niedziela, 19 czerwca 2016

30. It cut me like a knife when you walked out of my life

Imoen


Obudziłam się gwałtownie,gdyż moje nogi zwisały z krawędzi łóżka i nieomal bym upadła. Szybko się podciągnęłam w rezultacie czego byłam kompletnie rozbudzona. Przypomniałam sobie wszystko,co wydarzyło się tego poranka i poczułam niepokój. Wyszłam z sypialni rozglądając się w poszukiwaniu moich przyjaciół. No i Deana. Chciałam z nim pilnie porozmawiać.
Widziałam jego reakcję na słowa Castiela. Kiedy i ja je usłyszałam,dosłownie zmroziło mi krew w żyłach. Przypomniałam sobie wtedy,co się stało zanim zemdlałam. Znów ujrzałam twarz Amary z szyderczym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Zamierzałam im o tym powiedzieć,ale Castiel wyglądał na szczególnie zaniepokojonego i zabrał Deana ze sobą.
Potem zdaje się Sam wyszedł a ja zostałam sama ze swoimi obawami.
Mogłam umrzeć.
Śmierć wydawała mi się w tamtej chwili tym,czym słowa „kocham cię”. Znałam jej sens,ale tak naprawdę nie wiedziałam czym jest. Między innymi dlatego dokończyłam myśl Castiela spokojnie,mimo że wewnątrz cała trzęsłam się ze strachu o tę malutką istotkę. Czułam,że tak właśnie powinnam postąpić. Jeśli wszystko zawiedzie,powinnam ją ratować,nawet jeśli oznaczałoby to śmierć.
Dreszcz przebiegł mi po plecach,gdy uświadomiłam sobie coś jeszcze. Musiałabym go zostawić. Zostawić Deana,mężczyznę który kochał mnie ponad wszystko.
Poczułam pieczenie pod powiekami i nagłą niemoc. Byłam pewna swojej decyzji,lecz ten jeden malutki szczegół zdmuchnął tą pewność jak świeczkę.
Nie byłam w stanie go zostawić po ponownym otwarciu bram Nieba,a pomyśleć tylko o całej wieczności!
Łzy spłynęły mi po policzkach gorącym strumieniem i nie zdawałam sobie sprawy,kiedy zapadłam w głęboki sen uwalniając się od trosk. Niestety,zmartwienia po przebudzeniu wciąż były żywe.
Nie chciałam się nimi katować w samotności,więc czym prędzej wstałam,doprowadziłam swój wygląd do porządku i wyszłam poszukać reszty.
W bibliotece panowała cisza,natomiast ze strony kuchni dawało się słyszeć stłumione dźwięki rozmowy. Natychmiast poznałam,że należą one do Sama i Sary.
Co dokładnie powiedział?
Że dziecko wysysa z niej pozostałości mocy. To ją zabija – powiedział młodszy Winchester z ciężkim westchnieniem.
Poczułam ucisk. Rozmawiali o mnie. Oparłam plecy o wyłożoną cegłami ścianę i wstrzymałam oddech. Usłyszałam stłumiony jęk i zapanowało milczenie.
Cholera – odezwała się w końcu Sarah drżącym głosem. – Teraz to ma sens. Ale mimo wszystko nie wierzę,że to zrobił.
To do niego podobne. – przyznał Sam – Zawsze robił coś takiego dla mnie i wyrzuty sumienia mnie dobijały. Nie wyobrażam sobie,jak będzie się z tym czuła.
Serce zabiło mi szaleńczym rytmem. To jasne,że mówili o Deanie. Nie mogłam dłużej siedzieć w spokoju.
Wiem,że powtarzam to setny raz,ale Crowley musi coś knuć. Nie wierzę,że ot tak się zgodził na ten układ.
Jaki układ?
Spojrzenia Blake i Winchestera podążyły w moim kierunku. Oboje szeroko otworzyli oczy na mój widok. Sarah przygryzła wargę.
Imoen,my...
Wybacz,że mówiliśmy o tobie za twoimi plecami – powiedział Sam. On zawsze miał lepsze wyczucie sytuacji. Przełknął ślinę i starał się uśmiechnąć. Nie wyszło mu to najlepiej.
Przepraszam,że przeczytałem,ale leżało ot tak na stole. Bez koperty,ani niczego.
Wyciągnął dłoń w moim kierunku. Dopiero teraz zauważyłam,że trzymał w niej nieco zmiętą kartkę papieru. Chwyciłam ją drżącymi palcami i gdy zauważyłam nagłówek „Moja ukochana”,prędko opuściłam kuchnię. Z jakiegoś powodu nie byłam w stanie przeczytać tego przy nich,tym bardziej,że niczego dobrego nie wróżyło.
Oparłam się o ścianę w bibliotece i drżącymi palcami rozwinęłam list.

Moja ukochana,
cholera,to brzmi jak w jakimś tanim romansidle. Przepraszam. Nie jestem dobry w pisaniu listów (czy ja w ogóle kiedyś jakikolwiek napisałem?),ale uznałem,że to będzie najlepszy sposób.
Nie denerwuj się,proszę,w twoim stanie to nie wskazane. Zanim cokolwiek sobie pomyślisz,wiedz,że bardzo Cię kocham i życie Twoje i naszego dziecka jest dla mnie najważniejsze na świecie. Nigdy bym sobie nie wybaczył,jeśli stałaby się Wam krzywda a ja nie mógłbym zrobić nic,aby temu zapobiec. Dlatego nie mogę pozwolić,żebyś dalej narażała swoje życie dla dobra naszego maleństwa.
Odzyskałem Twoją łaskę. Cóż,właściwie kiedy to piszę to jeszcze jej nie mam,ale Crowley zgodził się ją oddać. W zamian chce abym był jego dozgonnym sługą. Kiedy tylko się z nim spotkam,pojawi się by Wam ją oddać. Weź ją niezwłocznie,nie ma czasu do stracenia.
Mógłbym to zrobić sam,ale...nie byłbym w stanie spojrzeć ci w oczy i tak po prostu dotrzymać swojej części umowy. A tak być nie może,
Niech Sammy się Tobą zaopiekuje. Wiele razy się ze sobą nie zgadzaliśmy,ale wiem,że dotrzyma słowa. Będę za nim tęsknił. Cholera,będę tęsknił nawet za Sarą.
Ale nie ma innego wyjścia. Proszę,nie płacz. Być może będziemy mogli się jeszcze zobaczyć. Będę mieć nadzieję każdego dnia.
Zawsze będę Cię kochać,
Dean

Na papierze dało się dostrzec pofalowane miejsca,zwłaszcza przy ostatnich słowach. Nie miałam jednak pojęcia,czy to łzy Deana czy moje własne,bo równie dobrze mogłam się wgapiać w tą kartkę od kilku godzin. Wiedziałam tylko,że po ostatnim słowie nogi się pode
mną ugięły i opuściłam się po ścianie na podłogę. I wybuchnęłam gwałtownym,rozpaczliwym płaczem. Jakimś cudem Sam zdołał mnie podnieść. Wtuliłam się w jego ramię na tyle,ile pozwalał mi jego wzrost i wylewałam gorzkie łzy w jego rękaw.
Obejmował mnie jeszcze przez chwilę pozwalając się wypłakać,aż w końcu odsunął od siebie.
Hej,spójrz na mnie – Ujął moją twarz w dłonie i zmusił do spojrzenia w oczy. Na jego twarzy malowała się determinacja – Znajdziemy go,okej? To się tak nie skończy,rozumiesz?
Pokiwałam głową pociągając jednocześnie nosem,a zaraz potem nią pokręciłam i na nowo wybuchnęłam płaczem. Czułam się taka bezradna.
No już,nie płacz – mruknął Sam gładząc mnie po włosach – Sarah i ja właśnie obmyślamy plan. Mam pewne podejrzenia,gdzie się spotkają. Wszystko co musimy zrobić to zastawić na Crowleya pułapkę i odzyskamy Deana. Ale musimy wyruszyć natychmiast.


Dean


Podwójną szkocką – rzuciłem do barmana sadowiąc się na podniszczonym barowym stołku. Bar znajdował się na uboczu niedaleko od granicy stanu Nebraska. Nogi bolały mnie już od kurczowego wciskania pedałów podczas trzygodzinnej jazdy i musiałem się jakoś zrelaksować. Poza to,co miało mnie czekać lepiej było przyjąć po alkoholu. No i nie pamiętam kiedy ostatnio piłem whisky
Rozejrzałem się po przyciemnionym wnętrzu- rolety były opuszczone do połowy okien,ściany pomalowane na wyblakły kolor,a na suficie kręcił się wiatrak-zbawca uwalniający od nadmiaru duchoty w zatłoczonej sali. Miałem bardzo silne wrażenie,że kiedyś już tu byłem,ale za nic nie umiałem sobie przypomnieć kiedy. Crowley natomiast musiał wiedzieć doskonale skoro wybrał akurat to miejsce na finalizację naszej transakcji.
Czarnoskóry barman zmierzył mnie niechętnym spojrzeniem i bez słowa nalał do szklanki bursztynowego płynu. Najwyraźniej nie wyglądałem najlepiej,ale miałem to gdzieś. Mój stan psychiczny był dużo gorszy niż wygląd.
Szybko upiłem kilka łyków czując,jak alkohol gorącym strumieniem przepływa przez moje gardło. Zignorowałem nieprzyjemny posmak. Potrzebowałem działania,nie degustacji.
A gdzie dla mnie?
Drgnąłem nieznacznie i odwróciłem głowę w lewo skąd dobiegał głos. Crowley siedział tuż obok mnie i uśmiechał się drwiąco. Jak zwykle miał na sobie idealnie czarny garnitur,a na twarzy kilkudniowy zarost.
Daruj sobie – burknąłem – Miejmy to już za sobą.
Cóż,chyba spędzimy jednak ze sobą trochę czasu. Może warto byłoby go spędzić czasem jak kumple? – Demon skinął głową w stronę barmana i po chwili i przed nim stała kryształowa szklanka.
Nie jesteś moim kumplem Crowley – warknąłem – I nigdy nie będziesz.
No to musisz mieć naprawdę bardzo ważny powód,żeby zostać moją dziwką. Jako twój szef...
Umowa jeszcze nie obowiązuje – przerwałem mu. – Kiedy tylko oddasz Imoen łaskę,zrobię co będziesz chciał. A póki co,wal się.
Król Piekła zmrużył oczy i obdarzył mnie pogardliwym spojrzeniem,lecz zacisnął usta powstrzymując się od komentarza. To mnie zaskoczyło – musiało mu więc zależeć na tej transakcji prawie tak mocno jak mnie.
Jak ci się podoba miejsce? Budzą się wspomnienia,co?
O czym ty mówisz?
Nie pamiętasz? – gwizdnął – Nieładnie. No,ale nie dziwię się,kilka lat temu sam bym nie poznał tego miejsca. Po ataku Azazela zostały z niego zgliszcza.
Rozchyliłem usta,ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Wiedziałem,że to miejsce wygląda znajomo. Crowley chciał mnie upokorzyć zmuszając do posłuszeństwa na miejscu dawnego zajazdu Harvelle'ów. Zamknąłem oczy i wziąłem głęboki oddech.
Och,już dobrze,dobrze. Niech ci będzie. Masz tutaj swoją łaskę,tylko mi się tu nie rozbecz.
Pstryknął palcami. Rozejrzałem się dookoła,ale niczego nie zauważyłem.
Jeśli to podstęp... – zacząłem groźnie.
Żaden tam podstęp,Wiewiórze,daję słowo! – Crowley prawie krzyknął. Pstryknął palcami raz i drugi,ale znowu nic. W końcu zaczął przeszukiwać kieszenie marynarki. Ogarnęła mnie wściekłość. Z impetem odstawiłem szklankę na stół i chwyciłem go za poły koszuli nie dbając o reakcję ludzi.
Już lepiej dla ciebie,jeśli to miał być podstęp,bo jeśli mi powiesz,że zgubiłeś jej łaskę...
Nie zgubiłem,przysięgam! – wydusił wierzgając się. Poluzowałem nieco uchwyt – Miałem ją przy sobie cały czas,myślisz,że nie wiem jaka jest ważna?
No to dlaczego nie masz jej teraz,do cholery?!
Oczy mu się rozszerzyły i błysnęły wściekłością.
A to dziwka! – warknął.
Poczułem się zdezorientowany. Zmarszczyłem brwi i puściłem go. Wziął głęboki oddech i wygładził kołnierz.
O kim mówisz?
O mojej matce. Szlag by to,ale byłem głupi!
To ty masz matkę? – spytałem mimowolnie parskając śmiechem.
Niestety – westchnął. – I nie byłoby w tym żadnego problemu,gdyby nie fakt,że jest wiedźmą.
Pobladłem na te słowa. Wiedźmy używały rozmaitych składników do swoich paskudnych czarów. Jeśli łaska Imoen dostała się w jej ręce...
Nawet mi nie mów,że to jej sprawka.
Nie wierzę,że to mówię,ale przykro mi,bo tak,to na pewno jej sprawka.
Westchnąłem ciężko i oparłem łokcie o blat ukrywając twarz w dłoniach. Czułem pod powiekami łzy,ale natychmiast je odpędziłem. Możliwe,że straciłem jedyną szansę na uratowanie Imoen i dziecka!
Słuchaj,sprawa przedstawia się w ten sposób. Nie zgodziłem się na ten układ,bo taki miałem kaprys. Wciąż masz znamię,a ja mam Ostrze,które zabije każde plugastwo bez ryzyka oszukania przez hokus-pokus. Chciałem,żebyś nim zabił moją matkę.
Uniosłem głowę i popatrzyłem na niego. Crowley uśmiechał się samym kącikiem ust.
Co proponujesz? – spytałem.
– Zawrzyjmy taki układ: Znajdę Rowenę. Pewnie już gdzieś uciekła i myśli,że jest nieuchwytna. Kiedy to zrobię,zabijesz ją i łaska jest twoja.
Poczułem ucisk. To było zbyt piękne.
Gdzie jest haczyk,co? Skąd mam wiedzieć,że nie uknułeś tego z nią?
Możesz mnie oskarżyć o co chcesz,ale ja i moja matka nienawidzimy się. Nigdy nie zniżyłbym się do tego,by z nią spiskować. Mam swoją godność!
Przygryzłem wargę.
A co z umową?
Chciałem jej tylko po to,byś zabił Rowenę. No,ale skoro tak...masz szczęście Wiewiórze. Jak już wspomniałem,zabijasz ją,bierzesz łaskę i obaj żyjemy długo i szczęśliwie.
Ledwo zdusiłem w sobie euforię,która zalała mnie od środka. Miałem ochotę się uśmiechnąć i rozpłakać ze szczęścia,ale nie mogłem nic takiego zrobić. Zwłaszcza się rozpłakać,to byłoby żałosne.
Wystarczyło tak niewiele,aby wszystko się dobrze skończyło. Oczywiście,przy założeniu,że ta cała Rowena nie wykorzystała naszej ostatniej deski ratunku do czegoś wiedźmowatego.
A jeśli tak to już jest martwa,nawet chrzaniąc umowę z Crowleyem.
To jak?
Zgadzam się. Jak tylko ją namierzysz,daj mi znać.
To oczywiste. Interesy z tobą to czysta przyjemność,Winchester.
Zniknął w ułamku sekundy,a ja wypuściłem powietrze z płuc. Zamówiłem jeszcze jedną szkocką i pochłonąłem ją jednym haustem.
Ogrom ulgi,którą odczułem był niewiarygodny,ale gdy pomyślałem,co będzie,gdy spojrzę Imoen prosto w oczy,poczułem bolesne ukłucie w okolicach serca. Oczami wyobraźni widziałem jej załzawione oczy i drżące wargi. Zakręciło mi się w głowie,chociaż winę za to mógł ponosić zbyt szybko wypity alkohol.
Zapłaciłem za drinki,zeskoczyłem ze stołka i czym prędzej ruszyłem do wyjścia. Otworzyłem drzwi i zamarłem. Zamrugałem nie wiedząc,czy to wytwór mojej wyobraźni czy w progu naprawdę stała Imoen. I tak,stała tam,ale ze skrzyżowanymi rękoma i zaciśniętymi ustami oraz oczami ciskającymi gromy bynajmniej nie wyglądała jak ta z moich wyobrażeń.


*


Kobieta przestąpiła przez próg. Długa,czarna suknia zafalowała wokół jej kostek,kiedy tylko uderzyła w nią fala potężnej,wyczuwalnej energii. Kiedy wyssała duszę żniwiarki stojącej na straży wejścia do Piekła i przekroczyła jego próg,nie poczuła absolutnie nic. Co prawda energia wzmogła się nieznacznie,ale to było za mało,by ją poruszyć. Natomiast teraz upewniła się,że jest we właściwym miejscu.
Otchłań. Najmroczniejszy zakątek Piekła. Idealnie.
Amara przyspieszyła kroku lawirując między korytarzami,nad którymi co jakiś czas trzaskały pioruny. Tylko wzrastające stężenie aury,niesamowicie silnie pulsującej energii wskazywało jej drogę w głąb tego labiryntu. Ostatnie kilka metrów przebiegła odnajdując same jego serce.
Ogromne wrota otworzyły się przed nią z głuchym trzaskiem ukazując miejsce,gdzie piekielna ziemia styka się z Otchłanią samą w sobie. Tak,to musiało być tutaj. Wyczuwała jego obecność.
Podeszła do krawędzi i spojrzała w dół. Uśmiechnęła się przebiegle na widok zawieszonej na łańcuchach klatki. Wydawała się taka mała i nic nie znacząca...
Wyciągnęła dłonie i całą siłę skupiła na uniesieniu jej ku górze. Chwilę to zajęło,lecz w końcu żelazne więzienie zawisło tuż przed nią. Ostrożnie wyciągnęła dłoń i dotknęła go zamykając oczy. Teraz dla odmiany energia przepływała z klatki przez jej ciało,aż w końcu skierowała się ku górze i wybuchła odrzucając ją do tyłu. Amara zachwiała się,lecz prędko odzyskała równowagę.
Miała przed sobą mężczyznę o jasnych włosach i w podartym ubraniu,który podnosił się z klęczek. Wreszcie się podniósł i spojrzał na nią. Przez chwilę jego wzrok zdawał się zdezorientowany,lecz prędko powrócił do niego dawny błysk,a na twarz wypłynął drwiący uśmiech.
Proszę,proszę. Ciocia Amara przyszła mnie odwiedzić – oznajmił przechylając głowę.
Mój drogi bratanku. Nawet nie wiesz jak niemiło jest mi cię widzieć – odgryzła się Ciemność unosząc głowę do góry.
Więc czemu zawdzięczam ten zaszczyt? – Lucyfer rozłożył ręce i rozejrzał się dookoła – Chcesz żebym padł przed tobą na kolana i okazał wdzięczność za wybawienie? Wybacz,ale uległość nigdy nie była moją mocną stroną.
Amara podeszła bliżej i spiorunowała go wzrokiem.
Nie potrzebuję od ciebie ukłonów. Nie potrzebuję nawet twojej sympatii. Potrzebuję...ciebie.
Upadły anioł uniósł dwa palce do twarzy i teatralnym gestem wydął wargi.
Interesujące – skwitował. – Tylko widzisz...Nie wiem czy w obecnym stanie na coś ci się przydam. To ubranie jest już trochę zużyte.
Posklejałam twoje naczynie i zadbałam,aby było w stanie cię utrzymać. – oznajmiła beznamiętnie.
Lucyfer gwizdnął.
No,no. Jestem pod wrażeniem ciociu. To najlepszy prezent jaki od ciebie dostałem od...zawsze. No,ale oboje wiemy,że nie zrobiłaś tego z dobroci serca. Gadaj czego chcesz.
Amara westchnęła. Długo wahała się przed uwolnieniem go,ale był jej jedyną nadzieją. I jeśli miała osiągnąć swój cel,musiała go wykorzystać.
Drzwi huknęły i wparowała przez nie grupa demonów. Wszyscy stanęli osłupiali na widok Amary i wolnego Lucyfera. Siostra Boga po prostu machnęła dłonią i demony rozpadły się w pył.
Opowiem ci wszystko,ale chodźmy stąd zanim przyjdzie ich więcej,ale zaalarmują pół Piekła.


*


Skąpo ubrana kobieta upadła na posadzkę. Amara przestąpiła nad jej ciałem i rozejrzała się. Po ucieczce z Piekła,Lucyfer obrał na ich tymczasową siedzibę podupadły nocny klub. Zahipnotyzowali wszystkich bywalców,z szefem włącznie i posłużyli dla niej za solidny posiłek.
Niech to. Nie mogłaś mi zostawić kilku dziewczyn do towarzystwa? – skrzywił się Lucyfer pojawiając się znienacka obok niej.
Mamy ważniejsze sprawy na głowie.
Rozsiadła się na obitej materiałem kanapie przy jednym ze stolików i skinęła na niego dłonią.
Kiedy ostatni raz widziałeś mojego brata?
Na twarzy Lucyfera pojawiła się konsternacja.
Dawno – mruknął. – Ojczulek wziął długi urlop. Jeśli go szukasz,to trafiłaś pod zły adres.
Och. – zamrugała nieco speszona. Nie tego się spodziewała.
Archanioł pochylił się nad stołem i spojrzał na nią przenikliwie.
Czego ty właściwie chcesz?
Zemsty – odparła zdecydowanie Amara – Chcę mu odebrać to wszystko,co stworzył,upokorzyć tak jak on upokorzył mnie i Imoen zamykając,gdy nie byłyśmy mu już potrzebne. I jeśli gdzieś się chowa,to zamierzam zmusić go do wyjścia.
Na dźwięk imienia Światłości uśmiechnął się samym kącikiem ust. Ach tak. Słodka Imoen. Ciekawe jak długo jeszcze będzie tak urocza.
Zanim Amara wyciągnęła go z klatki,zdążył przedostać się przez szczelinę w klatce wywołaną przez upadek obu sióstr. Tak trafił do umysłu Roweny. Wiedźma przyjemnie go zaskoczyła,ale i miał się na baczności. Tak łatwo dała się omotać,że wciąż nie potrafił w to uwierzyć. Wykonała swoje zadanie – zabrała temu amatorowi Crowleyowi łaskę Imoen.
Od jakiegoś czasu,nawet siedząc w klatce wyczuwał wzrastającą nową moc. Była tak potężna,że jej echo wywoływało w nim lekkie zawroty głowy. Wiedział,że pochodziła od Imoen,jednak nie miał pojęcia,co oznaczała. Był natomiast pewien jednego – skoro była na tyle potężna i bez łaski,posiadając ją mogłaby go zniszczyć. A do tego rzecz jasna nie wolno było dopuścić – Piekło musi odzyskać prawowitego właściciela.
Ale to wszystko było już nieważne,skoro miał w posiadaniu jej łaskę. Dla zabawy mógł wysłuchać żali Amary.
Najwyraźniej źle odczytała jego zamiary.
Wiem,że ty też masz z Nim zatarg. – ciągnęła – Jak się czułeś,kiedy ci przeklęci Winchesterowie wepchnęli cię do tej klitki? Co zrobił Bóg,kiedy ty,jego ukochany syn siedziałeś tam i gniłeś?
Trafiła w czuły punkt. Może jednak to całe jej ględzenie ma sens? Odchylił się na krześle i zakrył usta dłonią ukrywając swoją niepewną minę.
No właśnie – Uśmiechnęła się szyderczo – Nic,bo ty też go nie obchodzisz. Dlatego pomóż mi. Pomóż mi odzyskać siostrę a wprowadzimy nowy porządek. Bez niego.
Zwolnij ciociu,lata już nie te – powiedział szyderczo – Jak to chcesz odzyskać siostrę?
Amara westchnęła i wstała. Objęła się ramionami i zaczęła krążyć po sali. Lucyfer wodził za nią wzrokiem w oczekiwaniu.
Moja siostra nie rozumie jeszcze,że musi do mnie dołączyć – oznajmiła ze złością ciaśniej oplatając się ramionami – Ale wkrótce się o tym przekona na własnej skórze.
Możesz mówić nieco jaśniej? Wybacz ale mam zaległości towarzyskie.
Imoen nosi w łonie potwora. Potomka jej i Winchestera,który ma demoniczne znamię. Rzuciłam na nią klątwę,która zabiera jej energię. Bez niej umrze razem z tym plugastwem. Chyba że zdecyduje się do mnie dołączyć
Lucyfer nieznacznie uniósł brwi. Więc to stąd brała się energia,która dotarła aż do jego więzienia. Był szczerze zaskoczony,bo ze wszystkich możliwości ta akurat nie przyszła mu na myśl. Słodka Imoen dała się uwieść Winchesterowi i spłodzić jego dziecko. Zawsze wiedział,że jest zbyt naiwna,ale do tego stopnia? Znając przyszłego tatusia ucieknie gdy tylko pozna szczęśliwą wiadomość pozostawiając nieszczęsną Imoen na pewną śmierć z rąk Amary. Musiał jej przyznać,zagrała nieźle.
Odważne posunięcie – przyznał na głos nie zdradzając żadnych emocji – Skąd jednak masz pewność,że będzie chciała to zrobić? Może woli jednak umrzeć niż stanąć po twojej stronie,co?
Amara przygryzła wargę.
Jest moją siostrą. Nasz brat potraktował nas jednakowo,w dodatku skasował jej pamięć i hodował jak jakieś zwierzę w ozdobnej klatce wśród aniołów. Nie może bardzo się różnić ode mnie.
Widzę,że wszystko sobie zaplanowałaś. Bardzo to wszystko wzruszające,ale gdzie moja rola w tym teatrzyku?
Uśmiechnęła się chytrze. Czyżby sądził,że da mu się wykiwać?
Widzisz,nie przewiduję sytuacji,że moja siostra odmówi. Spędziła jednak sporo czasu na ziemi i przekonać ją nie będzie łatwo. Ale nie ma innego wyjścia,rządzić razem ze mną to cel jej istnienia. Dlatego jeśli nie ja,to ty przekonasz ją że tak właśnie musi być. I zrobisz to bardziej zdecydowanie. W zamian,kiedy nasz plan się już powiedzie,dam ci to,czego najbardziej pragniesz.
Upadły anioł poruszył się niespokojnie na krześle.
Skąd możesz wiedzieć,czego pragnę?
Władzy nad Piekłem – powiedziała znudzonym tonem. Doskonale wiedziała,że uderzyła w czułą strunę i widać to było jak na dłoni.
Mam rozumieć,że ty i Imoen w takim razie zajmiecie się Niebem?
Owszem.
Interesujące. Dlaczego chcesz się ze mną dzielić władzą,Amaro? Nie lepiej by było zamknąć mnie z powrotem gdy już dostaniesz to,czego chcesz?
Amara,stojąca akurat tyłem rozchyliła wargi. Szybko jednak się odwróciła z kamiennym wyrazem twarzy.
Więcej zaufania,drogi bratanku. Ufam,że lepiej zajmiesz się nadzorowaniem Piekła niż ja. Przecież masz już w tym doświadczenie,prawda? Pytanie tylko czy będziesz w stanie wystąpić przeciw własnemu ojcu?
Zapanowało wymowne milczenie. Napięcie między ta dwójką z łatwością mogłoby zabić śmiertelnika na tyle głupiego,by wejść w tej chwili do klubu. Każde z nich usiłowało zmanipulować drugim na swój własny sposób. Niestety,trafił swój na swego i jeśli jedno zyskiwało przewagę,następne słowa natychmiast ją umniejszały.
Teraz dominującą stroną niewątpliwie była Amara.
No? To jak będzie?
Lucyfer wstał i podszedł do rzucającej mu wyzywające spojrzenie Ciemności.
Tak jak powiedziałaś ciociu. Więcej zaufania. Zajmę się tym.
Zajmiesz się tym o ile ja tak zadecyduję. – poprawiła go. – Jesteś moim planem B. Ale oczywiście podział obowiązuje.
Zmrużył oczy.
Niech będzie. Ale jeśli spróbujesz jakichś sztuczek,twoja siostrzyczka zginie a ja odeślę cię tam,skąd przybyłaś. Już raz to zrobiłem. Mogę i drugi,wystarczy,że mnie zmusisz.
Oczywiście. Jak mogłabym zapomnieć? – zadrwiła – Możesz być spokojny.
Wyciągnęła do niego dłoń. Z lekkim wahaniem uścisnął ją patrząc jej w oczy.
A potem oboje uśmiechnęli się do siebie nie wiedząc,jakie niespodzianki szykowali dla siebie nawzajem.


-------------------------------------------------------------------------

Obiecywałam? Obiecywałam,macie Lucka :) Przy okazji chcę powiedzieć,że jeśli macie sugestie co do jakichś wątków,to śmiało,ja naprawdę biorę je sobie do serca,tylko po prostu jeśli czasem mam już coś zaplanowane,to nie mogę wspomóc się tą sugestią np. już w następnym rozdziale,bo wyszłoby z tego coś dziwnego ;)
Ten rozdział miał być dopiero w następnym tygodniu,kiedy będę po wszystkich egzaminach,ale nie mogłabym siedzieć w książkach 24 h/d przez 3 dni to wrzucam :) Jednocześnie uprzedzam,że następny też może się opóźnić,bo nawet jeśli chcę się oderwać od nauki i popisać,to idzie mi to straaasznie opornie :/
No,więc trzymajcie się,tymczasem zostawiam Was z refleksjami (i wreszcie powinniście być zadowoleni z objętości :D)




czwartek, 9 czerwca 2016

29. Killing me softly


Ach,nie ma jak w domu. Stare dobre Kansas - bunkier pośrodku lasu zamiast przytulnego hotelu z widokiem na góry,brak obsługi hotelowej i męskie skarpety walające się po kątach. Uroczo – oznajmiła ironicznie Sarah rzucając torbę ze sprzętem na stół z mapą świata i przeciągając się.
Wyjechali wczesnym rankiem i gdy dotarli do domu było już południe. Na początku planowali krótki urlop po zakończeniu polowania,ale w bieżącej sytuacji Dean nie chciał o czymś takim słyszeć. Chciał jak najszybciej wrócić do domu by mieć na oku Imoen w bezpiecznym miejscu. Jego brat i Sarah próbowali go uspokoić,ale po kilku próbach dali sobie spokój. Odkąd dowiedział się,że zostanie ojcem,Dean był jedną wielką zagadką. Jego wybuchowy charakter zdawał się drzemać by w odpowiedniej chwili powrócić ze zdwojoną siłą. Innymi słowy,był strzępkiem nerwów i denerwowanie go mogło się źle skończyć.
Imoen także pozostawała pod wpływem nowych doznań. Sarah usiłowała wyjaśnić jej co się dzieje,ale sucha teoria była daleka od prawdy. Owszem,odczuwała dziwną euforię,jakby w jej wnętrzu co i raz wybuchały fajerwerki,ale jednocześnie czuła się słaba,jakby ta radość była zbyt uciążliwa dla jej organizmu. Mimo to przypominała tą Imoen sprzed kilkunastu miesięcy – niewinną i zagubioną w nowych realiach.
Po kilku dniach wszystko zdawało się wrócić do normy. Zero wieści o Amarze,żadnych potworów do zabicia,a także lepsze samopoczucie Imoen.
Prawie jak w przeciętnej amerykańskiej rodzinie z przedmieścia.


Dean


Przewróciłem się na bok usiłując znaleźć dogodniejszą pozycję,aby jeszcze chociaż na chwilę odpłynąć w ramiona snu. Przez kilka nocy,łącznie z minioną kładłem się spać najpóźniej z nas wszystkich i siedziałem przy głównym stole z oczami wlepionymi w ekran laptopa w poszukiwaniu wszelkiego rodzaju informacji o przebiegu ciąży. Musiałem przecież odpowiednio zadbać o moją ukochaną a tych kilka informacji od lekarza z Loveland to zdecydowanie zbyt mało,tym bardziej,że nie był to typowy przypadek. I gdyby Sammy - albo jeszcze gorzej,Sarah- przyłapali mnie na czymś takim chyba spaliłbym się ze wstydu.
Usłyszałem szelest. No to chyba jednak nici ze spania na dziś - pomyślałem kiedy Imoen wtuliła się przez sen w moje ramię. Jej włosy łaskotały mnie w policzek,jednak nie śmiałem jej odsunąć. Leżałem przez chwilę w bezruchu i nie wiem,co byłoby dalej,gdyby nagle się nie poruszyła i nie otworzyła powoli oczu. Uniosła nieco głowę i spojrzała na mnie nieprzytomnym wzrokiem.
Hej – wymamrotała uśmiechając się leniwie. Na widok jej uśmiechu moje serce przebudziło się z sennego letargu. Czy kiedyś przestanę tak na nią reagować?
Cześć – odparłem całując ją w czubek głowy. Przeciągnąłem się i podniosłem do pozycji siedzącej pociągając ją za sobą.
Dobrze spałaś?
Mhm. Całkiem dobrze. A ty?
Też. Jak się czujesz?
Ledwo dzień się zaczął Dean – zaśmiała się – Wszystko w porządku. Nie musisz się mną tak przejmować.
Muszę – powiedziałem patrząc w jej błyszczące rozbawieniem oczy ze śmiertelną powagą. Nachyliłem się nad nią i oparłem dłonie po obu stronach jej szczupłego ciała.
Imo wiesz przecież,że ciąża to poważna sprawa. Żyjesz teraz za dwoje.
My oboje żyjemy – poprawiłem się w myślach.
Odchyliłem kołdrę i omiotłem wzrokiem ciało Imoen.
Nie sądziłem,że w tym ponurym życiu,które wiodę znajdzie się chociażby odrobina radości. Prawdziwej i trwałej,nie tej którą dawały mi szybkie numerki i alkohol. A jednak cuda się zdarzają i stoję teraz u progu największego z nich – cudu narodzin.
Nie potrafię opisać potęgi tego uczucia. Ta radość wypełnia mnie całego od stóp do głów. Trochę tak jakbym był pijany,tyle że rano znów będę czuł to samo.
Tyle lat toczyłem wojnę ze swoimi najskrytszymi marzeniami aż w końcu złożyłem broń pozwalając rzeczywistości zwyciężyć. Pogodziłem się z tym,że nie mnie pisane jest spotkać wymarzoną kobietę i założyć z nią rodzinę. Aż tu nagle rzeczywistość ogłaszała kapitulację. Zakochałem się bez pamięci w upadłym aniele,który nie ma właściwie nic wspólnego z jakimkolwiek aniołem. Wiem także,że i ona mnie kocha,chociaż nie zdaje sobie sprawy z potęgi tego uczucia.
A czy ja zdaję?
Nigdy wcześniej nie byłem zakochany do tego stopnia,a teraz dodatkowo zaczynam poznawać kolejny rodzaj miłości. Kiedy byłem młodszy musiałem być w pewnym stopniu ojcem dla Sammy'ego,jednak uczucie jakim darzę brata nie ma nic wspólnego z tym,które odczuwam patrząc na płaski jeszcze brzuch mojej ukochanej ze świadomością,że rośnie w nim moje dziecko.
Ostrożnie wyciągnąłem rękę i położyłem ją na jej brzuchu czule głaskając.
Chciałbym już poczuć jak maleństwo się rusza – powiedziałem z westchnieniem. – Ale to dopiero za kilka miesięcy.
Naprawdę? – spytała zdziwiona. Zmarszczyłem brwi. – Bo ja...czuję już coś.
Rozchyliłem usta chcąc coś powiedzieć,lecz po chwili znów je zamknąłem i tylko pokręciłem głową.
To niemożliwe.
Mówię prawdę,Dean. Być może to nie ruchy,ale naprawdę coś czuję. Tak jakby...wibrowanie.
Przypomniało mi się dlaczego została porwana przez mamunę. Przez aurę. Nie miałem wątpliwości,że to ją właśnie czuła Imoen.
I nie oznaczało to niczego dobrego. Musiałem mieć zmartwioną minę,bo momentalnie wyczuła co mnie trapi.
To nic dobrego,prawda?
Westchnąłem i objąłem ją ramieniem.
Tego nie wiemy – przyznałem – Ale wierzę ci. Ty przecież...nie jesteś do końca człowiekiem. Kto wie jaką siłę posiada nasze dziecko?


Imoen


Ja również o tym myślałam. Odkąd dowiedziałam się co jest powodem mojego złego samopoczucia i jak to się stało,zaczęłam to odczuwać-delikatne,miarowe wibrowanie wewnątrz mnie,jakby moja dawna moc chciała się wydostać.
Lecz ta była inna. Chociaż jej echo było stłumione,to jednak czułam że jest ostrzejsza od mojej. Czasem sprawiała,że kręciło mi się w głowie,ale przez większość czasu po prostu ją odczuwałam.
I kiedy Dean zadał pytanie,ogarnął mnie dreszcz. Ta nowa energia była zapowiedzią czegoś innego,lecz czy było to dobre czy też złe?
Leżeliśmy jeszcze przez chwilę czekając,aż resztki snu opuszczą nasze umysły aż w końcu trzeba było wstać. Na szczęście zdążyłam się odświeżyć i ubrać nie niepokojona przez nudności. Zamiast tego głośno zaburczało mi w brzuchu.
W kuchni krzątała się już Sarah. Nuciła coś pod nosem sięgając co i raz do szafek czy też lodówki najpewniej udoskonalając danie,które właśnie przyrządzała. Przez zapach smażeniny zrobiłam się jeszcze bardziej głodna.
Odwróciła głowę w moją stronę i uśmiechnęła się odgarniając za ucho kędzierzawy kosmyk włosów wymykający się z koka.
Cześć – powiedziała.
Cześć. Co to za zapach?
Smażę naleśniki. Siadaj,za chwilę powinny być gotowe.
Naleśniki? Czy kiedykolwiek w tym ziemskim życiu jadłam coś takiego? Wydawało mi się,że nie,ale było to bez znaczenia. W tej chwili zjadałabym nawet tą okropną sałatkę,którą zamówił dla mnie kiedyś Dean.
Posłusznie więc zajęłam miejsce przy stole. Sarah postawiła przede mną talerz ze stosem rumianych placków polanych przezroczystym,bardzo aromatycznym sosem. Niepewnie wzięłam do ręki widelec i odkroiłam kawałek. Naleśniki były słodkie,ale odpowiadało mi to.
Co to za sos? – wymamrotałam przeżuwając kolejną porcję.
Syrop klonowy. Jedyne czego naprawdę zazdroszczę Kanadyjczykom to to,że go wynaleźli. – skwitowała siadając naprzeciw mnie i obficie polewając swoją porcję.
Zdążyłam pochłonąć pół swojej,kiedy do kuchni weszli obaj Winchesterowie.
No nareszcie! – westchnęła Sarah. – Za karę będziecie musieli poczekać.
Dean zbliżył się do mnie. Zauważyłam,że na jego policzkach nie ma cienia zarostu,a w dodatku przyjemnie pachniał płynem po goleniu.
Mówiłem,że będzie szybciej,jeśli weźmiemy prysznic razem – mruknął wprost do mojego ucha mrugając porozumiewawczo. Zachichotałam.
Taak,z pewnością by tak było.
Zerknął na mój talerz i uniósł brwi.
Naleśniki? Wow!
Pomyślałam,że mamy co świętować,a moja mama zawsze na szczególne okazje smażyła naleśniki. – wyjaśniła nieco zmieszana Sarah.
Cała trójka wlepiła we mnie spojrzenia. Szczególnie intensywne było to rozmarzone Deana,jednak do niego zdążyłam się już przyzwyczaić,podczas gdy pod uważnym wzrokiem Sama i Sary poczułam się niekomfortowo.
Przestańcie tak na mnie patrzeć – skarciłam ich – To bardzo dziwne.
Wybacz – mruknął Sam.
Tak. Ciągle jesteśmy podekscytowani – dodała ze śmiechem Sarah.
Ale to nie powód,żeby patrzeć na mnie jak...jak na eksponat – Przypomniałam sobie jak nazywają się te wszystkie rzeczy,które ludzie nazywają sztuką i które stoją w muzeach. Czułam się teraz zupełnie jak one.
Już nie będziemy – Dean pogładził mnie uspokajająco po plecach.
Reszta śniadania nie upłynęła jakoś nadzwyczajnie. Temat mojej ciąży zszedł na boczny tor i rozmawialiśmy o wszystkim albo niczym od czasu do czasu śmiejąc się,zwłaszcza z przepychanek słownych Winchesterów. Dopiłam resztkę soku pomarańczowego i poczułam,że mnie mdli. Wzięłam głęboki oddech,ale to nic nie dało.
Wszystko dobrze? – Dean momentalnie podniósł się z krzesła.
Mhm. To tylko...mdłości...Przepraszam!
Wybiegłam z kuchni nie oglądając się za siebie. Dopadłam do najbliższej łazienki w porę. Urgh,to takie obrzydliwe! Mam nadzieję,że ten cały doktor się nie mylił mówiąc,że mdłości powinny ustać za kilka tygodni.
Kiedy mój żołądek już się uspokoił,odkręciłam pordzewiały kran i opłukałam usta wodą. Spojrzałam do lustra i niemal od niego odskoczyłam. Zamiast swoich włosów zobaczyłam gęstsze,pofalowane z refleksami. Moje kości policzkowe znacznie się wyostrzyły,a sama twarz wydłużyła.
Miałam przed sobą Amarę.
Zamrugałam kilkakrotnie,lecz najwyraźniej mi się przywidziało. Znów byłam tam ja, blada i wymizerowana. Wzięłam głęboki oddech,przeczesałam palcami włosy i już miałam wychodzić,gdy poczułam w piersi gwałtowny ucisk. Złapałam się krawędzi umywalki walcząc o oddech,który coraz ciężej było mi złapać. Chciałam krzyknąć,ale nie byłam w stanie. Równocześnie poczułam,jakby w moim brzuchu wirowały ostrza. Odruchowo się za niego złapałam usiłując stłumić ból. Znów mnie zemdliło i splunęłam do umywalki. Krwią.
Ostatnie co pamiętam to szyderczy uśmiech Amary wyzierający zza lustra.


Dean


Siedziałem z łokciami wspartymi na kolanach i przyciskałem palce do ust szepcząc bezgłośną modlitwę.
Proszę,obudź się,proszę,proszę,nie,nie,nie
Kiedy znalazłem Imoen leżącą nieprzytomną na posadzce,z ustami we krwi,serce na chwilę mi stanęło,a w uszach zaszumiało tak,że nie usłyszałem nawet własnego krzyku. To była bezsprzecznie jedna z najgorszych chwil w moim życiu – podobnie czułem się tylko wtedy,gdy Sammy został dźgnięty nożem w plecy przez jednego z wybrańców żółtookiego demona.
Nie mogłem jej stracić.
Usiłowałem ją ocucić klepiąc policzki i polewając zimną wodą,ale nic nie poskutkowało. Wyczułem tętno na jej szyi,lecz było bardzo słabe,więc tylko nieco mi ulżyło. Ostrożnie wziąłem ją na ręce i przeniosłem do naszej sypialni. Nie wiedziałem nawet,kiedy do pokoju weszli Sam i Sarah. Moja mina musiała wyglądać bardzo podobnie do tych,które malowały się na ich twarzach. Albo nawet jeszcze gorzej.
Zadzwoniłem do Casa – powiedział cicho Sam. – Powinien tu być lada chwila.
Oderwałem wzrok od nieprzytomnej ukochanej i skierowałem go na brata ewidentnie nie wiedzącego co począć z rękoma.
Po co nam teraz Cas?
Masz lepszy pomysł? Chcesz tu siedzieć i czekać na cud?
Głos Sama był ostry i zdecydowany. Cholera,dlaczego ja sam na to nie wpadłem tylko bezczynnie tu tkwiłem poddając się losowi?
W tej samej chwili odnalazłem odpowiedź. Za bardzo się bałem. To strach o ich bezpieczeństwo mnie paraliżował. Przez całe życie miałem jedną słabość – brata. Teraz doszły dwie kolejne. Zadrżałem na samą myśl. Amara już o tym wie i z pewnością będzie chciała to wykorzystać. I patrząc na nieprzytomną Imoen,miałam wrażenie,że już to robiła.
Przełknąłem ślinę i ująłem dłoń kobiety w swoją. Zaciskałem kurczowo jej palce jakbym liczył,że dzięki temu się obudzi. W tamtej chwili wydawało mi się to głupie,ale...zadziałało.
Poczułem jak delikatnie rusza palcami,aż w końcu odwzajemnia uścisk. Rozchyliłem usta wydając cichy jęk ulgi,gdy poruszyła głową i otworzyła oczy. Powiodła dookoła zdezorientowanym spojrzeniem i zatrzymała wzrok na mnie.
Fala ulgi zalała mnie jak niespodziewany deszcz w upalny dzień. Przymknąłem powieki i westchnąłem cicho.
Boże,jeśli naprawdę gdzieś tam jesteś,dziękuję ci.
Co się stało? – wymamrotała podnosząc się.
Wow,spokojnie – powstrzymałem ją gestem dłoni. – Zemdlałaś. Musisz jeszcze odpocząć.
Zmarszczyła brwi i przeczesała nerwowo włosy.
Ach,już pamiętam – oznajmiła i zaraz się skrzywiła – Ale mnie boli głowa.
Musiałaś się mocno uderzyć. Przyniosę ci coś na ból,zaraz wracam. – powiedziałem szybko i jeszcze szybciej poderwałem się z krzesła i wyszedłem z pokoju usiłując opanować drżenie.
Przy kuchennym stole z otwartym laptopem siedziała Sarah. Na mój widok uniosła głowę.
Jak ona się czuje? – spytała z niepokojem.
Obudziła się,ale boli ją głowa. Jak myślisz,mogę jej podać te pigułki? 
Potrząsnąłem opakowaniem.
Blake przewróciła oczami. Na jej twarz wypłynął lekko kpiący uśmiech.
To zwykły paracetamol Dean. Po jednej tabletce nic jej się nie stanie.
Otworzyłem lodówkę i wyjąłem z niej butelkę wody. Jakie to szczęście,że dziewczyny mieszkają z nami. Inaczej jedynym płynem w tej twierdzy byłoby piwo,którego butelkę po namyśle także wziąłem.
Przechodziłem akurat przez główny hol,kiedy usłyszałem kroki na kutych schodach,a zaraz potem ujrzałem sylwetkę Casa. Jak zwykle miał zmarszczone brwi i swoją słynną,obojętną minę.
Witaj Dean – powiedział tym swoim głębokim głosem. – Przyjechałem najszybciej jak się dało,Sam mówił,że to bardzo pilne.
Westchnąłem ciężko. Imoen się obudziła,więc nie był już do niczego potrzebny,ale nie zaszkodziło się upewnić. Przecież jako anioł ma pojęcie o sprawach,o których mi się nie śniło.
No i zwyczajnie miło było go widzieć.
Chodzi o Imoen. Sammy zadzwonił do ciebie,bo zemdlała i nie wiedzieliśmy co robić,ale już jest w porządku.
Naprawdę,Dean? – Cas zmarszczył brwi. Wydawał się zły. – Wezwaliście mnie tylko dlatego,że zemdlała?
Ona nie... – urwałem i przypomniałem sobie,że Castiel o niczym nie wiedział. – Ona jest w ciąży,Cas.
Och. – Rozchylił usta wyduszając tylko to jedno słowo. Unikał mojego wzroku najwyraźniej szukając właściwych słów. – No cóż...
Okej,Cas,daruj sobie wymowne chrząknięcia,dobra? – przerwałem zniecierpliwiony. – Musisz zobaczyć co z nią.
Dean,czekaj,ja... – Nie słuchałem go już tylko udałem się do sypialni.
Mój brat uśmiechał się przyjaźnie do Imoen,która podniosła się i teraz siedziała na łóżku.
Sam powiedział,że zwymiotowałam krwią. Czy to prawda?
Tak – zacisnąłem usta i położyłem szklankę i tabletki na stoliku obok łóżka. – Zaraz się dowiemy,co to oznacza.
W drzwiach od pokoju stanął Cas. Imoen rozchyliła usta na jego widok i miałem wrażenie,że w jej oczach dostrzegłem iskierki radości,albo raczej...nadziei.
Witaj,Imoen – powiedział anioł uważnie mierząc ją wzrokiem. – Słyszałem co ci się...stało.
Zmarszczyłem brwi. Z jakiegoś dziwnego powodu miałem wrażenie,że Cas nie odnosi się do jej małego,łazienkowego wypadku,tylko...cóż,naszego „małego wypadku”. Nie podobał mi się ton jego głosu.
Już w porządku. Nie musisz się mną zajmować,naprawdę.
O nie,nie,nie,nie,musi i zrobi to – oznajmiłem stanowczo podchodząc do łóżka. Usiadłem na brzegu i złapałem ją za rękę. Zwróciłem głowę w stronę anioła.
Możesz się dowiedzieć,dlaczego pluła krwią i omal nie umarła? Zrobić pstryk czy coś?
No cóż,ja... – Cas się zawahał. – Imoen nie ma już łaski,więc nie mogę sięgnąć do jej mocy.
Otworzyłem usta ze zdziwienia.
Więc nie możesz nic zrobić?
Tego nie powiedziałem. Odebrano jej łaskę jak zwykłemu aniołowi,więc powinno zostać w niej chociaż echo mocy. Mogę ją zbadać,ale nie obiecuję,że się czegoś dowiem.
Poprzednim razem,gdy chciałeś sprawdzić skąd pochodzi jej łaska dostałeś nokaut – zauważył stojący w kącie z założonymi rękoma Sam.
To zwykłe echo,Sam – powtórzył Castiel – Nie będzie na tyle silne,żeby mnie odrzucić.
Więc zrób to – szepnęła Imoen zamykając oczy. Przeszył mnie dreszcz niepokoju. Czy to co zamierzał zrobić było jak dotknięcie ludzkiej duszy?
Walczyłem ze sobą. Każda cząstka mnie protestowała przeciwko zadaniu jej jakiegokolwiek bólu,ale stłumiłem tą pokusę. To był jedyny sposób,aby się czegoś dowiedzieć.
Cas dotknął dwoma palcami czoła Imoen. Wygięła się w łuk i wydała z siebie ciche westchnięcie. Powietrze dookoła nagle zadrgało,lecz było to delikatnie niczym muśnięcie wiatru,w dodatku trwało zaledwie kilka sekund. Anioł zachwiał się i mój brat poderwał się,aby go powstrzymać,lecz ten zdążył utrzymać równowagę.
Cas? Hej,Cas! – zawołałem niepewnie widząc,że nie reaguje.
W porządku.
Więc?
Castiel zacisnął usta w wąską kreskę. Zmarszczone brwi były jedyną oznaką jego troski. Nie umiał kłamać,ani tym bardziej ukrywać swoich prawdziwych emocji,więc serce zabiło mi szybciej z niepokoju na widok jego miny.
Chodzi o echo. Zanika.
Imoen gwałtownie poderwała się z łóżka i chciała wstać,ale odwiodłem ją od tego. Popatrzyła na mnie wypełnionymi strachem oczyma.
Jak to:zanika? – spytała cicho.
Praktycznie go nie wyczuwałem. A już na pewno nie było na tyle silne by stawić mi opór.
Więc to dlatego zemdlałam?
Poniekąd. – Castiel zrobił kilka kroków po pokoju,aż wreszcie zatrzymał się i oznajmił: – Myślę,że dziecko wysysa z ciebie moc.
Otworzyłem usta,a potem ponownie je zamknąłem. Rozejrzałem się nerwowo po pokoju aż wreszcie przypomniałem sobie o piwie. Sięgnąłem po nie i pociągnąłem z butelki długi łyk, po czym wstałem.
Najgorsze z możliwych przeczuć zalęgło się gdzieś w najgłębszej otchłani mojego umysłu i powoli pięło się ku górze. Z całych sił starałem się udaremnić ten proces.
Okej – powiedziałem powoli dyskretnie wypuszczając powietrze z płuc – Czy to znaczy,że ta resztka mocy na nie przechodzi? Czy ono raczej...karmi się tą mocą w jakiś sposób?
Nie wiem – przyznał Cas – Nigdy się z czymś takim nie spotkałem. Ale wiem jedno. Każdy anioł...każdy byt potrzebuje chociaż resztki mocy poza naczyniem. W przeciwnym razie...
Umrę – dokończyła szeptem Imoen.
Czułem się,jakby moje narządy ktoś wyprał w nieodpowiedniej temperaturze. Każdy jeden zdawał się bowiem skurczony jak sweter. Wypowiedziała na głos moją najgorszą obawę,tą którą próbowałem bezskutecznie zdusić.
Podchwyciłem jej spojrzenie. Dostrzegłem w nim niemą akceptację. Pokręciłem gwałtownie głową.
Nie – warknąłem – Nie ma mowy. Crowley ma twoją łaskę. Zmuszę go by ją oddał. Nie wiem jeszcze jak,ale coś wymyślę. Nie możesz umrzeć.
Imoen patrzyła na mnie załzawionymi oczyma. Z całego serca chciałem podejść i ją przytulić,ale Cas złapał mnie za ramię.
Powinniśmy dać Imoen odpocząć.
Oparłem dłonie o dębowy stół w bibliotece i policzyłem do dziesięciu chcąc się uspokoić. To musiał być kolejny sen zesłany przez Amarę,żeby mnie zdołować.
Dean,popatrz na mnie.
Zmierzył mnie uważnym spojrzeniem. Ani jeden nerw na jego twarzy nie drgnął.
Co? Mam udać,że wszystko jest w porządku? – burknąłem.
Jest jeszcze jeden,pewniejszy sposób,żeby ją ocalić.
Rozszerzyłem oczy ze zdumienia.
Cholera,Cas nie torturuj mnie dłużej!
Nie dopuścić,aby dziecko się urodziło.
Co...powiedziałeś?
To było jak cios w samo serce. Cas był dla mnie jak brat,ale w tej chwili udusiłbym go gołymi rękoma. Poczułem pieczenie na przedramieniu i naszła mnie niesłychana ochota by przejść do dzieła,ale wtedy w głowie mi zaświtało.
Zachowanie Casa od początku wizyty zaczęło układać się w logiczną całość.
Ty od początku nie byłeś zadowolony,że ona jest w ciąży,hm? Odpowiedz! – warknąłem piorunując go wzrokiem.
Zapanowało niezręczne milczenie. W końcu anioł westchnął.
Tak.
Spodziewałem się tego,ale mimo to zamrugałem chcąc przyswoić sobie tą informację.
Dlaczego? – spytałem cicho.
Na ziemi był do tej pory tylko jeden nefilim. Był potworem,wynaturzeniem. A był potomkiem byle anioła i człowieka. Jak myślisz,kim by był z mocą Imoen?
Mój oddech przyspieszył. Teraz zaś przekręcał sztylet tkwiący w moim sercu. Ale nie mogłem dać po sobie poznać,jak bardzo mnie zranił. Cholera,przecież musiał mieć jakiś powód!
Moje dziecko nie będzie żadnym potworem! I przyjdzie na ten świat chociażbym miał wyrżnąć pół Nieba i Piekła!
Powoli zaczynało do niego docierać,bo otworzył usta i zamknął je ponownie marszcząc brwi. Pokręcił głową i oznajmił:
Przepraszam,Dean. Nie wiedziałem,że to dla ciebie tak ważne. Inaczej nawet bym tego nie zasugerował. Widać ciągle zbyt mało wiem o ludziach.
To najlepsze co kiedykolwiek może mnie spotkać w życiu,Cas – powiedziałem cicho po chwili milczenia. – Zawsze chciałem mieć rodzinę. Ale potem ojciec zaginął i zajęliśmy się z Sammy'm polowaniami na stałe. Odrzuciłem te marzenia. A teraz dostałem szansę,żeby je spełnić,rozumiesz?
Zaczerpnąłem powietrza i oparłem dłonie na stole. Spuściłem głowę usiłując powstrzymać cisnące się do oczu łzy. To jednak było silniejsze ode mnie i uniosłem ją czując,jak pojedyncza kropla cieknie mi po policzku.
Wiem,że to dziecko nie będzie zwyczajne,że będzie skłonne do czynów,które mi się nawet nie śniły. Ale nie dopuszczę do tego,by stało się potworem,bo inaczej...
Sam musiałbym je zgładzić – dokończyłem gorzko w myślach.
Rozumiem,Dean – Anioł ostrożnie się zbliżył i dotknął mojego ramienia. – Próbuję sobie wyobrazić co przeżywasz i po prostu nie potrafię. Jako anioł mogę myśleć tylko o zagrożeniu spowodowanym przez tą...istotę. Nie powinienem do tego dopuścić,zwłaszcza jeśli w ten sposób zagrożone jest istnienie Światłości...
Spiorunowałem go spojrzeniem.
Ale jesteś moim przyjacielem – dodał szybko – I zrobię dla ciebie wszystko. Nawet jeśli to sprzeczne z moim istnieniem.
Moja złość na Casa nagle wyparowała. Postawiłem się na jego miejscu. Był zwyczajnie rozdarty-tyle razy już zdradził swój gatunek,żeby ratować nam tyłki,że nie sposób tego zliczyć. I teraz znów miał zamiar to zrobić,chociaż konsekwencje mogły być różne.
– Postaram się zachować ciążę Imoen w tajemnicy.
Dziękuję – wymamrotałem i uścisnąłem go krótko.
Niedługo potem anioł odjechał. Cichutko zakradłem się do kuchni,gdzie siedzieli pogrążeni w rozmowie Sam i Sarah. Mieli zmarszczone brwi i zawzięcie o czymś dyskutowali. Nawet mnie nie zauważyli. I dobrze. Tak powinno być.
Następnie równie cicho otworzyłem drzwi naszej sypialni. Imoen leżała na boku z ręką opartą na poduszce. W świetle małej nocnej lampki długie rzęsy rzucały cień na jej policzki. Jej pierś unosiła się i opadała w miarowym rytmie. Uśmiechnąłem się na ten widok. Potrzebowała teraz solidnego odpoczynku. Jednocześnie serce mi się boleśnie ścisnęło na myśl o tym,co zamierzałem zrobić.
Niepostrzeżenie wyszedłem z bunkra i skierowałem kroki w stronę Impali.
Cześć,dziecinko – powiedziałem siadając za kierownicą i cicho włączając radio. Policzyłem do dziesięciu i wydobyłem z kieszeni komórkę.
Król Piekła – odezwał się szczebiot Crowleya po drugiej stronie.
Crowley,to ja.
Ach,Wiewiórze. Proszę tylko nie mów,że znowu chcesz się targować o łaskę.
Nie zamierzam się targować. Zgodzę się na wszystko co zaproponujesz.
No i powiedział – westchnął – Ile razy ci mówiłem,że nieważne jaka będzie twoja oferta,nie dam ci jej?
Czasy się zmieniły. Naprawdę jej potrzebuję. To już nie jest byle zachcianka.
Ach tak? A cóż takiego się stało?
Przygryzłem wargę. Nie mogłem mu powiedzieć. Od razu chciałby to jakoś wykorzystać. Albo nawet gorzej...
To nie twój interes.
Więc zapomnij o czymkolwiek.
Czekaj. – Zamknąłem powieki. Miałem nadzieję,że nie będę musiał jednak tego mówić. – Oddasz mi ją,jeśli...zostanę twoim sługą? Wypełnię każde twoje polecenie. Zabiję kogo każesz. Tylko błagam. Oddaj łaskę.
Po drugiej stronie zapanowała cisza. Moje serce biło jakbym był w trakcie maratonu. Wreszcie się odezwał:
Zgoda.

--------------------------------------------------------------------------------

Postanowiłam nieco skrócić Wasze męki,między innymi dlatego dodaję rozdział w tygodniu :P Także dlatego,że zaliczyłam najbardziej nielubiany przedmiot na studiach i mam dobry humor :D
Jak widzicie pobawiłam się nieco z narracją,w następnym też,ale mam nadzieję,że mi to wyszło,nie było łatwo się przestawić. Osobiście jestem całkiem zadowolona z efektu ;)
No i jestem ciekawa Waszej opinii :D 


Theme by Hanchesteria