sobota, 28 maja 2016

28. If you knew how happy you are making me

Dean miał wrażenie,jakby wyssano mu z płuc całe powietrze. Dusił się,zakręciło mu się w głowie,nie wiedział nawet kiedy nogi odmówiły mu posłuszeństwa i wylądował na łóżku. Jego oddech był płytki,urywany,a wzrok błądził dookoła usiłując nadążyć za wirującymi w głowie myślami.
Imoen. W ciąży. Porwana. Stop,jeszcze raz. W ciąży...
Jakiś głos w podświadomości zadał mu przerażonym szeptem bezsensowne pytanie „Jak to możliwe?”. Wiedział jak. To się stało po treningu,kiedy oboje wylądowali w stawie. I te jej ostatnie problemy zdrowotne. Przecież to jasny sygnał,jak mógł to przeoczyć? To właśnie chciała uświadomić mu Sarah wtedy przed szpitalem.
Drżącymi rękoma poluzował guziki koszuli. Powietrza,więcej powietrza. Wziął głęboki oddech, po czym na jego twarz wypłynął nerwowy uśmiech.
Zaledwie dzień wcześniej wspominał swoje nieudane próby stworzenia rodziny i ogarnęła go tęsknota. A teraz? To znów miało się stać. I,cholera,cieszył się. Tak bardzo się cieszył! 
Euforia na myśl o zostaniu ojcem zalała go do tego stopnia,że nie słyszał ani słowa z tego,co mówiła Sarah.
Dean? Hej,Dean! – potrząsnęła go za ramię. Popatrzył na nią nieprzytomnym wzrokiem. Nagle poczuł piekący ból. To Sarah wymierzyła mu policzek.
Dean,do cholery! Próbuję zrozumieć,jak musisz się czuć,ale jeśli zaraz czegoś nie zrobimy,możesz nie mieć z czego się cieszyć!
Uderzenie przywróciło go do rzeczywistości. Zaczął myśleć tylko o tym,że Imo została porwana i o bólu jaki zada temu monstrum,które ją pojmało. Nigdy nie sądził,że znamię Kaina okaże się przydatne do czegoś innego niż zabicie Abaddon.
Skąd mamy wiedzieć,gdzie jej szukać? Byliśmy w domu Roselyn. Nie mieszka tam.
Chyba,że to nie Roselyn. – powiedziała przeciągle Sarah patrząc na Sama uważnie.
Och nie,jeśli obstawiasz Marissę... – zaczął ostrzegawczo.
Ale Sarah już go nie słuchała. Migiem otworzyła komputer i odnalazła ostatnio odwiedzaną stronę.
Mamuny żyją w lasach. Obstawiam,że tam należy zacząć.
No to biegiem. Cholera,gdzie moje kluczyki?
Nie obraź się Dean,ale może lepiej ja poprowadzę? – spytał Sam unosząc je na wysokość głowy.
Niech to,Sammy. Nie mam nawet ochoty się z tobą kłócić.
Młodszy Winchester uśmiechnął się lekko i błyskawicznie opuścił pokój.


*


Imoen otworzyła oczy i zamrugała kilka razy. Dookoła panowała kompletna ciemność,nie widziała konturów czegokolwiek. Tylko zimna pustka otwierająca nad nią swoje ramiona. Uświadomiła sobie,że leży na czymś twardym i mokrym. Chciała się podnieść i zorientowała się,że ma skrępowane ręce i nogi. Syknęła też,kiedy ostry ból przeniknął jej ciało. Trwało to jednak ułamek sekundy. W porównaniu z bólem,który odczuła po stracie łaski gdy ocknęła się w hotelowej piwnicy to była bułka z masłem.
Jak się tu znalazła? Ach,tak. Siedziały z Sarą w pokoju i oglądały jak gdyby nigdy nic jakiś film. Nagle Blake zerwała się i cicho podeszła do drzwi. W progu stała pokojówka. A raczej jej ciało,które wpadło do pokoju. Zdążyła krzyknąć do Imoen,żeby uciekała,a wtedy coś mignęło i uderzyło Sarę w tył głowy. Upadła tuż obok martwej pokojówki,a ona poderwała się i stanęła oko w oko z rudowłosą kobietą,którą minęła podczas spaceru.
Witaj – powiedziała obnażając w uśmiechu szereg gęsto rozlokowanych zębów. Próbowała z nią walczyć,tak jak ją uczył Dean. Udało jej się nawet uderzyć rudą w twarz,ale na niewiele się to zdało. Była znacznie szybsza i po chwili trzymała siostrę Boga w mocnym uścisku. A potem poczuła dziwny zapach i jak gdyby nic obudziła się tutaj.
Usłyszała głuchy odgłos kroków rozchodzący się echem. Zaraz za nim podążała łuna światła,która przerodziła się w światło pochodni. W nim ukazała się rudowłosa. Podeszła bliżej i Imoen zamrugała przyzwyczajając oczy do jasności. Znajdowała się w ciasnej jaskini. Wilgoć,którą czuła pod sobą to woda,zaś dookoła...
Aż się zachłysnęła. W kącie jaskini dostrzegła stos kości. Bardzo krótkich i małych kości.
Obudziłaś się – stwierdziła – Nareszcie. Wprost nie mogłam się doczekać.
Kim ty jesteś?
Mówią na mnie Rosie.
Nie obchodzi mnie,jak masz na imię tylko czym jesteś i czego ode mnie chcesz.
Rosie roześmiała się i zrobiła kilka kroków w tę i z powrotem.
Aleś ty dociekliwa – stwierdziła – No ale cóż,jestem ci to winna. Spotkałyśmy się wczoraj,pamiętasz? Od razu to wyczułam. Nie mam pojęcia,jaką siłę w sobie nosisz,ale będzie wykwintnym daniem.
Siłę? – Imoen była zdezorientowana. Przecież nie miała łaski już od miesięcy.
Dziecko w twoim łonie – wyjaśniła zniecierpliwiona rudowłosa. – O tak,ma niesamowitą aurę. Dzięki niej cię odnalazłam.
Dziecko? - Imoen zamrugała. O czym ona mówiła? Przez chwilę miała mętlik w głowie,ale później przypomniała sobie seriale,które tak chętnie oglądała ostatnio w telewizji. Ludzkie dzieci brały się z kobiet,ale jak?
Tego nikt jej nie wyjaśnił.
Rosie kucnęła. W blasku pochodni jej włosy zdawały się płonąć. Obnażyła zęby,które zdecydowanie nie wyglądały na ludzkie. I znów poczuła ten niepokojący zapach...
Zastanawiam się tylko,czy zjeść je teraz,czy raczej zostawić sobie na deser? Hm,jak myślisz?
Imoen miała odpowiedzieć,żeby ta poczwara trzymała się od niej z daleka,ale wtedy usłyszały stukanie na zewnątrz. Ze sklepienia posypało się kilka okruchów. Roselyn zmarszczyła brwi i wolno ruszyła w kierunku wejścia. Zrobiło się dziwnie cicho,aż nagle milczenie przerwał wrzask. W świetle pochodni rzuconej na ziemię Imoen dostrzegła dwa cienie – jeden spazmatycznie chwytający rękoma twarz i drugi,szybko się przemieszczający.
Imoen?! – Głos Deana rozszedł się echem po całej jaskini.
Tutaj jestem!
Winchester wpadł do części,w której się znajdowała. Dyszał ciężko a jego oczy rozszerzyły się. Dopadł do niej i prędko zaczął rozwiązywać jej więzy.
Nic ci nie jest? – spytał przytulając ją,kiedy już ją uwolnił.
Nie.
Całe szczęście – Uśmiechnął się,lecz uśmiech zadrżał mu na wargach zupełnie jak wcześniej głos.
Kiedy wynurzyli się z jaskini,ujrzeli jak Sam przeszywa pierś mamuny nożem na demony. Błysnęło światło,a ona padła bez życia na ubitą ziemię. Młodszy Winchester odetchnął ciężko.
I po wszystkim – mruknęła Sarah.
*


Kiedy już spalili ciało i opatrzyli drobne rany,udali się w drogę powrotną do motelu. Na szczęście nikt z obsługi hotelowej nie zdążył się jeszcze zorientować,że pokój Deana i Imoen został zrujnowany. W przeciwnym razie mogliby mieć dodatkowe problemy,a przecież mieli się nad czym zastanawiać.
W holu cała czwórka popatrzyła po sobie niepewnie. Widmo poważnej rozmowy wisiało nad nimi i zbliżało się coraz bardziej. Sarah znalazła jednak wyjście.
Zostańcie w naszym pokoju – powiedziała – Ja z Samem posprzątamy ten sajgon u was. Może chociaż trochę uda się obciąć koszty zniszczeń. Później do was dołączymy.
To mówiąc,wręczyła im klucz. Dean wsunął go do zamka i otworzył drzwi wpuszczając Imoen przodem. Weszła i odwróciła się w stronę Deana przygryzając wargę kompletnie nie wiedząc od czego zacząć,ale wyraz jego twarzy kompletnie ją zaskoczył.
Nigdy nie widziała go w takim stanie – jego czoło było zmarszczone,pełne usta drżały,a w zielone oczy błyszczały. Bez słowa podszedł do niej i wziął ją w ramiona mocno całując. Oddała pocałunek,lecz ciągle stała sztywno. Kiedy się odsunął,dostrzegła źródło błysku w jego oczach.
Łzy.
Położyła mu dłoń na policzku.
Hej,uspokój się,jestem cała i zdrowa.
Jesteś w ciąży – wydusił przez ściśnięte gardło. Wziął głęboki oddech,aby nieco opanować roztrzęsienie.
Zmarszczyła brwi i cofnęła dłoń.
Co to znaczy?
Roześmiał się krótko szybko ocierając spływającą łzę. No tak. Przecież ona niczego nie rozumiała i wzięła to jako coś złego. Cóż,czasem i tak bywało,ale dla Deana Winchestera była to najlepsza wiadomość na świecie.
Będziemy mieli dziecko,Imo.
Och. No tak – skinęła głową. – Ona mi to powiedziała.
Jaka ona?
Mamuna. Twierdziła,że to dzięki jego aurze mnie odnalazła. Chciała się nim pożywić.
Wyraz jego twarzy momentalnie się zmienił. Przemknęła przez nią wściekłość,ale także...strach. Zaraz też odzyskał zdolność logicznego myślenia.
Aura. To nie oznaczało niczego dobrego,skoro taki byle potwór był w stanie dowiedzieć się,że Imoen jest w ciąży. I Amara także to czuła.
To właśnie tego od początku chciała. To dlatego zaczęła nękać siostrę.
Dean opadł na materac usiłując zapanować nad krążącymi mu w głowie myślami.
Myślisz...myślisz,że Amara także go chce? – spytała niepewnie Imoen jakby czytając mu w myślach.
Tak – odparł szczerze.
Westchnęła i usiadła tuż obok niego przeczesując palcami włosy w nerwowym geście. Dean przełknął nerwowo ślinę. Musi jej powiedzieć. Ujął jej drobne,poznaczone drobnymi skaleczeniami dłonie w swoje.
Imo...musisz wiedzieć coś jeszcze. Spotkałem się z Amarą.
Rozchyliła usta ze zdumienia i odsunęła się,lecz powstrzymał ją.
Powinienem powiedzieć ci wcześniej,ale chciałem cię chronić. Poza tym,to nie miało wtedy sensu...
Kiedy? – przerwała mu.
Wtedy gdy pojechałem na przejażdżkę po spotkaniu z Crowleyem.
Ale przecież widziałam ją tylko we śnie.
Bo nie miała dość siły by przyjść naprawdę. Wtedy nie miała – poprawił się – Każdego dnia jest coraz silniejsza. I chce ciebie. Nie wiem o co do cholery jej chodzi,ale tak jest. Powiedziała też,że wkrótce znów do ciebie przyjdzie. To dlatego chciałem,żebyś jeździła z nami. Bałem się ciebie zostawić,bo wiedziałem,że Amara musi się zjawić.
Pokiwała w zamyśleniu głową. Nie była na niego zła,nie umiała się gniewać na nikogo ze swoich przyjaciół. Wręcz przeciwnie – zalało ją dziwnie przyjemne uczucie na wieść,że w ten sposób Dean usiłował ją chronić.
W porządku,Dean – odparła. – Nie jestem na ciebie zła. Ale...co my teraz zrobimy?
Winchester mocno ją przytulił i pogładził uspokajająco po plecach. Kiedy się odsunął,w jego oczach na powrót rozbłysły łzy.
Nie wiem – odparł cicho delikatnie gładząc palcem jej policzek. Wziął głęboki oddech – Ale wiedz,że cię kocham. Tak bardzo,że to aż boli. I jestem cholernie szczęśliwy,że jesteś w ciąży. Nawet jeśli będę musiał wytępić całe plugastwo tego świata,żeby cię ochronić.
Kocham. Słyszała to słowo wiele razy,ale co ono oznaczało? Było czymś dobrym,to na pewno. Nie pojmowała jednak jego głębi,chociaż i ona coś odczuwała. Czy to właśnie oznaczało „kocham cię”?


*


Nazajutrz mieli opuścić Loveland,jednak Sarah ich powstrzymała.
Nigdzie nam się nie spieszy – oznajmiła – Załatwiliśmy potwora,nie będzie już porwań i uważam,że doktorek ma wobec nas mały dług.
Spojrzała wymownie w stronę Imoen,a ona zmarszczyła podejrzliwie brwi.
Co masz na myśli?
Powinien zbadać cię lekarz.
To jest bardzo dobry pomysł – skwitował ochoczo Dean. – Pojadę z nią.
Bez urazy Dean... – zaczęła Sarah – Ale może lepiej,jeśli ja to zrobię. To bardzo...kobiece sprawy.
Co? Mowy nie ma! Chcę tam być!
Przejęcie malujące się na twarzy starszego Winchestera było autentyczne,jednak równie prawdziwie rozbawiło Sarę. Parsknęła śmiechem,jednak szybko go stłumiła.
Tak? A będziesz umiał jej wyjaśnić jakie zmiany w niej zajdą przez najbliższe miesiące?
Dean zamrugał.
No cóż,ja...
Pojedźmy razem – ucięła Imoen.
W końcu ustalili,że Winchesterowie zaczekają na korytarzu podczas gdy Sarah wejdzie z Imo do gabinetu.
Agenci! – zawołał doktor Atkins przez korytarz.
Dzień dobry – powiedział Dean. – Jak leci?
Ehm,dobrze,w porządku. Żadnych więcej porwań. – odparł ściszonym głosem.
Złapaliśmy sprawcę – oznajmił Sam.
Będzie pan musiał poszukać nowej pielęgniarki. – dodała Sarah. – To Roselyn.
C-co? – wyjąkał. – Jak to? Znałem ją. Przecież to niemożliwe.
Niech mi pan wierzy na słowo,że jednak nie – mruknął Dean.
A co z dziećmi?
No cóż... – Sam spuścił wzrok – Niestety,było za późno.
Och. – ordynator westchnął i pokręcił głową. – Mój Boże,to okropne.
To się więcej nie powtórzy. Właściwie...przyszliśmy tu po coś innego – Dean wziął Imoen za rękę i ścisnął ją.
Atkins dopiero teraz zdał się ją zauważyć,bo uśmiechnął się przyjaźnie. Odwzajemniła uśmiech nerwowo.
Witam. – powiedział.
Moja...dziewczyna...my...prawdopodobnie spodziewamy się dziecka,więc... – wymamrotał Dean spuszczając wzrok. Ciągle nie mógł się przyzwyczaić do brzmienia tych kilku słów.
Och,oczywiście. Tak się składa,że jedna z pacjentek odwołała wizytę,więc mam chwilę. Proszę za mną.
Niechętnie puścił jej dłoń i skinął głową.
Zobaczymy się później – powiedziała Sarah i poprowadziła Imoen w ślad za lekarzem.


*


Kawy? – spytał Sam swojego starszego brata siedzącego na plastikowym krześle ze spuszczoną głową. Nawet z odległości kilku kroków widział,jak bardzo Dean jest zdenerwowany i chciał mu jakoś pomóc.
Nie dzięki,Sammy – uniósł głowę i uśmiechnął się przelotnie. – Nie potrzebna mi kawa,jestem taki,uhm...
Tak,widzę – parsknął Sam tłumiąc śmiech – Jak się czujesz?
Właściwie nie musiał nic mówić. Sam na widok jego miny wiedział już wszystko. Nigdy nie widział na twarzy Deana takiej ekstazy,ale jednocześnie zdenerwowania.
Szczerze? Chyba nigdy nie byłem tak szczęśliwy jak teraz,ale boję się. Cholernie się boję.
Masz na myśli obowiązki czy raczej...
To drugie – przerwał mu – Pomyśl tylko Sam. Niby dlaczego Amara pojawiła się dopiero teraz,hm? Imoen upadła prawie rok temu.
Och nie – westchnął Sam i opadł na krzesło tuż obok brata. – Teraz to wszystko ma sens.
Właśnie. – przytaknął Dean i przesunął dłońmi po twarzy. – Dlaczego to się dzieje?
Hej,spokojnie. Nie pozwolimy Amarze skrzywdzić Imoen,okej? Czegokolwiek chce,powstrzymamy ją.
Dziękuję Sammy – wymamrotał drżącym głosem Dean. Sam bez słowa mocno go objął. Słyszał jak jego brat głośno wypuszcza powietrze. Potrzebował w tej chwili takiego pocieszenia.
Odskoczyli od siebie kiedy drzwi od gabinetu Atkinsa się otworzyły.


*


Och,naprawdę? – spytała z żalem Imoen – Nie mogę jeszcze chwilkę popatrzeć?
Leżała na leżance służącej do badania USG i wpatrywała się w monitor,podczas gdy lekarz jeździł po jej brzuchu czymś dziwnym.
Kiedy wszyscy dookoła zaczęli jej powtarzać „jesteś w ciąży” albo „będziesz miała dziecko” traktowała to jako coś abstrakcyjnego i zupełnie nic nie czuła. Ale kiedy zobaczyła na ekranie malutką istotkę,która zamieszkała wewnątrz niej,ogarnęło ją zupełnie niespodziewane uczucie. Uświadomiła sobie odtąd,że nie żyje tylko dla siebie. Kiedy więc doktor Atkins kazał jej opuścić bluzkę,poczuła się rozczarowana.
Spokojnie – roześmiał się i odłożył głowicę. – Wydrukuję pani zdjęcie.
I jak,doktorze? – spytała Sarah przejęta zupełnie jakby to ona była w ciąży. No cóż,poniekąd i tak było – Imoen wciąż nie do końca rozumiała co się działo,więc ktoś musiał wziąć na siebie część odpowiedzialności.
Wygląda na to,że wszystko jest w porządku. – odparł siadając przy biurku.
Zalecił Imoen krótki odpoczynek i kilka produktów,które powinna teraz uwzględnić w diecie,po czym obie kobiety wyszły z gabinetu.
Sam i Dean poderwali się na równe nogi.
No mówcie! – ponaglił Dean ledwo panując nad drżeniem głosu. Imoen uśmiechnęła się szeroko i uniosła w górę zdjęcie.
Sam zobacz – oznajmiła wręczając mu je.
Drżącymi rękoma wziął ją i wydał z siebie zduszony jęk. Do tej pory ciąża Imo wydawała mu się czymś zbyt nierealnym,obawiał się nawet,że mimo akcji z mamuną okaże się fałszywym alarmem,ale tak się nie stało.
Oto miał przed sobą żywy dowód. Otworzył usta i chciał coś powiedzieć,ale z jego gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Zakrył je więc dłonią i wpatrywał się bez słowa.
Dean? – spytała Imoen usiłując zajrzeć mu w oczy. Zdziwiła ją jego reakcja i nie wiedziała jak ją odebrać. – Wszystko w porządku?
Tak – odparł zduszonym głosem i stanowczym gestem przyciągnął ją do siebie mocno przytulając.
Sam i Sarah przyglądali się tej scenie w niezręcznym milczeniu,jednak po chwili drzwi do gabinetu się otworzyły i Atkins dyskretnie przywołał Sarę do siebie. Niemalże równocześnie w tej samej chwili korytarzem przemknęła niska dziewczyna o miodowych włosach ubrana w biały pielęgniarski mundurek.
Hej! – zawołał Sam biegnąc za nią korytarzem,gdyż na jego widok przyspieszyła kroku i spuściła głowę. – Marissa zaczekaj!


*


Dogonił ją w kilku susach - jej drobne kroki nie mogły równać się z jego długimi. Zastąpił jej drogę i popatrzył na nią srogo. Przełknęła ślinę i uciekła wzrokiem. Złapał ją za ramię na wypadek gdyby przyszło jej do głowy się wymnkąć. W jej oczach błysnęło przerażenie,które na widok jego miny jeszcze się wzmogło.
Wiedziałaś – powiedział beznamiętnie mocniej ściskając jej ramię.
Tak – załkała żałośnie Marissa usiłując się uwolnić. – Przepraszam,nie chciałam Sam,ale ona mi groziła,wybacz!
Wybuchnęła gwałtownym płaczem. Sam przełknął ślinę i puścił ją.
Jak długo? – spytał.
Dowiedziałam się jak tylko przyjechaliście,przysięgam. Nigdy bym cię nie oszukała.
Uniosła załzawione oczy i spojrzała na niego z czułością. Potem zaś wyciągnęła dłoń i dotknęła nią jego policzka.
Wiem,że ją kochasz. – oznajmiła ze smutkiem – Ale ja nigdy o tobie nie zapomnę.
Patrzył na nią w milczeniu zbierając myśli. Nie mógł tego tak zostawić. Owszem,nie chciał zranić uczuć Marissy,ale czasem trzeba było zagrać ostrzej. Tak było zwyczajnie lepiej dla wszystkich.
Odtrącił jej dłoń i zacisnął usta.
Lepiej będzie jeśli się postarasz to zrobić. Zasługujesz na kogoś wyjątkowego Marisso. Nie więź się dobrowolnie w przeszłości. Zapomnij o mnie. Jeśli nie dla dobra własnego szczęścia to chociaż bezpieczeństwa. Żegnaj.
I wyminął ją ocierając zbierające się w kącikach oczu łzy. 


--------------------------------------------------------------------------

Melduję,że żyję :) Miałam dodać rozdział w poprzednim tygodniu,ale zupełnie nie miałam jak,więc jest dzisiaj. Nie wiem jak z następnym. Ostatnio mam takiego lenia na pisanie,mimo że pomysł mam... Nieuchronny znak,że nadchodzi sesja. Nadrabiam za to seriale,obejrzałam finały Flasha,Originals i oczywiście SPN (z czego ten mi się podobał najbardziej!). Jak chcecie o nich podyskutować to zapraszam do zakładki ;)
Mam nadzieję,że rozdział się podobał,eksperymentuję trochę z narracją w następnym,więc zobaczymy co z tego wyjdzie :)
Buziaki!

piątek, 27 maja 2016

27. Whole Lotta Rosie

Sarah otworzyła gwałtownie drzwi do pokoju i weszła przez nie z impetem. Była chodzącą wściekłością,chociaż nie wiedziała dlaczego. Marissa była częścią przeszłości Sama,do której ona nie należała. Przecież ona także miała byłych chłopaków.
Ale sposób,w jaki ta blondynka patrzyła na Sama...nie,nie mogła przejść obok niego obojętnie. Ewidentnie wciąż coś do niego czuła a młodszy Winchester jak zwykle zachował się uprzejmie i nie zwrócił na to uwagi. Wydawał się być jednak mile zaskoczony spotkaniem. I to rozzłościło ją najbardziej.
Tak naprawdę nie wiedziała,co jest między nimi. Byli parą,zachowywali się jak para,ale czy było to coś więcej niż zauroczenie? Czy kochał ją tak,jak jego brat Imoen mimo iż ona nie miała o tym pojęcia?
Skrzyżowała ramiona na piersi i zaczęła nerwowo krążyć po pokoju. Wreszcie usłyszała,jak drzwi się otwierają i staje w nich Sam ze zmartwioną miną -- jego brwi były zmarszczone a usta zaciśnięte. Spojrzał na nią i przełknął nerwowo ślinę.
Sarah westchnęła.
Przepraszam Sam. Nie powinnam się tak zachowywać. To nie w porządku.
Winchester parsknął uśmiechając się ironicznie.
Cóż,i tak kiedyś musiałbym ci powiedzieć – oznajmił i usiadł na krawędzi łóżka.
Nie spodobał jej się ten smutno nostalgiczny ton jego głosu.
Zdaje się,że jest dla ciebie kimś ważnym – powiedziała usiłując oczyścić głos z ironii. – Dean chyba także jest tego zdania.
Znasz Deana. Nie przejmuj się jego docinkami. Co prawda nigdy tego nie robisz... – urwał spuściwszy wzrok – Ale na swój sposób miał rację. Znam Marissę od czasów studiów. Któregoś razu po imprezie...przespałem się z nią. Pierwszy raz w życiu
Och – sapnęła unikając patrzenia na niego. Takiej skrajności się nie spodziewała.
Taaa,no cóż – odchrząknął – Tyle,że ja dla mnie to była jedno nocna przygoda,a ona...kochała się we mnie. Cały nasz wydział o tym wiedział.
I...co zrobiłeś?
Nic – wzruszył ramionami – Nie odwzajemniałem jej uczuć,ale to nie znaczyło,że nie chcę jej znać. Widywaliśmy się przez jakiś czas a potem Marissa zrezygnowała ze studiów i pojawiła się Jess. O niej już wiesz.
Pokiwała w zamyśleniu głową. To wyjaśniało spojrzenie Marissy. Sam ostrożnie poderwał się z łóżka i podszedł do niej. Uniosła podbródek by spojrzeć mu głęboko w oczy. Nie dostrzegł w nich gniewu a jedynie...smutek. Dość. Czas wreszcie jej to powiedzieć.
Słuchaj,rozumiem,że byłaś zdenerwowana tą sytuacją. W końcu nie codziennie spotyka się kogoś takiego,ale... – przełknął ślinę i spuścił wzrok nie mogąc wytrzymać jej spojrzenia. – Nigdy nie kochałem Marissy,za to ciebie...Kocham cię,Saro.
Panna Blake rozchyliła zaróżowione wargi,które zadrżały. Chciała odpowiedzieć,ale tylko zamrugała oczami zbyt zszokowana by wydać z siebie głos. A więc jednak. To prawda.
Sam ją kochał. Ale czy ona kochała jego?
Winchester odsunął się. Brak reakcji ukochanej nieco go speszył.
Ja...rozumiem,jeśli ty nie...po prostu...musiałem ci to powiedzieć – wyjąkał na jedynym oddechu. Wtedy Sarah rzuciła się na niego,zarzuciła mu ręce na szyję i przywarła ustami do jego ust całując tak mocno,jakby chciała powstrzymać cały świat przed rozdzieleniem ich.
Wreszcie odsunęła się,aby nabrać tchu. Uśmiechnęła się delikatnie.
Ja też cię kocham. Jak mogłeś pomyśleć,że nie? Nie zostałam łowczynią tylko ze względu na matkę. Nawet kiedy podejmowałam tą decyzję cały czas myślałam o tobie. I nie wiem co bym zrobiła,gdybym cię nie odnalazła.
Sam się roześmiał i przytulił ją powstrzymując cisnące się do oczu łzy.
Kiedy ostatni raz był taki szczęśliwy? Z Jessicą? Czy po jej śmierci miał chwile prawdziwego szczęścia takie jak teraz?
Nieważne. W tej chwili nie chciał się tym martwić. Sprawa poczeka. Najważniejsza była teraz Sarah i jej ciało wyginające się w łuk,gdy pożądliwie całował jej szyję...


*


Zaraz wyrzucę tego laptopa przez okno – warknął Dean uderzając otwartą dłonią w blat stołu. Siedzieli z nosami w książkach i Internecie przez całe popołudnie,ale nie znaleźli nawet tropu na temat potwora,na którego polowali.
Nie wierzę,że to mówię,ale zgadzam się z Deanem. – przyznała Sarah przeciągając się na łóżku w ich pokoju. – Cholera,a wydawało mi się,że widziałam książkę na temat różnych potworów w naszej bibliotece.
I nie pomyślałaś o tym,żeby ją wziąć? – parsknął Dean – No nie wierzę w to co słyszę!
Wydawało mi się – powtórzyła – Zresztą nieważne. Gdzie jest Imoen tak w ogóle?
W pokoju. Ogląda „Przyjaciół”. Nie jestem nawet pewien,czy jest świadoma tego co się dzieje – zażartował.
Okej. – Sam wypuścił powietrze z płuc. – Sprawdziłem wszystkie możliwe mary senne,ale nie znalazłem nic,co pasowałoby do opisu.
Wydaje mi się,że to coś nie jest koszmarem. – stwierdziła Sarah. Winchesterowie spojrzeli na nią wyczekująco. – Kobiety miały gorączkę. Mogło im się wydawać,że to był sen,podczas gdy to coś naprawdę tam było.
Nowy gatunek strzygi? – zasugerował Dean – Karmi się energią życiową dzieci,ale może to jakaś chora odmiana,która...
Nawet nie kończ – wzdrygnęła się Sarah. – To okropne. I mam nadzieję,że nie masz racji.
To tak jak ja – mruknął Dean.
Przekonamy się w jeden sposób. Trzeba powęszyć w szpitalu dłużej. – oznajmił Sam.
Kiedy dojechali do szpitala i weszli na oddział całą trójką,zwrócili uwagę na ponurą atmosferę panującą wewnątrz. Nie było już tyle pacjentek co wcześniej,a i personel medyczny zdawał się przerzedzać.
Przepraszam? – Sam zaczepił rudowłosą pielęgniarkę stojącą tyłem. Odwróciła się i obdarzyła go niechętnym spojrzeniem. Zerknął na plakietkę.– Ehm...Roselyn? Jesteśmy z FBI. Wiesz może gdzie znaleźć doktora Atkinsa?
Robi obchód – rzuciła krótko odgarniając rudy kosmyk za ucho – Przepraszam,muszę już iść.
I wyminęła ich przyspieszając kroku. Dean skomentował to wzruszeniem ramion.
Atkinsa znaleźli w najbardziej oddalonej od wejścia sali. Próbował uspokoić roztrzęsioną pacjentkę. Towarzyszyła mu Marissa.
Siostro,proszę podać pacjentce coś na uspokojenie. – zwrócił się do Marissy. Ta skinęła głową i oddaliła się od łóżka. W progu natknęła się na Winchesterów i Sarę.
Hej Sam – powiedziała radośnie. – Co tu robicie?
Mamy kilka pytań do doktora. – oznajmił beznamiętnie Dean.
Kim wy...
Agenci! – zawołał doktor – Cieszę się,że was widzę.
Marissa popatrzyła na Sama z niepokojem.
Przyjdę do ciebie później,Marisso. Mam kilka pytań i do ciebie.
Atkins siedział przy łóżku kobiety w widocznej ciąży. Miała szeroko rozwarte oczy,a jej klatka piersiowa unosiła się i opadała w przyspieszonym rytmie.
Przysięgam,że to mi się nie śniło. – jęknęła w stronę lekarza.
Co się stało? – spytał Sam.
Kolejna fala – westchnął Atkins. – Ta pani też miała gorączkę i majaczy...
Nie! Widziałam to na własne oczy.
Co pani widziała? – spytał łagodnie Dean siadając na krawędzi łóżka. Kobieta spojrzała na niego przelotnie. Zawsze miał dar do komunikacji z płcią przeciwną.
To było dziś w nocy. Długo nie mogłam zasnąć,bo maleństwo nieźle kopało. Nagle usłyszałam jakiś hałas,a potem jakby...syk. Było ciemno,nawet księżyc nie świecił,ale widziałam jak ktoś wszedł do sali. To była kobieta,jestem tego pewna. Szła w moją stronę. Zaczęłam krzyczeć i ktoś przyszedł,ale ona uciekła.
Czuła pani wtedy coś? Jakiś zapach,na przykład siarkę?
Siarkę? Nie – Kobieta zmarszczyła brwi. – Ale tak,czułam coś. Jakby...przyprawa. Bardzo silna.
Przyprawa? – powtórzył wolno Sam.
Miała pani gorączkę – powiedział zniecierpliwiony lekarz. Łowcy zaś wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia.
Wiem co widziałam – upierała się pacjentka.
W porządku. Niech pani odpocznie. Zostało pani kilka dni do porodu.
Kiedy opuścili salę,Atkins się załamał.
Nie mam pojęcia co robić. Nie możemy dłużej ukrywać tych zniknięć. Wybuchnie panika.
Proszę się nie denerwować. Złapiemy tego,kto jest odpowiedzialny za te porwania,obiecuję – powiedziała Sarah kładąc mu rękę na ramieniu. – A na razie,czy możemy porozmawiać z pracownikami?
Oczywiście. Róbcie co trzeba,byle złapać tego sukinsyna – powiedział z zawiścią i oddalił się szybkim krokiem.
Porozmawiam z Marissą – powiedział ostrożnie Sam patrząc na Sarę. Ta odwzajemniła spojrzenie i choć niechętnie,skinęła głową.
Zaczekamy w samochodzie – oznajmił Dean.


*


Cieszę się,że znalazłaś chwilę – powiedział Sam siadając na krześle w pokoju pielęgniarek.
To ważna sprawa. Nikt nie wie co się dzieje i wszyscy nabrali wody w usta. Moim obowiązkiem jest pomóc,chociaż nigdy nie spodziewałabym się,że zostaniesz agentem FBI.
Marissa patrzyła na Sama z nieukrywanym podziwem. Zawsze jej imponował,ale to przebiło wszystko inne.
No tak. Ja też nie – mruknął – Ale to długa historia.
Nie zostaniesz dłużej,żeby powspominać dawne czasy,co? – spytała z żalem.
Nie – odparł zdecydowanie – Mam sporo na głowie. Ta sprawa nie jest jedyną,jaką prowadzimy.
Jasne – Marissa spuściła wzrok.
Sam zmarszczył brwi. Dziewczyna ewidentnie ciągle coś do niego czuła. Było mu jej żal,ale nie mógł nic z tym zrobić. On nie darzył jej uczuciem,a coś podpowiadało mu,że nawet jeśli spotkają się po przyjacielsku,Marissa będzie chciała to zmienić w coś więcej.
Atkins wspomniał,że te porwania mają miejsce od miesiąca. Zauważyłaś,żeby wcześniej działo się coś dziwnego?
Nie. Wszystko w normie.
A jakieś zmiany wśród personelu?
Nagle jej oczy rozszerzyły się.
Marissa?
Roselyn. Zaczęła pracować tu miesiąc temu. Ale to przecież niemożliwe. Prawda?
Wszystko jest możliwe. – odparł gwałtownie wstając. – Dzięki za pomoc.



*


Imoen wyłączyła telewizor i zamrugała powiekami. Nie wiedziała,jak dużo czasu spędziła na oglądaniu,ale serial pochłonął ją doszczętnie. Stwierdziła,że czas dać oczom odpocząć.
Na zewnątrz świeciło słońce i w pokoju było okropnie duszno. Wiedziała,że nie powinna stąd wychodzić,ale miała dość siedzenia w ukryciu. Nareszcie poczuła się lepiej i postanowiła to wykorzystać,zwłaszcza w tak piękną pogodę.
Narzuciła na ramiona cienki sweterek i wyszła z hotelu idąc gdzie nogi ją poniosą.
Była pod wrażeniem uroków Loveland. Miasteczko było urocze i pomyślała,że mogłaby zamieszkać w jednym z tych domków.
Cóż,gdyby była zwykłym człowiekiem.
Prędko odrzuciła od siebie tę myśl. Nie zamierzała się tym zadręczać.
Przecięła ulicę i wkroczyła do małego,tonącego w południowym słońcu parku. Przypomniał jej się pierwszy spacer z Winchesterami i Sarą. Wydawało się,że było to wieki temu. Zdecydowanie był to najlepszy dzień w jej ziemskiej przygodzie. Pamiętała radość,jaką odczuła tamtego dnia. Radość poznawania. Wszystko było takie nowe,a jednocześnie tak bliskie temu,co znała w Niebie. No i był to pierwszy raz,kiedy Dean szeroko odsłonił przed nią swoje prawdziwe oblicze.
Usiadła na drewnianej ławce i westchnęła cicho na roztaczający się widok gór otulających miasto z każdej strony. Niedaleko słychać było plusk wody w fontannie i śpiew ptaków na gałęziach kwitnących drzew. Zamknęła oczy i nasłuchiwała. Przez chwilę udawała,że znów jest w Edenie. Dopóki z transu nie wyrwał ją sygnał telefonu.
Cześć,Dean – przywitała się odbierając go.
Cześć Imo. Jak się czujesz?
Już dobrze. Cokolwiek mi dolegało,minęło.
Najwyraźniej Amara dała mi spokój – pomyślała.
To dobrze – usłyszała ciche westchnienie ulgi. – Niedługo będziemy wracać. Mamy nowy trop.
Niedługo? – zdziwiła się. Dean nie mógł dowiedzieć się,że wyszła.
Tak. Nic więcej nie zdążymy dziś zrobić. A co?
Nie,nic. – Poderwała się z ławki i szybkim krokiem ruszyła do wyjścia z parku. – Czekam. Na razie.
Nieco drżącymi rękoma usiłowała schować telefon do kieszeni. Skręciła w ulicę,na końcu której znajdował się hotel i poczuła nagłe zderzenie.
Ojej,przepraszam – wymamrotała i podniosła wzrok. Wpadła na dziewczynę o rudych włosach. Zmierzyła ją uważnym wzrokiem i rozchyliła usta,jakby chciała coś powiedzieć. Zmrużyła jednak tylko oczy i wyminęła Imoen.
Niedoszłą anielicę przeszedł dreszcz. Ta dziewczyna wywołała w niej dziwne uczucie. Biła od niej negatywna aura,wciąż potrafiła to wyczuć.
Wzruszyła ramionami i przyspieszyła kroku.


*

Dean i Sarah czekali na młodszego Winchestera na parkingu przed wejściem do szpitala. Panowała między nimi niezręczna cisza. Ci dwoje,mimo iż nazywali się przyjaciółmi,nie czuli się do końca swobodnie w swoim towarzystwie. Niezręczność potęgował fakt,że Sarah krążyła wokół Impali jak lew po klatce.
Uspokój się – powiedział wreszcie Dean śledząc ją wzrokiem.
Jestem spokojna
Właśnie widzę – mruknął – Wiem,że jesteś zazdrosna o Marissę.
Nie jestem zazdrosna! – zaprotestowała zatrzymując się gwałtownie – Sam o wszystkim mi opowiedział.
Ach tak? No to dlaczego wyglądasz jak strzępek nerwów?
Bo... – zaczęła ale natychmiast urwała wzdychając ciężko – Nie jest mi dobrze ze świadomością,że mój chłopak rozmawia ze swoją byłą,która ciągle coś do niego czuje. Jak ty byś się czuł w takiej sytuacji?
Ja nie mam się czym martwić – wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Jeśli chodzi o byłych facetów,owszem. Na twoim miejscu martwiłabym się czym innym.
Obdarzyła go przeciągłym spojrzeniem. Musiała mu to w końcu zasugerować,jeżeli on sam się nie domyślał.
Co masz na myśli? – Dean zmarszczył brwi.
No cóż – odchrząknęła. – Wydaje mi się,że...
Hej!
Sam wpadł na nich znienacka. Spojrzał na ich niepewne miny i spytał:
Wszystko gra?
Jasne – Sarah skinęła głową i posłała Deanowi spojrzenie w stylu "Lepiej to sobie przemyśl".
Dowiedziałeś się czegoś?
Mam podejrzaną. Marissa powiedziała,że porwania zbiegły się z przyjęciem na oddział jednej z pielęgniarek,Roselyn.
To ta ruda,która potraktowała nas jak powietrze? – upewnił się Dean.
Tak. To jej adres. Chyba powinniśmy złożyć jej wizytę.
Dean skinął głową i już miał zajmować miejsce kierowcy w Impali,kiedy nagle dostrzegł zbliżającą się znajomą postać. Kobieta uniosła wzrok znad wózka,zauważyła go i uśmiechnęła się przyjaźnie.
Agent Lewis! Nie sądziłam,że jeszcze pana spotkam.
Dzień dobry pani James. – powiedział podchodząc do kobiety. – Jak się czuje Mia?
Wszystko w porządku. To po prostu badanie okresowe – wskazała dłonią na szpital.
Jego uwagę przykuła czerwona wstążeczka przywiązana do wózka.
Po co to pani? – spytał wskazując na wózek.
Och,wstążka. Właściwie nie wiem. Moja babcia pochodziła z Polski i zawsze kazała rodzinie wiązać taką wstążkę na wózku. Ponoć odstrasza złe moce.
Zatem niech lepiej ją pani zachowa – powiedział uśmiechając się lekko i pożegnał się.


*


Roselyn będzie dziś wieczorem w pracy? – spytał Dean pociągając długi łyk z butelki piwa.
Nie. Marissa twierdzi,że ma dziś wolne.
Cudownie. Zatem zabijemy ją,czymkolwiek jest.
Skoro o tym mowa... – Sam odchylił się na krześle – Czerwona wstążka i porwania pasują do mamuny.
Mamuna? – powtórzył Dean krzywiąc się.
To słowiański demon powstały z ducha ciężarnej kobiety. Porywa noworodki i karmi się ich energią. Dawne podania mówią,że aby zabezpieczyć dziecko
przed porwaniem należy zawiązać mu na ręce czerwoną wstążkę.
A co z tymi przyprawami?
O,mam. Używa liści laurowych aby wywołać wizje.
To dlatego wszystkie kobiety majaczyły – mruknął do siebie Dean. – Jak ją zabić?
Pracuję nad tym. Ale skoro to demon to nie zaszkodzi standardowe wyposażenie.
Miejmy nadzieję,że wystarczy.
Wieczorem udali się pod adres podsunięty przez Marissę. Sarah postanowiła tego wieczoru zostać z Imoen. Chłopcy sobie poradzą,a jej szkoda było po raz kolejny ją zostawiać.
Dom Roselyn mieścił się na obrzeżach miasta,kawałek drogi od motelu. Dean zaparkował Impalę tuż za rogiem,dla bezpieczeństwa.
To jak? Rozmawiamy z nią na spokojnie czy od razu przechodzimy do rzeczy? – spytał Sam wymieniając magazynek.
Cóż,ja jestem za tym drugim – mruknął Dean.
Jak zwykle – skwitował Sam. –Pamiętaj,nie wiemy,czy to naprawdę ona. Lepiej spróbujmy się upewnić.
Dom,który miał należeć do Roselyn emanował pustką – na trawniku nie było żadnych kwiatów,a trawa była zdecydowanie za długa. W dodatku w oknach nie świeciło się światło.
Mimo to,zapukali. Zero odzewu.
Roselyn? – zawołał Dean – Wiemy,że tam jesteś. Chcemy porozmawiać.
Wciąż nic.
Chyba nic nie wyjdzie z twojego „po dobroci”,Sammy – skwitował starszy Winchester i szykował się do wyważenia drzwi,kiedy nagle zalało ich światło. W ich stronę szedł podstarzały mężczyzna w szlafroku.
Hej! Kim jesteście? – zawołał nieprzyjaznym tonem.
My,eee,przyjaciółmi Roselyn. – odparł Sam.
Roselyn? – Facet skrzywił się – Jakiej Roselyn? Tu nikt nie mieszka!
Bracia popatrzyli po sobie podejrzliwie.
Wynoście się,albo zadzwonię po policję.
Jasne – mruknął Sam.
Zdezorientowani wrócili do samochodu.
Świetnie! – sapnął Dean – Twoja eks sobie z nami pograła! Pewnie ona też jest mamuną!
To niemożliwe. Wyraźnie widziałem ten adres w aktach szpitala.
No cóż,to chyba coś ci się przywidziało.
Już mieli wsiadać do samochodu,kiedy zadzwonił telefon Deana.
Sarah? – zdziwił się.
Wracajcie! Ale już,nie mam czasu na wyjaśnienia!
Serce zabiło mu mocniej z niepokoju. Imoen. Coś jej się stało. Ze ściśniętym żołądkiem wsiadł za kierownicę i przycisnął pedał gazu do oporu. Wrócili do motelu łamiąc milion drogowych przepisów.
Zadyszani otworzyli drzwi z impetem. Sarah w pośpiechu pakowała sprzęt łowcy do toreb. W samym pokoju widoczne były ślady walki – rozbity wazon,przewrócone krzesło i drobne plamy krwi na posadzce.
Co się stało? – spytał Sam.
Roselyn. Nie wiem skąd wiedziała,ale przyszła po Imoen. Próbowałam z nią walczyć,ale ogłuszyła mnie i straciłam przytomność. Kiedy się obudziłam,już ich nie było.
Cholera,dlaczego? – warknął Dean uderzając pięścią w rozprutą poduszkę. – Czego te wszystkie draństwa od niej chcą?
Sam i Sarah wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Blake mocno zaciskała usta,zaś zmieszanej miny Winchestera nie dało się określić.
Zrobił krok do przodu i wziął głęboki oddech.
Dean...musisz o czymś wiedzieć. Mamuny nie porywają tylko niemowląt. Nękają też kobiety w ciąży.


---------------------------------------------------------------------------

Nie odzywam się do Was,wiedźmy jedne :D Zwłaszcza Monika,która strzeliła z przypuszczeniem,że Imo jest w ciąży kilka rozdziałów wcześniej xD Kariera w Nowym Orleanie murowana :D 
Jak widzicie to nie Amara stoi za porwaniami. Przerabiałam ostatnio słowiańską mitologię i natknęłam się na mamunę,część jej opisu jest autentyczna,w tym wstążeczka na wózku a część z wysysaniem energii wymyśliłam dla potrzeb opowiadania. Swoją drogą,jak twórcom SPN brakuje weny na potwory to mogliby i z niej zaczerpnąć,a nie wymyślać jakichś chitters,no błagam.
Tyle ode mnie,męczcie się z czekaniem na następny :D


Theme by Hanchesteria