One day when heaven calls my name
– Imo,usiądź
– powtórzyła po raz kolejny Sarah zerkając na kręcącą się z
kąta w kąt przyjaciółkę znad czytanej gazety. – Na pewno nic
mu się nie stało.
Sama
chciała wierzyć,że Winchesterowie są bezpieczni,ale wciąż była
przy nich myślami,w wyniku czego już co najmniej trzeci raz czytała
jedno zdanie.
– Wiem,wiem
– mruknęła Imoen masując uspokajająco ogromny brzuch. Wreszcie
westchnęła i uległa namowom Blake ciężko opadając na sofę obok
niej.
– Jak
się czujesz?
Ciężarna
wzruszyła ramionami.
– Bywało
lepiej.
Sarah
w mig ją przejrzała.
– Okej,co
powiesz na małą drzemkę... – Podniosła się z sofy i zaczęła
układać przyjaciółce poduszki. – A ja zrobię ci herbatki na
uspokojenie,hm?
– Dobra,dobra.
– mruknęła Imoen posłusznie się kładąc. – Saro?
– Tak?
– Odwróciła się i zmarszczyła brwi.
– Wiem,że
Amara nic mu nie zrobi. Jestem o to dziwnie spokojna. Ale mam
przeczucie,że wydarzy się coś złego. To znaczy nie do końca
ja...mały jest bardzo niespokojny.
– To
pewnie nic takiego. – uśmiechnęła się nieco wymuszenie Sarah. –
Może po prostu się nudzi?
– Mhm.
– mruknęła delikatnie poklepując brzuszek. Odpowiedziało jej
kolejne silne kopnięcie. Było podobne do tego,które miało na celu
ostrzec ich przed obecnością ducha – stanowczo zbyt mocne.
Odchyliła
głowę i przymknęła powieki. Nieprzespana z powodu koszmaru Deana
noc dała jej się we znaki i szybko odpłynęła w sen. Docierały
do niej tylko nieliczne odgłosy Sary krzątającej się w
kuchni,szum gotującej się wody i odgłos stawianego na stoliku obok
kubka,po który nie miała nawet ochoty sięgnąć.
Obudził
ją huk. Błyskawicznie zerwała się na równe nogi nie wiedząc,co
się dzieje. Nim zdążyła zareagować,jej oczom ukazały się
wzbijające się w powietrze tumany kurzu pochodzące z fragmentu
wyważonych drzwi leżących na podłodze.
– Puk
puk,czy jest ktoś w domu? – odezwał się szorstki męski głos,a
na metalowych schodach rozległy się ciężkie kroki.
– Na
dół! – syknęła zjawiając się zupełnie znikąd Sarah.
Z
sercem w gardle Imoen ruszyła za nią długim korytarzem prowadzącym
do garażu.
Ciężko
dysząc,oparła się o jeden z samochodów z trudem łapiąc oddech.
Bieganie w dziewiątym miesiącu ciąży,zwłaszcza w sytuacji
zagrożenia życia zdecydowanie nie było łatwe.
Sarah
zatrzymała się gwałtownie. Jej dłonie ściskające kurczowo
pistolet drżały.
– Imo,wiem,że
ci ciężko,ale musisz wytrzymać,jeszcze kawałek,niedaleko jest
wyjście!
– Tylko...chwilę...proszę...
– Jej twarz wykrzywił grymas bólu.
– Mam
was.
Światła
nagle się zapaliły i ich oczom ukazał się stojący u szczytu
schodów krępy,blondwłosy mężczyzna ubrany w zwyczajną koszulę
koloru khaki z rękoma w kieszeniach dżinsów.
Wolnym
krokiem ruszył w dół. Jego kroki odbijały się echem w
przesiąkniętej ciszą sali. Sarah zmrużyła oczy i rozchyliła
usta,gdy uświadomiła sobie kim jest intruz.
– Lucyfer
– wyszeptała.
– We
własnej osobie słonko – klasnął w dłonie. – Ty musisz być
narzeczoną mojego kumpla,mam rację?
Sarah
odpowiedziała mu kulą z wyrytym zaklęciem. Wylądowała w ramieniu
Lucyfera.
– Auć
– powiedział obojętnie i sięgnął do rany wydobywając z niej
pocisk. – Nie zabija się posłańca.
– Czego
chcesz? – spytała Blake sięgając po ukryty za paskiem nóż.
Intruz
powiódł wzrokiem po sali aż wreszcie odnalazł bladą Imoen.
Uśmiechnął się i ruszył w jej stronę. Sarah stanęła mu na
drodze.
– Możesz
wziąć mnie,ale od niej trzymaj się z daleka.
Obrzucił
ją od góry do dołu uważnym spojrzeniem.
– Spokojnie,kochana.
Ty też mi się przydasz. Jestem pewien,że Sam bardzo chętnie
zwróci ci wolność w zamian za zostanie moim naczyniem.
Pierwszy
raz w oczach Sary błysnął strach.
– Nie
– szepnęła,ale Lucyfer już na nią nie patrzył.
– Ach,nasza
kochana Imoen. Siostra bardzo się o ciebie martwi. Wysłała mnie za
tobą.
– Kłamiesz
– odparła z trudem.
– Jestem
diabłem. Tak właśnie robię. Czułem,że Amara nie zdobędzie się
na wymuszenie na tobie posłuszeństwa torturami,dlatego sam musiałem
wziąć sprawy w swoje ręce. – wzruszył ramionami.
Imoen
z trudem się podniosła,lecz zanim zdążyła uciec,szarpnął ją
za rękę aż krzyknęła. Sarah rzuciła się w ich kierunku,ale
Lucyfer machnął ręką i fala energii przygniotła ją do ziemi.
*
Sarah
uniosła lekko głowę,która zdawała się w tej chwili być dla
niej niepotrzebnym ciężarem. Zamrugała kilkakrotnie i zmarszczyła
czoło,gdy jej wzrok nie odnalazł punktu zaczepienia w całkowitej
ciemności. Chciała się ruszyć,wstać,ale uświadomiła sobie,że
jej ręce wyciągnięte są w górę i przywiązane do belki. Serce
załomotało jej w piersi,gdy umysł podsunął jej ostatnie znane
wspomnienie.
– Imo?
– wykrztusiła przez suche gardło.
– Tu
jestem – odparła cicho.
Zbłąkany
promień nikłego słońca przemykający przez zabite spróchniałymi
deskami okno rzucił nieco światła na pomieszczenie i dostrzegła
swoją przyjaciółkę przywiązaną w ten sam sposób do ściany
obok. Na jej twarzy malował się ból.
– Wszystko
będzie dobrze,okej? Uciekniemy stąd – powiedziała Sarah wlewając
w te słowa tyle przekonania,ile była w stanie.
Imoen
nie odpowiedziała. W zawilgoconej piwnicy panowała absolutna cisza
i Sarah wyraźnie usłyszała jej przyspieszony oddech. Chwilę
później powietrze przeciął jej ostry krzyk.
– Och
nie. Nie,nie,nie,nie – Sarah rozszerzyła oczy i zaczęła się
szarpać chcąc za wszelką cenę się teraz uwolnić. – Powiedz
mi,że...
– To
już – wycedziła tłumiąc kolejny krzyk gdy skurcz boleśnie
wstrząsnął jej ciałem. – Przeczuwałam to.
Ostatnie
czego chciała to obecność Lucyfera tutaj,ale nie było innego
wyjścia i Sarah zaczęła histerycznie krzyczeć,aż ochrypła.
Musiał przecież gdzieś tu być!
– Co
się dzieje do cholery?! – odparł pojawiając się znikąd.
– Ona
rodzi. Musisz ją rozwiązać!
– Och,no
tak,cóż. – mruknął niewzruszony zwracając się do Imoen–
Wybacz słonko,ale nie dopuszczenie do jego narodzin to mój
priorytet. Skoro twoja siostrzyczka nie chce cię odzyskać to nic mi
po tobie. Planowałem cię zabić na oczach twojego kochasia,ale
skoro temu potworowi tak się spieszy...pożegnaj się z psiapsiółką.
Uniósł
dłoń i uśmiechnął się tryumfalnie zamierzając odebrać jej
życie.
– Panie,zaczekaj!
– Ni stąd ni zowąd Rowena położyła dłoń na jego ramieniu.
Lucyfer spojrzał na nią z irytacją.
– Za
pozwoleniem... – Nachyliła się i wyszeptała mu do ucha coś,co
najwyraźniej mu się spodobało.
– Doskonale
Roweno. A zatem zajmij się tym. Zaczekam na górze,jestem zbyt
wrażliwy.
Sarah
patrzyła to na cierpiącą coraz bardziej Imoen,to na Rowenę nic
nie rozumiejąc.
Czarownica
machnęła ręką i więzy krępujące Imoen opadły,a ona zwinęła
się na podłogę z grymasem na twarzy.
Rowena
westchnęła głośno odrzucając do tyłu włosy i uklękła.
Pomogła Imoen się podnieść i uśmiechnęła się niemal szczerze.
– Cierpliwości
kochanie. Niedługo będzie po wszystkim.
*
Sam
i Dean z hukiem wylądowali na twardym betonie,lecz po chwili
dekoncentracji zapomnieli o bolesnym lądowaniu i szybko się
podnieśli.
Rozejrzeli
się i dostrzegli szereg sklepów oraz kawiarnie,w których jak gdyby
nic siedzieli ludzie nie obawiając się nadciągającego deszczu.
Pozostali biegli z pochylonymi głowami do samochodów,domów i
zatrzaskiwali okiennice aby uniknąć przemoknięcia.
Bracia
popatrzyli po sobie z niedowierzaniem. Poznawali tą okolicę.
Byli
w Lawrence.
Dean
pierwszy otrząsnął się z szoku. Szybko określił lokalizację i
ruszył wzdłuż ulicy nie zważając na targający jego ubraniem
wiatr.
– Dean,gdzie
idziesz? – Sam pobiegł za nim.
– Jeśli
zabrał dziewczyny do Lawrence,to tylko w jedno miejsce.
– Nasz
dom. – Sam przełknął ślinę.
Minęli
kilka przecznic i stanęli przed zgliszczami miejsca,które wiele lat
temu było ich domem. Sam patrzył na ruiny z ciekawością usiłując
wyobrazić sobie jak musiał wyglądać w rzeczywistości dom,który
widział do tej pory wyłącznie na zdjęciach. Westchnął cicho i
spojrzał na brata. Widział,że w jego oczach zabłysły łzy i
poprzysiągł sobie,że Lucyfer zapłaci nie tylko za porwanie
dziewczyn,ale też za zmuszenie ich do konfrontacji z bolesną
przeszłością.
Starszy
Winchester oprzytomniał,kiedy do jego uszu dobiegł rozpaczliwy
krzyk bez wątpienia wydany przez Imoen. Serce podeszło mu do
gardła,gdy tylko przypomniał sobie zesłane przez Amarę obrazy i
bez zastanowienia ruszył pędem w stronę źródła krzyku.
Dom
nie spłonął doszczętnie – ostały się kawałki ścian,na
których wciąż wisiały osmolone zdjęcia i obrazy. Również część
mebli nie została tknięta przez ogień i stały tam,zakurzone i
zapomniane.
Nie
mieli czasu się rozglądać,gdyż w chwili gdy Dean postawił stopę
w miejscu,gdzie przed laty znajdowały się drzwi wejściowe,został
unieruchomiony. Zaklął pod nosem i usiłował się wyrwać.
– Ach,witam
– odezwał się Lucyfer częstując go swoim firmowym uśmiechem. –
Och,jest i mój przyjaciel. Witaj,współlokatorze.
Sam
obdarzył go zawistnym spojrzeniem gdy upadły anioł przygwoździł
swoją mocą i jego.
Z
dołu dochodziły kolejne rozpaczliwe krzyki i urywany szloch. Dean
rozchylił usta,kiedy zdał sobie sprawę,co jest tego przyczyną.
Zaczął szarpać się ze zdwojoną siłą wydając przy tym niemal
zwierzęcy ryk. Znamię Kaina dodatkowo potęgowało jego wściekłość.
– Nie
dostaniesz go. Nie pozwolę ci – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Lucyfer
roześmiał się głośno i jeszcze mocniej zacisnął na nich
niewidzialne więzy.
– Odważne
słowa. Ale obawiam się,że jednak dostanę. Jesteś zbyt
słaby,żeby...
Nagle
i on wygiął się z bólu. Niewidzialna ręka agonii zacisnęła się
na jego szyi. Sam odwrócił się i dostrzegł Amarę zbliżającą
się do Lucyfera. Jej oczy płonęły wściekłością,a usta
zaciśnięte były w wąską kreskę.
– Ty
głupcze. Zapłacisz za to. – syknęła Ciemność. Odwróciła się
do braci i tym samym tonem dodała:
– Na
dół!
Deanowi
nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zerwał się jak oparzony i
ruszył po schodach do piwnicy. Widok,który zastał na dole rozerwał
mu serce.
*
Imoen
miała ochotę błagać Rowenę,żeby dała jej spokój i po prostu
zabiła. Ból był nie do zniesienia,czuła że niewidzialna siła
chce ją rozedrzeć. Łzy bezradności płynęły jej po
policzkach,gdy uniosła się by po raz kolejny przeć.
Czuła
się jak w najgorszym,sennym koszmarze. Zupełnie inaczej wyobrażała
sobie poród. Nie spodziewała się tak ogromnego bólu,ale przede
wszystkim tak dramatycznych okoliczności. Chociażby nie wiadomo jak
chciała,nie mogła zatrzymać akcji porodowej. Wiedziała,że gdy to
wszystko się skończy będzie cierpieć jeszcze bardziej,bo Rowena
natychmiast odbierze jej synka i wyda go Lucyferowi na śmierć a ona
nie mogła nic na to poradzić,a w dodatku nie było obok niej Deana.
– Dasz
radę! – krzyczała rozpaczliwie Sarah wciąż usiłująca się
uwolnić.
Głos
przyjaciółki był dla niej w tej chwili jedyną ostoją. Usiłowała
na nią spojrzeć,ale kolejny grymas wykrzywił jej twarz.
– Już
niedługo. – oznajmiła Rowena. – Przyj!
Z
wielkim wysiłkiem uniosła się i chciała to zrobić,ale zatrzęsła
się i opadła z powrotem na twardą ziemię.
Była
zbyt słaba.
– Nie
mogę – załkała żałośnie.
– Musisz,Imo!
– Jeszcze
tylko raz. Ostatni raz i twoje cierpienie się skończy. – dodała
coraz bardziej zniecierpliwiona,ale jednocześnie niezdrowo
podniecona Rowena.
Bracie,jeśli
jeszcze gdzieś tam jesteś,błagam,pomóż mi! – zawołała
w duchu.
Ostatkiem
sił uniosła się na łokciach. Wzrok zaczął jej się
rozmazywać,widziała przed sobą tylko rudą plamę. Myślała,że
otępiony umysł płata jej figle,kiedy zauważyła,że drzwi do
piwnicy się otwierają i staje w nich męska sylwetka.
– Imo!
Odepchnął
Rowenę i znalazł się tuż przy niej. Czuła,że ujął jej głowę
w dłonie i dodało jej to siły. W tej samej chwili Sarah wreszcie
się uwolniła i natychmiast rzuciła się w jej kierunku.
Imoen
zebrała się w sobie i z krzykiem wykonała ostatnie pchnięcie.
Poczuła
chwilową ulgę,ból ustępował,w głowie jej wirowało,a w uszach
brzęczało. Mimo to uśmiechnęła się delikatnie gdy do jej uszu
dobiegł ostry płacz.
– Mam
go – dobiegł jakby z oddali trzęsący się głos Sary.
Spojrzała
w górę,na Deana,ale jego twarz stanowiła rozmytą plamę,która
powoli znikała jej sprzed oczu. Robiło się coraz ciemniej i
ciemniej,aż w końcu nie widziała już nic.
Jej
ciało zesztywniało,a oczy znieruchomiały utkwione w twarzy
Deana,kiedy oddawała ducha niebu.
---------------------------------------------------------------------
---------------------------------------------------------------------