Sam
siedział z łokciami wspartymi na kolanach i przyłożonymi do ust
dłońmi tuż przy łóżku Imoen. Coraz bardziej martwił go jej
stan. Mimo,że podał jej lek i gorączka zdawała się trochę
ustąpić,to wciąż nie otwierała oczu i oddychała z trudem. To
było wszystko,co mógł dla niej zrobić poza zapewnieniem swojej
obecności.
Nagle
usłyszał trzask drzwi wejściowych i szybkie kroki na korytarzu –
Dean wpadł do pokoju jak burza.
Na
widok brata Sam opuścił dłonie i rozchylił usta. Na jego twarzy i
we włosach widoczne były zaschnięte plamy krwi,a zapiętą byle
jak koszulę miał zakurzoną i pomiętą. Ciężko oddychał,a jego
szeroko otwarte zielone oczy wodziły po sypialni aż wreszcie ich
spojrzenie spoczęło na Imoen. W dodatku czuć było od niego zapach
stęchlizny.
– Dean!
Gdzie byłeś?
– Cii,później
Sam – uciął klękając obok łóżka i wyjmując z kieszeni
kurtki małą fiolkę. Kiedy młodszy Winchester ujrzał jej
zawartość,wybałuszył oczy.
– Zwariowałeś,Dean?!
– Kazałem
ci być cicho! – warknął – Później będziesz mnie osądzać.
Zamilkł,lecz
głównie dlatego,że nie potrafił wydusić z siebie słowa. Dean
ukradł łaskę aniołowi. To nie mogło skończyć się dobrze,ale
musiał przyznać – miało sens.
Ujął
głowę Imoen w dłonie i zaczął uspokajająco:
– Hej,Imo,obudź
się kochanie. Jestem przy tobie,otwórz oczy.
Z
wielkim trudem jej powieki uniosły się ukazując pozbawione
wszelkiego życiowego blasku oczy barwy czekolady.
– Dean?
– wychrypiała – To ty?
– Tak
– odparł zdławionym głosem – Leż spokojnie. Zaraz wszystko
będzie dobrze.
– C-co?
Jak...
– Cii,otwórz
usta.
Wypełniła
jego polecenie,a on odkorkował fiolkę. Błękitno-biała strużka
czystego światła uniosła się w powietrze i natychmiast odnalazła
drogę wnikając w głąb jej gardła. Imoen wygięła się
gwałtownie i Winchesterowie musieli zakryć oczy,gdyż eksplozja
światła mogłaby ich oślepić.
Imoen
gwałtownie podniosła się do pozycji leżącej. Nic nie rozumiała,w
jednej chwili czuła jak uchodzi z niej życie i jedyne,co widziała
to zamglone kontury,a teraz czuła się zupełnie zdrowa i wzrok jej
nie zawodził. Wzięła kilka głębokich oddechów rozkoszując się
łatwością oddychania i jej wzrok zabłądził dookoła. Utkwiła
go dopiero w Deanie,który wyglądał jakby miał się zaraz
rozpłakać w ogromu ulgi,lecz jedynie przetarł dłońmi twarz.
– Ja...nie
rozumiem...co się stało? – wymamrotała.
– To
nieważne – powiedział starszy Winchester podchodząc do niej i
mocno ją obejmując. – Najważniejsze,że nic ci nie jest.
Imoen
położyła dłoń na brzuchu. Oprócz obecności rozwijającego się
dziecka wyczuła coś jeszcze. Coś,czego nie dane jej było odczuwać
od miesięcy.
– Znowu
mam łaskę! – wykrzyknęła ze śmiechem. – Udało ci się!
– Tak
– odparł wolno Dean i posłał bratu ostrzegawcze spojrzenie –
Można tak powiedzieć.
– Czy
ona...Rowena... – urwała nie chcąc wypowiadać tych słów na
głos.
– Mhm
– mruknął Dean i otarł rękawem twarz chcąc pozbyć się
resztek plam krwi. – Widzę,że dobrze się czujesz,ale dla
pewności zostań tu jeszcze przez chwilę. Teraz wraz z Samem cię
zostawimy.
Skinął
bratu głową i podniósł się. Wyszli oboje do serca bunkra –
pomieszczenia,w którym znajdowało się całe mnóstwo pulpitów
sterujących i podświetlany stół z mapą świata.
Upewniając
się,że są wystarczająco daleko,Sam nie wytrzymał i wrzasnął:
– Porąbało
cię do reszty? Ukradłeś jakiemuś aniołowi łaskę?
– Nie
krzycz,okej Sammy? – powiedział łagodnie unosząc dłonie w
geście poddania się. – To był jedyny sposób. Ona umierała.
– Tak,ale...
– Sam westchnął i odgarnął rękoma włosy – Wiesz przecież
co się dzieje,jeśli anioł używa kradzionej łaski.
– Wiem
– zacisnął dłonie w pięści – Dlatego mam zamiar pospieszyć
Crowley'a. A na razie kupiłem nam trochę czasu.
– I
okłamujesz Imoen – zauważył ponuro Sam zakładając ręce na
piersi.
– Myślisz,że
nie zdaję sobie z tego sprawy? Boli mnie,że muszę to robić,ale
nie ma innego wyjścia. Widziałeś,jaka była szczęśliwa? Jakim
potworem musiałbym być,aby niszczyć jej szczęście? – zamilkł
na chwilę a potem dodał: – Powiem jej kiedy dorwę Rowenę i
odzyskam jej prawdziwą łaskę. A na razie obiecaj mi,że się nie
wygadasz,okej?
Młodszy
Winchester westchnął ciężko i zacisnął usta. Widać było,że
bije się z myślami.
– Dobra
– powiedział w końcu – Masz rację. Ona nie może się teraz
denerwować.
– Dziękuję,Sammy
– odetchnął z ulgą Dean – Dziękuję.
*
Minęły
dwa dni odkąd Imoen odzyskała łaskę. W ciągu nich stanęła na
nogi i często się śmiała. Znów urzekała Winchesterów swoim
pozytywnym nastawieniem,a im również ciężar chociaż częściowo
zniknął z barków. I chociaż miło spędzali czas we trójkę,Sam
taktownie pozwalał bratu spędzać ze swoją ukochaną więcej czasu
na osobności. W międzyczasie dokonał pewnego małego odkrycia.
Któregoś
razu w garażu,podczas uzupełniania zapasów na polowania,w jego
ręce wpadł nieduży,pordzewiały klucz. Okazało się,że prowadzi
do pomieszczenia na samym końcu korytarza w części,gdzie
znajdowały się ich pokoje.
Gdy
zobaczył,co jest w środku,uznał,że warto natychmiast powiedzieć
o tym bratu. Poza tym było to dobre miejsce na rozmowę,którą
chciał odbyć z nim już od dawna.
– Hej,Dean,musisz
to zobaczyć! – zawołał słysząc kroki brata na korytarzu.
– O
cholera,jak tu wszedłeś Sam? – spytał zdziwiony rozglądając
się.
– Znalazłem
klucz w garażu. Popatrz tylko.
Była
to ewidentnie małżeńska sypialnia. W samym centrum znajdowało się
ogromne łoże pokryte zakurzoną narzutą,a w kącie wielka szafa
spokojnie mogąca pomieścić ubrania dla dwójki osób. Jak w każdym
innym pokoju,na ścianie umieszczono małą umywalkę.
– Wow
– powiedział Dean rozglądając się – To chyba największy
pokój jakim dysponowali Ludzie Pisma.
– Pomyślałem,że
wystarczy trochę go odremontować i możecie zamieszkać tu z Imoen.
Dean
zmarszczył brwi.
– Do
Gwiazdki jeszcze daleko,Sam. Dlaczego miałbyś mi robić taki
prezent a nie zamieszkać tu z Sarą,co?
– Bo
to nie wszystko.
Młodszy
Winchester pchnął dębowe drzwi znajdujące się w głębi pokoju.
Otworzyły się ukazując niewielkie pomieszczenie z mniejszą wersją
sypialnej komody i stojącymi na niej bibelotami oraz
centrum-masywną,drewnianą kołyskę z rzeźbionymi w niej wzorami
wskazującymi na ręczną robotę.
Dean
wszedł do pokoju i dotknął ramy łóżeczka ścierając zeń grubą
warstwę kurzu. Wargi zaczęły mu drżeć.
– Po
co Ludziom Pisma pokój dziecinny? – spytał
– To,hmm...bodajże
pozostałość po jednym z członków. Zapomniałem jego nazwiska. W
czasie drugiej wojny światowej ukrywał się tu z żoną i
dzieckiem. Ostatnio o nim czytałem.
– Hah!
A więc bunkier działa dłużej niż nam się wydawało –
skwitował Dean. – Sądzisz,że mieli potem normalne życie? –
spytał po namyśle – No wiesz,ten koleś i jego rodzina.
– Możliwe
– Sam wzruszył ramionami – Czemu pytasz?
Dean
westchnął ciężko i wrócił do sypialni. Usiadł na zakurzonej
narzucie i uniósł głowę.
– Bo
ja też chcę. Chrzanić te wszystkie potwory. Są jeszcze inni łowcy
na świecie. Kiedy zabiję Rowenę zamierzam ostatecznie rzucić tę
robotę. Nasz syn albo córka zasługuje by mieć względnie normalne
życie.
Spojrzał
na brata wyczekująco w poszukiwaniu akceptacji. Sam skinął głową
i usiadł obok niego nie zważając na kurz i brud.
– Rozumiem
cię – powiedział Sam – Ja też chcę odejść.
– Serio?
– Tak.
Sarah osiągnęła swój cel jako łowca,ja też się wysłużyłem.
Przejdziemy na emeryturę. To znaczy jeżeli ona tego zechce,bo nie
pytałem jej o zdanie,dopiero zamierzam to zrobić i... – Sam urwał
łapiąc oddech – Właściwie to chciałem porozmawiać najpierw z
tobą.
– Ze
mną? – zdziwił się Dean. – Dlaczego chcesz żebym wchodził
wam z nogami do łóżka?
– O,czyli
szykuje się scena jak z babskiego filmu? – rzucił starszy z
Winchesterów,jednak widząc spojrzenie brata mruknął: – Sorry.
Mów o co chodzi.
Sam
z wahaniem wyjął z kieszeni małe,kwadratowe pudełeczko pokryte
materiałem i przez chwilę bawił się nim w dłoniach. Dean
rozchylił usta.
– Czy
to...?
– Tak
– Otworzył pudełeczko i ich oczom ukazał się opatulony
aksamitem skromny pierścionek z brylantem. – Ty zaczynasz nowe
życie i ja też chcę. Tylko zgodnie z kolejnością.
Dean
przewrócił oczami,ale uśmiechnął się.
– I
chciałeś mnie zapytać,czy to akurat świecidełko jej się
spodoba? No żartujesz chyba.
– Nie.
Sądzisz,że się zgodzi? Czy mam jeszcze z tym poczekać? Wiesz,ta
ostatnia sprawa z Marissą wiele mi uświadomiła. Moja przeszłość
jeszcze nie raz będzie się przewijać i nie chciałbym jej przez to
stracić. Ale jeśli zgodzi się za mnie wyjść...
– Sammy,pamiętasz
co ci powiedziałem wtedy,w motelu kiedy badaliśmy sprawę tego
obrazu?
– No
nie wiem,mówiłeś że na siebie lecimy i żebym się zabawił,takie
tam.
– Nie.
Znaczy,to też – poprawił się – Ale to było wcześniej. Kiedy
wprowadziliśmy Sarę w szczegóły,nie przestraszyła się. A wręcz
przeciwnie,rwała się,żeby nam pomóc. Szczerze mi to zaimponowało.
– Ach
tak,już pamiętam. „Sam,ożeń się z nią”.
– Dokładnie
– Starszy Winchester wyciągnął palec wskazujący w kierunku
swojego brata – No to masz swoją odpowiedź.
Sam
zaśmiał się i poklepał brata po plecach.
– Dzięki,Dean.
To wiele dla mnie znaczy.
– Drobiazg,ale
hej,tylko mi się tu nie rozklejaj.
Młodszy
Winchester się roześmiał. Dobrze,że zawsze mogli na siebie
liczyć,chociaż w taki pokrętny sposób.
*
W
noc przed poprzedzającą powrót Sary,Sam nie spał. Przewracał się
z boku na bok,aż wreszcie położył się na wznak i utkwił
spojrzenie w popękanym suficie. Na myśl o rozmowie z Sarą zrobiło
mu się słabo. Chciał to mieć jak najszybciej z głowy,więc
postanowił przygotować dla niej obiad,podczas którego zada jej
nurtujące go od wielu tygodni pytanie. Nieustannie układał sobie w
myślach scenariusz rozmowy i możliwe odpowiedzi Sary.
Kochała
go. Czy z jakiegoś powodu mogłaby się nie zgodzić?
Wzdychając
ciężko podniósł się i sięgnął do szuflady,gdzie trzymał
pierścionek. Zapalił starą,nocna lampkę stojącą przy łóżku i
otworzył pudełko. Uśmiechnął się smutno.
Ten
sam pierścionek zamierzał podarować Jessice wiele lat temu zanim
Dean stanął w drzwiach jego mieszkania. Wtedy też bardzo się
denerwował,ale wolałby przeżywać ten stres ze zdwojoną siłą
niż chociaż ukradkiem dostrzec jej ciało na suficie z ogromną
plamą krwi kapiącą mu na twarz. Zdarzało się,że ten widok
jeszcze czasem nawiedzał go w snach,lecz nie wywoływał już takich
emocji. Azazel odpowiedzialny za jej śmierć nie żyje i została
pomszczona. Było minęło,nic już nie wróci jej życia i trzeba
iść do przodu.
Musnął
palcami mały diament w pierścionku na pożegnanie wspomnień i
zamknął pudełko ponownie je chowając. W tej samej chwili odczuł
coś przypominającego powiew wiatru. Zmarszczył brwi i rozejrzał
się,ale wszystko wydawało się być w porządku.
– Chyba
jestem za bardzo zmęczony – mruknął na głos sam do siebie i
położył się z powrotem do łóżka jakimś cudem zasypiając.
*
– Imo?
Imo,gdzie jesteś?
Szybkie
kroki Deana przeplatały się z jego podnoszącym się,coraz bardziej
zaniepokojonym głosem. Imoen cofnęła się na kilka kroków z
pokoju dziecięcego do sypialni i zawołała:
– Tutaj,w
nowej sypialni!
Właśnie
skończyła zamiatać kurz z komody i kołyski oraz przetarła nieco
zakurzoną podłogę. Uśmiechnęła się do siebie. Teraz
wystarczyło dodać tylko kilka mebli i ozdób,a pokoik będzie
całkiem przytulny.
– No,nareszcie,szukam
cię po całym...
Urwał,gdy
wszedł do pokoju. Spojrzenie jego zielonych oczu powędrowało po
całej przestrzeni. Przez chwilę błysnęła w nich radość,ale
opuścił głowę i westchnął patrząc na swoją ukochaną z
troską.
– Zrobiłaś
to wszystko sama?
– Tak
– wzruszyła ramionami – Chciałam chociaż nieco go odświeżyć.
Prawda,że wygląda wspaniale? Wiem,wiem,przyda się zapewne jeszcze
kilka rzeczy,ale...
– Jest
w porządku – przerwał jej nieco ostrzejszym tonem – Ale nie
możesz się przemęczać.
Imoen
przewróciła oczami,ale się uśmiechnęła.
– Dean,to
nic takiego. Czuję się dobrze. Dość się należałam ostatnio.
Już nic mi nie grozi!
Zaśmiała
się i obróciła wokół własnej osi. Dean zmusił się do krzywego
uśmiechu. Imoen była jednak tak szczęśliwa,że nie zwróciła na
niego uwagi. Stanął więc tyłem do niej i objął ją kładąc
dłoń na zaokrąglonym brzuchu.
– A
jak się ma nasze maleństwo?
– Sądzę,że
równie dobrze jak ja.
– To
świetnie,bo dziś przekonamy się czy to chłopiec czy dziewczynka.
Starał
się zachować obojętny ton,ale przyszło mu to z trudem. Był tym
faktem niezmiernie podekscytowany.
Imoen
odwróciła się przez ramię i zmarszczyła brwi.
– Jak
to: dzisiaj?
– Tak,że
Sammy planuje dzisiaj randkę z Sarą w domu. Bardzo specjalną
randkę,więc pomyślałem,że skoro i tak powinniśmy zostawić ich
samych,możemy pójść do lekarza. Imoen zamruczała z
zadowolenia,kiedy zarośnięty policzek Deana musnął jej szyję,a
usta złożyły na niej pocałunek. Dłonie ukochanego masowały jej
brzuch i mogłaby trwać tak w nieskończoność,ale nagle oboje
drgnęli i odsunęli się od siebie.
– Ty
też to poczułeś? – spytała Imoen odwracając się. Oczy miała
szeroko rozwarte ze strachu,jednak Deana przeciwnie-błyszczały z
radości i wzruszenia.
– Tak
– uśmiechnął się i delikatnie poklepał jej brzuch.
Odpowiedziało mu kolejne kopnięcie. – Maleństwo wreszcie zaczęło
się ruszać.
Imoen
odetchnęła z ulgą. Było to bardzo dziwne uczucie i początkowo
myślała,że chodzi o drzemiącą wewnątrz niej energię. Obawiała
się,że znowu dzieje się coś złego,lecz wyraz twarzy ukochanego
skutecznie ją uspokoił.
Odwrócił
ją twarzą do siebie. W oczach błyszczały mu łzy.
– Kocham
cię – wyszeptał pochylając głowę.
– Ja
ciebie też – odparła i z ochotą przyjęła pocałunek.
Nagle
usłyszeli,że coś roztrzaskuje się o podłogę. Tym razem odsunęli
się od siebie całkowicie,bo żadne z nich nie miało nawet
mglistego pojęcia o tym,co się stało.
Spojrzenie
Deana powędrowało do komody i tuż pod nią. Zmarszczył brwi i
podszedł do resztek stłuczonej porcelany. Schylił się i przyjrzał
kawałkom. Wśród nich dało się zauważyć fragmenty różowych
policzków i intensywnie błękitne oczy leżące pośród warstw
tiulu i długich blond włosów w strąkach. Lalka stała idealnie na
środku komody,między pluszowym misiem z wypłowiałym futerkiem i
karuzelą z konikami,która wciąż grała po nakręceniu.
– Najwyraźniej
źle ją odstawiłam – stwierdziła Imo.
– Nie
– oznajmił stanowczo Dean podnosząc się. Popatrzył na nią z
dziwną mieszaniną zaniepokojenia i strachu.
– Coś
zrzuciło tę lalkę.
*
Sam
postawił na przeciwległych krańcach stołu kieliszki do wina i
odsunął się na killa kroków podziwiając całość. Na obiad
postanowił przygotować spaghetti,bo akurat to danie nie
przekraczało jego możliwości kulinarnych. Do tego na przystawkę
zdrowa sałatka z tuńczykiem,którą oboje z Sarą lubili a także
szarlotka na deser (oczywiście z uwzględnieniem zapasowej porcji
dla Deana w lodówce).
– Wow,robi
wrażenie.
Sarah
stanęła w drzwiach pokoju opierając dłoń na framudze i
uśmiechała się zalotnie. Na jej widok Sam zamarł a oczy mu
pociemniały.
Jej
ciało opinała ta sama seksowna,czarna sukienka co podczas ich
pierwszej randki. W dodatku włosy także upięła w ten sam sposób-w
gładkiego koka z wypuszczonymi z niego luzem krętymi kosmykami.
Zauważył także,że się umalowała i chociaż w tym wypadku pamięć
go zawodziła,mógł w ciemno założyć, że i makijaż jest
identyczny jak tamtego wieczora.
– Mógłbym
powiedzieć to samo o tobie – mruknął podchodząc i całując ją
przelotnie w usta. Sarah starała się stłumić ciężkie
westchnienie,gdy ich usta się rozłączyły i uśmiechnęła się
nerwowo. Czyżby domyślała się o co tu chodziło?
– Czego
się napijesz? – spytał odsuwając jej krzesło i wskazując na
kieliszek.
Wydęła
usta.
Sam
roześmiał się głośno. Nie dość,że ubrała się identycznie,to
jeszcze użyła w rozmowie tej samej kwestii.
– Okej.
Zaczekaj,zaraz przyniosę.
Podczas
kolacji Sarah opowiedziała mu pokrótce o wizycie u Tamary a
on,jeszcze krócej o ostatnich wydarzeniach na miejscu,mimo że Sarah
nalegała.
– Saro,wszystko
jest w porządku – powiedział – Nie skupiajmy się teraz na
problemach,proszę.
Wolno
skinęła głową.
– Okej
– powiedziała równie powoli. Zapanowało milczenie,które w końcu
przerwał Sam:
– Przyniosę
ciasto.
W
kuchni wziął głęboki oddech i dotknął pudełeczka w kieszeni.
Już niedługo. Po deserze.
Wziął
do rąk dwa talerze i już miał wychodzić,kiedy odniósł
wrażenie,że coś przemknęło mu przed nosem. Zamrugał oczyma,ale
nic więcej nie zauważył. Przypomniało mu się o nocnym powiewie I
przez chwilę zamarł,ale potem roześmiał się. O tak,zdecydowanie
był zbyt przemęczony.
Zjedli
deser rozmawiając o drobiazgach. Sam uważnie obserwował ruchy Sary
I kiedy odłożyła łyżeczkę po ostatnim kęsie ciasta,podniósł
się sztywno i ruszył w jej kierunku. Popatrzyła na niego
zdziwiona.
– Saro...
– odchrząknął – Kiedy byłaś u Tamary mówiłem,że chciałbym
z tobą o czymś porozmawiać. – Teraz jest ta chwila.
Sięgnął
od kieszeni I już miał wyjąć z niej pudełko,kiedy nagle rozległ
się przerażający krzyk.
– NIEEEE!!!–
zagrzmiał stłumiony głos dochodzący jakby ze studni. Sarah ze
strachem poderwała się z krzesła I wtedy dostrzegła zarys widma
sunącego w kierunku Sama z dzikim wrzaskiem. Młodszy Winchester
krzyknął,gdy przeniknęło przez jego postać i opadł na kolana
ciężko dysząc.
– O
mój Boże,Sam,nic ci nie jest? – Sarah opadła tuż obok niego
kładąc mu rękę na ramieniu. Oczy miała rozwarte do granic
możliwości.
– Nie
– wydyszał powoli się podnosząc.
– To
był duch? Skąd się tu wziął?
Miał
zamiar odpowiedzieć,że to przecież niemożliwe,ale przez ułamek
sekundy wydawało mu się,że dostrzegł twarz widma. Otworzył
usta,ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
Nie.
To przecież nie mogło być prawdą.
To
nie mogła być...
---------------------------------------------------------
Wena mi wyjątkowo sprzyja,więc i rozdział jest szybko :) To chyba przez tą zmianę klimatu mam czysty umysł i mogę w spokoju pisać :D Przepraszam,że rozdział ciut przesłodzony moim zdaniem,jednakże mam też nadzieję,że Was zaintrygował. Mogę zdradzić tylko,że w następnym dowiecie się jakiej płci jest baby Winchester :D
Jak widzicie,dodałam akapity. Powinnam to zrobić na samym początku opowiadania,bo wygląda to o wiele lepiej,ale dopiero dzisiaj ogarnęłam,jak zrobić takie,na jakich mi zależało xD
Ściskam!