piątek, 25 marca 2016

21. [+18] Innocence is gone

 – To już tutaj.
Dean zatrzymał Impalę na grząskim gruncie kilka kroków od wejścia do przysłoniętej drzewami chaty. Imoen ostrożnie postawiła stopę na ziemi i szybko przebiegła wzrokiem po otoczeniu. Zdołał w jej oczach dostrzec błysk strachu,ale także i fascynację.
Otworzył bagażnik i wydobył z niego bagaże. Ze swojej torby wydobył lekki pistolet i ukrył go na dnie. Przyda się później,lepiej żeby na razie anielica się na niego nie natknęła.
Drzwi do chaty otworzyły się. Wewnątrz panował mrok,więc Dean odnalazł włącznik uruchamiający zwisające z sufitu pojedyncze żarówki.
Ich oczom ukazało się niewielkie pomieszczenie główne i dwa następne w oddali. Ściany wyłożone były panelami z jasnego drewna,zaś te leżące na podłodze były poszarzałe. Nawet mimo żarówek w pomieszczeniu było mało światła,a to za sprawą małych okien i wiszących w nich zakurzonych zasłon. Podniszczone meble stały w pobliżu ogromnego,kamiennego kominka,który musiał być długo nieużywany,gdyż w powietrzu czuć było wilgoć. Tuż przed kominkiem rozciągał się olbrzymi dywan ze skóry najpewniej niedźwiedzia.
Nie ma tu luksusów... – powiedział przepraszająco Dean zamykając za sobą drzwi.– Ale postaram się to wynagrodzić.
Jest w porządku – powiedziała Imoen. – Naprawdę.
Patrzył na nią przez chwilę uśmiechając się. Kiedy zdał sobie sprawę co robi,odchrząknął i spuścił wzrok.
Pójdę...muszę to... – wymamrotał przemykając do kuchni ze wszystkimi tobołami.
Pomogę ci – oznajmiła wesoło i ruszyła za nim.
Nie. – powiedział stanowczo – Obiecałem,pamiętasz? Przygotuję wszystko a ty się rozejrzyj. Ale najpierw rozpalę w kominku.
Niechętnie,lecz zgodziła się. Usiadła na przybrudzonej sofie nie martwiąc się stanem swojego ubrania i wpatrzyła się w ogień. A raczej udawała,że na niego patrzy. Przypominał jej o pierwszym dniu na ziemi,kiedy bracia zamknęli ją w ognistym kręgu. O tym,jak bardzo bała się Deana i momentalnie zadrżała. Czy dziś też powinna się go bać?
Mimo swoich obaw wolała patrzeć na niego niż w ogień. Zdjął brązową,skórzaną kurtkę i podwinął rękawy swojej rozpiętej,czarnej koszuli narzuconej na T-shirt w tym samym kolorze obnażając przy tym silne ramiona. Stał do niej tyłem tak,że widziała zarys jego pleców. Co jakiś czas odwracał głowę ukazując kawałek profilu – mocną szczękę,szorstki policzek i zmarszczone brwi. Skupiał się nad czymś.
Ogień wypełnił domek przyjemnym ciepłem i zaczęło jej się robić gorąco w płaszczu. Wstała więc i zsunęła go z ramion odgarniając do tyłu włosy,które opadły na pokrytą koronką sukienkę barwy popiołu. To Sarah ją wybrała. Powiedziała,że bardzo łatwo ją zdjąć ,więc będzie w sam raz. Nie wiedziała jednak co to ma oznaczać.
W końcu usłyszała jego kroki i uniosła głowę. W oddali dostrzegła nikłe światło świec i butelkę z czerwonym płynem.
Winchester oparł dłonie na biodrach. Zmierzył ją krótkim spojrzeniem wywołującym błysk w oczach.
Gotowe – oznajmił krótko.


*


Więc takich domków jest więcej? – spytała Imoen siedząc przy podniszczonym stole. Był nakryty dla dwóch osób – dwa talerze z kolacją stały na przeciwległych krańcach stołu. Obok nich znajdowały się cudem znalezione kieliszki. Co prawda do szampana,ale nie miało to najmniejszego znaczenia. W nich zaś stało czerwone wino nieco już nadpite.
Tak. Mój przybrany ojciec,Bobby ma je prawie w każdym stanie. Każdy łowca może się w nich zatrzymać podczas polowania.
Ale my nie jesteśmy na polowaniu. Nie będzie miał nic przeciwko? On albo inni łowcy?
Dean odłożył widelec i uśmiechnął się smutno.
Bobby nie żyje. A z innymi łowcami jestem w kontakcie. Żaden się tu nie pojawi.
Przepraszam. Nie chciałam...
Nie szkodzi.
Oboje zamilkli i zajęli się jedzeniem. Imoen wzięła kilka kęsów i przeżuła je w zamyśleniu.
Smakuje ci? – spytał Dean nie wiedząc jak odczytać jej reakcję.
Och,tak. Sam to przygotowałeś?
Szczerze? Nie. Zamówiłem w jednej z knajpek przed wyjazdem.
Imoen roześmiała się. Dźwięczny,dziewczęcym śmiechem,który sprawił że i on się uśmiechnął. Upił łyk wina chcąc ukoić drżenie ciała.
Naprawdę smaczne,ale chyba wolę burgera i frytki.
Tym razem to on się roześmiał. Nie mógł uwierzyć,że w niektórych momentach czuł się onieśmielony jej obecnością,a w innych czuł się w jej towarzystwie swobodniej niż z bratem. To właśnie był jeden z takich momentów – kiedy ciało powoli zajmuje się pożądaniem jak ogniem,a umysł jest spokojny i zrelaksowany.
Za to wino? Zdecydowanie lepsze od wódki czy whiskey.
I tu ośmielę się nie zgodzić.
Dlaczego? – zdziwiła się Imoen marszcząc brwi. – Przecież sam je zaproponowałeś. Mówiłeś,że to twoje wyobrażenie randki.
Mhm. – mruknął. – Bo tak było. A teraz...teraz mam trochę inne wyobrażenia.
Imoen odetchnęła głęboko. Znów poczuła to dziwne mrowienie między udami. Opróżniła kieliszek do końca i wstała chcąc zagasić to dziwne uczucie.
Pozbieram naczynia – oznajmiła.
Nie zaprotestował. Oparł łokcie na stole i patrzył,jak jej zgrabne dłonie chwytają kolejne talerze a sukienka wije się wokół kolan,kiedy się odwracała aby przełożyć je na blat. Wreszcie na stole pozostały już tylko świeczki.
Dean bezszelestnie podniósł się z krzesła. Imoen stała tyłem i nie zauważyła,że się zbliża. Wyczuła natomiast jego niecodzienny zapach – pachniał wodą kolońską. Gdy jego postać przysłoniła jej światło,znieruchomiała. Jej pierś unosiła się i opadała w szybszym rytmie,wyczuwał drżenie jej ciała pod materiałem sukienki. Do jego nozdrzy coraz silniej docierała kwiatowa woń,z której wyłowił najintensywniejszy zapach – różę. Tak doskonale do niej pasowała...
Odgarnął z jej ramienia miękkie włosy i zbliżył usta do jej szyi. Imoen wydała z siebie cichy jęk. Jego ręce powędrowały do jej talii,przyciągnął ją do siebie bliżej,aby zacząć podróż przez jej szyję. Lecz nie przesuwał się niżej,jak początkowo miał ochotę. Szukał jej ust. Pragnął spojrzeć jej w oczy.
Jednym,płynnym ruchem odwrócił ją twarzą do siebie. Wpatrywała się w niego roziskrzonymi oczyma. Usta anielicy rozchyliły się instynktownie czekając na więcej. Nie mógł przejść obok tego faktu obojętnie. Pocałował ją łapczywie,lecz z uczuciem. Przesunął językiem po jej wargach chcąc by się przed nim otworzyła. Imoen przyjęła zaproszenie. Pierwszy raz pozwolił pożądaniu przejąć kontrolę nad pocałunkiem.
Przesuwał dłońmi po całym jej ciele aż zanurzył palce w jedwabistych włosach. Ona również dała się unieść. Dosłownie i w przenośni. Zarzuciła mu ręce na szyję,a wtedy on chwycił ją za pośladki i przeniósł na blat ponownie zatapiając się w jej ustach.
Przesuwał ręką po jej udzie aż dotarł do biodra. Oboje wstrzymali oddech,gdy dotknął cienkiej,delikatnej koronki.
A myślał,że już bardziej gotowy być nie mógł.
Wyczuł,że Imoen zaciska uda. Mruknął coś i pogładził ją uspokajająco od wewnętrznej strony. Wtedy się rozluźniła i nieco je rozchyliła.
Dean odsunął się i nie odrywając od niej wzroku zdjął kolejno koszulę i T-shirt. Z nieukrywaną radością patrzył,jak wzrok anielicy prześlizguje się po jego torsie,a jej oczy rozszerzają się. Wolno,z wahaniem położyła swoje drobne dłonie na jego piersi. Przymknął oczy kiedy przesuwała je w górę i w dół,odczytując palcami kształty mięśni. Oddech mu przyspieszył i nagle zrobił się niecierpliwy. Sięgnął do suwaka za jej plecami i odsunął go z cichym szelestem.
Zdejmij ją – powiedział chrapliwym z pożądania głosem.
Cień strachu mignął w jej oczach,ale znikł równie szybko jak się pojawił.
Ufała mu.
Zahipnotyzowana tymi nowymi i dziwnymi,lecz przyjemnymi doznaniami zeskoczyła z blatu i zsunęła sukienkę z ramion odrzucając ją stopą na bok.
Dean westchnął na widok jej ciała odzianego w bieliznę z koronki w tym samym popielatym kolorze co sukienka. Teraz już wiedział,co knuła Sarah tuż przed ich wyjazdem. I chyba będzie musiał jej za to podziękować.
Chodźmy stąd – powiedział przygryzając wargę.
Co? Gdzie ty...Och! – Nie dokończyła,bo wziął ją na ręce i przeniósł na drugi koniec domku. Do sypialni.
Położył ją na łóżku zaścielonym prostym,białym prześcieradłem i jednym,płynnym ruchem pozbył się spodni. Imoen obserwowała każdy jego ruch drżąc w oczekiwaniu.
Nie miała pojęcia,co robią. A właściwie co zamierzają zrobić. Ale nie obchodziło jej to. Chciała tylko poddać mu się i odpłynąć.
Poczuła nad sobą jego ciężar. Pochylił się i pocałował ją przelotnie w usta i zaraz potem zszedł niżej,do szyi. Nagle jego usta znalazły się pod materiałem jej biustonosza. Jęknęła cicho i wygięła się w łuk. Fala gorąca rozeszła się po całym jej ciele. Małe ochłodzenie nadeszło,gdy nie wiedzieć jak i kiedy Dean pozbył się jej stanika. To jednak było za mało by ugasić wybuchający ogień. Tym bardziej,że na jednym dotknięciu tam się nie skończyło...
Schodził coraz niżej,aż w końcu wsunął kciuki za tasiemki i zsunął jej majtki. Zaczęła szybciej oddychać,gdy szorstki policzek zaczął zbliżać się do źródła tego dziwnego drżenia między udami. Delikatnie rozchylił płatki jej kobiecości i przesunął weń językiem. A potem jeszcze raz i jeszcze...
Imoen westchnęła przeciągle. Czuła przyjemny dreszcz w miejscu,gdzie ją pieścił. Z każdym dotykiem jego języka nasilał się i promieniował na całe jej ciało,a ona stawała się coraz bardziej mokra. Napięcie było coraz większe i dyszała prawie tracąc władzę w nogach. I wtedy...Dean przestał.
Uniósł się na łokciach i popatrzył na nią z chytrym uśmiechem.
Dlaczego przestałeś? – wymamrotała.
To jeszcze nie koniec skarbie. Obiecuję. – odparł chrapliwym z podniecenia głosem. On także odczuwał rozkosz tej pieszczoty. Uwielbiał zadowalać kobiety i stawiać ich rozkosz ponad własną.
Odsunął się i pozbył ostatniej części garderoby. Imoen wpatrywała się w niego uważnie chcąc zapamiętać każdy element jego ciała. Zwłaszcza jeden na długo zapadnie jej w pamięć...
Usłyszała szelest rozrywanej folii i dostrzegła jakiś ruch. Spojrzała na niego wyczekująco. Jej ciało płonęło w oczekiwaniu na kolejne cudowne doznania,które jej obiecał.
Znów znalazł się nad nią. W świetle księżyca wpadającego przez okno dostrzegła,że jego brwi były zmarszczone jakby się czymś martwił.
Imo...to co teraz zrobię,może zaboleć. Ale powiedz słowo a przestanę. – wyszeptał całując ją w czubek nosa.
Po chwili poczuła napięcie między udami,a za chwilę błyskawicę bólu przenikającą całe jej ciało. Syknęła i skrzywiła się. Widząc jej reakcję,Winchester chciał się wycofać. Zacisnęła mu palce na ramieniu.
Nie – powiedziała zaciskając zęby. – Zostań.
Ale ty...
Zostań. – powtórzyła z naciskiem. Uczucie jedności,które odczuwała było niesamowite. Powoli wypierało ból.
Skinął więc głową i zaczął się wolno w niej poruszać. Serce ściskało mu się na widok grymasu bólu na jej twarzy,lecz tylko przez chwilę. Potem grymas zamienił się w zduszony jęk,aż wreszcie przybrał na sile i stał się niemal krzykiem.
Kurczowo zaciskała palce na jego plecach,gdy jego ruchy stawały się coraz szybsze,a pulsowanie między nogami wzmagało się. Wreszcie wydała z siebie rozpaczliwy jęk i zalała ją pulsująca fala przyjemności. To samo zrobił także Dean. Opadł na nią opierając swoje czoło o jej. Jego oczy wciąż były ciemne,lecz teraz można w nich było dostrzec diabelski wręcz błysk. Na jego twarz wypłynął leniwy uśmiech.
Obiecałem,prawda? – spytał powoli regulując oddech.
Och tak. – westchnęła Imoen – Zdecydowanie lubię twoje obietnice.


*


Kiedy się obudził,świtało. Maleńką sypialnię wypełniło światło wschodzącego słońca. Zamrugał oczami i dotarło do niego,że nie może się ruszyć i że coś go łaskocze. Uśmiechnął się widząc Imoen opierającą głowę o jego pierś. Lewą rękę trzymała wyciągniętą w poprzek jego ciała,a palce zacisnęła,jakby chciała mieć pewność,że jej nie zostawi. Przez zasłonę snu na jej twarzy instynktownie przemknął uśmiech,gdy czule pogłaskał jej włosy.
Musiała być bardziej zmęczona niż on – po tym jak się kochali jeszcze chwilę spędzili na cieszeniu się swoją obecnością. Potem Dean wstał i przyniósł wilgotny ręcznik,którym ukoił ból wciąż gdzieniegdzie obecny między jej udami. Wciąż miał wyrzuty sumienia,że poniekąd ją skrzywdził,ale to było nieuniknione jeśli potem miał ofiarować jej czystą rozkosz. A ona tak dzielnie to wszystko zniosła i po prostu mu zaufała!
Słońce wznosiło się coraz wyżej a on wciąż leżał bez ruchu po prostu na nią patrząc. Z każdą sekundą serce zdawało mu się bić o jedno uderzenie szybciej. Nie miał już wątpliwości,nawet nie próbował ich bagatelizować.
Kochał ją.
Ale czy ona wie,co to oznacza?
W końcu nogi mu zdrętwiały od bezruchu,więc jak najdelikatniej odsunął anielicę od siebie i ułożył na poduszce. Zmarszczyła brwi,ale natychmiast jej czoło się wygładziło i nawet nie drgnęła. Dean odetchnął cicho i ruszył do kuchni po drodze zapinając spodnie.
Uprzątnął naczynia z poprzedniego wieczora i chciał zabrać się za przygotowywanie śniadania. Uśmiechnął się na widok resztek ich ubrań na podłodze. Bezszelestnie zaniósł je z powrotem do sypialni.
Zapach omletów rozszedł się po całym domku i w połączeniu z odgłosami krzątaniny najwyraźniej obudził Imoen. Nie słyszał jak wchodzi – bose stopy na panelach nie wydawały najmniejszego dźwięku. Dopiero kiedy obrócił się przez ramię nagle ją dojrzał i wzdrygnął się. Podobnego uczucia doświadczał zawsze kiedy Cas miał skrzydła i pojawiał się nie wiadomo skąd.
Włosy miała w rozkosznym nieładzie,a oczy wciąż zamglone. Błyskawica pożądania przecięła jego ciało gdy zobaczył,że ma na sobie jego niezapiętą do końca koszulę. Wyglądała tak podniecająco,że natychmiast zapragnął zawrócić ją do sypialni i powtórzyć ubiegłą noc.
Ale nie teraz. Na ten dzień miał inne plany,za to noc była otwartą kwestią.
Imoen napotkała jego wzrok i uśmiechnęła się.
Hej. Dobrze spałaś? – spytał.

Całkiem dobrze. A ty?
Nie mogłoby być lepiej – odwzajemnił uśmiech i niemal od razu strącił go z powrotem. Niech to szlag Winchester,nie zachowuj się jak małolat!
Anielica pociągnęła nosem.
Co to za zapach?
Śniadanie. Niedługo powinno być gotowe. Hm,tak myślę.
Zjedli je w mgnieniu oka,oboje potrzebowali energii po upojnej nocy. Imoen odłożyła sztućce i złożyła ręce na stole.
Dean,to co robiliśmy zeszłej nocy...Nie wiem co to,ale było wspaniałe.
My... – Chciał powiedzieć jej prosto z mostu,jak to miał w zwyczaju,ale tym razem słowa nie chciały mu przejść przez gardło. – Tak. Było idealnie.
Zapanowało krótkie milczenie. Dean odchrząknął i spuścił wzrok.
No,to skoro śniadanie mamy już za sobą to czas na coś innego. Nie przywiozłem cię tu tylko dlatego,żebyśmy siedzieli wyłącznie w łóżku.
Nie? – Na jej twarzy malowało się szczere zdumienie połączone z rozbawieniem.
Nie – odparł stanowczo Dean. Kąciki ust zadrgały mu od powstrzymywania uśmiechu. Ostatecznie tą walkę wygrał.
Ale to za chwilę. Nie wierzę,że to mówię,ale najpierw musimy się ubrać.


*


Godzinę później,dzierżąc torbę na ramieniu,Dean szedł leśną ścieżką co jakiś czas zerkając przez ramię by upewnić się,że Imoen się nie zgubiła. Cierpliwie szła o krok za nim odgarniając od siebie gałęzie.
Dotarli do małej polany na środku lasu,która otoczona drzewami wyglądała jak arena. Postawił torbę na ubitej ziemi i zaczął z niej wyjmować różne przedmioty. Na widok pistoletu,anielica zadrżała ze strachu.
Po co ci to? – wyszeptała cofając się o krok.
Spokojnie. – powiedział łagodnie wyciągając ku niej dłoń. Coś boleśnie ukłuło go w okolicy serca. A więc chyba nie ufała mu aż tak...
Nie bój się kochanie. Chyba nie sądziłaś,że chcę cię skrzywdzić.
Zabrzmiał jakby był urażony.
Nie – odparła przygryzając wargę. – Ale boję się...tego.
W takim razie przestaniesz,bo nauczę cię się nim posługiwać.
Wytrzeszczyła oczy ze zdumienia.
Imoen... – Podszedł i chwycił ją za ręce. – Mamy niecodzienne życie. Prawie codziennie walczymy o przetrwanie. Nie zawsze będę mógł cię uratować,więc musisz nauczyć się bronić. Zwłaszcza teraz,gdy jesteś człowiekiem.
Patrzyła na niego z mocno zaciśniętymi wargami. Kiedy przemyślała jego słowa,wolno skinęła głową. Wiedziała przecież,że rezygnując z łaski jest narażona na znaczne ryzyko.
Dobrze – odparła krótko.
Doskonale. Weź go. Nie bój się,jest zabezpieczony.
Podał jej mały pistolet. Ostrożnie wzięła go do ręki tak jak jej go podał,za uchwyt i obejrzała z każdej strony.
No to teraz przejdźmy do praktyki.


*


Bardziej w lewo. O tak. Teraz odbezpiecz,tak jak ci pokazywałem i...
Rozległ się huk wystrzału stłumiony przez wbity do lufy tłumik. Nie powinni tu być,więc lepiej żeby nikt nie wpadł na ich trop przez taką nieuwagę.
Całkiem nieźle. – powiedział oceniając dziurę,którą nabój wybił w drzewie.
Imoen uśmiechnęła się mile połechtana komplementem. Po kilku próbach już nie bała się broni.
Słońce stało coraz wyżej na horyzoncie,chociaż w środku lasu można to było stwierdzić wyłącznie po stronach padania promieni słonecznych. Dean dostrzegł kątem oka,że Imoen przekłada broń do drugiej ręki i rozmasowuje nadgarstek.
Chyba starczy na razie ćwiczeń z bronią palną. – stwierdził ostrożnie zabierając jej pistolet. Zajmiemy się teraz walką.
Masz na myśli kopanie,bicie i tak dalej? – spytała rozszerzając oczy.
Mniej więcej. Stań naprzeciw mnie i unieś ręce.
Wyprowadził kilka „ciosów” tak aby zademonstrować jej rytm. Kiedy już go odnalazła,zaczął tłumaczyć jej jak powinna zareagować na dany atak. Miał ochotę się roześmiać z jej niezdarności,lecz wyglądała uroczo ze zmarszczonymi brwiami,zdeterminowana aby jak najlepiej wykonać dane polecenie.
Teraz uważaj – uprzedził. – Zamierzam sprawdzić,czego się nauczyłaś.
Z chwilą gdy wymówił te słowa rzucił się w jej kierunku,lecz ona zareagowała unikiem. W myślach mruknął z uznaniem. Spróbował jeszcze kilka razy i za każdym Imoen mu się wyślizgiwała. Znieruchomiał więc na moment i uśmiechnął się. Odwzajemniła uśmiech,a wtedy niepostrzeżenie podciął jej nogi. Runęła jak długa prosto do małego stawu porośniętego trzciną.
To niesprawiedliwe! – krzyknęła z wyrzutem strzepując dłonie – Patrz co zrobiłeś!
Walka nigdy nie jest uczciwa,skarbie. Musisz być stale czujna. No wstawaj,pomogę ci.
Wyciągnął rękę w jej stronę. Obdarzyła go krótkim spojrzeniem zanim ją ujęła. Nim zdążył zareagować,pociągnęła go w swoją stronę sprawiając,że stracił równowagę i upadł na kolana tuż obok niej.
Ktoś zdaje się mówił coś o czujności. – wydusiła zanosząc się śmiechem na widok złowrogiego błysku w jego oczach.
Winchester westchnął otrzepując rękaw z mułu. No tak. Łatwo było mówić o czujności,dopóki nie chodziło o nią. Potrafiła rozbroić go w każdej sytuacji.
I to był powód do zmartwień.
No to koniec ćwiczeń na dziś – oznajmił wstając. Omiótł wzrokiem swoją sylwetkę,a następnie przeniósł wzrok na nią. Oboje byli przemoczeni do suchej nitki i brudni od mułu.
Trzeba przebrać się w coś suchego. – stwierdziła Imoen tym razem przyjmując jego dłoń bez żadnych podstępów.
Znowu dostrzegła,że oczy mu pociemniały.
Chyba przebrać się to nie najlepsze słowo...

--------------------------------------------------------


Witajcie :) Miałam dodać ten rozdział już wczoraj,ale pojawiły się małe problemy z gifami,więc musiałam odłożyć to na dziś. Nic więcej nie mówię,oddaję Wam głos :D

poniedziałek, 14 marca 2016

20. Tonight feels like we can do anything we like...

Mimo wewnętrznego roztrzęsienia,Castiel prowadził swój samochód szybko i pewnie. Wśród egipskich ciemności ledwo widział przed sobą zarys drogi w nikłym świetle samochodowych reflektorów. Gdyby jednak miał wybierać,wolałby błądzenie po omacku niż stawienie czoła Winchesterom. Słowo „zawiodłem” cały czas błąkało mu się po głowie.
Całe nabyte człowieczeństwo uciekło w kąt przed anielskim powołaniem. Miał misję i nie wykonał jej tak,jak powinien. Jego plan wejścia do Nieba jako więzień Gadriela nie zadziałał wedle założenia. Owszem,do Nieba się dostali,ale prawie natychmiast zostali dostrzeżeni przez Hannah i jej popleczników,którzy po ostatnich wydarzeniach bynajmniej nie byli nastawieni pokojowo. Wtrącili oba anioły do niebiańskiego więzienia. Na nic zdały się jego mediacje- anielica nie chciała ich wypuścić. I wtedy Gadriel zrobił coś niesamowitego.
Poświęcił swoje życie by Castiel mógł wyjść i stłamsić potęgę Metatrona przy okazji mając nadzieję na zmycie skazy ze swojego imienia na rzecz chwały. Ten czyn zmusił niejako Hannah do współpracy z Castielem. I mimo iż udało mu się zniszczyć tabliczkę i wtrącić Metatrona do więzienia przy pomocy jej i popleczników,czuł się zawiedziony. Owszem,to była wyłącznie wola Gadriela by oddać życie,lecz nie udało mu się zdławić poczucia winy – wszak dawny strażnik Edenu zrobił to dla niego.
Ale to wszystko miało i swoją dobrą stronę – Niebo znów było otwarte i kwestią czasu był powrót aniołów do domu.
Nareszcie.
To także oznaczało,że mogła wrócić Imoen. Nieraz zastanawiał się nad jej tajemniczym pochodzeniem,ale bezskutecznie. Obawiał się też potęgi jej mocy. Kto wie,do czego miała zostać użyta? Całe szczęście,że jest bezpieczna u Winchesterów,bo jeśli by nie była...
Zjechał w drogę prowadzącą na obrzeża lasu,w miejsce gdzie stał bunkier Ludzi Pisma. Zaparkował samochód nieopodal wejścia i odliczając w myślach do dziesięciu wolno ruszył do drzwi.


*

Cas! Jesteś wreszcie!
Dean pierwszy zauważył swojego przyjaciela. Może to dlatego,że był najbardziej czujny i na odgłos jego kroków na kutych schodach od razu uniósł głowę? Serce zabiło mu szybciej z niepokoju. Spojrzał na anioła i od razu dostrzegł,że coś poszło nie tak. Cas nie był dobrym kłamcą,to samo tyczyło się ukrywania emocji.
Anioł omiótł spojrzeniem zgromadzonych Sama,Sarę i Deana. Wszyscy troje wpatrywali się w niego z oczekiwaniem. Zmusił się,aby odrzucić poczucie winy,ale słowa nie chciały popłynąć przez wysuszone nagle gardło.
Sarah pierwsza przerwała milczenie. Napięcie wzrastało do rozmiarów fali tsunami.
No i? – ponagliła krzyżując ramiona. – Cas,nie po to tkwiliśmy tu bezczynnie tyle czasu,żeby teraz gapić się na siebie!
I,czekaj moment...gdzie Gadriel? – zauważył Sam.
On...poświęcił się abym mógł dorwać Metatrona. Weszliśmy do Nieba,ale wtedy złapała nas Hannah. Tylko dzięki niemu mogłem dostać się do biura Metatrona i zniszczyć tabliczkę.
No to gdzie on jest? – spytał Dean. – Nie mogę się doczekać,aż go dorwę i przetestuję jego wytrzymałość na Pierwsze Ostrze.
Czyżbyś zapomniał,że jest jedynym,który ma pojęcie jakim aniołem jest tak naprawdę Imoen? Został wtrącony do więzienia.
Nie,nie zapomniałem. Ale kłóciłbym się,czy jedynym.
Castiel zmarszczył brwi.
O czym ty mówisz,Dean?
W głowie Deana zapaliła się ostrzegawcza lampka,sygnał,że musi ważyć każde słowo. Cas także nie będzie zadowolony,że rozmawiał z Crowley'em ale tak naprawdę miał to gdzieś.
Crowley o niej wie. Może nawet więcej niż nam się wydaje.
Podejrzewamy,że to przez Michała i Lucyfera. – dodał Sam.
Anioł zrobił kilka kroków w tę i z powrotem. W końcu podniósł wzrok i oznajmił:
Tak,to możliwe,chociaż nie wiem dokładnie w jaki sposób.
No to może ty nam powiesz,co oznaczają słowa amma-daath? – rzuciła niby od niechcenia Sarah.
Cas zamyślił się głęboko,a jego czoło zmarszczyło się. Po chwili jednak znów się wygładziło a on otwierał usta,aby coś powiedzieć. Po namyśle zamknął je. Dean przechylił głowę.
Cas... – powiedział nagląco z nutką groźby w tonie.
Te słowa to nie czysto enochiańska forma. To dialekt używany niekiedy przez demony.
No to tłumaczy mnogość wersji – stwierdził Sam.
Najlepsze tłumaczenie to chyba przeklęta dziewica.
Sam miał ochotę się roześmiać na widok miny swojego brata. Kąciki ust Deana drgnęły i rozchylił je chcąc coś powiedzieć,ale z jego gardła nie wydobył się żaden dźwięk.

Wow – powiedział w końcu mrugając kilkakrotnie. – To chyba nie wróży niczego dobrego.
Przez głowę starszego Winchestera przeleciało milion myśli na minutę. Zatrzymał się na jednej,która tylko utwierdziła go w przekonaniu,że to co sobie zaplanował na najbliższe dni było słuszne.
A tak w ogóle to gdzie ona jest? – Castiel dopiero teraz zauważył nieobecność Imoen.
W kuchni. Próbuje masła orzechowego z galaretką. Ciągle jest głodna,chyba nie może się do tego przyzwyczaić...– wydusiła jednym tchem Sarah dopiero po czasie uświadamiając sobie,że mogła,a nawet powinna ugryźć się w język.
Co takiego? Przecież ona... – urwał a jego oczy błysnęły gniewem. – Chcecie mi powiedzieć,że Imoen straciła łaskę?!
Nawet gdyby chciał ukryć emocje,nie zdołałby. Dean dawno nie widział Casa tak wściekłego a na dodatek patrzącego na nich z pogardą.
Odpowiedziała mu cisza. Westchnął i przejechał dłonią po twarzy.
Mamy bardzo,ale to bardzo przerąbane – stwierdził. I jeśli zawsze szarmanckiemu Castielowi zdarzy się drobne chociaż przekleństwo,to znaczy,że jest bardzo ale to bardzo źle.
Nie możemy odesłać jej do Nieba bez łaski.
Jak to: odesłać? – Dean nagle oprzytomniał.
Cóż,moc tabliczki Metatrona została zniwelowana. A to oznacza,że bramy znów są otwarte. Powinniśmy odesłać Imoen od razu,ale w tym wypadku...
Jesteś tego taki pewien? Zapytałeś ją o zdanie?
Anioł spojrzał na starszego Winchestera z ukosa,zaś Sam i Sarah skinęli sobie głowami na znak,że powinni się oddalić.
Dean przestań. Dobrze wiesz,że ona musi wrócić tam jak najszybciej. Słyszałeś jej enochiański pseudonim. Kto wie co może się stać,jeśli zostanie tu dłużej niż potrzeba?
Szczerze? Nie obchodzi mnie to. Już wystarczająco długo żyła z dala od świata. Gdybyś był na jej miejscu,też chciałbyś wrócić do zamknięcia?
Cas otworzył usta,ale zaraz zamknął je ponownie. Z ludzkiego punktu widzenia Dean miał rację. Ale nie zdawał sobie sprawy z domniemanego zagrożenia. Tu chodziło o coś więcej.
Nie. – odparł szczerze – Ale nie mamy pojęcia z czym się mierzymy. Tu chodzi o wolę Boga,Dean. Jeśli on życzył sobie,żeby tam była to tak powinno być!
Boga też mam gdzieś. Gdzie był,kiedy walczyliśmy z Jeźdźcami Apokalipsy? Gdzie był,kiedy anioły upadły,hm? Nic dla niego nie znaczymy. Ani ona,ani my. Przestań więc zasłaniać się jego wolą! Może dla odmiany zapytałbyś,czego ona chce?
Zadaniem aniołów jest wypełniać wolę Boga – powiedział protestując,chociaż jego głos nie brzmiał zbyt przekonująco.
No to przykro mi bardzo,ale tym razem jej nie wypełnisz – oznajmił Dean i odszedł w kierunku kwater zostawiając osłupiałego Castiela samemu sobie.


*


Imoen siedziała na kuchennym blacie wpatrując się w cudo na talerzu,które zrobiła dla niej Sarah. Była to kanapka z czymś,co nazywało się z masłem orzechowym i galaretką. Nie wyglądało tak zachęcająco jak burger i frytki,ale miało przyjemny zapach. Ugryzła więc kawałek i sapnęła cichutko. Słodko-słony smak przypadł jej do gustu i po chwili pochłonęła resztę kanapki w mgnieniu oka. Drżący żołądek nieco się uspokoił. Uprzedzili ją,że to normalne i musi jeść co jakiś czas,aby go zagłuszyć,ale wydawało jej się to strasznie męczące. Bycie człowiekiem nie będzie tak proste jak myślała.
Na samą myśl o trudach zacisnęła usta.
Nie może się poddać. Zbyt długą drogę ku wolności przeszła,aby teraz zawrócić. Co prawda dopiero niedawno uświadomiła sobie,że tego właśnie pragnie,ale chciała wytrwać w tym postanowieniu. Perspektywa uczenia się nowych rzeczy i tak była lepsza niż ponowne zamknięcie na następne tysiące lat bez kontaktu z ziemią czy chociażby innymi aniołami w samym Niebie. Ale przede wszystkim – bez nowych przyjaciół.
Jak tylko pojawiła się na ziemi rozpaczliwie myślała o chęci powrotu. Do czasu. Znajomość z Sarą i Winchesterami,ale także i Castielem uświadomiła jej,jak wiele traciła. To,co do tej pory nazywała życiem wcale nim nie było – to jedynie bierna egzystencja. Prawdziwe życie,nawet anielskie poznała dopiero tutaj. Dlaczego więc miałaby z niego rezygnować?
Nikt nie wiedział jakie było jej przeznaczenie,a mgliste tropy pojawiające się po drodze niewiele pomagały w ustaleniu tego. Może więc czas zbudować przeznaczenie po swojemu?
Oblizywała palce z resztek masła orzechowego i wtedy usłyszała podniesione głosy niosące się echem po korytarzu aż do kuchni. Zmarszczyła brwi i zeskoczyła z blatu wolnym krokiem ruszając w ich stronę. Głosy przestały się rozmywać echem,więc mogła rozpoznać,że należały do Deana i Castiela. I nie była to bynajmniej przyjacielska pogawędka.
...Może dla odmiany zapytałbyś czego ona chce?
Zadaniem aniołów jest wypełniać wolę Boga – usłyszała słaby protest w głosie swojego brata.
No to przykro mi bardzo,ale tym razem jej nie wypełnisz – uciął z kolei Dean i po chwili usłyszała szybkie kroki świadczące,że starszy Winchester się oddalił,a także westchnięcie Casa. Poczuła przyjemne ciepło na myśl,że Dean stanął w jej obronie.
Wyłoniła się zza filaru.
Castielu,co się stało?
Obrzucił ją szybkim spojrzeniem,w którym czaiło się jeszcze nieco gniewu. Szybko jednak znów przybrał tą obojętną minę.
Straciłaś łaskę – Bardziej stwierdził niż spytał.
Spuściła wzrok i przygryzła wargę słysząc nutę nagany w jego głosie.
To był wypadek – powiedziała cicho.
Wierzę w to. Ale gdyby nie to,już mogłabyś wrócić do Nieba.
Zdecydowała się powiedzieć mu prawdę. Uniosła głowę i wydusiła jednym tchem:
Nie wracam do Nieba.
S-słucham? – Cas wyglądał na wstrząśniętego. – To,że straciłaś łaskę to jeszcze o niczym nie przesądza. Znajdziemy ją i wtedy wrócisz.

Ale ja nie chcę Castielu. Nie chcę wracać do tej samotni,gdzie nikt nie ma pojęcia o moim istnieniu. Tkwiłam tam odkąd pamiętam i sądziłam,że tak ma być. Ale to bezcelowe. Na początku mówiłeś,że będą mnie szukać,że moja moc jest zbyt silna,żeby tak ją zostawić. Jak widać myliłeś się. Nic nie znaczę dla archaniołów. Ani dla nikogo innego poza nimi. To moi przyjaciele. I ty też nim jesteś jak sądzę.
Castiel wpatrywał się w nią w osłupieniu. Gdzie się podziała ta przerażona istota,którą była gdy wiózł ją tutaj poszarpaną i nieprzytomną? Niemrawo przebijała się przez postać całkiem silnej kobiety,która przed chwilą usiłowała mu dowieść swoich racji niczym ludzka dusza zbyt słaba by wyprzeć anioła ze swojego ciała. Życie na ziemi sporo ją nauczyło. I miała sporo racji. To zabawne,bo czuł się trochę jakby dalej toczył spór z Deanem. W głowie krążyły mu ciągle dwa słowa: przeklęta dziewica. Żaden anioł jej nie szukał. Jej moc nie siała zniszczenia na prawo i lewo. Czyżby te słowa miały być próbą oszustwa Michała i Lucyfera mającą na celu opuszczenie klatki?
A niech to. Tyle razy sprzeciwił się już woli Boga. Dlaczego teraz tak bardzo zależało mu na jej wypełnieniu,skoro i tak nie wiadomo gdzie się podziewał?
Zamknął oczy i wolno wypuścił powietrze.
Niech będzie. To twoja decyzja. Możesz tu zostać i nie będę cię namawiał do powrotu. Skończyłem z bezmyślnym wypełnianiem rozkazów. I nie powinienem tego robić...ale jesteś moją siostrą i będę cię chronić.
*


Dean wparował do swojego pokoju niczym burza. Cas nie po raz pierwszy go zdenerwował swoim zachowaniem,ale tym razem jego irytacja była podwójna,bo nie chodziło tylko o niego samego. Cóż,poniekąd nie. Anioł potraktował Imoen tak,jak te wszystkie archadupki pilnujące jej do tej pory – jakby była zwierzęciem w klatce przeznaczonym do oglądania lub też...na rzeź. Bardzo zawiódł się na nim i jego człowieczych instynktach.
Inną sprawą jest,że nie chciał by odchodziła. Nie zniósłby tego. Przez ostatnie kilka tygodniu Imoen tak skutecznie wypełniła pustkę w jego sercu,że gdyby nie problemy z Metatronem i Abaddon czułby się spełniony. Gdyby odeszła,to jakby ktoś wyrwał mu kawałek serca. Krwawiłoby przez długi czas tęsknotą,aż wreszcie jakiekolwiek poczucie szczęścia na długo by w nim umarło.
Gdy i ona powiedziała,że nie chce wracać,poczuł ukłucie niepokoju,ale zaraz potem zalała go fala ulgi. Skoro Metatron został schwytany,Abaddon gryzła ziemię,a łaska Imoen była częściowo chociaż bezpieczna(Crowley jej potrzebował,a więc nic nie mogło się jej stać),miał czas na zrealizowanie swojego planu powstałego niemal natychmiast po rozmowie z Imoen. W końcu jej to obiecał.
Wyciągnął spod łóżka torbę z materiału i zapakował do niej pierwszą z brzegu koszulę i T-shirt oraz szczoteczkę do zębów. Chwilę się zastanawiała,aż w końcu wzruszył ramionami i spakował także wodę kolońską. Otworzył szufladę w nocnej szafce i zapakował do torby znaczną część jej zawartości,chociaż czuł,że i tak będzie potrzeba znacznie,znacznie więcej...
Zerknął na ścianę nad łóżkiem,gdzie zawieszone zostały rozmaite strzelby,rewolwery i pistolety. Po namyśle chwycił jeden,w miarę lekki pistolet uznając,że będzie w sam raz. Odszukał pasujące naboje i ułożył go na wierzchu bagażu.
No,z tego pokoju to chyba wszystko.
Przeszedł przez korytarz i zajrzał do pokoju Imoen. Zmarszczył brwi na widok pustki.
Widzieliście Imoen? – krzyknął w stronę głównej sali.
Jest w kuchni! – odezwał się stłumiony głos Sary.
Rzeczywiście była tam. Siedziała na krześle i zajadała się chipsami. Oblizywała palec ze słonej przyprawy,kiedy go zauważyła. Znieruchomiała wolno go wyjmując.
Dean miał ochotę tupnąć nogą i przewrócić oczami. Celowo go tak katowała?
Dobre? – spytał chrapliwym głosem. Odchrząknął i spojrzał prosto w jej oczy.
Mhm,są pyszne. Nie miałam pojęcia,że jedzenie jest takie przyjemne – Zwróciła uwagę na torbę w jego dłoni. – Co to? Znowu jedziecie polować?
Och nie. Nie tym razem. Obiecałem ci randkę pamiętasz?
Zmrużyła podejrzliwie oczy,ale zaraz potem uśmiechnęła się leniwie.
Więc...randki są tak długie?
Ta będzie. Muszę jeszcze gdzieś pojechać,więc przygotuj się. Wrócę za pół godziny.
Odwrócił się na pięcie,żeby odejść,ale go powstrzymała.
Zaczekaj! – podniosła się z krzesła. Na jej bluzce widniały pozostałości po chipsach. – Co powinnam zabrać? Mam wziąć ciepłe ubrania?
Zmierzył ją wolnym spojrzeniem i uśmiechnął się samym kącikiem ust.
Skarbie,uwierz mi. Ubranie będzie ci najmniej potrzebne.


*
Zmierzając do wyjścia,Dean wpadł na Sama.
Hej – powiedział jego brat marszcząc brwi na widok torby podróżnej – Wybierasz się gdzieś?
Wzruszył ramionami. I tak przecież musiałby mu powiedzieć.
Zabieram Imoen na kilka dni do jednego z domków Bobby'ego – oznajmił unikając wzroku Sama.
Młodszy Winchester otworzył usta,aby jakoś to skomentować,ale tylko się zachłysnął.
Okej... – wydusił w końcu i odchrząknął.
Tylko tyle? – spytał zdziwiony Dean – Żadnych mądrości typu „Dean,nie możesz” bla bla bla?

Nie. – odparł szczerze Sam – Oboje z Sarą widzimy co się dzieje. Zastanawialiśmy się kiedy wreszcie coś się wydarzy.
Jak to: Widzicie?
Normalnie Dean. Gołym okiem widać jak za nią szalejesz. I nie mam nic przeciwko temu,naprawdę. Tylko licz się z tym,że jej może tu wkrótce nie być.
Starszy Winchester westchnął. Kolejny!
Posłuchaj. Ja nie...ja za nią nie szaleję,okej? Po prostu...I dla ścisłości,ona wcale nie chce wrócić do Nieba.
Co?
Nie mam czasu teraz tego rozwlekać. Pogadamy za kilka dni.
To mówiąc wyminął brata i ruszył schodami do wyjścia.
Wstrząśnięty Sam wrócił do biblioteki z niemrawą miną.
Co się stało? – spytała Sarah unosząc wzrok znad jakiegoś pisma. Tak,pisma. Nie książki.
Dean zabiera Imoen na kilka dni w las.
Ooo – powiedziała chichocząc. – Nareszcie. Chyba wisisz mi pięć dolców.
Wyciągnął banknot z kieszeni spodni i wręczył jej go bez słowa.
Jest jeszcze coś. Dean twierdzi,że Imoen zamierza zostać na ziemi.
Okej... – powiedziała powoli Sarah odkładając pisemko na stolik. – No tego to się nie spodziewałam.
Ani ja – westchnął Sam – Nie wiem czy to dobry pomysł.
Imoen ma dobry wpływ na twojego brata,zatem sądzę,że może być tylko lepiej.
O to się nie martwię. Bardziej niepokoją mnie konsekwencje jej decyzji w Niebie.
Sądzisz,że zwrócą uwagę,że wciąż jej nie ma? Sam,jest z nami od kilkunastu tygodni. Gdyby aniołowie tak bardzo pragnęliby jej powrotu,już dawno by nas zaatakowali.
No nie wiem. Ciągle chodzą mi po głowie te słowa...Przecież muszą coś oznaczać.
Cokolwiek to jest,rozgryziemy to. A teraz dajmy im cieszyć się...
Przerwało jej nagłe pojawienie się Imoen. Wyszła z kuchni oddychając szybciej i z nieco zaróżowionymi policzkami. Obrzuciła ich oboje szybkim,nerwowym spojrzeniem.
Saro. Mogłabym z tobą porozmawiać? Na osobności? – dodała z naciskiem wymownie spoglądając w stronę Sama.
O-oczywiście – wymamrotał Sam starając się zachować neutralny wyraz twarzy. – Będę u siebie.
Sarah odprowadziła go wzrokiem. Kąciki jej ust zadrgały od wstrzymywanego uśmiechu.
Domyślam się o co chcesz zapytać.
Naprawdę? – zdziwiła się anielica. Zamrugała oczami. – No cóż...
Chodź. Pokażę ci wszystko co powinnaś ze sobą zabrać.


*


Zakupy zajęły Deanowi więcej czasu niżby tego chciał. Pragnął znaleźć się już w domku z Imoen u boku a nie stać w kolejkach po zaopatrzenie. Nie wiedział dokładnie ile tam zostaną,więc lepiej było zebrać znaczne zapasy.
Tym razem będzie tak,jak powinno być,bez żadnych wymówek – wino,świece i kolacja. Drżał na samą myśl o wieczorze.
Kiedy wreszcie uporał się ze wszystkimi niezbędnymi rzeczami,Imoen była już gotowa. Stała przed wejściem ściskając w dłoniach małą torbę. Wyglądała tak niewinnie w swoim szarym płaszczyku i z opadającymi na ramiona w falach włosami. Obok niej stała Sarah.
Na widok podjeżdżającej Impali schyliła się i szepnęła anielicy coś na ucho. Ta uśmiechnęła się szeroko i skinęła głową patrząc prosto na niego.
Ech,te kobiece spiski. Zazwyczaj nie wróżyły niczego dobrego.
Panna Blake podążyła za jej spojrzeniem i posłała Deanowi słodki uśmiech. Odpowiedział jej tym samym,lecz nieco krzywym oraz niedbałym machnięciem.
Imoen pożegnała się z Sarą i zajęła miejsce po stronie pasażera.

Cześć – powiedziała z tym swoim uśmiechem do całego świata.
Hej – odparł unikając jej wzroku. Była tak blisko,że wyraźnie czuł kwiatową woń.
Odchrząknął i ruszył. Przez dłuższy czas milczeli. Dopiero kiedy wyjechał na główną drogę,spytała:
Długo będziemy jechać?
Nie. Do wieczora będziemy na miejscu.
Nie mogę się doczekać – powiedziała niskim głosem.
Czy mu się zdawało czy miał brzmieć uwodzicielsko?
Przełknął ślinę. Ja też,skarbie. Ja też.


------------------------------------------------------------------------------------

Witajcie. Rozdział co prawda króciutki i miałam istną mękę z jego pisaniem,ale obiecuję,że następny będzie dłuższy i idę o zakład,że moim wiernym czytelniczkom się spodoba :)
Tymczasem przez weekend dopięłam w swoim umyśle fabułę na ostatni guzik (no,plus minus) i naprawdę chciałabym przelać myśli na papier,ale kolokwia non stop więc czasu na pisanie mniej :/
Dam znać kiedy następny,a tymczasem męczcie się z ciekawości :D

Theme by Hanchesteria