało,rozmijały się z rzeczywistością.


*


Dean siedział na kanapie najwyraźniej ustawionej z litości dla facetów przybyłych na zakupy ze swoimi kobietami i przyglądał się owym. Zabijał w ten sposób czas i usiłował dojść do porządku nad swoimi dziwnymi zapędami w stronę Imoen. Posyłał im przeciągłe spojrzenia,a one odpowiadały uśmiechem znad stojaków. Już miał podejść do jednej z nich,wysokiej blondynki,kiedy na sofie obok niego wylądowała Sarah.
– Wyglądasz jakbyś siedział tu za karę – powiedziała siląc się na żartobliwy ton.
– Bo tak jest. – mruknął.
Blake oblizała usta i spuściła wzrok.
– Słuchaj,przepraszam za to co powiedziałam rano. Nie powinnam podważać waszych decyzji.
– Nie,w porządku. Właściwie to masz trochę racji. Chodzi o to,że czasami za bardzo zachowujemy się jak łowcy. Liczy się tylko unicestwianie innych stworzeń,jakie by one nie były. To nie zawsze jest właściwe.
Pokiwała ze smutkiem głową analizując każde słowo. Po chwili jednak uśmiechnęła się delikatnie.
– Cóż,chyba macie zbyt dużo doświadczenia.
Dean zaśmiał się krótko.
– Mogę cię o coś zapytać?
– Pytaj.
– Wiem,że przeszliście dużo. Czytałam o tym w książkach. Ale na książkach nie kończy się wasza historia. Nie będę pytać co działo się dalej. To pewnie w niektórych względach bolesne. Ale...kiedy wychodziliśmy,Castiel wspomniał coś o dokończeniu leczenia Sama. Chcę wiedzieć...czy z nim wszystko w porządku?
Jej rozmówca spuścił wzrok i uśmiechnął się ironicznie pod nosem. Kolejna osoba,którą być może zawiódł.
– Nic mu nie będzie. Ja go w to wciągnąłem i ja zrobię wszystko,żeby go wyciągnąć. – powiedział szybko. – Gdzie Imoen?
Napotkał jej spojrzenie,kiedy odwracała głowę w ich kierunku. Zmieniła ubranie Sary na sięgającą kolan sukienkę w kwiatki. Wyglądała tak pięknie i świeżo,że to aż nienaturalne. No ale czego innego się spodziewać po aniele?
Podeszła do nich z nieśmiało opuszczoną głową.
– No i jak?Wyglądam teraz jak człowiek?
– Absolutnie – Dean zamrugał odrywając od niej wzrok. Oprzytomniał – No,to jeśli mamy to załatwione,będę wdzięczny jak już wrócimy.
– Pójdę zapłacić i możemy jechać – odparła Sarah.
– W takim razie czekam przy Impali.
Oparł się o maskę samochodu z rękoma wsuniętymi w kieszenie skórzanej kurtki. Do jego zmartwień dołączyło właśnie kolejne. Potrzebował jakiejś kobiety,dzięki której mógłby uwolnić się chociaż na chwilę od wyrzutów sumienia i złapać drugi,głębszy oddech zanim ponownie zanurkuje w odmętach podświadomości by zmierzyć się z własnym sumieniem. Ale,jak na ironię,jedyną,która go w tej chwili interesowała była aniołem i zamiast wyciągnąć pomocną dłoń, tylko coraz bardziej ciągnęła go na dno. Owszem,kobiety,którym przyglądał się w sklepie były atrakcyjne,ale Imoen przyćmiewała je wszystkie nie tylko urodą,ale i swoim stylem bycia. Nigdy nie pociągały go cnotliwe laski,ale z nią było inaczej. Nie była niewinna z wyboru,tylko dlatego,że tak ją nauczono. Jak laleczkę ozdabiającą niebiańskie salony.
– Czy to rozmarzone spojrzenie to znak,że myślałeś o mnie?
Drgnął i odwrócił głowę na dźwięk niskiego głosu,w którym pobrzmiewał szkocki akcent. Przed nim stał Crowley w swoim nieodłącznym czarnym garniturze. W jego oczach błyskało rozbawienie.
Chwycił za rękojeść ostrza ukrytą za pazuchą.
– Mówiłem,że jak cię zobaczę następnym razem będziesz...
– Martwy,tak,kojarzę – demon przewrócił oczami. – Ale nie rozmawiajmy o przeszłości. Nie spodziewałem się zastać cię w takim miejscu.
Rozejrzał się po ruchliwym parkingu przed centrum handlowym. Dean popatrzył na niego z pogardą.
– W każdym razie... – kontynuował Crowley – Gadrieela tymczasowo mamy z głowy,więc proponuję teraz olać go i zająć się czymś innym. Na przykład zniszczeniem Abaddon.
– Ta,powodzenia – mruknął Dean – Właściwie to Rycerza Piekła nie da się zabić.
– Ale jest coś,co zabije Rycerza – oznajmił Crowley z dumą. – Broń, której archaniołowie używają do egzekucji. Pierwsze Ostrze.
Dean uniósł brwi i zacisnął mocniej dłoń na nożu.
– Nigdy o nim nie słyszałem. Mogę cię teraz zabić?
– Szukałem tego ostrza przez lata. Najbliżej był jeden z moich psów,ale przepadł,kiedy walczył ze stronnikami Abaddon. Twierdził,że wie o Ostrzu. Niestety zanim zdążył zdobyć broń,łowca imieniem John Winchester nakrył go.
Jak zwykle na dźwięk imienia swego ojca,Dean drgnął,ale schował broń.
– Jestem tutaj by zobaczyć,czy w słynnym dzienniku Johna Winchestera znajduje się coś o Ostrzu-broni,która może zabić Abaddon.
– Chcesz polować?Ze mną?– spojrzał na demona z politowaniem.
– Kocham komedie z nami w roli głównej.
Mierzyli się wzrokiem przez chwilę,aż w końcu Dean wyciągnął z wewnętrznej kieszeni dziennik ojca.
– Jest – powiedział kartkując dziennik – Napisał o protegowanym,który zabił Abaddon,ale to wszystko.
Crowley zajrzał mu przez ramię.
– A co to za liczby na marginesie?
– Nie twoja sprawa.
– Będziesz się tak ze mną bawić? – Crowley powoli tracił cierpliwość. Dean także.
– To kod jednej ze skrytek taty – odparł niechętnie – Mógł coś ukryć w którejś z nich.
– Dobra – Crowley klasnął w dłonie – Idziemy znaleźć tatusiową skrytkę?
– A mam pewność,że to nie pułapka?
Król Piekła odrzucił głowę do tyłu.
– Cóż,nie masz. Na tym polega zabawa – uśmiechnął się przebiegle.
Starszy z Winchesterów spuścił wzrok zastanawiając się przez chwilę.
– Dam ci znać – powiedział krótko.
Crowley skinął tylko głową i zniknął tak szybko,jak się pojawił. W samą porę,bo nadchodziły Sarah i Imoen.


*


Stojąc w kolejce,Sarah mimochodem wyjrzała przez okno. Zmarszczyła brwi i nagle zamarła.
To był on. Ten demon,na którego polowała!Który odsłonił jej oczy na prawdę o rodzinie,ale i na cierpienie i ból. Przez którego także została łowcą. Wolno przełknęła ślinę nie wierząc w to,co widzi. Dean najzwyczajniej w świecie z nim rozmawiał!
– Proszę pani? – czarnoskóra sprzedawczyni sprowadziła jej myśli do rzeczywistości. – Należy się trzysta dwadzieścia sześć dolarów.
Bez słowa podała jej kartę i wróciła do obserwowania sceny,ale demon zniknął,a Dean wsiadł do samochodu. Chwyciła torby i na drżących nogach wraz z Imoen opuściły sklep.
Zachowaj pozory.


------------------------------------------------------------
* Tytuł rozdziału odnosi się oczywiście nie do relacji Deana i Sary,lecz jest to metafora zaufania,które ona w stosunku do Winchestera utraciła.
Aww,to już dziś,już dziś,już dziś! 11 sezon do nas zawita <3 Skaczę pod sufit. Wybacz cyrylico,Winchesterowie będą jutro numerem jeden :D Tymczasem zostawiam was z tym kolejnym rozdziałem,w którym pozwoliłam sobie namieszać(a co!). Rozmowa Deana z Crowleyem jest autentyczną rozmową z 11 odcinka 9 sezonu. Zmieniłam jedynie okoliczności,w których się ona odbyła. 
Mykam obejrzeć Flasha ^^

Theme by Hanchesteria