– To już tutaj.
Dean zatrzymał Impalę na
grząskim gruncie kilka kroków od wejścia do przysłoniętej
drzewami chaty. Imoen ostrożnie postawiła stopę na ziemi i szybko
przebiegła wzrokiem po otoczeniu. Zdołał w jej oczach dostrzec
błysk strachu,ale także i fascynację.
Otworzył bagażnik i wydobył z
niego bagaże. Ze swojej torby wydobył lekki pistolet i ukrył go na
dnie. Przyda się później,lepiej żeby na razie anielica się na
niego nie natknęła.
Drzwi do chaty otworzyły się.
Wewnątrz panował mrok,więc Dean odnalazł włącznik uruchamiający
zwisające z sufitu pojedyncze żarówki.
Ich oczom ukazało się
niewielkie pomieszczenie główne i dwa następne w oddali. Ściany
wyłożone były panelami z jasnego drewna,zaś te leżące na
podłodze były poszarzałe. Nawet mimo żarówek w pomieszczeniu
było mało światła,a to za sprawą małych okien i wiszących w
nich zakurzonych zasłon. Podniszczone meble stały w pobliżu
ogromnego,kamiennego kominka,który musiał być długo
nieużywany,gdyż w powietrzu czuć było wilgoć. Tuż przed
kominkiem rozciągał się olbrzymi dywan ze skóry najpewniej
niedźwiedzia.
– Nie ma tu luksusów... –
powiedział przepraszająco Dean zamykając za sobą drzwi.– Ale
postaram się to wynagrodzić.
– Jest w porządku –
powiedziała Imoen. – Naprawdę.
Patrzył na nią przez chwilę
uśmiechając się. Kiedy zdał sobie sprawę co robi,odchrząknął
i spuścił wzrok.
– Pójdę...muszę to... –
wymamrotał przemykając do kuchni ze wszystkimi tobołami.
– Pomogę ci – oznajmiła
wesoło i ruszyła za nim.
– Nie. – powiedział
stanowczo – Obiecałem,pamiętasz? Przygotuję wszystko a ty się
rozejrzyj. Ale najpierw rozpalę w kominku.
Niechętnie,lecz zgodziła się.
Usiadła na przybrudzonej sofie nie martwiąc się stanem swojego
ubrania i wpatrzyła się w ogień. A raczej udawała,że na niego
patrzy. Przypominał jej o pierwszym dniu na ziemi,kiedy bracia
zamknęli ją w ognistym kręgu. O tym,jak bardzo bała się Deana i
momentalnie zadrżała. Czy dziś też powinna się go bać?
Mimo swoich obaw wolała patrzeć
na niego niż w ogień. Zdjął brązową,skórzaną kurtkę i
podwinął rękawy swojej rozpiętej,czarnej koszuli narzuconej na
T-shirt w tym samym kolorze obnażając przy tym silne ramiona. Stał
do niej tyłem tak,że widziała zarys jego pleców. Co jakiś czas
odwracał głowę ukazując kawałek profilu – mocną
szczękę,szorstki policzek i zmarszczone brwi. Skupiał się nad
czymś.
Ogień wypełnił domek
przyjemnym ciepłem i zaczęło jej się robić gorąco w płaszczu.
Wstała więc i zsunęła go z ramion odgarniając do tyłu
włosy,które opadły na pokrytą koronką sukienkę barwy popiołu.
To Sarah ją wybrała. Powiedziała,że bardzo łatwo ją zdjąć
,więc będzie w sam raz. Nie wiedziała jednak co to ma oznaczać.
W końcu usłyszała jego kroki
i uniosła głowę. W oddali dostrzegła nikłe światło świec i
butelkę z czerwonym płynem.
Winchester oparł dłonie na
biodrach. Zmierzył ją krótkim spojrzeniem wywołującym błysk w
oczach.
– Gotowe – oznajmił krótko.
*
– Więc takich domków jest
więcej? – spytała Imoen siedząc przy podniszczonym stole. Był
nakryty dla dwóch osób – dwa talerze z kolacją stały na
przeciwległych krańcach stołu. Obok nich znajdowały się cudem
znalezione kieliszki. Co prawda do szampana,ale nie miało to
najmniejszego znaczenia. W nich zaś stało czerwone wino nieco już
nadpite.
– Tak. Mój przybrany
ojciec,Bobby ma je prawie w każdym stanie. Każdy łowca może się
w nich zatrzymać podczas polowania.
– Ale my nie jesteśmy na
polowaniu. Nie będzie miał nic przeciwko? On albo inni łowcy?
Dean odłożył widelec i
uśmiechnął się smutno.
– Bobby nie żyje. A z innymi
łowcami jestem w kontakcie. Żaden się tu nie pojawi.
– Przepraszam. Nie chciałam...
– Nie szkodzi.
Oboje zamilkli i zajęli się
jedzeniem. Imoen wzięła kilka kęsów i przeżuła je w zamyśleniu.
– Smakuje ci? – spytał Dean
nie wiedząc jak odczytać jej reakcję.
– Och,tak. Sam to
przygotowałeś?
– Szczerze? Nie. Zamówiłem w
jednej z knajpek przed wyjazdem.
Imoen roześmiała się.
Dźwięczny,dziewczęcym śmiechem,który sprawił że i on się
uśmiechnął. Upił łyk wina chcąc ukoić drżenie ciała.
– Naprawdę smaczne,ale chyba
wolę burgera i frytki.
Tym razem to on się roześmiał.
Nie mógł uwierzyć,że w niektórych momentach czuł się
onieśmielony jej obecnością,a w innych czuł się w jej
towarzystwie swobodniej niż z bratem. To właśnie był jeden z
takich momentów – kiedy ciało powoli zajmuje się pożądaniem
jak ogniem,a umysł jest spokojny i zrelaksowany.
– Za to wino? Zdecydowanie
lepsze od wódki czy whiskey.
– I tu ośmielę się nie
zgodzić.
– Dlaczego? – zdziwiła się
Imoen marszcząc brwi. – Przecież sam je zaproponowałeś.
Mówiłeś,że to twoje wyobrażenie randki.
– Mhm. – mruknął. – Bo
tak było. A teraz...teraz mam trochę inne wyobrażenia.
Imoen odetchnęła głęboko.
Znów poczuła to dziwne mrowienie między udami. Opróżniła
kieliszek do końca i wstała chcąc zagasić to dziwne uczucie.
– Pozbieram naczynia –
oznajmiła.
Nie zaprotestował. Oparł
łokcie na stole i patrzył,jak jej zgrabne dłonie chwytają kolejne
talerze a sukienka wije się wokół kolan,kiedy się odwracała aby
przełożyć je na blat. Wreszcie na stole pozostały już tylko
świeczki.
Dean bezszelestnie podniósł
się z krzesła. Imoen stała tyłem i nie zauważyła,że się
zbliża. Wyczuła natomiast jego niecodzienny zapach – pachniał
wodą kolońską. Gdy jego postać przysłoniła jej
światło,znieruchomiała. Jej pierś unosiła się i opadała w
szybszym rytmie,wyczuwał drżenie jej ciała pod materiałem
sukienki. Do jego nozdrzy coraz silniej docierała kwiatowa woń,z
której wyłowił najintensywniejszy zapach – różę. Tak
doskonale do niej pasowała...
Odgarnął z jej ramienia
miękkie włosy i zbliżył usta do jej szyi. Imoen wydała z siebie
cichy jęk. Jego ręce powędrowały do jej talii,przyciągnął ją
do siebie bliżej,aby zacząć podróż przez jej szyję. Lecz nie
przesuwał się niżej,jak początkowo miał ochotę. Szukał jej
ust. Pragnął spojrzeć jej w oczy.
Jednym,płynnym ruchem odwrócił
ją twarzą do siebie. Wpatrywała się w niego roziskrzonymi oczyma.
Usta anielicy rozchyliły się instynktownie czekając na więcej.
Nie mógł przejść obok tego faktu obojętnie. Pocałował ją
łapczywie,lecz z uczuciem. Przesunął językiem po jej wargach
chcąc by się przed nim otworzyła. Imoen przyjęła zaproszenie.
Pierwszy raz pozwolił pożądaniu przejąć kontrolę nad
pocałunkiem.
Przesuwał dłońmi po całym jej ciele aż zanurzył palce w jedwabistych włosach. Ona również dała się unieść. Dosłownie i w przenośni. Zarzuciła mu ręce na szyję,a wtedy on chwycił ją za pośladki i przeniósł na blat ponownie zatapiając się w jej ustach.
Przesuwał dłońmi po całym jej ciele aż zanurzył palce w jedwabistych włosach. Ona również dała się unieść. Dosłownie i w przenośni. Zarzuciła mu ręce na szyję,a wtedy on chwycił ją za pośladki i przeniósł na blat ponownie zatapiając się w jej ustach.
Przesuwał ręką po jej udzie
aż dotarł do biodra. Oboje wstrzymali oddech,gdy dotknął
cienkiej,delikatnej koronki.
A myślał,że już bardziej
gotowy być nie mógł.
Wyczuł,że Imoen zaciska uda.
Mruknął coś i pogładził ją uspokajająco od wewnętrznej
strony. Wtedy się rozluźniła i nieco je rozchyliła.
Dean odsunął się i nie
odrywając od niej wzroku zdjął kolejno koszulę i T-shirt. Z
nieukrywaną radością patrzył,jak wzrok anielicy prześlizguje się
po jego torsie,a jej oczy rozszerzają się. Wolno,z wahaniem
położyła swoje drobne dłonie na jego piersi. Przymknął oczy
kiedy przesuwała je w górę i w dół,odczytując palcami kształty
mięśni. Oddech mu przyspieszył i nagle zrobił się niecierpliwy.
Sięgnął do suwaka za jej plecami i odsunął go z cichym
szelestem.
– Zdejmij ją – powiedział
chrapliwym z pożądania głosem.
Cień strachu mignął w jej
oczach,ale znikł równie szybko jak się pojawił.
Ufała mu.
Zahipnotyzowana tymi nowymi i
dziwnymi,lecz przyjemnymi doznaniami zeskoczyła z blatu i zsunęła
sukienkę z ramion odrzucając ją stopą na bok.
Dean westchnął na widok jej
ciała odzianego w bieliznę z koronki w tym samym popielatym kolorze
co sukienka. Teraz już wiedział,co knuła Sarah tuż przed ich
wyjazdem. I chyba będzie musiał jej za to podziękować.
– Chodźmy stąd –
powiedział przygryzając wargę.
– Co? Gdzie ty...Och! – Nie
dokończyła,bo wziął ją na ręce i przeniósł na drugi koniec
domku. Do sypialni.
Położył ją na łóżku
zaścielonym prostym,białym prześcieradłem i jednym,płynnym
ruchem pozbył się spodni. Imoen obserwowała każdy jego ruch drżąc
w oczekiwaniu.
Nie miała pojęcia,co robią. A
właściwie co zamierzają zrobić. Ale nie obchodziło jej to.
Chciała tylko poddać mu się i odpłynąć.
Poczuła nad sobą jego ciężar.
Pochylił się i pocałował ją przelotnie w usta i zaraz potem
zszedł niżej,do szyi. Nagle jego usta znalazły się pod materiałem
jej biustonosza. Jęknęła cicho i wygięła się w łuk. Fala
gorąca rozeszła się po całym jej ciele. Małe ochłodzenie
nadeszło,gdy nie wiedzieć jak i kiedy Dean pozbył się jej
stanika. To jednak było za mało by ugasić wybuchający ogień. Tym
bardziej,że na jednym dotknięciu tam się nie skończyło...
Schodził coraz niżej,aż w
końcu wsunął kciuki za tasiemki i zsunął jej majtki. Zaczęła
szybciej oddychać,gdy szorstki policzek zaczął zbliżać się do
źródła tego dziwnego drżenia między udami. Delikatnie rozchylił
płatki jej kobiecości i przesunął weń językiem. A potem jeszcze
raz i jeszcze...
Imoen westchnęła przeciągle.
Czuła przyjemny dreszcz w miejscu,gdzie ją pieścił. Z każdym
dotykiem jego języka nasilał się i promieniował na całe jej
ciało,a ona stawała się coraz bardziej mokra. Napięcie było
coraz większe i dyszała prawie tracąc władzę w nogach. I
wtedy...Dean przestał.
Uniósł się na łokciach i
popatrzył na nią z chytrym uśmiechem.
– Dlaczego przestałeś? –
wymamrotała.
– To jeszcze nie koniec
skarbie. Obiecuję. – odparł chrapliwym z podniecenia głosem. On
także odczuwał rozkosz tej pieszczoty. Uwielbiał zadowalać
kobiety i stawiać ich rozkosz ponad własną.
Odsunął się i pozbył
ostatniej części garderoby. Imoen wpatrywała się w niego uważnie
chcąc zapamiętać każdy element jego ciała. Zwłaszcza jeden na
długo zapadnie jej w pamięć...
Usłyszała szelest rozrywanej
folii i dostrzegła jakiś ruch. Spojrzała na niego wyczekująco.
Jej ciało płonęło w oczekiwaniu na kolejne cudowne doznania,które
jej obiecał.
Znów znalazł się nad nią. W
świetle księżyca wpadającego przez okno dostrzegła,że jego brwi
były zmarszczone jakby się czymś martwił.
– Imo...to co teraz
zrobię,może zaboleć. Ale powiedz słowo a przestanę. –
wyszeptał całując ją w czubek nosa.
Po chwili poczuła napięcie
między udami,a za chwilę błyskawicę bólu przenikającą całe
jej ciało. Syknęła i skrzywiła się. Widząc jej
reakcję,Winchester chciał się wycofać. Zacisnęła mu palce na
ramieniu.
– Nie – powiedziała
zaciskając zęby. – Zostań.
– Ale ty...
– Zostań. – powtórzyła z
naciskiem. Uczucie jedności,które odczuwała było niesamowite.
Powoli wypierało ból.
Skinął więc głową i zaczął
się wolno w niej poruszać. Serce ściskało mu się na widok
grymasu bólu na jej twarzy,lecz tylko przez chwilę. Potem grymas
zamienił się w zduszony jęk,aż wreszcie przybrał na sile i stał
się niemal krzykiem.
Kurczowo zaciskała palce na
jego plecach,gdy jego ruchy stawały się coraz szybsze,a pulsowanie
między nogami wzmagało się. Wreszcie wydała z siebie rozpaczliwy
jęk i zalała ją pulsująca fala przyjemności. To samo zrobił
także Dean. Opadł na nią opierając swoje czoło o jej. Jego oczy
wciąż były ciemne,lecz teraz można w nich było dostrzec
diabelski wręcz błysk. Na jego twarz wypłynął leniwy uśmiech.
– Obiecałem,prawda? –
spytał powoli regulując oddech.
– Och tak. – westchnęła
Imoen – Zdecydowanie lubię twoje obietnice.
*
Kiedy się obudził,świtało.
Maleńką sypialnię wypełniło światło wschodzącego słońca.
Zamrugał oczami i dotarło do niego,że nie może się ruszyć i że
coś go łaskocze. Uśmiechnął się widząc Imoen opierającą
głowę o jego pierś. Lewą rękę trzymała wyciągniętą w
poprzek jego ciała,a palce zacisnęła,jakby chciała mieć
pewność,że jej nie zostawi. Przez zasłonę snu na jej twarzy
instynktownie przemknął uśmiech,gdy czule pogłaskał jej włosy.
Musiała być bardziej zmęczona
niż on – po tym jak się kochali jeszcze chwilę spędzili na
cieszeniu się swoją obecnością. Potem Dean wstał i przyniósł
wilgotny ręcznik,którym ukoił ból wciąż gdzieniegdzie obecny
między jej udami. Wciąż miał wyrzuty sumienia,że poniekąd ją
skrzywdził,ale to było nieuniknione jeśli potem miał ofiarować
jej czystą rozkosz. A ona tak dzielnie to wszystko zniosła i po
prostu mu zaufała!
Słońce wznosiło się coraz
wyżej a on wciąż leżał bez ruchu po prostu na nią patrząc. Z
każdą sekundą serce zdawało mu się bić o jedno uderzenie
szybciej. Nie miał już wątpliwości,nawet nie próbował ich
bagatelizować.
Kochał ją.
Ale czy ona wie,co to oznacza?
W końcu nogi mu zdrętwiały od
bezruchu,więc jak najdelikatniej odsunął anielicę od siebie i
ułożył na poduszce. Zmarszczyła brwi,ale natychmiast jej czoło
się wygładziło i nawet nie drgnęła. Dean odetchnął cicho i
ruszył do kuchni po drodze zapinając spodnie.
Uprzątnął naczynia z
poprzedniego wieczora i chciał zabrać się za przygotowywanie
śniadania. Uśmiechnął się na widok resztek ich ubrań na
podłodze. Bezszelestnie zaniósł je z powrotem do sypialni.
Zapach omletów rozszedł się
po całym domku i w połączeniu z odgłosami krzątaniny
najwyraźniej obudził Imoen. Nie słyszał jak wchodzi – bose
stopy na panelach nie wydawały najmniejszego dźwięku. Dopiero
kiedy obrócił się przez ramię nagle ją dojrzał i wzdrygnął
się. Podobnego uczucia doświadczał zawsze kiedy Cas miał skrzydła
i pojawiał się nie wiadomo skąd.
Włosy miała w rozkosznym
nieładzie,a oczy wciąż zamglone. Błyskawica pożądania przecięła
jego ciało gdy zobaczył,że ma na sobie jego niezapiętą do końca
koszulę. Wyglądała tak podniecająco,że natychmiast zapragnął
zawrócić ją do sypialni i powtórzyć ubiegłą noc.
Ale nie teraz. Na ten dzień
miał inne plany,za to noc była otwartą kwestią.
Imoen napotkała jego wzrok i
uśmiechnęła się.
– Hej. Dobrze spałaś? –
spytał.
– Nie mogłoby być lepiej –
odwzajemnił uśmiech i niemal od razu strącił go z powrotem. Niech
to szlag Winchester,nie zachowuj się jak małolat!
Anielica pociągnęła nosem.
– Co to za zapach?
– Śniadanie. Niedługo
powinno być gotowe. Hm,tak myślę.
Zjedli je w mgnieniu oka,oboje
potrzebowali energii po upojnej nocy. Imoen odłożyła sztućce i
złożyła ręce na stole.
– Dean,to co robiliśmy
zeszłej nocy...Nie wiem co to,ale było wspaniałe.
– My... – Chciał powiedzieć
jej prosto z mostu,jak to miał w zwyczaju,ale tym razem słowa nie
chciały mu przejść przez gardło. – Tak. Było idealnie.
Zapanowało krótkie milczenie.
Dean odchrząknął i spuścił wzrok.
– No,to skoro śniadanie mamy
już za sobą to czas na coś innego. Nie przywiozłem cię tu tylko
dlatego,żebyśmy siedzieli wyłącznie w łóżku.
– Nie? – Na jej twarzy
malowało się szczere zdumienie połączone z rozbawieniem.
– Nie – odparł stanowczo
Dean. Kąciki ust zadrgały mu od powstrzymywania uśmiechu.
Ostatecznie tą walkę wygrał.
– Ale to za chwilę. Nie
wierzę,że to mówię,ale najpierw musimy się ubrać.
*
Godzinę później,dzierżąc
torbę na ramieniu,Dean szedł leśną ścieżką co jakiś czas
zerkając przez ramię by upewnić się,że Imoen się nie zgubiła.
Cierpliwie szła o krok za nim odgarniając od siebie gałęzie.
Dotarli do małej polany na
środku lasu,która otoczona drzewami wyglądała jak arena. Postawił
torbę na ubitej ziemi i zaczął z niej wyjmować różne
przedmioty. Na widok pistoletu,anielica zadrżała ze strachu.
– Po co ci to? – wyszeptała
cofając się o krok.
– Spokojnie. – powiedział
łagodnie wyciągając ku niej dłoń. Coś boleśnie ukłuło go w
okolicy serca. A więc chyba nie ufała mu aż tak...
– Nie bój się kochanie.
Chyba nie sądziłaś,że chcę cię skrzywdzić.
Zabrzmiał jakby był urażony.
– Nie – odparła
przygryzając wargę. – Ale boję się...tego.
– W takim razie
przestaniesz,bo nauczę cię się nim posługiwać.
Wytrzeszczyła oczy ze
zdumienia.
– Imoen... – Podszedł i
chwycił ją za ręce. – Mamy niecodzienne życie. Prawie
codziennie walczymy o przetrwanie. Nie zawsze będę mógł cię
uratować,więc musisz nauczyć się bronić. Zwłaszcza teraz,gdy
jesteś człowiekiem.
Patrzyła na niego z mocno
zaciśniętymi wargami. Kiedy przemyślała jego słowa,wolno skinęła
głową. Wiedziała przecież,że rezygnując z łaski jest narażona
na znaczne ryzyko.
– Dobrze – odparła krótko.
– Doskonale. Weź go. Nie bój
się,jest zabezpieczony.
Podał jej mały pistolet.
Ostrożnie wzięła go do ręki tak jak jej go podał,za uchwyt i
obejrzała z każdej strony.
– No to teraz przejdźmy do
praktyki.
*
Rozległ się huk wystrzału
stłumiony przez wbity do lufy tłumik. Nie powinni tu być,więc
lepiej żeby nikt nie wpadł na ich trop przez taką nieuwagę.
– Całkiem nieźle. –
powiedział oceniając dziurę,którą nabój wybił w drzewie.
Imoen uśmiechnęła się mile
połechtana komplementem. Po kilku próbach już nie bała się
broni.
Słońce stało coraz wyżej na
horyzoncie,chociaż w środku lasu można to było stwierdzić
wyłącznie po stronach padania promieni słonecznych. Dean dostrzegł
kątem oka,że Imoen przekłada broń do drugiej ręki i rozmasowuje
nadgarstek.
– Chyba starczy na razie
ćwiczeń z bronią palną. – stwierdził ostrożnie zabierając
jej pistolet. Zajmiemy się teraz walką.
– Masz na myśli kopanie,bicie
i tak dalej? – spytała rozszerzając oczy.
– Mniej więcej. Stań
naprzeciw mnie i unieś ręce.
Wyprowadził kilka „ciosów”
tak aby zademonstrować jej rytm. Kiedy już go odnalazła,zaczął
tłumaczyć jej jak powinna zareagować na dany atak. Miał ochotę
się roześmiać z jej niezdarności,lecz wyglądała uroczo ze
zmarszczonymi brwiami,zdeterminowana aby jak najlepiej wykonać dane
polecenie.
– Teraz uważaj – uprzedził.
– Zamierzam sprawdzić,czego się nauczyłaś.
Z chwilą gdy wymówił te słowa
rzucił się w jej kierunku,lecz ona zareagowała unikiem. W myślach
mruknął z uznaniem. Spróbował jeszcze kilka razy i za każdym
Imoen mu się wyślizgiwała. Znieruchomiał więc na moment i
uśmiechnął się. Odwzajemniła uśmiech,a wtedy niepostrzeżenie
podciął jej nogi. Runęła jak długa prosto do małego stawu
porośniętego trzciną.
– To niesprawiedliwe! –
krzyknęła z wyrzutem strzepując dłonie – Patrz co zrobiłeś!
– Walka nigdy nie jest
uczciwa,skarbie. Musisz być stale czujna. No wstawaj,pomogę ci.
Wyciągnął rękę w jej
stronę. Obdarzyła go krótkim spojrzeniem zanim ją ujęła. Nim
zdążył zareagować,pociągnęła go w swoją stronę sprawiając,że
stracił równowagę i upadł na kolana tuż obok niej.
– Ktoś zdaje się mówił coś
o czujności. – wydusiła zanosząc się śmiechem na widok
złowrogiego błysku w jego oczach.
Winchester westchnął
otrzepując rękaw z mułu. No tak. Łatwo było mówić o
czujności,dopóki nie chodziło o nią. Potrafiła rozbroić go w
każdej sytuacji.
I to był powód do zmartwień.
– No to koniec ćwiczeń na
dziś – oznajmił wstając. Omiótł wzrokiem swoją sylwetkę,a
następnie przeniósł wzrok na nią. Oboje byli przemoczeni do
suchej nitki i brudni od mułu.
– Trzeba przebrać się w coś
suchego. – stwierdziła Imoen tym razem przyjmując jego dłoń bez
żadnych podstępów.
Znowu dostrzegła,że oczy mu
pociemniały.
– Chyba przebrać się to nie
najlepsze słowo...--------------------------------------------------------
Witajcie :) Miałam dodać ten rozdział już wczoraj,ale pojawiły się małe problemy z gifami,więc musiałam odłożyć to na dziś. Nic więcej nie mówię,oddaję Wam głos :D