sobota, 27 lutego 2016

18. Everything looks different,now that I see you


Dean siedział na twardej ławce opierając łokcie na udach. Charakterystyczny zapach działał mu na nerwy. Nienawidził szpitali-wolał sam zajmować się swoimi ranami niż narażać na zbędne pytania i formalności. Lecz ona nie zasługiwała na zaciskanie zębów i powstrzymywanie łez podczas szycia bez żadnego znieczulenia. Nie była z jego świata,dosłownie i w przenośni. Nie mógł pozwolić,aby brutalność jego świata odcisnęła na niej piętno. No dobrze,czasem to robiła,ale dopóki on będzie na warcie nie dopuści by stała jej się żadna krzywda. Dlatego też zabrał ją do szpitala.
Odzyskała przytomność kiedy zatrzymał się na parkingu. Zamrugała i popatrzyła na niego ufnym wzrokiem uwalniając w jego sercu lawinę ciepła.
Sprzedał personelowi bajeczkę o tym,że Imoen spadła ze schodów przy okazji je rozwalając co wyjaśniało drzazgi. Czuł,że lekarze nie do końca mu uwierzyli,bo szczególnie nieufnymi spojrzeniami obdarzyli miejsca po kajdankach. Na szczęście wtedy z pomocą przyszła mu Imoen:
Spokojnie,to nie przez niego stała mi się krzywda.
I uśmiechnęła się pełnym wdzięczności uśmiechem,którym przy okazji oczarowała innych. Do tego stopnia,że padło niewygodne,acz przewidywalne pytanie:
Pan jest jej mężem?
Jeszcze nie – odparł z kpiącym uśmiechem zamykając wszystkim usta.
Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem i z gabinetu lekarskiego wyłoniła się Imoen. Na policzku miała plaster w miejscu,gdzie drasnęła ją drzazga,na nadgarstkach bandaże cuchnące jakąś paskudną maścią,a na szyi kilka małych opatrunków. Przynajmniej tyle było widać na pierwszy rzut oka. Nie traciła jednak dobrego humoru i uśmiechnęła się kiedy tylko go zobaczyła.
Za kilka dni dojdzie do siebie – oznajmiła chłodno czarnoskóra lekarka z włosami związanymi w ciasny kok. Zapisała coś na podkładce – Głównie trochę się poobijała,więc ma kilka siniaków plus kilka zadrapań. I skarży się na ból w prawej nodze,ale to nic takiego. Nie mam pojęcia tylko skąd wzięła się rana na szyi...
Posłała Deanowi niechętne spojrzenie jakby zastanawiała się,czy nie zgłosić na policję znęcania się. Postawa Imoen odwiodła ją od tego i w końcu machnęła ręką.
Mogę jeszcze raz prosić pani nazwisko? Jean...
Reynolds – odparł szybko Dean. – Jean Reynolds.
Kobieta skinęła głową.
Dobrze. – Znów coś dopisała – Gdyby poczuła się pani gorzej,proszę się jeszcze zgłosić. I tym razem mieć przy sobie dowód tożsamości.
Na pewno wszystko będzie w porządku – powiedział Dean posyłając jej uprzejmy uśmiech. Lekarka w końcu przełamała niechęć i odwzajemniła uśmiech. Delikatnie,ale jednak.
Skinęła im jeszcze głowami i oddaliła się zapewne do reszty pacjentów.
A więc teraz jestem Jean Reynolds? Czy to dlatego,że jestem człowiekiem?
Nie. To dlatego,że nie mógłbym zdradzić kim naprawdę jesteś. W naszym zawodzie czasem tak trzeba. Jak się czujesz?
Trochę bolało,kiedy mnie opatrywała,ale już dobrze. Tylko... – spuściła wzrok jakby zawstydzona – Mam dziwne,wibrujące uczucie w brzuchu. Jakby coś mnie zasysało od środka.
Ach – Dean szczerze się roześmiał. Ruszyli korytarzem – Jesteś głodna.
Czy to bardzo źle? – zaniepokoiła się.
Ależ skąd. To normalne. Szczerze mówiąc,ja też umieram z głodu. Chodź,pojedziemy coś zjeść.
Impala zawiozła ich do dosyć przytulnej knajpki w okolicach Lebanon. Znacznie różniła się od tych,które odwiedzali z Samem będąc w trasie. Ale podobnie jak ze szpitalem Imoen zasługiwała na to co najlepsze.
Wnętrze było zatłoczone-ludzie siedzieli przy nakrytych kraciastą ceratą okrągłych stolikach w stylu bistra. Ściany pomalowano na jasny kolor co w połączeniu z dużymi oknami zapewniało pomieszczeniu tony światła. W dodatku wszędzie było czysto i z każdego zakątka dawało się czuć zapach pieczonego mięsa i sosu,od których Deanowi zaburczało w brzuchu.
Cudem odnalazł wolny stolik tuż pod oknem. Imoen rozglądała się dookoła z ciekawością,podczas gdy on studiował menu. Kątem oka widział jednak,że mężczyźni posyłają jej znaczące uśmiechy a ona nieświadomie je odwzajemniała. Szybko jednak mierzył takiego delikwenta swoim spojrzeniem sprawiając,że natychmiast zapominał o nieco poturbowanej,ale uroczej brunetce.
Nie rozglądaj się tak – mruknął znad karty – Nie wszystkim ludziom można ufać. Ale o tym chyba już wiesz.
Przepraszam – powiedziała pokornie spuszczając wzrok. – Masz rację,powinnam pamiętać.
Owszem. Ale hej,nie pozwolę nikomu więcej cię skrzywdzić.
Przez chwilę toczył ze sobą wewnętrzną walkę,ale w końcu przypomniał sobie,że nie po to prawie zatracił się w szaleństwie mordu aby ją odnaleźć,żeby teraz znów zacząć uciekać. Wyciągnął więc dłoń na stole. Imoen posłała mu pytające spojrzenie,ale nieśmiało wyciągnęła i swoją. Dean uśmiechnął się leniwie i czule ściskając jej palce aż poczuła wewnątrz przyjemne ciepło. Zazwyczaj czułaby wibrowanie części łaski,lecz teraz nic takiego nie miało miejsca. Zamiast tego pojawiło się dziwne ukłucie w okolicy klatki piersiowej.
Spoglądali sobie w oczy aż wreszcie Dean dostrzegł stojącą nad nimi kelnerkę. Miała na sobie niebieski uniform,związane w gruby warkocz blond włosy i rozbawienie wymalowane w oczach.
Przepraszam,że przeszkadzam w randce,ale czy mogłabym przyjąć zamówienie?
Puścił jej dłoń i odchrząknął chowając ręce pod stół. Poczuł się lekko zażenowany,co nie zdarzało się często. Kelnerka zapisała podane zamówienie i szybko się oddaliła.
Wiedział co za chwilę nastąpi.
Co to jest randka?
No i stało się.
Odłożył kartę na bok i oblizał usta unikając jej ciekawskiego wzroku.
Randka jest wtedy kiedy dwoje ludzi spotyka się,żeby obejrzeć film,zjeść coś,tańczyć,nie wiem,nigdy nie byłem na randce – dokończył zniecierpliwionym tonem.
Imoen przechyliła głowę zmrużyła oczy zastanawiając się przez chwilę nad jego słowami.
Więc może jesteś teraz? – powiedziała wreszcie kompletnie go rozbrajając.
Zmarszczył brwi.
Co? Nie! My nie... – zaczął się jąkać – To nie jest randka.
Dlaczego? Przecież sam nie wiesz jak ona wygląda.
To prawda – westchnął – Ale mam mgliste przeczucie jak powinna wyglądać.
No jak? – uniosła z ciekawości brwi i był ciekaw czy go podpuszczała i tak naprawdę wiedziała co to randka,czy też naprawdę chciała się dowiedzieć.
Kolacja. Wino. Księżyc. Nastrojowa muzyka. I przede wszystkim dwoje ludzi,którzy się... – ugryzł się w język zanim zdążył powiedzieć „kochają”. Może nie było to odpowiednie słowo do każdej definicji randki,ale do jego wyobrażenia na temat ich randki-jak najbardziej.
Nieważne – mruknął – Zapomnij o tym.
Dean ja rozumiem – powiedziała niespodziewanie biorąc głęboki oddech. Skrzywiła się lekko najwyraźniej odczuwając ból w potłuczonych żebrach.
Rozumiesz co? – spytał wolno i wyraźnie.
Wiem dlaczego taki jesteś. Dlaczego tak się zachowujesz.
Och,naprawdę? – Czyżby w jakiś sposób zgadła,że jego wewnętrzna bariera przed zaangażowaniem się wynikała z faktu,że Imoen jest aniołem?
Tak. Nie miałeś łatwego życia. Rozumiem to. To znaczy,może nie wiem przez co przeszedłeś,ale rozumiem że nie było to dla ciebie łatwe. Nie musisz więcej uciekać. Nie musisz mnie przed tym chronić.
Dean westchnął i przejechał dłonią po twarzy. Cholera. Nie tego się spodziewał. Imoen oczywiście miała rację,jednak on sam nie chciał tego przed sobą przyznać. Nie chciał jej wciągać w swoje popaprane życie tym bardziej,że jeśli tylko otworzą bramy Nieba ona z niego zniknie. Zrobiło mu się zimno,jakby arktyczny wiatr musnął jego serce gdy tylko pomyślał sobie,że wkrótce mogła odejść.
Tym bardziej więc należało walczyć o każdy dzień,wykorzystywać każdą okazję.
Dobrze. Masz rację. Ale to nie jest odpowiednie miejsce aby na ten temat rozmawiać. Obiecałem ci,że wyjaśnię ci wszystko kiedy poczujesz się lepiej. I dotrzymam słowa.
Skinęła głową patrząc na niego bez cienia radości. I chociaż na widok smutnej Imoen ścisnęło mu się serce,twardo obstawiał przy swoim. Na szczęście kelnerka z zamówieniem rozluźniła nieco atmosferę. Postawiła przed nim burgera z frytkami,a przed Imoen talerz z sałatką. Jeden burger postawiła pośrodku tak...na wszelki wypadek.
Szybko ugryzł kęs i westchnął z rozmarzeniem. O tak,tego mu brakowało.
Spróbuj – powiedział z pełnymi ustami kiwając w jej stronę.
Ostrożnie wzięła do ręki widelec i zanurzyła go w sałatce. Po chwili uniosła go do ust i skrzywiła się.
Fuj! – parsknęła odsuwając talerz – To obrzydliwe! Jak ludzie mogą to jeść?!
Zapytaj mojego brata – stwierdził tłumiąc śmiech. – Masz,spróbuj tego.
Podsunął jej drugi talerz.
Wzięła z niego przykład i odłożyła widelec. Ugryzła kawałek i przez chwilę delektowała się smakiem. W końcu westchnęła cicho i przymknęła oczy.
Mm,pycha!
Moja dziewczynka! – powiedział Dean zanosząc się śmiechem. Nie przypuszczałby,że akurat ona mogłaby zasmakować w jego ulubionych daniach,więc jej zachowanie było śmieszne,ale też urocze. Serce po raz kolejny zalała mu fala ciepła.
Dokończyli posiłek,pogawędzili jeszcze przez chwilę i ruszyli w drogę powrotną do bunkra. Teraz dla odmiany nie odzywali się prawie w ogóle. Imoen wpatrzona w drogę oderwała na moment od niej spojrzenie i popatrzyła na Deana. Jego surowe oblicze,skupienie i dłonie leżące swobodnie na kierownicy przywołały jej na myśl wspomnienie niedawnego pocałunku. Te same palce ściskające raz za razem kierownicę na jej policzku,jego pełne usta całujące jej wargi...
Westchnęła cichutko i poczuła dziwne napięcie w okolicy ud. Zaskoczyło ją,bo nawet z łaską nie odczuwała dotychczas czegoś takiego. Uznała to więc za echo człowieczeństwa.
Milczenie zaczynało jej w końcu doskwierać.
Dean? – zagadnęła cichutko.
Tak? – spytał niskim,chrapliwym głosem.
Chciałabym kiedyś pójść na taką randkę.


*


Sam szedł korytarzem prowadzącym do sypialni zapinając guziki kraciastej koszuli. Spędzili jeszcze z Sarą kilka chwili na przytulaniu po prostu ciesząc się swoją obecnością,ale w końcu uświadomili sobie,że wkrótce wrócą Dean i Imoen.
Może wcale nie wrócą tak szybko? – zasugerowała Sarah przeciągając się.
Sam parsknął ledwo tłumiąc śmiech.
Sądzisz,że zaszyli się gdzieś w przydrożnym motelu i zajęli tym czym my?
No cóż,nie powiesz mi chyba,że nic między nimi nie ma.
Nie drwij ze mnie. Ślepy by to zauważył. No i znam swojego brata,ale to jednak nie w jego stylu.
Och,a więc mnie też zamierzałby od razu prosić o rękę?
Młodszy Winchester uśmiechnął się na to wspomnienie. To właśnie Dean pierwszy dostrzegł Sarę na przyjęciu w domu aukcyjnym i oczywiście usiłował ją uwieść.
Nie. Ale nie widziałaś nigdy zakochanego Deana.
Sarah uniosła brwi zaskoczona. Sam po prostu pokiwał głową. Z pełną powagą.
Wiesz co jeszcze myślę? To pomaga mu wygrać ze znamieniem. Widziałaś jak rozprawił się z Abaddon i Naamą. Ale kiedy przypomniał sobie o niej...to jakby ręką odjął.
Racja – przytaknęła.
Dalszą wymianę zdań przerwał im telefon. Jęknął i zmusił się do zwleczenia się z łóżka. Natychmiast oprzytomniał kiedy spojrzał na wyświetlacz.
Cas! Wszystko w porządku? Próbowaliśmy się do ciebie dodzwonić od wczoraj!
Wiem,wybacz Sam. Byłem zajęty. Właśnie dlatego dzwonię. Musimy się spotkać.


*


Przez resztę drogi Dean miał w pamięci słowa anielicy. Kiedy tylko je wypowiedziała,zacisnął palce mocniej na kierownicy,a serce mu się ścisnęło. W jej głosie było tyle żalu! Od razu poczuł się winny. Nic jednak nie powiedział,ale obiecał sobie,że gdy tylko odnajdą jej łaskę,spełni jej prośbę. I nie przeszkodzi mu w tym ani Crowley ani Metatron chociażby poruszyli całe Niebo i Piekło.
Ponownie przed oczami stanęła mu wizja ich randki. Dobra kolacja. Wino. „Love song” rozbrzmiewający cichutko w tle. Czerwona sukienka Imoen leżąca na podłodze i ona sama odchylająca głowę do tyłu pod wpływem pocałunków w szyję i niżej i niżej...
Cholera,Winchester jesteś pieprzonym romantykiem!
Zamrugał oczami nie pozwalając sobie na odpłynięcie w marzenia kiedy prowadził. Z ulgą wjechał w drogę prowadzącą do bunkra.
Wszystko dobrze? – spytał kiedy wysiedli.
Jasne – odparła nieco zaskoczona.
Odpowiedział jej uśmiechem chcąc nieco załagodzić sytuację,bezgłośnie obiecać jej to co przed chwilą obiecał sobie. Słowa wolał bowiem zachować dla siebie i sprawić jej niespodziankę. Zanim zamknął Impalę przypomniał sobie o koszuli leżącej na tylnym siedzeniu. Koszuli,którą nosiła Imoen. Wziął ją i westchnął bezgłośnie patrząc jak anielica oddala się oddala.
W bunkrze natknęli się na siedzących naprzeciwko siebie przy stole z mapą świata Sama i Sarę. Ci zaś odwrócili głowy w ich kierunku gdy tylko usłyszeli trzaśnięcie głównych drzwi. Widząc ich miny Dean natychmiast domyślił się,że czekali na nich.
O. Czyżby koniec problemów w raju? – zagadnął siląc się na żartobliwy ton.
Sarah wymieniła szybkie spojrzenie z jego bratem.
Tak. Ale nie o to chodzi. Dzwonił Cas.
Chciał się z nami spotkać jak tylko wrócicie – dodała Sarah.
Okej. Powiedział chociaż o co chodzi?
Sam spuścił wzrok. Kiedy tylko się o tym dowiedzieli poczuli się skołowani. Chcieli tego odkąd Imoen się pojawiła,ale teraz nawet i oni nabrali wątpliwości. Strach pomyśleć jak zareaguje Dean. Nie chciał zrzucać tego na Sarę,więc wziął głęboki oddech i oznajmił:
Cas dowiedział się jak dostać się do Nieba.
Och – wydusił z siebie Dean bez cienia jakichkolwiek emocji. Zamrugał kilka razy i chciał coś dodać,ale nic nie przychodziło mu do głowy.
To...świetnie – oznajmiła Imoen siląc się na uśmiech. Spojrzała ukradkiem na Deana,a kiedy tylko wyłapał jej wzrok,odwróciła go.
Taaak,ale jest coś jeszcze. Anioły popełniające samobójstwa. – dorzuciła szybko Sarah chcąc ratować umierający dobry nastrój.
Dlatego Cas chce żebyśmy się spotkali w siedzibie jego buntowników.
To ciekawe – mruknął Dean – Dobra,ale nigdzie nie jedziemy dopóki nie napiję się kawy i nie wezmę prysznica. Masz współrzędne Sammy?


*


Niedługo potem Winchesterowie,Sarah a także i Imoen prowadzeni przez Castiela przeszli przez mosiężne drzwi do ogromnego pomieszczenia,które z powodzeniem mogłoby być siedzibą korporacji a tymczasem służyło za bazę na froncie anielskiej wojny. Wszędzie dookoła kręciły się anioły,telefony się urywały i słychać było ciche rozmowy toczone nie tylko po angielsku.
Dowódco! – Na widok Castiela do przybyłych zbliżyła się brązowowłosa anielica z sięgającymi ramion lokami ubrana w oficjalny,biurowy wręcz strój. Uśmiechnęła się lekko na widok Casa i obdarzyła krótkim spojrzeniem kobiety.
Sam,Dean,Sarah,Imoen. To Hannah.
Winchesterowie – stwierdziła. – Wiele o was słyszałam. O tobie też,siostro. Ale..
Jestem ich przyjaciółką – wtrąciła Sarah.
Och. – powiedziała tylko Hannah i zwróciła się do Castiela: – Jozjasz zniknął. Od morderstwa Ezry nikt go nie widział. Sądzimy,że..
Że to on jest zabójcą? – podchwycił szybko Sam.
A kto inny? – Hannah posłała im dziwne spojrzenie – Przeszukaliśmy teren,ale zniknął.
Bez skrzydeł nie – stwierdził Dean.
Castiel podał mu dane i po chwili Sam odnalazł jego dane w komputerze. Nagle jeden z aniołów odwrócił się i nieco nieśmiało zawołał:
Dowódco? Mam coś. W pamięci telefonu jest nagranie zrobione tuż przed wybuchem.
Wideo przedstawiało początkowo wygłupy jakichś nastolatków,jednak później wyraźnie dostrzegli anioła odrzucającego poły płaszcza i wbijającego sobie w pokrytą runami pierś sztylet z okrzykiem: „Robię to dla Castiela”.
Wszyscy otworzyli usta ze zdumienia. Dean już miał coś powiedzieć,ale Imoen go uprzedziła:
Castielu! – zawołała rozszerzając szeroko oczy. – Jak mogłeś coś takiego zrobić?
Ton jej głosu nie był ganiący,lecz pełen żalu i rozczarowania. Wpatrywała się w brata ze smutkiem. Dean miał ochotę przyprzeć Casa do ściany chociażby za to.
To nie ja. Nigdy nie prosiłbym anioła,żeby poświęcił siebie i zabił niewinnych. Niedobrze mi.
Starszy Winchester obrzucił go krótkim spojrzeniem nie do końca mu wierząc.
To dlaczego w takim razie to zrobił? – spytał Sam.
Cofnij – powiedziała Hannah. Kamera zatrzymała się na dziewczynce,przed którą anioł popełnił samobójstwo – To Esther,anioł. Zwolenniczka Metatrona.
Czyli to rytualne morderstwo a nie samobójstwo – Bardziej stwierdziła niż zapytała milcząca dotąd Sarah.
Sam nie wiem.
Znamię odezwało się w najmniej odpowiednim momencie.
Przestań Cas! Widzę,że starasz się być dobry. Ale kiedy ostatnio miałeś taką władzę zabijałeś anioły i ludzi!
Dean – powiedziała stanowczo Imoen kładąc dłoń na jego ramieniu. Poczuła jak jego ciało rozluźnia się pod wpływem wypuszczenia wstrzymywanego dotąd oddechu.
Możemy porozmawiać gdzie indziej? – zasugerował nieśmiało Sam.
Castiel bez słowa ruszył w kierunku przeszklonego gabinetu.
Wy zostańcie – poleciła Hannah. – Imoen chodź ze mną. Przedstawię cię innym aniołom.


*


I tak właśnie znalazłam się tutaj – zakończyła swoją opowieść Imoen prześlizgując się wzrokiem po grupce zgromadzonych. Ich miny nie były bynajmniej wesołe,co ją zmartwiło.
To naprawdę... – Hannah urwała i zamrugała szukając odpowiednich słów. – To naprawdę niezwykłe. Żadne z nas nigdy wcześniej o tobie nie słyszało.
Wiem – powiedziała Imoen uśmiechając się smutno. – Nie spodziewałam się niczego innego.
Pomożemy ci – oznajmiła wesoło Hannah. Imoen od razu ją polubiła. – Zrobimy wszystko co w naszej mocy,żebyś wróciła do Nieba najszybciej jak to możliwe.
Dziękuję – odparła beznamiętnie i spojrzała ukradkiem na Sarę. Blake wychwyciła jej spojrzenie i odczytała je bardzo wyraźnie.
Jej nie potrzeba powrotu a własnej tożsamości – pomyślała. Jeszcze kilka tygodniu temu z pewnością obstawiałaby,że anielica tęskni za domem. Ostatnie wydarzenia uświadomiły jej jednak,że się myli. Imoen odnalazła się w ich świecie. Zwłaszcza przy pomocy jednej osoby,lecz widziała,że mimo wrodzonego uroku i wiecznego uśmiechu na twarzy zdarza jej się czasem odpłynąć myślami. Mogła się założyć,że to z powodu swego niewiadomego pochodzenia. Gdyby nie Metatron,zapewne tkwiłaby dalej w swoim małym świecie.

Ale czy to naprawdę było takie dobre?


-----------------------------------------------------

No macie,macie. Zadowolone? Mam nadzieję :D 
Nie mam pojęcia co się stało z czcionką na sam koniec,dziwne bardzo o.O Ech,wróciłam na zajęcia i mam coraz mniej czasu na pisanie,dlatego póki weekend w pełni to się do tego zabieram,bo w tygodniu jest bardzo ciężko. Ale nie martwcie się,nie zamierzam przestać,przewiduję po prostu opóźnienia w dodawaniu rozdziałów. Bądźcie cierpliwe :*

niedziela, 21 lutego 2016

17. Let me be first, baby to say I'm sorry

Wyjątkowo adnotacja na początek: Rozdział zawiera ciut mocniejszą scenę ,także wiecie,+18 więc z góry uprzedzam. Enjoy :)

------------------------------------------------------------------------------------

Gniew Deana powoli opadał ilekroć zerkał do lusterka. Fakt,że Imoen jest już bezpieczna napawał go stopniowo wzrastającym spokojem. Oddech mu się wyrównał,a krew w żyłach krążyła w normalnym rytmie. Nie myślał już o zabijaniu. Myślał o niej.
Wciąż nie wierzę,że daliśmy się tak oszukać – powiedział Sam chcąc przerwać milczenie.
Kto by się spodziewał,że Alice,przepraszam,Naama współpracuje z Abaddon?
Taak,zwłaszcza Sarah...
Jak ona się trzyma?
Młodszy Winchester wzruszył ramionami.
Sam,musicie ze sobą porozmawiać – Dean na chwilę oderwał wzrok od drogi i popatrzył na zaciskającego usta brata. – To nie może tak wyglądać.
Nie zabiła Crowleya,Dean. Miała go na widelcu,ale nie zrobiła tego.
Dean pokiwał w zamyśleniu głową.
Gdyby nie on mielibyśmy przerąbane. Może to dlatego.
Chyba tak – westchnął – Sam już nie wiem.
Nie znam Sary tak dobrze jak ty,ale nie sądzę,że byłaby w stanie cię...nas wykorzystać dla swoich celów. Ty też powinieneś o tym wiedzieć.
Wiedział. Tylko nie chciał się przyznać do porażki.
Przez resztę drogi panowała cisza.


*


Impala posłusznie zatrzymała się na niewielkim wzniesieniu tuż przed metalowymi drzwiami wbudowanymi w kamienny blok. Lincoln Sary dołączył chwilę później.
Musimy jak najszybciej opatrzyć Imoen – powiedział Dean wyskakując zza kierownicy.
Jak to: opatrzyć? Nie zregeneruje się sama jak to anioł? – spytała zdziwiona Sarah.
Dean przejechał dłonią po twarzy. Wiedział,że to co zamierza powiedzieć sprawi,że Blake poczuje się winna.
Naama zabrała jej łaskę. Bez niej Imoen jest zwykłym człowiekiem.
Sam odchylił głowę do tyłu i odetchnął głęboko.
To bardzo,bardzo źle. – powiedział krótko.
Czy ona... – zaczęła Sarah obejmując się ramionami. – Czy ona umrze?
Co? Nie. To znaczy,teraz może tak jak i my,ale to się nie stanie – zapewnił gorączkowo Dean,chociaż tak naprawdę nie wiedział czy mówi to do niej czy do siebie.
Jeśli Naama zabrała jej tą łaskę,to znaczy że była jej do czegoś potrzebna. – Sam od razu zaczął myśleć. Jego umiejętność trzeźwej oceny sytuacji nieraz ratowała im skórę.
W zamyśleniu zrobił kilka kroków.
Nie mogła jej nigdzie schować zanim przyjechaliśmy. Musi być w hotelu. Chyba,że...
Crowley położył na niej łapy – dokończył Dean krzywiąc się.
Czyli jednak powinnam go zabić – mruknęła do siebie Sarah,a głośniej dodała: – Zajmiemy się tym później. Teraz jak już wspomniałeś najważniejsze to pomóc Imoen. W fizyczny sposób.
Bracia skinęli głowami.
Zawiozę ją do szpitala – oznajmił Dean. – Chyba będzie potrzebowała czegoś więcej niż nitki i whiskey.
Jasne – Sam uśmiechnął się sztucznie posyłają bratu mordercze spojrzenie. To prawda,Imoen potrzebowała lekarza,ale to oznaczało,że on i Sarah zostali na siebie skazani w bunkrze. Dean zaś uśmiechnął się kącikiem ust i wsiadł za kierownicę.
Patrzył przez chwilę,jak brat cofa swoją dziecinkę i zbierał myśli. Kiedy Impala zniknęła mu z oczu wziął głęboki oddech i odwrócił się w kierunku bunkra. Wewnątrz panował nieziemski wręcz spokój. Miał co do tego złe przeczucia.
Bez pukania pchnął podniszczone drzwi do pokoju Sary. We wnętrzu panował bałagan-szuflady były wysunięte,po podłodze walały się ubrania a na łóżko została rzucona częściowo już wypełniona torba podróżna. Nad nią właśnie pochylała się panna Blake.
Co ty robisz? – spytał niezbyt mądrze Sam.
Sarah podniosła wzrok.
A jak ci się wydaje? – spytała kąśliwie odgarniając za ucho kosmyki falowanych włosów.
Wyminęła go i złapała następne ubrania pospiesznie upychają je do torby.
Poczuł nagły przypływ pewności siebie i...adrenaliny. Taką mieszankę zazwyczaj czuł na polowaniach. I nic dziwnego-teraz też poniekąd walczył o życie. Lepsze,stabilniejsze...
Stanowczym gestem złapał ją za ramię. Podniosła wzrok. W jej bursztynowych oczach błyszczał gniew.
Nigdzie nie jedziesz dopóki nie porozmawiamy.
Jego ton był ostry,nie znoszący sprzeciwu. Ramiona Sary zadrżały z emocji pod cieniutkim sweterkiem.
Myślałam,że twoja decyzja jest jednoznaczna – powiedziała cicho.
Moja decyzja? To ty chcesz wyjechać!
Wiesz o co mi chodzi,Sam.
Uwolniła się z jego uścisku i skrzyżowała ramiona patrząc nań wyczekująco. Sam swoim zwyczajem spuścił wzrok i oblizał wargi. To był znak,że usilnie się nad czymś zastanawia.
Gdy w końcu uniósł głowę,w jego oczach błyszczała determinacja.
Dlaczego nie zabiłaś Crowleya? Miałaś ku temu idealną okazję.
Spodziewała się tego pytania. Mimo to nie wiedziała jak na nie odpowiedzieć.
To... – zaczęła kręcąc głową – Cały czas miałam w głowie twoje słowa. O tym,że cię wykorzystałam. Brzęczały mi w głowie cały czas,ilekroć na niego patrzyłam. Tak było też kiedy siedział na tym fotelu z kulą w ramieniu. Chciałam go zabić. Cholera,pragnęłam tego z całego serca. I wtedy nagle zdałam sobie z czegoś sprawę...
Usiadła na brzegu łóżka i wpatrzyła się w dal. Sam patrzył na nią w milczeniu,podczas gdy serce lada moment mogło wyskoczyć mu z piersi.
Uświadomiłam sobie,że przez te wszystkie lata zmierzałam nie we właściwym kierunku. Nie powinnam mścić się na Crowley,tylko na ojcu. I po prostu...nie mogłam go zabić,bo czułam,że wcale mnie to nie zadowoli.
Wiem co czujesz. Zemsta nie zawsze smakuje tak jak nam się wydaje.
Właśnie. – skinęła głową – Dlatego zamierzam iść naprzód,więc jeśli pozwolisz...
Nie.
Podniosła się i patrzyła na niego pytającym wzrokiem. Podszedł bliżej,tak że czuła bliskość jego ciała tuż obok. Mimowolnie oddech jej przyspieszył.
Co powiedziałeś? – wydusiła mrugając.
Że nigdzie nie pójdziesz. Nie bez tego.
Bez ostrzeżenia zaatakował jej usta. Zaskoczona Sarah cofnęła się o krok,ale zaraz potem jęknęła cicho i wplotła palce w jego włosy. Ramiona Sama oplatały ją coraz ciaśniej,a dłonie wędrowały coraz wyżej. Odchyliła głowę do tyłu kiedy poczuła zimną dłoń pod swetrem. Nie sprzeciwiła się też gdy bez wysiłku ją podniósł i położył na łóżku.
Ten nagły wybuch namiętności był lekarstwem na ich problemy. Oboje wiedzieli,że nie mogą żyć z niedomówieniami,ale odkąd Sam spojrzał w błyszczące oczy Sary stracił zdolność logicznego myślenia. Świadomość,że może odejść i już nie wrócić popchnęła go do stanowczego działania i zlikwidowała przeszkody,które sam przed sobą postawił.
Niecierpliwie zrywali z siebie kolejne warstwy ubrań,aż nie pozostało nic za czym można by się schować. Trochę ironiczna sytuacja biorąc pod uwagę,jak bardzo oszukiwali siebie nawzajem. Sam zdaje się dostrzegł ironię,bo przestał zasypywać Sarę deszczem pocałunków i uśmiechnął się porozumiewawczo. Odwzajemniła uśmiech,ale natychmiast potem przycisnęła swoje wargi do jego warg. Mruknął z zadowoleniem i przesunął dłonią po jej krągłościach,aż poczuł dreszcz wstrząsający jej ciałem. To nakręciło go jeszcze bardziej. Sarah była dlań idealna pod każdym względem.
Wsunął dłonie pod jej pośladki przysuwając bliżej i bez ostrzeżenia wszedł w nią. Wstrzymała oddech tylko po to,by przemienić go w rozkoszny jęk,kiedy zaczął się poruszać,szybko i swobodnie.
Nie przestawał jej dotykać;jego dłonie cały czas błądziły po jej ciele,a usta schodziły coraz niżej. Początkowo zaskoczyła ją gwałtowność młodszego Winchestera. Nie spodziewała się z jego strony takiej porywczości,ale podobała jej się. Do tego stopnia,że nie była w stanie powstrzymać krzyków,gdy on napierał na nią mocniej i mocniej,aż w końcu zalała ją fala pulsującej przyjemności.
*


Co to było? – spytała leniwie Sarah podnosząc głowę z torsu Sama. Leżała dobrą chwilę wsłuchując się w bicie jego serca wyczerpana i wciąż nieco otumaniona rozkosznymi doznaniami. Wszak na jednej rundzie się nie skończyło.
Uśmiechnął się gładząc jej plecy.
Mam zacząć od początku? – zażartował.
Znowu się ze mną droczysz – westchnęła i uniosła wzrok aby spojrzeć mu prosto w oczy. Nie mógł zatem uciec przed jej spojrzeniem.
No tak. Czar chwili prysł. Trzeba było powrócić do rzeczywistości.
Podniósł się i oparł o ramę łóżka jednocześnie odsuwając się od niej. Sarah wsparła się na łokciu i patrzyła nań wyczekująco.
Spójrz mi w oczy i powiedz,że naprawdę mnie nie wykorzystałaś.
Sarah cofnęła się odrobinę i posłała mu niespokojne spojrzenie,ale zrobiła to o co prosił bez mrugnięcia okiem. Nie dostrzegł w jej oczach cienia fałszu.
Tylko się upewniałem. Myliłem się co do ciebie. Uświadomiłem to sobie,kiedy oszczędziłaś Crowleya. Ale teraz...przestraszyłem się.
Czego? – Kobieta zmarszczyła brwi.
Że naprawdę odejdziesz zanim zdążę cię przeprosić.
Roześmiała się krótko i pogładziła palcem symbol chroniący przed opętaniem na jego piersi. Poczuł się nieswojo.
Ja też nie byłam bez winy – przyznała po chwili. – Nie byłam z tobą od początku szczera. Wyznałam ci tylko część prawdy o moim powołaniu,tą którą chciałbyś znać i w którą chciałbyś wierzyć. A reszty nie powiedziałam.
Nie było ku temu okazji. Pojawienie się Imoen,Abaddon...
Wiem,ale to nie powinno mnie usprawiedliwiać. – zacisnęła usta.
Hej... – powiedział obejmując ją ramieniem i przyciągając do siebie. – Lepiej późno niż wcale. Teraz wszystko może się zmienić. Tylko bądź ze mną szczera. Żadnych więcej sekretów z przeszłości. Jeżeli mamy być razem,musimy sobie ufać.
Zgoda. – przytaknęła. Sam mruknął i pocałował ją w czubek głowy.
Może zaczniemy od razu? – zaproponował. – Opowiesz mi w końcu o wszystkim. Ze szczegółami.
Naprawdę chcesz o tym wszystkim słuchać teraz?
Czemu nie? – wzruszył ramionami – W końcu jest idealna okazja,nie sądzisz?
No dobrze – westchnęła i wyrwała się z jego objęć. Usiadła na łóżku podciągając prześcieradło na piersi. Sam zrozumiał o co jej chodziło. Znał już historię jej rodziny,ale nie wiedział nic na temat okoliczności jej spotkania z Alice,czy też Naamą. Rozgrzebywanie tak świeżej sprawy zdecydowanie było dla niej bolesne. Pożałował,że ją o to poprosił.
Wybacz,zapomniałem – mruknął – Jeśli nie chcesz,nie musisz mi o niej mówić.
Nie,Sam – powiedziała stanowczo – I tak prędzej czy później będę się musiała z tym zmierzyć. Jeśli zrobię to od razu,może będzie mi lepiej.
Wzięła głęboki oddech i spuściła na moment głowę. Po chwili podniosła ją dumnie jak gotowa do walki wojowniczka.
O moim ojcu już wiesz. Nic więcej się nie wydarzyło poza tym,że odkąd poznałam prawdę przez kilka tygodni w tajemnicy zbierałam sprzęt na polowania i którejś nocy po prostu wsiadłam w samochód i wyjechałam. Zostawiłam mu list,ale nie podałam prawdziwego powodu. Napisałam tylko,że wyjeżdżam zacząć nowe życie. Cóż,może nie do końca skłamałam – uśmiechnęła się smutno i zaraz potem jej twarz znów spochmurniała. Zacisnęła palce na prześcieradle tłumiąc wewnętrzny ból.
Nigdy nie zadzwonił. Nawet nie napisał. Po prostu wyrzucił mnie ze swojego życia tak jak ja wyrzuciłam jego. Wiele razy miałam z tego powodu wyrzuty sumienia,ale teraz widzę że niepotrzebnie. Wręcz przeciwnie,moje odejście było pewnego rodzaju zemstą. I dopiero teraz,po wydarzeniach z hotelu zaczynam czuć jej smak. I może to kolejny powód,dla którego nie zabiłam Crowleya? Bo tak naprawdę już się zemściłam?
Sam wpatrywał się w nią w milczeniu. Chciał ją dotknąć,ale coś podpowiadało mu,że jeszcze nie jest na to pora. A poruszenie znów tematu Crowleya nie byłoby najlepszym posunięciem. Cierpliwie więc milczał pozwalając jej dalej snuć opowieść o swoim życiu:
Kiedy zostawiałam dom...wydawało mi się,że postąpiłam właściwie. I było tak dopóki jechałam,czułam się wolna. Ale jak tylko zatrzymałam się w motelu i weszłam do obskurnego pokoju z odpryskującą tapetą,rozpłakałam się. Nie mam pojęcia ile to trwało. Ogarnęły mnie wątpliwości,strach. Chciałam nawet zawrócić. I wtedy przypomniałam sobie o matce. Wyjęłam z portfela jej zdjęcie. Uśmiechała się do mnie i pomyślałam,że nie mogę jej zawieść. Że robię to dla niej. A potem pomyślałam o tobie i o Deanie. Że skoro wy daliście radę to ja też mogę. Wzięłam się w garść i od tej pory wszystko jakoś się potoczyło. Znalazłam pierwszą sprawę. W Ohio.
Kawałek drogi – stwierdził Sam.
Przytaknęła i zaśmiała się cicho.
To był duch. Mściwy. Zrobiłam dochodzenie,szybko połączyłam fakty. Odkryłam jego tożsamość i spaliłam ciało. To chyba najgorsza część w byciu łowcą – Wzdrygnęła się na samo wspomnienie – Cały czas powtarzałam „Co zrobiliby Winchesterowie?” i jakoś dałam radę. Szukałam następnych spraw i obecności demonów. Znalazłam demony zawierające pakty,ale na próżno. Niewiele się od nich dowiedziałam. Ale szłam naprzód. Poznałam kilku innych łowców,pytałam o was. Podsuwali mi tropy,ale niemal każdy był fałszywy. Aż w końcu poznałam Alice...
Nastrój momentalnie się zmienił. Zamiast sentymentalnego wzruszenia pojawiło się napięcie. Sarah przełknęła ślinę. Dłoń na prześcieradle zacisnęła się coraz mocniej.
Wiem,że to była Alice. Prawdziwa. Nie perfumowała się jaśminem. Poznałyśmy się w jednym z barów dla łowców. Chyba nazywał się Havelle's.
Tym razem to Sam uśmiechnął się smutno. Przed oczami stanęła mu Ellen,Jo i Ash ze swoją bujną fryzurą i nieprzeciętnym intelektem. Nie zasługiwali,aby skończyć w taki sposób.
Sarah wzruszyła ramionami udając obojętność,ale nie zdołała ukryć drżenia.
Ruszyłyśmy razem w trasę. Polubiłyśmy się. Opowiedziałam jej do czego zmierzam. Wydawała się tym poruszona i obiecała,że mi pomoże. Chyba dlatego,że sama nie miała celu i szukała ścieżki w życiu łowcy.
Wiesz,że każdy łowca został nim z jakiegoś powodu?
Wiem. Ale nigdy nie poznałam motywacji Alice. Tak jakby urodziła się aby polować,tak po prostu. Była genialna. Nauczyła mnie wszystkiego co potrafię. Aż pewnego razu...zmieniła się. Zaczęła używać jaśminu. Do teraz klnę na siebie,że nie wiedziałam o co chodzi. Pomyślałam,że potrzebuje zmiany. Wszyscy ich potrzebujemy. A mimo to nasza przyjaźń się nie zmieniła.
Z jej oczu popłynęły łzy. Sam pomyślał,że i tak była silna. Jedna z najsilniejszych kobiet jakie znał. Podniósł się i bez słowa ją przytulił. Oparła głowę o jego ramię i zamknęła oczy. Tym razem nie cofnęła się wstydząc słabości. Zauważył to i wtedy już wiedział.
Wiedział,że Sarah należy do niego.
Wiedział,że ją kocha.

---------------------------------------------------------------------------

Tak wiem - zaraz zostanę ukrzyżowana za brak Demoen :P Ale nie bójcie się,w najbliższym czasie będzie ich całkiem sporo,będziecie jeszcze błagać o więcej Sama i Sary xD
Chciałabym podziękować wszystkim za tyle cudnych komentarzy pod ostatnim rozdziałem,zwłaszcza pewnemu Anonimowi(Anonimce,jest taka forma?). Twój komentarz dał mi tyle energii do dalszego tworzenia,że jestem obecnie półtorej rozdziału do przodu i nie mogę się oderwać od pisania <3
Także Monice za podsunięcie mi pomysłu z Lucyferem,dzięki któremu poukładałam sobie fabułę w przyszłości i Belli20 za regularne komentowanie ;)
A no i dajcie znać co sądzicie o ostatnim odcinku. Mi się bardzo podobał,miał świetny klimat! No i doszłam do wniosku,że twórcy lubią Polskę,czyżby przez Jareda? :D Weronika mnie bardzo miło zaskoczyła i mam cichą nadzieję,że jakimś cudem jeszcze się pojawi. Szczęściara,być tak blisko Jensena,awww. <3

niedziela, 14 lutego 2016

16. Opens my heart, tears it apart,brings out the devil in me


Wciąż nie pojmuję,jak odnalazła naszą kryjówkę – powiedział Dean krążąc nerwowo po bibliotece. Zadzwonili do Castiela z prośbą o pomoc,lecz jego telefon milczał. I miał nadzieję,że tylko dlatego,że znów zapomniał wyłączyć tryb samolotowy.
Kiedy sukkub się pożywi,przejmuje część wspomnień swojej ofiary. – wyjaśnił Sam
Jak to:wspomnień? – Dean zesztywniał – Wie co robiłem?
Tak,ale dotyczy to tych najświeższych.
No świetnie – mruknął starszy Winchester. Rozbrzmiało w nim echo strachu. Co,jeśli Alice widziała wspomnienie pocałunku w Impali i z tego powodu skrzywdzi Imoen? A czy w ogóle jej na tym zależy skoro jest demonem?
Sam spojrzał na niego ukradkiem i uśmiechnął się pod nosem odwracając wzrok w kierunku laptopa.
Jak ją zabić?
Eeem... – Młodszy Winchester zmarszczył brwi i wystukał coś na klawiaturze. – O,jest. Wystarczy nóż na demony,ale zanurzony w wywarze z dymnicy,goździka i piołunu.
Dlaczego? – zdziwiła się Sarah. Pierwszy raz spotkała się z przypadkiem użycia ziół w stosunku do demona.
Sam uniósł wzrok znad ekranu. Spojrzał na nią,ale kobieta szybko odwróciła wzrok.
Każde z tych ziół odpędza siły nieczyste – powiedział krótko zachowując chłodny profesjonalizm.
Dean popatrzył to na brata,to na pannę Blake. Napięcie elektryczne działające między nimi dało się odczuć również jemu.
Pójdę zadzwonić do Casa – oznajmił i udał się w kierunku swojego pokoju.
Sam westchnął odchylając się na krześle.
W takim razie ja pójdę spakować swoje rzeczy
Sarah podniosła się z krzesła i wyminęła Sama nie patrząc mu w oczy. On jednak złapał ją za nadgarstek kiedy przechodziła. Dopiero wtedy dostrzegła w jego oczach smutek,a nawet swego rodzaju rozpacz.
Mówiąc,nie zwalniał uścisku:
Słuchaj...To co się wydarzyło to sprawa między mną a tobą. Teraz najważniejsze jest znalezienie Imoen zanim coś stanie się jej albo jej otoczeniu. Twoja pomoc się przyda i myślę,że ona byłaby tego samego zdania.
Spojrzała na swój nadgarstek i jego dłoń zaciśniętą kurczowo wokół niego i skinęła wolno głową,a potem wyswobodziła się z uścisku.
Sam uśmiechnął się krzywo.
Świetnie. Dobrze,że chociaż to mamy za sobą.
Już otwierała usta,aby po raz kolejny zapewnić go o szczerości swoich intencji,ale przerwał jej dźwięk komórki. Wysunęła ją z kieszeni spodni i zamarła spoglądając na wyświetlacz.
To Alice – wykrztusiła posyłając Samowi nerwowe spojrzenie.
Daj na głośnik – polecił.
Spełniła jego polecenie.
Alice – oznajmiła starając się nie zdradzać strachu. Głos,który odezwał się po drugiej stronie był głosem jej przyjaciółki,ale nigdy nie słyszała u niej takiego tonu.
Pomyłka,skarbie. Twoja Alice od dawna już nie żyje,a jej ponętne ciałko ma nową właścicielkę. Teraz rządzi w nim Naama.
Nic mnie nie obchodzi jak masz na imię. Gadaj gdzie jest Imoen.
Sam? To ty. No proszę,cóż za brutalność. Nie bierz tego do siebie,to całkiem podniecające,ale jednak wolę twojego brata.
Jak na zawołanie Dean wparował do biblioteki i ruszył ku nim z miną bezdusznego zabójcy potworów. Dosłownie wyszarpał bratu telefon z ręki i warknął:
Posłuchaj mnie dobrze demoniczna wywłoko bo więcej nie powtórzę. W tej chwili powiesz mi gdzie jest Imoen i zabiję cię szybko,albo znajdę cię i napoję taką ilością wody święconej,że twoje naczynie pęknie!
W słuchawce rozległ się stłumiony śmiech.
Co tak ostro,Dean? O ile mnie pamięć nie myli wolisz się nie spieszyć.
Liczę do trzech...
No już dobrze. Lubię czasem być uległa. Jeśli chcesz zobaczyć swojego małego aniołka,przyjedź do hotelu Humboldt. Ostatnie piętro. Czekam.
Dean o mało co nie rzucił telefonem Sary o ścianę. Przyspieszony oddech,rozszerzone źrenice i żądza mordu podsycana przez znamię uczyniły z niego chodzącą furię.
Sarah ostrożnie położyła mu rękę na ramieniu.
Dean. Ochłoń – poleciła krótko.
Nie mam zamiaru marnować czasu. Pakuję broń. Sammy,weź te ziółka z magazynu. Czekam na górze.
Odtrącił dłoń kobiety i ruszył przed siebie z energią zdolną rozsadzić całe pomieszczenie.

*

Sam z niepokojem patrzył na swojego brata zaciskającego palce na kierownicy. Serce wybijało mu szaleńczy rytm reagując na wiszące napięcie. W Impali panowała cisza odkąd wyjechali z bunkra. A jako,że wcześniej ustalili,że na wszelki wypadek Sarah pojedzie swoim samochodem,nie było nikogo kto podzielałby jego nastrój. Młodszy z Winchesterów zazwyczaj nad sobą panował,lecz do czasu. Buzujące w nim napięcie narastało do pewnego momentu,aż w końcu wybuchało pozostawiając silnej woli małe pole manewru. W tym względzie bracia byli do siebie bardzo podobni.
Dean,co z tobą? – Jego głos ostro przeciął ciszę. – Nie jesteś ostatnio sobą. A od kiedy Imoen zniknęła jest jeszcze gorzej.
W przeciwieństwie do ciebie u mnie wszystko gra Sammy – oznajmił stanowczo Dean całą uwagę skupiając na drodze.
Mógł się tego spodziewać,ale mimo to słowa brata zbiły go z tropu. Dean kątem oka to dostrzegł.
Powiesz mi o co chodzi z Sarą? Dlaczego zachowujecie się w stosunku do siebie jak demon i łowca?
Ona mnie oszukała,Dean – oznajmił cicho po chwili milczenia. – Tak naprawdę wcale nie chodziło jej o znalezienie mnie. To znaczy chodziło,ale nie dlatego... – Przełknął ślinę. Z trudem o tym myślał,a co dopiero mówił.
Nie dlatego,że wciąż mnie kochała.
Dopiero teraz Dean oderwał oczy od drogi i spojrzał na brata ze szczerym zdziwieniem. Pozwolił mu jednak kontynuować.
Zależy jej na zemście na Crowley'u. Ma na tym punkcie obsesję.
Starszy z Winchesterów mruknął coś niezrozumiale pod nosem. Nie wierzył,że Sarah byłaby do tego zdolna,a tym bardziej,że wierzył w to Sammy.
Ale zostawmy mnie i Sarę. Wyjaśnimy to między sobą. Ty chyba masz poważniejszy problem braciszku.
Sam spojrzał wymownie na brata,który oderwał na moment spojrzenie od drogi i prychnął. Nie była to jednak przekonująca negatywna reakcja. Starszy z Winchesterów przełknął ślinę i odliczył w myślach do dziesięciu. Co miał powiedzieć Sammy'emu? Zbyt dobrze się znali,by w dalszym ciągu próbować go oszukiwać.
Tylko,że on sam nie wiedział. W głowie miał jeden wielki zamęt w dzień doprowadzający do szaleństwa,w nocy wywołujący bezsenność. Rozmyślał o tym już od dawna,odkąd uchronił ją przed upadkiem tam,w lesie.
Czy to możliwe,żeby zakochał się w aniele?
Imoen go urzekła. Jej niewinność i niewiedza o świecie powinny go irytować,ale wręcz przeciwnie-urzekały go. Była naturalna i szczera,nikogo nie udawała i nie przejmowała się opinią innych. To wszystko dodawało piękna jej i tak już urodziwej postaci.
Powróciło wspomnienie jej jedwabistych włosów opadających na ramiona,gładkiej cery wyczuwalnej pod opuszkami palców i tych słodkich,zaróżowionych po pocałunku ust...
Dean,uważaj!
Dźwięk klaksonu przywrócił go do rzeczywistości. Zamrugał uświadamiając sobie,że wymusił pierwszeństwo zjeżdżając na niewłaściwy pas. Szybko na niego powrócił uprzednio upewniając się,że nic nie stoi na przeszkodzie.
Z drugiej jednak strony,złość którą odczuł dowiadując się,że anielica została porwana,znacznie dała pożywkę znamieniu. Stąd też nie był pewien czy targające nim emocje to działanie magii starszej od świata...czy też tej znanej od jego początków.
Sam nie miał takiego problemu i szybko wyrobił sobie opinię.
Zapomnij co mówiłem. Nie musisz nic mówić. Zaparkuj gdzieś. To już tutaj.
Ich oczom ukazał się nowoczesny szary budynek w kształcie bryły z połyskującym na szczycie czerwonym napisem „Humboldt Hotel”.
Chyba nawet wiem gdzie – mruknął kierując się w stronę drugiej,krwistoczerwonej Impali zaparkowanej tuż przy ulicy. Gdyby nie fakt,że szkoda byłoby mu samochodu,z chęcią przygwoździłby jej właścicielkę do blachy. Na stałe.
Dobra. – powiedział Dean trzaskając klapą od bagażnika. – Znajdźmy jakieś miejsce,gdzie możemy przygotować truciznę dla tej małej dziwki.
To żaden problem – powiedziała Sarah,która przybyła na miejsce wkrótce po nich. – Najpierw powinniśmy ustalić plan działania. Czuję,że coś tu jest nie tak.
To znaczy? – Dean zmarszczył brwi.
Sarah wzruszyła ramionami.
Nie wiem. Kobieca intuicja. Wątpię,żeby Alice była tam sama.
Zdziwiłbym się,gdyby tak było – wtrącił Sam.
Ok,więc co proponujesz Saro?
Nieco się zdziwiła,że ten zaborczy i pewny siebie Winchester liczy się z jej zdaniem,a wręcz na nim polega. Sytuacja była zatem poważniejsza niż początkowo sądziła.
Zrobimy tak: Zanim dojdziemy na to ostatnie piętro,oczywiście rozejrzymy się za pułapkami. Kiedy już tam dojdziemy,pójdę przodem a wy będziecie tuż za mną nie pozwalając się zaskoczyć żadnym jej sztuczkom.
O nie,nie – sprzeciwił się stanowczo Dean – Nie pozwolę ci iść przodem.
Dam sobie radę,Dean. Ja i Sam odwrócimy jej uwagę a ty odnajdziesz Imoen.
J-ja? Dlaczego ja?
Sam i Sarah wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Dean zmrużył oczy wyczuwając co się święci. Gdyby tak się stało,jego uczucia do anielicy natychmiast wydostałyby się na zewnątrz. Wyładowanie gniewu było znacznie prostsze.
Ty powinnaś jej poszukać. Ja dorwę tą sukę.
Och nie, dlaczego znowu...
Znajdziemy ją po wszystkim! – wtrącił Sam unosząc dłonie w geście kapitulacji. Jego brat i panna Blake podziękowali mu bezgłośnie.
Ale to ja idę pierwszy – zaznaczył Dean patrząc na nią nie znoszącym sprzeciwu wzrokiem.
Doobra – mruknęła Sarah przewracając oczami
Przyrządzili wywar z ziół i starszy Winchester zanurzył w nim nóż. W jego oczach błysnęła żądza krwi. Schował broń za pazuchę oliwkowej kurtki narzuconej na rozpiętą koszulę i skinął pozostałym głową. Bez większych problemów zakradli się na najwyższe piętro i to wcale nie był dobry znak.
Cisza mącona jedynie odgłosami ich kroków zdawała się kąsać. Im głośniej rozbrzmiewały,tym ból był silniejszy. A ten ból wywoływał strach. Po raz pierwszy od dawna Dean go odczuwał. To uczucie go zaskoczyło,ale znał jego genezę-był to strach o kogoś,na kim mu zależało,a nie o siebie. Zazwyczaj czuł się tak gdy chodziło o brata. A teraz...
Potrząsnął lekko głową i z łomoczącym sercem,które lada moment mogło wyskoczyć z piersi,złapał za gałkę mahoniowych drzwi i przekręcił ją. Drzwi stuknęły cicho i uchylił je zakradając się do pokoju.
Naprzeciw wejścia znajdowała się sofa obita szarym materiałem,stolik do kawy i oparta o ścianę komoda z ciemnego drewna. Normalny widok,jednak po skierowaniu wzroku na prawo,zamarł.
Crow...
Pougheepsie – przerwał zanim Winchester zdążył wypowiedzieć jego imię. Dean poczuł,że krew odpływa mu z twarzy. Crowley użył ich hasła oznaczającego niebezpieczeństwo,lecz zanim zdążył zareagować,został zaatakowany z lewej strony. Demon powalił go na ziemię tylko po to,by za chwilę zostać dźgniętym nożem przez Sarę.
Co do cholery?! – krzyknął Dean. Crowley wzruszył ramionami udając obojętność,ale resztki człowieczeństwa dawały o sobie znać. Wyczytał w jego oczach zaskoczenie i...zalążek strachu. – Co ty tu robisz? Gdzie jest Imoen?
Obawiam się,że jest tymczasowo niedysponowana – odezwał się głos za jego plecami. Alice uśmiechała się słodko z kanapy.
Sarah odwróciła głowę. To,co ujrzała sprawiło,że łzy napłynęły jej do oczu. Całą siłą woli zdążyła stłumić ich potok. Kobieta,którą ujrzała miała ciało jej przyjaciółki,ale jej wyraz twarzy,ton głosu i bijąca zeń aura były diametralnie inne. Tak jakby rozmawiała z odbiciem w krzywym,demonicznym zwierciadle.
Alice... – wydusiła przez ściśnięte z żalu gardło. Sukkub ją zauważył i przewrócił oczami wolno wstając z kanapy.
Błagam,już to przerabiałyśmy. Nie jestem twoją Alice. Mam na imię Naama. A ty jesteś...oh racja,Sarah Blake,prawda? Co prawda Alice już nie żyje,ale jej wspomnienia ciągle tu są. – postukała palcem o głowę i uśmiechnęła się szeroko – Nieźle się bawiłyście co? Tyle jej zawdzięczasz...
Nie słuchaj jej – warknął Sam.
Nie będzie musiała – Dean zamachnął się za plecami demonicy,ale ona zrobiła zwrot i zatrzymała jego rękę tuż nad swoją głową. W jego spojrzeniu kryła się żądza czystego mordu.
Naama pociągnęła nosem.
Goździk? Oh,Dean,wiesz co mnie podnieca...
Gdzie ona jest? – wycedził walcząc z jej uchwytem. Demony zawsze miały więcej siły niż ich naczynia,więc mięśnie drgały mu ze wzmożonego wysiłku.
Lubisz tę małą,co? – uśmiechnęła się znacząco – Ale to nie ma już znaczenia. Żadne z was stąd nie wyjdzie.
Nagle poczuł szarpnięcie i jakaś niewidzialna siła wbiła go w ścianę z całym impetem. Kątem oka dostrzegł,że jego brat i Sarah też to odczuli.
Ty jesteś tym,który nosi znamię – zwróciła się do Deana Abaddon wolnym krokiem przemierzając pokój. Trzymała przed sobą wyciągniętą dłoń przytrzymując całą trójkę przypartą do ściany swoją demoniczną mocą. Przekrzywiła głowę i przyglądała mu się przez chwilę – Nie mogę się zdecydować. Zabić cię na końcu,oczywiście powoli i boleśnie każąc patrzeć na ich śmierć czy najpierw,napawając się tryumfem?
Podczas gdy Abaddon rozkoszowała się przemocą słowną wobec Winchesterów,obecny Król Piekła nie tracił czasu. Korzystając z jej nieuwagi zniknął i po chwili pojawił się ukrywając pod płaszczem Pierwsze Ostrze.
Wstrzymaj karetę królewno – wtrącił wsuwając dłonie do kieszeni i przybierając znużony wyraz twarzy. – Nie jesteś tu sama.
Abaddon odwróciła ku niemu zniecierpliwiony wzrok. Czemu ten dureń musiał psuć jej zabawę?
O ile się nie mylę,mieliśmy współpracować. A więc dlaczego chcesz się bawić beze mnie?
Widzisz Crowley... – Rudowłosa odwróciła się do niego pozostawiając trójkę łowców unieruchomionych pod ścianą. – Jak mawiają...kobieta zmienną jest.
Zanim zdążył się poruszyć,Abaddon wyciągnęła rewolwer i wystrzeliła w jego kierunku. Pocisk przeszył mu ramię wywołując pulsujący ból.
Rozum ci odjęło?! – wrzasnął opadając na fotel. Równocześnie Pierwsze Ostrze wypadło mu zza pazuchy.
Stara sztuczka,której nauczył mnie Henry Winchester. Diabelska pułapka wyryta na naboju. Nie jesteś uszkodzony,tylko bezsilny. – Abaddon skierowała wzrok na prastarą broń – No proszę. A jednak intuicja mnie nie zawiodła. Spiskowałeś z tymi chłopcami od tak dawna. Czemu dzisiaj miałoby być inaczej?
Podniosła Ostrze z podłogi i obróciła je w dłoniach,a potem przejechała palcem po jego zębach.
Naama – zawołała. – Zajmij się tym,skarbie.
Z radością,pani – skinęła głową i wzięła nóż w swoje dłonie.
Dean poczuł,że krew w jego żyłach zaczyna krążyć szybciej,a oddech przyspieszać. Widok Ostrza podziałał na niego jak kawałek chleba na głodnego. Całe jego ciało zaczęło wyrywać się ku niemu,znamię paliło żywym ogniem,nie liczyło się nic innego poza rozpaczliwą próbą osiągnięcia tej upragnionej jedności.
Naama podeszła do niego i uśmiechnęła się szeroko.
Ciekawe,czy ta zabaweczka spodoba się twojemu aniołkowi. Z jedną czy dwoma bliznami na pewno będzie jej do twarzy,nie sądzisz?
Tymi słowami przepełniła czarę goryczy. Umysł Deana,już i tak ogarnięty szałem dostał dodatkowy bodziec. Czysta furia i adrenalina buzujące mu w żyłach były silniejsze niż magia Abaddon. Z dzikim krzykiem skruszył niewidzialne okowy i rzucił się na sukkuba wyrywając jej Ostrze. Kiedy dostał je w swoje ręce,nic innego nie miało już znaczenia. Serce pompowało mu krew co najmniej dwa razy szybciej niż zazwyczaj,podczas gdy umysł chciał jej widoku pryskającej wszędzie. Zdążył zauważyć błysk przerażenia w oczach Naamy,kiedy chwycił ją za gardło.
Gdzie ona jest? – wycedził z gromem ciskającym z oczu.
Na...dole – wychrypiała walcząc o oddech.
Z całą siłą wbił Ostrze w jej brzuch. Demonica wrzasnęła,a on w odpowiedzi je przekręcił sprawiając większy ból. Nawet nie poczuł,kiedy pada martwa na ziemię. Jego ręce były umoczone krwią,ale nie zwrócił na to najmniejszej uwagi.
Na horyzoncie był już kolejny cel.
Szczerze zaskoczona Abaddon wyciągnęła dłoń starając się go odepchnąć. Jej siła nieco spowolniła Winchestera-mięśnie mu drgały z nieludzkiego wręcz wysiłku,jednak nie czuł bólu ani zmęczenia. W przeciwieństwie do rudowłosej.
Jednym szybkim ruchem umieścił zbroczone już krwią Ostrze w jej trzewiach i bez wysiłku uniósł ją w górę. Abaddon jęknęła,kiedy z jej oczu i ust wystrzeliło jaskrawe światło. Jej agonia trwała przez chwilę,aż w końcu ciało z hukiem upadło na posadzkę.
Napięcie nieco zelżało,serce przestało mu bić szaleńczym rytmem,poczuł się...słaby.
Opadł na kolana tuż obok ciała Rycerza Piekła. Z najwyższym trudem wypuścił z zakrwawionej dłoni broń i spojrzał na brata i Sarę.
Ich miny bynajmniej nie były zachwycone. Twarz Sammy'ego była bez wyrazu,jednak w jego oczach malował się nieukrywany strach. Sarah z kolei wytrzeszczała oczy ze zdumienia. Jej pierś falowała pod wpływem przyspieszonego oddechu. Widok furii Deana przeraził ją.
Wracała mu jasność umysłu. Adrenalina opadła pozwalając myślom płynąć swoim własnym torem. Zebrał sił na tyle,by się podnieść i natychmiast wybiegł z pokoju ignorując wołanie brata.


*


Obudziło ją promienisty ból rozchodzący się falą po całym ciele. Otworzyła oczy i dostrzegła,że wciąż jest w tym samym pomieszczeniu,chociaż wydawało jej się,że umarła. Głowa pulsowała,jakby w każdej chwili mogła eksplodować.
Dreszcz zimna wstrząsnął całym ciałem wywołując drżenie.
Co się działo?
Zamiast wewnętrznej euforii i delikatnego mrowienia,czuła wewnątrz olbrzymi ciężar. Zrozpaczona usiłowała odnaleźć w sobie energię,lecz odpowiedziało jej jedynie echo. Było zbyt słabe,by mogła z nim zrobić cokolwiek. Po chwili przestała odczuwać nawet i to. Jak iskra tląca się by za chwilę ostatecznie zgasnąć. Tak,jakby ponownie upadła na ziemię,ale wtedy przynajmniej mogła się obronić.
Ogarnęła ją panika. Zaczęła się szarpać pragnąc za wszelką cenę uwolnić się od tych uczuć. Krzesło zachwiało się i przewróciło przygniatając jej delikatne ciało do posadzki,a drzazgi z połamanego mebla pocięły jej skórę. Strużka krwi popłynęła po jej policzku,lecz nie miała siły by poruszyć dłonią i ją zetrzeć. Jej ciałem niby najmroczniejszy demon zawładnął tępy ból. Nie wiedziała,jak długo tak leży,ale krew na dłoniach i policzku zdążyła już zaschnąć. W jej głowie błąkało się milion myśli na minutę,ale wśród nich przebijała się jedna.
Umrzeć jak najszybciej.
Nagle usłyszała hałas na korytarzu. Coś z hukiem spadło na podłogę przy akompaniamencie tupotu ciężkich butów. Zamarła
Czy to już? Zaraz będzie po wszystkim?
Metalowe drzwi otworzyły się z hukiem. Zza nich wyłonił się Dean.
Uniosła spojrzenie na jego twarz i poruszyła się niespokojnie,podświadomie chcąc uciec. Kołnierz jego brązowej koszuli zbroczony był świeżą krwią,tak jak i ręce. Szczęki miał zaciśnięte tak mocno,że nieomal słyszała zgrzyt zębów,a w oczach czaił się niebezpieczny błysk wyrażający chęć mordu.
To wszystko się zmieniło,gdy odnalazł ją wzrokiem. Jego oblicze uległo zupełnej metamorfozie. Mięśnie rozluźniły się a usta rozchyliły wydając nieartykułowany dźwięk. Największa zaś zmiana była zauważalna w oczach. Gniewny błysk zgasł,a zamiast niego w zielonych tęczówkach pojawiły się łzy.
Ale w oczach Deana Winchestera oprócz smutku kryła się i miłość.
Imoen załkała czując obezwładniający przypływ ulgi. Chciała unieść głowę,ale była zbyt wyczerpana.
Dean... – wyszeptała niemal bezgłośnie.
Cii,maleńka – powiedział opadając na kolana. – Wszystko będzie dobrze.
Usunął resztki drewna z jej ciała i ostrożnie podniósł ją do pozycji siedzącej opierając o swoje ramię. Na jej ramionach dostrzegł gęsią skórkę,czuł pod palcami jak dygocze. Szybkim ruchem zdjął z siebie koszulę i narzucił ją na anielicę. Ale...zaraz. Ona nie powinna dygotać. Nie powinna czuć zimna...
Delikatnie odchylił jej głowę i dostrzegł na szyi zaschniętą krew. Zacisnął dłoń w pięść czując nową falę gniewu.
Nic się nie martw. Zapłaciła za to.
Zabiłeś ją? – spytała cicho z niedowierzaniem.
Tak – odparł spuszczając wzrok. Czuł,że poniekąd ją zawiódł. W końcu Imoen była jedną z nielicznych osób zdolnych dostrzec jego prawdziwe oblicze. Nie chciała więc patrzeć na niego jak na bezwzględnego zabójcę.
Wydobył pistolet i dwoma kulami uwolnił jej nadgarstki i kostki rozmasowując delikatnie. Patrzyła na niego z wyczekiwaniem. Po chwili wahania odgarnął jej włosy i ujął twarz w dłonie.
Przepraszam,Imo. – powiedział patrząc prosto w jej wymalowane bólem oczy – Za wszystko. Za to,że kazałem ci wtedy odejść. Nie chciałem tego. Cholera,gdybym cię wtedy zatrzymał to nigdy by się nie wydarzyło. Ale teraz jestem. I...będę. Odzyskam twoją łaskę,obiecuję ci to.
Dean,czy ty... – zaczęła anielica lecz zachłysnęła się powietrzem i natychmiast wstrząsnął nią atak kaszlu odbijając się echem bólu w jej zranionym gardle.
Nic więcej nie mów. Wyjaśnię ci wszystko w bunkrze,kiedy poczujesz się lepiej.
Skinęła tylko głową,a on bez żadnego wysiłku uniósł ją uważając,by nie sprawić jej bólu. Oparła głowę o jego pierś. Zawładnęło nią przyjemne uczucie rozlewające się po całym ciele skutecznie pokonując ból. Był z nią. Była bezpieczna. Nic więcej się nie liczyło.
Zanim ułożył ją bezpiecznie na tylnym siedzeniu Impali,zasnęła rozpływając się w tym poczuciu do granic.


*


Sam bezskutecznie usiłował zachęcić brata do wycofania się,ale on nie zważał na jego wołanie i w ułamku sekundy opuścił apartament. Obawiał się,że Dean wciąż może być pod wpływem znamienia i być w stanie zranić uwięzioną anielicę. Już miał za nim biec,ale Crowley go powstrzymał zwracając się do trzymającej w zaciśniętej dłoni nóż Sary:
No dalej. Zrób to.
Wpatrywała się w niego z mieszaniną nienawiści i odrazy wymalowanych w bystrych oczach. Był taki bezbronny siedząc na fotelu i przyciskając dłoń do postrzelonego ramienia. Wystarczyłby pchnąć nóż w jego trzewia i patrzeć jak demoniczna dusza umiera w ludzkim naczyniu przy akompaniamencie lśniących we wnętrzu błyskawic.
Ale czy to naprawdę byłaby zemsta?
Połowę życia spędziła na ściganiu go w przekonaniu,że tylko i wyłącznie on jest odpowiedzialny za śmierć jej matki. Kiedy wydawałoby się,że dopnie swego,pojawiły się nowe fakty skutecznie mącące dotychczasowymi planami. Jasne,był demonem,w dodatku Królem Piekła,mógł z łatwością ją oszukać bez mrugnięcia okiem. Ale ona nie miała powodów by mu nie wierzyć. Zbyt wiele przeżyła zanim ta wendetta zmieniła się w sposób na życie.
Jej pierś unosiła się i opadała w przyspieszonym rytmie. Palce zacisnęły na nożu aż do zbielenia kłykci. Część jej duszy pochodząca ze starego życia krzyczała:Zrób to! Druga,ta nowa Sarah odciągała jej ramię do tyłu. Czy warto było tracić możliwość nowego życia dla kaprysu wywołanego przez stare?
Spojrzała ukradkiem na Sama rozpaczliwie starając się odczytać jego myśli. To zawsze było trudne,ale mogła się założyć,że dominującym uczuciem w stosunku do niej jest nienawiść. Gdyby teraz zabiła demona,potwierdziłaby tylko swój wizerunek w jego oczach,a przecież pragnęła go naprawić! Chciała uwolnić się od pragnienia zemsty,którym sama się napiętnowała,ale to nie znaczy,że wiedzie ku temu tylko jedna droga. Rozpędziła się,ale zawróci ze ścieżki zemsty na demonie choćby miała zapłacić za to najwyższą cenę.
Nie pozwoli się zatopić w odmętach starego życia.
Nie pozwoli sobie na kolejną stratę.
Z impetem wbiła nóż w stojący nieopodal stolik z całą siłą kotłujących się w niej emocji. Crowley popatrzył na nią zaskoczony,ale zmrużył oczy wyczuwając podstęp.
Zabicie ciebie niczego nie polepszy. Mogłoby jedynie skomplikować mi życie jeszcze bardziej.
To mówiąc,odwróciła się w stronę wyjścia posyłając Samowi krótkie,wymowne spojrzenie. Winchester wpatrywał się w wejście jeszcze przez chwilę.
Oszczędziła go. Tyle lat chciała go zabić,a kiedy miała ku temu okazję,oszczędziła go!
Poczuł falę mdłości. Wiedział,co miało oznaczać to spojrzenie. Sarah chciała mu udowodnić,że pomylił się wyrabiając sobie o niej niepochlebną opinię.
I udało jej się. Tylko,że on wcale nie był z tego powodu zadowolony.
Ej,łosiu! – Głos Crowleya przywrócił go do teraźniejszości. – Mógłbyś chociaż mi z tym pomóc.
Sam bez słowa rzucił mu nóż.
Mogliśmy cię zabić,Crowley. Ciesz się,że żyjesz.
To mówiąc,odwrócił się i opuścił pomieszczenie.
Crowley zaklął w myślach wbijając nóż w ranę. Skrzywił się kilka razy,aż w końcu wydobył z niej przyczynę swojej niemocy.
Nawet on znał takie słowo jak wdzięczność. Tymczasem Winchesterowie zdawali się mieć gdzieś,że uratował im życie przy okazji ryzykując swoim własnym. Zapłacą za to przy najbliższej okazji.
Wstał z fotela i już miał zamiar znikać,kiedy jego wzrok przykuł błysk przy gnijącym ciele Abaddon. Podszedł bliżej i podniósł fiolkę ze złocistą esencją. Uśmiechnął się do siebie.

Chyba zemsta będzie prostsza niż się wydawało.



-----------------------------------------------------------------------

Bella 20,tym razem to Ty jesteś o krok przede mną i nie musiałaś długo czekać na następny xD
Walentynkowy odcinek Supernatural mamy zaliczony(swoją drogą kiepski,dajcie mi wreszcie akcję sezonu!) to pomyślałam,że tutaj coś trzeba wstawić,so...hope you enjoyed it ;)
Theme by Hanchesteria