Dean
miał wrażenie,jakby wyssano mu z płuc całe powietrze. Dusił
się,zakręciło mu się w głowie,nie wiedział nawet kiedy nogi
odmówiły mu posłuszeństwa i wylądował na łóżku. Jego oddech
był płytki,urywany,a wzrok błądził dookoła usiłując nadążyć
za wirującymi w głowie myślami.
Imoen.
W ciąży. Porwana. Stop,jeszcze raz. W ciąży...
Jakiś
głos w podświadomości zadał mu przerażonym szeptem bezsensowne
pytanie „Jak to możliwe?”. Wiedział jak. To się stało po
treningu,kiedy oboje wylądowali w stawie. I te jej ostatnie problemy
zdrowotne. Przecież to jasny sygnał,jak mógł to przeoczyć? To
właśnie chciała uświadomić mu Sarah wtedy przed szpitalem.
Drżącymi
rękoma poluzował guziki koszuli. Powietrza,więcej powietrza. Wziął
głęboki oddech, po czym na jego twarz wypłynął nerwowy uśmiech.
Zaledwie
dzień wcześniej wspominał swoje nieudane próby stworzenia rodziny
i ogarnęła go tęsknota. A teraz? To znów miało się stać.
I,cholera,cieszył się. Tak bardzo się cieszył!
Euforia na myśl o zostaniu ojcem zalała
go do tego stopnia,że nie słyszał ani słowa z tego,co mówiła
Sarah.
–
Dean?
Hej,Dean! – potrząsnęła go za ramię. Popatrzył na nią
nieprzytomnym wzrokiem. Nagle poczuł piekący ból. To Sarah
wymierzyła mu policzek.
–
Dean,do
cholery! Próbuję zrozumieć,jak musisz się czuć,ale jeśli zaraz
czegoś nie zrobimy,możesz nie mieć z czego się cieszyć!
Uderzenie
przywróciło go do rzeczywistości. Zaczął myśleć tylko o tym,że
Imo została porwana i o bólu jaki zada temu monstrum,które ją
pojmało. Nigdy nie sądził,że znamię Kaina okaże się przydatne
do czegoś innego niż zabicie Abaddon.
–
Skąd
mamy wiedzieć,gdzie jej szukać? Byliśmy w domu Roselyn. Nie
mieszka tam.
–
Chyba,że
to nie Roselyn. – powiedziała przeciągle Sarah patrząc na Sama
uważnie.
–
Och
nie,jeśli obstawiasz Marissę... – zaczął ostrzegawczo.
Ale
Sarah już go nie słuchała. Migiem otworzyła komputer i odnalazła
ostatnio odwiedzaną stronę.
–
Mamuny
żyją w lasach. Obstawiam,że tam należy zacząć.
–
No
to biegiem. Cholera,gdzie moje kluczyki?
–
Nie
obraź się Dean,ale może lepiej ja poprowadzę? – spytał Sam
unosząc je na wysokość głowy.
–
Niech
to,Sammy. Nie mam nawet ochoty się z tobą kłócić.
Młodszy
Winchester uśmiechnął się lekko i błyskawicznie opuścił pokój.
*
Imoen
otworzyła oczy i zamrugała kilka razy. Dookoła panowała kompletna
ciemność,nie widziała konturów czegokolwiek. Tylko zimna pustka
otwierająca nad nią swoje ramiona. Uświadomiła sobie,że leży na
czymś twardym i mokrym. Chciała się podnieść i zorientowała
się,że ma skrępowane ręce i nogi. Syknęła też,kiedy ostry ból
przeniknął jej ciało. Trwało to jednak ułamek sekundy. W
porównaniu z bólem,który odczuła po stracie łaski gdy ocknęła
się w hotelowej piwnicy to była bułka z masłem.
Jak
się tu znalazła? Ach,tak. Siedziały z Sarą w pokoju i oglądały
jak gdyby nigdy nic jakiś film. Nagle Blake zerwała się i cicho
podeszła do drzwi. W progu stała pokojówka. A raczej jej
ciało,które wpadło do pokoju. Zdążyła krzyknąć do Imoen,żeby
uciekała,a wtedy coś mignęło i uderzyło Sarę w tył głowy.
Upadła tuż obok martwej pokojówki,a ona poderwała się i stanęła
oko w oko z rudowłosą kobietą,którą minęła podczas spaceru.
–
Witaj
– powiedziała obnażając w uśmiechu szereg gęsto rozlokowanych
zębów. Próbowała z nią walczyć,tak jak ją uczył Dean. Udało
jej się nawet uderzyć rudą w twarz,ale na niewiele się to zdało.
Była znacznie szybsza i po chwili trzymała siostrę Boga w mocnym
uścisku. A potem poczuła dziwny zapach i jak gdyby nic obudziła
się tutaj.
Usłyszała
głuchy odgłos kroków rozchodzący się echem. Zaraz za nim
podążała łuna światła,która przerodziła się w światło
pochodni. W nim ukazała się rudowłosa. Podeszła bliżej i Imoen
zamrugała przyzwyczajając oczy do jasności. Znajdowała się w
ciasnej jaskini. Wilgoć,którą czuła pod sobą to woda,zaś
dookoła...
Aż
się zachłysnęła. W kącie jaskini dostrzegła stos kości. Bardzo
krótkich i małych kości.
–
Obudziłaś
się – stwierdziła – Nareszcie. Wprost nie mogłam się
doczekać.
–
Kim
ty jesteś?
–
Mówią
na mnie Rosie.
–
Nie
obchodzi mnie,jak masz na imię tylko czym jesteś i czego ode mnie
chcesz.
Rosie
roześmiała się i zrobiła kilka kroków w tę i z powrotem.
–
Aleś
ty dociekliwa – stwierdziła – No ale cóż,jestem ci to winna.
Spotkałyśmy się wczoraj,pamiętasz? Od razu to wyczułam. Nie mam
pojęcia,jaką siłę w sobie nosisz,ale będzie wykwintnym daniem.
–
Siłę?
– Imoen była zdezorientowana. Przecież nie miała łaski już od
miesięcy.
–
Dziecko
w twoim łonie – wyjaśniła zniecierpliwiona rudowłosa. – O
tak,ma niesamowitą aurę. Dzięki niej cię odnalazłam.
Dziecko?
- Imoen zamrugała. O czym ona
mówiła? Przez chwilę miała mętlik w głowie,ale później
przypomniała sobie seriale,które tak chętnie oglądała ostatnio w
telewizji. Ludzkie dzieci brały się z kobiet,ale jak?
Tego
nikt jej nie wyjaśnił.
Rosie
kucnęła. W blasku pochodni jej włosy zdawały się płonąć.
Obnażyła zęby,które zdecydowanie nie wyglądały na ludzkie. I
znów poczuła ten niepokojący zapach...
– Zastanawiam
się tylko,czy zjeść je teraz,czy raczej zostawić sobie na deser?
Hm,jak myślisz?
Imoen
miała odpowiedzieć,żeby ta poczwara trzymała się od niej z
daleka,ale wtedy usłyszały stukanie na zewnątrz. Ze sklepienia
posypało się kilka okruchów. Roselyn zmarszczyła brwi i wolno
ruszyła w kierunku wejścia. Zrobiło się dziwnie cicho,aż nagle
milczenie przerwał wrzask. W świetle pochodni rzuconej na ziemię
Imoen dostrzegła dwa cienie – jeden spazmatycznie chwytający
rękoma twarz i drugi,szybko się przemieszczający.
– Imoen?!
– Głos Deana rozszedł się echem po całej jaskini.
– Tutaj
jestem!
Winchester
wpadł do części,w której się znajdowała. Dyszał ciężko a
jego oczy rozszerzyły się. Dopadł do niej i prędko zaczął
rozwiązywać jej więzy.
– Nic
ci nie jest? – spytał przytulając ją,kiedy już ją uwolnił.
– Nie.
– Całe
szczęście – Uśmiechnął się,lecz uśmiech zadrżał mu na
wargach zupełnie jak wcześniej głos.
Kiedy
wynurzyli się z jaskini,ujrzeli jak Sam przeszywa pierś mamuny
nożem na demony. Błysnęło światło,a ona padła bez życia na
ubitą ziemię. Młodszy Winchester odetchnął ciężko.
– I
po wszystkim – mruknęła Sarah.
*
Kiedy
już spalili ciało i opatrzyli drobne rany,udali się w drogę
powrotną do motelu. Na szczęście nikt z obsługi hotelowej nie
zdążył się jeszcze zorientować,że pokój Deana i Imoen został
zrujnowany. W przeciwnym razie mogliby mieć dodatkowe problemy,a
przecież mieli się nad czym zastanawiać.
W
holu cała czwórka popatrzyła po sobie niepewnie. Widmo poważnej
rozmowy wisiało nad nimi i zbliżało się coraz bardziej. Sarah
znalazła jednak wyjście.
– Zostańcie
w naszym pokoju – powiedziała – Ja z Samem posprzątamy ten
sajgon u was. Może chociaż trochę uda się obciąć koszty
zniszczeń. Później do was dołączymy.
To
mówiąc,wręczyła im klucz. Dean wsunął go do zamka i otworzył
drzwi wpuszczając Imoen przodem. Weszła i odwróciła się w stronę
Deana przygryzając wargę kompletnie nie wiedząc od czego
zacząć,ale wyraz jego twarzy kompletnie ją zaskoczył.
Nigdy
nie widziała go w takim stanie – jego czoło było
zmarszczone,pełne usta drżały,a w zielone oczy błyszczały. Bez
słowa podszedł do niej i wziął ją w ramiona mocno całując.
Oddała pocałunek,lecz ciągle stała sztywno. Kiedy się
odsunął,dostrzegła źródło błysku w jego oczach.
Łzy.
Położyła
mu dłoń na policzku.
– Hej,uspokój
się,jestem cała i zdrowa.
– Jesteś
w ciąży – wydusił przez ściśnięte gardło. Wziął głęboki
oddech,aby nieco opanować roztrzęsienie.
Zmarszczyła
brwi i cofnęła dłoń.
– Co
to znaczy?
Roześmiał
się krótko szybko ocierając spływającą łzę. No tak. Przecież
ona niczego nie rozumiała i wzięła to jako coś złego. Cóż,czasem
i tak bywało,ale dla Deana Winchestera była to najlepsza wiadomość
na świecie.
– Będziemy
mieli dziecko,Imo.
– Och.
No tak – skinęła głową. – Ona mi to powiedziała.
– Jaka
ona?
– Mamuna.
Twierdziła,że to dzięki jego aurze mnie odnalazła. Chciała się
nim pożywić.
Wyraz
jego twarzy momentalnie się zmienił. Przemknęła przez nią
wściekłość,ale także...strach. Zaraz też odzyskał zdolność
logicznego myślenia.
Aura.
To nie oznaczało niczego dobrego,skoro taki byle potwór był w
stanie dowiedzieć się,że Imoen jest w ciąży. I Amara także to
czuła.
To
właśnie tego od początku chciała. To dlatego zaczęła nękać
siostrę.
Dean
opadł na materac usiłując zapanować nad krążącymi mu w głowie
myślami.
– Myślisz...myślisz,że
Amara także go chce? – spytała niepewnie Imoen jakby czytając mu
w myślach.
– Tak
– odparł szczerze.
Westchnęła
i usiadła tuż obok niego przeczesując palcami włosy w nerwowym
geście. Dean przełknął nerwowo ślinę. Musi jej powiedzieć.
Ujął jej drobne,poznaczone drobnymi skaleczeniami dłonie w swoje.
– Imo...musisz
wiedzieć coś jeszcze. Spotkałem się z Amarą.
Rozchyliła
usta ze zdumienia i odsunęła się,lecz powstrzymał ją.
– Powinienem
powiedzieć ci wcześniej,ale chciałem cię chronić. Poza tym,to
nie miało wtedy sensu...
– Kiedy?
– przerwała mu.
– Wtedy
gdy pojechałem na przejażdżkę po spotkaniu z Crowleyem.
– Ale
przecież widziałam ją tylko we śnie.
– Bo
nie miała dość siły by przyjść naprawdę. Wtedy nie miała –
poprawił się – Każdego dnia jest coraz silniejsza. I chce
ciebie. Nie wiem o co do cholery jej chodzi,ale tak jest. Powiedziała
też,że wkrótce znów do ciebie przyjdzie. To dlatego
chciałem,żebyś jeździła z nami. Bałem się ciebie zostawić,bo
wiedziałem,że Amara musi się zjawić.
Pokiwała
w zamyśleniu głową. Nie była na niego zła,nie umiała się
gniewać na nikogo ze swoich przyjaciół. Wręcz przeciwnie –
zalało ją dziwnie przyjemne uczucie na wieść,że w ten sposób
Dean usiłował ją chronić.
– W
porządku,Dean – odparła. – Nie jestem na ciebie zła. Ale...co
my teraz zrobimy?
Winchester
mocno ją przytulił i pogładził uspokajająco po plecach. Kiedy
się odsunął,w jego oczach na powrót rozbłysły łzy.
– Nie
wiem – odparł cicho delikatnie gładząc palcem jej policzek.
Wziął głęboki oddech – Ale wiedz,że cię kocham. Tak bardzo,że
to aż boli. I jestem cholernie szczęśliwy,że jesteś w ciąży.
Nawet jeśli będę musiał wytępić całe plugastwo tego
świata,żeby cię ochronić.
Kocham.
Słyszała to słowo wiele
razy,ale co ono oznaczało? Było czymś dobrym,to na pewno. Nie
pojmowała jednak jego głębi,chociaż i ona coś odczuwała. Czy to
właśnie oznaczało „kocham cię”?
*
Nazajutrz
mieli opuścić Loveland,jednak Sarah ich powstrzymała.
– Nigdzie
nam się nie spieszy – oznajmiła – Załatwiliśmy potwora,nie
będzie już porwań i uważam,że doktorek ma wobec nas mały dług.
Spojrzała
wymownie w stronę Imoen,a ona zmarszczyła podejrzliwie brwi.
– Co
masz na myśli?
– Powinien
zbadać cię lekarz.
– To
jest bardzo dobry pomysł – skwitował ochoczo Dean. – Pojadę z
nią.
– Bez
urazy Dean... – zaczęła Sarah – Ale może lepiej,jeśli ja to
zrobię. To bardzo...kobiece sprawy.
– Co?
Mowy nie ma! Chcę tam być!
Przejęcie
malujące się na twarzy starszego Winchestera było
autentyczne,jednak równie prawdziwie rozbawiło Sarę. Parsknęła
śmiechem,jednak szybko go stłumiła.
– Tak?
A będziesz umiał jej wyjaśnić jakie zmiany w niej zajdą przez
najbliższe miesiące?
Dean
zamrugał.
– No
cóż,ja...
– Pojedźmy
razem – ucięła Imoen.
W
końcu ustalili,że Winchesterowie zaczekają na korytarzu podczas
gdy Sarah wejdzie z Imo do gabinetu.
– Agenci!
– zawołał doktor Atkins przez korytarz.
– Dzień
dobry – powiedział Dean. – Jak leci?
– Ehm,dobrze,w
porządku. Żadnych więcej porwań. – odparł ściszonym głosem.
– Złapaliśmy
sprawcę – oznajmił Sam.
– Będzie
pan musiał poszukać nowej pielęgniarki. – dodała Sarah. – To
Roselyn.
– C-co?
– wyjąkał. – Jak to? Znałem ją. Przecież to niemożliwe.
– Niech
mi pan wierzy na słowo,że jednak nie – mruknął Dean.
– A
co z dziećmi?
– No
cóż... – Sam spuścił wzrok – Niestety,było za późno.
– Och.
– ordynator westchnął i pokręcił głową. – Mój Boże,to
okropne.
– To
się więcej nie powtórzy. Właściwie...przyszliśmy tu po coś
innego – Dean wziął Imoen za rękę i ścisnął ją.
Atkins
dopiero teraz zdał się ją zauważyć,bo uśmiechnął się
przyjaźnie. Odwzajemniła uśmiech nerwowo.
– Witam.
– powiedział.
– Moja...dziewczyna...my...prawdopodobnie
spodziewamy się dziecka,więc... – wymamrotał Dean spuszczając
wzrok. Ciągle nie mógł się przyzwyczaić do brzmienia tych kilku
słów.
– Och,oczywiście.
Tak się składa,że jedna z pacjentek odwołała wizytę,więc mam
chwilę. Proszę za mną.
Niechętnie
puścił jej dłoń i skinął głową.
– Zobaczymy
się później – powiedziała Sarah i poprowadziła Imoen w ślad
za lekarzem.
*
– Kawy?
– spytał Sam swojego starszego brata siedzącego na plastikowym
krześle ze spuszczoną głową. Nawet z odległości kilku kroków
widział,jak bardzo Dean jest zdenerwowany i chciał mu jakoś pomóc.
– Nie
dzięki,Sammy – uniósł głowę i uśmiechnął się przelotnie. –
Nie potrzebna mi kawa,jestem taki,uhm...
– Tak,widzę
– parsknął Sam tłumiąc śmiech – Jak się czujesz?
Właściwie
nie musiał nic mówić. Sam na widok jego miny wiedział już
wszystko. Nigdy nie widział na twarzy Deana takiej ekstazy,ale
jednocześnie zdenerwowania.
– Szczerze?
Chyba nigdy nie byłem tak szczęśliwy jak teraz,ale boję się.
Cholernie się boję.
– Masz
na myśli obowiązki czy raczej...
– To
drugie – przerwał mu – Pomyśl tylko Sam. Niby dlaczego Amara
pojawiła się dopiero teraz,hm? Imoen upadła prawie rok temu.
– Och
nie – westchnął Sam i opadł na krzesło tuż obok brata. –
Teraz to wszystko ma sens.
– Właśnie.
– przytaknął Dean i przesunął dłońmi po twarzy. – Dlaczego
to się dzieje?
– Hej,spokojnie.
Nie pozwolimy Amarze skrzywdzić Imoen,okej? Czegokolwiek
chce,powstrzymamy ją.
– Dziękuję
Sammy – wymamrotał drżącym głosem Dean. Sam bez słowa mocno go
objął. Słyszał jak jego brat głośno wypuszcza powietrze.
Potrzebował w tej chwili takiego pocieszenia.
Odskoczyli
od siebie kiedy drzwi od gabinetu Atkinsa się otworzyły.
*
Leżała
na leżance służącej do badania USG i wpatrywała się w
monitor,podczas gdy lekarz jeździł po jej brzuchu czymś dziwnym.
Kiedy
wszyscy dookoła zaczęli jej powtarzać „jesteś w ciąży” albo
„będziesz miała dziecko” traktowała to jako coś
abstrakcyjnego i zupełnie nic nie czuła. Ale kiedy zobaczyła na
ekranie malutką istotkę,która zamieszkała wewnątrz niej,ogarnęło
ją zupełnie niespodziewane uczucie. Uświadomiła sobie odtąd,że
nie żyje tylko dla siebie. Kiedy więc doktor Atkins kazał jej
opuścić bluzkę,poczuła się rozczarowana.
– Spokojnie
– roześmiał się i odłożył głowicę. – Wydrukuję pani
zdjęcie.
– I
jak,doktorze? – spytała Sarah przejęta zupełnie jakby to ona
była w ciąży. No cóż,poniekąd i tak było – Imoen wciąż nie
do końca rozumiała co się działo,więc ktoś musiał wziąć na
siebie część odpowiedzialności.
– Wygląda
na to,że wszystko jest w porządku. – odparł siadając przy
biurku.
Zalecił
Imoen krótki odpoczynek i kilka produktów,które powinna teraz
uwzględnić w diecie,po czym obie kobiety wyszły z gabinetu.
Sam
i Dean poderwali się na równe nogi.
– No
mówcie! – ponaglił Dean ledwo panując nad drżeniem głosu.
Imoen uśmiechnęła się szeroko i uniosła w górę zdjęcie.
– Sam
zobacz – oznajmiła wręczając mu je.
Drżącymi
rękoma wziął ją i wydał z siebie zduszony jęk. Do tej pory
ciąża Imo wydawała mu się czymś zbyt nierealnym,obawiał się
nawet,że mimo akcji z mamuną okaże się fałszywym alarmem,ale tak
się nie stało.
Oto
miał przed sobą żywy dowód. Otworzył usta i chciał coś
powiedzieć,ale z jego gardła nie wydobył się żaden dźwięk.
Zakrył je więc dłonią i wpatrywał się bez słowa.
– Dean?
– spytała Imoen usiłując zajrzeć mu w oczy. Zdziwiła ją jego
reakcja i nie wiedziała jak ją odebrać. – Wszystko w porządku?
– Tak
– odparł zduszonym głosem i stanowczym gestem przyciągnął ją
do siebie mocno przytulając.
Sam
i Sarah przyglądali się tej scenie w niezręcznym milczeniu,jednak
po chwili drzwi do gabinetu się otworzyły i Atkins dyskretnie
przywołał Sarę do siebie. Niemalże równocześnie w tej samej
chwili korytarzem przemknęła niska dziewczyna o miodowych włosach
ubrana w biały pielęgniarski mundurek.
– Hej!
– zawołał Sam biegnąc za nią korytarzem,gdyż na jego widok
przyspieszyła kroku i spuściła głowę. – Marissa zaczekaj!
*
Dogonił
ją w kilku susach - jej drobne kroki nie mogły równać się z jego długimi. Zastąpił jej drogę i popatrzył na nią srogo.
Przełknęła ślinę i uciekła wzrokiem. Złapał ją za ramię na
wypadek gdyby przyszło jej do głowy się wymnkąć. W jej oczach
błysnęło przerażenie,które na widok jego miny jeszcze się
wzmogło.
– Wiedziałaś
– powiedział beznamiętnie mocniej ściskając jej ramię.
– Tak
– załkała żałośnie Marissa usiłując się uwolnić. –
Przepraszam,nie chciałam Sam,ale ona mi groziła,wybacz!
– Jak
długo? – spytał.
– Dowiedziałam
się jak tylko przyjechaliście,przysięgam. Nigdy bym cię nie
oszukała.
Uniosła
załzawione oczy i spojrzała na niego z czułością. Potem zaś
wyciągnęła dłoń i dotknęła nią jego policzka.
– Wiem,że
ją kochasz. – oznajmiła ze smutkiem – Ale ja nigdy o tobie
nie zapomnę.
Patrzył
na nią w milczeniu zbierając myśli. Nie mógł tego tak zostawić.
Owszem,nie chciał zranić uczuć Marissy,ale czasem trzeba było
zagrać ostrzej. Tak było zwyczajnie lepiej dla wszystkich.
Odtrącił
jej dłoń i zacisnął usta.
– Lepiej
będzie jeśli się postarasz to zrobić. Zasługujesz na kogoś
wyjątkowego Marisso. Nie więź się dobrowolnie w przeszłości.
Zapomnij o mnie. Jeśli nie dla dobra własnego szczęścia to
chociaż bezpieczeństwa. Żegnaj.
I
wyminął ją ocierając zbierające się w kącikach oczu łzy. --------------------------------------------------------------------------
Melduję,że żyję :) Miałam dodać rozdział w poprzednim tygodniu,ale zupełnie nie miałam jak,więc jest dzisiaj. Nie wiem jak z następnym. Ostatnio mam takiego lenia na pisanie,mimo że pomysł mam... Nieuchronny znak,że nadchodzi sesja. Nadrabiam za to seriale,obejrzałam finały Flasha,Originals i oczywiście SPN (z czego ten mi się podobał najbardziej!). Jak chcecie o nich podyskutować to zapraszam do zakładki ;)
Mam nadzieję,że rozdział się podobał,eksperymentuję trochę z narracją w następnym,więc zobaczymy co z tego wyjdzie :)
Buziaki!