piątek, 21 października 2016

Epilog #1

One day when heaven calls my name


 – Imo,usiądź – powtórzyła po raz kolejny Sarah zerkając na kręcącą się z kąta w kąt przyjaciółkę znad czytanej gazety. – Na pewno nic mu się nie stało.
Sama chciała wierzyć,że Winchesterowie są bezpieczni,ale wciąż była przy nich myślami,w wyniku czego już co najmniej trzeci raz czytała jedno zdanie.
Wiem,wiem – mruknęła Imoen masując uspokajająco ogromny brzuch. Wreszcie westchnęła i uległa namowom Blake ciężko opadając na sofę obok niej.
Jak się czujesz?
Ciężarna wzruszyła ramionami.
Bywało lepiej.
Sarah w mig ją przejrzała.
Okej,co powiesz na małą drzemkę... – Podniosła się z sofy i zaczęła układać przyjaciółce poduszki. – A ja zrobię ci herbatki na uspokojenie,hm?
Dobra,dobra. – mruknęła Imoen posłusznie się kładąc. – Saro?
Tak? – Odwróciła się i zmarszczyła brwi.
Wiem,że Amara nic mu nie zrobi. Jestem o to dziwnie spokojna. Ale mam przeczucie,że wydarzy się coś złego. To znaczy nie do końca ja...mały jest bardzo niespokojny.
To pewnie nic takiego. – uśmiechnęła się nieco wymuszenie Sarah. – Może po prostu się nudzi?
Mhm. – mruknęła delikatnie poklepując brzuszek. Odpowiedziało jej kolejne silne kopnięcie. Było podobne do tego,które miało na celu ostrzec ich przed obecnością ducha – stanowczo zbyt mocne.
Odchyliła głowę i przymknęła powieki. Nieprzespana z powodu koszmaru Deana noc dała jej się we znaki i szybko odpłynęła w sen. Docierały do niej tylko nieliczne odgłosy Sary krzątającej się w kuchni,szum gotującej się wody i odgłos stawianego na stoliku obok kubka,po który nie miała nawet ochoty sięgnąć.
Obudził ją huk. Błyskawicznie zerwała się na równe nogi nie wiedząc,co się dzieje. Nim zdążyła zareagować,jej oczom ukazały się wzbijające się w powietrze tumany kurzu pochodzące z fragmentu wyważonych drzwi leżących na podłodze.
Puk puk,czy jest ktoś w domu? – odezwał się szorstki męski głos,a na metalowych schodach rozległy się ciężkie kroki.
Na dół! – syknęła zjawiając się zupełnie znikąd Sarah.
Z sercem w gardle Imoen ruszyła za nią długim korytarzem prowadzącym do garażu.
Ciężko dysząc,oparła się o jeden z samochodów z trudem łapiąc oddech. Bieganie w dziewiątym miesiącu ciąży,zwłaszcza w sytuacji zagrożenia życia zdecydowanie nie było łatwe.
Sarah zatrzymała się gwałtownie. Jej dłonie ściskające kurczowo pistolet drżały.
Imo,wiem,że ci ciężko,ale musisz wytrzymać,jeszcze kawałek,niedaleko jest wyjście!
Tylko...chwilę...proszę... – Jej twarz wykrzywił grymas bólu.
Mam was.
Światła nagle się zapaliły i ich oczom ukazał się stojący u szczytu schodów krępy,blondwłosy mężczyzna ubrany w zwyczajną koszulę koloru khaki z rękoma w kieszeniach dżinsów.
Wolnym krokiem ruszył w dół. Jego kroki odbijały się echem w przesiąkniętej ciszą sali. Sarah zmrużyła oczy i rozchyliła usta,gdy uświadomiła sobie kim jest intruz.
Lucyfer – wyszeptała.
We własnej osobie słonko – klasnął w dłonie. – Ty musisz być narzeczoną mojego kumpla,mam rację?
Sarah odpowiedziała mu kulą z wyrytym zaklęciem. Wylądowała w ramieniu Lucyfera.
Auć – powiedział obojętnie i sięgnął do rany wydobywając z niej pocisk. – Nie zabija się posłańca.
Czego chcesz? – spytała Blake sięgając po ukryty za paskiem nóż.
Intruz powiódł wzrokiem po sali aż wreszcie odnalazł bladą Imoen. Uśmiechnął się i ruszył w jej stronę. Sarah stanęła mu na drodze.
Możesz wziąć mnie,ale od niej trzymaj się z daleka.
Obrzucił ją od góry do dołu uważnym spojrzeniem.
Spokojnie,kochana. Ty też mi się przydasz. Jestem pewien,że Sam bardzo chętnie zwróci ci wolność w zamian za zostanie moim naczyniem.
Pierwszy raz w oczach Sary błysnął strach.
Nie – szepnęła,ale Lucyfer już na nią nie patrzył.
Ach,nasza kochana Imoen. Siostra bardzo się o ciebie martwi. Wysłała mnie za tobą.
Kłamiesz – odparła z trudem.
Jestem diabłem. Tak właśnie robię. Czułem,że Amara nie zdobędzie się na wymuszenie na tobie posłuszeństwa torturami,dlatego sam musiałem wziąć sprawy w swoje ręce. – wzruszył ramionami.
Imoen z trudem się podniosła,lecz zanim zdążyła uciec,szarpnął ją za rękę aż krzyknęła. Sarah rzuciła się w ich kierunku,ale Lucyfer machnął ręką i fala energii przygniotła ją do ziemi.



*


Sarah uniosła lekko głowę,która zdawała się w tej chwili być dla niej niepotrzebnym ciężarem. Zamrugała kilkakrotnie i zmarszczyła czoło,gdy jej wzrok nie odnalazł punktu zaczepienia w całkowitej ciemności. Chciała się ruszyć,wstać,ale uświadomiła sobie,że jej ręce wyciągnięte są w górę i przywiązane do belki. Serce załomotało jej w piersi,gdy umysł podsunął jej ostatnie znane wspomnienie.
Imo? – wykrztusiła przez suche gardło.
Tu jestem – odparła cicho.
Zbłąkany promień nikłego słońca przemykający przez zabite spróchniałymi deskami okno rzucił nieco światła na pomieszczenie i dostrzegła swoją przyjaciółkę przywiązaną w ten sam sposób do ściany obok. Na jej twarzy malował się ból.
Wszystko będzie dobrze,okej? Uciekniemy stąd – powiedziała Sarah wlewając w te słowa tyle przekonania,ile była w stanie.
Imoen nie odpowiedziała. W zawilgoconej piwnicy panowała absolutna cisza i Sarah wyraźnie usłyszała jej przyspieszony oddech. Chwilę później powietrze przeciął jej ostry krzyk.
Och nie. Nie,nie,nie,nie – Sarah rozszerzyła oczy i zaczęła się szarpać chcąc za wszelką cenę się teraz uwolnić. – Powiedz mi,że...
To już – wycedziła tłumiąc kolejny krzyk gdy skurcz boleśnie wstrząsnął jej ciałem. – Przeczuwałam to.
Ostatnie czego chciała to obecność Lucyfera tutaj,ale nie było innego wyjścia i Sarah zaczęła histerycznie krzyczeć,aż ochrypła. Musiał przecież gdzieś tu być!
Co się dzieje do cholery?! – odparł pojawiając się znikąd.
Ona rodzi. Musisz ją rozwiązać!
Och,no tak,cóż. – mruknął niewzruszony zwracając się do Imoen– Wybacz słonko,ale nie dopuszczenie do jego narodzin to mój priorytet. Skoro twoja siostrzyczka nie chce cię odzyskać to nic mi po tobie. Planowałem cię zabić na oczach twojego kochasia,ale skoro temu potworowi tak się spieszy...pożegnaj się z psiapsiółką.
Uniósł dłoń i uśmiechnął się tryumfalnie zamierzając odebrać jej życie.
Panie,zaczekaj! – Ni stąd ni zowąd Rowena położyła dłoń na jego ramieniu. Lucyfer spojrzał na nią z irytacją.
Za pozwoleniem... – Nachyliła się i wyszeptała mu do ucha coś,co najwyraźniej mu się spodobało.
Doskonale Roweno. A zatem zajmij się tym. Zaczekam na górze,jestem zbyt wrażliwy.
Sarah patrzyła to na cierpiącą coraz bardziej Imoen,to na Rowenę nic nie rozumiejąc.
Czarownica machnęła ręką i więzy krępujące Imoen opadły,a ona zwinęła się na podłogę z grymasem na twarzy.
Rowena westchnęła głośno odrzucając do tyłu włosy i uklękła. Pomogła Imoen się podnieść i uśmiechnęła się niemal szczerze.
Cierpliwości kochanie. Niedługo będzie po wszystkim.


*


Sam i Dean z hukiem wylądowali na twardym betonie,lecz po chwili dekoncentracji zapomnieli o bolesnym lądowaniu i szybko się podnieśli.
Rozejrzeli się i dostrzegli szereg sklepów oraz kawiarnie,w których jak gdyby nic siedzieli ludzie nie obawiając się nadciągającego deszczu. Pozostali biegli z pochylonymi głowami do samochodów,domów i zatrzaskiwali okiennice aby uniknąć przemoknięcia.
Bracia popatrzyli po sobie z niedowierzaniem. Poznawali tą okolicę.
Byli w Lawrence.
Dean pierwszy otrząsnął się z szoku. Szybko określił lokalizację i ruszył wzdłuż ulicy nie zważając na targający jego ubraniem wiatr.
Dean,gdzie idziesz? – Sam pobiegł za nim.
Jeśli zabrał dziewczyny do Lawrence,to tylko w jedno miejsce.
Nasz dom. – Sam przełknął ślinę.
Minęli kilka przecznic i stanęli przed zgliszczami miejsca,które wiele lat temu było ich domem. Sam patrzył na ruiny z ciekawością usiłując wyobrazić sobie jak musiał wyglądać w rzeczywistości dom,który widział do tej pory wyłącznie na zdjęciach. Westchnął cicho i spojrzał na brata. Widział,że w jego oczach zabłysły łzy i poprzysiągł sobie,że Lucyfer zapłaci nie tylko za porwanie dziewczyn,ale też za zmuszenie ich do konfrontacji z bolesną przeszłością.
Starszy Winchester oprzytomniał,kiedy do jego uszu dobiegł rozpaczliwy krzyk bez wątpienia wydany przez Imoen. Serce podeszło mu do gardła,gdy tylko przypomniał sobie zesłane przez Amarę obrazy i bez zastanowienia ruszył pędem w stronę źródła krzyku.
Dom nie spłonął doszczętnie – ostały się kawałki ścian,na których wciąż wisiały osmolone zdjęcia i obrazy. Również część mebli nie została tknięta przez ogień i stały tam,zakurzone i zapomniane.
Nie mieli czasu się rozglądać,gdyż w chwili gdy Dean postawił stopę w miejscu,gdzie przed laty znajdowały się drzwi wejściowe,został unieruchomiony. Zaklął pod nosem i usiłował się wyrwać.
Ach,witam – odezwał się Lucyfer częstując go swoim firmowym uśmiechem. – Och,jest i mój przyjaciel. Witaj,współlokatorze.
Sam obdarzył go zawistnym spojrzeniem gdy upadły anioł przygwoździł swoją mocą i jego.
Z dołu dochodziły kolejne rozpaczliwe krzyki i urywany szloch. Dean rozchylił usta,kiedy zdał sobie sprawę,co jest tego przyczyną. Zaczął szarpać się ze zdwojoną siłą wydając przy tym niemal zwierzęcy ryk. Znamię Kaina dodatkowo potęgowało jego wściekłość.
Nie dostaniesz go. Nie pozwolę ci – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Lucyfer roześmiał się głośno i jeszcze mocniej zacisnął na nich niewidzialne więzy.
Odważne słowa. Ale obawiam się,że jednak dostanę. Jesteś zbyt słaby,żeby...
Nagle i on wygiął się z bólu. Niewidzialna ręka agonii zacisnęła się na jego szyi. Sam odwrócił się i dostrzegł Amarę zbliżającą się do Lucyfera. Jej oczy płonęły wściekłością,a usta zaciśnięte były w wąską kreskę.
Ty głupcze. Zapłacisz za to. – syknęła Ciemność. Odwróciła się do braci i tym samym tonem dodała:
Na dół!
Deanowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zerwał się jak oparzony i ruszył po schodach do piwnicy. Widok,który zastał na dole rozerwał mu serce.

*


Imoen miała ochotę błagać Rowenę,żeby dała jej spokój i po prostu zabiła. Ból był nie do zniesienia,czuła że niewidzialna siła chce ją rozedrzeć. Łzy bezradności płynęły jej po policzkach,gdy uniosła się by po raz kolejny przeć.
Czuła się jak w najgorszym,sennym koszmarze. Zupełnie inaczej wyobrażała sobie poród. Nie spodziewała się tak ogromnego bólu,ale przede wszystkim tak dramatycznych okoliczności. Chociażby nie wiadomo jak chciała,nie mogła zatrzymać akcji porodowej. Wiedziała,że gdy to wszystko się skończy będzie cierpieć jeszcze bardziej,bo Rowena natychmiast odbierze jej synka i wyda go Lucyferowi na śmierć a ona nie mogła nic na to poradzić,a w dodatku nie było obok niej Deana.
Dasz radę! – krzyczała rozpaczliwie Sarah wciąż usiłująca się uwolnić.
Głos przyjaciółki był dla niej w tej chwili jedyną ostoją. Usiłowała na nią spojrzeć,ale kolejny grymas wykrzywił jej twarz.
Już niedługo. – oznajmiła Rowena. – Przyj!
Z wielkim wysiłkiem uniosła się i chciała to zrobić,ale zatrzęsła się i opadła z powrotem na twardą ziemię.
Była zbyt słaba.
Nie mogę – załkała żałośnie.
Musisz,Imo!
Jeszcze tylko raz. Ostatni raz i twoje cierpienie się skończy. – dodała coraz bardziej zniecierpliwiona,ale jednocześnie niezdrowo podniecona Rowena.
Bracie,jeśli jeszcze gdzieś tam jesteś,błagam,pomóż mi! – zawołała w duchu.
Ostatkiem sił uniosła się na łokciach. Wzrok zaczął jej się rozmazywać,widziała przed sobą tylko rudą plamę. Myślała,że otępiony umysł płata jej figle,kiedy zauważyła,że drzwi do piwnicy się otwierają i staje w nich męska sylwetka.
Imo!
Dean – wyszeptała bezgłośnie.
Odepchnął Rowenę i znalazł się tuż przy niej. Czuła,że ujął jej głowę w dłonie i dodało jej to siły. W tej samej chwili Sarah wreszcie się uwolniła i natychmiast rzuciła się w jej kierunku.
Imoen zebrała się w sobie i z krzykiem wykonała ostatnie pchnięcie.
Poczuła chwilową ulgę,ból ustępował,w głowie jej wirowało,a w uszach brzęczało. Mimo to uśmiechnęła się delikatnie gdy do jej uszu dobiegł ostry płacz.
Mam go – dobiegł jakby z oddali trzęsący się głos Sary.
Spojrzała w górę,na Deana,ale jego twarz stanowiła rozmytą plamę,która powoli znikała jej sprzed oczu. Robiło się coraz ciemniej i ciemniej,aż w końcu nie widziała już nic.

Jej ciało zesztywniało,a oczy znieruchomiały utkwione w twarzy Deana,kiedy oddawała ducha niebu.

---------------------------------------------------------------------


2 komentarze:

  1. Kurcze no może Amara jej popmoże co się stało z Lucyferem cieszę się,że Sera nie zgodziła się zostać naczyniem Lucyfera i co po9wiedzała Rowena Lucyferowi jak będzie już drugi blog zgłoś go do katalogu opowiadań o wampirach i daj link na tym blogu pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Wróciłam, jak na razie! Ej, tak to nie miało być!!! Mieli żyć długo i szczęśliwie a Ty wywijasz mi taki numer. Mam nadzieję, że przywrócisz Imo do życia bo inaczej Ci tego nie wybaczę. Tak czułam, iż Lucyfer będzie postępował po swojemu nie słuchając ciotki ;) Zaskoczyło mnie natomiast zachowanie Amary, tego się po niej nie spodziewałam. Z niecierpliwością czekam na kolejnego twego bloga ;)

    OdpowiedzUsuń

Theme by Hanchesteria