Imoen
Obudziłam
się gwałtownie,gdyż moje nogi zwisały z krawędzi łóżka i
nieomal bym upadła. Szybko się podciągnęłam w rezultacie czego
byłam kompletnie rozbudzona. Przypomniałam sobie wszystko,co
wydarzyło się tego poranka i poczułam niepokój. Wyszłam z
sypialni rozglądając się w poszukiwaniu moich przyjaciół. No i
Deana. Chciałam z nim pilnie porozmawiać.
Widziałam
jego reakcję na słowa Castiela. Kiedy i ja je usłyszałam,dosłownie
zmroziło mi krew w żyłach. Przypomniałam sobie wtedy,co się
stało zanim zemdlałam. Znów ujrzałam twarz Amary z szyderczym
uśmiechem przyklejonym do twarzy. Zamierzałam im o tym
powiedzieć,ale Castiel wyglądał na szczególnie zaniepokojonego i
zabrał Deana ze sobą.
Potem
zdaje się Sam wyszedł a ja zostałam sama ze swoimi obawami.
Mogłam
umrzeć.
Śmierć
wydawała mi się w tamtej chwili tym,czym słowa „kocham cię”.
Znałam jej sens,ale tak naprawdę nie wiedziałam czym jest. Między
innymi dlatego dokończyłam myśl Castiela spokojnie,mimo że
wewnątrz cała trzęsłam się ze strachu o tę malutką istotkę.
Czułam,że tak właśnie powinnam postąpić. Jeśli wszystko
zawiedzie,powinnam ją ratować,nawet jeśli oznaczałoby to śmierć.
Dreszcz
przebiegł mi po plecach,gdy uświadomiłam sobie coś jeszcze.
Musiałabym go zostawić. Zostawić Deana,mężczyznę który kochał
mnie ponad wszystko.
Poczułam
pieczenie pod powiekami i nagłą niemoc. Byłam pewna swojej
decyzji,lecz ten jeden malutki szczegół zdmuchnął tą pewność
jak świeczkę.
Nie
byłam w stanie go zostawić po ponownym otwarciu bram Nieba,a
pomyśleć tylko o całej wieczności!
Łzy
spłynęły mi po policzkach gorącym strumieniem i nie zdawałam
sobie sprawy,kiedy zapadłam w głęboki sen uwalniając się od
trosk. Niestety,zmartwienia po przebudzeniu wciąż były żywe.
Nie
chciałam się nimi katować w samotności,więc czym prędzej
wstałam,doprowadziłam swój wygląd do porządku i wyszłam
poszukać reszty.
W
bibliotece panowała cisza,natomiast ze strony kuchni dawało się
słyszeć stłumione dźwięki rozmowy. Natychmiast poznałam,że
należą one do Sama i Sary.
– Co
dokładnie powiedział?
– Że
dziecko wysysa z niej pozostałości mocy. To ją zabija –
powiedział młodszy Winchester z ciężkim westchnieniem.
Poczułam
ucisk. Rozmawiali o mnie. Oparłam plecy o wyłożoną cegłami
ścianę i wstrzymałam oddech. Usłyszałam stłumiony jęk i
zapanowało milczenie.
– Cholera
– odezwała się w końcu Sarah drżącym głosem. – Teraz to ma
sens. Ale mimo wszystko nie wierzę,że to zrobił.
– To
do niego podobne. – przyznał Sam – Zawsze robił coś takiego
dla mnie i wyrzuty sumienia mnie dobijały. Nie wyobrażam sobie,jak
będzie się z tym czuła.
Serce
zabiło mi szaleńczym rytmem. To jasne,że mówili o Deanie. Nie
mogłam dłużej siedzieć w spokoju.
– Wiem,że
powtarzam to setny raz,ale Crowley musi coś knuć. Nie wierzę,że
ot tak się zgodził na ten układ.
– Jaki
układ?
Spojrzenia
Blake i Winchestera podążyły w moim kierunku. Oboje szeroko
otworzyli oczy na mój widok. Sarah przygryzła wargę.
– Wybacz,że
mówiliśmy o tobie za twoimi plecami – powiedział Sam. On zawsze
miał lepsze wyczucie sytuacji. Przełknął ślinę i starał się
uśmiechnąć. Nie wyszło mu to najlepiej.
– Przepraszam,że
przeczytałem,ale leżało ot tak na stole. Bez koperty,ani niczego.
Wyciągnął
dłoń w moim kierunku. Dopiero teraz zauważyłam,że trzymał w
niej nieco zmiętą kartkę papieru. Chwyciłam ją drżącymi
palcami i gdy zauważyłam nagłówek „Moja ukochana”,prędko
opuściłam kuchnię. Z jakiegoś powodu nie byłam w stanie
przeczytać tego przy nich,tym bardziej,że niczego dobrego nie
wróżyło.
Oparłam
się o ścianę w bibliotece i drżącymi palcami rozwinęłam list.
Moja
ukochana,
Nie
denerwuj się,proszę,w twoim stanie to nie wskazane. Zanim cokolwiek
sobie pomyślisz,wiedz,że bardzo Cię kocham i życie Twoje i
naszego dziecka jest dla mnie najważniejsze na świecie. Nigdy bym
sobie nie wybaczył,jeśli stałaby się Wam krzywda a ja nie mógłbym
zrobić nic,aby temu zapobiec. Dlatego nie mogę pozwolić,żebyś
dalej narażała swoje życie dla dobra naszego maleństwa.
Odzyskałem
Twoją łaskę. Cóż,właściwie kiedy to piszę to jeszcze jej nie
mam,ale Crowley zgodził się ją oddać. W zamian chce abym był
jego dozgonnym sługą. Kiedy tylko się z nim spotkam,pojawi się by
Wam ją oddać. Weź ją niezwłocznie,nie ma czasu do stracenia.
Mógłbym
to zrobić sam,ale...nie byłbym w stanie spojrzeć ci w oczy i tak
po prostu dotrzymać swojej części umowy. A tak być nie może,
Niech
Sammy się Tobą zaopiekuje. Wiele razy się ze sobą nie
zgadzaliśmy,ale wiem,że dotrzyma słowa. Będę za nim tęsknił.
Cholera,będę tęsknił nawet za Sarą.
Ale
nie ma innego wyjścia. Proszę,nie płacz. Być może będziemy
mogli się jeszcze zobaczyć. Będę mieć nadzieję każdego dnia.
Zawsze
będę Cię kochać,
Dean
Na
papierze dało się dostrzec pofalowane miejsca,zwłaszcza przy
ostatnich słowach. Nie miałam jednak pojęcia,czy to łzy Deana czy
moje własne,bo równie dobrze mogłam się wgapiać w tą kartkę od
kilku godzin. Wiedziałam tylko,że po ostatnim słowie nogi się
pode
mną ugięły i opuściłam się po ścianie na podłogę. I wybuchnęłam gwałtownym,rozpaczliwym płaczem. Jakimś cudem Sam zdołał mnie podnieść. Wtuliłam się w jego ramię na tyle,ile pozwalał mi jego wzrost i wylewałam gorzkie łzy w jego rękaw.
mną ugięły i opuściłam się po ścianie na podłogę. I wybuchnęłam gwałtownym,rozpaczliwym płaczem. Jakimś cudem Sam zdołał mnie podnieść. Wtuliłam się w jego ramię na tyle,ile pozwalał mi jego wzrost i wylewałam gorzkie łzy w jego rękaw.
Obejmował
mnie jeszcze przez chwilę pozwalając się wypłakać,aż w końcu
odsunął od siebie.
– Hej,spójrz
na mnie – Ujął moją twarz w dłonie i zmusił do spojrzenia w
oczy. Na jego twarzy malowała się determinacja – Znajdziemy
go,okej? To się tak nie skończy,rozumiesz?
Pokiwałam
głową pociągając jednocześnie nosem,a zaraz potem nią
pokręciłam i na nowo wybuchnęłam płaczem. Czułam się taka
bezradna.
– No
już,nie płacz – mruknął Sam gładząc mnie po włosach –
Sarah i ja właśnie obmyślamy plan. Mam pewne podejrzenia,gdzie się
spotkają. Wszystko co musimy zrobić to zastawić na Crowleya
pułapkę i odzyskamy Deana. Ale musimy wyruszyć natychmiast.
Dean
– Podwójną
szkocką – rzuciłem do barmana sadowiąc się na podniszczonym
barowym stołku. Bar znajdował się na uboczu niedaleko od granicy
stanu Nebraska. Nogi bolały mnie już od kurczowego wciskania
pedałów podczas trzygodzinnej jazdy i musiałem się jakoś
zrelaksować. Poza to,co miało mnie czekać lepiej było przyjąć
po alkoholu. No i nie pamiętam kiedy ostatnio piłem whisky
Rozejrzałem
się po przyciemnionym wnętrzu- rolety były opuszczone do połowy
okien,ściany pomalowane na wyblakły kolor,a na suficie kręcił się
wiatrak-zbawca uwalniający od nadmiaru duchoty w zatłoczonej sali.
Miałem bardzo silne wrażenie,że kiedyś już tu byłem,ale za nic
nie umiałem sobie przypomnieć kiedy. Crowley natomiast musiał
wiedzieć doskonale skoro wybrał akurat to miejsce na finalizację
naszej transakcji.
Czarnoskóry
barman zmierzył mnie niechętnym spojrzeniem i bez słowa nalał do
szklanki bursztynowego płynu. Najwyraźniej nie wyglądałem
najlepiej,ale miałem to gdzieś. Mój stan psychiczny był dużo
gorszy niż wygląd.
Szybko
upiłem kilka łyków czując,jak alkohol gorącym strumieniem
przepływa przez moje gardło. Zignorowałem nieprzyjemny posmak.
Potrzebowałem działania,nie degustacji.
– A
gdzie dla mnie?
Drgnąłem
nieznacznie i odwróciłem głowę w lewo skąd dobiegał głos.
Crowley siedział tuż obok mnie i uśmiechał się drwiąco. Jak
zwykle miał na sobie idealnie czarny garnitur,a na twarzy
kilkudniowy zarost.
– Daruj
sobie – burknąłem – Miejmy to już za sobą.
– Cóż,chyba
spędzimy jednak ze sobą trochę czasu. Może warto byłoby go
spędzić czasem jak kumple? – Demon skinął głową w stronę
barmana i po chwili i przed nim stała kryształowa szklanka.
– Nie
jesteś moim kumplem Crowley – warknąłem – I nigdy nie
będziesz.
– No
to musisz mieć naprawdę bardzo ważny powód,żeby zostać moją
dziwką. Jako twój szef...
– Umowa
jeszcze nie obowiązuje – przerwałem mu. – Kiedy tylko oddasz
Imoen łaskę,zrobię co będziesz chciał. A póki co,wal się.
Król
Piekła zmrużył oczy i obdarzył mnie pogardliwym spojrzeniem,lecz
zacisnął usta powstrzymując się od komentarza. To mnie zaskoczyło
– musiało mu więc zależeć na tej transakcji prawie tak mocno
jak mnie.
– Jak
ci się podoba miejsce? Budzą się wspomnienia,co?
– O
czym ty mówisz?
– Nie
pamiętasz? – gwizdnął – Nieładnie. No,ale nie dziwię
się,kilka lat temu sam bym nie poznał tego miejsca. Po ataku
Azazela zostały z niego zgliszcza.
Rozchyliłem
usta,ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Wiedziałem,że to
miejsce wygląda znajomo. Crowley chciał mnie upokorzyć zmuszając
do posłuszeństwa na miejscu dawnego zajazdu Harvelle'ów. Zamknąłem
oczy i wziąłem głęboki oddech.
–Och,już
dobrze,dobrze. Niech ci będzie. Masz tutaj swoją łaskę,tylko mi
się tu nie rozbecz.
Pstryknął
palcami. Rozejrzałem się dookoła,ale niczego nie zauważyłem.
– Jeśli
to podstęp... – zacząłem groźnie.
– Żaden
tam podstęp,Wiewiórze,daję słowo! – Crowley prawie krzyknął.
Pstryknął palcami raz i drugi,ale znowu nic. W końcu zaczął
przeszukiwać kieszenie marynarki. Ogarnęła mnie wściekłość. Z
impetem odstawiłem szklankę na stół i chwyciłem go za poły
koszuli nie dbając o reakcję ludzi.
– Już
lepiej dla ciebie,jeśli to miał być podstęp,bo jeśli mi
powiesz,że zgubiłeś jej łaskę...
– Nie
zgubiłem,przysięgam! – wydusił wierzgając się. Poluzowałem
nieco uchwyt – Miałem ją przy sobie cały czas,myślisz,że nie
wiem jaka jest ważna?
– No
to dlaczego nie masz jej teraz,do cholery?!
Oczy
mu się rozszerzyły i błysnęły wściekłością.
– A
to dziwka! – warknął.
Poczułem
się zdezorientowany. Zmarszczyłem brwi i puściłem go. Wziął
głęboki oddech i wygładził kołnierz.
– O
kim mówisz?
– O
mojej matce. Szlag by to,ale byłem głupi!
– To
ty masz matkę? – spytałem mimowolnie parskając śmiechem.
– Niestety
– westchnął. – I nie byłoby w tym żadnego problemu,gdyby nie
fakt,że jest wiedźmą.
Pobladłem
na te słowa. Wiedźmy używały rozmaitych składników do swoich
paskudnych czarów. Jeśli łaska Imoen dostała się w jej ręce...
– Nawet
mi nie mów,że to jej sprawka.
– Nie
wierzę,że to mówię,ale przykro mi,bo tak,to na pewno jej sprawka.
Westchnąłem
ciężko i oparłem łokcie o blat ukrywając twarz w dłoniach.
Czułem pod powiekami łzy,ale natychmiast je odpędziłem.
Możliwe,że straciłem jedyną szansę na uratowanie Imoen i
dziecka!
– Słuchaj,sprawa
przedstawia się w ten sposób. Nie zgodziłem się na ten układ,bo
taki miałem kaprys. Wciąż masz znamię,a ja mam Ostrze,które
zabije każde plugastwo bez ryzyka oszukania przez hokus-pokus.
Chciałem,żebyś nim zabił moją matkę.
Uniosłem
głowę i popatrzyłem na niego. Crowley uśmiechał się samym
kącikiem ust.
– Co
proponujesz? – spytałem.
– Zawrzyjmy
taki układ: Znajdę
Rowenę. Pewnie już gdzieś uciekła i myśli,że jest nieuchwytna.
Kiedy to zrobię,zabijesz ją i łaska jest twoja.
Poczułem
ucisk. To było zbyt piękne.
– Gdzie
jest haczyk,co? Skąd mam wiedzieć,że nie uknułeś tego z nią?
– Możesz
mnie oskarżyć o co chcesz,ale ja i moja matka nienawidzimy się.
Nigdy nie zniżyłbym się do tego,by z nią spiskować. Mam swoją
godność!
Przygryzłem
wargę.
– A
co z umową?
– Chciałem
jej tylko po to,byś zabił Rowenę. No,ale skoro tak...masz
szczęście Wiewiórze. Jak już wspomniałem,zabijasz ją,bierzesz
łaskę i obaj żyjemy długo i szczęśliwie.
Ledwo
zdusiłem w sobie euforię,która zalała mnie od środka. Miałem
ochotę się uśmiechnąć i rozpłakać ze szczęścia,ale nie
mogłem nic takiego zrobić. Zwłaszcza się rozpłakać,to byłoby
żałosne.
Wystarczyło
tak niewiele,aby wszystko się dobrze skończyło. Oczywiście,przy
założeniu,że ta cała Rowena nie wykorzystała naszej ostatniej
deski ratunku do czegoś wiedźmowatego.
A
jeśli tak to już jest martwa,nawet chrzaniąc umowę z Crowleyem.
– To
jak?
– Zgadzam
się. Jak tylko ją namierzysz,daj mi znać.
– To
oczywiste. Interesy z tobą to czysta przyjemność,Winchester.
Zniknął
w ułamku sekundy,a ja wypuściłem powietrze z płuc. Zamówiłem
jeszcze jedną szkocką i pochłonąłem ją jednym haustem.
Ogrom
ulgi,którą odczułem był niewiarygodny,ale gdy pomyślałem,co
będzie,gdy spojrzę Imoen prosto w oczy,poczułem bolesne ukłucie w
okolicach serca. Oczami wyobraźni widziałem jej załzawione oczy i
drżące wargi. Zakręciło mi się w głowie,chociaż winę za to
mógł ponosić zbyt szybko wypity alkohol.
Zapłaciłem
za drinki,zeskoczyłem ze stołka i czym prędzej ruszyłem do
wyjścia. Otworzyłem drzwi i zamarłem. Zamrugałem nie wiedząc,czy
to wytwór mojej wyobraźni czy w progu naprawdę stała Imoen. I
tak,stała tam,ale ze skrzyżowanymi rękoma i zaciśniętymi ustami
oraz oczami ciskającymi gromy bynajmniej nie wyglądała jak ta z
moich wyobrażeń.
*
Kobieta
przestąpiła przez próg. Długa,czarna suknia zafalowała wokół
jej kostek,kiedy tylko uderzyła w nią fala potężnej,wyczuwalnej
energii. Kiedy wyssała duszę żniwiarki stojącej na straży
wejścia do Piekła i przekroczyła jego próg,nie poczuła
absolutnie nic. Co prawda energia wzmogła się nieznacznie,ale to
było za mało,by ją poruszyć. Natomiast teraz upewniła się,że
jest we właściwym miejscu.
Otchłań.
Najmroczniejszy zakątek Piekła. Idealnie.
Amara
przyspieszyła kroku lawirując między korytarzami,nad którymi co
jakiś czas trzaskały pioruny. Tylko wzrastające stężenie
aury,niesamowicie silnie pulsującej energii wskazywało jej drogę w
głąb tego labiryntu. Ostatnie kilka metrów przebiegła odnajdując
same jego serce.
Ogromne
wrota otworzyły się przed nią z głuchym trzaskiem ukazując
miejsce,gdzie piekielna ziemia styka się z Otchłanią samą w
sobie. Tak,to musiało być tutaj. Wyczuwała jego obecność.
Podeszła
do krawędzi i spojrzała w dół. Uśmiechnęła się przebiegle na
widok zawieszonej na łańcuchach klatki. Wydawała się taka mała i
nic nie znacząca...
Wyciągnęła
dłonie i całą siłę skupiła na uniesieniu jej ku górze. Chwilę
to zajęło,lecz w końcu żelazne więzienie zawisło tuż przed
nią. Ostrożnie wyciągnęła dłoń i dotknęła go zamykając
oczy. Teraz dla odmiany energia przepływała z klatki przez jej
ciało,aż w końcu skierowała się ku górze i wybuchła odrzucając
ją do tyłu. Amara zachwiała się,lecz prędko odzyskała
równowagę.
Miała
przed sobą mężczyznę o jasnych włosach i w podartym
ubraniu,który podnosił się z klęczek. Wreszcie się podniósł i
spojrzał na nią. Przez chwilę jego wzrok zdawał się
zdezorientowany,lecz prędko powrócił do niego dawny błysk,a na
twarz wypłynął drwiący uśmiech.
– Proszę,proszę.
Ciocia Amara przyszła mnie odwiedzić – oznajmił przechylając
głowę.
– Mój
drogi bratanku. Nawet nie wiesz jak niemiło jest mi cię widzieć –
odgryzła się Ciemność unosząc głowę do góry.
– Więc
czemu zawdzięczam ten zaszczyt? – Lucyfer rozłożył ręce i
rozejrzał się dookoła – Chcesz żebym padł przed tobą na
kolana i okazał wdzięczność za wybawienie? Wybacz,ale uległość
nigdy nie była moją mocną stroną.
Amara
podeszła bliżej i spiorunowała go wzrokiem.
– Nie
potrzebuję od ciebie ukłonów. Nie potrzebuję nawet twojej
sympatii. Potrzebuję...ciebie.
Upadły
anioł uniósł dwa palce do twarzy i teatralnym gestem wydął
wargi.
– Interesujące
– skwitował. – Tylko widzisz...Nie wiem czy w obecnym stanie na
coś ci się przydam. To ubranie jest już trochę zużyte.
– Posklejałam
twoje naczynie i zadbałam,aby było w stanie cię utrzymać. –
oznajmiła beznamiętnie.
Lucyfer
gwizdnął.
– No,no.
Jestem pod wrażeniem ciociu. To najlepszy prezent jaki od ciebie
dostałem od...zawsze. No,ale oboje wiemy,że nie zrobiłaś tego z
dobroci serca. Gadaj czego chcesz.
Amara
westchnęła. Długo wahała się przed uwolnieniem go,ale był jej
jedyną nadzieją. I jeśli miała osiągnąć swój cel,musiała go
wykorzystać.
Drzwi
huknęły i wparowała przez nie grupa demonów. Wszyscy stanęli
osłupiali na widok Amary i wolnego Lucyfera. Siostra Boga po prostu
machnęła dłonią i demony rozpadły się w pył.
– Opowiem
ci wszystko,ale chodźmy stąd zanim przyjdzie ich więcej,ale
zaalarmują pół Piekła.
*
Skąpo
ubrana kobieta upadła na posadzkę. Amara przestąpiła nad jej
ciałem i rozejrzała się. Po ucieczce z Piekła,Lucyfer obrał na
ich tymczasową siedzibę podupadły nocny klub. Zahipnotyzowali
wszystkich bywalców,z szefem włącznie i posłużyli dla niej za
solidny posiłek.
– Niech
to. Nie mogłaś mi zostawić kilku dziewczyn do towarzystwa? –
skrzywił się Lucyfer pojawiając się znienacka obok niej.
– Mamy
ważniejsze sprawy na głowie.
Rozsiadła
się na obitej materiałem kanapie przy jednym ze stolików i skinęła
na niego dłonią.
– Kiedy
ostatni raz widziałeś mojego brata?
Na
twarzy Lucyfera pojawiła się konsternacja.
– Dawno
– mruknął. – Ojczulek wziął długi urlop. Jeśli go
szukasz,to trafiłaś pod zły adres.
– Och.
– zamrugała nieco speszona. Nie tego się spodziewała.
Archanioł
pochylił się nad stołem i spojrzał na nią przenikliwie.
– Czego
ty właściwie chcesz?
– Zemsty
– odparła zdecydowanie Amara – Chcę mu odebrać to wszystko,co
stworzył,upokorzyć tak jak on upokorzył mnie i Imoen zamykając,gdy
nie byłyśmy mu już potrzebne. I jeśli gdzieś się chowa,to
zamierzam zmusić go do wyjścia.
Na
dźwięk imienia Światłości uśmiechnął się samym kącikiem
ust. Ach tak. Słodka Imoen. Ciekawe jak długo jeszcze będzie tak
urocza.
Zanim
Amara wyciągnęła go z klatki,zdążył przedostać się przez
szczelinę w klatce wywołaną przez upadek obu sióstr. Tak trafił
do umysłu Roweny. Wiedźma przyjemnie go zaskoczyła,ale i miał się
na baczności. Tak łatwo dała się omotać,że wciąż nie potrafił
w to uwierzyć. Wykonała swoje zadanie – zabrała temu amatorowi
Crowleyowi łaskę Imoen.
Od
jakiegoś czasu,nawet siedząc w klatce wyczuwał wzrastającą nową
moc. Była tak potężna,że jej echo wywoływało w nim lekkie
zawroty głowy. Wiedział,że pochodziła od Imoen,jednak nie miał
pojęcia,co oznaczała. Był natomiast pewien jednego – skoro była
na tyle potężna i bez łaski,posiadając ją mogłaby go zniszczyć.
A do tego rzecz jasna nie wolno było dopuścić – Piekło musi
odzyskać prawowitego właściciela.
Ale
to wszystko było już nieważne,skoro miał w posiadaniu jej łaskę.
Dla zabawy mógł wysłuchać żali Amary.
Najwyraźniej
źle odczytała jego zamiary.
– Wiem,że
ty też masz z Nim zatarg. – ciągnęła – Jak się czułeś,kiedy
ci przeklęci Winchesterowie wepchnęli cię do tej klitki? Co zrobił
Bóg,kiedy ty,jego ukochany syn siedziałeś tam i gniłeś?
Trafiła
w czuły punkt. Może jednak to całe jej ględzenie ma sens?
Odchylił się na krześle i zakrył usta dłonią ukrywając swoją
niepewną minę.
– No
właśnie – Uśmiechnęła się szyderczo – Nic,bo ty też go nie
obchodzisz. Dlatego pomóż mi. Pomóż mi odzyskać siostrę a
wprowadzimy nowy porządek. Bez niego.
– Zwolnij
ciociu,lata już nie te – powiedział szyderczo – Jak to chcesz
odzyskać siostrę?
Amara
westchnęła i wstała. Objęła się ramionami i zaczęła krążyć
po sali. Lucyfer wodził za nią wzrokiem w oczekiwaniu.
–
Moja
siostra nie rozumie jeszcze,że musi do mnie dołączyć –
oznajmiła ze złością ciaśniej oplatając się ramionami – Ale
wkrótce się o tym przekona na własnej skórze.
– Możesz
mówić nieco jaśniej? Wybacz ale mam zaległości towarzyskie.
– Imoen
nosi w łonie potwora. Potomka jej i Winchestera,który ma demoniczne
znamię. Rzuciłam na nią klątwę,która zabiera jej energię. Bez
niej umrze razem z tym plugastwem. Chyba że zdecyduje się do mnie
dołączyć
Lucyfer
nieznacznie uniósł brwi. Więc to stąd brała się energia,która
dotarła aż do jego więzienia. Był szczerze zaskoczony,bo ze
wszystkich możliwości ta akurat nie przyszła mu na myśl. Słodka
Imoen dała się uwieść Winchesterowi i spłodzić jego dziecko.
Zawsze wiedział,że jest zbyt naiwna,ale do tego stopnia? Znając
przyszłego tatusia ucieknie gdy tylko pozna szczęśliwą wiadomość
pozostawiając nieszczęsną Imoen na pewną śmierć z rąk Amary.
Musiał jej przyznać,zagrała nieźle.
– Odważne
posunięcie – przyznał na głos nie zdradzając żadnych emocji –
Skąd jednak masz pewność,że będzie chciała to zrobić? Może
woli jednak umrzeć niż stanąć po twojej stronie,co?
Amara
przygryzła wargę.
– Jest
moją siostrą. Nasz brat potraktował nas jednakowo,w dodatku
skasował jej pamięć i hodował jak jakieś zwierzę w ozdobnej
klatce wśród aniołów. Nie może bardzo się różnić ode mnie.
– Widzę,że
wszystko sobie zaplanowałaś. Bardzo to wszystko wzruszające,ale
gdzie moja rola w tym teatrzyku?
Uśmiechnęła
się chytrze. Czyżby sądził,że da mu się wykiwać?
– Widzisz,nie
przewiduję sytuacji,że moja siostra odmówi. Spędziła jednak
sporo czasu na ziemi i przekonać ją nie będzie łatwo. Ale nie ma
innego wyjścia,rządzić razem ze mną to cel jej istnienia. Dlatego
jeśli nie ja,to ty przekonasz ją że tak właśnie musi być. I
zrobisz to bardziej zdecydowanie. W zamian,kiedy nasz plan się już
powiedzie,dam ci to,czego najbardziej pragniesz.
Upadły
anioł poruszył się niespokojnie na krześle.
– Skąd
możesz wiedzieć,czego pragnę?
– Władzy
nad Piekłem – powiedziała znudzonym tonem. Doskonale wiedziała,że
uderzyła w czułą strunę i widać to było jak na dłoni.
– Mam
rozumieć,że ty i Imoen w takim razie zajmiecie się Niebem?
– Owszem.
– Interesujące.
Dlaczego chcesz się ze mną dzielić władzą,Amaro? Nie lepiej by
było zamknąć mnie z powrotem gdy już dostaniesz to,czego chcesz?
– Więcej
zaufania,drogi bratanku. Ufam,że lepiej zajmiesz się nadzorowaniem
Piekła niż ja. Przecież masz już w tym doświadczenie,prawda?
Pytanie tylko czy będziesz w stanie wystąpić przeciw własnemu
ojcu?
Zapanowało
wymowne milczenie. Napięcie między ta dwójką z łatwością
mogłoby zabić śmiertelnika na tyle głupiego,by wejść w tej
chwili do klubu. Każde z nich usiłowało zmanipulować drugim na
swój własny sposób. Niestety,trafił swój na swego i jeśli jedno
zyskiwało przewagę,następne słowa natychmiast ją umniejszały.
– No?
To jak będzie?
Lucyfer
wstał i podszedł do rzucającej mu wyzywające spojrzenie
Ciemności.
– Tak
jak powiedziałaś ciociu. Więcej zaufania. Zajmę się tym.
– Zajmiesz
się tym o ile ja tak zadecyduję. – poprawiła go. – Jesteś
moim planem B. Ale oczywiście podział obowiązuje.
Zmrużył
oczy.
– Niech
będzie. Ale jeśli spróbujesz jakichś sztuczek,twoja siostrzyczka
zginie a ja odeślę cię tam,skąd przybyłaś. Już raz to
zrobiłem. Mogę i drugi,wystarczy,że mnie zmusisz.
– Oczywiście.
Jak mogłabym zapomnieć? – zadrwiła – Możesz być spokojny.
Wyciągnęła
do niego dłoń. Z lekkim wahaniem uścisnął ją patrząc jej w
oczy.
A
potem oboje uśmiechnęli się do siebie nie wiedząc,jakie
niespodzianki szykowali dla siebie nawzajem.-------------------------------------------------------------------------
Obiecywałam?
Obiecywałam,macie Lucka :) Przy okazji chcę powiedzieć,że jeśli
macie sugestie co do jakichś wątków,to śmiało,ja naprawdę biorę
je sobie do serca,tylko po prostu jeśli czasem mam już coś
zaplanowane,to nie mogę wspomóc się tą sugestią np. już w
następnym rozdziale,bo wyszłoby z tego coś dziwnego ;)
Ten
rozdział miał być dopiero w następnym tygodniu,kiedy będę po
wszystkich egzaminach,ale nie mogłabym siedzieć w książkach 24
h/d przez 3 dni to wrzucam :) Jednocześnie uprzedzam,że następny
też może się opóźnić,bo nawet jeśli chcę się oderwać od
nauki i popisać,to idzie mi to straaasznie opornie :/
No,więc
trzymajcie się,tymczasem zostawiam Was z refleksjami (i wreszcie
powinniście być zadowoleni z objętości :D)