– Jeśli
dla mnie to jak patrzenie w krzywe zwierciadło,to nie mam pojęcia,co
ty czujesz – wycedził z nienawiścią Gadriel ukryty w ciele
wysokiego,krótko ostrzyżonego mężczyzny o pogardliwym spojrzeniu.
Winchesterowie i Sarah schwytali go niedaleko miejsca ostatniej
zbrodni i zawlekli do ciemnego,opuszczonego magazynu. Sprzeciw Sama
przeciwko zabraniu Sary nie miał najmniejszego sensu,bowiem Blake
powołała się na stan Deana,,który ani trochę się nie polepszył.
Udawał,że wszystko jest w porządku,ale było to dalekie od prawdy.
Sam miał swoje podejrzenia,ale wolał na razie nie dzielić się
nimi,zwłaszcza z nią. I tak czekała ich poważna rozmowa,ale na
razie ważniejsze było wyduszenie z podłego anioła kilku ważnych
rzeczy.
Młodszy
Winchester uniósł podbródek i rzucił nie dając się sprowokować:
– Długo
pracujesz dla Metatrona?
– Nic
wam nie powiem. Nie zmusicie mnie do tego – Gadriel poruszył się
na krześle w geście mającym wyrażać bunt.
– Serio?
– Byłem
tobą,Samie Winchesterze. Twoje wnętrze cuchnie wstydem i słabością.
Sam
spojrzał ukradkiem na skupionego na aniele Deana i uderzył Gadriela
pięścią. Zrobiłby to ponownie,gdyby jego brat nie chwycił go za
poły kurtki i nie odciągnął na bok.
– Szybko
nie pęknie – powiedział Dean ostrzegawczo.
– Wiem.
Możesz go zhakować,tak jak zrobiliście ze mną.
– O
nie,tylko Crowley to potrafi a ja nie mam ochoty dzwonić do tego
gnojka. Potrzebujemy Casa.
– Eee,chłopaki?
Winchesterowie
odwrócili się na dźwięk głosu Sary. W dłoni ściskała komórkę.
– Dzwoniłam
do Casa chyba z milion razy. Nic,zero odpowiedzi.
– Daj
mi to – wtrącił Dean zabierając Sarze telefon.
– Co
robisz? – spytał podejrzliwie Sam.
– Włączyłem
GPS w jego komórce. – Po chwili Winchester odwrócił ekran w
kierunku brata i panny Blake. – Nie wyjechał z miasta,w którym
ostatnio był.
– Co
jest? – Sam zmarszczył brwi.
– Nie
wiem. – Dean przeniósł spojrzenie na Sarę – Musicie go
znaleźć.
– Co?
– spytali równocześnie.
– Ta
sprawa za bardzo dotyczy Sama...
– A
ciebie nie?
Dean
przewrócił oczami ze zniecierpliwieniem.
– Nie
minęło pięć minut a już chciał go ubić jak Liam Neeson.
Sarah
uniosła brwi i wbiła w Winchestera pytające spojrzenie. Westchnął
i oddał bratu anielskie ostrze,a następnie wyszedł nie oglądając
się za siebie. Sarah skinęła jeszcze tylko głową Deanowi i
ruszyła za nim.
Starszy
z Winchesterów zbliżył się do anioła. Jego kroki rozbrzmiały
echem w pustym magazynie. Poczuł adrenalinę powoli zaczynającą
buzować w żyłach. Zmęczenie gdzieś się ulotniło,wyblakło na
tle targających nim emocji. Niestety,zamiast niego odczuł bolesne
pieczenie Znamienia,ale zignorował je. Utrata kontroli nad sobą
była warta tej zemsty.
– Zgrywa
twardziela a ty okazujesz dobro. Tak to rozgrywasz? – spytał
Gadriel.
– Nie
– Dean popatrzył na anioła z kamiennym wyrazem twarzy. – Nie
obchodzi mnie czy będziesz gadał. Zapłacisz za to,co zrobiłeś
mojemu bratu. I Kevinowi.
Z
niekłamaną przyjemnością dopadł do anioła i zadał mu kilka
szybkich cięć anielskim ostrzem. Gadriel zasyczał,ale poza tym nie
dał po sobie poznać bólu. Dean zmienił więc metodę- bardzo
powoli przejechał klingą po jego przedramieniu. Tym razem twarz
anioła drgnęła i wydał z siebie stłumiony jęk.
– Krążą
słuchy,że wpuściłeś węża do ogrodu – zaczął Winchester
wycierając broń. – I zniszczyłeś go dla ludzi.
– Uwolniłem
ich. Kochałem ludzi! – wysapał.
– Zabawnie
to okazujesz ćwoku. Opowiedz mi o tym całym powrocie do Nieba a
szybko to zakończę. Ale najpierw o Edenie. Ma jakiegoś strażnika
czy odkąd obróciłeś go w ruinę można tam swobodnie wejść?
Gadriel
wpatrywał się w niego wyzywająco. Usta miał zaciśnięte w wąską
kreskę.
– Powiesz
i zakończę to szybko. W przeciwnym razie będziesz na wieki gnił w
tych łańcuchach. Twój wybór.
Anioł
parsknął i po chwili na jego usta wypłynął powolny,szyderczy
uśmiech.
– Eden?
Sam powiedziałeś,że został zniszczony. Żaden anioł tam
nie...Och. – urwał śmiejąc się jeszcze bardziej kpiąco. –
Wiem do czego zmierzasz.
– Doprawdy?
– spytał Dean z chłodną obojętnością. Twarz nie drgnęła mu
ani odrobinę.
– Ptaszek
wyleciał z gniazdka i szukasz sposobu by odłożyć bo z powrotem na
miejsce.
Winchester
oparł dłonie po obu stronach krzesła,na którym więził anioła i
pochylił się nad nim cedząc wolno:
– Kim...jest...Imoen?
– Sam
chciałbym wiedzieć. Siedzi tam odkąd sięgam pamięcią.
– Śmiało,zabij
mnie!
Ręka
go świerzbiła,a Znamię coraz silniej pulsowało na samą myśl,ale
zdołał się powstrzymać. Wyczuł intencje Gadriela.
– A
właśnie,że nie. Nie boisz się śmierci. Boisz się,że będziesz
tu siedział na wieczność. Więc siedź i gnij,ty sukinsynu.
*
Motelowy
parking rozjaśniały jedynie nikłe światła sączące się z okien
gościnnych pokoi,zaś wokół panowała cisza. Zmącił ją dopiero
delikatny pomruk czarnej jak noc Impali. Sam zaparkował samochód i
zerknął na kartkę z danymi.
– To
na pewno tutaj – mruknął do Sary wysiadając z pojazdu. Dzierżąc
w dłoniach pistolety ruszyli w kierunku pokoju z numerem 7,a
upewniwszy się,że jest bezpiecznie rozejrzeli się.
Pokój
wyglądał na opustoszały. Brakowało jakichkolwiek rzeczy
świadczących o czyjejś obecności. No,może poza ścianą pokrytą
mapami i zdjęciami.
– Patrz
– szepnęła Sarah podchodząc do stolika – Telefon Casa.
– Cholera
– mruknął Sam. – Mam złe przeczucia.
Patrzył,jak
Sarah przygryza wargę i rozgląda się z niepokojem.
– Myślisz,że
Crowley maczał w tym palce?
Odezwało
się w nim echo niedawnych myśli. Odkąd przesłuchiwał demona w
sprawie Pierwszego Ostrza,co jakiś czas powracała do niego ta
natrętna myśl. Obiecywał sobie porozmawiać z Sarą,lecz ciągle
było coś ważniejszego. Ta sytuacja także nie była najlepsza,ale
czuł że nie da rady więcej tłumić w sobie niepokoju.
– Saro,daj
już spokój Crowley'owi. Może ciężko w to uwierzyć,ale nie on
jeden jest do tego zdolny.
– Bronisz
go? – spytała zaskoczona Sarah kładąc dłonie na biodrach.
– Nie.
Jestem obiektywny. A ty nie. Powiedz mi,Saro... – zrobił kilka
kroków w przód by móc zajrzeć w jej płonące gniewem oczy. –
To o niego tak naprawdę chodziło przez te wszystkie lata,prawda?
– Nie
rozumiem o czym mówisz.
– Doskonale
wiesz o czym mówię. – Głos Sama stał się ostrzejszy. – Cała
ta historyjka o tym,jak bardzo tęskniłaś,jak chciałaś mnie
odnaleźć,jak przez to zostałaś łowcą. Wszystko to kłamstwo,bo
zależało ci tylko na Crowley'u!
Sarah
otworzyła usta ze zdziwienia,ale równie szybko je zamknęła.
– Jak
możesz tak mówić,Sam? – spytała. Nie była już rozpalona
gniewem,a raczej...rozczarowana i urażona. –
Sugerujesz...sugerujesz,że cię wykorzystałam?
Nie
odpowiedział. Wzięła to za potwierdzenie i pokiwała smutno głową
spuszczając wzrok.
– Dobrze.
Skoro tak...Kiedy znajdziemy Castiela zabiorę swoje rzeczy i wyjadę.
Nie
takiej reakcji się spodziewał. Myślał,że porozmawiają o tym,że
Sarah będzie starała się go przekonać o pomyłce w osądzie.
Tymczasem uderzyła w jego pęknięte serce rozbijając je na tysiące
kawałków.
Naprawdę
go wykorzystała.
Otworzył
usta aby coś powiedzieć,ale nie zdołał wydusić z siebie ani
słowa. Dostrzegł natomiast,że jej oczy rozszerzają się ze
strachu i zaciskając dłoń na pistolecie,gwałtownie się odwrócił.
– Spokojnie,tygrysie.
Metatron
odezwał się paradoksalnie kojącym,łagodnym głosem. Był idealnym
przykładem stwierdzenia,że pozory mylą. W zwykłej
koszuli,wypłowiałej kurtce i z nieuczesanymi włosami wyglądał
jak jeden z pomniejszych demonów Crowleya niezdolnych to podjęcia
jakichkolwiek czynności umysłowych. W rzeczywistości był jednak
anielskim zdrajcą i spiskowcem. Wyciągnął dłonie ku górze na
znak dobrych intencji.
– Chcę
się wymienić. Masz...macie coś mojego,a ja waszego. Przyprowadź
go jutro,powiedzmy o szóstej. Jeśli nie,Castiel umrze. Tym razem
nie wróci.
– Uczciwa
wymiana? – spytał Sam opanowując przyspieszony oddech i
opuszczając pistolet.
– Jestem
słowny.
To
mówiąc,boski skryba zniknął. Sam usłyszał,jak Sarah powoli
wypuszcza wstrzymywane powietrze.
– Nadal
uważasz,że to Crowley? – mruknął z przekąsem mijając ją.
– Nie
czas teraz na dyskusje. – ucięła z niechęcią idąc za nim na
parking.
Instynktownie
skierował samochód do bunkra,w którym trzymali Gadriela. Sam
wyskoczył z samochodu nie zważając,czy Sarah idzie za nim.
Wpadł
do środka uważnie się rozglądając. Między cieknącymi rurami
dostrzegł przewrócone krzesło. Nie był to dobry znak.
– Dean!
– zawołał. Zauważył go siedzącego ze spuszczoną głową pod
ścianą. Jego brat miał zakrwawione kłykcie. Obok niego leżał
nieprzytomny anioł.
– Nic
ci nie jest? – spytał dopadając do niego.
– Przestań
o to pytać – mruknął.
– Dlaczego...
– Nic
nie powie. – przerwał mu Dean – Chciał umrzeć i już miałem
go zabić,ale powstrzymałem się,bo potrzebujemy informacji. Wie też
coś o Imoen.
Sam
oblizał wargi.
– Słuchaj...Metatron
ma Casa. Proponuje wymianę.
Dean
spojrzał to na brata,to na anioła.
– Nie
możemy mu ufać.
– To
jasne. Pierwszy raz będziemy wiedzieć,gdzie jest Metatron. To nasza
szansa. Pojedźmy tam i wymieńmy go,a potem uwięźmy Metatrona.
Starszego
Winchestera nie trzeba było długo przekonywać.
– Saro
– zwrócił się do kobiety stojącej w progu Sam tonem pełnym
obojętności – Wróć do bunkra i zostań z Imoen. Załatwimy to
sami.
Bez
słowa sprzeciwu skinęła głową i odeszła. Dean uniósł brwi.
– Ktoś
tu się posprzeczał – mruknął patrząc wymownie na brata.
– Wszystko
jest w porządku. – skłamał Sam.
– Taa,a
ja jestem Jennifer Lopez. Pierwszy raz nie protestowała,gdy ją
oddelegowałeś. To oczywiste,że się pokłóciliście.
– Patrz
na siebie.
– Na
siebie? Nie mam pojęcia o czym mówisz.
– Dean,nie
wiem co dokładnie cię łączy z Imoen,ale jeśli coś jest nie
tak,to kimkolwiek by nie była nie powinieneś uciekać do innej.
Dean
przygryzł wargę. Sammy ma rację i on w głębi duszy też to
wiedział. Problem w tym,że tak było łatwiej. Cały Dean
Winchester-zawsze starający się odwrócić uwagę od swoich
problemów.
– Przy
okazji... – chrząknął Sam wyrywając brata z zamyślenia. –
Chyba znam powód twojego marnego samopoczucia dzisiaj. Ale muszę
jeszcze sięgnąć do kilku źródeł.
– Nie
mówmy już o kobietach,braciszku. Już i tak nieźle się
wpakowaliśmy.
*
O
umówionej godzinie bracia stali na motelowym parkingu obok Impali
przestępując z nogi na nogę. Sam zerknął nerwowo na zegarek.
– Spóźnia
się – powiedział marszcząc brwi.
– Albo
się nie zjawi.
– Jasne,że
się zjawię. – rozległ się głos za ich plecami. Bracia drgnęli.
– Czekałem aż skończycie zastawiać na mnie pułapkę.
Zrobił
kilka kroków w przód i wskazał na ziemię.
– Stoję
w dobrym miejscu? – A widząc niepewne miny Winchesterów dodał: –
No dalej,czekam.
Dean
niechętnie pstryknął zapalniczką i upuścił ją. Olej zapłonął
zamykając Metatrona w ognistym kręgu. Boski skryba udał
przerażenie,po czym wybuchnął histerycznym śmiechem.
– Pomyślcie
życzenie – powiedział i jak gdyby nic zdmuchnął krąg.
Winchesterowie
natychmiast dobyli noży.
– Nie,dzięki!
– krzyknął anioł i przycisnął ich do Impali. W tej samej
chwili podjechał samochód,z którego wysiedli zwolennicy skryby
wraz z Castielem. On sam zaś podszedł do bagażnika Chevroleta i
otworzył go.
– Pa
– mruknął usuwając z klapy symbole ochronne. Gadriel wychodząc
posłał Samowi mordercze spojrzenie. – Umowa to umowa.
– Dlaczego
to robisz? – spytał Dean.
– Bo
mogę. Bo ty,twój braciszek,wasz pierzasty przyjaciel i wasze
sekrety z bunkra mnie nie powstrzymają. A skoro o tym
mowa,pozdrówcie ode mnie Imoen. Ona co prawda mnie nie
zna,ale ja
ją-całkiem dobrze. No,a skoro jest pod waszą opieką to wkrótce
zapowiada się niezłe przedstawienie. Do zobaczenia,Castielu.
Pamiętaj,że dałem ci szansę.
Po
tej małej przemowie pstryknął palcami i zniknął. Cała trójka
popatrzyła po sobie.
– Co
jest grane,do cholery? – odezwał się w końcu Dean.
– Metatron
próbuje bawić się w Boga. – odparł Cas.
– Że
co? – prychnął Sam – Wymazał symbole ochronne. Zdmuchnął
święty ogień. On jest Bogiem. Tym bardziej,że najwyraźniej zna
losy Imoen.
– To
raczej nie ma znaczenia. Skoro jest boskim skrybą,mógł je znać od
początku. – stwierdził Castiel.
– No,to
trzeba złapać sukinsyna raz jeszcze – oznajmił ze śmiertelną
powagą Dean.
Pełną
kontemplacji ciszę przerwał dźwięk dzwonka.
– Chłopaki...–
Usłyszeli,jak Sarah zachłysnęła się powietrzem.
– Witaj,Saro.
– Macie
Castiela – odetchnęła z ulgą słysząc jego głos. – To dobra
wiadomość.
– Przypuszczam,że
zaraz przekażesz nam złą. – stwierdził Dean. W jego sercu
zalągł się niepokój.
– Uh-huh.
Mamy kolejny problem. Imoen zniknęła.
------------------------------------------------------------
Stosunkowo mało od siebie dałam w tym rozdziale,ale akcja dziewiątego sezonu do jego końca jest mi potrzebna. Jak już z nią skończę to będziecie się cieszyć :D
No nic,mykam się uczyć :c